POLSKA KWITNĄCA DZIEĆMI 1/2

Article Index

POLSKA KWITNĄCA DZIEĆMI

TEGOŻ AUTORA

..Państwo rodzin", rok 19:!.). wyczerpane

..lkonomi.i u ziemia", rok !9:>(>. wyczerpane.

„(iipnei", rok 19 >7 (wyczerpane), rok. I?MS (wyczerpane).

..Co robi młody święty?", rok 19:59. wyczerpane.

„Rodzina wobec nadchodzącej epoki", rok 1946. wyczerpane.

 

WALENTY MAJDAŃSKI

POLSKA KWITNĄCA DZIEĆMI

 

Tom drugi

(Tom pierwszy pt. „Kołyski i potęga")

KSIĄŻKA DLA DOROSŁYCH

 

1 9 4 7

 

N A K Ł A D E M  AUTORA

 

Druk. ..Rycerza Niepokalanej" — Niepokalanów

 

B-l 3229-90

 

Część siódma

 

ROZUMNA LICZBA DZIECI

 

PRZEDMOWA DO KSIĘGI DRUGIEJ

 

Na rozważaniach zawartych w tomie „Kołyski i potęga"

moglibyśmy skończyć, gdyby nam chodziło jedynie o to, żeby

w Polsce było więcej dzieci: gdyby szło o tak zwaną „kwestią

populacyjną".

 

Ale nam idzie o coś więcej. Bo społeczeństwo nie chce

wydawać na świat większej ilości dzieci, jeżeli przede wszyst-

kim dąży do tego, by mieć więcej dzieci. Trzeba zawsze zmierzać

do czegoś wyższego niż to niższe, które się chce osiągnąć, aby

przy tej okazji zdobyć to, co niższe. Dlatego wcale już nam tu

dalej nie będzie chodziło o więcej dzieci, ani wyłącznie o wię-

cej dzieci: pójdzie nam o coś znacznie poważniejszego, miano-

wicie — o zdrową rodzinę w Polsce.

 

Lecz zdrowa rodzina nie jest tym, co najważniejsze.

Przeto nie możemy dążyć jedynie do zdrowej rodziny. Rodzina

będzie zdrowa, gdy będzie dążyła do czegoś znacznie wyższego

.niż swe zdrowie. I jeżeli to coś „znacznie wyższego" osiągnie,

to zostanie zdrowa, a jeśli nie, to zachoruje nawet ciężej, niż już

jest chora. I tak dalej.

 

Krótko mówiąc : będziemy mieli więcej dzieci i uzdrowimy

nasze rodziny, gdy będziemy dążyli do znacznie poważniejszych

celów niż populacja i higiena życia rodzinnego: do celów o ca-

le niebo wyższych niż dzieci. Wówczas to niejako po drodze,

niechcący, pośrednio - osiągniemy wielodzietność.

 

Jeżeli kto tego nie rozumie, niech spojrzy na te małżeń-

stwa, co świadomie wcale nie mają dzieci i niech je zapyta, czy

one przede wszystkim dążą do tego, by nie mieć dzieci. Otrzy-

ma odpowiedź: „Nie, my przede wszystkim dążymy do wygo-

  1. Wygoda, to nasz najwyższy cel".

 

Przeto treść dalszej części książki dotyczyć będzie znacz-

nie głębszych spraw, niż dotychczas poruszane. Dzieci już dla

nas nie sa wszystkim. Wyrośliśmy z tego. Sam tytuł „Rozumna

 

7

 

liczba dzieci" — już nastawia poważnie. Wprawdzie można by

z tą samą słusznością dać na to miejsce inny tytuł, np.: „Tylko

dla dorosłych", ale brzmiałby banalnie. Jednak uprzedzamy, iż

dalsza treść książki nadaje się wyłącznie dla dorosłych umy-

słowo.

 

Kto tedy pragnie, by on, jak również i Polska, mieli wiącej

dzieci oraz zdrową rodziną, i na tym chce zakończyć własną

karierą oraz na tym zakończoną chce oglądać karierą narodu,

niech w tym miejscu zamknie książkę.

 

Dalej — tylko dla inteligentnych.

 

„STANDING ROOM ONLY"

 

Postąp polega na tym, że czynności pożyteczne, wykony-

wane dotychczas na jakimś terenie ze zwyczaju, z przymusu lub

nieświadomie, czynimy na tymże terenie — z własnej woli  i świadomie.

 

W miarą jak wzrasta postąp, powiększa sią liczba terenów,

na których wypełniamy obowiązki świadomie i dobrowolnie.

 

Podobnie jest z terenem małżeńskim: nadchodzi taki

okres w życiu społeczeństwa, gdy małżonkowie zdają sobie spra-

wę, że mogą mieć dzieci lub nie. Od tego czasu mogą małżon-

kowie w swym pożyciu intymnym postępować świadomie. Roz-

poczyna sią świadome ojcostwo i świadome macierzyństwo.

 

A więc świadome ojcostwo i świadome macierzyństwo, to

nie jest zło. Przeciwnie, jest ono wyrazem postępu: bo na miej-

sce ślepego instynktu stawia rozum, a na miejsce przypadku —

plan. Człowiek zaczyna mieć dzieci tyle, ile chce, i wtedy, kie-

dy chce. Jest to ogromna zdobycz dla zdrowia żony, dla przy-

szłości dziecka, dla możliwości gospodarczych męża, dla szczę-

ścia rodziny, dla potrzeb narodu. Jest to jedno z najwspanial-

szych zjawisk. Ma ono tylko jeden minus: grozi śmiercią narodo-

wi, wymaga bowiem tak wysokiej kultury moralnej od mał-

żonków, że na taką kulturę żaden naród się dotąd nie zdobył

Dlatego każdy naród, który we wszystkich swoich warstwach

zachorował na ograniczanie potomstwa, wymarł.

 

Bo świadome ojcostwo i świadome macierzyństwo bywa

dwu gatunków: tandetne i kulturalne. Zależy to od tego, co się

robi, że się ma tylko tyle dzieci, ile się chce, i wtedy, kiedy się

chce. Świadome dawanie życia jest dobre pod jednym warun-

kiem: jeżeli jest osiągane moralnie, to jest zgodnie z naturą.

Wówczas ograniczanie liczby potomstwa dokonuje się przsz za-

 

8

 

chowanie wstrzemięźliwości małżeńskiej. Otóż ia wstrzemięźli-

wość, to sztuka nad sztukami. W dodatku jeżeli całe społeczeń-

stwo we wszystkich dziedzinach życia nie stoi na wysokim po-

ziomie moralnym, wstrzemięźliwość małżeńska uda się tylko nie-

wielkiej liczbie par małżeńskich, a ia niewielka liczba nie uratuje

narodu od wymarcia. Dlaczego od wymarcia? Bo ci, co ograni-

czają liczbę potomstwa sposobami niezgodnymi z naturą, mają

dzieci coraz mniej i kończą wymarciem.

 

Jak dotąd, każde społeczeństwo i nieomal każde małżeń-

stwo, gdy tylko doszło do tego szczebla rozwoju, że sobie

uświadomiło, iż może mieć dzieci lub nie, ograniczało liczbę po-

tomstwa nie za pomocą najtrudniejszego sposobu, wymagające-

go najwyższej kultury moralnej, ale ograniczało liczbę swych

dzieci w tani, łatwy, tandetny sposób: za pomocą omijania na-

tury i za pomocą dzieciobójstw. Lecz świadome ojcostwo i ma-

cierzyństwo nie może mieć nic wspólńego z onanizmem mał-

żeńskim i dzieciobójstwem. To jest jasne jak słońce. Takie bo-

wiem łatwe, landertne, wynaturzone świadome ojcostwo i ma-

cierzyństwo jest złem. Jest okropnym upadkiem w życiu żony,

męża, rodziny, narodu, a dzieciom grozi masową śmiercią jesz-

cze w łonach matek. Jest to jedno z najohydniejszych zja-

wisk. Co więcej, gdy się ono upowszechnia, naród wymiera.

Każdy taki naród zginął.

 

Owóż w naszych czasach cała rasa biała przechodzi na

świadome ojcostwo i macierzyństwo, tak jak Grecy i Rzymianie

w starożytności. Przechodzimy i my Polacy. Zjawia się przed na-

mi oślepiająca idea: rozumnej liczby dzieci, a wraz z tym widmo

wymarcia. Żaden naród nie wrócił żywy... z ograniczania po-

tomstwa. Żaden naród nie zachował się rozumnie wobec idei

- rozumnej liczby dzieci. Albowiem żaden nie zdobył się na

ograniczanie liczby potomstwa rozumnie: zgodnie z naturą.

 

Piękne zagadnienie. Widać, że świat ma jakiś sens.

 

Czy może wobec tej gioźby powinniśmy się wyrzec ro-

zumnej liczby dzieci, wycofać się na niższy szczebel kultury i na

nowo zacząć żyć w małżeństwie - nieświadomie, instyktow-

nie? Ale wtedy staje przed nami statystyk z rachunkiem opie-

wającym według pewnych obliczeń następująco: „Jeżeli przyj-

miemy przyrost ludności taki w przybliżeniu, jaki obserwujemy,

  1. około 1 ' rocznie, to za lat zaledwie 160 mielibyśmy około 10

miliardów ludności - co dziś jest uważane za najwyższą real-

nie możliwą granicę zaludnienia — za 1000 lat na każdego

mieszkańca globu przypadłoby jeden metr kwadratowy po-

wierzchni (miejsce tylko stojące — „standing room only" —

 

według wyrażenia jednego z badaczy amerykańskich); po dal-

szych 2000 lat waga ludności dorównałaby wadze kuli ziem-

skiej..." 1 )

 

Co prawda, to dopiero za 3000 lat, ale za dużo... na wagę.

Z drugiej zaś strony nie możemy się wyrzec rozumnej liczby

dzieci. Nie można gardzić rozumem! Wszak rozum jest najmą-

drzejszy. Wprawdzie sam rozum też jest głupi, ale rozum i dzie-

ci, to już jest coś. Naród, co ma rozum i dzieci, może żyć wiecz-

nie. Wszelki inny naród jest tymczasowy.

 

 

WSTĘP DO NAUKI O CYWILIZACJI

 

Ale co rozważania powyższe mają wspólnego z tym, że

aby mieć dzieci i zdrowe życie rodzinne, trzeba dążyć do cze-

goś wyższego niż rodzina i dzieci?

 

Tak, człowiek jest po to i narody są po to, by doskonalić

swą postawę wobec życia aż do poziomu postawy w stylu

Chrystusa. I od tego to właśnie bronią się ludziska zębami

i nogami.

 

Lecz na człowieka i na narody jest sposób: dzieci... Dopó-

ki rodzice są wierni- naturze, dopóty wydają wiele potomstwa.

Życie wówczas tak się układa, że jednostka i społeczeństwo mu-

szą się starać o coraz wyższy poziom moralny. Życie w takich

środowiskach jest ciężkie, ale zdrowe: jak razowy chleb.

 

Aczkolwiek i w społeczeństwach, gdzie małżonkowie żyją

zgodnie z naturą, też nie brak zła, ale jakakolwiek sielanka po-

zostawania na zbyt niskim poziomie moralnym lub zastój moral-

ny nie mogą tu trwać zbyt długo. Zjawia się bowiem na takie

społeczeństwo radykalny środek: oto małżeństwa od pewnej

chwili uświadamiają sobie, że mogą mieć dzieci lub mogą ich

nie mieć, i że mogą je mieć, kiedy zechcą. Dla głupiego społe-

czeństwa jest to okazja do onanizmu małżeńskiego i dziecio-

bójstw. Grecy i Rzymianie. Natomiast mądre społeczeństwo, gdy

widzi, że od dobrej woli jego małżeństw zależy posiadanie po-

tomstwa, dostrzega w tym śmiertelne niebezpieczeństwo i trak-

tuje zjawisko świadomego ojcostwa i świadomego macierzyń-

stwa jako alarmujące wezwanie, by cały naród wzniósł się czym

prędzej na wyższy poziom moralny. Bo tylko w atmosferze ta-

kiego poziomu może być mnóstwo małżeństw, które będą ogra-

niczały potomstwo, lecz wyłącznie za pomocą wstrzemięźliwości

małżeńskiej.

 

  1. I) S. Szulc: , .Polityka ludnościowa ilościowa" (w Enc. Nauk Po!.), str. 775.

 

Na społeczeństwo, które tego wezwania nie usłucha, jest

łatwy sposób: oto... wymiera ono z braku dzieci. Ponieważ takie

społeczeństwo nie dąży do najważniejszego celu w życiu: do

coraz wyższego poziomu moralnego, więc jest niepotrzebne.

„Scientific Birth Confrol... and Providence”. Trzeba dążyć do

czegoś więcej niż dzieci, to się posiada również... więcej dzieci.

 

Jesteśmy od jakiegoś czasu my wszyscy ludzie biali na

tym zakręcie swej historii, gdzie małżonkowie tylko świadomie

i dobrowolnie chcą zostawać rodzicami. Który jeno naród może

— warstwa za warstwą — wdrapuje się na ten poziom. Jeszcze

nie wszyscy wśród ludów cywilizowanych kolorowych wiedzą

o tej sztuce, ale część już też podciąga się wzwyż za nami.

Wkrótce całuski świat uświadomi sobie, że można mieć dzieci

lub można ich nie mieć i że można je mieć, kiedy się żywnie

spodoba. Jest to niesamowity samorząd. Wymaga on-szalonej

moralności od tych, co z tego samorządu chcą korzystać. Wol-

ność rozradzania się lub nierozradzania się jest najszaleńszą au-

tonomią. Samorządem tym jest obdzielana w naszych czasach

cała ludzkość. Dowodzi to, że Bóg nie chce już dłużej mieć byle

kogo na Ziemi, bo taki byle kto wpadnie w wynaturzone ograni-

czanie potomstwa i wymrze. Scientific Birth Conłiol... and Provi-

dence. Co za szczęście, że akurat w naszych czasach wszelkie

paskudztwo musi wyzdychać, bo uprawia ono onanizm małżeń-

ski i dzieciobójstwo! Boska eugenika... Lepsza od potopu. I od

dżumy. I od bomby atomowej.

 

— Jak też człowiek zachował się, gdy otrzymał wolność

rozradzania się.

 

Niestety, stwierdzamy: żaden naród rasy białej nie stara

się od tego czasu wznieść na wyższy poziom kultury panowania

nad sobą. Żaden nie widzi w tym wezwania do osiągnięcia naj-

wyższego poziomu moralnego. My Polacy — również. Wszystkie

narody zachowują się jak chamy,- lecą na łatwiznę - na ograni-

czanie potomstwa w sposób tandetny i zbrodniczy. A więc, kto

żyw cofa się w życiu małżeńskim do poziomu ludów dzikich' 2 }.

My Polacy — również.

 

 

KTÓRYCH DZIEJÓW NIE ZNAMY?

 

Szwedzki statystyk Fahlbećk obliczył, że gdyby każde mał-

żeństwo miewało po dwoje dzieci, a maksimum kobiet było za-

mężnych, życie zaś rodzinne gdyby miało warunki najbardziej

 

2) Porównaj wyżej część VI.

 

li

 

korzystne, lo po 77 lalach ludność zmniejszyłaby się o połowę.

 

I tak szłoby dalej*). A znów Burgdorfer w pracy „Naród bez mło-

dzieży", („Volk ohne Jugend") podaje, że przy systemie dwojga

dzieci, gdyby przyjąć stan początkowy zaludnienia na 1000

mieszkańców, wówczas po 60 latach będziemy mieli zaledwie 386

ludzi, a po pięciu pokoleniach (okres 150 lat)... 92 ludzi. Galopu-

jące wymarcie. Należy jednak dodać, że na dwojgu dzieciach

takie społeczeslwo nie kończy. Jedno, to już ciężar. Żadnego nie

chcą dziecka. Nawet nie chcą zawierać małżeństwa.

 

Bieg ku wymarciu może wzrastać na tempie lub maleć.

Może go hamować propaganda, przywileje dla rodzin z dziećmi

ilp. Ale na jak długo?... „Druga wojna światowa przyniosła nie-

spodziankę: w większości państw liczby urodzeń nie tylko nie

spadły, ale nawet wzrosły i to niekiedy bardzo znacznie", „w nie-

których krajach w r. 1943 czy 1944 było dwadzieścia, trzydzieści

i nawet czterdzieści procent więcej urodzeń, aniżeli w r. 1938 ',

 

„w niektórych krajach współczynniki urodzeń, obliczone w sto-

sunku do ludności, osiągnęły poziom niespotykany od lat dzie-

sięciu, dwudziestu lub więcej". Mowa o państwach europejskie-

go kręgu kulturalnego.

 

Posłuchajmy dalej tegoż profesora Szulca („Problemy",

  1. 1946, nr 3, str. 46-48). „ Gdyby stosunki demograficzne ustabilizo-

wały się na poziomie ostatniego dziesięciolecia przedwojenne-

go", to „ludność zmniejszałaby się i lo w tempie szybkim : w nie-

których państwach o 20, 30 i więcej procent w ciągu pokolenia

(tj. w przybliżeniu lat 30). Otóż okazuje się, że w wielu z tych

państw w okresie wojennym została osiągnięta potencjalnie cał-

kowita równowaga ludnościowa: płodność w ostatnich latach

wojny całkowicie wystarczała, by zrównoważyć ubytek wywo-

łany normalnym przebiegiem zgonów". Jakie są tego przyczyny?

 

Może małżeństw więcej zawarto, może macierzyństwem chciały

kobiety wymigać się od zmobilizowania do pracy — tłumaczy

profesor i przypomina, że „w dość licznych, krajach zahamowa-

nie spadku płodności nastąpiło już na kilka lat wstecz przed

ostatnią wojną". „Nie jest to zjawisko powszechne. Są i takie

państwa, w których spadek trwał w dalszym ciągu, jak np. Fran-

cja — z jednej strony, kraje młode demograficznie: Bułgaria,

Rumunia, Węgry (wśród nich także Polska) — z drugiej strony".

 

A potem pyta profesor, „co będzie dalej", i odpowiada, że to za-

 

3) „Der Adcl Schwedcns und Finnlands*', Jena 1903, 340. Autor zakłada przy tym, ^m,

88* « kobiet wieku zdolności rozrodczej będzie zamężna. Ludimść zmniejszałoby się

co roku o 9* .i. Według tablic Fogclsona: „Stan cywilny ludności" (Enc. Nauk Polit.),

 

M*/«, ło prawie maksimum; strony 672 — 681

 

12

 

leży od tego, „jakie społeczeństwo i jaki człowiek wyłoni sią

z dzisiejszego chaosu."

 

A oto dane z tablic Szulca: gdyby liczbą urodzeń w r. 1913

przyjąć za 100 (1-a tablica i liczbą urodzeń w r. 1938 przyjąć za 100

 

 

Państwa

 

1913

 

1919

 

1938

 

1940

 

1942

 

1 94 4

 

Anglia z Walią

 

100

 

78,5

 

100

 

97,7

 

105,3

 

119,9

 

Czechy

 

100

 

 

100

 

133,3

 

121,9

 

140,8

 

Francja

 

100

 

63,7

 

ICO

 

92,3

 

193,6

 

— - —

 

Holandia

 

100

 

94,8

 

100

 

103,6

 

106,5

 

128,5

 

Niemcy

 

100

 

68,6

 

100

 

104,0

 

78,3

 

 

Szwajcaria

 

100

 

80,4

 

100

 

100,5

 

123,6

 

134,2

 

Szwecja

 

100

 

87,9

 

100

 

102,0

 

120,9

 

139,0

 

Stany Zjedn.

 

100

 

 

ICO

 

103,2

 

122.8

 

 

Australia

 

100

 

90,1

 

100

 

104,9

 

113,5

 

127,0

 

Włochy

 

100

 

67,2

 

 

— —

 

 

 

 

Liczby za rok 1944 dla Holandii, Szwecji i Ausimlii — nie-

pewne.

 

Bieg tedy ku wymarciu może być hamowany na 10, 100,

na 1000 lat. Ale nie o to chodzi. Bo nie chodzi przede wszystkim

 

0 liczbą dzieci. Chodzi o życie zgodne z naturą. Narody bo-

wiem ograniczającą, potomstwo w sposób wynaturzony, chociaż-

by nawet chwilowo nie wymierały) wytwarzają chorą kulturą

 

1 chore idee oraz konsumują chorą kulturą i chore idee, skut-

kiem, tego pokojowe narody neomaltuzjańslće wija sie w psy-

chozach i zakażają nimi świat, a napastnicze narcdy neomaltu-

zjańskie wyrzynają poza tym totalnie narody pokojowe. A wiąz

gdyby zwyrodniałe ograniczanie potomstwa objęło ludzkość,

może ono nie tylko przyśpieszyć wymarcie świata, ale przed

tem oddać narody na pastwą wojen i najbardziej nieprawdopo-

dobnych psychoz. W Niemczech psychopaci powołali do maso-

wego ogłupiania specjalne ministerstwo: propaoandy, a psycho-

pata Hitler tworzył na oczach ludzi XX wieku całe imperium,

wstrząsając globem,- w dodatku ruchy konwulsyjne, które wywo-

ływał, nazywał odrodzeniem Niemiec.

 

Powtarzamy: żaden naród nie stara sią wznieść na tak wy-

soki poziom moralny, jaki jest konieczy, by świadome dawanie

życia odbywało sią zgodnie z natura. Żaden tedy naród nie czuje

odpowiedzialności za siebie i ludzkość. My Polacy — również.

Nie ma w naszych czasach mądrego narodu: są co najwyżej

kombinatorzy („Angloąasi").

 

Jedni próbują tworzyć sztuczny ludek, żyjący prymityw-

nie, ha poziomie instynktów, by przy tej okazji sią rozmnażał.

Niestety, tak sią ratują i Żydzi od wymarcia. Ghetto nowojorskie

 

13

 

(Easż Side i dzielnice przyległe) liczyło w roku 1922 1.527.788

 

Izraelilów. Gdyby pozostała część Nowego Jorku była równie

natłoczona, liczyłaby 100 milionów mieszkańców: tyle, co ów-

czesne Stany Zjednoczone (rok 1920 105,7 miliona). Ale co bę-

 

dzie z narodem żydowskim, gdy ghetto nie zechce się rozmna-

żać nieświadomie?

 

Inni znów zachęcają do posiadania czworga dzieci,

a co do „niepożądanych" dzieci, to radzą nie dopuszczać

do ich poczęcia za pomocą prezerwatyw, czapeczek pochwo-

wych i tym podobnych paskudztw. Wprawdzie nie radzą dzie-

ciobójstwa, ale dopuszczają je w wyjątkowych wypadkach. Czy-

nią to profesor Grotjahn 4 ), protestanci i inne mydłki. Lecz co bę-

dzie, gdy małżeństwa nie zechcą mieć po czworo dzieci? Co się

stanie wówczas z narodami protestanckimi? Co wtedy będzie

głosił profesor Grotjahn, protestanci i inne mydłki?

 

Toteż nie brak poważnych ludzi, co radzą z uporem

hodować sztuczny ludek, który by się rozradzał naiwnie jak

za króla Ćwieczka, niezależnie od zdegenerowanych gómych

warstw, nad którymi ludzie poważni z góry stawiają krzyżyk.

Górna warstwa ma wymierać... Wymieranie ma być trwałą cechą

górności. Ale co jest celem kultury? Czy wymieranie?! W takim

razie diabli po kulturze! A czy czasem „górność" nie powinna

wykazywać takich cech : rozumna liczba dzieci, życie małżeńskie

zgodne z naturą i z wielką kulturą?

 

Patrzymy na wykręcanie się narodów i małżeństw od naj-

ważniejszego obowiązku: wzniesienia się na wyższy poziom mo-

ralny. Uczeni publicyści i mędrcy dorabiają do tych wykrę-

tów teorie „naukowe" i „moralne", by usankcjonować... prezer-

watywy i dzieciobójstwo. Cóż za parszywcy!

 

Słowem, żaden naród nie stawia sprawy zasadniczo: co ro-

bić, żeby małżeństwa miały dzieci świadomie i by osiągały to

zgodnie z naturą? Żaden naród nie próbuje tak wychowywać

swych małżeństw, mimo iż nigdy uczone safanduły nie ględziły

tyle naukowo o wychowaniu co obecnie. Żaden też naród te-

go zadania nigdy dotychczas nie podjął się. Dlatego żaden naród

nie tworzył i nie tworzy swej historii i kultury na tym poziomie,

gdzie ogół małżeństw żyje świadomie i zarazem zgodnie z naturą.

 

Toteż znamy Greków i ich kulturę, ale z tych okresów,

gdy pożycie intymne małżeństw greckich było nieświadome lub,

gdy pożycie to układało się świadomie, ale niezgodnie

z naturą.

 

4) Por. Grofjahn, strony 53-67. 219-301 i in.

 

14

 

Tak samo znamy Rzymian i ich kulturę, ale z tych okresów,

<;dy małżeństwa żyły z sobą nieświadomie lub gdy pożycie

małżeństw było świadome lecz niezgodne z naturą. A to znaczy,

że znamy zaledwie dwa okresy w dziejach Greków i Rzymian:

okres instynktowny i okres samobójczy. Natomiast nie znamy

historii i życia tych Greków i Rzymian, którzy żyliby w małżeń-

stwach świadomie a zgodnie z naturą, jak również nie znamy

lej ich kultury, jaką osiągnęliby, gdyby się wznieśli na ów wyż-

szy poziom życia małżeńskiego. Przed tworzeniem tego typu hi-

storii - Grecy i Rzymianie skapitulowali. Do tego nie dorośli.

Zatem nie znamy wyższej kultury greckiej i wyższej kultury

rzymskiej. Znamy jedynie poziomy: prymitywny i skażony.

 

I nie znamy wyższej kultury polskiej. Całe dotychczasowe

1000 lat naszej kultury i historii, to okres, gdy Polacy żyli

w swych małżeństwach nieświadomie zgodnie z naturą, oraz

okres obecny, gdy nieomal wszyscy, co w swych małżeństwach

żyją świadomie, żyją zarazem niezgodnie z naturą: przeto znamy

dopiero Polskę instynktów i Polskę wymierającą. Nie znamy

Polski z rozumną liczbą dzieci, liczbą osiąganą świadomie i zgod-

nie z naturą. Tego typu historii nie zaczęli Polacy dotąd wy-

twarzać.

 

To samo dotyczy całej kultury europejskiej. I - całej ka-

tolickiej.

 

Stoimy tedy u progu wyższej kultury, wyższego typu ży-

cia — i w Europie, i wśród rasy białej, i w Kościele, i w Polsce.

Albo wymrzemy.

 

Życie na wyższej płaszczyźnie moralnej i wynikająca stąd

wyższa kultura, jakiej świat dotychczas nie miał, stają przed na-

mi jako warunek życia lub śmie*rci. I tak samo stają jako waru-

nek życia lub śmierci - dla narodów, Kościoła i ludzkości.

 

Coś nowego. I to „coś nowego" właśnie tak wygląda.

Problematyka dla świata na tysiące lat... Okazuje się, że świat

ma jakiś sens.

 

Jak kto chce, może nazwać tę nadchodzącą epokę. W każ-

dym razie będzie to epoka posiadania dzieci świadomie i zgod-

nie z naturą.

 

Do tej epoki można już należeć. Już się trafiają ludzie tej

epoki: to ci, co posiadają rozumną liczbę dzieci, i co liczbę tę

osiągają zgodnie z naturą. Są to dopiero białe kruki. Natomiast

nie ma jeszcze całych narodów o świadomym i naturalnym ży-

ciu małżeńskim. Na razie narody rasy białej świadomie wymie-

 

15

 

rają i pogrążają się w ię otchłań coraz naiwniej. I my Polacy

również.

 

REFORMATORZY PŁCIOWI

 

Myśl o tym, że potomstwu można dawać życie świadomie,

jak wspominaliśmy, pojawiła się publicznie w Europie w końcu

XVIII wieku. Należało więc wówczas podnosić jak najwyżej po-

ziom moralny naszej części świata.

 

Ale pech chciał, że akurat wtedy wylazła z nor nowa sek-

ta: masoneria. Sekta zrodziła w XIX w. nową sektę: reformatorów

płciowych. Jedni i drudzy w życiu seksualnym stawiali na wy-

godę. „Co mamy sobie żałować!" — mawiali. Do tego czasu tak

samo mówili ludzie pijani. Ale reformatorzy zrobili z tego...

filozofię. Czynili przy tym taki harrnider, taki wrzask, lak

zachwalali ten swój nowy „zreformowany” świat, tak cmo-

kali zawczasu nad nim z zachwytu, tyle w te „reformy" kładli

energii, fanatyzmu, że biedne chrześcijany, które nic podobnego

nie przeżyły w ciągu 18-u wieków chrześcijaństwa, a więc na coś

podobnego nie miały za grosz odporności, stropiły się i zaczęły

się... wstydzić samych siebie, swego Kościoła, swej Europy,

swych obyczajów i słuchały jak dzieci, co im każą robić maniacy

z bzikiem seksualnym. Europa zbaraniała.

 

A maniacy szaleli. Rzucali się z jednej dziedziny w drugą.

Co jedno zreformowali, to spadali jak piorun na drugie.

 

„Ponura sekta, którą społeczeństwo od dawna nosi w swym

łonie jako zarodek śmiertelny, plami jego dobrobyt, płodność

i życie" - są słowa Leona XIII o masonerii w encyklice z dnia

  1. III. 1902 r.

 

„Obejmując ogromną siecią prawie wszystkie narody i łą-

cząc się z innymi sektami, które porusza za pomocą ukrytych

nici, przyciągając zrazu i utrzymując następnie członków swych

przez korzyści, które im zapewnia, a iakże naginając rządzących,

do urzeczywistnień swoich planów — obietnicami lub groźbami,

sekta ta zdołała przeniknąć do wszystkich klas społeczeństwa".

„Tworzy ona jakby państwo ni' -widzialne i nieodpowiedzialna

w państwie prawowitym". „Przepojona duchem szatana, który

według słów apostoła, w razie potrzeby przemienić się umie

w anioła światłości, stawia przed sobą cel humanitarny, ale poś-

więca wszystko dla swoich sekciarskich zamiarów". „Zastrzega

się, że nie ma żadnych dążeń politycznych, ale w rzeczywistości

wywiera wpływ najgłębszy na życie prawodawcze i administra-

cję państw'. Głosząc hasła poszanowania władzy a nawet religii,

 

16

 

 

 

/u cel najwyższy slawia sobie, jak lo objawiają jej własne statu-

ty, zniszczenie auioiyłetu władzy i kapłaństwa, w których upa-

i pi je wrogów wolności" (Leon XIII).

 

- Leon XIII, to papież: wolałbym zdanie o masonerii z ust

ąikiegoś protestanta.

 

„Tajemne dzieje Europy w ciągu ostatnich dwustu lat win-

ny być dopiero napisane. Wiele wypadków, które zaszły w cią-

gu tego czasu, pozostałyby na zawsze niewytłumaczone, gdyby

  • :ię ich nie oglądało w świetle dessous des carles" — tłumaczy

nam Angielka i protestantka Helena Webster w książce: „Secret

sociełes and subveisive movemenis", London 1924. A więc ci,

co od dwustu lat trzęsą światem, chowają sią po dziurach.

 

- Zamiast protestanta wolałbym zdanie jakiegoś Izraelity.

 

„Widzisz wiąc, że świat jest rządzony przez całkiem inne

osoby, niż sobie wyobrażają ci, którzy nie oglądają kulis" —

wyjaśnia Izraelita Beniamin Disraeli, hrabia Beaconsfield, pre-

mier brytyjski — w swej książce.- „Coningsby", wydanie Long-

mana 1919 r., strony 251 — 252.

 

CO SIĘ STANIE Z REWOLUCJĄ?

 

 

Ledwie reformatorzy zreformowali elitą, a natychmiast

rzucili sią na „masy" całego świata, by je reformować płciowo.

„Masy" zawsze, jak świat światem, wynosiły 90 '/'-' ludności. Nikt

dotąd nie reformował dziewiędziesięciu procentów ludności

kuli ziemskiej — i to płciowo. — Nikomu to nawet do głowy nie

przychodziło.

 

Jeden reformator płciowy prorokował, że „...mężczyzna

i kobieta są zwierzętami, a czy może być mowa o małżeństwie,

o nierozerwalnym związku zwierząt?" 5 6 ).

 

W te pędy prorokowało podobnie stu, tysiąc, sto tysięcy

reformatorów. I reformatorek. U nas jedna reformaiorka to aż

propagowała „spółkowanie bez ograniczeń" 5 ). Obrzydliwa

babinka.

 

I jak tu pod taką batutą mogło kwitnąć zdrowe życie ro-

dzinne wśród „mas" ludowych! A przecież niezależnie od tego

coraz bardziej lud przechodził na ograniczanie potomstwa

w sposób niezgodny z naturą!

 

5) Przyłącza frurcau, 132:

 

6) Porównaj: Czesław Lechicki , .Przewodnik po beletrystyce", Poznań 1935.

 

17

 

Gdyby nie olbrzymie zasoby zdrowej, tradycji, zgruchola-

no by rodzinę europejską i amerykańską w tempie błyskawicz-

nym.

 

Jak reformatorzy byli naiwni i na jak naiwny natrafiali

grunt, widać z tego, że co gorliwsi, a słabsi na umyśle reformato-

rzy tak się przejęli „postępem", że aż ogłaszali strajk macierzyń-

stwa. Mogłoby więc braknąć robotników. Co by się wówczas

stało z proletariatem, gdyby go... nie było!

 

Lecz, co gorsza, robotnicy, którzy stali się tak postępowi,

że nie chcieli mieć żadnej żony i żadnych dzieci, nie chcieli już

słuchać o żadnej rewolucji. „Apres moi le deluge!" („Mam w no-

sie lepszą przyszłość!") - wołali. Wiadomo zaś, że kogo nie ob-

chodzi, co po nim będzie, ten nie nadaje się już do tego, by zdo-

bywał świat, tylko: by sam był zdobywany. Wprawdzie ruch

rewolucyjny ratowali i ci, co mieli po jednej żonie i chociaż po

jednym dziecku. Lecz tacy nie chcą przewrotu. Po co? Dla kogo?

Jedno dziecko nie usposabia do przewrotu. Toteż udała się rewo-

lucja zgrabnie zaledwie w wielodzietnej Rosji w r. 1917. Jeszcze

co nieco dało się zrobić w przepełnionym dziećmi Meksyku

oraz w dzietnej Hiszpanii - i to już nieomal w ostatniej chwili:

przed spadkiem tamże owej dzietności.

 

W pozostałych państwach ruch rewolucyjny nie miał dzie-

ci, więc był bezzębny, konserwatywny, demokratyczny. Zresztą

państwa bezdzietne rozłaziły się bez żadnych rewolucyj. Na su-

cho. Jak Francja... z roku 1940. Chwilowe rozłażenie się tych

państw powstrzymał... Hitler: bo musiały się od niego bronić,

więc trochę wzięły się w kupę. Ale teraz rozłażenie się rozpocz-

nie się bez przeszkód. A za same pieniądze nie zrobi się rewolu-

cji. Muszą być do tego rewolucjoniści i... dzieci. Lecz rewolu-

cjoniści stają się coraz bardziej płciowi i maią coraz mniej po-

tomstwa. Któż więc będzie rewolucjonizował świat?

 

Czyżby zmierzch rewolucyj! Co się stanie z rewolucjami?

Czy będą wyłącznie pałacowe? A takich z „masami" pracujący-

mi, z rzezią, z wielkim krzykiem czy już nie będzie? •:

 

Szkoda.

 

NIECH ŻYJE PROLETARIAT!

 

W naszych oczach giną resztki proletariatu. Ostatni Mohi-

kanie. Wszak wyraz „proletariusz" pochodzi z łaciny i oznacza

człowieka, co ma wiele dzieci. A dziś robotnik nie ma wielu

dzieci. Robotnik nie jest już proletariuszem. Socjalizm nie ma

już proletariatu. Reformatorzy płciowi wyrzynają socjalizmowi

 

pióletariat lub w inny sposób nie dopuszczają do jego rozrostu.

W r. 1920 prezes międzynarodowej ligi neomaltuzjańskiej chwa-

lił się, że liga przeszkodziła urodzeniu się 21.000.000 dzieci pro-

letariackich. I dziwna rzecz: żaden proletariusz nawet tego czło-

wieka za to nie spoliczkował. W szeregi socjalistyczne pcha się

coraz więcej ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z prolefaria-

lom: wszak nie mają wielu dzieci. W szeregi socjalistyczne pcha

się coraz więcej małżonków i niemałżonków — zawodowych o-

nanistów i dzieciobójców. W naszych oczach przepada ruch pro-

letariacki. Została jeszcze stara firma, ale jej treść wypełniają wy-

nafurzeńcy. Najwięcej dzieci w naszych czasach ma arystokra-

cja: jeszcze więc ona jest proletariatem. Jeszcze ona jest ludowa:

wielodzietna. Nasz socjalizm nie jest już ludowy: nie ma wielu

dzieci. W naszych czasach proletariat nie dokonuje już przewro-

tu, bo proletariat niknie, natomiast w samym proletariacie zacho-

dzi przewrót nad przewroty; proletariat przestaje być proletaria-

tem. Reformy proletariatu rozpadają się z braku... dzieci. Socja-

lizm bez dzieci staje się burżuazją „jednodzieckową".

 

Nie można na to patrzeć spokojnie. Ratujmy socjalizm!

Społem' Proletariusze wszystkich krajów, a nuże! Jeżeli jeszcze

jakimś cudem, który socjalista jest proletariuszem, to znaczy jeśli

ma wiele dzieci, niech się łączy z lakimiż robotnikami! Zwyrod-

niał cy: onaniści i dzieciobójcy, jako wymierająca część świata

robotniczego, wraz z burżujami - na prawo! A proletriusze :

wielodzietni — na lewo. „Czystka"... według dzieci. Inne „czyst-

ki", to porachunki między burżujami jednodzieckowymi.

 

Nie można zaniedbywać proletariatu: czyli tych, co mają

wiele dzieci. Trzeba raz wreszcie zorganizować proletariat: czyli

tych, co mają wiele dzieci. Niech żyje proletariat! Nikt w na-

szych czasach nie organizuje proletariatu!

 

Czyżby twórcy ruchu proletariackiego nie przewidzieli

socjalisty z jednym dzieckiem? Czyżby nie rozejrzeli się szerzej

po świecie, na co się zanosiło: że się zanosiło na wymarcie prole-

tariatu w całym świecie,- na rewolucję demograficzną w całym

świecie! Czyżby nie dojrzeli tego!

 

— Co począć?!

 

Trzeba coś robić, by socjalizm miał sens! Bo świat trzeba

reformować, tylko nie mogą brać się za to durnie... jedno-

dzieckowi.

 

- No więc co robić?

 

Najlepiej, żeby socjalizm schłopiał. Albowiem: „Chłop jest

chłopem, ale milioner może zostać socjalistą, a socjalista może

 

19

 

zostać milionerem"'). Zatem: chłopskość, uludowienie socjaliz-

  1. Dobra żona, kupa dzieci, własna chałupa, kawałek gruntu,

do tego jakiś zarobek w fabryczce u bogatszego kmolra po są-

siedzku: ót co! Albo: zarobek we własnym domu, na własnym

warsztacie lub na spódzielczym, zelektryfikowanym. „Profesjona-

lizm", czyli uprawianie wolnego zawodu przez robotnika we

własnej chacie, tak jak — lekarz, aptekarz, zegarmistrz, dentysta,

rejent, Curie-Sklodowscy s ). A więc: miliony willek! Przy nich

miliony kawałków gruntu! Każdy robotnik — producentem!

Każdy — twórcą! Każdy - człowiekiem (a nie zwyrodnialcem

jednodzieckowym) ! Przemysł sobie może być, nawet kolosalny,

ale jednocześnie musi być kultura i własność — dla rodziny ro-

botniczej, a w samej rodzinie robotniczej — muszą być dzieci:

oto program! Socjalizm musi stworzyć nasampierw proleta-

riuszów.

 

Mówią dziś poczciwcy: należy rodziny robotnicze uwłasz-

czyć i w ten sposób usunąć proletariat. Ale sęk w tym, że dziś

nie ma proletariatu: rodzina robotnicza nie ma wielu dzieci.

Kogóż więc uwłaszczać: burżuja jednodzieckowego? przysięgłe-

go onanistę i dzieciobójcę? Po co? Ocz w/iście, można i należy

uwłaszczać proletariat, ale przede wszystkim trzeba mieć... prole-

tariat! Bo na co uwłaszczać tych, co świadomie chcą wymrzeć

albo wkrótce: jako bezdzietni, albo niezadługo: jako małodziet-

ni? Po co uwłaszczać samobójców?

 

Jedyny teren dla socjalizmu jeszcze na długie lata, to ro-

dzina. Trzeba odbudować rodzinę. I właśnie tę tytaniczna pracę

rozpoczął od niedawna Związek Socjalistycznych Republik Rad.

Według norm urzędowych matką-bohalerką jest tam tylko ta

kobieta, co urodziła i wychowuje dziesięcioro i więcej dzieci.

Organ Kremla „Wiedomosli Wierchownowo Sowieta" zapełnia-

ją całe stronice nazwiskami takich matek-socjalistek, a nomina-

cje podpisuje sam Prezydent ZSSR. W grudniu 1946 roku ucze-

ni i literaci polscy bawili w ZSSR. Owóż po powrocie, polski

minister sprawiedliwości Świątkowski informował prasę, że ... no-

we radzieckie prawo małżeńskie z roku 1945 traktuje instytucję

małżeństwa jako związek jak najbardziej trwały", zaś Wanda

Melcer mówiła, jak „wielki kładzie się nacisk w ZSSR na życie

rodzinne”. Chcesz być socjalistą, Bracie? Czemu nie. W lym ce-

lu stań się najpierw proletariuszem: miej wiele dzieci! So-

cjalizm bez proletariatu to reakcja. Czyż organ socjalistów

 

 

7) Borowy Wacław: „G. K. Chesterłon". Kraków 1929 r., słr. 130.

 

8) Curie-Skłodowscy pracowali najpierw w szopie na podwórku lego domu,

gdzie mieszkali.

 

20

 

„Robotnik" nie pisze w każdym numerze u góry: „Proletariu*

m/o wszystkich krajów łączcie się!"?! Czyż ma wołać

mi próżno?! Potrzebny jest nam drugi okrzyk: „Niech żyje

proletariat! Niech żyje jeszcze choć trochę! Po co wymiera!"

l’o co wymiera w Polsce? W Polsce socjalistycznej, która dzięki

sojuszowi z ZSSR ma pole do ekspansji ludnościowej aż do Pa-

cyfiku?

 

Konieczna jest w Polsce dyktatura proletariatu: rządy tych,

co mają wiele dzieci. Cóżby to za ułatwienie było dla najwyż-

szych władz Państwa, gdyby w gminach i magistratach, w fa-

brykach i kopalniach, urzędach prezydentami, ministrami, soł-

tysami, burmistrzami, wójtami, dyrektorami i prezesami — by-

li ci, co są świetnymi fachowcami i mają wiele dzieci. Gdyby

wszędzie rządziły głowy! Głowy rodzin wielodzietnych!

 

- Ale skąd socjalizm weźmie dziś proletariuszy: ludzi

wielodzietnych.

 

Jednak w średniowieczu było inaczej. Zresztą „Wszystko,

co stworzyła cywilizacja średniowieczna, przetrwało jako świa-

dectwo wspaniałej epoki dziejów ludzkości, gdyż w każdym

z jej dzieł drga dusza pracownika, który je stworzył... 9 ), a wszy-

stkie prawa, regulaminy cechowe, przykazania Kościoła i oby-

czaje ludowe przepojone były zasadą zabezpieczenia bytu dla

każdego człowieka pracującego" - mówi najwybitniejszy ostat-

nio teoretyk socjalizmu zachodnio-europejskiego Henryk de

Man ,n ). Ale chociażby w średniowieczu tych wszystkich cudów

nie było, to jednak jedno było: był proletariat. Robotnicy mie-

wali wówczas wiele dzieci. I ten to proletariat przyszedł pierw-

szy do stajenki Betlejemskiej. Potem przyszli królowie-mędrcy.

Nie przyszła tylko ówczesna gawiedź wymierająca. A patron

ginekologów polskich, Herod, chciał zabić Dzieciątko.

 

 

DWA LISTY

 

I jeszcze nie przewidzieli reformatorzy dwóch listów. Je-

den list urzędnika, drugi robotnika.

 

Urzędnik miał 15-ro dzieci, 60 zł miesięcznie zarobku. Wy-

lano go z posady u obszarnika Raczyńskiego w Obrzycku za to,

że był gorącym Polakiem. Z kasy bezprocentowej w Poznaniu

nie udzielono mu pożyczki na uruchomienie jakiegoś warsztatu

pracy. Mieszkania go pozbawiono, bo nie miał czym płacić ka-

mienicznikowi Głowackiemu, właścicielowi dwu sklepów i do-

 

 

9) 10) De Men, jtr. S8 1 19.

 

21

 

  1. Nazwisko pracownika Steian Piasek, zawodowiec z Akade-

mią Handlową. To wszystko opisuje Piasek w liście z Szamotuł

z dnia 20, I. 1939 r., Wielkopolska.

 

Drugi list robotnika. P ; sownia w oryginale.

 

„Warszawa 2. XII. 1938 r.

 

Szanowny Panie,

 

Zwracam się z prośbą o łaskawe opublikowanie tych, któ-

rzy mi zrobili krzywdę. Nazywam się Jestem pra-

cownikiem państwowym, pracuję w Mieszkałem

 

do dnia 3 listopada 1938 r. w na otrzymany kredyt

 

z Komendy Miasta z której otrzymałem 60 złotych za-

cząłem się starać o mieszkanie w Warszawie i byłem w kilku

domach gdzie było wywieszenie, że są wolne lokale do wynaję-

cia tam się zgłaszałem. W pierwszym rzędzie zapytywali się jaką

mam rodzinę z ilu się składa członków rodziny, gdym powie-

dział, że mam trzech synów to już nie chcieli nawet rozmawiać.

 

Szanowny Panie nawet miałem jednego pana majora w st.

sp., który mi to samo powiedział, pomimo moich myślę że p. ma-

jor, to mi by było składniej bom się nawet ubrał w mundur

z odznaczeniami jakie też posiadam i to go odstraszyło nie chciał

 

gadać nareszcie znalazłem mieszkanie przy ul

 

u państwa gdzie przystąpiłem do zawarcia umowy.

 

Żądali ode mnie zł 75 przed wprowadzeniem się do lokalu

 

przy wymienionej umowie nadmieniłem że mam

 

rodzinę składającą się z trzech synów, który na to wszystko przy-

stał i miał umowę zawrzeć z Wydziałem Kwaterunkowym Magi-

stratu, której nie zawarł, po kilku dniach zwraca się do mnie

i wymawia mi mieszkanie żebym się wyprowadził bo państwo

.......... nie zgadzają się na warunki kwaterunku Wydziału

 

W i za duża rodzina małych dzieci w tern mi robi

 

trudności i nie daje światła i kuchni która to jest najpotrzebniej-

sza wcale nie chce palić.

 

A p wydał mi termin wyprowadzenia się do

 

dnia 3. XII. 38 r. o zwrocie kosztów jakie poniosłem wcale nie

chce słyszeć i nie chce mi zwrócić tych pieniędzy, które mu da-

łem wprzód.

 

Szanowny Panie nadmieniam, że jestem ochoinikient

Wojsk Polskich rozbrajałem Niemców w r. 1918 gdzie zaraz wsią-

 

22

 

piłom do Wojska Polskiego 2 p. Szwoleżerów Rokitniańskich bę-

dąc w pierwszej dywizji kawalerii na froncie i zostałem odzna-

czony orderem Virluti Militari i krzyżem- Walecznych 2 — krot-

nie Z poważaniem..." 11 ).

 

Z listu widać, że kamienicznik potraktował robociarza jak

„masę pracującą". Żeby robotnik miał żonę i psa, a czterech sy-

nów, żeby kazał zarżnąć w szpitalu, nim się urodzili, to od razu

dostałby mieszkanie w stolicy państwa.

 

Kapitalne w obu listach jest jedno: i starszy już wiekiem

1‘insek, i młody robotnik warszawski, to ojcowie wielu dzieci,

n więc najprawdziwsi proletariusze. Owóż czy obrońcy proleta-

  1. du bronili tych prawdziwych proletariuszy? Czy zrobili jakiś

siiajk generalny? Nie. Poza tym robotnicy, towarzysze, zabijali

nadal swe „nadliczbowe" robotnicze dzieci — jeszcze przed uro-

dzeniem.

 

— A co na to kawalerowie odznaczeń Virtuli Militari

i Krzyża Walecznych, gdy ich kolegę wyrzucano na bruk za to,

/.o miał synów?

 

Nic nie mówili.

 

Żeby chociaż „nic nie mówili, ale w mordę bili" (jak się

śpiewa w piosence wojskowej)! Nic z tego. Cisza. Pacyfizm.

Kino. Zjednoczenie Narodów. Ciepłe kluski.

 

Reformatorzy proszkowali społeczeństwo - na jednostki.

A gdy organizowali te jednostki, to z ludzi robili masę. Kto

  1. nas nie używa zwrotu „masy pracującej”? Kto z nas się gniewa

za przezwisko „masa"? Kto strzela w zęby za przerabianie go na

„masę"? Wprawdzie reformatorzy walczyli jako lwy o sprawie-

dliwość, ale dziwna to była walka: kazano ludziom walczyć

w pojedynkę: osobno ojciec, osobno matka, osobno syn, osobno

córka. Żonie kazano się wyzwalać z wyzysku... męża, dzisciom —

z wyzysku rodziców. Kazano się usamodzielnić matce, czyli wy-

pędzano ją z domowego ogniska. Zrównano w prawach do pra-

cy i zarobku - ludzi samotnych z ojcami rodzin. Wprowadzono

nawet opiekę nad dzieckiem i matką, ale nie nad rodziną.

Gdy w roku 1939 wydano we Francji „Kodeks rodziny",

przewidujący kary za spędzanie płodu, za pornografię i roz-

pustę, to w tym samym czasie nie wydano dekretu, że Francją

mają rządzić ludzie zdrowi: wielodzietni. Krótko’: ze społeczeń-

 

łl) Wykropkowane miejsca oznaczają nazwiska i ulice (rzecz pisano za czasów

okupacji Niemieckiej), Wykropkowano po to. żeby v razie schwycenia rękopisu przez

K osła do, robotnik jako rozbrajający Niemców, nie odpowiadał za to.

23

siwa rodzin zrobiono społeczeństwo po jedyńczych ludzi: chłysi- ^

ków. /Zniszczono rodzinę z powodu walki o sprawiedliwość

społeczną. I z powodu reform płciowych. Genialne.

 

Z rozproszkowaniem społeczeństw na jednostki musiał-

wzrosnąć niepomiernie autorytet urzędników państwowych i po-

licji. Bo ktoś musiał trzymać żelazną dłonią miliony wygodnych

pojedyńczych ludzi. Wytworzył się klimat nieprawdopodobnie

przychylny dla dyktatur, dla gestapo, dla obozów koncentra-

cyjnych, dla wojen światowych i bomb atomowych.

 

Ale gestapo wiązało rozłażące się społeczeństwa za pomo-

cą takiej policji i takich urzędników państwowych; którzy też

byli w życiu małżeńskim onanistami i dzieciobójcami, leż byli

zreformowani: też byli „masą". Głupi-mądry widział, że takie

państwa, to dychawiczne szkapy. Wówczas Coudenhóve Calergi

postanowił zreformować świat... Paneuropą: „Świat doszedł do

tego miejsca — wołał Calergi — w którym nie poradzi sobie

nacjonalizmem. Trzeba mu pośredników i zwiastunów pokoju" 1 -).

 

W tym czasie, gdy Coudenhove robił Paneuropę, w tej

Paneuropie była Polska legionowa, w tej Polsce było

Ministerstwo Opieki Społecznej i Ochrony Pracy, a ni-

kogo nie było, żeby to ministerstwo zamienić na Minister-

stwo Opieki nad Rodziną i Ochrony Pracy dla Ojca Wielu

Dzieci: na Ministerstwo dla Proletariatu. Natomiast każdy, jak

mógł, trząsł portuchnami. Każdy się uważał za masę. Anno Do-

mini 19.58, 2-4. X. Warszawa, Kongres Dziecka. Fragment z roz-

mów w prezydium, gdy odczytywano rezolucję zalecającą rodzi-

nę wychowawczą, a więc taką, gdzie jest trwałe małżeństwo.

Wyglądało to mniej więcej następująco: „Ja nie przeczytam mi-

nistrowi rezolucji o nierozerwalności małżeństwa, bo ja jestem

urzędnikiem. Dlatego rezolucja ta jest nie do przyjęcia". Człon-

kowie komitetu, poczciwe ciepłe kluski („masa") chcieli, żeby

urzędnik wybrnął wobec ministra (Opieki Społecznej), i wyraz

„trwałe" skreślili. Zamiast wysłać natychmiast po oświadczeniu

tchórzliwego urzędniczka - taką rezolucję.

 

— Jaką?

 

„Minister ma wyrzucić na zbitą twarz tak zwaną „drugą

żonę" - w imię dobra dziecka polskiego. Czekamy do jutra.

Kongres".

 

Wtedy Kongres Dziecka miałby sens.

 

12) „Anłisemiłismus nach dem Welikrieg", sir. 41. Coudenhove- Calergi, propa-

gator Paneuropy przed Churchillem.

 

24

 

RÓWNY START W EPOCE

 

ŚWIADOMEGO MACIERZYŃSTWA

 

Podział ludzi na burżujów i na proletariat jest wiecznoliwa-

  1. Ale w czasach dzisiejszych, w czasach świadomego dawania

życia, wygląda on specjalnie. Bo utarty stary podział pochodzi

:;przed stu lat, gdy małżonkowie żyli ze sobą na ogół zgodnie

z naturą, a żyli tak nieświadomie. Ale teraz są czasy świadome-

go ojcostwa i świadomego macierzyństwa i świadomej zgody

z żoną: wszak mamy czasy rozwodów. Dziś więc zarysowuje się

nowy podział: na tych, co chcą mieć dzieci i jedną żonę, oraz na

tych, co chcą mieć więcej żon i nie chcą dzieci. Można to ści-

ślej określić: na tych, co z żoną żyją rozumnie, mają rozum-

ną liczbę dzieci i osiągają tę liczbę zgodnie z naturą, oraz na

tych, co żyją głupio z żoną, rzucają ją jak ścierkę z powodu

lada bzdury i przy tym świadomie ograniczają liczbę potomstwa,

lecz czynią to za pomocą dzieciobójstwa lub środkami przeciw-

nymi naturze.

 

Łącznie z tym coraz mniej się rozumieją ojciec pięciorga

dzieci z ojcem, który zapewnia, że do śmierci będzie miał tylko

jedynaka, aczkolwiek obydwaj ojcowie chodzą razem na

Mszę, mieszkają pod jednym dachem, mają to samo wykształce-

nie, te same poglądy polityczne i są... braćmi.

 

Coraz mniej jest więzi między panią uwielbiającą swego

kundla („Moja pani, jaki on mądry!") a matką sześciorga dro-

biazgu, choć obie panie na razie są na j demokratycznie j do sie-

bie zbliżone, bo po sto razy na dzień się widują, no i obie są

rodzonymi siostrami.

 

Coraz mniej jest wspólnego między dziećmi z jednych

i drugich rodzin, ponieważ jedynak ma do dyspozycji ojca,

matkę i wszystko w domu, gdy dzieciaki w licznych rodzinach

dzielą się wszystkim, co posiadają, z gromadą rodzeństwa, niwe-

lując ustawicznie swój egoizm.

 

I - na odwrót. Zaczynają się kontakty i sympatie, o ja-

kich nie śniło się naszym filozofom. Młody arystokrata Uczący

sobie dziesięcioro dziatek prawego łoża jest bliższym chłopu

wielodzietnemu rezydującemu na morgu piachu, niż najrady-

kalniejszy poseł ludowcowy, który sparszywiał po inteligencku,

czyli stał się dozgonnym „olla''-konsumenlem.

 

Robotnika, który wznosi zaciśniętą pięść przeciw burżujo-

wi ociekającemu złotem, łączy z tymże burżujem pewna serdecz-

na nić!

 

- Jaka?

 

 

25

 

 

 

Opas-burżuj „uważa", że kulturalny człowiek może mieć

najwyżej Andrzejka i Halszką. Owóż to samo myśli taki ro-

botnik, co ma najwyżej Wojtka i Alą. W postawie wobec życia

są obaj tej samej maści. „W Anglii zarówno pracodawcy jak

i zatrudnieni sprzeciwiają sią uzależnianiu zarobków od stanu

rodziny" 1 ' 5 ).

 

- Skąd taka jedność miądzy plutokratami a robociarzami?

 

I jedni i drudzy unikają dzieci: onanizm małżeński ich łą-

czy i dzieciobójstwo. „Idea maleńka faka".Tak przypuszczamy.

 

Kwestia sprawiedliwości przesunęła się w naszych cza-

sach na całkiem inną płaszczyzną. Dlatego też zupełnie gdzie in-

dziej niż dotąd trzeba szukać krzywdy.

 

Jeżeli, na ten przykład, teraz sią ktoś żeni, a „ma" nie

mieć dzieci, to nie tylko nie bierze na siebie żadnych nowych

ciężarów, ale jeżeli jego żona pracuje zarobkowo, to taki pan

robi na małżeństwie dobry interes, choćby był fornalem, stró-

żem, sprzedawcą gazet. Taki fornal, stróż, sprzedawca gazet —

z miejsca wstępuje do burżuazji. Do tych, co chcą żyć wygodnie

i wymrzeć.

 

W Polsce lat 1918-39, a zwłaszcza 1934-39, każdy miał byt

zapewniony pod warunkiem: by był bezdzietny. Krzywda, nie-

sprawiedliwość spotykała w przedwojennej wolnej Polsce rodzi-

ców: tych rodziców, co dawali Ojczyźnie najwięcej synów i có-

rek - najlepiej wychowanych; co dawali Polsce najwięcej ro-

botników i żołnierzy. To była klasa wyzyskiwana. Z tej to klasy

wszyscy żyli.

 

Miażdżył takich rodziców system gospodarczy, przez który

oni i ich dzieci skazani byli na nędzę. Prześladowani byli tacy

rodzice przez prawo równające ich z małżeństwami, które nie da-

wały Polsce ani jednej matki i ani jednego żołnierza; upadla-

ni byli przez opinię publiczną, uważającą ich za ciemny motłoch.

Oni więc jedni mogli zrobić rewolucję, ale komuż by do głowy

przyszło organizować rewolucję... ojców rodzin? Albo — sta-

nąć na czele takiej rewolucji! Niczyja myśl nie sięgała tak

daleko, choć całe urządzenie państwa nagradzało tych, którzy

się wyłgiwali od najcięższego obowiązku: od dawania narodowi

dzieci. Handlarz prezerwatyw lub właściciel domu rozpusty

mógł mieć kilkanaście kamienic i kilka folwarków, a ojciec kil-

kanaściorga dzieci był wyrzucany na bruk. Mądry ojciec, to był

ten, co nie miał dzieci. Głupi ojciec, to był ten, co miał dzieci.

Ustrój państwowy bronił tej części narodu, która świadomie

 

13) Groijahn, 20J (przypis).

 

 

26

 

 

 

chciała wymrzeć, a niszczył tę część narodu, która świadomie

chciała żyć. Polska ofiarna i dzietna była spychana w dół przez

burżujów ze wszystkich klas społecznych, czyli przez małżeństwa

wrogie licznym dzieciom polskim. Przez ruchome groby.

 

Kwestia sprawiedliwości przeniosła się dziś, w czasach

świadomego dawania życia — na teren rodzinny. Kto inaczej

patrzy, jest mamutem. Na przykład: uposażenia i płace. Wiado-

mo, że płace w przedwojennej Polsce były o wiele niżsre niż

w kilku najbogatszych państwach świata. Mimo to zarobki były

wystarczające, a nawet luksusowe — dla ludzi samotnych lub

małżeństw bezdzietnych, ale głodowe dla ludzi rodzinnych, wie-

lodzietnych. Płace samotnych można było śmiało zmniejszyć

kilka razy, a płace dla utrzymujących rodzinę trzeba było

podwyższyć kilka razy. Sprawiedliwa płaca w czasach świa-

domego ojcostwa i macierzyństwa, to zapłata otrzymywana od-

powiednio do stanu rodzinnego pracownika i poziomu wycho-

wywania przez niego dzieci.

 

Jeżeli tedy kto chce koniecznie nadal pewnych ludzi na-

zywać wyzyskiwaczami i walczyć z nimi na noże, to ma dziś wy-

zyskiwaczy w bród. W czasach bowiem świadomego ojcostwa

i macierzyństwa powstaje nowy typ krwiopijcy. Najbardziej

z nich nowoczesnym jest głowa rodziny: producencik jednego

dziecka. Producencik jest burżujem niezależnie od tego, czy jest

chłopem lub robotnikiem, prawicowcem czy lewicowcem, bie-

dakiem czy bogaczem, katolikiem czy masonem, totalista czy

demokratą. Jest nim, bo całe jego życie ma zdecydowanie sa-

molubny ton: jak najwięcej od społeczeństwa wziąć, a jak naj-

mniej społeczeństwu dać.

 

Wszyscy dziś krzyczą o warunki równego startu dla każ-

dego. Równy start, start w czasach świadomego dawania ży-

cia polega na tym, by ten ojciec, co ma dziesięcioro dzieci,

mógł mieć len sam dobrobyt i te same możliwości kształcenia

dzieci, co wymierający tata z jednym dzieckiem. A byłoby to

zaledwie minimum-, bo przecież żywa część narodu nie może

mieć tylko takich praw, jak świadomie wymierająca. Tak

jak dotychczas, robimy rewolucję po staremu, bo im kto ma

mniej dzieci, im bardziej chce wymrzeć, tym lepiej na rewolucji

wychodzi.

 

Dziś, gdy dokonano tylu reform, pozostaje jedna, najno-

wocześniejsza — wywalczyć sprawiedliwość dla rodziny będą-

cej fundamentem Państwa: rodziny wielodzietnej.

 

 

27

 

 

 

WYMIERAJĄCA WIĘKSZOŚĆ

 

Jest jeszcze jeden podział. Olo liczba małżeństw świado-

mie małodzielnych i świadomie bezdzietnych ustawicznie roś-

nie, ale rodziny te już w ciągu najbliższych kilku pokoleń wy-

mrą. Choć więc liczba ludności złożonej z tych rodzin ustawicz-

nie się powiększa, to ludność złożona z tych rodzin stanowi

wymierającą część narodu. Innymi słowy, coraz większa część

narodu wymiera i zarazem stanowi procentowo: coraz liczniejszą

część narodu. Ponieważ ten sam proces zachodzi, lub w naj-

bliższym czasie zachodzić będzie, w każdym narodzie, przeto -

procentowo — samobójcza część ludzkości rośnie jak lawina.

Ale na skutek tego, że tych samobójców jest w społeczeństwie —

procentowo - z dnia na dzień coraz więcej, trudno jest spo-

strzec, że oni... wymierają. Wydaje się, że są żywotni, skoro

jest ich coraz więcej. A to tylko samobójstwo staje się coraz

żywotniejsze. 1

 

Obok tej olbrzymiejącej części ludzkości — powstaje drob-

niuteńki na razie odłam, złożony z małżeństw o pożyciu intym-

nym świadomym i to świadomie zgodnym z naturą. Jest to cał-

kiem nowy rodzaj małżeństw i nieznany dotychczas rodzaj spo-

łeczeństwa. Teraz tylko taka część narodu chce żyć, jak wielką

jest w narodzie liczba małżeństw o świadomej dzietności, osią-

ganej zgodnie z naturą. Jest to żywa część narodu.

 

Świadome wymieranie jest obłędem. Toteż Instytuty Hi-

gieny Psychicznej skoszarują takie małżeństwa w specjalne

osiedla. Przydzielą każdemu małżeństwu jedną izbę, żeby nie

zajmowali niepotrzebnie miejsca w Rzeczypospolitej. Będą tam

sami swoi. Czysta rasa. Rezerwat. Park Narodowy. Miejścieczko

z wymierającym narodem. Zostawi się szmelc samemu sobie.

Niech raz szmelc okaże, czym jest. Niech robi swoją „kulturę"

i swój „postęp". Dać im żywność, dać im wszystko, tylko nie

dać im ani jednego człowieka ze świadomie zdrowych rodzin.

 

Nie ma większego głupstwa, jak gdy państwo okazuje lę

samą pomoc wymierającej części narodu, co i żywej, bo

któż wkłada kapitał w wisielca!? Jest to postawa z dawnych cza-

sów, kiedy nie było świadomego ojcostwa i macierzyństwa:

gdy wszyscy stanowili żywą część narodu. Dziś takiego społe-

czeństwa już nie ma, toteż taka postawa, to przeżytek. Jedynym

materiałem, w który skierować należy energie, zmierzające do

podnoszenia narodu, to żywa, świadomie żywa część narodu.

Stanowią ją rodziny, co chcą żyć przez wszystkie pokolenia na-

rodu. Jakąż więc krzywdę wyrządzają narodowi zdrowe rodziny,

że nie wyodrębniają się i nie tworzą własnego życia narodowe-

go, a wspomagają swymi siłami szmelc! W ten sposób dochodzi

 

 

28

 

 

 

cło zabawnego zjawiska: że dziwolągi wymierające nazywają

iiwój sposób życia kuliurą i postępem, a zdrowy sposób życia

opluwają jako przedpotopowy.

 

Stoimy w przededniu biologicznej organizacji życia.

U jej podstaw będzie leżał podział narodu na część świado-

mie żywą i świadomie samobójczą. Dzisiejsza organizacja ży-

>'iii pochodzi z dawnych lat, gdy naszym babkom ani się nie

śniło, że mogą mieć dzieci tyle, ile chcą, i wtedy, kiedy zech-

cą. W czasach higieny i eugeniki nie można ludności zdrowej

łączyć z samobójcami, jak to dziś widzimy na każdym kroku.

( nic.hnie to Staroświecczyzną 14 ). - .

 

Innymi słowy, trzeba przegrupować skład osobowy wszy-

i.ikich zespołów. Idziemy ku rozumnemu życiu narodów.

Tak jak zmierzamy ku rozumnej liczbie dzieci. Trzeba tedy zgro-

madzić wszystko, co zdrowe i zorganizować w odrębne instytu-

cje, a wszystkie takie instytucje skupić W odrębną żywą część

narodu. Z kolei każdy naród, który wydzieli z siebie żywy od-

łam, należy wiązać w rodzinę żywych narodów — w żywą ludz-

kość. W Zjednoczenie Zdrowych Narodów. Natomiast samobój-

czą część ludzkości można by wyłapać i wysłać gdzieś na waka-

cje. Na camping. Dać im całą część świata, Australię, i najzu-

pełniejszą wolność. Niech wyzdychają od swej kultury i postę-

pu świadomie. Byle prędzej, Panowie i Panie postępowe! Byle

prędzej! ;

 

Właśnie ten zabieg higieniczny należało wykonywać

począwszy od końca XVIII wieku, to jest zaraz gdy się pojawiła

myśl o świadomym ojcostwie i macierzyństwie, a nie dziś, gdy

świat już śmierdzi od zreformowanej na płciowo - kultury

i gdy ogłuszona propagandą reformatorów ludzkość zbiorowo

i.obie wymiera w zbożnym przekonaniu, że dopiero teraz... żyje.

 

 

ŻYCIE NA „PŁCIOWO"

 

Reformatorzy obyczajów w wieku XIX i XX tak wrzeszczeli

„naukowo" na tematy płciowe, że jeżeli się jeszcze dziś ktoś

uchował z czystymi obyczajami, to kryje się z tym po kątach,-

bo się wstydzi, że jest porządnym człowiekiem.

 

Kto z nas będąc w towarzystwie ośmieliłby się mówić

o czystości i dziewictwie? To przecież wstyd! O mieszkaniu'

z łazienką, o gejszach, o chorobach wenerycznych i homoseksua-

lizmie.- owszem, tak, nawet coraz częściej i gęściej, ale o... ćzys-

 

14) Teki podziel wejdzie wkrótce do socjologii i eugeniki.

 

29

 

 

 

tości i dziewictwie?! Co to ma wspólnego z czystością skóry, b<

tej czystości na razie nam nie zreformowano.

 

Od reformy obyczajów wre, kipi. „Międzynarodowy prze

mysł rozpusty organizuje świadomie swe forpoczty i biura wer

bunkowe w formie pornografii, która urabia mu i kobiety sprze

dajne, i mężczyzn z ich usług korzystających" 15 ).

 

By „przemysł" prosperował, walczą przemysłowcy z krze-

wicielem czystości obyczajów: Kościołem 16 ), a kto żyw im poma-

  1. Wspiera ich pseudonauka, która dowodzi, ile to korzyści da-

je... rozwiązłość, i jakim to fałszem jest nauka Kościoła o mai

żeństwie. Kto wie, czy tej pseudonauki nie robi się za pienią

dze... przemysłowców ? !

 

Reformatorom obyczajów powodzi się nieprawdopodob-

nie. Wystarczy spojrzeć na przedwojenny „Projekt prawa mał-

żeńskiego" naszej Komisji Kodyfikacyjnej 17 ).

 

Wszelki postęp pochodzi z wierności naturze i z opanowy-

wania natury przez ducha, ale odkąd reformatorzy zaczęli się in-

teresować „naukowo" życiem płciowym, świat odchodzi corai

bardziej od natury w dziedzinie płciowej i cierpi na chroniczny

stan podgorączkowy, na neurastenię w dziedzinie płciowej. Stąd

ten harmider „seksualny", te przerosty,, problemu" mocy i niemo,

cy płciowej, te „freudyzmy" w nauce, to podniecanie erotyczne,

ta biegunka rozwiązłości, to rozwolnienie woli, ta cała heca se-

ksualna. Oni, reformatorzy, pierwsi wszystko „zglajchszaltowali"

na libido: każde zjawisko. I takie też „zlibidziałe" okulary nało-

żyli całemu światu. I nam.

 

Od tego czasu żaden inteligent postępowy inaczej świata

nie widzi jak „na płciowo".

 

Od tego czasu, gdzie się obrócisz, wszędzie „plciowość".

W kinie — „plciowość". W teatrze - „płciowość". Co weź-

miesz jakie dzieło naukowe czy nienaukowe, już ci prawi ex ca-

thedra o... problemie seksualnym i niedządnicach, że jednak

„one" są męczennice „idei"; że „one", to „ofiary” ; że nad więź-

niami trzeba się litować i te „męczennice" więźniom posyłać itp.

 

Świat może się walić, a „płciowaty" naukowiec będzie

jedno w kółko gaworzył i bić się w piersi będzie, że to „wie-

dza" itd.

 

 

15) Golińskl Z., ks. dr: „Kościół w walce t pornografią", bubhn-Unlwer syta,

  1. str. 19. 9.

 

15) Paragraf 1399, punki 9 prawa kanonicznego ra brania czytać kziątek zprog-

nych, kanon 1494 zabrania księgarzom sprzedawać, połjrcnC i przechowywać wraM

kziątki. Encyklika Piuza XI „O widowiskach kinomałograficznych" z Chi. 79. VI. 199C

(Warzzawa 1937) — zwalcza pornografię na ekranie. i

 

17) Komizfa kodyfikacyjna, łom I, zeszyt 4-y. „Profekł prawa nwlteizklego

i zasady prawa małżeńskiego’’. Warzzawa 1931. wydawnictwo pańzfwowe j

 

 

30

 

 

 

Świat się może palić, a „płciówaty" nauczyciel wykła-

dając propedeutykę filozofii, im przystojniejsze panny naucza,

lym bardziej nie może się wygramolić z „freudyzmu", z „kom-

pleksu", a wśród tego nieszczęsny zmienia starą żonę na nową,

jak fajerkę na płycie kuchennej. Filar oświaty. A u siebie w do-

mu chowa psy (zamiast synów).

 

Przejęte są „ideą" muzea, wystawy, reklamy. Wszędzie

„problem". Nawet klątwy — są już „płciowe". Każdy ma kom-

pleksy i długi.

 

1 chłopak ledwie odrośnie — „płciowy”, i córuchna,

i dziadek, i babunia, i ciotunia, i tata, i mama. I goście.

 

Za grosz czystości: tak zakadziły reformatory. Wojna ga-

zowa. Upowszechnienie kultury „seksualnej".

 

 

PIOSENKA RZĄDZI ŚWIATEM

 

Reformatorzy, względnie ich media „robili" też w piosen-

  1. Oni śpiewali i grali o miłości. Uj !

 

„A gdy porzuci cię jedyna, to nie rozpaczaj, nie martw się,

 

Na każdym rogu jest dziewczyna, co z tobą zapomina się".

 

» (Fokstrot)

 

Lub taka piosenka: „Psyt, psyt, dziewuszko!

 

Mam piękny pokój, łóżko". (Też fokstrot).

 

Na taką nutę również śpiewali:

 

„Czy słyszałeś, że malutka Lulu z mym krawcem zdradza

 

A z twym szewcem — znów mnie? [cię.

 

Głupia jest jak but, kłamie wciąż jak z nut,

 

Jednak ma w sobie coś, pieprzyk i szyku dość!"

 

I coś takiego też nam wtykano do śpiewania pod pierwszy

września 1939 roku:

 

„Już wyschłem na kość, nigdy nie jest jej dość,

 

I ciągle bywa jej za mało! Proszę o licznik!..."

 

I: „Najlepiej w głowie mieć szum

 

Szum daje wódka lub rum" (w filmie „Hultajska trójka",

śpiewano w Radio Polskim, przed wojną).

 

I tak dalej, i dalej. Aż do znudzenia. Płciowość, gorzałka,

narkotyki (tanga „Opium" i „Morfina"). Gorzałka, narkotyki,

płciowość. Narkotyki, płciowość, gorzałka. Płciowość, płcio.,.,

pć...

 

 

3!

 

 

 

Treść piosenki:: pijaństwo, zdrada, morderstwo, nierząd,

Meksyk, Argentyna. Ladacznice, mają imiona poprzerabiane na

hiszpańskie. „Tu idzie on, hiszpański don, uwodziciel żon”..

 

Trudno wierzyć, by sami Polacy o własnych siłach naro-

dowych mogli wytworzyć modą na guano w sercu polskim! Ze

świata to przyszło. Z wymierającego'.

 

Umiała na pamięć takie „piosenki” cała Polska. Śpiewały

je i grały, wieś i miasto, wszystkie stany. Śpiewali je na swoich

zabawach nauczyciele, śpiewała dziatwa, śpiewały pensjo-

narki u zakonnic podczas pauz, śpiewały pastuchy za bydłem,

nade wszystko zaś młodzież szkół powszechnych, średnich

i wyższych zaśpiewywała się nimi. Wszyscy Polacy kąpali swą

wyobraźnię w tym kale.’ Śpiewali i śpiewają.

 

Piosenka rządzi światem ludzi młodych, muzyka, poezja,

miłość. Właśnie to wszystko obsypano parchami i podawano na-

szym dzieciom. Od tego czasu uprawia młodzież tę poezję domu

publicznego — nawet na oczach ojca, matki. Aż dziw, czemu od

naszej młodzieży tak zalatuje zmysłowością! Krew polska, ‘a swad

- nie. Śpiewają, nucą. tańczą: sama „płcibwość". Nikogo i "ni-

czego się już nie wstydzą. Czyżby to było polskie? Tak, w ten

sposób podryguje Polska: la wymierająca. •

 

- Jak od tego czasu patrzy młody chłopiec polski na

 

młode dziewczę polskie? ' ..• w.::: .

 

Oczyma piosenki lubieżnej. .

 

- Czym więc przy lada okazji popisuje się chłopiec

 

polski? '

 

Że nie rozumie, co to wstyd.

 

- Skąd takie wzięcie ma u młodzieży polskiej len typ

 

„miłości"? .

 

Podano to uwodzicielsko w formie piosenki śpiewnej,

melodyjnej, łatwej, łechcącej zmysły,- pod wódeczkę, pod mu-

zyczkę, pod tango/pod murzyńskie tańce tarte) czyli pod tań-

ce' „nowoczesne". Można taką „piosenkę" grać, pić, śpiewać

i tańczyć — jednocześnie. Taka opera... na poczekaniu. Spon-

taniczność. Żywiołowość. Krew gra. Polska krew!

 

W dodatku chłopiec polski nie wiedział, że to . utwory

tendencyjne, chore. Każdy przeto młodzieniaszek sądził i sądzi

naiwnie, że uczucie do dziewczęcia nie może być inne, i że

„to przecież nic złego". Wierzy, że „takie jest życie". Że ,-,tak

zawsze było". I że „tak zawsze będzie".. Że taka jest miłość pol-

ska. Że tylko... flegmatyk kocha inaczej, ale człowiek z tempera-

mentem, to on zaraz wierzga i tak dalej. Tak myśli do dziś każdy

 

 

 

młodzieniaszek Naiwniaczek. A nawet wielu Pierników co sfar-

Y/.ych. Czego bo nie można wmówić w człowieka!

 

Spotyka się też co krok dziewczę, niewinne dziewczę.

Nade wszystko wstydzi się ono okazać, że jest... wstydliwe.

Wmówiono w nią, że to niemodnie. Na filmie przecież i w „pio-

sence" nikt się nie wstydzi. Na stadionach — też. W tańcu — też.

 

- A skąd te „nowoczesne" tańce tarte?

 

Profesor wychowania fizycznego na Uniwersytecie Poz-

nańskim dr Eugeniusz Piasecki wyjaśnia: „Oto pólcywilizowani

Murzyni amerykańscy, którym te tańce zawdzięczamy, czerpali

l<>, oczywiście, ze swych tradycyj szczepowych".

 

- A co Murzyni wyrażają w tych tańcach szczepowych?

 

"...w świetle licznych badań Czarnego Kontynentu zawie-

rają ich źródło w postaci tak zwanych obrzędów wtajemniczenia

(inicjacji), wprowadzających chłopców i dziewczęta w krąg lu-

dzi dojrzałych do małżeństwa przy pomocy między innymi tań-

ców, które ten fakt w sposób niefrasobliwy uzmysławiają" 18 ). No

i „tango" - też, wiadomo, że znaczy „dotykam"...

 

W dawnych tańcach polskich „wykluczone było wszelkie

poufniejsze zbliżenie się tancerza do tanecznicy, tak zwyczajne

za granicą". Jak wysoka była obyczajność nawet wśród sfer

wyższych, dowodzi list Zofii Łaskiej o Polkach, które towarzyszy-

ły królowej Katarzynie po jej wyjeździe z Polski, że „tym się

cesarzowej najwięcej podobały, iż kiedy w taniec szły, nie dały

się obłapiać i całować". Cudzoziemcom się to podobało: „mó-

wili, że to cnotliwa nacja polska" 19 ). Owóż ten olbrzymi kapitał

obyczajowy, bezcenny wychowawczo, już nie istnieje.

 

Reformowano nam obyczaje na wszystkich odcinkach od

razu. Teatr, film, radio, taniec, piosenka, poezja, prasa, sport,

książka, humorystyka.

 

Podobnie jest na całym padole płaczu. I w USA. W tea-

trze duch amerykański dawno opuścił scenę, co zaś do filmu,

to „Hollywood przedstawia nas podwładnym rasom Wschodu

i Południa jako kryminalistów i podejrzanych na umyśle" (Al-

dous Huxley). „Hollywood jest jednym z najniemoralniejszych

miast na świecie... Niebezpieczny jest, ponieważ szerzy anar-

chizm" (Bernard Shaw). Numer 48 naszego sprzed wojny pisma

radiowego „Antena" (rok 1937) zreformowano tak: widzimy tam

„Zdjęcie z krzyża" Rogera von Vayden'a, a po prawicy i lewicy

 

 

«) Piasecki Eugeniusz. ..Wychowanie fizyczne" w pracy zbiorowej, „Katolicka

myli wychowawcza", sir. 339. 240.

 

19) Kosiński Wacław dr. „Zwyczaje towarzyskie w dawnej Polsce", Sandomierz

1921, str. 7B. To samo Bruckner („Dzieje kultury polskiej")

 

 

33

 

 

 

lego zdjęcia... dwie Wenery: Wenerę Giorgiona i Wenerę Ve-

lasąueza-").

 

 

WPŁYWY... W ULACH

 

Z obyczajów już nie jesteśmy Polakami. W dziedzinie oby-

czajów straciliśmy niepodległość.

 

„Kabaret „Złoty Ul" (Nowy Świat 19). Dziś i codziennie,

powtórzenie premiery pt. „Szał ciał". Jest to bez wątpienia naj-

lepszy dziś program w całej Warszawie. Powróciły do ciepłego

ula na zimę marnotrawne trutnie. Chór Dana. Chmurkowska

uwodzi diabła Pawłowskiego, a sama z kolei jest uwodzona przez

Rakowieckiego. Rusałczana Danusia Kwapiszewska schodzi

z fontanny ogrodowej i tańczy w „W świetle księżyca". W za-

pomnianym przez ludzi pustkowiu Chmurkowski sprzedaje swą

byłą żonę (Kaniewską) jej obecnemu kochankowi, a w melodyj-

nej i pełnej werwy operetce „Jeanelle" dokoła Jeannetki Wi-

niarskiej szaleje cały zespół: Wilczyńska, Kaniewska, Szalajska,

Rakowiecki, Chmielewski, Jankowski, Pawłowski i Żelski."

 

Przytoczony cytat, to urywek ze sprawozdania z teatrów

Warszawy z dnia 27. X. 1942 roku. Okazuje się z niego, że zrefor-

mowane obyczaje weszły nam w krew. Wszak sprawozdanie po-

chodzi z roku 1942, ze stolicy, gdy naród był rozpięty na krzyżu.

Polskie organizacje bojowe reagowały wówczas czynnie, ale

nie... w stosunku do ówczesnych obyczajów. Bo my Polacy rea-

gujemy patriotycznie tylko na terenach politycznym i wojsko-

wym. Wyspecjalizowaliśmy się w powstaniach i to kiepskich.

Tak jest już od dwustu lat. Natomiast na innych terenach mo-

gą nam ginąć najwyższe wartości narodowe, i my... nic. Zacho-

wujemy się jak paralitycy. Toteż w roku pańskim 1942 strzelano

we łby najkrwawszym gestapowcom, a nic nie mówiono tym

Polkom co wysyłały wówczas swym mężom do obozów jeńców

— listy rozwodowe,- nie strzelano we łby lekarzom-zbrodnia-

rzom, którzy tysiącami w tejże Warszawie i w tymże czasie mor-

dowali polskie dzieci nienarodzone, czyli utrzymywali się z za-

bijania Polaków.

 

A teraz drugie sprawozdanie.

 

W tymże roku 1942 kupiono w księgarni polskiej w War

szawie (Krakowskie Przedmieście 41, Jan Jabłoński) książeczkę

przeznaczoną dla dzieci. Tytuł: „Czy naprawdę przynosi nas bo-

 

 

20) Tuż przed samą wojną (maj 1939 r.) zaszła w Radio Polskim pewna zmiana liana

na • lepsze pod względem obyczajowym.

 

 

34

 

 

 

niań?" A na drugiej stronie po tytule: „Książka dla dzieci z sied-

mioma rycinami". Wydawnictwo „Światło” we Lwowie r. 1933

„Drukarnia kupiecka, Lwów pasaż hausmana 5" (pisownia jak

w oryginale).

 

Rycina 6 przedstawia chwilą, gdy dziecko opuszcza łono

matki. Rozdział drugi ma tytuł: „Jak wygląda dziecko w brzuchu

matki?" Rozdział ten objaśniają 3 ryciny. Na stronie 51 jest o...

bierzmowaniu i o inicjacji u dzikich oraz o tym, że wymyślono

dla nas bajką o grzechu „pierwotnym" pramatki Ewy w Raju. Itd.

 

Autor — dr medycyny Max Hodann. Tak podaje owa

książeczka, natomiast dzieło „przełożyła z niemieckiego doktor

med. Lina Goldberg”.

 

Cóż na to nasze postąpowe społecznice? Czy odpędziły

choć jednego gorszyciela od dzieci polskich? Czy odpędziły

chociaż miotłą? Czy posiadają biedaczki godność ludzką?

 

Wreszcie pytanie pełne niepokoju: czy tylko książeczki

doktora medycyny pani Liny Goldberg, przełożone z niemiec-

kiego, nam się uchowały? A jeżeli tak, to czyje też dziecko

w tej właśnie chwili pogrąża ocząta w tej lekturze?

 

Szczęśliwa dziecino!

 

 

NIGDZIE TYLU BEZ NOSÓW

 

Należymy do najmniej odpornych moralnie narodów.

Dlatego ilekroć stykaliśmy sią z kulturą Zachodu w okresach

jej skażenia (wieki XVI i XVIII) przyłacaliśmy to straszliwymi

stratami, a w wieku XVIII - wręcz niepodległością. Toteż Bur-

bonowie mogą sobie trwać w erotycznej Francji już 1.000 lat,

nasi zaś Jagiellonowie ledwie się dotknęli kultury „odrodzenia",

a natychmiast zżarła ich „franca". Odrodzenie okazało się

„owrzodzeniem".

 

Degenerujemy się niesłychanie łatwo również i fizycz-

  1. Nasza stolica w roku 1772 tym się różniła od innych stolic,

że „nigdzie nie było widać tylu beznosych, a panowie bynaj-

mniej nie ukrywali się ze swymi lekami" 21 ). Był to wynik pier-

wszego uderzenia propagandy reformatorów w obyczaje naro-

du polskiego: wszak w XVIII wieku orali oni duszą Polski.

 

— A ówczesne wojsko polskie?

 

Podawano przeraźliwe liczby chorych wenerycznych:

w r. 1790 było w Warszawie na 100 rekrutów 80 chorych".

 

2t) Bruckner, t. If I. 267,

 

 

35

 

 

 

Chorowało wenerycznie „na 20 mamek - piętnaście, ale

io cyfry miejskie, na wsi było inaczej, nierównie lepiej--),

gdy specjaliści reformatorzy już z górą sto lat wmawiali nam,

 

Można sobie wyobrazić co się z nami zaczęło dziać później,

że nieobyczajność, to postęp, to wyzwolenie, to wyższa kultura.

Gdy w r. 1914 w okresie pokoju było wenerycznie chorych w ar-

mii francuskiej 19,4 na tysiąc żołnierzy, to liczba tak zaszczytnie

chorych Polaków w armii austriackiej w daleko zdrowszych cza-

sach, bo w r. 1905 , wynosiła 56,1 na tysiąc- 5 ).

 

W r. 1919 liczyliśmy „takich" chorych, notowanych

1 . 200.000 sztuk. Leczyli się w 75 % ambulatoryjnie, w 25 % —

w szpitalach. Ilu się nie leczyło, tylko szerzyło, tego nikt nie

wie- 4 ). W Warszawie w tym czasie liczba zarażonych nierządnic

była w stosunku do ilości mieszkańców 10 razy większa niż

w Berlinie.

 

Łóżek „wenerycznych" wypadało w szpitalach w kilka lat

później: w Londynie — jedno na 375.000 mieszkańców,

w Paryżu — jedno na 26.000 mieszkańców,

w Warszawie — jedno na 2.000 mieszkańców.

 

W pobożnym Poznaniu („Poznaj Poznań") były w pewnym

szpitalu tuż przed rokiem 1919 dwa pokoiki dla nierządnic. Tro-

chę później, „za Polski" — nie starczyło tamże 9 sal, bo „tacy"

chorzy leżeli po kątach, po korytarzach i na podłodze między

łóżkami. Tak Polska „wybuchła" w stolicy Wielkopolski!

 

Podczas ubiegłej wojny było syfilitycznych nierządnic:

w masońskim Paryżu — 18 %, w katolickim Wiedniu — 20-47

proc.,- w prawosławnym Petersburgu — 39%, w Krakowie (naj-

więcej kościołów i klasztorów) - 60 % 25 ).

 

Nie mogło u nas już przed wojną „być prawa zabrania-

jącego wstępowania w związki małżeńskie osobom dotkniętym

ciężkimi chorobami, które mogą być przekazane dziedzicznie,

ze względu na wielkie rozpowszechnienie chorób wenerycz-

szczególniej tej najstraszliwszy choroby społecznej — przy-

miotu (kiły)-' 6 ).

 

W r. 1921 „syfilis stanowi 40,4%- chorób wenerycznych gra-

sujących w Polsce. Co do uprawy tych chorób, stoimy już wów-

czas na drugim miejscu w Europie"- 7 ). A jak jest dziś, kto to wy-

 

22) Bruckner, t. III, 277. acoz u —

 

23) 24) , .Memoriał Ministerstwa Zdrowia", Warszawa 1921, z dn. 19. I, słr. 9, 33.

 

25) Adam Karwowski prof. dr: „Zwalczanie chorób płciowych" (w Księdze pa-

miątkowej zjazdu katolickiego. Warszawa 1927, str, 280).

 

26) Dr Z. Zakrzewski: „Ważniejsze wytyczne cugeniki" (W dziele zbiorowym

„Księga pam. zjazdu kat. str. 293).

 

27) „Memoriał Min. Zdrowia", str. 9.

 

 

36

 

 

 

śpiewać zdoła?! W każdym bądź razie — radio polskie, film

polski, książka polska, gazeta polska, policja polska, wojsko

polskie: zrobiły wszystko w latach 1918-39, by Ojczyzna miała

jak najwięcej weneryków — w owe lata i później. Toteż w roku

1946 mamy zastraszający procent ludności zarażonej.

 

Właśnie to wszystko przewidziała... Lina Goldberg. W tłu-

maczonej przez siebie z niemieckiego „książce dla dzieci" prze-

tłumaczyła też takie zdanie: „Wielu natomiast przyszło do mnie

z płaczem, bo się wdali w stosunek z innym człowiekiem i nie

mogli sobie dać rady z tern" (str. 30).

 

Przeciętny inteligent też robi w tym kierunku, co może.

 

- Jak?

 

Propagandą gruźlicy. Gdy go zagadnąć o wielodzietność,

zaraz wyjeżdża z tym, ile to gruźlicy narobi taki biedak, co ma

kupę dzieci.

 

Lecz tenże inteligencina nie mówi, ile to chorób wene-

rycznych narobi ten, co żyje rozwiąźle. Który na przykład z pa-

nów Pierwotniaków wie, że w r. 1934-5 mieliśmy tylu notowa-

nych leczonych gruźlików, co notowanych leczonych wenery-

ków: jednych 725.240, drugich 721. 781 28 ). Czy ci weneryczni to

też z biedy się zarażali?.

 

A kto z Pierwotniaków wie, że naszych niedożywionych

chłopców i młodzież bardziej wyczerpują tajemne nałogi

i przedwczesna rozwiązłość, niż niedożywianie? że nałogi te

uwielokrotniają statystykę gruźlicy, chorób nerwowych, nie-

dorozwoju? Czy to wszystko też... z biedy? Uczony radziecki

lekarz Bruk powiada: „Chociaż prawo radzieckie zezwala na

zawieranie związków małżeńskich w 18-ym roku życia, to jednak

młodzież nie powinna tego czynić przed ukończeniem 20-lu lat

(dla kobiet), a jeszcze lepiej 20-24 roku życia. Wówczas stan

zdrowia ludu niewątpliwie się poprawi, oczywiście tylko w wa-

runkach całkowitego powstrzymania się od onanizmu i przy-

padkowych stosunków płciowych poza małżeństwem, albowiem

jedno i drugie jest jeszcze gorsze od wczesnego małżeństwa" 2 ' 3 ).

Ubezpieczyć tedy zdrowie, zwłaszcza młodzieży męskiej i żo-

natych mężczyzn, szczególnie dziś w czasach powszechnego

niedożywiania i wyczerpania nerwowego, to upowszechnić

bezwzględną wslrzęmięźliwość płciową tak przed zawarciem

małżeństwa, jak i poza małżeństwem.

 

Aliści Zakład Ubezpieczeń Społecznych szerzy nierząd.

 

 

28) Bujalski, sir. 46.

 

29) „W zdarowoj seksualnej żiztłi’‘

 

 

37

 

 

 

„Poradnik dla robolników w sprawach ubezpieczeń spo-

łecznych", wydany przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych,

Warszawa 1938, na stronie 22 poucza: „Jeżeli ubezpieczony nie

zgłosi żadnej osoby z pozostałej rodziny, ma prawo zgłosić jed-

ną osobą obcą, np. (żoną nieślubną)" itd. Przy tym: „Żona i dzie-

ci nie muszą wspólnie zamieszkiwać z ubezpieczonym, aby

mogły korzystać ze świadczeń, ale żeby ubezpieczyć „żoną nie-

ślubną", trzeba z nią mieszkać „we wspólnym gospodarstwie do--

mowym z ubezpieczonym", bo taki jest punkt „a": warunek wy-

magany od osób z poza rodziny. Strony 21 i 22.

 

Co to jest „żona nieślubna"? Zawsze w Polsce żona sym-

bolizowała dostojeństwo najdostojniejsze. Dlatego zawsze była

ślubna. Na nieślubną mówi dziś chłop i robociarz — „małpa".

Wiadomo: jeden ma-„małpą", drugi ma żoną. Czyżby „Zakład

Ubezpieczeń Społecznych dla Małp"? W dżunglę z takim za-

kładem! Łazić tam po konarach i iskać sią, zamiast ubezpieczać

robotnika polskiego, który ma różne słabości, ale. nie pozwoli, by

„małpą" - równać z jego żoną 30 )!

 

Bzdurą tedy okazuje sią bajeczka, że jesteśmy zdrowym

narodem. Jesteśmy degeneratami. I to nie z niedożywiania, jak

paplą wszyscy, ale z braku obyczajów.

 

 

CÓŻ NA TO WSZYSTKO MAMA?

 

- Jak reformatorzy wpłynęli na matkę-Polkę?

 

Owszem: obnaża ona córunią już od maleńkości. Wszak

mamusie skasowały... spódniczki dla małych córeczek. W myśl

bowiem zreformowanej mody — sukienki dla dziecinek rodza-

ju żeńskiego muszą sięgać obowiązkowo pod brzuszek. Norma

ta obowiązuje od dzieciństwa po to, żeby od najmłodszych lat

oswoić córeczką z bezwstydem. Nie istnieją też już okrycia dla

dziewczątek, bo skasowano płaszczyki. Są tylko kaftany... pod

brzuszek, „płaszczykami" zwane. Wprowadza się to samo dla sy-

neczków.

 

Od wiosny do jesieni zdejmuje mama z dzieci obojga

płci możliwie wszelki strój, a czyni to dla zdrowia. Żeby sią

dziecko nie męczyło — w ubraniu. Już wmówiono w nas, że nas...

męczy ubranie. Maluczko a wmówią w nas, że koszula męczy.

A potem, że... rozum męczy. Że najzdrowiej - być głupim. Czy-

ni zaś mama tę rozbiórkę dziecka (z ubrania) możliwie wszędzie.

 

 

30) Ludzie prości tak właśnie rozumieją te uprawnienia. Gdy np. zaatakowano

niewiastę żyjącą „na wiarę" z robotnikiem żonatym, to wyjęła książeczkę Ubezpieczalni

jako dowód, że jest żoną „prawną", w '

 

 

38

 

 

 

W dodatku i mama podstrzyga własną sukienką coraz wyżej,

coraz wyżej. Pod obłoki. Bo myśli, że to kultura, i że im wyżej

podsłrzyże, tym większa kultura.

 

Ani mamie, ani tacie nawet do głowy nie przyjdzie, że mo-

dą można stworzyć inną i że obowiązkiem ojca, matki jest żą-

dać mody chrześcijańskiej, a jeśli jej nie ma, to tworzyć modą

chrześcijańską przez ubieranie się po chrześcijańsku.

 

W Japonii istnieje od dawna instytucja „gejsz". Japonki

biją ostatnio na alarm, że to hańba sl ). U nas jak świat światem

nic takiego nie było, ale teraz każde dziewczę polskie jest przy-

gotowywane od maleńkości.do „argentyństwa" (na kobietę nis

szanującą się mówią w Argentynie una Polaca) przez rodzoną

matkę w myśl tego oto tanga:

 

„Ja chcę na płótnie pokazać talent swój,

 

Ukryte wdzięki i negliżowy strój,

 

Niech się mną bawi tłum!"

 

Takiej dziecinie, gdy dorasta, trudno przebrnąć zdrowo

przez wszystkie stopnie szkoły polskiej. To samo było i w latach

1918-39, mimo że w szkołach szalało wychowanie fizyczne. To-

też jeżeli którejś udało się przebrnąć przez szkoły z honorem,

wówczas gdy zawędrwała do stolicy, a chciała pracować na

scenie, czyhały na nią „obyczaje teatralne". Utalentowani znów

młodzieńcy, pragnący w Warszawie porać się pisarstwem, na-

trafiali tam na... homoseksualizm. Pisano w r. 1939: „Zawodowi

zboczeńcy widzą w tym tytuł do chwały i nieledwie rangę arty-

styczną. Drogę na Parnas wskazują dziś oni. Wejście jest, ale od

tyłu". Tak było tui przed wojną w stolicy, która miała odrodzo-

ny katolicyzm i... zreformowane obyczaje.

 

Cóż na fo wszystko mama?

 

- A czemu o łatkę nie pytamy?

 

To skończony niedołęga.

 

 

ROZMOWA Z POCZCIWCEM

 

— Nie wierzę w złych ludzi. Nie ma złych ludzi.

 

Ej, na świecie jest każdy kaliber człowieka! Chociażby

gestapo?

 

- Nnno... tak, ale po cóżby reformatorzy obyczajów de-

moralizowali świadomie? W dodatku dziś mamy demokrację:

 

 

31) W roku 1941 parlament japoński uchwalił szereg ustaw przeciw gejszom,

lak podawała prasa japońska, uczyniono to dla „dobra państwa, spokoju rodzin i go-

dności Japonki' 1

 

 

39

 

 

 

każdy jesź oświecony, społeczeństwo jest doskonale uświado-

mione.

 

Jest „społeczeństwo doskonale głupawe, którego nazwiska

kończą się na „ski" — mówił bardzo oświecony mason w XVIII

wieku 32 ).

 

— A jakby tą sprawą rozsądził Chrystus?

 

„A ktokolwiekby zgorszył jednego z tych maluczkich,

wierzących we Mnie, lepiej by mu było, żeby mu uwiązano ka-

mień młyński u szyi i wrzucono go w morze" (Marek 9, 41).

 

Chrystus, to wychowawca. Chodzi mu o dzieci. Zresztą,

czyż cały świat nie okazał sią dzieckiem, gdy ponura sekta za-

częła reformować obyczaje? Masoneria, to nie tyle kweslia poli-

tyczna, to kwestia wychowawcza i to w skali światowej. Cho-

dzi o dzieci!

 

— O dzieci?! „Ach ja mam żoną, a u mojej żony jest synek

taki maleńki" i córeczka! Och, kocham Was, biedni reformato-

rzy, ale nie przeznaczam żadnego dziecka ani na zgorszenie, ani

do łajdactwa. I — tak my wszyscy, cała demokracja. Cóż wiąc

będziecie u nas robili?! Ach, pojmują: w dobie rozumnej liczby

dzieci musi być rozumna liczba „reformatorów" obyczajów, a tą

liczbą sekciarzy wskazują potrzeby wychowawcze naszych dzie-

  1. Pedagogika nie może pozwolić ani na jednego takiego typa.

Jednak z drugiej strony nasz stosunek do reformatorów seksu-

alnych musi być idealny, bo oni, to nasi bliźni, a my, to chrześci-

janie-katolicy. Co tu robić! A może ich skłaniać do nawrócenia?

 

Właśnie, po tym sią pozna, który mason, reformator oby-

czajów, sią nawrócił, że po nawróceniu opuści Polską. Po tym

sią pozna czystość intencji. Czyli ze stanowiska higieny wy-

chowawczej powinno być wolno im mieszkać wsządzie — poza

Polską. Oddajmy im cały świat. Niech raz rządzą światem, a my

Polską! Ci, co sią najdalej od nas wyniosą, mogą się ubiegać

o honorowe obywatelstwo polskie. Bardziej przywiązani, będą

tu przysyłali swe prochy. „Ziemia gromadzi prochy". Plaionizm.

Stosunki idealne. Gorszycieli można miłować tylko z daleka. Im

bardziej z daleka tym mocniej. Najmocniej — po śmierci.

 

Zawodowych gorszycieli, Kolego Demokrato, trzeba ko-

chać twórczo: trzeba chcieć ich dobra i zarazem wiedzieć,

co są warci Inaczej, z ukochania gorszycieli byłoby, jak

mówią chłopi, „więcej smrodu niż miłości".

 

Zresztą reformatorzy obyczajów są niepoprawni i znów te-

raz po wojnie będą uczyli cały świat rozwiązłości i ateizmu (za-

 

 

32) Fryderyk II. król prusk).

 

 

 

miast katechizmu). Będą wmawiali, by wyzwolić się... z koszmaru

moralności teologicznej. I znów jakiś głupi naród, lak jak

po tamtej wojnie Niemcy, uwierzy reformatorom, że Boga nie

ma, że grunt, to libido. I znów taki naiwny naród da sobie zre-

formować obyczaje, a potem rozbestwi się, rozpocznie wojnę,

przyjdzie do Polski i wyrżnie Żydów. A nawet jeśli nikt tego nie

zrobi, to postarają się o to reformatorzy obyczajów. Wszak pro-

pagują rozwiązłość. A kobiety rozwiązłe ograniczają liczbę dzie-

  1. Izraelilki przeto, gdy usłuchają reformatorów, przesianą ro-

dzić i Żydzi wymrą. Reformatorzy obyczajów, to też dla Żydów...

Treblinka, tylko na raty.

 

Wkrótce- światowe władze żydowskie muszą odpowiedzieć

na pytanie: co robić, by Izraelici nie wymarli. I wtedy spostrze-

gą, że jedynie Kościół potrafił przeprowadzić swe rodziny zwy-

cięsko przez okres racjonalizowania dzietności. Było to w pierw-

szych wiekach chrześcijaństwa, gdy ogół ludów rzymskich świa-

domie ograniczał potomstwo. Ocalały wtedy tylko te rodziny,

gdzie małżonkowie za wszelką cenę pełnili swe obowiązki po

katolicku, a więc, gdzie i pożycie intymne wiedli zgodnie z na-

turą. Małżonków o takiej kulturze miał dotychczas wyłącznie

Kościół.

 

Wprawdzie w owe czasy Izraelici mieszkali w tymże im-

perium i chociaż nie byli chrześcijanami, mimo to przetrwali,

jednak prowadzili wtedy życie izolowane. Dzięki temu więk-

szość małżeństw żydowskich nie odbiegała od natury. Aliści

teraz Izraelici wymierają świadomie. I ci w ghettach, i poza

ghettami, tak jak i my.

 

Jeżeli tedy chcą żyć, muszą mieć takie małżeństwa, które

za wszelką cenę będą pełniły swe obowiązki po katolicku...

Wchodzimy w okres nawracania się narodów na katolicyzm ma-

sowo, świadomie, dobrowolnie, z przerażenia, że wymrą! Ze stra-

chu! Z grozy! Na wyścigi! Albowiem wchodzimy w taką epokę,

że każdy naród, który nie zechce postępować z gruntu po chrześ-

cijańsku, wymrze... na własne życzenie i dziwną śmiercią: z bra-

ku dzieci.

 

 

CZY SĄ TAJNE TWORKI?

 

Druga wojna światowa się skończyła. Nadmienialiśmy,

iż po pierwszej wojnie światowej nie tylko nic nam ludności nie

przybyło, ale przy końcu ówczesnej wojny okazało się, iż ubyło

nam cztery do pięciu milionów ludzi. Dziś mamy o 13 milionów

ludzi mniej niż w r. 1939. Ileż strat ponosimy dalej z powodu

milionowej co roku rzezi dzieci nienarodzonych! A ileż ponie-

śliśmy i ponosimy strat w obyczajach! Lecz reformatorom oby-

 

 

41

 

 

 

czajów lego wszystkiego mało. Zaczną oni szerzyć zepsucie

właśnie teraz w skali niewidzianej, licząc się z tym, że tuż po

wojnie najlepiej to czynić, bo ludzie wezmą to za... skutek woj-

  1. Nam bowiem, naiwnym poczciwcom, wydaje się, że zło,

tak jak w dawnych dobrych czasach, samo się robi. A tymcza-

sem zło jest organizowane jako . propaganda zreformowanych

obyczajów, jako postęp, jako wyzwolenie - p|.zez łudzi złej

woli i przez maniaków. Maniakom bowiem się zdaje, że z moral-

ności można usunąć postawę ofiarną i że dopiero wtedy... bę-

dzie lepiej. Przechodzenie w moralności na postawę wygodna,

to cecha najistotniejsza masonerii. Brak zdrowego rozsądku

w etyce. Toteż reformatorzy obyczajów prowadzą walkę na

śmierć i życie z tym co w życiu młodzieży, w życiu małżeńskim

jest najtrudniejsze: z czystością obyczajów, z pożyciem intym-

nym wiernym naturze i z wiernością małżeńską, a czynią to —

w naiwnym przekonaniu, że przez to szerzą postęp. W okresie

tedy przechodzenia całej rasy białej na świadome ojcostwo

i macierzyństwo, przyśpieszają reformatorzy samobójstwo ludz-

kości w błyskawicznym tempie. I samobójstwo Polski. Mogła

sobie kiedyś szaleć rozwiązłość w czasach włoskiego „odro-

dzenia", i mimo to Europa nie ginęła, życie szło naprzód. Ale

wtedy kobieta płaciła za rozwiązłość... dzieckiem, a ogół pro-

wadził życie małżeńskie zgodne z naturą. To podtrzymywało

Europę. O jej wymarciu mowy nie mogło być. Natomiast dziś,

gdy ogół małżeństw unika potomstwa środkami przeciwnymi

naturze, rozwiązłość anarchizuje doszczętnie, przyśpiesza wy-

marcie świata. Bo społeczeństwo może wytrzymać wiele niemo-

ralności tylko wtedy, gdy u swych fundamentów' ma małżeń-

stwa naturalne.

 

Bliższe spojrzenie na reformatorów „płciowych" orientuje,

że to psychopaci, ale psychopaci, co chcą rządzić etyką świata.

Ich działalność też najlepiej się szerzy w okresach obłę-

dnego mistycyzmu. Takimi były czasy rokoka. Nigdy

przedtem obyczaje nie były tak plugawe wśród warstw

oświeconych. „Wyrazem tej zatraty miary i godzenia

w instytucję rodziny stały się tak zwane loże adopcyjne

składające się z mężczyzn i kobiet". Za Ludwika XV istniał

w Paryżu „otwarcie między innymi klub z dwunastu pięknych

i do najwyższego towarzystwa należących pań złożony, którego

jedynym hasłem była rozkosz,- przyjmowanych do klubu tyluż

mężczyzn jedynym zadaniem było..." Dalszy ciąg jasny. — Dzia-

łalność „reformatorów" obyczajów opiera się na skłonności do

psychoz. Psychika człowieka, to kruche narzędzie (Carrel, 129,

130). Szerzeniu się „nowych" obyczajów towarzyszy zawsze psy-

choza, wywoływana sztucznie w związku z poszukiwaniem...

 

 

42

 

 

 

kamienia filozoficznego, w związku z alchemią, magią. Psy-

chozę, aż do obłędu powszechnego, wywołano sztucznie

i uczyniono panującą w wieku XVIII wśród sfer decydu-

lących ówczesnej Europy. Zarazem przez splugawienie oby-

czajów u tychże sfer odebrano im godność własną, a więc po-

czucie mocy. Dopiero tak spodlone wyższe sfery mogła zniszczyć

rewolucja francuska, bo wielkie rewolucje można urządzać tylko

warstwom mało moralnym.

 

Wspominaliśmy, że masoneria nas obchodzi jako prob-

lem wychowawczy. Zestawiamy tedy specjalistom zagadnienie,

czy masoneria jest jedna, czy więcej. Wiemy, że w myśl hasła

Bacona „cały świat dla Angłosasów", masoneria anglosaska, to

narzędzie imperializmu anglo-amerykańskiego, tak jak masone-

ria niemiecka, to narzędzie imperializmu niemieckiego (dziś po-

no jedno ku drugiemu ciąży). „Dla odmiany masoneria francu-

za i włoska nigdy nie były związane z imperializmem żadnego

z obu narodów" 33 ). Dlaczego? Ano, tym maniakom wydaje się,

że przede wszystkim trzeba zniszczyć Kościół... dla szczęścia

ludzkości. To sobie ubrdali: na odmianę.

 

Nie przeceniamy znaczenia masonerii. Z uwagi zaś na to,

że obecnife wszelkie masoństwo zdycha z braku dzieci, raczej

bawi nas to wszystko. Ale nie zapominajmy, że gorszą, i że, nim

wyciągną kopyta, mogą dokonać potwornych spustoszeń w oby-

czajach.

 

Jest coś pociesznego choćby w tym, że ci, co stworzyli

„reformatorów płciowych": że masoni, tak się u nas kryją, że

:.ą masonami. Jeżeli wołać na nich po imieniu „Mason! Mason!"

 

! o oni zaraz... pod podłogę myks! myks!

 

Każdy rozumie, że za okupacji trzeba się było ukrywać,

ale czemu się mason ukrywał również w przedwojennej Polsce?

i to — dzień i noc? i to nawet, gdy był dygnitarzem? Czemu

: ię chowa i dziś ze swym masoństwem i to aż do śmierci? czemu

- pod przysięgą? czemu — bez wytchnienia? Mente caplus?!...

Tajne Tworki?!

 

Po co takie „coś" ma się pętać po Polsce i to po — nowej,

odrodzonej?

 

Jeżeli już ktoś koniecznie chce robić z siebie wariata, to

czyż nie starczą mu normalne Tworki? normalny Instytut Hi-

gieny Psychicznej?

 

W wieku XVIII, wieku „oświecenia, spotykamy gatunek

masonów, co mówią na siebie „mopsy" i „mopsice" 34 ). Szkoda,

ze ich wtedy hycle nie wyłapali!

 

 

33) Dobraczyński Jan: ,, Skąpiec Boży'*, Niepokalanów 1946, sir. 28, 29,

 

34) Levi Epiphas: ..Histoire de la Magie", Paris 1922, str. 460,

 

43

 

 

 

W tymże wieku XVIII, owi „oświeceni", elita Łuropy: mo-

psy i mopsice - całują psa w pośladek. Obrzędowo. Takie ma-

ją... uroczystości 35 ).

 

W wieku XX pewne gatunki masonów chcą rządzić świa-

tem. A w Polsce po drugiej wojnie światowej radzi by kiedyś

zdobyć rządy. Ale zamiast Polski do rządzenia dać naszym

masonom pośladek psa! Swój do swego. Niech się ustawią spo-

łem i wszyscy go całuski rok obcalowują, a potem to bractwo

sztucznych mopsów wyszczuć z granic Rzeczypospolitej praw-

dziwymi psami! Z laureatem Nobla lekarzem Carrelem zapytuje-

my higienistów: „Dlaczego izolują ludzi dotkniętych chorobami

zakaźnymi, a nie izolują tych, którzy przenoszą na innych swe

choroby umysłowe i moralne?" (str. 237).

 

Psychopaci... A każdy psychopata twierdzi, że on jeden

jest mądry. I każdy płciowy reformator myśli, że on jest prorok

nad proroki, natomiast, że Kościół jest zacofany, bo jest... za ma-

ło płciowy. I każdy mason wierzy, że on powinien rządzić państ-

wem, bo kto jest niemasonem, to zdaniem masona jest profanem,

laikiem, osłem. Ale kto powiedział, że Państwem Polskim mają

rządzić ci, co siedzą... w Tajnych Tworkach: w lożach masoń-

skich? co świadomie... zgłupieli? Daleko zdrowiej w razie czego

było by zamiast nich wypuścić prawdziwie umysłowo chorych?

Przynajmniej ci dawaliby gwarancję, że to wariaci prawdziwi,

a nie sztuczni.

 

Higieny!

 

 

WYSTAWA MUSI BYĆ

 

Rodziny wymierające w jednych państwach stanowią te-

raz większość, w drugich zaczynają ją stanowić. Zakażone rodzi-

ny nadają dziś ton życiu. Nowoczesna kultura, to kultura neo-

maltuzjan: narodów wymierających. W tym klimacie „reforma-

torzy" obyczajów czują się jak u siebie w domu, a ich „refor-

my" - w tym tylko klimacie mogą być brane za postęp. Dzięki

temu w jednych państwach już od szeregu lat rządzi wymierają-

ca większość, a w innych — zaczyna rządzić. Wymierającą więk-

szość reformują nadal bez wytchnienia reformatorzy obycza-

jów. Chodzi reformatorom o to, by wymierająca większość me

zorientowała się, co się z nią dzieje. By nadal była ogłuszana...

propagandą „wyzwolenia", „kultury", „postępu". Klimat ten

jest zabójczy dla zdrowych rodzin. Tym bardziej, że reformatorzy

 

 

35) V/ lożach „dawano wstępującym do wyboru: pocałować w tyłek diabla, wiel-

kiego mistrza, albo mopsa". Levi 460.

 

 

44

 

 

 

narzucają natrętnie swe „reformy" zdrowym rodzinom. Rodziny

te trzeba ratować od potopu. Jakiś korab Noego jest tu koniecz-

  1. Dlatego ze zdrowych rodzin trzeba w gwałtownym tempie

budować żywy świat - wśród wymierającej ludzkości, a w tym

nowym świecie i wśród zdrowych odłamów narodów — rozbu-

dowywać wszystkie dziedziny kultury w zdrowy sposób. Two-

rzyć kulturą nowoczesną i zdrową. Na miejsce kultury nowo-

czesnej wymierających narodów: chorej. Odrębna, zdrowa kul-

tura narodowa - zdrowego odłamu narodu. I takaż kultura —

wszystkich zdrowych narodów. Zdrowa kultura - zdrowej cząści

globu. Wyselekcjonowana. Eugeniczna.

 

Dopiero na tej drodze wypełnimy zadanie lekarskie na-

szych czasów: wyleczymy z obłędu dziewięćdziesiąt procent

małżeństw. Gdy dziś takim małżonkom mówić, by żyli z sobą

zgodnie z naturą, oni pytają dziko: „A gdzie pan masz te zdrowe

rodziny? Wszyscy tak żyją, więc my też i" Innymi słowy, dzie-

więćdziesiąt procent małżeństw chce gdzieś widzieć namacalnie

zdrowy świat.

 

Jest teraz tyle wystaw, gdzieś wiąc musi też być jakaś sta-

ła wystawa zdrowego życia! Mężczyźni jak byki na plażach i na-

gie dziewice na reklamach, to jeszcze nie zdrowy świat. Ludz-

kość jest konkretna jak święty Tomasz, dlatego musi widzieć

dotykalnie - zdrową- część narodu i zdrową część rodzaju ludz-

kiego w pełnej zdrowej kulturze. Wówczas gdy któreś nienatu-

ralne małżeńsiwo jednodzieckowe zapyta: „A gdzie dziś pan

masz te małżeństwa żyjące zgodnie z naturą i tę ich zdrową kul-

turę, ten ich zdrowy świat?", wtedy będzie można państwo

."krobankowiczów wziąć za nos i pokazać im to wszystko. Wów-

czas też tylko poczciwcy o dobrej woli nie dadzą się za nos wo-

dzić reformatorom — przygłupkom, usiłującym wpędzić ludz-

kość do wspólnego Grajdołka, nad którym zawiesili napis: „Nasz

Grajdołek, to Kultura, Postęp, Wyzwolenie".

 

 

GĘSTA DEI

 

Izraelici, najdzielniejszy naród świata, wymierają. Tak wy-

mierają jak kiedyś Rzym: świadomie i z braku dzieci. Naiwna

uszczęśliwiaczka ludzkości — masoneria — galopująco kończy

się: wszak prowadzi wojnę błyskawiczną o świadome wymar-

cie globu.

 

Gdy tedy ludzkość stanęła na zakręcie dziejów, nie widzi-

my narodu, który by chciał odpowiadać za dalszy los narodów.

Bo przecież 100 %' zaludnienia ziemi nie wymrze; wszak' w każ-

dym narodzie są małżeństwa o życiu świadomym i zgodnym

 

 

45

 

 

 

z naturą. Rodziny te ocaleją. One- więc posiądą świat. One będą

po potopie neomaltuzjanizmu kształtowały nową ludzkość. Albo-

wiem dzisiejsze potęgi świata się zachwieją, i zacznie się ustalać

nowa hierarchia narodów według lego, ile które państwo będzie

miało małżeństw świadomie wiernych naturze. Bo prócz konie-

rencyj międzynarodowych odbywają jeszcze konferencje... mąż

i żona. I odpowiednio do tego, cc oni uchwalają, odbywa się

start społeczeństw- do kompletnie innego układu potęg na glo-

bie. Czyż więc ów nowy świat żywy, żywy świadomie — ma

zostać bez przodownika? Ktoś przecież musi zestrajać jego wysił-

ki, zwłaszcza dziś, gdy dopiero zdrowe rodziny zaczną stwarzać

odrębne, własne społeczeństwa, odrębną, własną kulturę i odrę-

bną, własną rodzinę narodów.

 

Przeto nie wynaturzenie, ale wierność naturze, nie posta-

wa rządząca, lecz postawa służebna (Brzozowski) - jest drogą

narodu, co chce kierować ludzkością. Naród taki może zostać

najtęższą społecznością pod słońcem, wszak będzie żył bez kom-

promisu na terenie, na którym dziś jest najtrudniej żyć etycznie:

w małżeństwie,- tym więc łatwiej będzie żyć takiemu narodowi

etycznie - na pozostałych terenach. W tym znaczeniu i naród

polski nosi w tornistrze buławę przodownika narodów. Czas, byś-

my my, Polacy, czuli się odpowiedzialni za losy świata!

 

Czekamy tedy, by zdrowe rodziny polskie zorganizowały

się w żywą część narodu. Czekamy, by z żywych świadomie od-

łamów narodów powstało ognisko narodów o postawie służebnej

względem siebie. Zjednoczenie, ale Zdrowych Narodów!

 

Rasa biała czeka na swój naród służebny. Był czas, gdy

postawę Europy rzeźbiła Francja. Gęsta Dei - per Francos. A dziś

czy sumienie nie woła w nas jak grzmot: gęsta Dei per Polonos?

„Polska natchnieniem narodów?"

 

„A każdy z was w duszy swej ma ziarno przyszłych praw

i miarę przyszłych granic". Adam Mickiewicz.

 

 

46

 

 

 

Część ósma

 

DYKTATURA PANOWANIA

NAD SOBĄ

 

 

 

 

DYKTATURA PANOWANIA NAD SOBĄ

 

 

MUSIMY OSZCZĘDZAĆ NA CHOROBACH

 

Nie można powiedzieć, by wymierająca cząść narodu nie

zwalczała nieobyczajności. Zwalcza. Ale jednocześnie zwalcza

obyczajność. Wyprawia wiąc koziołki i, oczywiście, nazywa sza-

tzony przez siebie bezwstyd - „nową" moralnością, moralnością

„wyzwoloną", „postępową", „nowoczesną".

 

Tak samo wymierająca część ludzkości zwalczała w Lidze

Narodów handel żywym towarem. Ale kto słyszał, by la sama

Liga wprowadzała czystość obyczajów do sportu, do sztuki, do

wojska?

 

Podobnie samobójcza część ludzkości urządza z całą tros-

kliwością narodowe T międzynarodowe kongresy wychowania,

idzie prelegenci aż wyją z żalu nad nędzą „seksualną"

młodzieży.

 

Ale gdyby na przykład żywa część narodu polskiego za-

częła wprowadzać do naszego Państwa tak niewinną i niepoli-

tyczną inwestycję, jak wstyd, wówczas stanęłaby nam w poprzek

wymierająca część naszego narodu i samobójcza część ludzkoś-

  1. Najpierw zaczną perswadować, że to niemodnie się wstydzić.

Że to było dobre w średniowieczu. Że wstyd, to... klerykalizm.

Że taki klerykalizm grozi Rzeczypospolitej. Właśnie taki rwetes

podnosi wymierająca część Francji, gdy żywa część Francji

ośmiela się walczyć z nieobyczajnością 1 ). A co za gwałt pod-

niósłby cały wymierający świat, gdybyśmy zaczęli palić u siebie

książki bezwstydne! Wolno rządom łożyć miliardy na walkę

/. chorobami wenerycznymi, ale nie wolno wprowadzać wstydu.

 

Wymierająca większość walczy również z chorobami

wenerycznymi, ale nic ją nie obchodzi źródło tych chorób:

bezwstyd. Lecz. zobaczmy, ile pieniędzy zaoszczędza naród, gdy

  • ;ię wstydzi.

 

 

i ) Burcau, 45.

 

 

49

 

 

 

W USA wydawano 25 lał temu co roku z powodu chorób

„kawalerskich" :

 

164 miliony dolarów na opłacenie nierządnic,

 

97,5 miliona dolarów wynosiły straly z powodu

obłąkania,

 

51 milionów dolarów pochłaniało leczenie wariatów,

2 miliony kosztowali ślepi,

 

55 milionów kosztowało leczenie wenerycznych.

 

Śmiertelność z powodu syfilisu wynosi tamże w owe lata

co roku, plus minus, 222 ofiary na każde 100 000 ludności, gdy

śmiertelność z powodu osławionej, okrzyczanej, przereklamowa-

nej gruźlicy wynosi jednocześnie tylko 141 ,- wszystkie zaś odmia-

ny tyfusu dają zaledwie 14 ofiar (na każde 100.000 ludności)”).

 

Tak im się opłaca życie „postępowe".

 

A teraz zobaczmy, ile ludności traci naród, gdy się nie

wstydzi.

 

W kulturalnej Szwecji było w tym samym czasie 50%

kobiet (wysportowanych) bezpłodnych z powodu zarażen ; s

się rzeżączką od mężów (wysportowanych). Mężczyźni nie-

żonaci, to 75% ogólnej liczby chorych wenerycznie mężczyzn

(stale plażujących: woda, pov/ielrze, słońce, zdrowie). Kultura

skandynawska 5 ).

 

U naszego najmilejszego sąsiada z Zachodu zarażało się

co roku wenerycznie pół miliona łudzi, leczyło się z tych chorób

milion co roku, a 25% mężczyzn w wielkich miastach, to ludzie

Z kiłą 2 3 4 5 6 ). Obyczaje zreformowane.

 

Wiemy już, co za urodzaj na te choroby jest nad Wisłą.

A przecież planujemy, że ma nas być tylu, ilu jest ludzi u na-

szych sąsiadów. Jesteśmy więc — ludnościowo — narodem na

dorobku. W dodatku i gospodarczo jesteśmy biedakami. Musimy

więc oszczędzać na chorobach. Musimy być zdrowi. Fizycznie

i psychicznie. Bo: „Umysł nie jest tak mocny jak ciało". „Rzecz to

godna uwagi, że same tylko choroby umysłowe są liczniejsze niż

wszystkie inne razem wzięte'"'). Co więcej: „Choroby umysłowe

stają się groźne. Są niebezpieczniejsze od gruźlicy, raka, chorób

serca i nerek, a nawet od tyfusu, ospy i cholery... niszczą onę

coraz bardziej rasy białe... Częstość chorób umysłowych wska-

zuje na wadę bardzo poważną cywilizacji współczesnej" 1 ). Ro-

zumiemy: wymierająca część ludzkości nie jest zdrowa umysło-

 

 

2) „Memoriał Min. Zdrowia", 9, 21

 

3) „Memoriał Min. Zdrowia", 33.

 

4) Grotjahn, 121.

 

5) Carreł, 129.

 

6) Carreł, 130. 131.

 

 

50

 

 

 

  1. Wśród łych ludzi, być może, iż niezadługo syphilis będzie

uleczalny na poczekaniu (a la fourchetle), natomiast choroby

umysłowe będą kwitły jak te drzewa na wiosnę. Bo nic nie trąci

tak chorobą umysłową, jak strach... przed dziećmi. Dzieciowstręt.

Specjalny rodzaj wścieklizny, na którą dziś wymiera większość

elitarnych narodów jak na zamówienie. Choroba „Anglosasów".

I „Skandynawów".

 

Cała rzecz w tym, by zdrowa psychicznie część narodu nie

zarażała się od klinicznych. Minimalny program uzdrowienia

narodu, to izolacja. Już widać tu i ówdzie przebłyski tego, nawet

wśród Anglosasów. W latach trzydziestych stało się, co następu-

je: „Agencja prasowa ATE z dn. 18. VI. doniosła z Londynu, że

generalny sekretarz konferencji gospodarczej Avenol dał do zro-

zumienia szefom poszczególnych delegacji na konferencję gos-

podarczą, że wszyscy rozwiedzeni i żyjący w separacji członko-

wie zjazdu są proszeni o niekorzystanie z zaproszenia pary kró-

lewskiej na Garden Party w zamku Windsor. Krok Avenola tłu-

maczy się ogólnie znaną niechęcią królowej angielskiej do

rozwodów" 7 ).

 

Kto mógł się o to gniewać? — Tylko brudas.

 

Kto wie... Kto wie, czy Anglosasi i Skandynawowie nie

podniosą się najwcześniej z neomaltuzjanizmu.

 

Zdrowi członkowie narodu! Pierwszy wasz obowiązek,

to żyć we własnych gronach: wśród ludzi pochodzących ze

zdrowych rodzin, tworzyć własną zdrową kulturę, żyć własną

zdrową kulturą! Być żywą zdrową Polską! A następnie -•

poprosić wszystkich brudasów i mopsice (psy zamiast sy-

nów)... o niekorzystanie z pobytu w Polsce! Jak na zamku

w Windsor. Poziom. Królowa angielska.

 

„EUGENIKA I INNE NIESZCZĘŚCIA"®)

 

Nie można powiedzieć, by wymierająca część narodu

polskiego nie dążyła też do zdrowej selekcji. Dąży. Ale w spo-

sób zabawny. Gdy z powodu bezwstydu groziło nam po pier-

wszej wojnie światowej- zwyrodnienie fizyczne, zaczęto u nas

myśleć na gwałt o sterylizacji i świadectwach „przedślub-

nych". Ślubnych świadectw wymagano coraz mniej. Wystarczy-

ło „żyć na wiarę". Ale - „przedślubnych" świadectw domagano

się za to tym gorliwiej! Urzędnicy mieli decydować, kto z kim

ma się żenić. Urzędnicy mieli swatać. Jak w chlewiku - świń-

scy dozorcy. „Polska" - miało znaczyć to samo, co stajnia

 

7) Choromański przyłączą, 137.

 

Chesłerton : , .Eugenie and Other EviJis'\ 1922.

 

 

51

 

 

 

zarodowa. „Eugenika"! - wołano - „Eugenika"!: ta nas zbawi!

Nie „Boże, coś Polskę", ale „Eugeniko, coś Polskę". Taki nowy

hymn narodowy. Dla obory. Maluczko, a kolczykowano by

nas dla dobra państwa.

 

„Eugenika" zaczęło znaczyć tyle, co heureka.

 

W oborę zamieniał Hitler swe państwo. Hajda! — w obo-

rę i my. Jak na Zachodzie. Bez zmian.

 

Dnia 3J sierpnia 1935 r. wpłynął do Ministerstwa Opieki

Społecznej „projekt ustawy eugenicznej, który wprowadzał

przymusowe świadectwa przedślubne, sterylizację oraz porad-

nie tzw. „świadomego macierzyństwa "pod niewinną nazwą

„poradni przedślubnych" 9 ).

 

“■ Czego chce eugenika wymierających świadomie na-

rodów?

 

„Zamach na życie pod hasłem udoskonalenia idzie

w czterech kierunkach:

 

1) Na życie poczęte — przez usuwanie' płodu i przerywa-

nie ciąży w odpowiednio urządzonych awortoriach.

 

2) Na życie począć się mające - przez szerzenie praktyk

neomalluzjańskich w poradniach przed - lub poślubnych

i przez propagandę „świadomego macierzyństwa".

 

3) Na możność poczęcia przez sterylizację.

 

4) Na instytucję małżeństwa - przez utrudnianie go

przymusem świadectw przedślubnych" 1 °) .

 

Podać należy, iż „zazwyczaj mówiąc o sterylizacji ma

się na myśli zabieg chirurgiczny. Jednakże badania idą w tym

kierunku, aby otrzymać sterylizację czasową lub trwałą bez

uciekania się do noża, przez zastosowanie odpowiednich

hormonów lub działanie promieni" 11 ). Coś jak zamiast wojny

bombowej — wojna gazowa. Unieszkodliwiania masowe. Bez

noża. Odrzyna się rękę lub nogę humanitarnie. Dodać należy,

że od I. I. 1946 roku wprowadzono u nas przepisy o dostarcza-

niu świadectw lekarskich przedślubnych.

 

— A co eugenika wie?

 

Nic. Groijahn klaruje, że „prawa Mendla umożliwiły

wprawdzie wspaniały rozwój badań nad dziedzicznością, ais

odnośnie praktycznego zastosowania do rodzaju ludzkiego

nauki dziedziczności prowadzą raczej do sceptycyzmu niż do

nadziel, by kiedykolwiek można było wpłynąć na rozród

człowieka w ten sam sposób, jak to się udało u niektórych

 

 

9) 10 ) 11) Dąbrowski Stefan prof. dr: „Eugenika" w pracy zbiorowej „Rodzi-

 

na"), 168. 180, 187.

 

 

52

 

 

 

i ośliń i zwierząt". „Sprawy te są u człowieka tak skompliko-

wane, że dziś, jak i dawniej, najwięcej nadziei pokładać można

w pośrednim wpływie na rozród ludności przez zmianę wa-

runków społecznych, w których on żyje" 12 ).

 

Guchteneere mówi, że „nasza znajomość dziedziczności

chorób nie jest na tyle posunięta, aby wolno było przypisać

lej czy innej grupie cech anormalnych lub chorobowych

dziedziczność nieuchronną, a więc usprawiedliwiającą zasto-

sowanie zabiegów eugenicznych *' 3 ).

 

Vervaeck — jest jeszcze większym sceptykiem 14 ).

 

„Wynika stąd, że rozwój nauki o dziedziczności u ludzi,

zdaniem powyższych autorów, zmierza raczej do tego, aby

coraz bardziej ograniczyć pole doświadczeń eugenicznych" 15 ).

 

— Z jakich założeń wychodzi eugenika?

 

,„Eugenika współczesna wprowadzona jako nauka stoso-

wana do racjonalizacji stosunków rodzinnych i społecznych

budzi podstawowe zastrzeżenia natury moralnej, ponieważ

jest ona dzieckiem pozytywizmu i materializmu łizjologicz-

nego", jest „rodzajem mistyki obiecującej stworzenie dosko-

nałej ludzkości". „Chce ona reglamentować - zdaniem pror.

Jordana — instynkt, wyrachowanie i sumienie, trzy siły, które

regulują wszystko, ^ co dotyczy warunków prokreacji rodzaju

ludzkiego, siły nieraz wzajemnie sobie przciwstawne, które

jednak zespalają się w zgodnym oporze, gdy występuje prze-

ciw nim przymus zewnętrzny" 16 ).

 

„Eugenika współczesna w słusznym zresztą dążeniu do

tego, by zabezpieczyć przyrost pokoleń zdrowych, wychodzi

z założeń materializmu fizjologicznego i obywa się bez pod-

staw moralnych i religijnych w stosunku do zagadnień życia

i przekazywania go" 17 ).

 

„Tendencja eugeniki, która wchodzi w ustawodawstwo

naszych czasów, ogranicza się głównie do negatywnych

poczynań" 18 ).

 

„Doskonały typ człowieka chce eugenika współczesna

wytworzyć jedynie przez udoskonalenie biologicznego podłoża

w drodze eliminowania materiału hodowlanego mniej wartoś-

ciowego" 19 ). „Tymczasem wychowanie człowieka nie może

poprzestać na cechach fizycznych; cechy zaś i talenty moralne

i intelektualne prawie zupełnie uchodzą spod wpływu czyn-

ników czysto planowanego kierowania" 20 ).

 

 

11) Dąbrowski, 85; 15) 177; 14) 178; 15) 174; 18) 175.

 

17) 18) 19) 20) Dąbrowski, 179, 174, 175, 175

 

 

 

Zatem euger.ika bardzo mało wie, niewiele

izalone pretensje.

 

Zupełnie jak stara panna.

 

 

 

 

ZWOLENNICY POPRAWY... ZA 2000 LAT

 

Lecz powiedzmy, że takie z nas tępaki, iż staliśmy się fa-

natykami eugeniki i wyłączamy od małżeństwa oraz wyjało-

wiamy, kogo się tylko da. Wówczas powstanie nowy kłopot.

Jaki zespół cech hodować? Kto lepszy: chorowity Sokrates, czy

gestapowiec zdrowy jak koń? „Kto będzie dla nas w przysz-

łości bardziej pożądany: człowiek rażący swą fizyczną brzydo-

tą (ten typ jest sterylizowany w Rzeszy niemieckiej), czy tchórz

i pochlebca uniżony, ale budowy pięknej? Pijak czy oszust?

Epileptyk, czy handlarz żywym towarem? Kobieta o przewrażli-

wionej psychice, czy ladacznica? Zag ożony ślepotą, czy

zdrajca?-' 1 ).

 

Przypuśćmy, że nie roztrzygniemy tych pytań, tylko

dalej niestrudzenie będziemy wyrzynali, wycinali, wypalali,

promieniami - w ciągu stu lat, dwustu, trzystu. Czy rasa przez

to się poprawi? — Nic podobnego.

 

- Dlaczego?

 

Bo gdybyśmy pozbawiali zdolności do rozrodu nie tylko

jednostki zwyrodniałe, ale nawet wszystkie, co noszą w sobie

utajone cechy szkodliwe, to „według psychiatry angielskiego

  1. Bailey'a dopiero za 2.000 lat doszlibyśmy do usunięcia cał-

kowitego chorób umysłowych pochodzenia dziedzicznego".

 

Ale i wtedy ogólna ilość zdegenerowanych osobników

nie zmniejszyłaby się w wyraźniejszy sposób, gdyż:" 1 ) znaczna

część chorych, zwłaszcza ze sfer zamożniejszych, ukrywałaby

swoje dolegliwości; 2) nie przestałyby działać warunki wpro-

wadzające rozstrój w organizmy ludzkie"--). Otóż jednym z tych

fatalnych warunków byłaby idea świadomego dawania życia.

Co na przykład zrobią eugeniści, gdy wyselekcjonowane przez

nich eugeniczne pary małżeńskie nie zechcą mieć dzieci?

 

Jednak najbardziej kapitalne jest to, że nawet najzdrow-

szy człowiek nie jest pewny, czy nie jest obciążony dziedzicz-

nie: bo nie w każdym człowieku, dzięki szczególnemu zbiegowi

okoliczności, mogą się ujawniać ujemne cechy dziedziczne.

Czasem cechy te przeskakują figlarnie przez jedno, dwa itd.

 

 

21) „Barbarzyńsl wo pseudonaukowe**, artykuł w „Wierze i Życiu", styczeń

1 937, Warszawa,

 

22) „Wiara i Życie", 1937, Warszawa.

 

 

54

 

 

 

pokolenia, by gdzieś niespodzianie dzięki fatalnemu zbiegowi

okoliczności - ujawnić się w całej grozie. A zdarza się i tak, że

właśnie cechy dziedziczne ujemne są warunkiem pojawiania się

talentu, a nawet geniuszu... Czemu? - Ano, bo człowiek, to nie

krowa, ani koń rasowy.

 

Lecz powiedzmy, że przez 200.000 lat nic byśmy tak gorli-

wie nie robili/jak się kastrowali, i że za 200.000 lat rodziłby się

dzięki temu każdy Polak od razu doskonały, przynajmniej

w Warszawie, a w ślad za nami sterylizowałaby się cała ludz-

kość. Naokolusieńko. Jak okiem sięgnąć. Co przyszłoby z tego

.światu? Co by się stało z kulturą, gdyby głównym narzędziem

postępu było kastrowanie? Wszak cała wartość życia, kultura,

możliwość postępu — biorą się stąd, że z niedoskonałych mo-

żemy się stawać doskonalszymi, z chorych - zdrowymi, z głu-

pich - mądrymi: sami, własnym wysiłkiem, a nie — z urodze-

nia, nie z bezwoli, nie za darmo.

 

Idea sterylizacji pochodzi z tej samej postawy wygody,

co złodziejstwo^ nierząd, bandytyzm. Po co pracować: czyż nie

wygodniej kraść? Po co panować nad sobą: czyż nie wygodniej

łajdaczyć się? Po co służyć narodowi: czyż nie wygodniej

zabijać bogatych i żyć z ich dorobku?

 

Po co naród ma wychowywać człowieka? Po co ma po-

prawiać złych? Po co ma wzmacniać słabych? Po co ma w męce

doskonalić się każdy z nas przez samowychowanie? Po co pos-

tęp? Czyż nie lepiej mieć od razu oborę ludzi skończenie dos-

konałych? Kozikiem lekarz wszystko zrobi! ,

 

Gdyby Chrystus chciał zbawić świat metodą sterylizacji,

to wyrżnąłby ludzkość — zamiast umierać za nas na krzyżu.

 

Samobójcza część narodu uważa, iż zasadniczym środkiem

postępu jesi nóż lekarski. Ale do sterylizacji nadają się wyłącz-

nie zwolennicy sterylizacji. SS. SA. SD. NSDAP.

 

Wierzę w człowieka, dlatego nie wierzę w nóż i w jego

wpływ... wychowawczy, nawet — w nóż lekarski.

 

Wierzę w człowieka tak, jak wierzył w niego Chrystus,

nawet wtedy, gdy go ludzie przybijali do krzyża.

 

Wierżę w człowieka, bo wierzę w to, iż sam potrafię

zawsze opanować siebie, choć mi nikt nie będzie do tego po-

magał groźbą noża. A nie mam prawa niczyich możliwości

moralnych stawiać niżej od swoich, gdyż tych ludzi, co nie

panują nad sobą, mam obowiązek podnosić; tak jak mnie pod-

noszą ci, co doskonalej ode mnie władają sobą.

 

Niedola eugeniczna współczesnego świata dowodzi, że

ci, co w społeczeństwach wymierających rządzą kulturą, slra-

 

 

55

 

 

 

ciii wiarę w człowieka. -Neomałtuzjanie mają niesłychanie

pesyrńistyczny stosunek do łudzi: nie wierzą, byśmy mogli

panować nad sobą. Natomiast chrześcijanie wierzą w człowie-

ka-cud. Wiarą w człowieka różni się chrześcijanin od poganina.

Ogromna nędza eugeniczna wymierającej części ludzkości

dowodzi, że nie znalazł się nikt, kto by na olbrzymią, plane-

tarną, skalę rozpoczął z samobójczą częścią narodów — ćwicze-

nia w panowaniu nad sobą: kto by wymierającemu światu

chciał dać tę kulturę. Dopiero z tą kulturą zacznie się rentować

Ziemi to, że był na niej Zbawiciel. Dla .współczesnego świata,

gdzie 95%' ludzi nie panuje nad sobą, Chrystus może co najwy-

żej wisieć ustawicznie na szubienicy, choć jednocześnie będą

papieże, setki tysięcy księży i cztę. ys'a milionów katolików.

 

Medycyna wymierającej części ludzkości — musi uwie-

rzyć w ęzłowieka: musi być katolicką. Inaczej, nie będzie euge-

niczna. Wprowadzanie noża na miejsce kultury panowania nad

sobą jest łobuzerią. Znachor przedpotopowy na każdą chorobę

miał jedno lekarstwo: „zamawiał". Eugenista, lekarz, wymiera-

jącego świata, ma na wszelkie dolegliwości jeden środek: ste-

rylizować. Na mniejsze dolegliwości trzyma w łapie... prezer-

watywę i czapeczkę... pochwową. Wywija tymi środkami przed

oczyma młodzieży- i woła tak, by go słyszała cała kula ziemska:

„Naucz się tym posługiwać!" Zamiast wołać: „Naucz się pano-

wać nad sobą!" Wymierająca część ludzkości ma również me-

dycynę samobójczą.

 

Człowieka trzeba wychować tak, by sam chciał używać

życia zgodni© z dobrem bliźnich. Korzystny rozród, to nie prob-

lem noża konowała. Ani problem... środków przeciw zapłodnie-

niu 23 ), lecz: problem moralny.

 

Im bardziej ja i moja rodzina oraz każda z rodzin pols-

kich - panujemy nad sobą, tym bardziej żyjemy eugenicznie

 

Dopiero gdy katolicy będą panowali nad sobą, zacznie

się opłacać światu to, że Kościół ma 400 milionów wyznawców

Dziś, gdy wchodzimy w epokę świadomego ojcowstwa i ma-

cierzyństwa, katolicy nie panujący nad sobą, stanowią samo-

bójczą część Kościoła, Natomiast tylko ci stanowią w naszych

czasach żywą cześć Kościoła, co panują nad sodą świadomie

dobrowolnie, ofiarnie. Umieją oni wstrzymać się od życia

płciowego poza małżeństwem, umieją i w małżeństwie, gdy

tego wymaga dobro potomstwu. I umieją wstrzymać się od za-

 

23) Grotjahn dopuszcza przerywanie ciąży, sterylizację, poleca , .czapeczki poch-

wowe" dla kobiet, a Jrodki ochronne, antykoncepcyjne dla mężczyzn. Strony 53-67,

219-301. Niesłychanie szkodliwa książka. A jest to polski podręcznik... uniwersytecki.

Książkę wydało... Polskie Towarzystwo Eugeniczne.

 

 

poch-

 

 

56

 

 

 

warcia małżeństwa oraz potrafią zachować celibat aż do czasu

wejścia w związek małżeński lub nawet do zgonu: gdy tego

wymaga dobro potomstwa. Jest to eugenika katolicka. Żywa.

 

W odróżnieniu od eugeniki samobójczej.

 

Zarysowuje się w naszych czasach podział medycyny

na żywą i samobójczą. Widać to po eugenice. W istocie euge-

nika wymaga poświecenia od wielu jednostek. „Eugenika,

jeśli ma być użyteczna, musi być dobrowolna" - stwierdza

Carrel. „Eugenika dobrowolna doprowadziłaby nie tylko dc

wytwarzania jednostek silniejszych, ale i do powstawania ro-

dzin, w których odporność, inteligencja i odwaga dziedziczyłyby

się. Te rodziny stanowiłyby arystokrację, skąd pochodziłyby

orawdopodobnie ludzkie elity"- 4 ).

 

Zatem nie od zarzynania dzieci, nie od onanizmu małżeń-

skiego i nie od kaleczenia ludzi ( sterylizacja) - zależy elila-

ryzm narodu, ale od kultury panowania nad sobą. Nie ma euge-

niki bez kultury panowania nad sobą. Taką eugenikę ma żywa

część narodu, złożona z małżeństw, co prowadzą życie intymne

świadomie zgodnie z naturą' !n ).

 

 

PRĘŻNOŚĆ BIOLOGICZNA

 

Związek panowania nad sobą z kulturą fizyczną — stwier-

dzają wszystkie światłe umysły lekarskie ostatniej doby.

 

Znakomity lekarz radziecki profesor doktor Bruk wyjaś-

nia: „Człowiek 18-letni jest uważany za dojrzałego do życia

obywatelskiego, otrzymuje prawo obywatelskie" i tak dalej.

„Ale czy oznacza to, że człowiek, który ukończył 18 lat, rzeczy-

wiście dojrzał do życia płciowego? Nie! I 18-letni chłopiec,

czy dziewczyna, nie dojrzeli jeszcze do życia płciowego. Do

iK-go roku życia proces rozwoju szkieletu, muskulatury, mózgu,

nie dobiegł jeszcze kresu fizycznego rozwoju, który kończy się

dopiero około 24 roku życia, ten wiek należy uważać za okres

rozkwitu organizmu, za jego najlepsze lata"... „Dowiedziono, że

wstrzemięźliwość płciowa przynosi nie szkodę, lecz pożytek,

ńóki organizm dojrzewa, sprzyja ona jego rozwojowi. Człowiek

powstrzymujący się od przedwczesnych stosunków płciowych

rozwija się lepiej zarówno pod względem fizycznym, jak umys-

 

 

24 ) Carrel, 155 .

 

25) Gdy na krótko przed ostatnią wojną zwrócono się do przedstawiciela władzy,

by zabronionio sprzedawania prezerwatyw, „czynnik" odpowiedział mniej więcej tak:

..A co pan ma na miejsce prezerwatyw, by uchronić łudzi od chorób wenerycznych?"

Czyli „czynnik" cierpiał nieuleczalnie na niewiarę w możliwości etyczne narodu pol-

Łkietfo, bo chyba nic pytał w ten sposób o szkołę panowania nad sobą dla narodu.

 

 

57

 

 

 

łowym". „Jeżeli dużo fosforu pochłania nasienie, kióre zostaje

wydalone z organizmu, fo mniej fosforu otrzymuje kościec

i mózg. Dlatego młodzieniec nie rozwija się należycie. Najwię-

cej musi nad tym cierpieć mózg i szkielet. Młodzieniec taki

staje się słabowity i ckuderiawy, często występuje u niego roz-

strój nerwowy, częste są wypadki gruźlicy". („W zdarowoj sek-

sualnoj żizni"). Podobnie oświadcza inna sława radziecka fizjo-

log Bechtorew, że: aby rozbudować organizm fizyczny do pełni

możliwego rozwoju, trzeba zachować bezwzględną wstrzemięź-

liwość płciową aż do czasu, nim się osiągnie pełną dojrzałość

fizyczną.

 

Tak głosi dziś nauka ZS3R, gdzie przecież w ciągu tylu lat

wierzono naiwniusieńko i powszechnie (jak dziś w Polsce), że

kto zachowałby czystość obyczajów,... to zachoruje.

 

Nawet maniak Freud na starość zmądrzał. Spostrzegł, że

nie neurozy mogą powstawać z powodu wstrzemięźliwości

płciowej, ale sublimacja popędu, nieprawdopodobnie pożyte-

czna dla rozwoju osobowości człowieka wstrzemięźliwego i dla

spotęgowania jego ofiarnej działalności na rzecz społeczeństwa.

Nawet ideę miłości, centralną ideę chrześcijaństwa, reprezen-

towaną w życiu i „Listach" świętego Pawła — tłumaczy subli-

macją popędu u tegoż apostoła.

 

„Na element etyczny zwraca się dziś coraz więcej uwa-

gi". „Wpływ religii i etyki na zdrowie psychiczne akcentują

uczeni, zwłaszcza neurologowie", zaś lekarz, który ignoruje

.moralne poglądy pacjenta, popełnia wielką zbrodnię"- 1 ’). Tak

było zawsze.

 

„Wstrzemięźliwość jako cnotę niezbędną dla dz elnego

człowieka propaguje już Homer w swoich epopejach". „Kultura

helleńska późniejszych stuleci zaostrza te wskazania aż do zu-

pełnej abstynencji dla uczestników igrzysk. I jeszcze św. Paweł

mówi: „A każdy, który się potyka na placu, od wszystkiego się

powściąga". „Czystość i trzeźwość zetem nawet w owych cza-

sach ogólnego upadku obowiązywała zawodników sportowych

jako reguła higieniczna i gwarancja lepszych wyników".

 

„Dzisiejsza wiedza stoi na lym samym stanowisku, rozsze-

rzając jednak wskazania na całe życie młodzieńca i sp awność

jego nie tylko sportową, lecz i szkolną oraz zawodową. Dlatego

nie może nas zachwycać abstynencja rekordzisty ograniczona

 

 

26) Kozubski. („Podstawy etyki płciowej"), str. 65. Tamże przytacza się następu-

jących autorów: Bichmair G: „Religion und seelische Gesundheit", Wien 1931. A. Pitez:

,.NervÓse und psychische Storungen", Freiburg In B. 1931 C. RabI: „Das Problem der

Wisscnfreiheił", Munchen 1938, C. Reimann: „Realenzyklopedie de Gesammien Heil-

kunde‘% t VIII, str. 45. i inne.

 

 

tęp u-

 

 

58

 

 

 

do okresów treningu, a łamana ziraz po merzu na zwyczajnym

bankiecie. Inaczej czyni harcerz, ślubujący stałą trzeźwość

i czystość w myśli, mowie i uczynkach, w ślad nie tylko zaleceń

nauki, lecz i nakazów Kościoła'' 21 ).

 

Nie można tedy leczyć chorych, starać się o higienę spo-

łeczną i zarazem szerzyć rozwiązłość, jak to czyni masoneria, ale

należy dbać, by społeczeństwo miało jak najwięcej sił biologicz-

nych. A któż ma ich więcej, niż naród nie trwoniący swych sił

rozrodczych w rozpuście, posiadający zarazem wiele młodzieży!

 

Czystość obyczajów, to element rasy boski: uniemożliwia

zwyrodnienia, potęguje zdrowie, gromadzi zapasy żywotne or-

ganizmu, rozpiera go do działania. „Nie należy mniemać, iż

płyn wydzielany przez gruczoły rozrodcze ma przeznaczenie

wyłącznie do wytwarzania potomstwa. Tak nie jest. Jak elektry-

czność może poruszać warsztaty wszelkiego rodzaju, tak i płyn

płynący we krwi może być zużytkowany i dla czynności umys-

łowej, i mięśniowej, i uczucia, wlewając w wyobraźnię, w na-

rzędzia myśli, w serce, w wolę - siłę wielką" 2 *). Kto ma więcej

postawy zdobywczej: 20-letni chłopak, który przy wściekłym

temperamencie potrafił w walce z niedostatkiem wyrobić w so-

bie dzielność, a wrąz z tym zachował dziewictwo, czy 20-letni

opas, co nim dorósł, już się „wyżył"? Dajcie takich 20 milionów

i 20 milionów tamtych, a zobaczymy, kto komu będzie służył po

latach dwudziestu.

 

Czy rasa opasów nie zbliża się do ideału: zdrowe cielę

w zdrowym ciele?

 

Wprawdzie cały naród ciągnie wóz Państwa, ale im na-

ród ma więcej młodzieży i im ta młodzież bardziej obyczajna,

iym naród ciągnie wóz z większą siłą, choćby droga szła nia

wiem jak pod górę. Jednocześnie im więcej młodzieży, tym

mniej strat podczas ciągnienia, gdyż młodzież jest zazwyczaj

najzdrowsza 29 ). O żywotności biologicznej narodu nie tyle

świadczy liczba ludności, ile procentowość młodzieży i poziom

kultury panowania nad sobą. Im ta młodzież mniej zużyta, tym

bardziej jest naładowana biologicznie. Gdy w roku 1918 pows-

tała Polska, dwie trzecie naszego narodu stanowili ludzie do łat

trzydziestu. Gdy w roku 1945 odzyskaliśmy znów państwowość,

byliśmy narodem zgrzybiałym w stosunku do tamtych Polaków,

co po raz pierwszy oglądali wolną Polskę. W tamtych więc la-

 

 

27) Piasecki Eugeniusz, 230-241.

 

28) Dr Kozerski, 237, 267 (w ..Księdze pamiątkowej zjazdu katolickiego w War-

szawie w roku 1926” ).

 

29) Porównanie z wozem wzięte od Turbaka, w numerze 1*2, str. 56, 57.

 

 

59

 

 

 

lach entuzjazm tworzenia państwowości miał bez porównania

więcej podkładu biologicznego niż ofce:nie. Młodość i grzyb.

 

Wielki procent zdrowej młodzieży, to druga korzyść, jaką

ma naród z panowania nad sobą. A co komu z tego, gdy wóz

narodu pchany jest przez zastępy najbardziej długowiecznych

dziadów, parasolkarzy, neurasteników i gdy pomagają im hi-

pochondryczne mamy oraz wiecznie przeziębione, przeczulone

mami-synki? Co z tego, że wychowani są synkowie fizycznie,

kiedy zarazem są wychowani w panicznym strachu... przed

wysiłkiem!

 

Czy wiele wtedy pomoże, że te dziady, to sama jarosze?

że szczerzą zęby aż do śmierci (a la Shaw)? że aż do lal stu gry-

wają w golfa, a babki w kusych kieckach — do lat 99 w tenisa?

i że ich synkom dzień i noc — przybywa na wadze i na strachu

przed nowymi... Hitlerami? Która z tych grup tworzy historię,

a która histerię?

 

 

TEOLOGIA... NA PERŁOWO

 

Ale powie nam ktoś: cnota czystości nie jest wcale w ży-

ciu najważniejsza. Robienie z niej takiego huczku, to przesada.

Pan Jezus nie potępił Magdaleny, tylko faryzeuszów.

 

Owszem, są ludy, co całe życie nie myją się a żyją. Brud

zeskrobują z siebie łyżkami. I są ludy, co jedzą własne robaczki.

Pan Jezus ich też nie potępia.

 

— Przecież czystość, to cnota drugorzędna!

 

Nawet — dziesięciorzędna, dla tego, kto ją stracił.

 

- Jednak nawet katolicka teologia moralna nie twierdzi,

że nieobyczajność jest największym grzechem! 30 )

 

W naszych czasach nieobyczajność jest połączona zazwy-

czaj ze świadomym unikaniem zapłodnienia, a gdy mimo to

dojdzie do zapłodnienia, to dziecko zabijane jest bez litości

jeszcze przed urodzeniem. Nieobyczajność tedy, środki przeciw

zapłodnieniu i morderstwo lo: obecnie spółka. Teraz nie ma sa-

mej rozpusty: Kto ją uprawia, ten albo jest jednocześnie mor-

dercą i wynaturzeńcem, albo jest zdecydowanym być jednym

i drugim. Dawniej za rozpustę człowiek płacił dzieckiem. Przede

wszystkim kobieta płaciła dzieckiem. Toteż się szanowała.

 

 

30) ,,W teorii etycznej grzech nieczysty, z istoty swej ciężki, zaliczony został do

liczby tak zwanych wad głównych. Nie znaczy to, żeby był złem z możliwych naj-

większym, lecz pociąga za sobą wiele innego zła, burząc w fundamentach osobowość

moralną człowieka. Podrywa w nim mianowicie nastawienie duchowe, osłabia przy-

znanie dane prawdom wiary i moralności, materializuje 1 zdocześnia” Ks. Dr GoliA-

ski, 16

 

 

60

 

 

 

Wśród .narodów neomaltuzjańskich kobieta nie szanuje się, bo

nie płaci dzieckiem za rozwiązłość. Żeby wychować w kobiecie

szacunek dla samej siebie, trzeba usunąć neomaltuzjanizm

i dzieciobójstwo. Inaczej zamiast kobiet będziemy mieli sanie

ścierki dla. mężczyzn,: chociażby każda dziewczyna kończyła

uniwersytet.. Obecnie dziewczę skore do nieobyczajnośęi, to

dziewczę łatwe do zabijania swoich dzieci. Po prostu dawniej

rozpusta, to była tylko rozpusta: to było tylko Szóste Przykaza-

nie. Dziś do rozpusty dochodzi onanizm i zabicie dziecka. Do-

chodzi Piąte Przykazanie. Ten typ rozpusty jest najbardziej no-

woczesny.

 

— Więc naprawdę w Polsce ma być czystość, dzie-

wictwo? : [ ...

 

Pytanie to w języku dzikusów opiewałoby tak: „Więc na-

prawdę nie mamy nadał zeskrobywać z siebie brudu łyżkami?

Więc naprawdę mamy się wyrzec na zawsze... jedzenia włas-

nych wszy? O, zaiste! O zgrozo! Pan Jezus by przecież tego nie

potępił?!"

 

Krótko mówią b: gdy zdrówa część narodu stara się o czy-

stość obyczajów, gorszą. się faryzeusze XX wieku. Nie gorszą

się/ gdy matki wyrzynają. miliony dzieci, gdy lekarze dla celów

higieny okaleczają ludzi-- z nakazu rządu, czyli sterylizują, ale

gorszą się, gdy. żywa część narodu wszczyna ruch, by każdy sam

chciał, żyć .obycząjnie, i to nie dopiero na starość, lecz gdy jest

stuprocentowym mężczyzną i stuprocentową kobietą. Gorszą się

w Polsce, którą w ciągu tylko samego csatniego ćwierćwiecza

nawiedzało dwukrptnie, razem w ciągu 9-ciu lat, tak sprzyjające

chorobom wenerycznym zjawisko, jak front dwu wojen świa-

towych.

 

Dlatego z używaniem Pana Jezusa do obrony łajdactwa

- należy wstrzymać się przynajmniej do czasu, aż ilość chorób

wenerycznych będzie u nas najmniejsza w świecis.

 

„Nie potępiać" jest łatwo. To nic nie kosztuje. „Nie po-'

tępiać" nieusianrtie, bez względu na rezultat, to głupi idealizm.

A głupi idealista jest szkodliwszy od rasowego idio‘y.

 

Popisywać się miłosierdziem Chrystusowym względem

łajdaków można tylko na własny rachunek, ale nie na koszt

zdrowia fizycznego i moralnego żony, dzieci i społeczeństwa.

Tak samo, jak nadstawiać ewangelicznie policzek gdy ktoś wa’i

nas w twarz, zawsze można, gdy. się jest tego amatorem lub dla

idei; ale patrzeć obpjętnie, gdy łobuz, policzkuję porządnego,

człowieka i zachować się tak „w imię Chrystusa" — może tylko

tchórz. Łub bydlę.

 

 

61

 

 

 

Jest postępowanie ewangeliczne i ewangelickie. Jest my-

dło toaletowe i mydło na świerzb. Polsce jest potrzebna teologia,

ale nie „na perłowo".

 

Jawnogrzesznicy Chrystus nie potępił, lecz była to szcze-j

gólna niewiasta: za to, że jej nie potępił, żyła odtąd nieskalanie.*

Tylko pod tym warunkiem można nie potępiać. Gdyby sięjed-;

nak okazało, że nie potępiając postąpiliśmy dziecinnie, należy

leczyć doraźnie, skuteczniej, dotkliwiej. W imię higieny. Bo.

Szóste Przykazanie „jest wspaniałym hymnem na cześć higieny

jednostek i narodów" — uprzedzał profesor doktor Walter, uczo-

ny szwajcarski, jeszcze 40 lat temu. 31 )

 

Niezniszczalną żywotność zachowa nie ten naród, co

będzie się ćwiczył w niepolępianiu niechlujstwa, ale ten, który

będzie najbardziej obyczajny ze wszystkich narodów Ziemi.

 

 

CZYSTOŚĆ, DZIEWICTWO, POTĘCA

 

Naród może trwać tysiącami lat. W tym czasie gromadzi

kapitały rodzimej kultury. Najtrudniej zdobywa kapitał oby-

czajów. Z drugiej zaś strony wyzbywać się tego kapitała jest;

nieprawdopodobnie łatwo. Tak jak... nikogo za to nie potępiać.

Kapitał obyczajów decyduje o samopoczuciu narodu. Owóż od

czasu do czasu przychodzą na naród takie chwile, ża trzeba wy-

magać od ludzi zrywu nadludzkiego. I wtedy wszystko zależy od

tego, za co naród sam siebie uważa: czy posiada gcdność oso-

bistą najwyższej klasy: czy się uważa za dziewicę, czy już nie.

Otóż nic tak nie osłabia poczucia mocy, jak świadomość, że się^

poddaliśmy zmysłom. Nic lak nie. potęguje pewności siebie, jakj

władztwo nad zmysłami. To są źródła kompleksów i niższości,’

i wyższości — u osób, rodzin, warstw i narodów. Tylko dodatko-i

we rygory nakładane sobie dobrowolnie, żeby lepiej służyć

ludziom, czynią z nas arystokratów z ducha. Dają nam ostrogi,

pas rycerski i skrzydła u ramion.

 

Im kto dokładniej stosuje się w dziedzinie Szóstego Przy-

kazania do kodeksu Boga, tym silniej w nim wzrasta godność

osobista. A więc: bezwzględna obyczajność i honor, a tym bar-

dziej honor munduru organizacyjnego, to jedno: . to całość!

Czyli: jeżeli dziś ktoś strzela się w obronie swego honoru,

a wczoraj gonił za kupną dziewką, to i wczoraj, i dziś rycerz..,

jest świnią.

 

 

31) Lucerna, „Monalschrifł fu r chrislliche Sozialreform”, 1906, 734.

 

 

62

 

 

 

Spotęgować poczucie mocy i wartość honoru, to wzmóc*

nić nade wszystko władztwo nad zmysłami: to sprawić, by nor-

mą dla Polaka było — zachować dziewictwo, gdy się nie jest

żonatym, a gdy żonatym - czystość małżeńską.

 

Co roku wchodzi nowy rocznik w życie narodu. Nowi

jak gdyby barbarzyńcy^ 2 ) . Każdy z nich jest tylko człowiekiem.

Im czystszą natrafią ci młodzi atmosferę w obyczajach społe-

czeństwa, tym czyściej spędzą młodość. Tym szybciej dzięki te-

mu dojrzeją do poziomu członków narodu. I tym potężniej dźwi-

gną barami polskimi kulę ziemską. Albowiem nie szkoła wycho-

wuje. Wychowuje klimat obyczajowy, w jakim żyje naród.

Wymierająca większość wytwarza klimat zabójczy wycho-

wawczo.

 

Zarazem im naród ma młodzież obyczajniejszą, tym ma

większe możliwości wychowawcze, bo im młodzi bardziej pa-

nują nad sobą, tym szybciej przyswajają ideały: heroiczny sto-

sunek do życia, cześć dla płci drugiej, rycerskość oraz wiarę

w to, że Polak może spełniać już od młodości nasz narodowy

kodeks: Ewangelię,- że Polak niczego nie musi, ale wszystko mo-

  1. Na młodzieży zachowującej dziewictwo można to wszystko

szczepić z pewnością absolutną.

 

Życie młodzieży, to zaprawa do małżeństwa. Im więcej

ludzi młodych zachowuje dziewictwo, tym więcej zawiera się

małżeństw i w odpowiedniejszym czasie, tym więcej kultury pa-

nowania nad sobą wnoszą małżonkowie do wspólnego życiu,

a więc tym trwalsze są ich małżeństwa, tym przeto skuteczniej

mogą tacy małżonkowie uczyć swe dzieci panowania nad sobą ;

samym zaś małżonkom tym łatwiej zachować wstrzemięźliwość

małżeńską, ilekroć ze względu na zdrowie lub stan materialny —

nie mogą powiększyć liczby członków swej rodziny.

 

Kto opanował sferę życia płciowego jako samotny, czy

jako małżonek, niezależnie od posiadanego temperamentu, ten

zdobył podstawę do pełnej kultury w rządzeniu sobą, nabył

sprawności zarówno do wyrzeczeń, jak i do pracy twórczej; ten

potrafi wychować siebie i drugich oraz umie włączać swoje wła-

sne życie do życia narodu: bo umiejętność współżycia z naro-

dem płynie z tego samego źródła ofiarności co panowanie nad

sobą.

 

Jedynie też dzięki takim rodzicom, co mają wszystkie swa

dzieci, i tylko posiadając młodzież, dla której normą jest zacho-

wanie dziewictwa, możemy mieć stale należytą ilość takich

powołań, które wymagają wyrzeczenia się szczęścia rodzinnego

 

 

32) Pojęcie „młodego barbarzyńcy ' biorę od Le Play‘a.

 

 

63

 

 

 

i całkowicie ofiarnej postawy do wypełniania obowiązków za-

wodu, a więc przede wszystkim — powołań duchownych.

 

Podobnie, żeby móc wyrażać w nauce, technice, , sztuce,

w służbie narodowi oraz we własnym życiu — piękno, mądrość,

heroizm w sposób szczytowo kulturalny, trzeba posiadać, mózg

„uzbrojony w dziewictwo". Mózg taki, to motor u ludzi genial-

nych, u ludzi zaś zwykłych - mózg uzbrojony w bezwzględną

obyczajność jest podstawą nadludzkich sił duchowych.

 

„Fizjologowie stwierd ają dziś jednogłośnie, że n ezużyty

materiał w zakresie płciowym — zostaje wessany i oddaje usłu-

gi pracy mózgu przy wytężonej działalności. Stąd ni.e dziwi

nas fakt, że inexhausla pubertas była tym czynnikiem i źródłem,

z którego płynęły bohaterskie wyczyny, odkrycia, dzieła sztu-

ki'" 13 ). Gigant filozofii św. Tomasz z Akwinu „swoją ' bystrość

umysłu zawdzięczał pokonaniu wszelkich zmysłowych poru-

szeń" 3,1 ). Inexhausta pubertas: niezużyte zasoby seksualne.

Energie atomowe.

 

Cóż jest źródłem dzisiejszego chaosu w filozofii, jak nie

brak odpowiedniego poziomu moralnego w życiu filozofów!

Mędrcy nie panują nad sobą, są tedy zaledwie mędrkami: nie

mogą przeto opanować prawdy. Podstawową dyscypliną do

prac filozoficznych jest najwyższa osobista kultura moralna,

a potem dopiero teoria poznania. Teoria poznania jest bowiem

tylko techniką. Filozofia wymierającej części ludzkości jest sa-

mobójcza, bo postawa wobec życia u współczesnych nam. filo-

zofów jest samobójcza.: noszą okulary wymierającego ś\yi,ata.

Noszą je świadomie. Noszą je przysięgłe, gdy są dzieciobój.cąmi

i neomalfuzjanąmi.

 

Czystość i dziewictwo podniosą kulturę na dalsze wyży-

ny wśród nowych narodów, w nowym świecie, wśród ludzkości

o .świadomym ojcostwie i macierzyństwie, świadomym i zgod-

nym z naiurą.

 

.Czystość i dziewictwo to wartości wojenne. Czyż. nie ten

naród zachowuje najdyskretniej . tajemnice wojskowe, który

jest obyczajny? Czy nie ną nieobyczajności wymierającej . części

narodu żerują agentury obce? Z jakimże zaparem sił moralnych

idzie na front armia, której żołnierze zostawiają w domu. matki,

żony i narzeczone święte? Ile uporu daje im świadomość, za

kogo walczą?

 

A cóż za siły moralne może im przeciwstawić wróg, któ-

rego ogniska rodzinne są... bez wstydu i bez dzieci?

 

33) Muller J.: Die Keuschheilsideen”. . Aschaffenburg 1926, str. 25J. . ^

 

34) Weiss A. M. : „Apologie des Chrisfentums, Freiburg in 5. 1897/ 331 sir.

 

 

64

 

 

 

Dopiero władztwo nad zmysłami poręcza, że osiągnie się

władztwo nad sobą: kulturę panowania nad sobą i władztwo

nad światem: kulturę panowania nad światem — wcale jeszcze

nie rozwiniętą.

 

A właśnie imperializm moralny jest dla nas koniecznością,

bo będąc w liczbie 23 milionów wśród narodów 230-miliono-

wych, musimy równoważyć przewagę ilościową i techniczną

naszych sąsiadów - naszą przewagą w zdrowszej kulturze niz

ich kułlura t w zdrowszej moralności niż ich obyczaje. Tylko

w len sposób możemy być dla jednego sąsiada poważnym so-

jusznikiem, a dla drugiego przeciwnikiem groźnym.

 

Czystość, dziewictwo, potęga! Jakąż pozycję uzyskamy

w stosunku do swych sąsiadów, gdy my wcześniej od nich zos-

taniemy narodem świadomie żywym! Jaką pozycję zdobędzie-

my w świecie, gdy pierwsi na globie staniemy się cali narodem

żywym, i odpowiednio do tego my nierwsi wzniesiemy całe ży-

cie narodu na nowy, nieznany dotąd światu, poziom! Gdy pier-

wsi w dziejach Ziemi wyjdziemy zwycięsko z kryzysu spowodo-

wanego regulacją urodzeń!

 

Hej, co nam się wtedy marzyć będzie!

 

*.

 

WALEREK I MARYLKA

 

Ale spadnijmy 'z Nieba na Ziemię. Owćż na razie każdą

dziedzinę kultury kształtuje u nas wymierająca większość. Ona

też kształtuje wychowanie fizyczne. Dlatego wymierająca więk-

szość z jednej strony popiera zdrowie, a z drugiej to właśnie

„wychowanie" odziera nas żywcem z resztek wstydu. Lekarze

i nauczyciele wychowania fizycznego zazwyczaj tego nie widzą.

 

Takich udoktoryzowanych konowałów i pastuchów prze-

strzegają dziś wysokie autorytety naukowe - zarówno przed

bezwstydem szerzonym... dla zdrowia, jak i przed nagością sze-

rzoną dla „zdrowia" w imię „rauki".

 

Oto słowa profesora wychowania fizycznego na uniwer-

sytecie poznańskim: „...proszę mi darować silne wyrażenia, znów

zaczerpnięte z psychopatologii. Ekshibicjonizmem sportowym

muszę nazwać manię publicznego obnażania się grasującą z co-

raz większą siłą wśród kobiet i dziewcząt oddanych ćwiczeniom

ciała.

 

Zatrata jednej z najcenniejszych cnót niewieścich: po-

czucia wstydu — oto prawdziwa klęska społeczna. Nie wolno

nam oszczędzać żadnych wysiłków dla położenia jej skutecz-

nej tamy.

 

 

65

 

 

 

Ale na podstawie wieloletniego doświadczenia mam obo-

wiązek stwierdzić, że jeżeli odnosimy w tej mierze dość nikłe

wyniki, winą ponosi brak szerszego horyzontu i ograniczenie

wysiłków do terenu ściśle wychowawczego. Przeoczą sią fakt,

że i boisko szkolne i stadion sportowy są tu pod przemożnym

wpływem nudyzmu widowiskowego w dancingach, rewiach,

kinoteatrach.

 

Dopóki girls'y bezkarnie podrażniają instynkty młodzieży

ze sceny czy ekranu, muszą one pozostać wzorem szyku także

sportowego dla tysięcy dziewczątek" 35 ).

 

A teraz uwagi Carrela. Czytajmy! Strony 180, 181, 55, 56.

 

„Zbyt silne światło jest niebezpieczne. Ludzie zawsze

chronili się przed nim instynktownie. A organizm posiada licz-

ne urządzenia, aby się przed nim bronić. Kiedy te ochrony na-

turalne przestają wystarczać, powstają obrażenia siatkówki i skó-

ry, jak również zaburzenia w narządach wewnętrznych i syste-

mie nerwowym. Możliwe, iż światło długo działające przytępia

wrażliwość i inteligencję".

 

„Rasy niższe zamieszkują zazwyczaj okolice, których świa-

tło jest silne, temperatura średnia wysoka. Można by powie-

dzieć, przyzwyczajanie ludzi białych do światła i upału odbywa

się kosztem ich rozwoju nerwowego i umysłowego".

 

„Nie wiemy na przykład dokładnie, jaki jest skutek wysta-

wiania na słońce powierzchni ciała. Toteż do chwili, w której

ten skutek będzie poznany, rasy białe nie powinny na ślepo

przyjmować nudyzmu i przesadnego opalania skóry przez świa-

tło zwykłe, lub promienie ultrafiołkowe".

 

Rasy białe nie przyjmowałyby „na ślepo" nudyzmu i prze-

sadnego opalania, gdyby Walerek nie chodził na plażę z Ma-

rylką... Ale on nie chce się odczepić od niej, a ona od niego

właśnie wtedy, gdy się wybierają na plażę. Chcą się opalać ko-

niecznie społecznie.

 

Gdyby on chodził osobno (z chłopakami), a ona osobno

(z dziewczętami), używaliby słońca w sam raz dla zdrowńa: tyle,

ile wymaga medycyna. A tak, przesadzają, jak na rasą białą.

I choć gęsto się tłumaczą, że to dla zdrowia, każdy rozumie, że

to „pciowość".

 

Plaża to piękna rzecz. I kultura fizyczna to urocza zdobycz

z tego, co świat ostatnio sobie przyswoił. Woda, powietrze, słoń-

  1. Cud.

 

I Marylka - piękna. I Walerek.

 

55) Piasecki Eugeniusz, 238, 239.

 

 

66

 

 

 

Trzeba by więc tak zrobić, żeby używali w sam raz sło-

neczka. Tyle, co dla zdrowia. Dlatego dla świata męskiego mu-

szą być osobne plaże. I dla świata żeńskiego - osobne. Nikt się

wtedy nie będzie nie dopalał lub przepalał. I poprzez taką kultu-

lą używania słońca nie będzie się przeglądała... trupia główka:

znak wymierającego świata.

 

 

SEPARACJE PRZED ŚLUBEM

 

Nigdzie młodzież tak nie rwie się ku sobie, jak w społe-

czeństwie, które świadomie wymiera. Marylka wprost chodzi

w oparciu o Walerka. Walerek za rękę ją trzyma i w wodzie,

i na lądzie. Marylce już mało obok niego się przechadzać, rada

by mu łazić na szyi. Jak wesz. Taka społeczność. Taka wspólnota,

,,pci". Plaża. Wszędzie plaża.

 

I dziwna rzecz. Gdy się pobierze taka wieszająca się so-

bie para, taka... słoneczna, to już po roku małżonkowie śmier el-

nie się nienawidzą. Psy na sobie wieszają. I rozchodzą się na

cztery wiatry.

 

Wspólna plaża dzieli. I im bardziej na upalnej plaży chcą

być razem, tym goręcej potem w małżeństwie chcą rozwodu.

 

Separować na plażach! Jeżeli sami nie chcą, to separować

batami! Na goło. Dla zdrowia, Im więcej separacji na plażach,

tym mniej separacji w konsystorzach.

 

- Czemu?

 

Bo więź między ludźmi pochodzi z wzajemnego szacunku.

A szacunek do ludzi wyrasta z poczucia dystansu. Ogromnie zaś

poczuciu dystansu sprzyja strój, nie zaś brak stroju. Który mo-

narcha siadał na tronie... nago? W małżeństwie mimo zbliżenia

płci - sprzyja poczuciu dystansu niezliczona ilość przeci-

wieństw między mężem a żoną. Bez szacunku nie ma więzi, nia

ma wspólnoty — kobiety z mężczyzną, jest tylko zbliżenie płci:

jest plaża. A to łączy tylko w wcdzie i na piasku. Trochę zaś da-

lej zamula stosunki między ludźmi, zalewa, zatapia.

 

Strój, to wielkie zagadnienie nie tylko moralne, a tym

bardziej nie wyłącznie higieniczne. Tym ci więcej strój, to nie

sprawa samego krawca, albo samej mody. Bez stroju rasa biała

nie byłaby tym, czym jest. Tak jak bez munduru nie było by

armii. Dlatego z tym brakiem stroju trzeba bardzo umiejętnie się

obchodzić. Strój tak narósł na nas jak cywilizacja, toteż ogała-

cać się ze stroju, a czynić to prymitywnie, po chamsku, lubież-

nie czyli bez wstydu: to jest to samo, co zdzierać z siebie wraz

ze skórą kulturę tysięcy lat.

 

 

67

 

 

 

Higiena skóry, woda, powietrze, słońce - nie są wszyst-

kim. „Czemuż to higieniści postępują tak, jak gdyby człowiek

był istotą narażoną jedynie na choroby zakaźne, gdy tymczasem

zagrażają mu w sposób równie niebezpieczny choroby nerwowe

i umysłowe oraz słabość ducha?" (Carrel, 196).

 

Wymierająca większość narodu, to samobójcy-, wszak

świadomie wymierają. Nic więc dziwnego, że stworzyli kulturę

fizyczną, za pomocą której upowszechniają zjawisko patologicz-

ne: ekshibicjonizm. Tędy widać oczodoły... trupiej główki...

w wychowaniu fizycznym.

 

— Co robić z Walerkiem i Marylką?

 

„Zamiast wychowywać atletów, winniśmy wychowywać

ludzi nowoczesnych. A ludzie nowocześni bardziej potrzebują

równowagi nerwowej, inteligencji, odporności na zmęczenie

i energij moralnych niż siły mięśniowej" (Carrel). A znów inny

uczony (R. H. Towner) poucza, że „gdzie powstają warunki ko-

rzystne dla powściągu seksualnego przede wszystkim u kobiet

i gdzie warunki te trwają przez kilka generacji, tam wytwarza się

prąd chłodu seksualnego sam przez się niemożliwy u ludów

pierwotnych. Prąd ten idzie zawsze w kierunku monogamii

i dźwiga rasę na stopień wyższy"- 0 ).

 

Walerka i Marylkę trzeba leczyć z ekshibicjonizmu: mu-

szą się stać znów normalnymi ludźmi. Trzeba ich dźwignąć „na

stopień wyższy". Walerek i Marylka muszą się zacząć wstydzić.

 

- Kogo?

 

Siebie. Z powrotem. Z powrotem też trzeba wprowadzić

wstyd do Polski. A wraz z tym wprowadzić - chłód seksualny.

By dźwignąć nas na stopień wyższy.

 

 

KOBIETY CHŁODNE - WARTOŚCIOWSZE

 

Specjaliści od nagiego „wychowania" fizycznego tłuma-

czą jak dzieci: „Naśladujemy starożytnych". Tymczasem u Gre-

ków nie wolno było Greczynce pod karą śmierci brać udziału

w Olimpiadach 37 ). Podobnie nawet w schyłkowym okresie dzie-

jów Rzymu nie wolno było młodym kobietom brać udziału

w igrzyskach i zapasach gimnastycznych 33 ). Natomiast teraz

wszędzie w sporcie widzimy koedukację, a zwłaszcza lam, gdzie

nagość może występować najbardziej jaskrawo.

 

36) Górski Arf. przyłączą, 181.

 

37) Na łym oparł Rydel powieść ,,Pejsidoros i Ferenike". Por. Szczepański Jan

„Kultura klasyczna", Lwów 1931, 121, 133.

 

38) Schitgen (,,On I ły"), 25.

 

 

68

 

 

 

Zresztą od każdego narodu należy brać lo, co jesi lub było

u niego zdrowe. Inne stanowisko zajmują głuptaki.

 

Właśnie starożytni Hellenowie dowodzą, że można być

nawet genialnym narodem i mieć technicznie naj umiejętnie i pro-

wadzone ćwiczenia fizyczne, lecz mimo to wymierać, jeżeli się

jest bez wstydu i ... bez dzieci. Bo to zawsze chodzi w parze.

 

Wychowanie fizyczne nie jest sztuką dla sztuki. Jest po to,

by naród lepiej się rozwijał. A naród nie kształtuje się jako core z

zdrowszy, gdy nade wszystko dąży do zdrowia. Bo zdrowie nie

jest wszystkim. Trzeba dążyć do tego, co najważniejsze, by osią-

gnąć maksymalne możliwości także i w rozwoju fizycznym.

Inaczej, naród zacznie wyrodnieć z powodu... wychowania fizy-

cznego.

 

Na przykład, koedukacja to nie dogmat, bo „różnolitość

jest nieodłączna od cywilizacji będącej w rozwoju. Stan dziki

iest najbardziej jednolity, nawet płciowo. W stanie kultury two-

rzą się coraz większe różnice między mężczyzną a kobietą, inno

cnoty, odmienność psychiczna". „Spartanka otrzymywała męskie

wychowanie, Atenka odmienne, a była matką geniuszów, kiedy

Sparta pozostała duchowo jałowa" - mówi Towner.

 

Gdy Greczynki rdzennej Grecji przestały się wstydzić,

,, geniusz grecki jest ^podtrzymywany przez prowincję zachowują-

cą dłużej etos seksualny kobiet. Arystoteles pochodził zo Sfagi-

rv (wschodnia granica Macedonii), Aleksander Wielki z Mace-

donii, Euklides z Aleksandrii, Archimedes z Syrakuz" (Towner).

 

Grecy włożyli wielki wkład w kulturę fizyczną. Ale ci sami

Grecy byli też w ciągu kilku wieków narodem świadomie

wymierającym. Nie potrafili się wznieść na taki poziom życia

małżeńskiego, gdzie małżeństwo wydaje na świąt rozumną liczbę

dzieci i osiąga to zgodnie z naturą: nie wytworzyli z takich mał-

żeństw narodu. A dopiero taki naród dałby i wychowanie

fizyczne na odpowiednio wyższym pcziomie. Ta kultura fizycz-

na Greków, którą znamy, pochodzi przeważnie z okresu wymiera-

nia Hellady. Dlatego w tej kulturze fizycznej trzeba, tak jak

w każdego rodzaju kulturze wymierających narodów, odróżnić

to, co zdrowe, od tego, co samobójcze. Nie nagość jest zła , alo

nagość połączona z bezwstydem jest zła. Nagość musi się wsty-

dzić. I wiedzieć, gdzie się wstydzić i kogo. Wtedy jest rozumna.

Owóż Grecy nie dali nam w kulturze fizycznej wzorów

rozumnej nagości. Mieli nagość skażoną. „Arystoteles wyrzucał

Spartanom, że wychowują swych młodzieńców w dzikości i że

ich kobiety oddają się rozpuście. Platon i Plutarch widzą w gim-

nazjach, pałacach i stadionach główne źródło pederastii, a wia-

 

 

69

 

 

 

domą jest rzeczą, że Polykrates kazał specjalnie zamknąć hale do

ćwiczeń cielesnych, by w ten sposób zapobiec występkom"- 8 ).

 

Lecz przyjrzyjmy się sprawie szerzej!

 

„Przejście ludzkości ze stanu dzikiego do stanu kultury

objawia się w sposób niezmienny przez uderzające ulepszenie

moralności seksualnej, a cechą 'ego u’epszenia jest — tak dla

mężczyzn jak kobiet — rozwój powściągliwości, a w stosunku

do kobiet samych wzrost chłodu seksualnego. Jest to pierwszy

warunek powstawania organizmu wyższego typu w zakresie

unerwienia, zwłaszcza sprawności mózgu" — mówi Towner.

„Powołuje się on na badania współczesne ginekologów (ame-

rykańskich) i twierdzi na tej podstawie,, że powściągliwość

seksualna u kobiety, lub nawet jej chłód, nie zmniejsza, ani

nie burzy jej zdolności do rodzenia". Nie znamy dotychczas

wszystkich zjawisk towarzyszących powstawaniu nowej cywi-

lizacji, wiemy jednak, że „cywilizacja zaczyna się wtedy, gdy

wzrasta pojemność umysłowa. Ta ostatnia się zjawia jako sku-

tek macierzyństwa narzuconego kobietom chłodnym. Gdy wa-

runki tak się złożą, że macierzyństwo to trwa przez czas dłuższy,

potrzebny do zwiększenia pojemności umysłowej pewnej grupy

ludzi, wtedy podnosi się proces rozwoju kultury. Najkorzystniej-

szą do takiego rozwoju okazała się monogamia ścisła"

(Towner) 40 ).

 

Hm’ Kobiety chlcdne... wartościowsze;

 

 

HISTORIA WSTYDU, CIĄG DALSZY

 

„Rzym starożytny zna trzy formy małżeństwa. wszvstkie

monogamiczne, zgodnie z prawami Numy, a obyczaj czynił je

nierozerwalnym przez szereg wieków (co stwierdza i Ferrero)''.

Najtrudniej było uzyskać rozwód, gdy się zawarło małżeństwo

przez confarreatio Dionysius z Halikarnasu twierdzi nawet, że ten

typ małżeństwa istniał już za czasów Romulusa, a małżeństwo

w ten sposób zawarte było pierwotnie nierozerwalne (Kozub-

ski, 58). Otóż ten typ małżeństwa był zawierany przez warstwę, co

stworzyła imperium rzymskie: przez pafrycjat. Dopiero później

na ten typ małżeństwa przeszli i plebejusze. Tężyzna duchowa

każdej z tych warstw podnosiła się następnie i opadała zależnie

od tego, czy nierozerwalność małżeństwa respektowano w pełni,

czy też czyniono wyjątki. W tym okresie różnice między patry-

 

 

39) Poliłica, 10. VIII, c. IV oraz 1 . II, c. 5 („Aristotelis opera omnia", Parts 1SM.

i.ełthiełleux. Przyłączą Kozubski: „Sporty i tańce w świetle nauki katolickiej". Warsza-

wa 1934, str. 305.

 

40) Przytacza Górski Art., 181.

 

 

70

 

 

 

ojalem a plebsem zarysowują się „głównie w poziomie obycia-

jowym, bo różnice majątkowe między obiema warstwami są

pierwotnie nieznane" 41 ).

 

Rzymianie mieli świątynię wstydu (forum Boarium, obok

świątyni Herkulesa). Przy czym patrycjat wcześniej uprawiał

kult wstydu. Dopiero znacznie później o świątynię wstydu ple-

bejuszowskiego postarał się plebs. „Ten tu cltarz - mówiła fun-

datorka, żona konsula Wolumniusa, do plebejek — poświęcam

Wstydowi plebejuszowskiemu i wzywam was, abyście budziły

wśród matron takie prześciganie się w przedmiocie czystości,

jakie panuje wśród mężczyzn w przedmiocie odwagi"

(Łivius, X, 23).

 

Te i poprzednie dane o roli wstydu i powściągu seksualne-

go dla rozwoju kultury umysłowej, biologicznej i dla cywilizacji

zebrał nie żaden mnich zakapturzony, ale współczesny znako-

mity uczony angielski Towner, a zreferował je dla użytku publi-

czności polskiej jeden z najświatlejszych umysłów naszego na-

rodu Artur Górski w pracy „Niepokój naszego czasu", Warsza-

wa 1938, stron 315.

 

To samo można zebrać o wstydzie — w sztuce.

 

W Egipcie faraonów jeszcze na dwa tyciąclecia przed

upadkiem niepodległości spotykamy skazę w sztuce: nagość'-).

 

Nagość w sztuce, to zawsze zwiastun śmierci epoki. Trupia

główka.

 

Grek „ubierał pierwotnie wszystkich bogów, nim z bie-

giem czasu przerobił ich na ludzi "(Lemke).

 

Tak zwana „Artemis archaiczna" jest ubrana.

 

Rzeźby Partenonu mają tylko mężczyzn nagich 43 ).

 

Afrodyta z Melos (Wenus z Milo), choć częściowo naga,

częściowo jest zakryta: zachowuje wstyd.

 

Jowisz Fidiasza tylko górną część ciała ma odkrytą.

 

Fidiaszowa Palłas-Athene (500-431) jest ubraną. Bogowie

ubrani.

 

Ale w miarę jak Grecy wymierają coraz bardziej świado-

mie, upada coraz bardziej sztuka grecka, i Wenus coraz mniej...

się wstydzi. Kapitolińska - jeszcze trochę, lecz Wenus z Cyreny

jest kompletnie „postępowa". Tak jak i Appollo z Tenei „z list-

kiem" (wiek VI), jak Apollo ze szczytu świątyni Jowisza w Olimpii

(w. V), jak Apollo Sauraktonos (w. IV) i Apollo Belwederski

(w., III).

 

 

41) Towner.

 

42) Breasted J. H.: ,,Geschichie Agypłens", Phajdon, słr, 104, 131, 142, 147, 228; 236.

 

43) LUcken G.: ,,Porłenonsskulpłuren'\ Augsburg-Koln-Wien 1930, słr. 23, 62, 63,

tablice I — 37. Faure Gabriel: „Rom", Paris 1938, słr. 4t.

 

 

71

 

 

 

„Miękkość i nagość zaczynają przeważać Skopas odważył

się już Afrodytę przedstawić całkiem nagą.

 

To samo zrobił Praksyteles, rozmiłowany w przedstawiani

ciał młodych i miękkich.

 

Idealna niegdyś sztuka atiycka dążyła teraz do zbratan a

się z peloponeflką, zawsze bardziej naturalistyczną. Zaczęło się

uganianie za efektem. Dla niego to Lizyp umyślnie zmniejszył

głowę w stosunku do reszty ciała, w czym znalazł licznych naśla«

dowców" 44 ).

 

Od tego czasu fałszowanie postaci ludzkiej nie ustaje

a wraz z tym martwieje głowa w sztuce greckiej. Aczkolwiek,

plastyka grecka już od dawna umiała przedstawiać ciało ludzkie

w spokoju i najgwałtowniejszych ruchach z nieporównanym mis-

trzostwem, to głowa pozostała typowo nieożywioną i mar-

twą".

 

Głowie nie nadawano przewagi nad ciałem, „która tam tyl-

ko powstaje, gdzie sztuka wnika do głębi duszy jej wrażeń i uspo-

sobień. Nawet w ustroju głowy helleńskich posągów, w grec-

kim profilu - wyraźnie ten stosunek występuje. Wielostronny

wyraz ludzkiego ducha bywa tu sprowadzony do jednego usta-

lonego typu. W całej formie oblicza odbija się jeden ogólny

charakter" 45 ).

 

Innymi słowy genialna rzeźba grecka... „glajchszaltowała"

głowę.

 

Wreszcie po upadku niepodległości tylko sztuka rodzajo-

wa jeszcze kwitła wydając dzieła niepospolitej piękności, ale

wyłącznie obrachowane na efekt i często już pomimo całego

mistrzostwa formy grzeszące przeciwko innym warunkom

piękności..."

 

Tak rzeźba grecka... schodziła na psy... efektów i wykom

czania drobiazgów, ślepa zresztą stale na piękno dziecka, na

urok rodziny i na cud heroizmu. Albowiem wyobraźnia twórcy

jest tylko tak płodna, jak wielkim jest życie religijne artysty —

wyjaśnia Kremer. („Podróż do Włoch", tom VI, 296). Jak wielkim

jest życie religijne narodu — mówi obserwacja.

 

Podobnie sztuka renesansu włoskiego dopóty się rozwija-

ła, dopóki się ubierała. Jeszcze Botticelłi...Się wstydzi. 41 ’) A e

wielki Michał Anioł już się nie krępuje, toteż aczkolwiek potęż-

ny, zwiastuje śmierć renesansu. Z Michała Anioła wyrasta barok,

 

 

44 ) Niedziałkowski Karol: „Studia estetyczne”. Warszawa 1901. sir. 187, 188.

 

45) Ltibke („Die griechische Plastik”), przytacza Niedziałkowski 186.

 

46 ) Por. „Narodziny Wenery” oraz „Prawda i zdrada” - w „Phajdon”: „Boili-

celli, fabl. 34 I rys. 86

 

 

72

 

 

 

i na Buonarotiim kończy się epoka 47 ). Schyłkowiec. Nie dostrzegł

w sztuce, greckiej braku rozumnej nagości.

 

Gdy sztuka katolików się nie wstydzi, upada Kościół. Nie

sam mnich Luter, któiy się nie wstydził ożenić z mniszką, położył

Kościół, ale i artyści katolicy, tworzący bez wstydu. Schyłkow-

  1. Oto opinia: „...najnieprzyzwoitszą jest rzeczą, by w miejscu

tak szanownym i zacnym malować tylu nagich, che si disonesia-

menfe mostrano le loro vergogne, i że rzeczy takie właściwe nie

w kaplicy, ale w zajeździe lub łaźni". Tak mówił o Sądzie Ostate-

cznym schyłkowca Michała Anioła - współczesny mu - Bagio

da Casena 18 }.

 

Podobnie iest ze sztuką francuską. Im Francuzi i ich arty-

ści świadomiej wymierają, tym mniej się wstydzą, tym zarazem

spotyka się więcej kokot, życia kawiarnianego, ulicznego, poza-

rodzinnego — w sztuce francuskiej, tym więcej nagości w mo-

dzie kobiecej Paryża.

 

W dawnym wymierającym Rzymie miały kobiety „książki

erotyczne, które je uczyły sztuki kochania". „Na ścianach murów,

pod portykami, w salach ich mieszkań widniały malowidła

ścienne, które je uczyły poglądowo występku" (Lektancjusz).

 

Rozumiemy zwolenników nagości: w wygódkach widzi-

my tylko nagą szluKę.

 

 

PROFESOR NOWORODEK

 

A więc z tą nagością i wstydem sprawa nie jest ani tak po

kapralsku prosta, jak to się klepie o „pasie cnoty" w średniowie-

czu, ani tak po fornalsku prosta, jak to jest teraz: rozebrać się

i ćwiczyć, bo tak jest zdrowo (na razie). Nie należy upraszczać

zagadnienia, bo czyżby dopiero nagus miał być zdrowy?

 

— Ale na razie może być zdrowy?

 

Na razie i zarażenie cholerą jest zdrowe. Objawy cho-

lery występują dopiero po kilku godzinach. Nie chodzi o „na

razie", ale o - w ogóle.

 

- Co oznacza, że Walerek i Marylka się nie wstydzą?

 

To znaczy, że w tej dziedzinie, gdzie się nie wstydzą, nie

panują nad sobą.

 

-- Lecz Walerek i Marylka nie wstydzą się publicznie? .

 

47) Por. Reymond M.: ,, Michel Ange", Paris, 6 edit, str. 13, 17, 29, 49, 52 , 65, 6?,

 

77; 89.

 

48) Niedziałkowski przytacza, 179

 

 

 

O, lo znaczy, że w tej dziedzinie, gdzie się nie wstydzą, ca-

łe środowisko nie panuje nad sobą. Jeżeli bowiem społeczeń-

stwo czegoś się wstydzi, dowodzi to, że starało się ono Dewne

dziedziny opanować i że je opanowało. Mamy tu na myśli oby-

czajność, ale można się wstydzić kraść, kłamać mało zarabiać,

spóźniać się... do małżonki na obiad. Kultura panowania nad

sobą praktykowana powszechnie sprawia, że kto jeszcze

w owych opanowanych przez ogół dziedzinach nie panuje n d

sobą, wstydzi się... niepanowania nad sobą i robi, co może, bv

na tych polach uzyskać jakieś wyniki. I to stanowi słabą stronę

wstydu: nie jest on własny. Noworodek nie przynosi z sobą na

świat wstydu. Tak jak nie przynosi z sobą katedr gotyckich i me-

lodii Szopena. Noworodek wchodzi wprosi w życie i spotyka

w swym dalszym rozwoju łudzi wstydzących się oraz bez-

wstydnych. I zaczyna się wstydzić tam, gdzie się ludzie wstydzą,

i nie wstydzić tam, gdzie się nie wstydzą. Automat.

 

Ale nie na tym koniec. W sytuacjach, gdzie się ludzie

wstydzą, Noworodek zaczyna się starać panować nad sobą. Prze-

łamuje się. Natomiast, gdzie się ludziska nie wstydzą, rośnie so-

bie dziko... Popuszcza pasa. Recydywa saska. Młodzieniec koń-

czy studia, i jest sobie w najlepsze - obyczajowo na poziomie

noworodka. Zostaje profesorem Akademii Wychowania Fizycz-

nego i jest sobie nadal profesorom doktorem Noworodkiem. Im

bardziej Noworodek jest sam, im bardziej jest sam na sam (Wale-

rek i Marylka), tym mniej się musi wstydzić, bo nie ma tam opinii

społeczeństwa. Chyba, że Walerek i Marylka zdążyli się nauczyć

do tego czasu - każde z osobna - panować nad sobą. Dopiero

gdy młodzi pobiorą się, społeczeństwo nic nie mówi na ich sam

na sam, bo małżeństwo, to akademia panowania nad sobą.

 

Noworodek tedy w czepku się rodzi, gdy przychodzi na

świat w społeczeństwie, które się wstydzi robić wszystko , co nie-

moralne: to bowiem skłania dziecko, młodzieńca i człowieka do-

rosłego, by na całej drodze swego rozwoju starał się we wszyst-

kich okazjach panować nad sobą. Ale nawet w tak idealnym

społeczeństwie, które nie istnieje, czekałby każdego, kto chciał-

by zawsze być opanowanym, ogromny mozół: bo rodzimv

się z anarchią popędów. Na jakież więc trudności narażamy każ-

dego przychodzącego dziś na świat chłopca, dziewczę: my lu-

dzie bez wstydu! Podajcie więc młodym rękę, gdy chcą pano-

wać nad sobą. Wstydźcie się wtedy wobec nich wyraźnie cho-

ciaż o tyle, że sami jesteście nierogacizną.

 

- Jednak nagość przytępia wrażliwość seksualną! Nagość

Marylki może przytępić wrażliwość Walerka?

 

„Twierdzenie, jakoby przy wspólnym obcowaniu i upra-

wianiu ćwiczeń cielesnych przytępiała się wrażliwość seksualna,

 

 

74

 

 

 

może mieć pewne usprawiedliwienie, ale są to wypadki spora-

dyczne", „poza tym nakazem etyki chrześcijańskiej nie jest przy-

tępianie, ale opanowanie strony zmysłowej" 19 ). Impotent nie jest

ideałem chrześcijanina, lecz mężczyzna i kobieta: w stu procen*

iuch. Chłop na schwał i baba jak rzepa. Wstyd i płeć. Płeć i krze-

  1. Wstyd i krzepa. Płeć i jej opanowanie. Ole ideał!

 

Naród tedy, co lekkomyś’nie marnotrawi wstydliwość, jak

dziś przez „wychów an'e" fizyczne, pozbywa się siły, która znie-

wala każdego, by przebywając wśród ludzi panował nad sobą,

choćby go to nie wiem ile kosztowało. Albowiem wstydzimy się

raczej dla kogoś, nie dla siebie. A ileż to razy nie leży w naszym

interesie wstydzić się... kraść, kłamać, uwodzić, zabijać?

 

Zawstydzać nas mogą tylko ludzie od nas lepsi, sumienie

 

i Bóg.

 

Gdy s : ę wstydzę, dowodzi to, że coś jeszcze może być ze

mnie, że chcę potęgi: bo wstydzimy się jedynie własnej słabo-

ści... Wstyd, to narodziny olbrzyma.

 

Usuńcie wstyd, a zdezorientujecie człowieka. Usuńcie ze-

wsząd, a zdezorientujec e ludzkość.

 

„Nie przeceniamy znaczenia wstydliwości jako podłoża

  • życia cnotliwego. Nie jest cna ani normą, ani sima w sobie wy-

starczającą ochroną przed upadkiem moralnym" - tak kończył

swój odczyt o fenomenologii wstydliwości do młodzieży uniwer-

syteckiej Warszawy (Auditorium Maximum, rok 1937, dnia 24. XI)

profesor doktor Franciszek Sawicki, ksiądz. lid., Ale wstydliwość

wrodzona i uszlachetniona jest jednak silnym i nieodzownym

czynnikiem" 30 ).

 

Sęk w tym, że ów silny i nieodzowny czynnik, to trudny da

nabycia towar. Narasta on w narodzie wiekami i nieomal ak

ciężko do niego narodowi wrócić, jak byłej pannie wrócić do

dziewictwa.

 

Nie przeceniamy znaczenia wstydu dla panowania nad

sobą, tak jak nie przeceniamy znaczenia nagości dła zdrowia.

Jest zdrowy wstyd i niezdrowy. Jest zdrowa nagość i niezdrowa

Jest rozumny wstyd i rozumna nagość: są to cechy rozumnej kul-

tury fizycznej.

 

 

„MAŁPIZM" - W WYCHOWANIU FIZYCZNYM

 

Sport dopiero raczkuje, „gaworzy". Na razie wgramolił się

na poziom rekordomanii i golizny. Linia najmniejszego oporu.

 

 

4?) Kozubski („Sporty i tańce’*, słr. 35).

 

50) F. Sawicki: „Fenomenologia wstydliwości”. Warszawa 1938, str, 34

 

 

75

 

 

 

Barbaria. Z wysportowanych prymiiywislów-barbarzyńców -

składały się hordy Hitlera. Pierwszą zaprawą do „wychowania"

fizycznego wśród współczesnych nam świadomie wymierają-

cych narodów jest ogałacanie ćwiczącego się ze wstydu 51 ).

 

Wycisnąć na razie z treści wychowania fizycznego można

dwa najbardziej popularne zjawiska: rozebrać się możliwie od

góry - za pępek, od dołu zaś — pod pępek, a potem — „n-ij".

Mniejsza już z tym, czy „naj" - na wodzie, czy na samochodzie,

na lądzie, czy w powietrzu, na samolocie, czy na kiju, lub

„o tyczce".

 

Na goło. I „naj".

 

Lecz przede wszystkim na goto.

 

Gdy zaś chodzi o publiczność, to to, co jest „na goło",

publiczność ogląda zapalczywie zaraz i później — w prasie,

w książce, w filmie,- a o tym, co jest „naj", publika gada.

„Młodzieńcy, których w cztery oczy o to pytałem, wyznawali

powszechnie, że patrząc na takie zawody, nie na wykonywanie

ćwiczeń, ale na ciało kobiece główną zwracali uwagę. Dlatego

biskupi zabraniają surowo takich popisów, a zakaz ten spowo-

dowany został najgroźniejszymi moralnymi niebezpieczeństwa-

mi, jakie ogólnie dały się stwierdzić". „Objawy takiej kultury

ciała stoją w ścisłym związku z teoriami filozoficznymi i świato-

poglądem, który nie tylko z chrześcijańską moralnością, ale

i z zasadami całej chrześcijańskiej wiary stoi w zupełnej sprzecz-

ności" 5 -). Wiemy, wiemy. „Objawy takiej kultury'', to kultura

fizyczna wymierającej większości.

 

Konowały i pastuchy kierowały wychowan em fizycznym.

 

Tak robili wszyscy, więc my też. Małpizm: tak się nazy-

wa system narodowy polskiego wychowania fizycznego —

wbrew wszelkim pozorom. Tak samo, wbrew pozorom, temu

narodowi, który jest nieobyczajny, wszystko się rozłazi, nawet

najbardziej elitarne zespoły, chociażby taki naród miał męż-

czyzn samych atletów. „W Attyce jest wielu złych łudzi, lecz

najgorszymi są atleci" (Eurypides). Nie kwestionuje nikt, że

w legionach Piłsudskiego był kwiat bohaterskiej młodzieży pol-

skiej. Owóż „w wojskach będących w bvłej Kongresówce naj-

wyższą cyfrę zarażonych wykazywały legiony" — podczas pier-

wszej wojny światowej 55 ). Tak wyglądała odporność moralna

kadry przyszłej armii polskiej. Pierwszy września 1939...

 

 

5i) Opowiadano mi, jak przed wojną w znanym i uprzywilejowanym gimnazjum

w Warszawie jeden z uczniów płakał, gdy w gromadzie kazano mu się kąpać całkiem

nago. Pastuchy nie umiały uszanować wrażliwości chłopca.

 

51) Schilgcn („O czystość ml.'*)* 227. 288.

 

53) „Memoriał Min. Zdrowia", 9. Wydawnictwo państwowe z roku 1920.

 

 

76

 

 

 

Co zrobiło nasze wychowanie fizyczne w latach 1921-39,

by młodzież polska umiała zawsze zachować dziewictwo, a żo-

naci czystość małżeńską? Co zrobiło, byśm/ z lst tragedii 1939-45

wyszli z największą ilością zdrowej krwi?

 

Czy uczą w naszej Akademii Wychowania Fizycznego

oraz na wszystkich wyższych studiach i na niższych kursach te-

goż wychowania, ile zdrowia daje armii żołnierz, który się wsty-

dzi, i jak bardzo pustoszy armię żołnierz, nie przynoszący z „cy-

wila" - wstydu? Diabła warta cała „tężyzna", gdy p:>d tym

względem jest się niedojdą.

 

Panowie od zdrowotności narodu upowszechnili bez-

wstyd. Co roku odzierani jesteśmy ze wstydu przez koedukacją

szkół 51 ), koedukację plaż, kąpielisk, koedukację pokazów spor-

towych, ćwiczeń fizycznych; przez pornografię reklam sporto-

wych, kostiumów ćwiczebnych i kostiumów „higienie nych".

Żeby upowszechnić wizerunki tej „tężyzny" i „piękna", utrwala-

ją je pisma i filmy. W jen sposób... ratuje swe zdrowie wymie-

rająca większość.

 

W samej Akademii Wychowania Fizycznego na Bielanach

rok szkolny kończy! się pewnego razu (przed wojną) publiczną

rewią pokazów fizycznych, w których brały udział obie pici

strojne w przyjęte kostiumy ćwiczebne. Czy to system?

 

I cóż na to wszystko nasi wodzireje od kultury i „spece”

od zdrowia? Kto z nich żąda, by na studiach wychowania fizy-

cznego uczono o tym, ile młodzieży daje dz ewictwo, a żonatym

— czystość małżeńska, i co robić w wychowaniu fizycznym, by

te wartości były regułą?

 

Szkoda, że wiedzy o tym, czym jest obyczajność dla zdro-

wia, nie spisano na kartkach, a panów, co pized wojną organi-

zowali wychowanie fizyczne, nie okolczykowano i nie zawieszo-

no każdemu na kółku owych karteczek, żeby je zawsze miab

pod nosem! Przecież i tak byli bez wstydu. Wszystko dla zdro-

wia! Gdy w ten sposób pochodziliby sobie dwa lata, mogliby

nosić oznakę „poz": Państwowa Oznaka Zdrowia (na umyśle).

Dopiero „poz" i „pos" (Państwowa Odznaka Sportowa) razem

coś dają. Kalos 3tai agalhos! Czytaj: zd o wie i zdrowy rozum!

 

 

54) Mamy takie szkoły powszechne koedukacyjne, gdzie wygódki d!a chłopców

i dziewcząt są te same. Drzwi z reguły się nie zamykają, przepierzenia oddzielające po-

szczególne ubikacje są przejrzyste. Ilość przedziałów jest tak mała, że dzieci załatwiają

swe potrzeby publicznie: jedna płeć na oczach drugiej. Szkół koedukacyjnych powsze-

chnych jedno- i dwuklasowych mieliśmy w roku 1939 18 tysięcy na ogólną ilość szkół

powszechnych 27 tysięcy (w r. 1946 18423, „Wiadomości Statystyczne", organ GUS.

 

Czy tak jest wszędzie, a zwłaszcza w jedno i dwuklasówkach ? Bardzo nieliczne-

szkoły posiadają osobne wygódki dla każdej płci, zasłonięte w sposób naturalny (zadrze-

wieniem lub sztuczną ścianą), umieszczone dla każdej płci w różnych stronach budynku

lub podwórza

 

 

77

 

 

 

GŁUPIA WIERZY OD RAZU

 

Możemy mieć kulturę kształcenia ciała o pełnych mazu

wościach rozwoju: wystarczy w tym celu z osiągnięć współczes-

nego sportu i wychowania fizycznego wziąć wszystko, prócz

murzyństwa w stroju i obyczajach.

 

Jak uzgadniać wymogi tężyzny moralnej z wymogami tę-

żyzny fizycznej, winni ustalać ci, co nauczają z katedr uniwersy-

teckich o zdrowiu narodu. I - ojcowie oraz matki. A także orga-

nizacje młodzieży katolickiej, nc i konkretne w tej sprawie wy-

tyczne powinien wydawać stale, w miarę powstawania nowych

form sportu i ćwiczeń fizycznych — nasz Kościół w Polsce.

 

Nie możemy nadal ganić się na rozwydrzenie obyczajów,

szerzone za pomocą... „wychowania” fizycznego. A ponieważ

żaden naród nie uzgodnił w praktyce ćwiczeń fizycznych i spo:-

tu — z etyką zdrową w pełni, my możemy zrobić to pierwsi;

wprowadzić chrześcijaństwo do kultury iizycznej. Stworzyć

zdrowe wychowanie fizyczne,

 

Uzgodnić wstyd z wymogami zdrowia jest łatwo. Wystar-

cza chociażby, gdy chodzi o strój, dać kostiumy, które nie krę-

pują ruchów i zarazem okrywają dostatecznie te części ciała,

które są odrębne dla każdej płci. Owe części ciała winien ko-

stium okrywać nieobciśle, lecz w sposób wolny. Czekamy net

modele. Pole do inwencji!

 

Żadne „fasony", ani „mody" stroju plażowego i sportowe-

go nie mogą być narzucane zdrowej części narodu. Żywa część

narodu musi mieć własną modę stroju sportowego i ćwiczeb-

nego. Może z tego powodu będą mniejsze rekordy, ale za to

zwiększy się zdrowie narodu.- a po to przecież jest wychowani"!

fizyczne. Sport rekordowy czyli olimpijski jest zresztą już dzii

uważany przez naukę za zwyrodniały 5 ”).

 

Krótko: żywa część narodu musi mieć wychowan e fizycz-

ne na wyższym poziomie, niż ten, na jakim go uprawia wymie-

rająca część narodu. Co nam po zdechłym sporcie! Albo jeszcze

wyraźniej: Polska nie może mieć, tak jak dotychczas, wyłącznie

chorego wychowania fizycznego i wyłącznie dla wymierającej

części narodu.

 

Jedną z najpilniejszych kultur jest etyka ćwiczeń cieles-

nych i sportu. Nieomal nic pod tym względem nie mamy, naw.-t

teoretycznie. Jedyna rzecz, gdy chodzi o wskazania moralne, to

kilkanaście stron w dwu pracach jezuity Hardy Schilgena: „On

i ty" oraz „O czystość młodzieży". Ta ilość stron, to nędza...

 

 

55) Piasecki Eug, („Zarys teorii wych, łiz.'', 352, 373 oraz „Wych. iiz,", 235.)

 

 

78

 

 

 

zdrowia w cyfrach. Konieczne jest nie jąkanie sią, ale śmiały

podręcznik katolickiej etyki sportowej: zdrowej etyki.

 

Podręcznik musi pouczać, jaki ma być obyczaj i strój, gdy

tylko jedna płeć bierze udział w sporcie, czy ćwiczeniach; gdy

obie płci biorą udział wspólnie,- gdy jedna płeć bierze udział

a druga tylko patrzy, lub gdy obie się przyglądają.

 

Podręcznik musi wskazać, co ćwiczyć, ęzego nie ćwiczyć,

jaki sport uprawiać, jakiego nie uprawiać: odpowiednio do te-

go, która płeć bierze udział czynny, a która ogranicza się jedynie

do roli widza.

 

Podręcznik winien ustalić, jakich kostiumów wymagają

poszczególne ćwiczenia i sporty; jaki winien być czas i miejsce

ćwiczeń i sportów wtedy, gdy odbywają się one w miejscach

zamkniętych, otwartych, w dni powszednie, w święta. Podręcz-

nik musi rozstrzygać i inne kwestie etyczne oraz dać wizję po-

pisów i olimpiad katolickich. Olimpiad zdrowej części ludzkości.

 

Dzisiejszy sport wymierającego świata rozbija rodzinę

i Kościół. Mamv na myśli sport w dni świąteczne, gdy życie

rodzinne i parafialne powinno być zwarte.

 

Podobnie przepiękny sport wodnv, wycieczkowy, obo-

zowy, wakacyjny: przeradza się we włóczęgostwo hord chło-

pięco-dziewczęcych. Nagich.

 

Sport jest na razie miejski. Ale co będzie, gdy chłopi wy-

biorą się na sport wakacyjny? Na całe lato kajakami? Spływ...

Jak używać powietrza, wody i słońca, to używać! Taki nowy ro-

dzaj hulatyki! Czyż wyłącznie łyczkowie z miast mają mieć ten

przywilej? Co na to ludowcy? proboszczowie wiejscy? uniwer-

sytet w Gaci?

 

Do czasu, aż zdrowa część narodu zorganizuje wszystkie

dziedziny kultury w zdrowy soosób, a więc — dopóki nie bę-

dziemy mieli również zdrowej kultury fizycznej, trzeba stwo-

rzyć pogotowie regulujące doraźnie moralną stronę każdego no-

wego zjawiska w sporcie: sport bowiem zbyt potężnie wpływa

na życie w rodzinie, a zwłaszcza na postawę u młodzieży wobec

drugiej płci, a więc - z kolei wpływa na postępowanie w życiu

narzeczeńskim i małżeńskim tejże młodzieży — zaraz lub w na-

stępne lata. Statut przyszłego „Związku Rodzin Polskich" wini<="

przewidywać , Sekcję do Spraw Ćwiczeń Fizycznych i Sportu"?

Czy w Kościele polskim istnieje „Sekcja Etyczna do Spraw Ćwi-

czeń Fizycznych i Sportu"?

 

Nawet nasza świetna, i skądinąd bohaterska, powieścio-

pisarka katolicka w pięknej książce z życia sportowego,

poleconej przez Ministerstwo Oświaty, a wydanej przez księgar-

nię katolicką, opowiada, jak to bohaterka powieści przejeżdża-

 

 

79

 

 

 

ła w niedzielę kajakiem... koło kościoła. Nie wspomina, czy była

na Mszy. Dlaczego milczy?

 

Nie możemy głupieć od spoiiu. Spori i „wychowanie" fi-

zyczne nie mogą rozbijać tego, co już jest zdrowe w kulturze

narodu, lecz muszą się włączać w całość : drowej kultury. Nic

więcej. To właśnie winien odzwierciedlać oodręcznik etyki spor-

towej. Zawierałby regulamin dla wszystkich, bo na szczęście, już

wszyscy używają słońca i się kąpią, a prócz tego nawet babcie

plażują i niemowlęta się obsmaża, mama się też pęta w domu

w kostiumie kąpielowym wobec gości oraz dorosłych synów,

i towarzystwo . mieszane siada latem do brydża na nagusieńko,

i do kościoła włażą typy modlić się w majteczkach coraz krót-

szych. Księży tylko obowiązują w świątyni szaty liturgiczne na-

wet w gorąc i zakonnice nie zrzucają sukien w upały. Wymiera-

jącej części narodu zanadto ciąży strój i rozum. Strój - latem,

a rozum — we wszystkie pory roku. Wytwarza się specjalna rasa.

 

Aliści ów podręcznik katolicki nie potrzebuje prawić

o umiarze w sporcie, o szkodliwości rekordomanii, o rycerskości

podczas zawodów, ani o tym, żeby wody nie pić będąc zgrza-

nym ilp., bo o tym aż zanadto się rozmazują nawet masoni

99-ego stopnia.

 

Tak samo niech podręcznik nie wymaga więcej wstydu cd

kobiet niż od mężczyzn. Po co dbać wyłącznie o niewiasty i dzie-

wczęta? Równie ważnym jest wstyd chłopców i mężczyzn, a na-

wet ważniejszy. Albowiem kobieta zaczyna się natychmiast

wstydzić, gdy widzi, że tego chce mężczyzna. Kobieta jest diablo

karna.

 

Nawet wtedy, gdy głupi mężczyzna żąda, by kobieta się

nie wstydziła, to jeszcze wtedy mądra długo temu nie wierzy

(głupia wierzy od razu). Dlatego kobiety zawsze później zaczy-

nają się nie wstydzić niż mężczyźni. Ale gdy mężczyźni już na-

prawdę się nie wstydzą, to kobiety zaczynają się nie wstydzić

zawodowo. Żeby koniecznie zaimponować... chłopu. Tyle, że

niewiasta nie jest wtedy sobą. Kobieta wówczas jest sobą, gdy

jest idealna. Wszystko inne w niej, to wpływy. Mężczyzn.

 

 

OGINO-KNAUS... BEZ STRACHU

 

Nie dzieci jednak i nie młodzież korzystają w naszych

czasach najwięcej z panowania nad sobą, ale dorośli, a z doros-

łych - małżonkowie.

 

Na przykład: małżonkowie nie mogą mieć chwilowo dzie-

cka. Bardzo ładnie. Kościół nie ma nic przeciwko temu. Lecz

Kościół wymaga wtedy kultury.

 

 

 

- Jakiej kultui z =

 

Kultury panowania nad sobą: wstrzemięźliwości małżeńs-

kiej. Nawet nie na długo: 8-10 dni w miesiącu.

 

Wiadomo, że dwaj lekarze: Ogino (Japończyk) i Knaus

(Austriak) stwierdzili, że kobieta jest płodna tylko 5 dni w mie-

siącu. W yslarczy tedy, że małżeństwo zachowa wstrzemięźliwość

płciową w ciągu 8 - 10 dni w miesiącu, a prawdopodobnie nie

spowoduje poczęcia 5 "). Sposób ten nazywa się „metodą wstrze-

mięźliwości okresowej Smuldersa"! Są dziś uczeni, co twierdzą,

że metoda Smuldersa „jest tak wiarogodną, jak tylko jakieś fi-

zjologiczne prawo nią być może" (dr Guchfeneere).

 

Kościół toleruje korzystanie przez małżonków z odkrycia

Ogino-Knausa, o ile małżonkowie czynią to z ważnych po-

wodów.

 

— Jednak są żony, utrzymujące, że choć korzystały z od-

krycia Ogino-Knausa, dały początek życiu?

 

Bo taka żona nie wiedziała dokładnie, kiedy są jej „dni

płodne". Gdyż wiedzieć to, nie jest tak łatwo. „Metoda wstrze-

mięźliwości okresowej Smuldersa” jest trudna, ponieważ „dni

płodne" kobiety w każdym miesiącu zależą nie od tej miesiączki,

co była, ale od terminu rozpoczęcia się... najbliższej miesiączki,

a termin ten często ciężko przewidzieć, bo cykle kobiece, ba!

nawet typy cyklów, bywają nader grymaśnej długości. Ale i na

to są- sposoby. Lekarz - specjalista i tu się zorientuje, o ile zada

sobie wpierw trud przestudiowania metody Smuldersa. Trzeba

tedy zapędzić do tych studiów naszych lekarzy, bo dotychczas

uczyć się im nie chce tego! Są wśród nich tacy, co zamiast przyz-

nawać się do nieuctwa, wyśmiewają się z kobiet zgłaszających

się o poradę w sprawie „dni wstrzemięźliwości okresowej" i za-

razem projektują zamiast „niepewnego" Smuldersa... pewną

„skrobankę". Bo zabić dziecko to gruby dochód. Poza tym odu-

czyć musimy naszych lekarzy niechlujnego staroświeckiego do-

radzania nieobyczajności..., dla zdrowia, albowiem zda’ za się,

że tym się trudnią i to dziś, gdy nawet medycyna radziecka do-

radza absolutną wstrzemięźliwość przedmałżeńską. Studiować

Smuldersa musi zdrowy odłam lekarzy polskich jeszcze z tego

powodu, że wkrótce powinna pokryć się Polska mrowiem po-

radni przedmałżeńskich i małżeńskich, jednak nie „poradni

świadomego wymierania ", ale poradni dla żywej części narodu:

poradni katolickich. Owóż w naszych czasach bez znajomości

 

56) „Tc 8 dni wstrzemięźliwości z poprzedzającym wieczorem i następnym ran-

kiem wystarczają zupełnie, by z całą pewnością uniknąć poczęcia’'. Georg J. E.:. „Z taj-

ników pożycia małżeńskiego*’, Kraków, wyd. IV, str. 90-100. Mówimy o 10 dniach dla

większej pewności. Zresztą ci, co przestudiują książkę Georga, dowiedzą się, że dla nie-

których typów cyklów potrzeba nawet więcej niż 10 dni wstrzemięźliwości w miesiącu,

a nawet czasem całych miesięcy.

 

 

91

 

 

 

„teorii O-K" (Ogino-Knausa) i „metody wstrzemięźliwości okre-

sowej Smuldersa" nie ma mowy ani o prowadzeniu takiej po-

radni, ani o lekarzu katolickim.

 

- Ale „metoda wstrzemięźliwości okresowej" nie jest jesz-

cze absolutnie pewna, bo jest oparta na teorii? Co więc robić,

gdy będziemy panowali 8 lub 30, a nawet więcej dni w miesią-

cu, i mimo to poczniemy dziecko?

 

O, wtedy trzeba tym bardziej zapanować.

 

- Nad czym?

 

Nad strachem.

 

Ludzie obecnie wpadają w dziki strach, gdy się dowiadu-

ją, że mimo „prewencji" lub mimo zachowania wstrzemięźliwości

powstało nowe życie. Ludzie się dziś obłędnie boją... niemowląt.

Ten strach jest obecnie najmodniejszy.

 

Czyli: choćby się „Ogino nie udał", a więc gdyby zaszło

poczęcie, to małżonkowie-katolicy pod groźbą grzechu ciężkiego

są obowiązani zgodzić się wydać na świat dziecko i w wypadku,

gdy go mieć „nie mogą", i gdy go się nie spodziewali, itp,

Gotowość przyjęcia dziecka na łono rodziny - musi trwać

nieustająco. Jednak w atmosferze strachu przed dzieckiem

żadne tego rodzaju pogotowie się nie uda. Strach przed dziećmi

jest najgorszym doradcą. Najbardziej wyprowadza z równowagi.

Wystarcy zacząć z kimkolwiek o tym romowę, by rozmówca

wpadł w szał, by krzyczał tym histeryczniej, im ma większego

„stracha" przed dziećmi.

 

Możemy sobie być przeciętni na wszystkich innych tere-

nach, ale życie małżeńskie zgodne z naturą wymaga obecnie

kultury panowania nad sobą w stopniu bohaterskim. 1 Kościół,

i naród muszą postawić kropkę nad i; że małżeństwo, to pano-

wanie nad sobą i wymagać tu bohaterstwa jako normy, tak jak

normą jest heroizm na froncie wojennym i nikt z tego powodu

nie szaleje ze strachu, ani nie szerzy „świadomej" ucieczki

z frontu.

 

 

TREUGA DEI I MAGNA CHARTA

 

Polki muszą ogłosić Treuga Dei w stosunku do własnych

dzieci; żadna nie zabije odtąd dziecka.

 

Na początek trzeba zabronić morderstw od czwartku wie

czora do poniedziałku rana! I w te pędy: od poniedziałku przez

resztę dni w tygodniu! Ogłoszenie zawiesić na Jasnej Górze.

Voium. Tyle tych pielgrzymek. Niechby choć jedna w najważ-

niejszej sprawie dla narodu! Poza tym takież ogłoszenia należy

 

32

 

 

 

umieścić we wszystkich dziennikach i na słupach, a o kobiecie

ciężarnej orzec, że jest to świętość nietykalna. Nie poseł, ale mat-

ka! Matka, to coś więcej niż Sejm i Senat.

 

Taka dekleracja (Magna Charta) zaświeci w oczy damom,

co robić sobie będą dalej w domu poronienia.

 

Dziś takie baby idą do szpitala jak w taniec, a lekarze wa

lą na ich „ratunek" jak w dym. Szarża o Wielką Polskę. „Taki mi

się snuje dramat mocny, szumny, posuwisty, jak polonez gdzieś

z kazamat. Jęk. I szum... Pawiak. Oświęcim. Zakłady położnicze

pod wezwaniem świętych Pańskich. „Kliniki".

 

W każdym szpitalu polskim jest taki dział dzieciobójczy,

taki pawilon dla wymierającej części narodu. Taki... Katyń dla

dzieci polskich. Nazywa się: Oddział Położniczy. Oddział „spła-

wia" codziennie kawałki zamordowanych dzieci do zlewów, lub

na ulice dla psów, gdy się zlew... zatka od zbyt wielkiej ilości

„dziecięcego mięsa"; albo też szpital urządza się ekonomicznie:

pasie świnie szpitalne dziećmi polskimi.

 

Deklaracja zrobi swoje. We Francji w jednym szpitalu le-

karz spostrzegł pewnego razu sforę pań, co się przyszły „rato-

wać". Nie śmiał ich wystrzelać. Bał się wyrzucić. Neurastenik.

Kordian. Ale wziął i tak zrobił: powiedział, że za chwilę przyj-

dzie sędzia śledczy. Wszystkie, co mogły uciekać, uciekły jak

oparzone. A w roku 1943 kazano we Francji rozstrzelać akuszerkę

za zabijanie dzieci. Piękny początek. Magna Charta Dziecka.

Epoka. Kiedyś będą o tym pisały podręczniki szkolne. Jak o pier-

wszej wojnie krzyżowej. Gęsta Dei per Francos...

 

Chodzi o wprowadzenie jednej z idei średniowiecznych

na front, gdzie się morduje obecnie kilka milionów dzieci co

roku.

 

Treuga Dei — na froncie dziecka' Nowe średniowiecze...

Dyktatura panowania nad sobą.

 

Z chwilą gdy w czwartek wieczorem uderzy dzwonek na

Anioł Pański, winno się na klinikach, na szpitalach, na zakładach

położniczych, na mieszkaniach lekarzy, pielęgniarek, akuszerek

i na aptekach zawiesić olbrzymie transparenty przez całą ulicę.

 

„Nie zarzynamy niemowląt od czwartku wieczora do po-

niedziałku rana". „Nie sprzedajemy środków dzieciobójczych"

 

W poniedziałek zaś rano:

 

„Nie zarzynamy od dziś do czwartku wieczora".

 

Wraz z tym na urzędach prokuratorskich zawiesi się

ogromne napisy: „Nie wydajemy wyroków śmierci na maleń-

stwa nienarodzone. Bo dziecko jest zawsze niewinne. Natomiast

uśmiercamy gwałcicieli."

 

 

83

 

 

 

Zarazem irzeba powiesić na tęgiej gałęzi artykuł 233 Pol-

skiego Kodeksu Karnego wraz z jego zwolennikami.

 

Nie zarzynamy dzieci! - winno iść hasło od Sanu do Bał-

tyku.

 

Nie zarzynamy! - winno iść od bieguna do bieguna.

Jednocześnie wiedźmom, co zarzynają dzieci, winno się golić

łby na kolano. Publicznie na placach. Byłby to początek nie-

zarzynania się wśród dorosłych: wojen. Bo cóż z tego, że chwi-

lowo jest pokój, kiedy podczas takiego pokoju zabija się na

globie 6-8.000.000 niemowląt rocznie! Najpierw trzeba wykorze-

nić bandytyzm w stosunku do rodzonych dzieci, aby móc na-

stępnie wykorzenić instynkty bandyckie jednych państw w sto-

sunku do drugich. Walkę o pokój trzeba zaczynać od dziecka.

Dopiero gdy ludzie uszanują życie tak niewinnej i bezbronnej

istoty jak niemowlę w łonie matki, dopiero takie narody uszanu-

ją życie milionów ludzi dorosłych. Tylko wówczas nastanie

pokój.

 

Albo jeszcze gruntowniej zaczynać: od matki! Nowa pe 1

dagogika.

 

Nasampierw były w Niemczech takie matki, co milion

swych dzieci zabijały co roku dla dobra matek, a potem w na-

rodzie tych matek powstało gestapo dla dobra Państwa. Naj-

pierw „skrobanka", a potem wyskrobywanie całych narodów:

Lebensraum. Najpierw lekarz-rzezak, a potem Himmler. Najpierw

„reformy seksualne", a potem człowiek na smalec.

 

- Jednak kobiety anglosaskie zabijają dzieci, a nie ma

tam gestapo?

 

Jest co innego: podobno religia Azteków w dawnym Me-

ksyku wymagała, by na ołtarzu bóstwa stale leżało drgające

jeszcze serce ludzkie. Trudno w to uwierzyć. Owóż obecnie

matki składają na ołtarzu szatana codziennie dziesiątki tysięcy

poprutych ciałek własnych dziatek. Religia wymierającej czę-

ści ludzkości. Humanitaryzm anglosaski. Kultura skandynawska.

Kapłanami tej religii są lekarze, Czart staje przed nimi i straszy:

„Jeżeli nie będziesz zabijał dzieci, umrzesz z głodu!" I nasze „gło-

domory" z tytułami lekarzy i doktorów medycyny znoszą dia-

błu ofiary-dzieci, bo się boją, że... z głodu umrą. A szatan

śmieje się w kułak z oszalałej bandy.

 

Wszystko się lęgnie w sercu matki. W jej stosunku do

dziecka. Zajrzyj do serca matki, a ujrzysz przyszłość świata,

Chiromanto! Matka tworzy piekło lub niebo na ziemi. To jej

specjalność. Dlatego nie możemy pozwolić, by łono Maiki-Pol-

ki było nadal szlachiuzem. Żeby ociekało co roku setkami tysię-

 

 

S4

 

 

 

cy trupków dzieci polskich. Nie można dopuścić, by każdy Po-

lak miał matkę-zbrodniarkę. Trzeba rozbroić ten rozjuszony mi-

łiiaryzm Polek, te krzyżackość babską, ten przewrażliwiony, neu-

rasteniczny, nożowniczy strach matek... przed dziećmi. Należy

przywrócić Polsce równowagą umysłową. Wyskrobać z niej in-

stynkty gestapowskie w stosunku do własnej dziatwy.

 

Amor Dei. Bo kobieta albo jest miłością, albo nie jest

kobietą.

 

 

NAWRACANIE... NA KULTURĘ

 

— Ale jeżeli tata i mama nie chwilowo, ale przez piąć lat

nie mogą mieć dzieci, wzglądnie w ciągu sześciu lat, bądź sze-

ściu i pół? Z ważnych powodów?

 

Zgoda. Wymaga sią wtedy piąć lat kultury, sześć lat kul-

tury, półsiodma roku kultury panowania nad sobą. Do ut des.

Za brak dzieci — płacić wyższą kulturą panowania nad sobą.

 

— A temperament?

 

Właśnie. Chodzi o to, czy niedojda-żona i niedojda-mąż

będą chcieli być na tyle dzielni, by wstrzymać sią od pożycia

w Ciągu „dni płodnych". Im ma sią większy temperament, tym

bardziej można by <5 dzielnym: nie na odwrót. Temperament, jak

cholera, i panowanie nad sobą, jak piorun! A czy taka wstrze-

mięźliwość, to co trudnego dla ludzi dzielnych?

 

— Tak, lecz człowiek ma prawo do szczęścia zawsze?

 

Racja, ale rozkosz jest tym przyjemniejsza, im rzadsza.

Ilość czy jakość?

 

Po co na widok drugiej płci zaraz wierzgać? przestąpy-

waó z nogi na nogę? chrapać i parskać? Że tak w nas wmawia-

ją reformatorzy obyczajów? Właśnie katolik tak nie musi. Lecz

może w sam raz na odwrót. Bo katolik ma to do siebie, że może

używać zawsze rozumu. A za rozumem idzie zawsze kultura.

Dlatego katolik może zawsze mieć rozumną postawą wobec

drugiej płci. Eugeniczną. Katolik niczego nie musi, ale wszystko

może.

 

Bają dziś ludzie aż do nudy o rozkoszach płynących z uży-

cia, lecz nie mówią o rozkoszach, w których dopiero wtedy

uczestniczymy, gdy będąc małżonkami zachowujemy rozumną

wstrzemięźliwość małżeńską.

 

Małżonkowie są wówczas wciągnięci w całkiem nowy

klimat — ostrzejszy, ale zdrowszy, w którym duch przeważa nad

ciałem. Potęguje się w nich wtedy oddanie sią także dusz. Mi-

łość się uzupełnia. Małżonkowie kochają sią odtąd nie poło-

 

85

 

 

 

wiernie, nie samą skórą. Dopiero laka miłość przekształca po-

stawę mężczyzny wobec kobiety - z postawy do kobiety, jako

do przedmiotu chuci, na postawę wobec kobiety, jako do czło-

wieka: przedmiotu czci. Małżeństwo tu dopiero dopełnia się

w najprawdziwszym słowa tego znaczeniu. Aczkolwiek ciała

małżonków są z dnia na dzień starsze, to duchowo wówczas

z dnia na dzień młodnieją, a pożycie ich domowe ma coraz wię-

cej z idealnego okresu ich życia: z narzeczeństwa. Żaden inte-

res już ich nie wiąże, prócz miłości na śmierć i życie. Chcesz

być, Małżonku, jeszcze narzeczonym? Chcesz być, Małżonko,

jeszcze narzeczoną? Tęsknicie do tamtych czasów? Zachowujcie

wstrzemięźliwość.

 

Dzieci powściągliwych małżonków wzrastają w jędrnym,

górnym klimacie rodzinnym, mającym coś ze śniegu i ze słońca.

Kto wie, czy nie jest to atmosfera najszczęśliwsza dla dojrzewa-

nia jednostek elitarnych i dla dojrzewania pełnego szczęścia

w małżeństwie. Wiadomo jedno: dzieci zredzone po dłuższym

okresie wstrzemięźliwości małżeńskiej są „znacznie silniej-

sze" 57 ).

 

Ale kto... ryjem węszy tylko po ziemi, ten nie zobaczy

tych cudów i możliwości ani w obcym, ani we własnym mał-

żeństwie. A właśnie Ryjowaci chrząkają dziś najwięcej „nauko-

wo" o małżeństwie. Socjologowie. Reformaci.

 

- Tak, ale czy „on” zgodzi się na takie piękne życie?

 

Trzeba wychodzić za mąż za człowieka z kulturą. Jak

 

mógł zaprószyć tak śliczną główkę człowiek bez kultury?!

 

— Zakochałam się. .

 

Jak można się zakochać w człowieku bez kultury panowa-

nia nad sobą!

 

— Nnno tak, ale to się już stało...

 

To trzeba go nawrócić!

 

- Na co nawrócić?

 

Nawrócić na kulturę.

 

Zresztą spóźniła się Pani. Narzeczona ma obowiązek nau-

czyć narzeczonego panować nad sobą. Po to jest narzeczoną.

Jeżeli się jej to nie udaje, ma zerwać.

 

- A jaki ma obowiązek narzeczony?

 

Nauczyć narzeczoną panować nad sobą. Po to jest narze-

czonym. Jeżeli mu się to nie udaje, to itd...

 

57 Prcrt. dr Richeł, prozes Tow, Eugenicznego we Francji: „Selaction nołureHe',

3i4, Przytacza Kępińska, 33.

 

86

 

 

 

Tak samo dziś nie można zawierać małżeństwa bez omó-

wienia z narzeczoną sprawy dzielności. Inaczej, dla mężczyzny,

który będzie chciał żyć z żoną jak człowiek, małżeństwo stanie

>ię tragedią. Z tych samych powodów musi te sprawy omówić

narzeczona. Jest to cecha nowoczesnego narzeczeństwa.

 

Żadna erotyka nie jest tak miła, jak narzeczeństwo spę-

dzone w aurze panowania nad sobą. Która para narzeczeńska

nie przeżyła tego, nie była w niebie na ziemi, nie ma o czym

wspominać. Nie zna największej rozkoszy. Nędzarze i nędznice.

Wysiedleni.

 

Człowiek jest najprzyjemniejszy z daleka. Dlatego narze-

czeństwo jest zawsze milsze od małżeństwa. Gdy kiedyś pow-

stanie nowy epikureizm, to... Ale mniejsza z tym: streszczajmy

się. Owóż Polakiem też może być tylko ten z nas, kto panuje

nad sobą. Bo co za Polskę mogą nam zbudować prezerwatywny

tata i mama z czapeczką pochwową?

 

CÓŻ NA TO NIEPODLEGŁOŚCIOWCY?

 

— Siedziałem w obozie koncentracyjnym.

 

Pewnie dążyłeś do tego, żeby Polacy panowali nad sobą?

 

- Nie, ja jestem niepodległościowiec.

 

Naród musi przede wszystkim panować nad sobą. Tylkc

nad takim narodem nie można panować: bo on sam sobą rządzi.

Tylko z państwa można robić „Gubernię", natomiast z narodu

może być zawsze Polska jak się patrzy - nawet w „Gubernii".

Narodu nie można zawojować, gdy panuje... nad sobą.

 

I na odwrót. Może być państwo i może w nim aż buchać

od niepodległości, a jednak, gdy działa tam „fiihrer" za pomocą

gestapo czy NSDAP, dowodzi to, że nie ma tam narodu: że lu-

dzie nie panują tam nad sobą.

 

I vice versa ; jeżeli naród przestaje panować nad sobą,

zmienia się na mierzwę pod Hitlerów i Himmlerów. Totalizm

można zniszczyć tylko przez upowszechnianie kultury panowa-

nia nad sobą. Zamiast tedy: każdy inteligent — doktorat, lepiej:

każdy inteligent - panowanie nad sobą. Bo to dopiero wycho-

wuje do niepodległości, do wolności. Obywatel nie panujący

nad sobą, to tak jak ten, co paraduje w nowym garniturze, a pod

spodem nosi brudną koszulę, rok niepraną. „Brudne koszule".

Nowy hitleryzm. „Heil bezdzielność!"

 

Tak samo „reformatorów obyczajów" zmietliby robotnicy,

gdyby panowali nad sobą. We Francji jest 50.000 szynków z ko-

bietami lekkich obyczajów. Zdobycz robotnicza. Te biedactwa,

 

 

87

 

 

 

' to córki robotników: Ci, co chodzą do tych szynków, to robotni-

cy 58 ). Czyli robotnicy traktują tam córki robotnicze jak ścierki.

Wykorzystać je i rzucić jak padło: czyż to nie typowo kapitali-

styczna postawa wobec kobiety... własnej sfery. Być może, iż

obecnie po zamknięciu we Francji domów rozpusty usunięto 1 też

kobiety z knajp. Ale czy zmieniła się postawa burżujska wo-

bec kobiety? I czy odbył się kiedy we Francji, strajk generalny

pod hasłem: „Żądamy spalenia 50.000 knajp utrzymujących się

z tego, że robotnik traktuje robotnicę jak ścierkę"?

 

- Ale po co o tym wszystkim w książce o kołyskach?

 

Bo dla dziecka trzeba odkażać świat. Musi ono mieć kli-

mat. Kto myśli, że wystarczy zawołać o przyrost ludnościowy,

a natychmiast glob zaroi się od niemowląt, ten jest podobny do

Naiwniaka, który chce uzdrowić Polskę... mitem. A nazywa tak

zorganizowaną hordę - narodem.

 

Droga od społeczeństwa, choćby najbardziej uprzemysło-

wionego, najeżonego samymi fabrykami, hutami, kopalniami:

„oazami wysokiego poziomu produkcyjnego""’ 9 ) ...Niemcy,

Niemcy...; albo droga od społeczeństwa wykwintnie kulturalne-

go, a świadomie wymierającego, w ogóle droga począwszy od

hordy aż do narodu — wiedzie przez kulturę panowania nad so-

bą. Nie upowszechnienie oświaty i środków antykoncepcyj-

nych, ale kultury panowania nad sobą - upowszechni kulturę.

Tak samo nie ma upowszechnienia kultury politycznej bez

upowszechnienia panowania nad sobą. Nie: wolność, równość,

braterstwo; ale: panowanie nad sobą, to wolność! Od tych słów

zacznie się nowa Marsylianka.

 

Znaczenie polityczne panowania nad sobą jest ?ak wiel-

kie, że gdy społeczeństwo, dotąd niewolone, osiąga wysoki

stopień panowania nad sobą, zdobywa tym samym niepodle-

głość bez jednego wystrzału.

 

Związek polityki z panowaniem nad sobą widać w polity-

ce „populacyjnej". Państwo może iu na głowie stawać, i nic nia

zrobi, jeżeli równolegle nie będzie rosło panowanie nad sobą.

Tylko bowiem wtedy małżonkowie -będą mieli rozumną liczbę

dzieci: odpowiednio do potrzeb narodu, a zgodnie z naturą.

W dodatku im kultura panowania nad sobą będzie wyższa, tym

bardziej liczba potomstwa zbliżać się będzie do wysokości dos-

konałej eugenicznie, tym też bardziej ilość powołań ideowych

 

 

58) Bureau, 51.

 

59) „Oazy wysokiego poziomu produkcyjnego, to wyrażenie fana Sfachniuka.

Odrzuca Kościół, uwielbia „oazy wysokiego poziomu produkcyjnego". Zwrot len nic

schodzi mu i ust w książce „Dzieje bez dziejów". Warszawa 1939.

 

 

88

 

 

 

wśród młodzieży będzie rosła. Zarazem życie narodu stawać się

będzie naturalne i moralnie czyste.

 

Dopiero takie społeczeństwo może się kusić o komfort

psychiczny i fizyczny: marzenie niedościgłe medycyny współ-

czesnej 00 ).

 

Jedynie też na tej drodze można dojść do poziomu, gdzie

małżeństwa żyją zgodnie z naturą i mają niewiele dzieci dzięki

wstrzemięźliwości. W ten sposób mogą trwać małe narody, sła-

bo lub wcale nie rosnące w liczbę, a o jędrnej, wysokiej kut-

iurze.

 

 

SKARGA PRZED BYCZKIEM

 

Ale i takie idealnie panujące nad sobą społeczeństwo nie

może zapędzać się za daleko z tą małą liczbą dzieci. Gdyż „na-

wet w umiarkowaniu trzeba być umiarkowanym" <5 '). Chodzi

o to, że gdy liczba ludzi u złego sąsiada będzie rosła, to naród

pokojowy, który owo zjawisko zlekceważy, może zostać znisz-

czonym, chociażby stale zachowywał najwyższą jakość. Musi

więc na wszelki wypadek rosnąć w liczbę.

 

Bez liczby ani rusz.

 

Gdy w dodatku naród pokojowy pragnie nadawać ton

światu, musi być możliwie liczny. Liczne narody pokojowe za-

pewnią pokój światu. I ku temu idzie: bo Kainowie nie chcą

mieć dzieci świadomie. Karnowskie narody wymrą.

 

Podobnie: zasobny w liczbę naród pokojowy musi wywie-

rać możliwie najzdrowszy wpływ na życie świata,- inaczej, zacz-

nie się cofać, ...w liczbie. Albo, albo. Wszędzie ta „liczba".

 

Pocieszał się w roku 1798 Anglik M dihus, że choć z ko-

nieczności można obniżyć stopę życiową cło poziomu Chin, by

wyżywić więcej ludzi, to jednak podobny przewrót jest niewy-

konalny 0 -). Jeżeli jednak Anglicy chcą nadal rządzić 500 mi-

lionami ludzi i to demokratycznie, to muszą planować co naj-

mniej 300 milionów Anglików, a nie 46.

 

A więc panowanie i planowanie. Planowanie i panowa-

nie. A panowanie nad sobą zależy od tego, czy się najpierw

ogląda w człowieku te możliwości, które daje dusza, czy te,

które daje ciało.

 

„Dans le verilable amour, c'esi 1'óme, qui enveloppe le

corps" — mówią Francuzi. Kto ma szlachetne oko, ten, obcując

 

 

«0) Carrel, 232-2*2.

 

#1) Cheałerton.

 

*2) Krzyżanowski, W.

 

 

89

 

 

 

z człowiekiem, wpierw widzi duszą, nim dojrzy ciało - w narze-

czonej, w małżonce, w dziewczęciu, w człowieku. W jawno-

grzesznicy. Tak właśnie spojrzał Chrystus na Magdaleną: i to ją

nawróciło.

 

Przechodzimy w coraz większej liczbie dziedzin — z in-

stynktu na rozum. Z nieświadomości na świadomość. Z rządzo-

nych - na rządzących sobą, na społeczeństwo, które w spra-

wach zasadniczych chce jednego świadomie. Na tym polega

posięp. Dopiero takie społeczeństwo jest narodem. Pozostałe

społeczeństwa też mogą chcieć jednego, ale skłonić je może

do tego tylko bat rządowy.

 

„Byczku, byczku! - mówił z płaczem młody chłop do

rozigranego cielęcia - nie skakałbyś, gdyby cię tak ożenili jak

mnie".

 

Takim chłopkiem, którego „żenią", z kim chcą, jest społe-

czeństwo nie panujące nad sobą: stadne. Człowiek tu może po-

skarżyć się najwyżej cielętom. Ludziom — nie, bo podsłucha

gestapo, i wsadzą malkontenta do obozu dla dobra państwa łub

wysterylizują dla dobra rasy. Wprawdzie w takim społeczeństwie

stadnym dzięki pensjom rodzinnym i propagandzie mogą zdo-

bywać się małżonkowie na więcej niż jedno dziecko, ale żadna

pensja i propaganda nie spowodują tego, by małżonkowie sa-

mi chcieli żyć zgodnie z naturą i by wydawali na świat każde

poczęte przez siebie dziecko. W takich społeczeństwach po-

życie małżonków tylko wtedy mogłoby być zgodne z naturą, je-

żeliby małżonkowie panowali nad sobą. Ale gdy będą pano-

wali, rosnąć w nich będzie świadoma wola żyć etycznie, to zaś

rozwali dotychczasową społeczność stadną kierowaną wyłącz-

nie przez urzędników i społeczność panująca nad sobą zamieni

się w naród: prz ■’ lei się na społeczność nie przez urzędni-

ków „uspołeczni , ną", ale rozwijającą się od strony sumienia —

dobrowolnie-ofiarnie. Zdrowe tedy życie małżeńskie, zdrowe

świadomie, nawet stado przeksz ! ałca w naród.

 

Racjonalizacja każdej dziedziny prowadzi albo do znisz-

czenia działających w niej przyzwyczajeń i instynktów, albo do

uetycznienia tychże przyzwyczajeń oraz instynktów świadomie;

a wraz z tym albo do coraz zupełniejszego uzależnienia ludzi od

urzędników, chociażby do tego czasu społeczeństwo było na-

rodem (ku temu dziś kroczy Anglia); albo do emancypacji

wszelkich dziedzin życia: do narodu, do życia świadomie kon-

struowanego przez ludzi dobrej woli, chociażby społeczeństwo

było dotychczas stadem. Epoka świadomego dawania życia,

w którą dziś wchodzi ludzkość, przyspiesza błyskawicznie pro-

ces krystalizowania się społeczeństw w narody świadomie wolne

 

 

90

 

 

 

oraz z drugiej strony w narody upaństwowione: świadomie

stadne.

 

Tu racjonalizacja zgodna z naturą, tam racjonalizacja

urzędnicza... i wymarcie.

 

Co kto woli?

 

 

JAK W BAJCE

 

Racjonalizacja dosięgła rządzenia państwami. Politycy

spostrzegli nagle, że państwo niekoniecznie musi żyć z dnia na

dzień: że może mieć „płodozmian". Na początek wprowadzono

,, pięciolatki".

 

Do niedawna kpiono z zakonników, że już za młodu myślą

o tym, co się z nimi będzie działo przez całą wieczność, i odpo-

wiednio do tego wybierają powołanie na całe życie, tymczasem

teraz wszyscy chorują na myślenie o przyszłości. Mnożą się prze-

powiednie o końcu świata. Już są powieści o końcu świata. Ko-

niec świata będzie teraz coraz modniejszy.

 

Odkryliśmy nową Amerykę: przyszłość. I to we wszyst-

kich dziedzinach. Wprawdzie i do tego czasu myślano o przysz-

łości, ale samolubnie: każdy człowiek miał jakiś plan na całe

życie, lecz tylko na swoje życie. Natomiast człowiek współczesny

spostrzegł przyszłość społeczeństw. Jest to najbardzej wstrzą-

sające zjawisko w dziejach.

 

Przyszłościowcy mają głos. Ciekawe...

 

Co też wybierzemy? Jaka nasza... przyszłość? Na ile pod-

dawać się będziemy ślepemu fatum? Na jak długo będziemy

planowali: czy ciągle na pięć lat i na... jedno dziecko?

 

W przyszłości nie dadzą się pomyśleć społeczeństwa nie

mające planu na stulecia. A wraz z tym idą czasy upowszechnie-

nia dyscypliny dobrowolnej na miarę... zakonną lub czasy

terrorów koszmarnych. Ciekawe.

 

Kto na jakim terenie będzie miał plan, ten będzie tam rzą-

dził. Bo kto na jakim terenie ma plan, ten rządzi. I im na dłużej

ma plan, tym dłużej rządzi. Strach pomyśleć, co też będzie, gdy

narody będą planowały.

 

Myślenie o przyszłości, to przewrót nad przewroty. Cóż za

ładunek ma ta idea! Właśnie narody świadome tym będą góro-

wały nad społeczeństwami stadnymi, że w narodach każdy czło-

wiek będzie myślał o przyszłości, a w faszystowskich państwach

stadnych, tylko grupka ludzi. Co za bogactwo myśli w pierwszym

 

 

91

 

 

 

wypadku, a co za ubóstwo w drugim! Jeszcze niedawno śmiano

się z zakonników, że lak bardzo dbają o panowanie nad sobą,

a teraz wszyscy będziemy się starali o tę sztukę. Kiedyś tylko

zakonnicy czytali i pisali, rycerze uważali to za... koszmar teolo-

giczny: dziś nie ma rycerza bez tej sztuki, nie ma dziecka nawet.

Postęp polega na tym, że coraz więcej przyjmuje się od zakonów.

Kapitalne.

 

Najlepiej to widać, gdzie liczba spraw, w których wszyscy

muszą chcieć jednego, ogromnie wzrasta, a będzie tym bardziej

wzrastała im bardziej będziemy planowali. To znaczy im mniej

poddawać się będziemy ślepemu fatum.

 

— Na przykład?

 

Na przykład. Wszystkie rzeki wylały: jak w Chinach. Same

trzęsienia ziemi: jak w Japonii. Co robić? Planowanie wymaga

wtedy, żeby zmniejszyć urodzenia do minimum: więc wszystkie

małżeństwa przechodzą na wstrzemięźliwość, a wszystkim mat-

kom, co wydają na świat dzieci poczęte w poprzednim okresie,

wszyscy spieszą z pomocą.

 

— Czemu?

 

Bo wszyscy panują nad sobą. I współpracują. Jak w za-

konach.

 

Albo: na całym świecie nie chcą naszych pieniędzy. Dla-

tego rodacy masowo szukają dolarów. Ale rząd ogłasza, że na-

sza waluta ma stać jak mur. Więc naród wraca do złotówki na

poczekaniu.

 

— Dlaczego?

 

Bo panuje nad sobą. Wyrzeka się z zaparciem osobistych

korzyści. Bierze z radością wspólny krzyż na ramiona. Jak w za-

konach.

 

Albo. Bombardowanie. Połowa wsi i miast zburzona, w Gre-

nadzie zaraza. Wszędzie mikroby i pociski rakietowe. Lecz naród

nie płacze, a walczy jakby nigdy nic.

 

— Czemu?

 

Bo panuje nad sobą. „Cierpienie, być może, jest prowadze-

niem najbardziej treściwego życia" (Alfred de Vigny). Cierpie-

nie: zbawienie.

 

Albo. „Perkaliki! Perkaliki!" — wołają przemysłowcy. „Po-

pierać wyroby krajowe!" — nawołują megafony. Więc natych-

miast wszystkie panie przechodzą na perkaliki, a kto żyw — na

wyroby krajowe. Jak w bajce. Jak w zakonie.

 

— Dlaczego?

 

Bo kraj panuje nad sobą.

 

 

92

 

 

 

Albo. Prowadzimy wojnę, i nie chcemy powiększać chorób

wenerycznych, więc żołnierze zachowują obyczajność, a dziewi-

ce się szanują, tudzież żony oficerów z „oflagów".

 

— Czemu?

 

Bo panują nad sobą. Jak w za...

 

Albo.- Ktoś chce się żenić, a nie ma pieniędzy. Niech pięć

lat poczeka. Nic to narzeczonym nie zaszkodzi. Jeżeli panują nad

sobą.

 

Albo. Wiadomo, że dziś zcentralizować przemysł, to to sa-

mo, co oblec czerwone portki, a na czapce zawiesić lusterko,- gdy

się idzie na front: nieprzyjaciel z daleka zobaczy takiego ryce-

rza, i ustrzeli.. Lecz jak zdecentralizować przemysł wojenny na

każdą chałupę? Wprawdzie tak zdecentralizowany przemysł

zapewnia narodowi maksimum bezpieczeństwa, kultury i higie-

ny, ale też wymaga od. każdego obywatela taki przemysł naj-

wyższej kultury technicznej, gospodarczej i heroicznej współ-

pracy od całej wspólnoty narodowej. Mimo to rząd planuje ta-

ki przemysł, i wszystko mu się udaje.

 

- Dlaczego?

 

Bo zcentrali.zoi.wany przemysł może mieć i horda, ale 'zde-

centralizowany na każdą rodzinę może mieć tylko naród o he-

roicznym panowaniu nad sobą. .Naród: zindywidualizowany do

maksimum i monolit jednocześnie: Jak w zakonach.

 

Albo. Wiadomo, że wielu tych, co chcą mieć więcej

dzieci, musi się zgodzić na uboższy tryb życia, niż ci, co nie

chcą dzieci. Miliony tedy małżeństw obierają ubóstwo. Świado-

mie. Dobrowolnie. Ale zarazem chcą żyć pełnią kultury. Więc

tworzą kulturę ludzi ubogich, wszechstronną kulturę, której do-

tychczas świat nie widział wśród ludzi świeckich. Bo na ubó-

stwo żeśmy dotychczas tylko się godzili, jako na zło konieczne,

ponieważ w gruncie rzeczy każdy z ludzi chciał być milionerem.

Innymi słowy świat miał dotychczas tylko bogaczy: prawdzi-

wych bogaczy łub kandydatów na bogaczy. Natomiast wszech-

stronna kultura i dobrowolne, świadome ubóstwo, to coś zupeł-

nie nowego w życiu rodzin ludzi świeckich. Jak w zakonach.

 

Wolę prostego chłopa, który panuje nad sobą,- ; niż taki

uniwersytet ludowy, który nie uczy tej sztuki. Wolę Sfornegac e,

niż Niesforne. Czy ci, co kończą uniwersytety ludowe i robotni^'

stają nadal w świat chłopski i proletariacki, czy też wyradzają

cze, mają potem w małżeństwie wiele dzieci: a ‘więc czy wra-

 

 

93

 

 

 

się w czeredę wymierającą, jednodzieckowa? W Gać Sforna, czy

Niesforną 63 ) ?

 

Właściwie już odbył się koniec świata: tego bezpla-

nowego.

 

Tak jak skończyło się małżeństwo bez planu co do liczby

dzieci.

 

 

63) Autor abstrahuje od tego, jak wychowywano do małieńsiwa w uniwersytecie

w Gaci, gdy* nie

 

 

94

 

 

 

Część dziewiąta

 

 

SUMIENIE MOCARSTWEM

 

 

 

 

SUMIENIE

 

 

MOCARSTWEM

 

 

HEREZJA NAD HEREZJAMI

 

Obecnie, w czasach świadomego ojcostwa i macierzyń-

stwa, nawrócić kogoś na katolicyzm, to nauczyć go panować

nad sobą.

 

Skoro ma Pani męża bez kultury panowania nad sobą, to

znaczy, że dostała Pani powołanie misyjne: nawrócić go do pa-

nowania nad sobą.

 

Jeżeli ma Pan żonę bez kultury panowania nad sobą, to

znaczy, że trzeba ją ćwiczyć w panowaniu nad sobą: jest Pan jej

misjonarzem. Taki los!

 

Do kościoła? ha Mszę? - Owszem: raz na tydzień, lub

raz na dzień, ale kultura panowania nad sobą — sto razy na

dzień i na noc, nieustająco, w domu i na mieście, i na wsi, bez

wytchnienia! Inaczej, runie katolicyzm i Pani, i Pana, i tego jed-

nego, czy dwojga dzieci, które Państwo pragną zbawić.

 

Sprawa wygląda jasno. Dziś prawie każde małżeństwo

ogranicza liczbę dzieci. Ale onanizm małżeński jest grzechem

ciężkim i ci, co za pomocą tego grzechu ograniczają liczbę

swych dzieci, jeżeli nie postanawiają zmienić żvcia, to gdy idą

do spowiedzi, nie dostają rozgrzeszenia. Tym bardziej go nie

otrzymują, gdy zabijają dzieci. Unikają więc kościoła, księdza.

Aż zaczyna im się zdawać, że oni postępują mądrze, lvlko Koś-

ciół nakazuje głupio. A jak tu należeć do głupiego Kościoła!

Wreszcie w godzinę śmierci się kajają. Ale żeby to chociaż

w godzinę śmierci zwołali swe dzieci i powiedzieli: „Nie bądź-

cie neomalluzjanami!". Tacy ludzie i takie narody katolickie ro-

bią z Kościoła - bractwo dobrej śmierci i towarzystwo pogrze-

bowe.

 

Teraz indyferentyzm, afeizm, masonizm, anarchizm itd,

itd. - są pochodzenia małżeńskiego.

 

Być może, że dotąd wystarczyło, by Kościół pozyskiwał

jak największą ilość wyznawców, by jak największą ilość ludzi

 

 

97

 

 

 

chrzcił. Dziś łrzeba jednocześnie jak największą ilość katolików

pozyskać do ćwiczeń w panowaniu nad sobą. Taka nowa Propa-

ganda Fide. Bo kto uprawia onanizm małżeński i dzieciobój-

stwo, ten prędzej lub później odpadnie od Kościoła. Nie było by

Francji masońskiej, gdyby nie było Francji prezerwaiywnej.

Francję nawróci len, kto nauczy małżonków francuskich pano-'

wać nad sobą.

 

Parafianie mówią: „Chcecie, kapłani, byśmy zachowywali

wstrzemięźliwość małżeńską? Chcecie, byśmy mieli dzieci?

O, co to, to nie! We wszystkim możemy słuchać Kościoła, ale

nie w tym, by mieć dzieci, ani nie w tym, by panować nad'

sobą".

 

I gotowi są parafianie obu półkul jeszcze raz iść na piel-

grzymkę, corocznie ślubować na cudownym miejscu, należeć

do bractw i akcji katolickiej, fundować świątynie, sprawiać no-

we obrazy na ołtarze, żyć dobrze z proboszczem, a nawet da-

wać dziesięć razy więcej na tacę, byleby mieć dziesięć razy

mniej potomstwa.

 

Po co chować głowę w piasek? W Kościele dojrzewa no-

wa herezja i to nie na płaszczyźnie tego, w co wierzyć, ale na

płaszczyźnie tego, jak praktykować nakazy etyczne w pożyciu

małżeńskim. Kto się dziś będzie kłócił o dogmaty! Ale — o ży-

cie według dogmatów: każdy. Tyle, że nikt jeszcze lej nowej

herezji nie zorganizował w wyznanie, bo lo i wstyd lakie pas-

kudztwo tworzyć formalnie..; z kapłanami... biskupami. BrrrL.

 

Ale choć wyznania tego dotychczas nie za-ejeslrowano,

ma ono nieprzebrane tłumy entuzjastycznych, „praktykujących"

je wyznawców... w Kościele Rzymskokatolickim.

 

Widzimy więc tragikomiczne sytuacje. Do zawarcia mał-

żeństwa jeszcze niejeden żyje po katolicku, ale po żeniaczce jest

coraz więcej takich, co nawracają się... na „protestantyzm" bez

żadnych specjalnych misyj — na drodze niezgodnego z naturą

pożycia małżeńskiego.

 

Również ani styl życia, ani wspólny stan laski nie wiążą

już takich rodziców z dziećmi. Dzieci w najlepszym wypadku

praktykują etykę katolicką, ale tylko dopóty, dopóki same nie

wstąpią w związki małżeńskie,- rodzice zaś praktykują onanizm

małżeński i dzieciobójstwo - od czasu zawarcia ślubu. Pęknię-

ty dzwon...

 

Zapytajcie o „wyznanie wiary” na tym punkcie - pierw-

sze lepsze dziewczę katolickie, a dowiecie się, jakie ona pod

tym względem pieści ideały-, jaką lo ona będzie semper fidelis,

gdy tylko wyjdzie za mąż!

 

 

98

 

 

 

Katolicyzm staje się coraz wyłącznie) „młodzieżowy".

N-: młodzież Kościół może jeszcze liczyć. Dalej, ani rusz!

 

Formalnie małżeństwa narodów katolickich należą jeszcze

do Kościoła, ale że praktykują neomalluzjanizm, nie tylko że

grzeszą ciężko, ale na skutek tych grzechów, nie ma w ich duszy

Koga: źródło nadzwyczajnych sił moralnych 1 ). Nie mają więc

z czego czerpać nadludzkich sił etycznych, jakie są konieczne

lym małżonkom, którzy w czasach świadomego ojcostwa i ma-

cierzyństwa chcą żyć zgodnie z naturą.

 

W jednych narodach katolickich to masowe nieustające

, wymóżdżanie" się z Łaski — już się dokonało, w innych jest

w robocie. Skutek jest ten, że w ostatnim półwieczu również i na

pozostałych terenach nie wykazywały narody katolickie więcej

sił moralnych niż protestanci, prawosławni i ateiści. A ponieważ

w dawnych wiekach narody niekatolickie były pod „dumpin-

giem" - wyższej od własnej — moralności narodów kato-

lickich, więc zaczął się w ostatnim półwieczu upadek i tak niskiej

moralności protestanckiej, prawosławnej i bezwyznaniowej.

 

ZACZĘŁO SIĘ OD TRZEPACZKI

 

Żyć po katolicku, to dziś wielka sztuka. Kości/l obecnie

nie jest dla każdego.*, z dorosłych, tylko dla ludzi kultury.

 

Można być robaczkiem, stróżem, pomywaczkn, albo całe

życie pilnować szaletu, bądź być ministrem — i zarazem można

należeć do żywej części narodu, ale pod warunkiem: posiada-

nia kultury panowania nad sobą.

 

Tudzież można być głową państwa i śmtordzicć od głowy

(jak ryba), gdy się nie ma kultury panowania nad sobą.

 

Łuszczyć się będą miliony, setki milionów katolików — na

na ciele Kościoła i odpadać będą w najbliższym czasie od

Kościoła, tak jak odpada łuszczyna z ciała człowieka chorego na

szkarlatynę albo tak, jak się łuszczy groch i bober. Cała wymie-

rająca świadomie część Kościoła - odpadnie odeń. Cała herezja

dziadostwa niekulturalnego odleci, sczeźnie, potworzy „reforma-

cje seksualne" i dżungle... nudyzmu, no i potem świadomie wy-

mrze, wyzdycha. Ale napływać za to będą z całego świata ci,

co będą mieli kulturę panowania nad sobą.

 

Prawdopodobnie w najbliższym czasie niełatwo będzie

ooganinowi otrzymać chrzest. Kandydat na chrześcijanina wi-

nienby się wykazać, że umie panować nad sobą: że ma dobry

 

1) Por. wyżej w części ,, Cywilizacja o" — zdania o Łasce.

 

 

99

 

 

 

trening pod tym względem: taki „katechizm wstępny" - zanim

się go zacznie uczyć o Łasce, Sakramentach, Mszy, Zbawicielu.

Żadnych pereł wieprzom!

 

Bo najpierw trzeba być człowiekiem, by z kolei zostać ka-

tolikiem. Katolicyzm jest dla ludzi. A ilu jest ludzi w państwie, i

którego budżet roczny przedwojenny wynosił 2 miliardy, a na

samą gorzałkę przepijało się rocznie miliard? Ilu jest ludzi

w miastach, które obecnie zabijają masowo niby... z nędzy swe

dzieci nienarodzone i zarazem przepijają miesięcznie setki milio-

nów? Państwowy Monopol Spirytusowy wypuścił w roku 1946

30.000.000 litrów wódki, a w r. 1947 wypuści najmniej 70.000.000

(„Głos Ludu", 20.XI.1946.) W r. 1948 wypuści chyba 140 milionów,

w 49-ym 280, w 50-ym 560 milionów litrów wódki. „Pięciolatka''

 

— po polsku. Na co liczyłby Polski Monopol Spirytusowy? Że

w najbliższe lata nie będziemy panowali nad sobą nawet tak,

jak zwierzęta. A z alkoholizmem łączy się potworna śmiertelność

niemowląt, potworny wzrost chorób nerwowych, umysłowych,

wenerycznych, nawet „próchnica zębów i bezmleczność matek

dochodzi do bardzo wysokiego stopnia u potomstwa alkoholi-

ków", alkohol nawet w małych dawkach jest w ścisłym znacze-

niu „trucizną dla dziecka" (profesor doktor Szenajch), „główną

przyczyną coraz bardziej rosnących potrzeb Opieki Społecznej

jest alkoholizm". Wybitny spółdzielca francuski Daude-Bancel

orzekł: „Jeśli instytucje demokratyczne nie zdołają zwyciężyć

alkoholizmu, to zostaną przezeń zwyciężone" 2 ). Alkoholizm przy-

spiesza wymarcie narodów.

 

Od dorosłych kotolików należy wymagać przygotowania

do małżeństwa. Trzeba wprowadzić roczny okres zapowiedzi,

a w całym kraju— czyste obyczaje. W katolicyzmie za łatwo się

ożenić, a za trudno się odżenić.

 

Wymagać się poza tym będzie, by kandydaci na małżon-

ków przysięgli przed ślubem uroczyście, jeżeli nie w kościele to

przynajmniej u sołtysa lub burmistrza, że będą całe życie ćwi-

czyli panowanie nad sobą. Natomiast koniecznie trzeba, aby

młodzi w kościele wobec kapłana składali przysięgę antymaltuz-

jańską. Dopiero potem udzielałoby się im ślubu. Tylko para

uprzednio odwszona z neomaltuzjanizmu — może być małżeń-

 

2) Budiet P. Polskiego w latach 1928-39 wynosi! 2.8-11.000.000 do 2.475.000.000 (Mały (Maty

r st. 1939. str: 3«2).

 

Z alkoholizmem łączy się większa śmiertelność niemowląt. U Izraelitów wynosiła

w Polsce 17,73 (na 100 niemowląt), u chrześcijan 31,4. Największa śmiertelność była w wo-

jewództwach... zachodnich (największe spożycie wódki i piwa). Mikołaj Skiba: „Umie-

ralność niemowląt w Polsce", Lwów 1931, $tr«.18 i in.

 

Końcowe cytaty z Jana Szymańskiego: „Opiekun Społeczny", Warszawa, czerwiec-

lipiec 1946, str. 46-50.

 

 

100

 

 

 

siwem. Inne małżeństwo nie jest katolickie: jest świeckie,

 

zdychające.

 

Rota przysięgi antymaltuzjańskiej zwróciłaby uwagę no^

wożeńców na to, co dziś wyrosło ponad miłość, wiarę i uczci-

wość oraz co uniemożliwia zarówno miłość, jak wiarę, uczci-

wość i dozgonność. To uzupełnienie roty małżeńskiej pobudziło-

by namysł, zastanowiłoby. U milionów małżonków spowoduje

to, oczywiście, nowe grzechy, ale miliony skłoni do panowania

nad sobą.

 

Jeśliby się z ową przysięgą antymaltuzjańską nie spieszyło

Kościołowi, trzeba nań wpłynąć. „Kościół jest nasz".-*) Jak nowo-

cześnie, to nowocześnie! Jak eugenika, to eugenika! A zatem:

małżeństwo może zawierać każdy, kto przynajmniej przysiągł,

że będzie się uczył panować nad sobą. Eugenika dobrowolna.

Eugenika ofiary, poświęcenia. Jedyna eugenika, na jaką mogą

się zgodzić katolicy.

 

W Kościele jest potrzebne sito, żeby zostawiało ludzi,

a usuwało nierogacizną, nawet tę z wyższym wykształceniem.

 

Za wiele nalazło do Kościoła hołoty bez kultury panowa-

nia nad sobą, dlatego katolicyzm przebiera z nogi na nogę,

spóźnią się o kilka wieków' jak babcia na pociąg, i co zrobi

dwa kroki naprzód„ to dwadzieścia dwa w tył, szczególnie dziś

na tym terenie, gdzie panowanie nad sobą jest najkonieczniej-

sze: w małżeństwie.

 

Czemu na przykład smarkata tak sie pcha do „rozwodu"?

Czemu on i ona wystają w Konsystprzu? Bo ani on, ani ona nie

mają za grosz kultury panowania nad sobą. („Pokłócili się o to,

czy kupić trzepaczkę. Od tego się zaczęło, moja Pani!’'...).

 

Czemu on nie może z nią wyżyć? — Bo dzikus. Dlatego też

nie umie jej oswoić. Dzikus nie oswoi dzikusa. Dzikusy się „roz-

chodzą". Niechluje się rozwodzą,

 

Niechluje we współżyciu

 

 

KATOLICYZM PO PROTESTANCKU

 

Wiadomo, że z obawy bezrobocia i w ogóle z wygody,

„w niektórych krajach, zwłaszcza w W. Brytanii, prowadzi się

rozległą propagandę za ograniczaniem ilości dzieci. Bierze

w niej udział kościół anglikański i różne sekty protestanckie.

 

 

3) Powiedzenie Kazimierza Sołtysika.

 

4) Rybarski (,, Przyszłość gospod. św."), 180.

 

 

 

Ułaiwia się zapobieganie ciąży, wzywa się ludzi ubogich, by

nie wydawali na świat potomstwa" 4 ). „Kościół protestancki, przy-

najmniej w Niemczech nie zajmuje już w tej sprawie żadnego

stanowiska. Nawet przysłowiowe dawniej bogactwo dzieci w ro-

dzinach pastorów protestanckich, zdaje się, zmniejszyło się 1 ' 5 6 ).

Tak pisano o Niemczech 20 lat temu.

 

Aliści protestanci, ograniczając liczbę potomstwa, wiedli

dzięki temu zbyt łatwe życie. I na tę łatwiznę złakomili się ka-

tolicy. Pozazdrościli tamtym wygody, więc zrezygnowali z tych

sił moralnych, jakie mogliby zdobywać, gdyby w pożyciu mał-

żeńskim chcieli wytrwać w postawie zgodnej z naturą; zrezy-

gnowali z tych sił boskich, jakie w tym celu do pomocy mogli

mieć od Kościoła. Skapitulowali na skutek tego z wydawania

na świat naturalnej liczby potomstwa. Oczarowało ich życie

płciowe... po protestancku.

 

Widząc ten owczy pęd owieczek, także ,.po protestan-

c.ku" zaczęli duszpasterzować księża katoliccy. I też dla wygody.

 

„Znam całe parafie, donosi mi doskonały obserwator, i to

dobre parafie, które zachowały własne szkoły, które mają kon-

serwatywne władze municypalne, a które jednak z największym

spokojem oddają się praktykom neomaiiuzjańskim, proboszcz

bowiem nie ma odwagi, by dotknąć na ambonie tego straszli-

liwego problemu. Bezstronna obserwacja faktów pozwala wno-

sić, że liczba tych parafii jest bardzo znaczna" 15 ).

 

„Przez długie lata rzadkimi byli ci księża i biskupi, którzy

by się odważyli zamącić egoistyczny spokój tych tysięcy stadeł,

które skądinąd cieszyły się nienaganną opinią" 7 ).

 

„Czy Kościół spełnił w tym względzie całą swą powin-

ność? Odpowiadam śmiało-, na pewno nie! Ani w kazaniach,

ani nawet w konfesjonale" 8 ).

 

„W niektórych okolicach południowego wschodu, gdzie

spełniałem urząd kapłański przez dwa lata, la aberacja przero-

dziła się, by użyć energicznego wyrazu Huysmansa — w praw-

dziwie zbrodnicze lizuniostwo. W konfesjonale najzupełniejsze

milczenie, lak ze strony penitenta, jak i większej liczby spo-

wiedników, odnośnie do wszystkich spraw płciowych" 9 ).

 

— Na czym polegał „duszpasterski protestantyzm"?

 

Że kapłani nie chcieli się wykłócać, nerwów sobie szar-

pać, reszty owieczek odstraszać — i to w dodatku cotaz już

 

 

5) Grotjahn, 111.

 

6) Bureau, 144, 145.

 

7) Bureau, 472, 8) Bureau, 144, 145.

 

9) Bureau, 471, 476.

 

 

102

 

 

 

częściej, prawdopodobnie, samych... bab jedno - lub dwu-

dzielnych 10 ).

 

Gdzieś nawel pono zdarzyło się lak, że misjonarz, który

chciał len lemat poruszyć na misjach parafialnych, musiał od-

jeżdżać z kwitkiem, bo proboszcz lego zabraniał.

 

Dopiero na kilka lal przed rokiem 1919 rozpoczęło ducho'

wieńslwo ruch kończący z Ichórzoslwem i wygodnictwem. Sa-

mych orędzi biskupich wydano 21 - do roku 1919. Episkopat

rozdał księżom tolbrzymią ilość broszury, specjalnie napisanej

dla spowiedników itd.

 

Fatalnie się spóźniono.

 

— Gdzie lo wszystko było?

 

We Francji.

 

 

WALKA O INWESTYTURĘ

 

— A u nas?

 

Właśnie, ciekawe, jakie duszpasterstwo miała Wielkopol-

ska, gdzie do 1. IX. 1939 r. było najwięcej zjazdów katolickich,

kongresów eucharystycznych, pism narodowych i katolickich

oraz gdzie... rodziło gię najmniej dzieci 11 ).

 

Albo: jak jest pod tym względem w naszych wielkich

miastach, gdzie katolicy już od roku 1931 wymierają? W War-

szawie przedwojennej przychodziło na świat 4 razy mniej dzieci

r.iż przeciętnie w kraju, a zabijało się 15.000 dzieci rocznie 12 ).

 

Albo: jakie duchowieństwo ma Polska, która teraz cała

  • wymiera?

 

Małżeństwa wolą nie mieć dzieci, księża wolą milczeć.

Ręka rękę myje. Wynik: coraz więcej odstępstw od Kościoła.

Mo i coraz mniej księży w katolickiej Polsce...

 

Bo nigdy nie wiadomo, które dziecko ma być księdzem:

szóste, pierwsze, czy dziesiąte. Jeżeli się ich unika, lo nie wia-

domo, czy się akurat „szczęśliwie" nie uniknęło tego brzdąca,

co właśnie miał zostać kapłanem.

 

Opatrzność daje każdemu narodowi wszystkich potrzeb-

nych mu do rozwoju ludzi, o ile naród ma wszystkie swe dzieci.

 

Jeżeli w jakiejś „branży" kogoś nam brak odpowiedniego,

odpowiedzialnego, czy to na szczytach (papieże, prezydenci,

 

10) Burcau. 145.

 

11) Bujalski, 44, 45.

 

12) Por. Poszwa, 130, Por. Szulc: ,,Ruch nał. ludności” (w Enc. N. Pol.), 711.

 

103

 

 

 

wynalazcy, organizatorowie, męczennicy idei), czy to na dołach

(ergo: dobra służąca); wówczas nie zawadzi przeszukać... śmiet-

niki, by odnaileźć owe brakujące światu, czy narodowi, jednost-

  1. Albowiem „ludzie genialni są najczęściej nie pierworodny-

mi, są dziećmi późniejszymi w rodzinie" (Towner). „Monogamia

staje się prawem moralnym na długo przed jego uzasadnieniem

fizjologicznym, aby umożliwić wytworzenie się wielkich ras,

które wydają geniuszów" (Renan, „Dialogi").

 

Montaigne, Kartezjusz: to trzecie z kolei dzieci.

 

Michał Anioł, Kromwel, Napoleon, Mirabeau: to czwarte

dzieci.

 

Mozart — był piątym, Pius X — siódmym, św. Teresa

od Dzieciątka Jezus — dziewiątym, Handel — dziesiątym, Fran-

klin — czternastym pętakiem.

 

Katarzyna ze Sjeny, odrodzicielka Kościoła w XIV wieku,

była dwudziestym piątym dzieckiem robotnika-garbarza.

 

Któż mógł wiedzieć, czym te dzieci zostaną, nim na świat

przyszły! I dziś nie można przewidzieć,, które dziecko będzie

miało talenty i jakie będą te talenty, do czego będzie miało po-

wołanie, czym będzie. Wiadomo tylko, że pierwsze dzieci nie

należą do najbardzej udanych, odpowiednie bowiem Organa

kobiece macierzyńskie dojrzewają do swej doskonałości dopie-

ro po wydaniu kilkorga potomstwa. Można więc racjonalizować

ilość, nie jakość, bo pod tym względem natura wyprawia hu-

morystyczne koziołki. Jedyne wyjście: mieć każde dziecko,

mieć wszystkie dzieci. Sprawa ma zresztą aspekt nie tylko cie-

lesny, są uczeni utrzymujący, że „zżycie się mężczyzny i kobiety

wpływa na siłę i harmonię progenitury — bo wszakże i rodzice

uzgadniają dopiero z czasem swe indywidualności" (Towner).

 

Toteż uderza, że w diecezjach, gdzie najmniej mieliśmy

urodzeń, najmniej było kandydatów na księży.

 

W diecezji pińskiej, gdzie Polacy stanowili elitę kultu-

ralną, jeden kleryk przypadał na 14.138 katolików. Podobnie

było na całych kresach. W diecezji warszawskiej w dniu 1. I.

1939 wypadał jeden alumn na 17.436 katolików. W diecezji łódz-

kiej — jeden na 25.385 u ).

 

Tuż przed ostatnią wojną brak nam było do normalnej ob-

sługi narodu 5.000 księży. Na każdy tysiąc katolików — mieliś-

my księży dwa razy mniej niż Austria, Australia i Niemcy; trzy

razy mniej niż Belgia, Włochy, Irlandia, USA oraz cztery razy

 

 

13) ..Szkoła Chrystusowa’*, miesięcznik, Lwów, maj-czerwiec 1939, str. 307-309.

 

 

104

 

 

 

mniej niż Hiszpania, Holandia, Kanada’ 4 ). Średnio wypadało na

jednego księdza - 2.000 katolików, na jednego zaś alumna -

11.000 katolików 1 ’ 1 ). W tym czasie Holandia miała 1 małego se-

minarzystę na 500 katolików i 1 alumna na 1040 katolików.

Współczynnik reprodukcji netto wynosił dla Polski w r. 1900

— blisko 1,65; dla lat 1927-28 - 1,24, a dla roku 1937 około 1,1

Czy nie spadała odpowiednio do tego liczba powołań ka-

płańskich?

Dawniej za starych dobrych czasów, gdy ksiądz siedział

w konfesjonale, a penilenlka zaszeptała: „Pośliznęłam się ,

ksiądz siedział spokojnie, bo wiedział, że jeśli doszło do poczę-

cia, to ponitentka wyda na świat dzieciątko i basta. Tak bywało

za króla Ćwieczka. Sielanka...

Atoli teraz są czasy świadomego ojcostwa i macierzyństwa

I gdy ksiądz usłyszy: „Upadłam", nie wolno mu siedzieć spokoj-

nie. Musi zapytać, czy nastąpiło poczęcie,- a jeśli nastąpiło, to

ksiądz w konfesjonale musi zrobić wszystko, by zapobiec... mor-

derstwu. Instytucją z najbardziej kryminalnymi sprawami są

dziś nie żadne są okręgowe,- tak było ongi, gdy zbójcy wię-

cej zabijali ludzi niż dzisiaj matki

Tak samo, gdy mężatka-penitenika zbliża się dziś do kratek

trybunału pokuty, .ksiądz mający jasno w głowie, pyta: „Ile

duszyczka ma dzieci?" Po czym pyta: „Co duszyczka robi, że

ich nie ma?" Po czym pyta: „A co duszyczka zrobi, gdy da po-

czątek życiu, choć tego nie chce?"

Bez tych pytań spowiedź dziś nie jest ważna. Jest oszus-

twem. Grobem pobielanym. A ksiądz, co w tym grobie siedzi,

jest przedpotopowym. Pobożna niewiasta bowiem odszedłszy po

spowiedzi od księdza przedpotopowego woła: „Moja pani, na-

wet ksiądz się o „to" nie pyta! Moja pani, wolno „to" robić,

wszystko wolno!"

Sprawa wygląda tak, że mężatka-onanisika, jak tylko się

upewni, że „poczęła", pójdzie zatłuc swój płód, choć dziś się

spowiadała, bo ona z mężem postanowiła: nie więcej nie grze-

szyć, tylko- więcej nie mieć dzieci.

Podobnie, gdy z tychże upadków spowiada się mężczy-

zna, wówczas ksiądz nowoczesny pyta go, co ów mężczyzna

zrobi lub co zrobił jako mężczyzna, by w wypadku, jeżeli zaszło

poczęcie, zapobiegł morderstwu własnego dziecka. Chodzi tu

przy tym tak o mężczyznę kawalera jak i żonatego.

Analogicznie, gdy spowiada się lekarz, sędzia, prokurator,

adwokat, akuszerka, pielęgniarka, szarytka, służba szpitalna,

14) ,, Szkoła Chrystusowo”, 30^-312. 15) Toinie, 304

aptekarz, drogerzysla, ba, nawet właściciel kiosku z gazetami,

czy papierosami: ksiądz pyta, co każde z nich robi, by zapo-

biec dzieciobójstwom i zwyrodnieniom w życiu małżeńskim

ich pacjentów i klienteli; w szpitalach, rejonach ich pracy

i wpływów, w sądach, w drogeriach, kioskach, w aptekach: czy

sprzedają środki przeciw zapłodnieniu? czy sprzedają lekarstwa

do zabijania dzieci nienarodzonych? Wszak nawet w kioskach

sprzedają dziś środki antykoncepcyjne.

 

Jakieś pielyzmy w konfesjonale, gdy chodzi o te sprawy,

skończyły się. Wszystko trzeba unowocześnić. Spowiedź dla

świadomie wymierającej części parafii — też! Ksiądz może być

delikatny, ale nie za cenę miliona niemowląt, zabijanych co

roku przez matki-Połki. Morderstwo i unikanie zapłodnienia, to

dziś soółka i zjawisko stałe. Powtarzamy-, dziś nie ma samej

rozpusty. Uprzedzić, nie dopuścić do morde r slwa, to obecn'e

zadanie spowiednika. Uprzedzić, choćby penitenci milczeli

0 tym, jak żyją w małżeństwie.

Ksiądz udający w konfesjonale „greka", naiwniaczka, nie-

winiątko, które niby o niczym nic nie wie, co robią w tych cza-

czasach małżonkowie i młodzież nagminnie, ksiądz-laluś, ksiądz-

ichórz - jest wspólnikiem dzieciobójstw. Każdą żonę i męża

unikających zapłodnienia w sposób zwyrodniały, czuć morder-

stwem, gdy się zbliżają do konfesjonału. Tymże śmierdzi każda

swawolna panna i każden młodzieniaszek-łajdus, niechluj, nie-

zdara, nie umiejący panować nad sobą. Ksiądz, co tak na nich

patrzy, ma nowoczesną postawę wobec penitentów małżonków

 

1 niemałżonków.

 

Teraz kapłan w konfesjonale, choćby najdelikatniejszy,

choćby z samych nerwów utkany, musi być Hiłdebrtmdem. Bez

wyjątku: każdy.

 

W konfesjonale rozgrywa się w XX wieku walka nie tylko

c biologiczny byt narodów, ale walka o inwestyturę, o sens

istnienia Kościoła. Kiedyś wystarczył do tego jeden, siedzący

sobie hen, daleko, w Rzymie - Grzegorz VII. Dziś jego styl obo-

wiązuje wszystkich księży. Tego wymaga era świadomego

ojcostwa i macierzyństwa.

 

Im bardziej księża milczą, by nie drażnić, tym mniej mło-

dzieńców ofiarnych chce zoslać kapłanami. Bo księża im wtedy

nie imponują. To nieprawda, że ludzi młodych pociąga tylko to, 1

co łatwe. Młodość, to nie... protestantyzm. Przeciwnie, są młodzi

ludzie, co szukają powołań najcięższych, a takim jest powołariie

duchowne.

 

Gdy młody człowiek widzi księży bylejakich, nie domyśla .

się, że kto jak kto, ale ksiądz może być herosem i to na miarę

 

 

106

 

 

 

najwyższą. Mógłby się tego snadnie dowiedzieć, mając pod ręką

księdza bohaterskiego. Ale gdy takiego nie widać, młodzi chło-

pcy wolą iść na lotników niż na kanoników. Albowiem kogo

z młodych ludzi może porwać należenie do klasy ludzi wszyst-

kiego się bojących? I to stanowi drugi powód braku powołań.

 

Ale jest i trzeci powód: to histeria płciowa dzisiejszej kul-

tury wymierających narodów. W smrodzie „niemocy" panowa-

nia nad sobą - nie mogą dojrzewać powołania wymagające tak

wybitnej inteligencji i heroizmu, jak powołania zakonne

i kapłańskie.

 

ALKOWA I ŁASKA

 

Zbliżamy się do jądra rzeczy. Co zrobić, by małżonkowie

żyli zgodnie z naturą? jak tratić z etyką do alkowy?

 

Przez sumienie. . .

 

Sumienie urasta w naszych czasach na pierwszorzędny

czynnik w życiu tych narodów, które nie chcą wymrzeć, które

chcą żyć: które w pożyciu małżeńskim chcą postępować świado-

mie zgodnie z naturą.

 

Małżonkowie muszą sami chcieć żyć zgodnie z naturą.

Małżonkowie musz$ być wrażliwi na glos Boga w ich sumie-

niach. Ne wewnątrz człowieka trzeba rozbudować Kościół i na-

ród. Albo sumienie na usługach Boga, albo Krupp na usłu-

gach... gestapo.

 

— A od czego zależy siła moralna sumienia?

 

Od tego, na ile człowiek umie na wewnąrz siebie współ-

pracować z wartościami i energiami Boga: z Łaską 11 ’). Bo wartoś-

ci i energie ludzkie, to za mało, by żyć moralnie. W czasach

Hitlerów i Himmlerów, nadłortec i bomb atomowych nie możo-

żerny mieć sumień uzbrojonych... w kije! Same siły ludzkie,

to kpiny z tych potrzeb, jakie ustawicznie, a zwłaszcza w sytuac-

jach najcięższych, niesie życie. A czy dziś do najcięższych obo-

związków nie należy żyć w małżeństwie zgodnie z naturą i w na-

stępstwie tego — mieć i wychowywać gromadkę dzieci?

 

— A co to jest Łaska?

 

Są jej dwa rodzaje. Jedna pomaga wykonywać każdy

obowiązek tak, jak tego Bóg wymaga, choćby obowiązek był

najcięższy. Ta Łaska jest uczynkowa.

 

I jest jeszcze druga Łaska. Nazywa się uświęcająca. Ta

znów czyni człowieka uczestnikiem w naturze Boga, czyli pod-

 

15) Por. 10, co jesi o lasce w części IV.

 

 

107

 

 

 

nosi człowieka na poziom dziecka Stwórcy 17 ). W stanie Łaski

uświęcającej jest każdy chrześcijanin, jeżeli nie ma na sumieniu

grzechu ciężkiego.

 

Przed człowiekiem mającym w sobie Łaskę uświęcającą

stoją nieograniczone możliwości rozwoju moralnego.

 

Właściwie, odkąd człowiek ma wyjątkowo łatwy dostęp

do jednej i drugiej Łaski, czyli od czasu założenia Kościoła,

przestał istnieć problem niemocy moralnej, jako czegoś nie-

przyzwycięźalnego. Wystarczy bowiem umieć obracać tymi

wartościami i tym kapitałem energetycznym, jakim jest Łaska,

aby 'móc rozwiązywać etycznie, po katolicku każdą sytuację ma-

jącą charakter moralny,- nawet sytuację wymagającą sił nadlu-

dzkich, a cóż dopiero ludzkich!

 

Dlatego myli się katolik, gdy mówi, że „nie może" czegoś

wykonać moralnie. Wiemy zaś, że Bóg nakazuje w małżeństwie

żyć zgodnie z naturą, czyli nakazuje w następstwie takiego życia

— mieć tyle dzieci, ile ich przychodzi na świat w sposób natu-

ralny 1 *). Tak samo wiemy, że małżonkom, którzy z ważnych po-

wodów nie chcą mieć dzieci, pozwala na to Bóg, ale wymaga

wtedy wstrzemięźliwości małżeńskiej.

 

Za wiele nabajano nam o płciowości, a lak mało mówi się

o Łasce. Tymczasem współpraca z Łaską, to moc ; to stan mocy.

Tym samym współpraca z Łaską, to panowanie nad sobą, nad

naturą, nad światem. Imperializm.

 

Poza Łaską jest niemoc, także... rodzicielska. Nic dziwnego,

że ludzie rasy białej, nie spożytkowując Łaski, nastawiają się

na niemoc.

 

Właśnie świadoma bezdzielność wyrażała zanik najważ-

niejszej siły narodów: moralnej. A raczej nie zanik, tylko nie-

chęć starania się o siły moralne i potęgowania ich.

 

Ludzie rasy białej stają się od jakiegoś czasu coraz bar-

dziej wysportowani, coraz bogatsi i zarazem coraz mniej mogą

moralnie. Na długo przed osławioną przedwojennną falą

kryzysów, aż do kryzysu 1939-45, rozpoczął się krach moralny lu-

dzi rasy białej. Dlatego możliwości ludzi białych kurczyły się.

Ideą naczelną, Bogiem ludzi białych stawała się wygoda, kon-

sumcja, przeżuwanie. D-ziągwa.

 

Jeżeli przyrównać wartości i energie, otrzymane w Łasce,

do kapitału, można rzec, iż ani człowiek, ani naród nie są zdolni

tyle ich wydać, ile ich mogą otrzymać. Najwięcej zaś Łaski

 

17) Teiuiuercy. I, 95-107, 113-119.

 

t$) Pius XI, „Encyklika o małż. chr*.", 30-39.

 

 

108

 

 

 

otrzymuje się, postępując etycznie tak, jak każe Kościół, i uczes-

tnicząc we Mszy i Sakramentach.

 

Zdumiewano się w latach 1939-45, gdy patrzono na Polki

wysiedlone, wywiezione z maleńkimi dziećmi, jak w straszli-

wych warunkach znajdowały siły nadludzkie, by pełnić obowiąz-

ki matki do ostatniego tchu. Skąd brały tę moc? — Ach! one ją

dostały już dawno: gdy zawierały małżeństwo,- albowiem Sakra-

ment małżeństwa, to posag sił Boskich dla męża i żony na naj-

trudniejsze sytuacje życiowe. Sakrament ten daje „siły nadprzy-

rodzone do wiernego, świętego i wytrwałego wykonania obo-

wiązków i zadań swych aż do śmierci" 19 ). „Wszystko mogę

w tym., który mnie umacnia": w Jezusie Chrystusie 20 ). „Teresa

sama nie moż> nic, ale Teresa i Chrystus - może wszystko" 21 ).

Oto aksjomaty z zakresu fizyki... Łaski. Posag sił Boskich. Panna

bez posagu w naszej epoce, to ta, co nie bierze śiubu sakramen-

talnego. Nie dostaje posagu od Boga. Jest zdana na własne siły.

Biedaczka.

 

Otóż ciekawe, że na ogół spośród ludzi rasy białej naj-

pierw zaczęły unikać dzieci te narody, które sobie zmieniły ety-

kę na lżejszą od tej, jakiej wymaga Kościół: protestanci. Cieka-

wsze, że protestanci obniżyli żądania etyczne od małżonków: bo

uznali rozwody. Cofnęli więc rozwój sił społecznych, bo rozwo-

dy fo przekonanie, żte nawet dwoje ludzi nie może wyżyć z sobą

przez całe życie. Nawet mąż z ...żoną.

 

— Ale skąd się wzięła Łaska?

 

Wyjednał ją Chrystus. 22 ) I umieścił jej źródła najobfitsze

w Kościele Rzymskokatolickim.

 

Dlatego żyć po katolicku, to żyć w stylu mocy. Lecz kto

o tym wie? O niemocy... płciowej i „problemie" seksualnym

pożera każdy z wyciągniętym ozorem już od maleńkości całe

tomY/ bp każda kulturalna mama, no i tata, muszą mieć tę „ewan-

gelię" na biurku, a z onej „ewangelii" uświadamiają się łapczy-

wie Jurek i Halszka. Lecz który z kulturalnych impotentów czytał

 

— też od maleńkości i też umie na pamięć, i leż ma stale na biur-

ku — laki na przykład „Dogmat Łaski" M. Morawskiego, czyli

 

— dogmat o mocach boskich w człowieku? 23 )

 

Ilu „światłych" obywateli w Państwie Królowej Korony

Polskiej znało to dzieło?

 

19) Pius XI, ,,Enc. o małż; chrz/\ 24.

 

20) Filip,, 4, 13.

 

21) Święta Teresa z Avila.

 

22) Tanąuerey, ł. I. 96 i in.; Morawski Marian, 103.

 

23) Kraków, 1924. Albo: Stanisław Adamski: , .Łaska Boża", Kraków 1924, 2 I.

 

 

109

 

 

 

 

Czego więcej w bibliotekach rodzinnych, publicznych,;

pedagogicznych: niemrawych ksiąg o niemocy człowieka wd*'

bec problemu płciowego, czy o Łasce?

 

Czy io biblioteki impotentów, czy mocarzy woli?

 

ENERGIE, KTÓRE CIĄGLE ROSNĄ

 

Sojusz: Łaska-moc, io szczęśliwa dla nas okoliczność. Wy-

starczy iylko sięgnąć po środki dawane przez Kościół i umieć je

przekształcać jak boski węgiel w energie najżywotniejsze.

 

Czas się poznać na przydatności doczesnej Kościoła. Mu-

simy wreszcie nauczyć się korzystać z tego, że jesteśmy katoli-

kami. Mamy wprawdzie fatalne położenie geopolityczne, ale po-

łożenie moralne — wspaniałe. Należymy do Kościoła Rzymsko-

katolickiego, w którym Chrystus do szaleństwa szafuje swą mocą.

 

Ba, wystarczy, że Polak jest na tyle człowiekiem honoru,

iż w każdym dniu w ważnych sprawach reguluje swe postępo-

wanie według norm katolickich, żeby dzięki temu mógł z samym

Chrystusem związać się bezpośrednio: własną krew z Jego krwią

łączyć - i to codzienie przyjmując Go w Komunii. Jest to nobili-

tacja krwi narodowej w sposób najdostojnieszy. Dzięki temu ca-

ła żywą część narodu - od starców do pacholąt - może wiązać

to, co jest w niej najbardziej polskie-, krew i dusze - z Chrystu-

sem. Czy jest coś bardziej odmładzającego nasz typ fizyczny, coś

bardziej uszlachetniającego naszą psychikę, coś doskonalej

regulującego nasz styl bycia, coś bardziej podnoszącego naszą

godność i potęgującego naszą moc, niż ta codzienna transfuzja

krwi Boga-Człowieka — w żyły narodu?

 

„Eucharystia, to przede wszyskim Sakrament działania

Chrystusowego... On pozostaje obecny w duszy, by pracować

i działać, przychodzi ze swoimi narzędziami,- chce, by Mu zaofia-

rowano szeroki warsztat pracy" 21 ).

 

Czy są granice możliwości dla tej części społeczeństwa,

gdzie codziennie wszyscy przyjmują Komunię? Czy to nie jedna

z cech przyszłej kultury polskiej : owo współżycie codzienne każ-

dego Polaka i Polki — z Panem świata? więź, sojusz narodu -

z Chrystusem na śmierć i życie? Czy jest ktoś, o kim można by

mówić, że przyszedł do używania rozumu, jeżeli mając tę okazję,

nie korzysta z niej? Czy jest naród, który można posądzać o mą-

drość, jeżeli nie wykorzystuje lej gigantycznej możliwości pos-

tępu, potęgi i szczęścia?

 

 

24) Dobrzyńska -Rybicka : , .Zadania świało kobiecego wobec rodziny” (Rodzina, izina,

praca zbiorowa), 454

 

 

no

 

 

 

Jakże pociesznie wyglądają wobec takiego społeczeństwa

te narodki, co to nie mają nawet tyle siły, by żyć w małżeństwie

po katolicku!

 

Przed każdym tedy katolikiem stają w każdej chwili nie-

ograniczone możliwości rozwinięcia własnej mocy moralnej, bo

w każdej chwili i cokolwiek czyniąc, może katolik i maksymalnie

pozyskiwać i maksymalnie wprzęgać do swoich energii i war-

tości — energie i wartości Boga, czyli Laskę uczynkową i Łaskę

uświęcającą.

 

W ten sposób może naród i akumulować swoje energie

duchowe w nieskończoność i użytkować je oraz ujawniać w tej-

że mierze. Energie zaś i wartości moralne mają dziwną włas-

ność: im bardziej się ich używa, tym one bardziej rosną. Im

bardziej się z Łaski czerpie, tym zdobywa się jej więcej. „A po-

wiadam wam, że każdemu, który ma, będzie dane i obfitować

bedzie, a temu, który nie ma, i to co ma, odjęte mu będzie"

(Łuk. 19, 26 ).

 

Ta codzienna boska gimnastyka lak wzmocni muskulatu-

rę moralną żywej części narodu, lak podniesie jej godność, tak

rozszerzy jej horyzonty i taką da jej niezależność od słabeuszów

i karłów, że choć pójdzie na nas fetor z całej samobójczej części

naszego narodu i z oalego wymierającego świata, żywa część

narodu stworzy własny, zdrowy tryb życia. Podobnie pierwsi

chrześcijanie po walce z panującą wówczas modą (bezdziet-

ność), z panującymi prądami (nagość, niemoc płciowa i umy-

słowa: starożytne ignoramus et ignorabinras 25 ) wyrąbali swym

heroizmem chodnik do zapanowania zdrowej postawy etycznej

w życiu świata. Używali najstraszliwszej broni.- przemocy mo-

ralnej.

 

Idą czasy wprowadzania w życie Przykazań: urzeczywist-

niania chrześcijaństwa nie tylko w zakonach, ale od krańca do

krańca ziemi.

 

Przyśpiesza te czasy ta część ludzkości, co sprzeniewierza

się naturze i co dlatego świadomie chce czym prędzej wymrzeć,

bo wymierając robi na gwałt miejsce dla tych, co świadomie

chcą żyć, tymi zaś w czasach świadomego ojcostwa i macierzyń-

stwa mogą być jedynie ci, co pragną zostać wiernymi naturze

i co dlatego współpracują z Łaską: co są pełnymi ludźmi i peł-

nymi chrześcijanami świadomie. W nadchodzących czasach tyl-

ko Łaska uratuje naturę. I z kolei w życiu małżeńskim tylko na

małżeństwach wiernych naturze można szczepić Łaskę.

 

35) „Cala Italia tak była vyczerpaua, żt w młodzieży byl zaledwie cieft żyda",

Juvenal, Sat. VT. 294-297. Z Fuerda, 307.

 

 

HI

 

 

 

NARODZINY NA NIEBIOSACH

 

Coraz bardziej nie sprawa wiary, ale sprawa życia według

wiary - slawać się będzie najważniejsza. Zostawimy kłopot o to,

czy wierzyć, czy nie — wymierającemu światu. W ten sposób

wyjdzie chrześcijaństwo z opłotków.

 

Toteż przestarzały jest dziś taki powieściopisarz katolicki,

który opowiada, jak to ktoś przy końcu życia prześliznął się do

wiary i na tym kończy... współczesną powieść o życiu katolickim.

 

Ciekawi bylibyśmy, jak kto zaczął żyć właśnie odtąd,

kiedy się nawrócił, a zaciekawiłoby nas piekielnie, jak też żył

od czasu, gdy się ożenił (w dzisiejszych czasach). Bo tylko wy-

mierająca część Kościoła urządza się po katolicku dopiero

w ostatniej godzinie życia i to po najgorszym życiu. Żywa część

Kościoła urządza się i musi się teraz urządzić w całym życiu

po katolicku.

 

Chrześcijaństwo, to życie. To wierność naturze. Widać

to jaskrawo w małżeństwie. Małżeństwo kwitnie dziećmi, gdy

postępuje po katolicku. Jest wtedy trwałe, zwarte; gdy zaś żyje

po pogańsku, wymiera i z powodu lada bzdury się rozłazi. Kto

staje potężniej po stronie natury, po stronie życia, niż Kościół?

Czy nie Kościół strzeże najczulej życia ludzkiego od chwili po-

częcia? Kto prócz Kościoła broni dziś naród polski od praktyk

antymacierzyńskich: od wymarcia?

 

Lecz najbardziej życiowy, żywotny, życiodajny, energe-

tyczny, witalny, żywiołowy jest Kościół w rozdawnictwie Łaski.

 

Tylko ci, co są w sianie Łaski uświęcającej, mogą korzy-

stać z Boskiego dynama, jakim jest Łaska Boża, mogą więc po-

sługiwać się energiami nadludzkimi, władni są wtedy wydawać

z siebie maksimum energii w sposób maksymalnie doskonały.

Tylko zarazem ci, co są w stanie Łaski uświęcającej, należą do

świata żywych w znaczeniu nadprzyrodzonym, najistotniejszym,

bo w nich przebywa Trójca Święta. Ci też tylko idą do nieba,

w których w chwili śmierci jest Trójca Święta 26 ).

 

Stan Łaski uświęcającej jest tym warunkiem pierwszym,

któremu człowiek musi odpowiadać, by miał dość sił moral-

nych, aby żyć w małżeństwie po katolicku. Gdy zaś naród

we wszystkich ważnych sprawach postępuje po katolicku, wów-

czas spełniany jest pierwszy warunek, który naród musi dawać,

małżeństwom, by te mogły swobodnie żyć po katolicku. Swo-

bodnie, nie nadludzkim wysiłkiem. Dlaczego? Bo naród wy-

twarza wtedy siyl życia sprzyjający temu, by wszyscy prakly

kowali etykę katolicką lam, gdzie to wymaga najwięcej ofiary

i dzielności.

 

 

26) Tar*querey, T. I. 116-119.

 

 


People in this conversation

Comments (2)

Rated 0 out of 5 based on 0 voters
This comment was minimized by the moderator on the site

Właśnie w sprawie dzieci już niebawem 10.04.2024r, godz. 11:00, Warszawa, Krakowskie Przedmieście 87/89 lok.2, I piętro, Związek Literatów Polskich, Konferencja pt. „Edukacja na rozdrożu”, godz. 12:10 prelegent Prezes Stow. STOPZET. Więcej na...

Właśnie w sprawie dzieci już niebawem 10.04.2024r, godz. 11:00, Warszawa, Krakowskie Przedmieście 87/89 lok.2, I piętro, Związek Literatów Polskich, Konferencja pt. „Edukacja na rozdrożu”, godz. 12:10 prelegent Prezes Stow. STOPZET. Więcej na wsks.pl oraz inspiracjepolonistyczne.pl

Read More
Guest
This comment was minimized by the moderator on the site

Redakcja jakoś inaczej dała ten tekst na stronę i teraz można go już swobodnie czytać na smartfonie - bez powiększania i przesuwania. Bóg zapłać ❤️

Guest
There are no comments posted here yet

Leave your comments

  1. Posting comment as a guest. Sign up or login to your account.
Rate this post:
0 Characters
Attachments (0 / 3)
Share Your Location