Władysław Gauza: Marzec 1968 – Za ścianą propagandy i mitów

Minęła wreszcie dawno oczekiwana 50.rocznica „marca 68”, epokowego wydarzenia w dziejach polskich walk o „wolność” i „niepodległość”. Marzec 1968, według żydokomuny i ich akolitów,  nie ma sobie równych tak, jak Holocaust. Na tą okoliczność byliśmy świadkami niecodziennych wydarzeń. Nie mam tutaj zamiaru pisać o rozmaitych imprezach organizowanych przez potomków PPR-owskiego towarzystwa marksistowsko-talmudycznego, ani też wymieniać imprez na cześć „marca 68”. To, co uważam za konieczne i ważne, to odnotowanie zachowań dzisiejszych polityków „polskich” (mówi się też – polskojęzycznych), kreujących politykę III RP w roku 2017 – 2018, którzy na hasło: „Marzec 68 – 50.rocznica!” dostali paniki i utracili kontrolę nad swoim zachowaniem.

W Senacie, izbie wyższej parlamentu, dwaj senatorowie, prof. Jan Żaryn z PiS i Bogdan Borusewicz („legenda Solidarności” – jak nam podpowiadali) z P.O. zaprezentowali Polakom ładny spektakl: zaczęli prześcigać się, kto bardziej jest w stanie pokajać się, podlizać i przypodobać się żydowskiemu lobby w Polsce (A.D. 2018). Jan Żaryn proponował, żeby Senat padł na kolana i szczerze przeprosił Żydów w Polsce, w Izraelu, no i przede wszystkim, ma się oczywiście rozumieć tych, że wschodniego wybrzeża USA. Ale senator, Bogdan Borusewicz (były KORowiec), uważał, że to za mało. Projekt uchwały „PiS-owskiego senatora” – jak mówiono – nie wyrażał doniosłości wydarzeń w marcu 1968 roku, dlatego – zdaniem senatora PO – uchwała ku czci marcowców powinna być sformułowana tak, żeby wyrażała głębię współczucia i odpowiadała randze tragedii jakiej doznali. Powinna być wyrażona dużymi literami i przekazana na kolanach według oczekiwań byłych żydowskich stalinowców,  UB/SB-eków i ich polskich szabesgojów. Sprawę, to znaczy „dialog” ten uciął w końcu marszałek senatu, Stanisław Karczewski. Sprawę szybko ucięto, żeby przy tej okazji nie wyszło na wierzch więcej małości, głupoty i prawdziwego oblicza „naszych polityków”. W każdym bądź razie nie najlepiej na tym wyszedł prof. Żaryn i B. Borusewicz, a w ich tle również PiS i PO.

W tym teatrze małości, śmieszności i głupoty politycznej najlepszy spektakl odstawił prezydent III RP, Andrzej Duda, który w 50.rocznicę wystąpił na dziedzińcu Uniwersytetu

Warszawskiego, gdzie przemówił do narodu żydowskiego w imieniu polskiego. Był tak nagrzany przez lobby żydowskie w Polsce, że parowało mu z głowy, kiedy mówił ze łzami w oczach o „wypędzonych”, o „eksodusie kwiatu inteligencji” (ma się tutaj rozumieć – inteligencji „polskiej”?),  a nawet o „zbrodniczym” charakterze  „marca 68” (bo niektórzy ponoć przez to umarli na zawał serca), po czym bardzo ich prosił w imieniu Polaków i państwa polskiego o „wybaczenie”- cytuję: „Tym, którzy zostali wypędzeni chcę powiedzieć – wybaczcie;  Polska moimi ustami prosi o ich wybaczenie – żeby zechcieli zapomnieć, przyjąć, że Polska tak bardzo żałuje, że ich dzisiaj w niej nie ma”...  I dalej w innym momencie:  ”... chcę powiedzieć: proszę wybaczcie, proooooszę wybaaaaczcie, Rzeczypospolitej, prooooszę wybaaaaaaczcie Polakom, wybaczcie ówczesnej Polsce za to, że dokonano tego haniebnego aktu”.

Tu przepraszam Czytelników, że muszę przerwać cytowanie tego prezydenckiego bełkotu, bo nie mam już więcej nerwów i siły. Kiedy słuchałem tego przemówienia w głównym wydaniu dziennika telewizyjnego (TVP – Polonia), to w pewnym momencie zrobiłem się na twarzy czerwony i chciałem zapaść się pod ziemię ze wstydu i z zażenowania.  Prosić o wybaczenie można. Nie jest to zabronione prawem tak, jak nawalenie w gacie w publicznym miejscu. Ale o wybaczenie win prosi się wtedy, kiedy wyrządziło się komuś krzywdę. Komu Polacy i Polska wyrządziła w marcu 1968 roku krzywdę?!  I jaką?!

Prez. Andrzej Duda czyni Polaków winnymi czegoś, czego Polacy nie zrobili. Prezydent Duda, powołany do reprezentowania państwa polskiego i interesów Polaków staje tu niewątpliwie po stronie Żydów. Polacy nie wyrządzili Żydom krzywdy. Było całkiem inaczej. To Żydzi w 1968 roku sami sobie wyrządzili krzywdę. A wcześniej, o czym nie chcą mówić to, że o wiele większą krzywdę wyrządzili Polakom właśnie oni. Wiedzą o tym doskonale i z tego powodu strasznie źle się czują. Bo gdy się wyrządziło komuś krzywdę, to później się go nie lubi. A gdy kogoś się nie lubi, to się potem na nim notorycznie „psy wiesza”. Ot taka to natura ludzka. Żydzi mają wielkie poczucie winy wobec Polaków. I żeby tę winę ukryć, usiłują ją przetworzyć; przemielić swoją maszynerią propagandową tak, żeby wyszło, iż to właśnie Polacy powinni się czuć czegoś winnym, na przykład konsekwencji żydowskiej głupoty politycznej.

Gdy A. Duda prosi Żydów o wybaczenie w imieniu Polski i Polaków, to stosuje tutaj odpowiedzialność zbiorową: Polska i Polacy są winni. Jako wykształcony prawnik (zakładam, że nie za donoszone jajka, kury i części świń), powinien rozumieć, co gada. Wysyła tym przecież sygnał do Polaków: Bierzcie przykład z góry, tzn. ze mnie.  Stosujcie i praktykujcie wszem i wobec tę samą logikę. Obowiązuje odpowiedzialność zbiorowa. Praktykowali to Niemcy hitlerowskie w Polsce i praktykują cały czas od powstania Izraela, żydzi w Palestynie. Ale dzisiaj (biorąc pod uwagę dzisiejszy „etap mądrości”) nie ma ponoć to znaczenia. Obowiązuje bowiem nowy etap mądrości i poprawności politycznej.  Jak politycy zarządzili, to należy się do tego dostosować i okazać im posłuszeństwo – nieprawda? Przecież oni tego oczekują od nas! Tego właśnie entuzjazmu i aplauzu dla ich wątpliwej mądrości. Wyjdźmy im zatem na przeciw. Stosujmy wzorem żydowskich praktyk (bez skrupułów) strzelanie (nie tylko propagandowe) do każdego Żyda, który pojawi się na horyzoncie. To na pewno poskutkuje. I na dodatek będzie przy tej okazji weselej dla otoczenia. 

Zatem mówcie, piszcie i wskazujcie, że winni są wszędzie żydzi tam, gdzie zamieszany był  jeden, albo trzej żydzi, albo więcej. Powołujcie się przy tym na A.Dudę i jego dworzan. I nie miejcie tu skrupułów, tak jak oni nie mają, kiedy obszczekują Polskę i Polaków. Bo takie właśnie jest przesłanie czołowych polityków III RP, począwszy od Kwaśniewskiego (Stotzmana), Kaczyńskiego, Komorowskiego a na Dudzie skończywszy. I niezależnie od tego, czy będzie wydzielał antypolski smród dwużydzian Polaka, polski szabesgoj czy inny pożyteczny dla Żydów polski kretyn pospolity. Jak zbiorowo o Polakach i Polsce, to traktować odpowiedzialność zbiorową w obie strony.

PAD (to prez. A. Duda) z tym swoim uniżonym głosem i wiernopoddańczym płaszczeniem się przed żydowskimi hochsztaplerami propagandowymi na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego przypomniał mi postać mentalną dziewiętnastowiecznego (1850 rok), wschodnio – galicyjskiego chłopa pańszczyźnianego na folwarku dzierżawionym przez  Żyda, któremu kłaniał się w pół i na wszystkie strony, licząc, że ten go mniej złupi w tym sensie, że  pożyczy mu na wódkę na mniejszy, niż innym procent.  Tu pragnę podkreślić, że to nie ja wymyśliłem takiego prezia i polityka, A.Dudę, to on się tak namalował artystycznie  Polakom. Ale to też nie jest wina Polaków, (mówię tu o etnicznych Polakach), że geny prezydenta A. Dudy wylazły tutaj na wierzch. I to właśnie akurat w takich a nie innych okolicznościach. Miało być, że „wstaliśmy z kolan”, a tu PAD rzucił nas na pysk. No, to jak to w końcu jest naprawdę? –  wstali Polacy z kolan, czy zostali rzuceni na pysk i czołgają się przed żydowskimi rozbójnikami?!

Ale, w świetle powyższych faktów, sprawa ma jeszcze inny aspekt; tzn. inna stronę i jej perspektywę, którą Polacy nie powinni widzieć i nie powinni próbować zajmować się nią, żeby nie zaszkodzić żydochłamstwu PRLowskiemu i zostać pomówionym o „antysemityzm” i, co jeszcze gorszego – o uleganie „teoriom spiskowym”, że żydzi to i tamto ...  Jak było ogłoszone publicznie, że Żydów w III RP już nie ma, to macie w to wierzyć i nie dyskutować z dogmatami żydowskich „intelektualistów” i „naukowców”.

Teatr, jaki nam wykreowało i odstawiło drugie i trzecie pokolenie UB/SBeków był interesujący z innej strony. W teatrze, podobnie jak i w filmie, na scenie, w pierwszym i bezpośrednim styku z publicznością występują aktorzy/aktorki, którzy przekazują publiczności to, co ktoś inny wymyślił, lub skonstruował na podstawie jakiejś opowieści, broszury czy innego czyjegoś opowiadania. Ten „ktoś”, to reżyser. Jest jeszcze scenarzysta, ale ten jest podporządkowany reżyserowi. I tworzy dla niego taką scenę, żeby reżyser był zadowolony. Inaczej nie ma.

Aktor/aktorka nic nie tworzy; żadnych nowych myśli; żadnych nowych idei, żadnych inspiracji etc. Jest tylko posłusznym wykonawcą tego, co wymyślił i zarządził reżyser

i co zainscenizował scenarzysta. I – co trzeba tu podkreślić – musi zachowywać się – to znaczy gadać, uśmiechać się i tańczyć – krótko mówiąc – zachowywać tak, jak polecił reżyser. To nie kto inny, lecz reżyser jest decydentem i zarządcą tego, co dzieje się na scenie. Jest zrozumiałym, że jeżeli aktor/aktorka nie będzie wykonywała poleceń reżysera, to jego/ją po prostą wymienią na innych, bardziej uległych..

I tutaj nasuwa się zaraz pytanie: Kto w tym spektaklu teatralnym, w którym wystąpili czołowi politycy polscy: Andrzej Duda, szef MSZ Jacek Czaputowicz, premier M Morawiecki, senator, prof. Jan Żaryn i kilku innych padających na pysk, tudzież na kolana, kajających się i skomlących o wybaczenie, przepraszających za to, że wyjechali z PRL-u a przecież mogli zostać... i nadal dręczyć Polaków i bolszewizować społeczeństwo polskie, zamiast wyjechać na Zachód i tam wydzielać i zostawiać te wartości i bolszewicką wiedzę intelektualną.

To wszystko padło z marcowej sceny politycznej w spektaklu teatralnym, w którym – jako   aktorzy – wystąpili „nasi” czołowi politycy, których paru dla przykładu wymieniłem wyżej. No, ale pozostała jeszcze do wyjaśnienia następna kwestia: Kto był reżyserem tego spektaklu teatralnego?  Kto wyreżyserował tę sztukę polityczną dla Polaków?  No, i kto był inscenizatorem?   Aktorów i aktorki znamy. Brakuje reżysera. Dlaczego pozostaje on nieznany? Czyżby ktoś, jakieś siły polityczne miały w tym interes i dlatego działają incognito? Jeżeli tak, to jaką mają postać, lub formę, na przykład – organizacyjną? Odpowiedź jest tak naprawdę prosta. Mogą mieć różne oblicze i system organizacyjny, ale nie ma żadnej organizacji, bo jej nie widać. Ale ona istnieje i jak wcześniej wspomniałem – incognito w formie sieci, gdzie wszyscy uczestnicy są dobierani w specyficzny sposób,  tzn. według reguł obowiązujących w tworzeniu mafii. Dlatego znajdziemy tu elementy struktury mafijnej i mafijny system operowania, bo bez tego taki typ organizacji nie mógłby zaistnieć i swobodnie egzystować. W każdym razie ludzie trzeźwi i z jako taką wyobraźnią polityczną czują, że coś tu pachnie nie tak, to znaczy źle – żeby nie powiedzieć, że śmierdzi.

I ten smród czuć na odległość, chociaż  go nie widać.  Wydziela go i dozuje Polakom od czasu tzw. Magdalenki i „okrągłego stołu” postkomuna i żydokomuna.To, co tutaj ciekawe to to, że Polacy – generalnie rzecz biorąc – tego nie widzą. No, nie generalizujmy. Prawdą jest też to, że istnieje przecież pewien, niewielki, co prawda procent, który to widzi. Ale, Polacy ci czują się bezradni w obliczu  ciągłych nalotów bombowych żydowskiego łgarstwa, hipokryzji, chucpy, perfidnych zagrań i przeróżnych podłości zrzucanych na Polaków i państwo polskie w majestacie władzy i prawa III RP przez ludzi typu prez. A.Dudy, min.MSZ, J.Czaputowicza,  min.J.Gowina, posłów i senatorów PiS i opozycji totalnej, niby wybranych i powołanych do reprezentowania polskich interesów narodowych i państwowych i obrony obywateli polskich przed napaściami i agresją obcych, wrogich Polsce sił .

A jak te siły wyglądają? Jaką mają postać, lub jaką formę?  Czym się wyróżniają/odróżniają od innych sił?  Odpowiedź jest – jak to często bywa – bardzo prosta:  odróżniają się zachowaniem. Na przykład prądu też nie widać, a przecież kopie i zabija. Ilu ludzi zginęło od tej siły, a ilu zostało inwalidami? Gazu ziemnego (propan/butan) tez nie widać. A ile ludzi ten gaz zatruł, zamordowali i zniszczył ich materialnie?

Żyd, Jakub Berman  (z rodziny senatora, Marka Borowskiego), stalinowski nadUBek, na pytanie Teresy Torańskiej, dlaczego nie chciał większej władzy w PRL, odpowiedział – cytuję: „nie zależało mi, by ustawiać się w pierwszych rzędach. (...). Faktyczne posiadanie władzy nie musi wcale iść w parze z eksponowaniem własnej osoby.”.   Ale żydzi wiedzieli to już dawno i stosowali  nie raz. A więc po co się pchać pod światło? Przecież wielokrotnie więcej można osiągnąć, stając za plecami innych.  Co jak co, ale żydzi potrafią kalkulować. Za niepowodzenie przedsięwzięcia winą zostaną obarczeni ci widoczni, którzy stali na przodzie;  którzy stali w pierwszym rzędzie pochodu. Metoda stara, ale skuteczna. Tu nasuwa się pytanie: Czy PAD – eksponując politycznie swą osobę – posiada faktyczną władzę w III RP? Jakie siły kryją się za jego plecami?  

W USA i w krajach t.zw. zachodnich ludzie oczytani, z odrobiną wyobraźni politycznej i z

wiedzą historyczną i którzy nie są intelektualnie ograniczeni – zauważyli pewne zjawisko polityczne, dające się od około ćwierć wieku, co raz bardziej we znaki ludziom trzeźwym,  nie zauroczonych promieniowaniem „New York Time’sa,” CNN,  „Jeruzalem Post”, „Ydioth Ahronoth” i im podobnych ideowo tub propagandowych.  To zjawisko wyrażane jest tym, że amerykański „Rottweiler”, któremu nie obcięto ogona, zamiast machać ogonem stosownie do oczekiwania, to jego ogon macha „Rottweilerem”, co jest czymś zagadkowym i nienaturalnym.

Zaczęto więc śledzić bieg wypadków i szukać. Brali, i biorą nadal w tym udział niezależni od mainstream’u, (t.j. od tzw. głównego żydowskiego propagandowego nurtu ściekowego), zaciekawieni publicyści, dziennikarze, t.zw. śledczy a nawet naukowcy na niektórych uniwersytetach w USA i W.Brytanii. I co – jak dotąd – znaleźli? A no to, że w USA i w paru innych krajach europejskich, z W.Brytanią i Francją włącznie istnieje coś w rodzaju nieoficjalnej sieci, którą w USA określono mianem „Deep State”, to znaczy, „głębokim państwem”, które istnieje, ale jest niewidoczne tak, jak ten wcześniej wspomniany, niewidoczny prąd elektryczny, który też kopie i zabija.

I tutaj trzeba powiedzieć wprost, że mamy do czynienia z głęboko uplasowaną tajną organizacją, która oficjalnie nie ma znanych i przyjętych ogólnie struktur i znamion organizacyjnych. (Ale tutaj też ostrzegam: Nie należy upraszczać sobie tego mało znanego zjawiska organizacyjnego rzutem, że – ot masoneria i pewni Polacy w fartuszkach – i już wiemy, w czym rzecz i co jest „grane”). Niewątpliwie, że można tak sobie sprawę uprościć... I spocząć na wersalce z kotem; z samozadowoleniem, że dalej nie ma sensu myśleć, nie śledzić (nie monitorować) chytrych i wyrafinowanych bandziorów i nie próbować się, broń Boże, bronić przed nimi, bo to może nam zaszkodzić. Krótko mówiąc: lepiej nie robić nic. Zona do męża – „a ty nie wtrącaj się tam”! W tej sytuacji najprościej jest oderwać tę czerwoną część flagi polskiej i ogłosić wszem i wobec, że sprawa jest „uregulowana”, i że zawarte zostało „porozumienie zadowalające obie strony”.

Ale powróćmy do sedna sprawy. Istnieje w III RP Deep State?  Niewątpliwie, że istnieje. No, przecież III RP jest już od dawna częścią struktur wasalnych USA występujących pod szyldem NATO (North Atlantic Terrorist Organization) od czasu ogłoszenia nowej polityki  „Out of area”. Pierwszą ofiarą tej nowej polityki padła Jugosławia (1999r.), którą rozbito pod sztandarem „operacji humanitarnej”.  A potem już leciało: Afganistan (2001), Irak (2003), Gruzja (2008), Libia (2011), Syria (2011), (próba-Ukraina (2014) i dzisiaj przymierzają się do Iranu.

Dominującą i kierowniczą rolę w kształtowaniu tej agresywnej polityki USA mają żydzi. Wpływy są duże. I znowu przypomnijmy sobie, co powiedział nadUBek PRLowski, Jakub Berman, w chwili szczerości – cytuję: Faktyczne posiadanie władzy nie musi wcale iść w parze z eksponowaniem własnej osoby. (Teresa Torańska, ONI, str.256).  Wiedział i przypomniał o tym już w czasie II wojny św. prezydent USA, Franklin D. Roosevelt w rozmowie z ambasadorem sowieckim, Litwinowem i szefem sowieckiego MSZ, Mołotowem. I to jest też dobrze udokumentowane.

Zaporą blokującą ekspansjonistyczną i rozbójniczą politykę Izraela na Bliskim Wschodzie jest dzisiaj IRAN.  Tę zaporę-przeszkodę trzeba zlikwidować. Ponieważ wyprawy bombowe na Iran z Izraela są za dalekie i bardzo ryzykowne, postanowiono w swoim czasie znaleźć jakiś „lotniskowiec”. Najlepiej niezatapialny. Szybko  wymyślono, że taką funkcję może wypełnić Gruzja. W związku z tym, zainstalowano tam, dość sprawnie zresztą, na stanowisku głowy państwa agenta CIA,  Szakaszwilii’ego, a zaraz potem na odpowiednich stanowiskach w systemie obrony narodowej (MON) paru wysokich oficerów MOSSADU i innych służb specjalnych Izraela, żeby czuwali nad pomyślną realizacją linii politycznej, wytoczonej gruzińskim politykom przez Tel Awiw i Nowy Jork/Waszyngton D.C. 

Do politycznego wsparcia agentur CIA i MOSSADU nakłoniono (a może on sam był tak „ideowo”/zew krwi –  zaangażowany), prezydenta III RP, Lecha Kaczyńskiego, który latał między Tel Aviv’em a Tbilisi jak opętany pod sztandarem „za naszą i waszą wolność”, żeby zrealizować projekt żydowski, aż o mało go tam nie zestrzelono w 2008 roku. Do dziś jakoś nie wiadomo, czy chodziło tu o „wolność” Gruzji, czy Izraela. Ale były prezydent, Lech Kaczyński, na pewno wiedział co czyni.

Dzisiejszy prezydent  III RP, Andrzej Duda, podkreślał w czasie kampanii wyborczej

w 2015 r. i później przyrzekał, że będzie – jako były doradca prezydenta, który zginął w Smoleńsku – kontynuował konsekwentnie jego linię polityczną.. A więc mamy, to co mamy a czego my Polacy na pewno nie chcielibyśmy mieć. Ale na tym nie koniec. Przyjrzyjmy się przez chwilę linii politycznej Lecha Kaczyńskiego, aby pojąć i zrozumieć, jaką politykę kontynuuje konsekwentnie A. Duda – politykę jaką obiecał prowadzić w kampanii wyborczej.  

Były prezydent Lech Kaczyński jest znany powszechnie z rozmaitych prożydowskich przedsięwzięć mających znamiona  antypolskie.. Na przykład jako minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka (AWS) zablokował ekshumację ofiar w Jedwabnem na życzenie a może na żądanie, albo tylko oczekiwanie, środowisk, kół i stowarzyszeń żydowskich w Polsce i ich protektorów zagranicznych. Jakie skutki propagandowe powstały po tym przedsięwzięciu już wiemy i nie ma sensu tu ich roztrząsać. Wystarczy kliknąć na Google i wszystko jasne.

Jako prezydent Warszawy,  mianował Michała Borowskiego, członka klanu Berman’ów, na naczelnego architekta Warszawy. Interesujące pociągnięcie. Czy wśród milionów etnicznych Polaków nie dało się znaleźć bardziej wykwalifikowanego i odpowiedniego architekta na to stanowisko? Która koszula była bliższa sercu L. Kaczyńskiego?

Można mieć rozmaite mniemania na temat rządów polskich przed II wojną św., ale faktem jest, że w 1938 roku prezydent Rzeczypospolitej wydał dekret zakazujący działalności w Polsce żydowskiej „B’nai B’rith”. Na początku września 2007 roku,  Prez. Lech Kaczyński, sprowadził z powrotem  „B’nai B’rith” do Rzeczypospolitej, tej pod nazwą III RP. W swym przemówieniu powitalnym  9 września 2007 roku Lech Kaczyński, między innymi powiedział: Otwarcie loży „B’nai B’rith” w Rzeczypospolitej po wielu latach nieobecności, jest również szczególnie ważne.  Dla kogo? Dla czyich interesów?

Prezydent Lech Kaczyński odebrał z ust dzieci polskich i emerytów  200 milionów złotych i przeznaczył je na budowę muzeum żydostwa „Polin”. Potem brakowało im, jak głosili – i obwiniali Polaków o niezrozumienie sytuacji – pieniędzy na wiele innych przedsięwzięć, na przykład, na służbę zdrowia czy na policję.

Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Piotr Gliński – żeby podlizać się żydostwu i załagodzić ich agresywną postawę wobec Polaków i państwa polskiego zabrał w grudniu 2017r. żywym Polakom 100 milionów zł. i obdarował nimi umarłych Żydów, pochowanych na żydowskim cmentarzu przy ul. Okopowej w Warszawie. A gdy miesiąc później (w styczniu 2018 r.) okazało się, że to za mało na zatrzymanie antypolskiej piany na gębach żydowskich, więc obiecał żydostwu, że zabierze Polakom kolejne 100 milionów i da Żydom na budowę muzeum getta warszawskiego. Ciekawe by było dowiedzieć się, ile gminy żydowskie dają w Rosji, na Ukrainie czy w USA na należyte utrzymanie tam polskich cmentarzy i czy dokładają się do budowy i utrzymania muzeów polskich. 

W marcu 2017 roku, prezydent Rzeczypospolitej, Andrzej Duda – jako kontynuator linii politycznej Lecha Kaczyńskiego – zwija się z radości i satysfakcji – cytuję: „Z radością i satysfakcją witamy na polskiej ziemi reprezentantów Komitetu Żydów Amerykańskich (AJC)” – napisał prezydent Andrzej Duda w liście do uczestników gali z okazji otwarcia w Warszawie biura AJC – organizacji broniącej od 1906 roku praw Żydów poza USA. Placówka znajdować się będzie w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie.”

Jakby komuś było to za mało, to należy dodać, że prezydent III RP przy tej okazji powiedział do Żydów zza Oceanu Atlantyckiego, że – cytuję:  „Cieszę się, że wybrali państwo stolicę Polski na miejsce, z którego aktywność AJC będzie promieniować na cały nasz region”  (info. za rp.pl. i  http://www.bibula.com/?p=94750 )..

Przypomnijmy sobie koniec XI wieku – to pierwsza faza przypływu Żydów do Polski (pod sztandarem napływu „fachowców od pomnażania pieniądza”). To Bolesław Pobożny, książę wielkopolski, wydał pierwszy przywilej dla tej,  pierwszej wówczas grupki (gminy) żydowskiej w Kaliszu. Ten przywilej kolejny król Polski, Kazimierz Wielki, (żył i działał w latach 1310 – 1370) rozszerzył na całe państwo polskie. Tym politycznym posunięciem Polacy z królem Kazimierzem Wielkim na czele rozłożyli wówczas – jak stara kwoka skrzydła nad jajkami – parasol ochronny nad obcym mentalnie, obyczajowo i kulturalnie elementem, który wtargnął na teren państwa polskiego.

Ale nie zapominajmy tu przy tym, że – podobnie jak stara polska kwoka – zachowała się jeszcze bardziej głupio i nieodpowiedzialnie – Rosja carska z carycą Katarzyną II, która dała im większe przywileje niż ówcześni Polacy. To zapewne na złość Polakom, żeby pokazać światu, że – co jak co – Rosja jest bardziej „postępowa” i „liberalna”. I że żydzi będą mieli daleko lepsze w Rosji (skutkiem przyłączenia wschodniej części państwa polskiego), warunki rozwoju kulturalnego i ekonomicznego, niż w Polsce. Zatem żydzi z natury rzeczy powinni poprzeć rozbiorową politykę Rosji wobec państwa polskiego.

Jak ta ówczesna rosyjska filozofia polityczna zakończyła swój żywot, to dzisiaj dobrze wiemy. Carat został zmieciony z powierzchni ziemi. I państwo o nazwie „Rosja” ze swą kulturą również na 80 lat. Jak to nie dużo potrzeba, żeby jakieś państwo i jego kultura została zniszczona.  Czy prez. Andrzej Duda i dzisiejsze „elity”  polityczne III RP (PO-PiS i im bliskie ideologiczne) mają świadomość dalekosiężnych konsekwencji wyznawanej i narzucanej Polakom filozofii politycznej rodem z Izraela i USA?!               

Ta radość i uciecha A. Dudy z zaproszenia Żydów do Polski  bardzo przypomina uciechę i zadowolenie księcia Konrada Mazowieckiego po przyjęciu przez Krzyżaków zaproszenia do Polski, żeby zaspokoili jego przyziemne  pragnienia i potrzeby życiowe.  Ale dla ludzi żyjących dniem dzisiejszym było to bardzo dawno, bo w roku 1230-stym i jest to dla nich sprawa mało ważna.

Cała katastrofa z Krzyżakami zaczęła się bardzo niewinnie.. K. Mazowiecki  sprowadził najpierw dwóch (2) rycerzy krzyżackich. I dał im miejsce pobytu. Co potem się stało jest dobrze udokumentowane. Polakom zabrało 180 lat, żeby oprzytomnieli. To jest więcej niż czas rozbiorów Polski (około 127 lat), żeby pojąć, co się stało. Ludzie zawierzyli wówczas ks. Konradowi Mazowieckiemu i jego dworzanom a potem cierpieli, męczyli się i borykali z życiem, aż w końcu połapali się, że jedyne wyjście, to wojna. I to krwawa. Do tego, żeby rozprawić się z intruzami, którzy już otwarcie zagrażali państwu polskiemu, trzeba było stworzyć koalicję Polaków, Litwinów i Rusinów, by krwawo rozprawić się w 1410 roku pod Grunwaldem z bandą chrześcijańskich rozbójników chowających swe prawdziwe oblicze pod  sukmanami z groźnym znakiem krzyża na zewnątrz.

Książe PiS-owski, Andrzej Duda i jego dworzanie prowadzą Polaków i państwo polskie do podobnej katastrofy; do wojny, której skutków nikt dzisiaj nie jest w stanie przewidzieć. Cierpieć, krwawić i umierać w mękach będą nasze dzieci i dzieci naszych dzieci. I przez resztę swego cierpiętniczego życia  będą nas przeklinać przez dziesięciolecia a nawet stulecia, jak powstańcy kościuszkowcy, listopadowi i styczniowi, którzy zrywali się do walki o odzyskanie niepodległości państwa polskiego.

I jeszcze jeden przykład. Wpuśćmy beztrosko Żydów do Polski, to przeżyjemy to, co Palestyńczycy albo Rosjanie. Jak ukazuje w swym 2-tomowym dziele Aleksander Sołżenicyn, pt. „Dwieście lat razem” (z Żydami – dop. mój W.G.),  w 1864 roku w Rosji , bez zaboru polskiego, ludność żydowska liczyła pół miliona  ludzi. Zaś razem z zaborem polskim było ich w 1850 roku 2 350 000 (słownie- dwa miliony 350 tysięcy). Ale w 1880 roku już prawie

4 miliony. Sołżenicyn pisze (w oparciu o źródła, które przytacza), że – cytuję: „Od początkowej około milionowej grupy przy pierwszych rozbiorach Polski doszli do 5 175 000 przy spisie w 1897 roku – to znaczy , że w ciągu stulecia liczebność tej społeczności zwiększyła się ponad pięciokrotnie. (Na początku XIX wieku żydostwo rosyjskie stanowiło

30% światowego, w 1880 roku już 51%).”  A więc byli wówczas już  tak dużą ilościowo społecznością, że mogli domagać się wydzielenia im jakiegoś obszaru, żeby założyć własne państwo. Zresztą podjęli juz odpowiednie kroki w tym kierunku. Tyle mówią fakty.

Dalej Sołżenicyn zwraca uwagę na bardzo ważny fakt, że – cytuję: „To istotne zjawisko historyczne  nie dało niczego do myślenia ani ówczesnemu rosyjskiemu społeczeństwu, ani rosyjskiej administracji.”  (Tom I, str.118). Tutaj narzuca się pytanie – czy dzisiejsze społeczeństwo polskie i polska administracja państwowa jest bardziej sprawna w myśleniu politycznym.

Tutaj należy się Czytelnikowi komentarz.  Rosja miała już swoją porcję społeczności żydowskiej, tj. około 1,5 miliona. Jak na carskie imperium Katarzyny II, to była niewielka mniejszość narodowa. Ale administracja carska za Katarzyny II nie była zdolna i na tyle inteligentna, żeby móc przewidzieć skutki swoich posunięć politycznych, a zwłaszcza późniejsze konsekwencje rozbioru państwa polskiego, kiedy brała pod swoje skrzydła społeczność żydowską, dobrze zorganizowaną i ukształtowaną na wschodnim obszarze państwa polskiego. Zachłanność wzięła górę nad rozumem politycznym. Bez gruntownego rozeznania się w sytuacji społecznej i kulturowej, Rosja dokonała grabieży części terytorium państwa polskiego razem z istniejącą na tym obszarze dużą społecznością żydowską. Rosjanie zapewne myśleli, że wzbogacą się politycznie, ekonomicznie i kulturalnie na współudziale w rabunku państwa polskiego.

Wkrótce okazało się – ale to było już za późno – że zagarniętą częścią terytorium polskiego  udławili się, bo przyjęli do siebie dobrze zorganizowaną społeczność religijną, która – na  skutek ociężałości umysłowej i duchowej Rosjan i ichniej ówczesnej administracji politycznej i państwowej, pozbawionej przy tym wyobraźni politycznej i ograniczonej intelektualnie – przejęła pałeczkę w biegu do władzy i 20 lat później (w 1917 r.) przejęli władzę w Rosji i ucięli Rosjanom głowę polityczną i ideową. Warto tutaj nadmienić, że nieco  ponad 20 lat później (1944 – 1956) ucięli takąż samą głowę polityczną Polakom, i efektem jest to, że do dzisiaj (po rzekomym „odzyskaniu niepodległości”), kierunkowskazy polityczne, ideowe, moralne i etyczne ustanawiają nam Polakom, te same typy, wyrosłe spod ciemno-czerwonej gwiazdy bolszewickiej i występujące w polskich strojach i pod naturalnie brzmiącymi polskimi nazwiskami, które ich dziadkowie i ojcowie pozmieniali sobie, aby nikt ich i ich potomków potem nie rozpoznał, czego klasycznym przykładem jest rzecznik prasowy prez. A Dudy, Krzysztof  Łapiński, wnuk Żyda Czesława Łapińskiego, stalinowskiego prokuratora, komunistycznego okresu PRL-owskiego. A więc potomek żydowskiego UBeka, tego pospolitego bolszewickiego typa, który dawał w swoim czasie „rękojmię należytego wykonywania obowiązków” nałożonych przez władzę okupacyjną. Czyżby już naprawdę nie było etnicznych Polaków nadających się na rzecznika prezydenta państwa polskiego?! A może chodzi tu o coś innego: zew krwi. Lis lisowi zawsze będzie bliższy i godniejszy.

Dzisiaj ludzie ci – przypominam – wywodzący się genetycznie z czerwonej stadniny, tkwiący z natury rzeczy korzeniami, mentalnością i tradycjami w talmudzie marksistowsko-leninowskim – uważają  siebie nadal za najbardziej predysponowanymi do reprezentowania „polskich interesów politycznych, kulturalnych, ekonomicznych i państwowych”.

 

                                                             

 

 

O cierpieniach Żydów, doznanych – według ich mniemań – na terenie państwa polskiego naopowiadano tyle rozmaitych historii; zapisano nimi tony papieru w formie gazet, broszur, ulotek i książek, naprodukowano tyle propagandy i mitów w formie filmów, kronik, seminariów „naukowych” it.p., że umysłowo zrównoważonego człowieka przyprawia to wszystko o zawrót głowy. Polacy pogubili się, o co w tym wszystkim chodzi. A przecież wszystkie znaki na niebie wskazują, że chodzi o to, żeby Polaków zahukać na śmierć, by nie tylko nie mieli odwagi wyrazić się niepochlebnie o Żydach, ale też żeby nie śmieli krzywo spojrzeć na typa z mycką na głowie.

W tworzeniu tej natarczywej propagandy i mitów obowiązuje oficjalnie narracja żydowska, takoż linia polityczna wytyczana przez ambasadę Izraela i USA w Warszawie. Odchylenia od tej linii nie są akceptowane i często gwałtownie piętnowane jako „antysemickie”. Polacy mają  myśleć i wyrażać się KOSZERnie, to znaczy tak, jak żydzi na to przyzwalają i oczekują.

 

 

 

Dziesięć lat temu (2008) na 40-lecie tzw. „marca 1968” pozwoliłem sobie skomentować jedną z takich prac propagandowych, uważanych do dzisiaj (marzec 2018) za najbardziej obszerną i najważniejszą,  dotyczącą sławnego wychodzenia Żydów z polskiego „domu niewoli”, coś jak z Egiptu. Uważam, że przytoczone w tym tekście fakty historyczne i inne informacje nie straciły nic na aktualności i że warto nimi podzielić się z Rodakami, żeby ocknęli się i nie pozwalali robić z  siebie miłej bezwinnej owieczki, która dla świętego spokoju da się ostrzyc i wydoić, nie wierzgając przy tym nogami, licząc na to, że po takiej daninie (ofierze dla Żydów) nikt nie poderżnie jej już gardła.

 

 

 

Po tym krótkim wstępie możemy przejść do treści komentarza prostującego załganą i pokrętną narrację żydowską, której między innymi sympatykami i entuzjastami są prez. III RP , Andrzej Duda i jego dworzanie, zmaterializowani w postaci t.zw. rzeczników i doradców, tłumaczących gawiedzi, co prezydent miał na myśli w tej czy innej sprawie, transferujących opowiadania i inne bajki żydowskie polskojęzycznym politykom uplasowanym głęboko w PiS i PO, aby ci przelewali tą pokrętną, załganą, perfidną i  śmierdzącą propagandę na głowy reszty społeczeństwa, które nie dało się jeszcze do końca  oszukać i ogłupić.

Dwa lata (rok 2006)  przed 40.rocznicą (rok 2008) wydana została pod auspicjami IPN potężna cegła propagandowa (800 str.) p.t. „Polski rok 1968”. Autorem tego potężnego dzieła – oczywiście „zawsze aktualnego”,  i do dzisiaj prezentowanego Polakom jako „Biblia Marca” – jest wielki sympatyk  KORowskiej „opozycji demokratycznej i bard (historyk, nie piosenkarz) najwrzaskliwszego obozowiska politycznego w III RP.

 A poza tym – a jakże – „naukowiec”, prof. Jerzy Eisler, który podobnie jak np. inny bard marcowy tej samej stadniny ideowej, prof. Andrzej Friszke – stał się „naukowcem” z nadania  „elit” tkwiących korzeniami w KPP, PPR i PZPR. Ta „biblia marca 1968 jest tak załgana i zamataczona faktologicznie, że – jak to się mówiło w Polsce – jest zniewagą dla Polaków. A zniewaga krwi wymaga . Ja tu nie nawołuję do tak skrajnego rozprawienia się z żydowską chucpą. Ale nie widziałbym powodu do opłakiwania ich losu, gdyby to się wydarzyło.

 „Polski rok 1968”, to księga z trzema tezami, gdzie autor dokonuje typowej dla Żydów akrobatyki faktów– ci, którzy zaznajomili się z Talmudem, wiedzą, w czym rzecz – żeby  niezorientowanemu czytelnikowi wyszło, iż tezy te są prawdziwe. I że oddają prawdę.

Ze względu na szczupłość miejsca zajmę się tylko dwoma tezami postkomunistycznego prof. J.Eislera. Teza pierwsza zawarta jest już w samym tytule: „Polski rok 1968”. Tutaj proszę Czytelnika, żeby zwrócił uwagę na  – „Polski. rok...”. A dlaczego polski rok a nie żydowski? Dlaczego nie PZPRowski rok 1968?! Dlaczego nie komunistyczny? Nie poststalinowski? Przecież sprawa dotyczyła cały czas losów bolszewickiej Frakcji Żydowskiej  w łonie PZPR?

Takich rzeczowych pytań nasuwa się wiele.

Teza druga Eislera to: Wszystkie fale emigracji żydowskiej – cytuję:  „były wywołane kolejnymi narastającymi w latach 1945 – 1946, 1956 – 1957, i 1967 – 1968 falami antysemityzmu w Polsce”, (str. 95).  Antysemityzmu?!  A może antybolszewizmu?

Komunizm/bolszewizm można było zwalczać na różne sposoby. To tylko sprawa taktyki walki. Można było zacząć tę walkę od rozwalania stalinowskiej frakcji polskiej hołoty, która padała na kolana przed obrazem Stalina  Ale przecież równie dobrze można było zacząć od rozbijania i pogonienia na śmietnik historii, stalinowskiej hołoty żydowskiej. Gdy zamierza się pokonać wroga, to rzeczą naturalną jest, że uderza się w jego słabsze strony, a że w tym przypadku słabszą stroną była żydowska frakcja bolszewicka to niech żydzi mają pretensje do siebie samych, a nie do Polaków.   

Ludzie od zarania swego istnienia tworzyli rozmaite zabobony i rozprzestrzeniali je na wszystkie świata strony.  Dzisiaj czyni się to również, tylko, że w skali globalnej i w sposób  szybszy i wyrafinowany. Druk, prasa, wydawnictwa książkowe, telefony, radio, telewizja i od niedawna Internet, czyli tak zwane „media”, to narzędzia  prawie doskonałe do robienia ludzi w balona. I to się  robi cały czas.

Żaden uczciwy historyk, publicysta czy inny bezstronny komentator wydarzeń marcowych (68) nie wyjdzie z tezą, że walka między stalinowską sitwą żydowską w łonie PZPR, a taką samą sitwą polskiej hołoty, wyłonionej z tzw. „awansu społecznego” i wyniesionej ówcześnie przez żydokomunę na ołtarze władzy w Polsce – była walką polską, i że była to walka o interes państwa polskiego. Owszem, była walką, ale o władzę nad komunistycznym więzieniem. Polacy w tym ścięciu się obu postbolszewickich sitw w bandzie PZPRowskiego gangu mieli tyle do powiedzenia, co więźniowie w sprawie administracji więzienia, czy obozu pracy przymusowej. Tak się składa, że rozróby marcowe miałem okazję oglądać trochę w Poznaniu a więcej we Wrocławiu i obserwowałem je z pozycji więźnia PRL-owskiego obozu koncentracyjnego, z którego udało mi się uciec w pierwszej dekadzie „dobrobytu” gierkowskiego.

Marzec 1968 roku był miesiącem, kiedy dwie sitwy bandy kolaborantów stalinowskich, zwącej się wówczas „PZPR”, stając w obliczu słabnącej pozycji politycznej W. Gomułki, rozpoczęły bieg rozstawny do władzy nad protektoratem sowieckim zwanym PRL. Jedna grupa, to pozostałości (po 56r.) bolszewickiej frakcji żydowskiej, przywleczonej do Polski przez armię stalinowską. Druga grupa, to wataha polskich, ukraińskich i białoruskich mętów społecznych, rzezimieszków i analfabetów, z których składała się PPR.

W 1968 roku nie-żydowskie skrzydło mafii komunistycznej rozprawiło się ostatecznie ze stalinowskim skrzydłem żydowskim, które natrętnie – jak żydowski handlarz, który chce sprzedać swój towar – przedstawia się dzisiaj Polakom, jako „ofiara” jakichś tam „ohydnych”, „haniebnych” etc. działań. Z całą mocą należy tu podkreślić, że społeczeństwo polskie, pozbawione w latach 1944 – 1956 politycznej „głowy”, nie miało z tą rozgrywką wewnątrz-gangsterską nic wspólnego.

Oddajmy tu głos paru świadkom tamtych wydarzeń. Stefan Korboński, działacz polityczny PSL, poseł na Sejm, od 1947 roku na emigracji, w związku z marcowym „wyjściem”                      

Żydów  „z polskiej niewoli”, w 1968 roku, ogłosił na łamach „The New York Times” odpowiedź na płatne żydowskie ogłoszenie o antysemityzmie polskim. Stefan Korboński w związku z tym pisze – cytuję:

„Naród polski, który nie ma nic do powiedzenia ani w tej sprawie, ani w innych, uważa tę czystkę za sprawę wyłącznie rodzinną obecnych „właścicieli Polski”. I jeśli nikt nie roni łez z powodu usunięcia tak dominujących postaci stalinowskich, jak Roman Zambrowski, Stefan Zółkiewski, Juliusz Katz-Suchy, Stefan Staszewski i prof. Adam Schaff, to nie dlatego, że są oni Żydami, a dlatego, że są komunistami, których naród polski odrzuca w ten sam sposób jak Gomułkę i jego klikę lub generała Moczara i jego tajną policję”. (Zob. również „Kultura” paryska, nr. 254, Listopad 1968, str. 156).

Ale, żeby dowiedzieć się trochę więcej, cofnijmy się do roku 1966. A więc  w okres czasu, kiedy jeszcze nikt nie wiedział, że będzie wkrótce jakiś tam „marzec 1968”. W „Kulturze” paryskiej (Lipiec-Sierpień 1966), Stanisław Mroczkowski ujawnia, że – cytuję: ”Walka polityczna, jaka toczy się w Polsce na szczeblach drabiny politycznej i w której to walce żydzi biorą udział, stoi poza zasięgiem społeczeństwa.”.

„Tomasz Staliński, (to Stefan Kisielewski, słynny „Kisiel” – dop. mój, W.G.) w swej książce ”Widziane z góry” ( wyd. Instytut Literacki, Paryż, 1967), dał obraz stosunków w Polsce „ludowej” na najwyższym szczeblu rządzenia.”  Pisał na stronie 56, że Żydów: - cytuję:  „Przyjęto z otwartymi rękami: rewolucja potrzebowała aparatu, a zgłaszał się mało kto – lud tego kraju wcale nie był rewolucyjny, zresztą każdy lud jest konserwatywny, a pierwszą fazę rewolucji zawsze robi inteligencja. I tu pogrobowcy popełnili fatalny błąd, chociaż może im to imponowało, może szukali rekompensaty, a może zresztą padli ofiarą czyjejś  dalekosiężnej intrygi. Oto, jak najniepotrzebniej w świecie stali się od razu a gremialnie ramieniem i symbolem rewolucji, objęli najbardziej eksponowane i drażliwe stanowiska oficerów  Bezpieczeństwa, prokuratorów, sędziów, cenzorów. Zaszkodzili sprawie i znów wzbudzili nienawiść do siebie. Skołatany okupacją, spragniony jakiegokolwiek ładu lud mógł, owszem, uznać i przyjąć nową władzę, ale nie władzę, reprezentowaną przez nich: niedawno widziano ich poniżenie, nagle wywyższenie robiło wrażenie demonicznego spisku. Z czasem zaczęli coś z tego coś niecoś rozumieć, załamali się, po kilkunastu latach jęli wracać do siebie samych, stają się nawet z powrotem liberałami, chcą walczyć przeciw sobie z dnia wczorajszego. Ale wszystko nadaremno, pomyłka za późno: stracili zaufanie jednych, nie odzyskali zaufania innych. Nie mogli odzyskać, to była złuda i oto stoją znów odosobnieni, wyizolowani, oko w oko z rozbudzonym przez siebie samych widmem rasizmu i to paradoksalnego, bo pleniącego się wewnątrz partii rewolucyjnej i komunistycznej”.     

Takich obserwacji ówczesnych świadków wydarzeń politycznych można przytoczyć mnóstwo. Ale zostawmy to tym historykom i politykom polskim, którzy nie będą patrzeć na przeszłość i historię państwa polskiego przez żydowską siatkę poglądów i przez żydowskie okulary przeciwsłoneczne,  bo czeka nas teza druga propagandy historycznej J.Eislera: mianowicie tej, że wszystkie trzy najważniejsze „wyjścia”  Żydów z polskiego „domu niewoli” były wywołane falami polskiego antysemityzmu.

Zacznijmy od roku 1945 – 1946. Wspomniany już wcześniej Stanisław Mroczkowski, autor artykułu pt. „Antysemityzm” („Kultura” paryska , Lipiec-Sierpień 1966, str. 144-145) przypomniał, że w latach 1945-1946 – cytuję:  „żydzi wracający z Rosji stanowią dwie grupy: jedna to kadrowcy komunistyczni, którzy jeszcze w latach międzywojennych uwierzyli w czerwonego mesjasza i z Polski uciekli do Rosji sowieckiej, a obecnie wracają aby wprowadzić hasła równości proletariuszy – jest to grupa nieliczna ale bardzo wpływowa. Druga grupa, to ludzie, którzy uciekli przed zagładą hitlerowską na tereny Rosji i nie mają obecnie sprecyzowanego poglądu i rozeznania w sytuacji. Byli prawdopodobnie przygotowani na to, że zastaną zostawione zakłady pracy w takim stanie w jakim je zostawili, niestety warsztaty te znalazły się w posiadaniu innego właściciela – proletariatu.”

Komuniści budowali w Polsce nowy ustrój gospodarczy i polityczny. W tym ustroju nie było       miejsca dla właścicieli ziemskich, wojskowych, ani dla funkcjonariuszy administracji „Polski burżuazyjnej”, którzy przeżyli wojnę. Ich miejsca przejmowała nowa klasa, tworzona z mętów społecznych i rzezimieszków, na czele których stanęli żydowscy talmudziści marksistowcy. Stara naturalna polska klasa pozbawiona urzędów i majątków, została zmuszona szukać innych możliwości zarabiania na życie. Ludzie ci zaczęli tworzyć rozmaite drobne przedsiębiorstwa, pośrednictwa, restauracje it. p., czym wchodzili na obszar działalności Żydów, którzy właśnie wychodzili z ukrycia i przybywali z Rosji sowieckiej.

Przyczyny ich wyjazdu z Polski w ówczesnym czasie najlepiej ilustruje następująca sytuacja:

Grupka Żydów opuszczających Polskę na dworcu w Warszawie. Na pytanie:  Dlaczego wyjeżdżają z Polski, odpowiadają: >Bo wie pan, jak w Polsce rządzili Polacy, a żydzi handlowali, to jeszcze dało się żyć. Teraz, jak żydzi rządzą, a Polacy handlują, to nie ma co tu szukać.

„Była jeszcze jedna przyczyna eksodusu Żydów z Polski w tym czasie i związana z nowym ustrojem. Wśród Żydów niekomunistów panowało przekonanie, że jeżeli reżym komunistyczny się wzmocni i będzie trwał, to nie przyniesie im żadnych korzyści. Tak jak w Rosji bolszewickiej. Jeżeli upadnie, to padną oni – za sprawą żydów u władzy – ofiarą nowej fali antysemityzmu.”  (zob. Stanisław Mroczkowski – „Kultura” paryska, j.w.).

Podsumowując ten okres:  To nie polski antysemityzm, to żydowscy talmudziści marksistowscy stworzyli Żydom w latach 1945 – 1946 sytuację zmuszającą ich do wyjazdu z Polski.

Lata 1956 – 1957. W początkach budowy nowego bolszewickiego ustroju w Polsce w latach 1944 – 1947, komuniści mieli problem z obsadzeniem stanowisk w administracji państwowej.

Polacy świadomi tego, co się dzieje, nie chcieli kolaborantom sowieckim pomagać w ujarzmianiu Polski. Takich zahamowan nie mieli żydzi. Wspomniany wcześniej Stanisław Mroczkowski („Kultura” paryska jw. str. 145) pisze, że – cytuję: „Stanowiska ofiarowane przez komunistów przemawiały do psychiki żydów, którzy byli stale na dole drabiny społecznej, jeżeli chodzi o zarząd administracyjny i życie polityczne.

żydzi na stanowiskach partyjnych i na wysokich stanowiskach w aparacie państwowym mieli poczucie pewności. Sądzili, że gdy będą pracowali dla dobra klasy robotniczej, pozycje ich nie będą zachwiane. Hasła komunistyczne o łączeniu się proletariuszy wszystkich krajów bardzo dawno przemawiały do proletariatu żydowskiego.

Rok 1956 zmienił konfigurację świata komunistycznego. Żydzi, którzy uważali, że pozycje w aparacie partyjnym i państwowym zapewnią im bezpieczeństwo, stali się nagle osobami skompromitowanymi. Polska gomułkowska dała im prawo wyboru: degradacja albo emigracja do Izraela. Większość z nich wybrała emigrację, zabierając ze sobą żal i rozgoryczenie.

Kompromitacja żydów byłaby zjawiskiem pozytywnym, gdyby wynikała z rewizjonizmu, niestety kompromitacja wypływała ze stalinizmu, który w Polsce był znienawidzony. Stąd też automatyczna nienawiść dla tych, którzy go reprezentowali, w równym zresztą do żydów jak i Polaków. Skomplikował zagadnienie fakt, że polscy stalinowcy zostali, natomiast żydowscy wyemigrowali, zostawiając  po sobie wrażenie ludzi, którzy Polskę traktowali jako laboratorium doświadczalne nie biorąc odpowiedzialności  za powodzenie eksperymentu.” Koniec cytatu. Czy trzeba tu jeszcze coś dodawać?!

Jeśli chodzi o lata 1967 – 1968, to sprawa nie jest tak skomplikowana, jak to nachalnie usiłują nam wmówić przedstawiciele, apologeci marcowców i ich polskojęzyczni szabesgoy’e. Jak już wcześniej wspomniałem, w PZPR starły się w walce o władzę po Gomułce dwie frakcje. Przegrała frakcja, która przypadkowo składała się z żydowskich tłumaczy talmudu marksistowskiego. I nie chodziło tu o „Dziady” Mickiewicza, jak to nam usiłują notorycznie i nachalnie wmówić,  ale o – „Zambrowski do Biura!”.

Zresztą „legenda” marca 68 i wpływowy cadyk III RP, Adam Michnik, potwierdza to, kiedy mówi – cytuję: „...nasz spór z Gomułką jest sporem wewnątrz rodziny (...), bo odwoływaliśmy do wspólnych korzeni.” (Zobacz: „POLITYKA” nr. 8 z 23 lutego 2008, dodatek „Pomocnik historyczny”, str. 10). Nie neguje tego również inna „ikona marca”, Jan Tomasz Gross, kiedy na pytanie o „marzec 1968”, odpowiada – cytuję:  „Dla mnie była to przede wszystkim polityczna konfrontacja. Użyto nas jako detonatora, by rozgrywać swoje interesy w aparacie władzy.” (Zob. „Tygodnik Powszechny” z 6-10 lutego 2008, str. 25).

Jeżeli uczestnicy tamtych wydarzeń potwierdzają, i tym samym uwiarygodniają to, co działo się w marcu 1968 r. naprawdę – a ci, którzy wówczas jeszcze nie byli na świecie zaprzeczają jak to było naprawdę, to co w końcu jest prawdą?      

Międzyfrakcyjna rozgrywka o władzę w rodzaju tej w PZPR w 1968 roku nie jest żadną nowością, ani jakimś specyficznym zjawiskiem w systemach jednopartyjnych dyktatur totalitarnych. Józef Stalin „słoneczko narodów” (według poety Woroszylskiego), pragnąc rozprawić się z pewną koterią w WKP(b), która mu zagrażała, wygłosił w październiku 1928 roku swoisty referat „O niebezpieczeństwie prawicowym w WKP(b)” Referat ten dał początek walce o władzę w łonie bolszewickiej „Wierchuszki”, toczonej potem pod szyldem „walki z odchyleniem od generalnej linii partii”.  (Żyd Trocki-Bernstein pojął szybko o „co biega” i ratował się wówczas ucieczką za granicę). W toku tej walki w latach 1928 – 1929 zepchnięto do „opozycji liberalnej” ponad 10 % członków partii komunistycznej. Wytoczono im procesy i wysłano ich nie zagranicę, lecz do łagrów, jako wrogów socjalizmu i rewolucji. Wśród nich było „bardzo dużo starych działaczy bolszewickich i zasłużonych budowniczych socjalizmu” – jak to ujął, ujawnił i ogłosił 28 lat później (w 1956r.) na XX  Zjeździe Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Ukrainiec Nikita Chruszczow.

Trochę inaczej rozegrał walkę frakcyjną w NSDAiP Adolf Hitler. Ale to chyba dlatego, że nie miał zbytnio czasu, albo po prostu nie widział potrzeby na bawienie się w propagandowe przygotowanie się do procesów o „odchylenia” od  nazistowskiej linii ideologiczno-politycznej i do przeprowadzenia ich w majestacie państwa prawa.  Zrobił z konkurentami krótki proces, znany jako „Noc długich noży”. 30 czerwca 1934 roku zlikwidowano fizycznie SA, siłę, która wyniosła Hitlera do władzy. Wystrzelano całą  wierchuszkę tej frakcji nazistowskiej wraz z jej szefem  E.J. Rohm’em, który utrzymywał „dobre stosunki” ze Strasser’em, reprezentantem lewicy w NSDAiP. Sprzątnięto z powierzchni ziemi też von Schleichera, a wraz z nim – jak potem utrzymywano – resztki socjalizmu w Niemczech.

W 1938 roku Stalin znowu napotkał opozycję w partii. I znowu rozprawił się z nią. po komunistycznemu. Tym razem była to „frakcja antyradzieckiego bloku prawicy i trockistów”.

Poszły znowu w ruch sądy i zapadły wyroki. I znowu zlikwidowano dużą ilość współtowarzyszy. Nikt tam nie bawił się w dodrukowywanie paszportów w jedną stronę jak w PRL.  Kula w łeb była o wiele tańsza i mniej ryzykowna kulturalnie i propagandowo.

Stefan Kisielewski w przypływie złości nazwał frakcję komunistyczną chamów, która pogoniła frakcję stalinowsko-żydowską w 1968 roku, „dyktaturą ciemniaków”. Trzeba tu przyznać, (niezależnie czy my go lubimy, jako polskiego Żyda, czy nie), że tym trafił w dziesiątkę. Bo Gomułka, Moczar i stojący za nimi aparat  PZPRowski, reprezentowali w świetle późniejszych faktów, rzeczywiście frakcję ciemnoty politycznej w tym sensie, że zamiast czepiać się „syjonizmu” i wyciągać na światło dzienne żydowskie nazwiska swoich współtowarzyszy mogli pójść drogą swych nauczycieli stalinowsko-bolszewickich i rzucić hasło „walki z odchyleniem od generalnej linii partii” i stosownie do tego rozprawić się z „brudną pianą, która wypłynęła na fali  wydarzeń październikowych przed  11 laty” i nie została w pełni usunięta z PZPR – jak to dobitnie,  wyraziście i jednoznacznie powiedział Gierek 11 marca 1968 roku w Katowicach. Odchylenie od generalnej linii partii było wówczas wystarczającym powodem, aby wytoczyć żydowskim komunistom procesy, po czym część wystrzelać a drugą część wysłać do więzień i obozów pracy przymusowej, do których przedtem staliniści żydowscy (np. H.Minc, J.Berman i im podobne typy etniczne) wysyłali polskich patriotów.

Po takim socjalistycznym rozprawieniu się z frakcją żydowskiej bandy komunistycznej w łonie PZPR, nie byłoby potem głupiego żydowskiego lamentu i ujadania o „podłości” wobec żydów, o „antysemityzmie”  polskim, o „haniebnym potraktowaniu żydów” w 1968r., o „nikczemnościach  marca” itp.

Stadnina chasydów warszawsko-krakowskich z wokół „Gazety Wyborczej”, „Polityki”,  „Tygodnika Powszechnego” „ZNAKU” i im podobnych ideologicznych i etnicznych przyrostów, jest coś winna „dyktaturze ciemniaków” i polskim antysemitom z wokół Gomułki, a zwłaszcza Moczara – wdzięczność za okazany humanitaryzm. Przecież mogli ich, zamiast paszportów w jedną stronę, postawić przed sądem, dać im wieloletnie wyroki lub kulę w łeb bolszewicki. Nie stało się to jednak tak dlatego, że Gomułka i Moczar ze swą frakcją byli – w przeciwieństwie do tego, co nam  „ marcowcy” usiłują wmówić – miernymi stalinowcami i antysemitami.

„Polski rok 1968” J.Eslera – biblia „marca 68” –  na której swą wiedzę polityczną i historyczną kształtują dzisiejsi politycy „polscy” z PAD-em i jego dworem na czele – jest   opracowaniem pseudohistorycznym, typowo propagandowym, dopasowanym, do nachalnej żydowskiej polityki historycznej, której celem jest najpierw zamglenie i potem zamazanie w świadomości społeczeństwa polskiego rzeczywistości historycznej i politycznej PRL-u. Dzieje się to dlatego, że monopol na kształtowanie polityki historycznej w Polsce, mają od czasu II wojny światowej ludzie o prowieniencji komunistycznej; żydowskiej i polskojęzycznej hołoty z tak zwanego. „awansu społecznego”.  I nie ma tutaj znaczenia, że są to dzisiaj ludzie w drugim czy trzecim pokoleniu z tytułami naukowymi. I że już nie byli (po 1989r.), i nie są dzisiaj członkami PZPR. Przecież wiadomym ogólnie jest, że „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąca”.  Ale również, że czego „ Jaś się w domu nauczył, to Jan będzie umiał.”.  A czego mógł się nauczyć Adaś w domu marksistowskich talmudzistów żydowskich; w domu komunistycznym, łajdackim; w domu analfabetów czy pospolitych bandziorów, i rozmaitych rzezimieszków, meldującym: („posiadam broń krótkom”) z jakich składała się PPR a później PZPR?

Ludzie ci swoje późniejsze wykształcenie i stopnie (tytuły) naukowe zdobywali najczęściej dzięki koneksjom etnicznym, klanowym i politycznym. I w okresie, kiedy etniczni Polacy nie byli dopuszczani na pewne wydziały uniwersyteckie, które były zarezerwowane dla ideologicznie poprawnych i pewnych, przyszłych „inżynierów dusz”, to znaczy,                                (specjalistów od propagandy)  – typów, którzy „dawali rękojmie należytego wykonywania obowiązków”, t.zn. wykonywania oczekiwań władzy okupacyjnej. Jak przykładowy tutaj prof. J.Eisler czy prof. A.Friszke.

Polacy mogli być co najwyżej inżynierami rolnictwa, lub budownictwa. Dzisiaj odbija się to w Polsce na kierunku polityki historycznej, która nie jest polityką polską. Ten stan rzeczy musi ulec zmianie poprzez szersze otwarcie drzwi do IPN dla historyków polskich, a nie wywodzących się genetycznie i ideologicznie ze stadniny byłych kolaborantów stalinowskich.

Wtedy, i tylko wtedy, będziemy mieli szansę, że w przyszłości politycy polscy (nie polsko-języczni), prezydenci, posłowie, senatorowie, przywódcy partyjni i ministrowie,  nie będą nam narzucać nachalnie w przestrzeni publicznej żydowskiej, i innej  obcej , np. banderowskiej siatki poglądów i budowanej na jej fundamencie narracji historii polskiej, czego właśnie byliśmy świadkami w marcu 2018 r. w wykonaniu  prezydenta Andrzeja Dudy, premiera Mateusza Morawieckiego, min. MSZ, Jacka Czaputowicza, min. J. Gowina (Polska jest ojczyzną dwóch narodów, jest ojczyzną narodu polskiego i jest ojczyzną narodu żydowskiego) i wielu innych, czołowych tego typu polityków ”polskich” odgrywających z uciechą rolę szabesgojów i jurgieltników żydowsko-amerykańskich.                     

 

Władysław Gauza

Kwiecień 2018


Comments (0)

Rated 0 out of 5 based on 0 voters
There are no comments posted here yet

Leave your comments

  1. Posting comment as a guest. Sign up or login to your account.
Rate this post:
0 Characters
Attachments (0 / 3)
Share Your Location