POWSTANIE, KTÓRE PRZYNIOSŁO KLĘSKĘ
Z punktu widzenia wojskowego, powstanie styczniowe było od samego początku przedsięwzięciem beznadziejnym i kompletnie nieudanym.
“żadne większe miasto nie dostało się w ręce powstania ani nie opanowano żadnej połaci kraju — pisze wybitny polski historyk, a zarazem znawca zagadnień wojskowych, generał Kukieł. — Okazała się wyraźnie bezsilność improwizowanych sił polskich z 600 strzelbami myśliwskimi, a przeważnie kosynierów, czy nawet 'drągalierów’ przeciw wojsku rosyjskiemu przy jego sile ogniowej, wyjąwszy wypadki zupełnego zaskoczenia. Z przeszło 160 miejscowości, w których 'stały wojska rosyjskie, zaatakowano zaledwie 18, staczając 33 potyczki; przeciw armii z górą stutysięcznej wystąpiło 5.000 — 6.000 walczących” 1).
Tak było w pierwszych dniach powstania. Dla porównania można przypomnieć, że w powstaniu warszawskim 1944 roku opanowana została większa część stolicy kraju, a w powstaniu wielkopolskim 1918 roku w ciągu kilku dni opanowano Poznań z otaczającymi go fortami, większą część Prowincji Poznańskiej tylko bez Bydgoszczy i przyległego do niej pasa ziemi na północy, oraz bez skrawków terytorium na zachodzie i południu; opanowano na tym obszarze wszystkie miasta, linie kolejowe, lotniska, radiostacje, centrale telefoniczne i koszary. Gdyby powstanie styczniowe było w pierwszej fazie przedsięwzięciem udanym, powinno było opanować Warszawę wraz z cytadelą, linię kolejową warszawsko- wiedeńską, większą część prowincji, a o ile możności także i twierdze w Modlinie, Dęblinie i gdzie indziej.
Nie lepiej wiodło się powstaniu i później. “W pierwszych tygodniach siły powstania narosły do jakichś 20.000.” 2) W sierpniu zaś “na, jakieś 30.000 powstańców będących wtedy pod bronią, Rosja miała[1] [2] na obszarach objętych powstaniem w kwietniu 215.000, w lipcu 340.000; oczywiście była to koncentracja w przewidywaniu wystąpienia trzech mocarstw z interwencją zbrojną.” 3) Później siły powstania stały się o wiele szczuplejsze.
[1] Marian Kukieł “Dzieje Polski porozbiorowe 1795 - 1921”. Londyn, B. świderski, 1961. Str. 353. “Ze względu na brankę jaka miała nastąpić 26 stycznia, załogi rosyjskie znajdowały się w 160 punktach kraju, po 200 - 300 żołnierzy”. Ponadto “w samej Warszawie było 22 tysiące, a większe centra stanowiły miasta: Modlin, Zamość, Dęblin, Płock, Kalisz, Radom, Lublin”. Jan Ciałowicz, "Strategia powstania styczniowego”, “Tygodnik Powszechny”, Kraków, nr 4 (731), 27 styczeń 1963 r. Wedle pułkownika Ciałowicza strategia powstania aż do przyjścia Traugutta wyłącznie obronna, była bardzo niefortunna, a pierwotny plan — niedołężny i do żadnego logicznego celu nie wiodący.
[2] Kukieł, ibid., str. 354.
Tak wiec w chwili wybuchu powstania jego siły zbrojne miały się do efektywów państwa zaborczego na terenie operacyjnym jak 1:20, a w okresie kulminacyjnym rozrostu liczebnego oddziałów powstańczych ^ak 1:10, dysproporcja ta zaś była wielokrotnie powiększona przez nierówność uzbrojenia i organizacji.
Józef Piłsudski w swych pismach o roku 1863 uznał noc 22 stycznia za “przegraną taktyczną, ale zarazem duże zwycięstwo strategiczne powstania”, 4) a to dlatego, bo po wybuchu powstania “Rosjanie musieli zarządzić koncentrację swych wojsk w najważniejszych ośrodkach administracyjnych i węzłach komunikacyjnych — ogółem ponad 40 miejscowości, co siłą rzeczy oddawało w ręce powstania duże obszary, mnóstwo
wsi i miasteczek.” 5)
Nie można się żadną miarą z tym poglądem zgodzić. O zwycięstwie strategicznym można mówić tylko tam gdzie to zwycięstwo do czegoś prowadzi. Gdyby wycofanie się Rosjan z rozległych obszarów poza 40 głównymi miejscowościami pociągnęło ze sobą przeprowadzenie przez powstanie na tych obszarach powszechnej mobilizacji, wystawienie armii powstańczej w sile 200 lub 300 tysięcy ludzi, uzbrojenie tej armii bronią pospiesznie wyprodukowaną przez przemysł zbrojeniowy istniejący na miejscu, lub otrzymaną drogą masowych dostaw z zagranicy — można by mówić, że pierwsze operacje powstańcze, mimo niepowodzeń taktycznych, przyniosły sukces strategiczny. Ale jak wiemy, owo ogołocenie wsi i miasteczek z oddziałów rosyjskich nie przyniosło powstaniu żadnego trwałego pożytku. Przyniosło ono tylko chwilową złudę panowania oddziałów partyzanckich i administracji powstańczej tam, gdzie oddziały rosyjskie uznały za stosowne być nieobecne i tylko tak długo, dopóki nie powzięły one decyzji ponownego wkroczenia.
W sensie ściśle wojskowym powstanie było od pierwszego dnia kompletnym i oczywistym niepowodzeniem. Ani przez jedną chwilę nie miało ono charakteru regularnej wojny. Ani jedna z bitew powstańczych nie była czymś więcej niż drugorzędną potyczką i ani jedna nie przyniosła
- , str. 363. Później siły rosyjskie wzrosły jeszcze więcej. Wedle rosyjskiego autora, pod koniec roku 1863 było w okręgu warszawskim 170.000 rosyjskiego żołnierza, w wileńskim 145.000 i kijowskim 90.000, razem więc w tych trzech okręgach 405.000. (W. G. Rewunienkow “Polskoje wozstanije 1863 goda i jewropiejskaja dipłomatija”. Leningrad, Izd. Leningradskawo Uniwersitieta, 1957. Str. 337). W samym końcu roku było tylko w Królestwie i na Litwie bez okręgu kijowskiego 360.200 żołnierza, w tym 259 batalionów, 129 szwadronów, 226 sotni kozackich, 442 działa. (Ibid., str. 338). Z początkiem roku 1864 Rosja zmobilizowała na całym obszarze państwa 1.137.000 żołnierza pod bronią, a wraz z formacjami nieregularnymi 1.250.000. (Ibid., str. 338).
- Cytuję za Kukielem, op. cit., str. 353 - 354,
- Kukieł, op. cit., str. 353,
choćby lokalnego i chwilowego zwycięstwa. Jedyna próba zdobycia nieco większego miasta — Płocka — zakończyła się niepowodzeniem. Wedle planów tych co powstanie wywołali, a przede wszystkim wedle niefortunnego dyktatora Mierosławskiego, powstanie miało się stać od samego początku wojną regularną. A tymczasem było ono od pierwszego do ostatniego dnia “wojną mniejszych i większych samodzielnych oddziałów czyli partii — tą wyklinaną przez Mierosławskiego partyzantką.” 6) Oczywiście, nasuwa się od razu pytanie, czy powstanie, nie będąc regularną wojną i nie odnosząc wojskowych sukcesów, nie osiągnęło jednak powodzenia jako ruch partyzancki. Wojna partyzancka jest nie do wygrania w sensie ściśle wojskowym: aby wojnę wygrać, trzeba nieprzyjaciela pobić, a do tego partyzantka jest niezdolna. Ale znamy wiele przykładów z historii, gdy partyzantka pociągnęła za sobą zwycięstwo polityczne. Jako narzędzie rozgrywki politycznej partyzantka często bywa bardzo skuteczna. Potrafi ona spowodować wybuch wojny, w której następuje interwencja mocarstw ościennych. . (Powstanie greckie spowodowało interwencję floty angielskiej, rosyjskiej i francuskiej— bitwa pod Navarino w r. 1837 — wojnę rosyjsko-turecką i utworzenie niepodległej Grecji w wyniku pokoju w Adrianopolu w roku 1829). Potrafi ona, w czasie toczącej się wojny, utorować drogę inwazji wojsk mocarstwa ościennego. (Partyzantka hiszpańska w czasach napoleońskich utorowała drogę interwencji angielskiej). Potrafi przygotować ostateczne, zwycięskie powstanie, które nastąpi w chwili załamania się nieprzyjaciela na innych frontach. (Taka była rola partyzantki lity w Jugosławii w czasie drugiej wojny światowej, popieranego zresztą w ogromnym zakresie zarówno przez Sowiety jak przez mocarstwa anglosaskie) . Potrafi znużyć nieprzyjaciela, doprowadzić go do politycznego ustępstwa, lub nawet całkowitej kapitulacji, mimo, że sytuacja wojskowa do tego nie zmusza, a to dlatego, że walka z tą partyzantką; jest zbyt kosztowna, że się politycznie nie opłaca, że budzi sprzeciw we własnej, lub światowej opinii publicznej, że rodzi niepotrzebne międzynarodowe komplikacje. (W takich właśnie okolicznościach odniosła zwycięstwo partyzantka irlandzka po pierwszej wojnie światowej i partyzantka algierska w czasach najświeższych). Potrafi wreszcie, w sprzyjających okolicznościach ogólnopolitycznych, strategicznych i gospodarczych, przekształcić się w wojnę regularną, doprowadzić do wystawienia armii regularnych i osiągnąć rzeczywiste zwycięstwo wojskowe. (Tak było po drugiej, wojnie światowej we francuskich Indochinach — dzisiejszym Viet- namie, — a i wojna algierska miała do pewnego stopnia tę cechę). We wszystkich innych wypadkach akcją partyzancka skazana jest na nieuchronną klęskę. O ile przeszkody natury politycznej i innej nie stają na przeszkodzie, regularne wojsko i siły policyjne są w stanie na dalszą metę każdą partyzantkę zgnieść. Stopniowo, oddział za oddziałem gi-
- <3) Ibid,, str. 354,
nie, przywódca za przywódcą zostaje zabity lub dostaje się w ręce nieprzyjaciela, zwykle ponosząc śmierć na szubienicy, lub dostając się na długie lata do więzienia; nowe oddziały nie powstają, bo brakuje dla nich materiału rekrutacyjnego; ludność, początkowo sprzyjająca partyzantce, stopniowo odwraca się od niej, widząc jej beznadziejność, a ponosząc' z jej powodu nieustanne represje zaczyna odnosić się do partyzantki z nienawiścią. Ostatnie oddziały partyzanckie, zapędzone w sytuację bez wyjścia, otoczone siłą nieprzyjaciela i wrogością ludności, ześlizgują się w zwykły bandytyzm, ginąc bez chwały i bez honoru. Swojej sprawie pożytku nie przynoszą, wręcz przeciwnie, nieraz przynoszą jej szkodę. Przykładów takich partyzantek można by w historii wskazać bez liku. Ograniczając się do przykładów najświeższych, wymienię powstanie antyangielskie na Malajach i w Kenii (Mau-Mau), antysowieekie partyzantki ukraińskie i niektóre partyzantki łacińsko-amerykańskie.
Istotą roli partyzantki są ramy polityczne w jakich się ona rozgrywa. Partyzantka ma sens, o ile jest częścią szerszego planu politycznego i o ile urzeczywistnienie tego planu posuwa się naprzód. Jako cel sam w sobie jest przedsięwzięciem nie prowadzącym do niczego, a więc bezsensownym. Jej jedynym rezultatem jest klęska, oraz wykrwawienie się i niezliczone szkodliwe skutki polityczne, gospodarcze, społeczne i moralne .
Powstanie styczniowe odbywało się w niesprzyjających okolicznościach politycznych i ani nie stało się zwycięską wojną, ani nie udało się, bo nie mogło się udać, jako partyzantka. Jest jeszcze szczęściem w nieszczęściu, że nie skończyło się gorzej, że nie pociągnęło za sobą zjawisk anarchicznych i bandyckich, albo wojny domowej, albo nowego wydania rzezi galicyjskiej, a więc że zakończyło się z honorem, jako karta dziejów naszych wprawdzie smutna, ale niczym brzydkim nie splamiona. Jest to zasługą wielkiego człowieka, któremu przypadła szlachetna i bohaterska rola likwidatora powstania jako wrojny przegranej, której się już do zwycięstwa poprowadzić nie da, ale którą wieść należy do jakiegoś honorowego zakończenia; mówię o Romualdzie Traugucie. Zarówno śmierć Traugutta wraz z towarzyszami na szubienicy w Warszawie, jak likwidacja ostatnich oddziałów partyzanckich, odbyły się w okolicznościach, które zabarwiły powstanie blaskiem trwającego aż do końca moralnego piękna i godności. Ale to nie zmienia faktu, że powstanie było przedsięwzięciem niepotrzebnym i szkodliwym i że ci co je wywołali zasługują z tego powodu, jako winowajcy ściągnięcia na kraj wielkiej klęski, na potępienie.
Istotą niepowodzenia powstania było zapomnienie przez jego sprawców, że Polska ma nie jednego wroga, ale dwóch; Rosję i naród niemiecki. Zachowali się oni tak, jakby Królestwo Kongresowe było od zachodu otoczone morzem, albo graniczyło z państwami przyjaznymi, a więc jakby operacja wypowiedzenia wojny — regularnej, czy partyzanckiej — cesarstwu rosyjskiemu była operacją politycznie zupełnie prostą, podczas gdy w istocie położenie Polski, sprawy polskiej i powstania było politycznie niezmiernie i tragicznie skomplikowane. Nawet sytuacja strategiczna Królestwa była rozpaczliwa: nie mając własnego przęmysłu zbrojeniowego było ono skazane na dostawy broni z zagranicy, a było odcięte od morza i nie graniczyło z żadnym państwem życzliwym. W istniejących warunkach powstanie udać się nie mogło, a więc wywołanie go było aktem zbrodniczej lekkomyślności.
Konsekwencją powstania były ogromne straty w krwi, mieniu i dorobku kulturalnym, oraz była klęska polityczna w postaci ostatecznej inkorporacji Królestwa Kongresowego, dotąd zachowującego duży zakres odrębności, do Rosji. Było także ogromne podcięcie pozycji polskości na Ziemiach Wschodnich.
“Liczono czterystu straconych z wyroków sądowych — ale musiały być setki rozstrzelanych czy powieszonych na prosty rozkaz wojskowych dowódców, nie mówiąc już o paru dziesiątkach tysięcy poległych czy pomordowanych. Na katorgę skazano 4.000, a 700 do rot. aresztanckich; wiele tysięcy na zesłanie. Wysiedlono znowu dziesiątki tysięcy drobnej szlachty i chłopów z Litwy całymi wsiami. Skonfiskowano 1.660 majątków w Królestwie, 1.800 w ziemiach zabranych.” 7)
“Tragiczny był... los miasteczek, gdzie toczyły się walki — jak Węgrów, Siemiatycze, Miechów i inne. Wszędzie mścili się Rosjanie mordowaniem mieszkańców.” 8)
“W zaborze pruskim represje za udział w powstaniu były bardzo poważne — 11 wyroków śmierci (coprawda zaocznych), 27 kar więziennych.” 9)
"W Galicji... wytoczono dochodzenia przeciwko 8.600 osobom, aresztowano ponad 3.200.” 10)
W Królestwie “miejsca usuwanych stopniowo urzędników, sędziów, nauczycieli Polaków zajmują napływający Rosjanie,... przejęci sprawą “obrusjenia” Królestwa, które, choć bez aktu oficjalnego, przezywa się potocznie “Priwislinjem” lub “Priwislinskim Krajem”. Na porządku dziennym staje od razu jego rusyfikacja ustrojowa, językowa, kulturalna. : £.
W Petersburgu ustanowiono specjalny komitet do spraw Królestwa, mający łącznie z warszawskim Komitetem Urządzającym przeprowadzić jego unifikację z Cesarstwem. Sekretariat Stanu zamieniono w osobną kancelarię cesarską. Zaczęło się już w r. 1864 od szkolnictwa. Do roku 1869 całe nauczanie poza religią było już po rosyjsku; w tymże roku zamknięto Szkołę Główną, a ustawiono uniwersytet rosyjski. Zniszczono Instytut Rolniczy w Puławach. W szkołach ludowych wprowadzono
- , str. 374.
- , str. 355.
- , str. 376.
- , str. 369
naukę języka rosyjskiego... Ukazem z roku 1865 wprowadzono język rosyjski do administracji.
W r. 1866 zniesiono odrębny budżet Królestwa i poddano jego cła i akcyzę Ministerstwu Skarbu Cesarstwa. Osobistą decyzją carską przystąpiono do likwidacji Komisji Rządowych i wszelkich władz centralnych Królestwa. W ciągu lat 1866 - 8 zniesiono Komisje Rządowe; agendy ich przeszły na ministerstwa rosyjskie. Radę Administracyjną i Radę Stanu zniesiono formalnie w r. 1868. Wprowadzono nowy podział kraju na dziesięć gubernii. Gubernatorom i naczelnikom powiatów dano u- prawnienia w stosunku do duchowieństwa katolickiego... W roku 1870 postanowiono zamienić Bank Polski... na kantor Banku Cesarstwa. Unifikacja była zakończona do roku 1871 i Komitet Urządzający prace swe zakończył. Tylko reorganizacja sądów na wzór rosyjski przeciągnęła się o kilka lat... Od roku 1864 zaczęło się w Królestwie znoszenie klasztorów; nielicznym jeszcze pozostałym odbierano majątki. Po zerwaniu konkordatu ze Stolicą Apostolską podporządkowano ostatecznie biskupów Królestwa Kolegium Duchownemu w Petersburgu wbrew protestom papieża. Arcybiskup Feliński był już w 1863 r. wywieziony, na wygnaniu. Dwóch innych, Wincentego Popiela i Łubieńskiego również wywieziono za odmowę zasiadania wr Kolegium.
Na Podlasiu i Chełmszczyźnie, gdzie utrzymywał się jeszcze obrządek grecko-katolicki, zniesiono klasztory bazyliańskie, będące jego ostoją, rusyfikować zaczęto liturgię, prześladować księży; po dziesięciu latach nastąpiło zniesienie unii, U) okrutne łamania oporu wiernych” 12).
Ten stan rzeczy trwał w Królestwie w zasadniczym zrębie bez zmiany aż do wkroczenia Niemców w roku 1915, a więc od stłumienia powstania przez lat 51. Przez cały ten czas obowiązywał w Królestwie stan wojenny, a więc sądy doraźne i ograniczenia praw osobistych ludności.
“Na Litwie Murawiew usiłował wyrwać polskość z korzeniami... Już w 1863 usunął język polski z urzędów, nawet włościańskich, a za tym poszło usunięcie go z urzędów parafialnych, ze szkoły, z sądów. Przyszły rugi urzędników Polaków, usunięto ich ze służby kolejowej... Odebrano Polakom prawo nabywania ziemi na własność... Zaczęła się rusyfikacja Kościoła katolickiego. Litwinom zabroniono używania alfabetu łacińskiego” 13).
W “Tragizmie losów Polski” pisałem: “Doraźnym jego (powstania styczniowego) wynikiem było zniszczenie porozumienia rosyjsko-fran- cuskiego... a więc i zniszczenie nadziei na rychłe odbudowanie Polski; było zniszczenie reform Wielopolskiego, które dały Królestwu znowu pewien zakres samodzielności i swobody; było zniweczenie i tych pierwiastków odrębności, jakie istniały w Królestwie i przed epoką Wielopolskiego oraz wydanie Królestwa — po raz pierwszy, gdyż po roku
- w r. 1874. (Przypisek mój).
- Kukieł, ibid., str. 374 - 375.
- , str. 376.
1831 o rusyfikowaniu Królestwa nie myślano, — na łup kilkadziesiąt lat mającej trwać polityki rusyfikacyinej; było beznrzykładne cofnięcie zaboru rosyjskiego pod względem kulturalnym i społecznym, dzięki czemu dzielnica ta, która przed rokiem 1830 była jednym z najbardziej kwitnących krajów w Europie, wr końcu wieku XIX stała się w niej jednym z krajów najbardziej zacofanych... Według obliczeń członka rządu powstańczego, Agatona Gillera, poległo w powstaniu 30 tysięcy powstańców, 1.500 rozstrzelano lub powieszono, około 150.000 Polaków i Polek poszło do więzień, lub na wygnanie; gotówką pochłonęło powstanie około 500 milionów złotych, a w konfiskatach majątków, zniszczonych budynkach itp. — przeszło półtora miliarda.
Ale największą klęską, jaką powstanie na nas ściągnęło, było osłabienie polskości na Kresach Wschodnich. Jeżeli w Królestwie polityka iusyfikacyjna, mimo całej bezwzględności i iście moskiewskiej brutalności, z jaką została wprowadzona, namacalnych wyników nie przyniosła i wobec jednolicie polskiego oblicza kraju oraz jego wyższej niż rosyjska kultury przynieść nie mogła — o tyle na Kresach Wschodnich przyniosła nam ona szkody niepowetowane.
Na ziemiach południowo-wschodnich polskość została podcięta już przez powstanie listopadowe. Ale na obszarze byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego panowała ona wszechwładnie aż do powstania styczniowego... Na Litwie, Białorusi, Polesiu i Inflantach aż po rok 1864 żadnego innego czynnika prócz polskości (no i oczywiście prócz żydów), który by w życiu miejscowym w jakiejkolwiek dziedzinie coś znaczył, po prostu nie było. Do powstania styczniowego szli ochotnie chłopi żmudzcy, mówiący po litewsku. Duchowieństwo prawosławne mówiło w domu po polsku i niczym nie było związane z rosyjskością. Język polski miał w cerkwi mocne stanowisko. Szczupły samorząd miejscowy, a nawet niektóre gałęzie administracji, były w ręku polskim.
Po powstaniu styczniowym, wszystko to znikło. Mimo wszystko, ziemie zabrane były krajem, w którym tylko górna warstwa była wyraźnie polska; doły społeczne były pod wybitnym polskim wpływem, ale z pochodzenia i języka w przeważającej części polskie nie były. Kilkadziesiąt lat skrępowania polskości, wprowadzonego przez system Murawie- wa, kilkadziesiąt lat ucisku, wyrażającego się nawet w tak bezprzykładnych, a zarazem po prostu groteskowych zarządzeniach, jak zakaz rozmawiania po polsku w miejscach publicznych, sprawiły, że doły społeczne w ziemiach zabranych zostały od polskiego wpływu odcięte. A ponieważ — dzięki zniesieniu pańszczyzny i ogólnemu postępowi gospodarczemu i społecznemu — posuwały się one równocześnie w swym rozwoju naprzód, więc z konieczności posuwały się w kierunku niepolskim. Część z nich — w okolicach o ludności prawosławnej — zasymilowała się; przynajmniej powierzchownie, z Rosją, część wytworzyła nowe narodowości: litewską, latgalską (katolicko-łotewską) i po części białoruską — i tylko część, głównie w okolicach Wilna, Grodna, Białegostoku, Kowna, Dyneburga i Słucka przylgnęła ostatecznie do polskości. Gdyby nie powstanie styczniowe, chłop litewski pod Szawlami i Pcniewieżem, chłop latgalski pod Rzeżycą, chłop białoruski pod Połockiem, Mińskiem, Lepieni, Witebskiem i Mohylowem, chłop poleski pod Pińskiem i Mozy- rzem, byłby takim samym polskim chłopem jak mówiący wszak też odrębną, własną gwarą Kaszuba, Kurp albo Góral, a pop prawosławny na Białorusi czy Polesiu byłby takim samym Polakiem jak pastor ewangelicki na Cieszyńskim Śląsku...
Istnieje jeszcze jeden czynnik..., który na powstaniu styczniowym wiele zyskał. Są nim Żydzi. Osłabienie żywiołu polskiego stworzyło w wielu dziedzinach kraju próżnię, którą niejako automatycznie wypełnił drugi obecny w kraju żywioł... Gdyby nie osłabienie polskości przez powstanie styczniowe, zapewne — na podstawach, stworzonych przy pomocy imigrantów niemieckich i francuskich (Żyrardów) ale w interesie polskim i w ramach polskiej polityki gospodarczej w epoce stanisławowskiej i zwłaszcza w latach 1815-30, — wyrósłby przemysł czysto polski... Łódź byłaby dziś zapewne miastem polskim. Nie powstałoby zapewne również tak wielkie centrum żydowskiej działalności gospodarczej, jakim są Nalewki 14) ... Jeszcze większe zdobycze osiągnęli żydzi na kresach.
Jeżeli np. w Pińszezyźnie są oni prócz garstki zadłużonego u nich ziemiaństwa, prócz biurokracji i prócz ciemnej, tkwiącej w analfabetyź- mie i skrajnej nędzy masy chłopskiej, jedynym żywiołem, który w życiu kraju coś znaczy i który całemu temu krajowi, a nie tylko jego miastom (Pińsk ma 75% Żydów) nadaje piętno żydowskie, to jest to wynikiem powstania styczniowego. Dawniej czołowym żywiołem w tym kraju byli Polacy. Ale powstanie styczniowe stanowisko ich podcięło; na ich miejscu powstała próżnia. Ponieważ życie próżni nie znosi i ponieważ Rosja, zupełnie temu krajowi obca, wypełnić tej próżni nie mogła, więc wypełnił ją jedyny posiadający po temu zdolności żywioł miejscowy: żydzi. Z kraju o obliczu przeważnie polskim Pińszczyzna zamieniła się w kraj o obliczu przeważnie żydowskim” 15).
Polityka rosyjska w zaborze rosyjskim w okresie popowstaniowym zmierzała celowo do obniżenia poziomu kulturalnego i gospodarczego kraju, by przez wyrównanie różnicy pod tym względem między Polską a Rosją ułatwić rusyfikację. Do jakiego stopnia okres popowstaniowy oznaczał ruinę kulturalną Polski, świadczą dane poniższe, dotyczące oświaty.
“W roku 1882 przypadał w Kongresówce jeden uczeń w szkole ludowej na 35 mieszkańców, a w 15 lat później już tylko na 38, a zatem
- “W początkach Królestwa Kongresowego Warszawa miała 16.000 Żydów (Samuel Hirszhorn “Historia Żydów w Polsce”, str. ..). Obecnie Warszawa liczy około 300.000 Żydów” (Przyp. “Tragizmu losów Polski”, str. 291).
- Jędrzej Giertych “Tragizm losów Polski” Pelplin, Pielgrzym, 1935, Str. 287 - 291.
liczba dziatwy wiejskiej uczącej się spadła o 8%. W r. 1882 przypadała jedna szkoła na 1.925 mieszkańców, a w r. 1894 na 2.150. W r. 1908 jedna szkoła na 2.552 mieszkańców, gdy tymczasem przeciętna tycząca całego państwa rosyjskiego wynosiła 1.967. Wydatki skarbu publicznego wynosiły w r. 1906 na jedno dziecko w wieku szkolnym (8 - 11 lat) na głowę 1 rb. 70 kop. przeciętnie w całym państwie rosyjskim, ale w Kongresówce tylko mniejszą część tego, bo zaledwie 69 kopiejek. Bo też w r. 1905 było w Kongresówce szkół mniej, niż w r. 1832, a dwie trzecie ludności nie umiało czytać ni pisać”. 16)
“W roku 1814 posiadała Kongresówka szkół średnich 48, w roku 1838 tylko 33, a w roku 1889 nawet tylko 31, 17) chociaż i ludność wzrastała ciągle i to znacznie, i dobrobyt powiększał się bądź co bądź, a poczucie potrzeby wyższego wykształcenia szerzyło się bardzo... W zaborze rosyjskim pozamykano wszystkie a wszystkie szkoły klasztorne. W Krajach Zabranych tj. w prowincjach litewskich i ruskich dawnego państwa polskiego zamknęli Rosjanie szkół średnich polskich, klasztornych i świeckich, męskich i żeńskich, 589 (wyraźnie : pięćset osiemdziesiąt dziewięć) — liczba która starczy na świadectwo mocy kultury polskiej w tamtych ziemiach, antykulturalności zaś rządu rosyjskiego... Rząd o- siagnął swój cel: spustoszenie intelektualne wśród ludu rosło z roku na rok. Dogłupił rząd wreszcie Polskę do poziomu rosyjskiego... Państwo karało surowo grzywną do 300 rubli i 3 miesięcy więzienia za bezpłatne nauczanie biednych dzieci w języku polskim. Z ochron warszawskich wyrzucono kilka tysięcy dzieci dlatego, że je tam uczono czytać po polsku; wyrzucono je na bruk ulicy, na głód i poniewierkę wielkomiejskiej Ulicy.” 18).
“A jednak napróżno zapowiadał osławiony kurator warszawskiego okręgu naukowego, Apuchtin (około r. 1890), że dzięki jego rządom szkolnym ‘matka Polka zawodzić będzie nad kołyską dziecka rosyjską piosenkę’ ” 19).
Nie wszystkie podane wyżej liczby dotyczą skutków powstania styczniowego; niektóre obejmują także skutki powstania listopadowego. Ale dają one pojęcie o tym, co się w półwieczu popowstaniowym w zaborze rosyjskim stało. Owe półwiecze lat 1864 - 1914 było w całej Europie epoką wielkiego rozwoju i postępu na wszystkich polach. W Królestwie i na ziemiach zabranych — w krajach, które jeszcze w czasach Królestwa Kongresowego i administracji Czartoryskiego były w pełnym rozkwicie — była to epoka nie tylko zastoju, ale wyraźnego cofania się. Przeczytaliśmy przed chwilą, że' w r. 1908 jedna szkoła przypadała na Kró-
- Feliks Koneczny “Polskie Logos a Ethos. Roztrząsanie o znaczeniu i celu Polski”. Poznań, Księgarnia Św. Wojciecha, 1921. Str. 75.
- Włodzimierz Wakar “Oświata publiczna w Królestwie Polskim 1905 - 1915”, Warszawa 1915. (Przypisek F. Konecznego).
- Koneczny, ibid., str. 159 - 160.
- , str. 160.
lestwie na 2.552 mieszkańców, a w roku 1882 jeszcze na 1.925 mieszkańców. Ale przed rozbiorami, przynajmniej w tych okolicach, o których mamy dane, jedna szkoła potrafiła pizypadać na 930 mieszkańców. “W r. 1790 było w ziemi wieluńskiej na 43 gminy szkół również 43, z 1.368 uczniami na 40.000 ludności. Gdzież w całej ówczesnej Europie wypadała jedna szkoła na niespełna tysiąc ludności?” 20).
W końcu osiemnastego wieku przodowaliśmy w Europie pod względem oświaty, w połowie dziewiętnastego wieku, pomimo przebytych katastrof, staliśmy pod tym względem wciąż jeszcze jako tako, ale na początku wieku dwudziestego, w wyniku półwiecza popowstaniowego, spadliśmy, zarówno w porównaniu do Europy, jak nawet w liczbach bezwzględnych, na samo dno upadku.
Od dalszego skutku powstania, jakim było pogrążenie Polski w półwiekowym bezwładzie i ruinie epoki popowstaniowej, powróćmy jeszcze do samego momentu zgniecenia tego powstania przez władze rosyjskie. Dzisiejsze pokolenie już nie pamięta, a raczej nie zna, wspomnień o brutalności, z jaką Rosja to powstanie utopiła we krwi. Dla zilustrowania atmosfery katastrofy, jaka na naród polski wówczas spadła, ograniczę się do podania tylko jednego przykładu. Zaczerpnąłem go z pamiętników kanclerza Rzeszy Niemieckiej, Bernarda Biilowa, któremu następujące wspomnienie osobiście opowiedział Czerewin, ongiś wileński adiutant Murawiewa — Wieszatiela. “Gdy Murawiew i Czerewin przybyli do Wilna, dyktator zamówił sobie tradycyjną rosyjską kolację o północy i zaprosił na nią wileńskiego naczelnika policji. O godzinie wyznaczonej pojawiła się kolacja i pojawił się i naczelnik policji. Dyktator zażądał listy podejrzanych; zawierała ona około stu nazwisk. Jedząc kolację, Murawiew oznaczył dwadzieścia nazwisk krzyżykami. Nieśmiało, naczelnik policji zauważył, że oznaczeni krzyżykami i wyznaczeni na szubienicę byli najmniej winni. ‘Właśnie o to chodzi, odpowiedział Murawiew; jeśli kara spada jak błyskawica z niebios tak że nie wie się ani skąd ona przyszła, ani dlaczego uderza, wywołuje ona największe przerażenie’. Gdy następnego dnia doniesiono dyktatorowi, że Polki ozdobiły kwiatami groby powieszonych, kazał on ekshumować zwłoki i zanieść je na plac ćwiczeń, gdzie przysypano je tylko cienką warstewką ziemi. Dwa pułki kozaków musiały się tam ćwiczyć tak długo, dopóki trupy nie zamieniły się w bezkształtną masę o pogruchotanych kościach. Odpowiedzią na takie okropności była w pół wieku później rewolucja i boiszewizm” — dodaje pruski pamiętnikarz 21).
Wina popełnienia tych okropności, zarówno jak zrujnowania Królestwa i Litwy przez pół wieku ucisku epoki popowstaniowej, rzecz prosta obciąża Rosję. Tak samo wina okropności, które popełnione zostały w Warszawie po powstaniu 1944 roku obciąża Niemcy.
- , str. 74.
- Bernhard Fttrst von Biilow “Denkwiirdigkeiten”. Berlin, Ullstein Verlag, 1930. Tom I, str. 88.
Ale nie wystarcza oskarżać nieprzyjaciół o popełnione przez nich zbrodnie. Niezależnie od określenia win nieprzyjaciół, wymaga ustalenia także i odpowiedzialność tych Polaków, którzy te nieprzyjacielskie zbrodnie na kraj lekkomyślnie ściągnęli. Bez obu powstań, nie byłoby tych zbrodni i tych klęsk; w każdym razie, nie byłoby ich w tej skali.
Można było ryzykować powstania, mając poważne podstawy do o- czekiwania, że przyniosą one zwycięstwo. Wina sprawców powstania warszawskiego, że je wywołali, jest duża: powstania tego powinno było nie być. Ale okolicznością, która łagodzi tę winę, jest to, że podejmowali oni decyzję pod naciskiem szybko idących wypadków, w czasie toczącej się bitwy, bez dostatecznego kontaktu ze światem i bez dostatecznie jasnych zakazów od rządu emigracyjnego, którego autorytet uznawali; sądzili oni, że “teraz albo nigdy”. Okoliczności tych nie mają na swoje usprawiedliwienie sprawcy powstania styczniowego.