kowali etykę katolicką lam, gdzie to wymaga najwięcej ofiary
i dzielności.
Osobisty stan Łaski i praktykowanie za wszelką ceną
etyki katolickiej, to są podstawy higieny narodowej,
Inna higiena w czasach świadomego ojcostwa i macie-
rzyństwa nie może nawet ocalić natury. Wchodzimy w epokę
natury i Łaski. W epokę kwitnącą naturą świadomie i w epokę
kwitnącą Łaską, szczepioną na naturze, świadomie. Tylko za tę
cenę mogą teraz narody kwitnąć dziećmi.
I wyłącznie za cenę Łaski mogą teraz narody kwitnąć
kulturą. Bo chociaż kultura jest wyższa od natury, to kultura roz-
wija' się zdrowo, gdy ulepsza zjawiska wierne naturze. Toteż
i kultura musi być wierna naturze. A jej wierność naturze, wszę-
dzie w wypadkach trudnych moralnie, również zależy od tego,
czy twórca tworząc, a konsument konsumując kulturę, czy jed-
nocześnie asymilują Łaskę, Dlatego, by uratować dalszy zdrowy
rozwój kultury, zachwiany przez neomaltuzjanizm, wchodzimy
dziś świadomie w epokę natury, w epokę świadomego organi-
zowania kultury i w epokę świadomej współpracy z Łaską. Je-
dynie kultura wierna naturze i Łasce rozwijać się może zdrowo
w nieskończoność.
W epoce świadomej dzietności ludzie muszą wyrosnąć
świadomie do poziomu dzieci Bożych. I nic dziwnego. Wszak
człowiek rodzi się przede wszystkim dla Nieba. Przez Zienię
człowiek tylko przechodzi. Przemarsz. Ale może to być tego
typu przemarsz, który zapewnia maszerującym przez glob set-
kom pokoleń — największą zwartość narodową, najzdrowszą
kulturę, najbujniejszą na ziemi żywotność, trwałość, wydajność
i który czyni z narodu błogosławieństwo dla świata. Przemarsz,
to życie narodu. Na to Polki rodzą, by każdy Polak z ziemi czy-
nił niebo i w Niebie — by był każdy.
„Niewiasta będzie zbawiona przez rodzenie dziatek"
((św. Paweł, Tymol. IV,. 15). Tylko kobieta może dać Bogu miesz-
kańców Nieba. I to jest największa godność kobiety. Tylko Pol-
ka może dać Bogu mieszkańców Nieba-. Polaków. I to jest naj-
wyższa godność Polki oraz powód arcy-czci dla niej od
narodu.- 7 )
Ziemia, pobyt tu na niej, to jest tylko dalszy ciąg - ciąży,
przepoczwarczania się narodu, dojrzewania - na naród synów
Bożych.
27) „Nadio Bóg pragnie, by rozmnażali się nie tylko w tym celu, by istnieli
- zapełniali ziemię, lecz daleko więcej w tym celu, by byli czcicielami Boga, poznawali
Go, miłowali i posiadaniem Jego na wieczne czasy cieszyli się w Niebie**. „Łatwo stąd
poznać, jak wielkim darem dobroci Bożej, jak doskonałym owocem małżeństwa jest
dziecko". Pius XI, „Enc. o m.»ch.", 9, 10.
113
Dwa razy wydaje kobieta swe dziecko.- pierwszy raz
w ręce narodu. Dokończenie porodu, Malko-Polko, jest dopiero
wtedy, gdy syn Twój, gdy Twoja córka wstępują w bramy
Niebios.
KONTYNGENTY CIERPIENIA
A jak sobie radzi z sumieniem - wymierająca świadomie
część narodu?
Owszem, Grotjahn wspomina o sumieniu, radzi wzrost su-
mienia, ale zarazem radzi... środki przeciw zapłodnieniu, dopusz-
cza dzieciobójstwo, sterylizację, prezerw... Biedactwo innego
wyjścia widocznie nie widzi. Pensje dodatkowe dla ojców rodzin
radzi, ubezpieczenia rodzicielstwa radzi. Itd. Złe i dobre. Groch
z kapustą. Książka Grotjahna nosi tytuł „Higiena ludzkiego rozro-
du". Wydało Polskie Towarzystwo Eugeniczne. Higiena... z wy-
chodkiem w sumieniu: Polskie Towarzystwo Eugeniczne 28 ).
Grotjahn błaga, by małżeństwa miały najmniej po czworo
dzieci. Grotjahn wie, że dopiero chrześcijanom „udało się wy-
przeć zabijanie płodu z dziedziny zjawisk dozwolonych do
rzędu spraw kryminalnych" 25 ').
Grotjahn wiele wie. A jednak...
— Z czego, być może, zrezygnował Grotjahn?
Z tego, by wymagać.
Uczeni boją się żądać. Uczone ślamazary, gdy widzą, że
obecnie każdy człeczek może mieć pod nosem i kochankę,
i wygódkę, i trzy żony, i ani jednego dziecka, drżą ze strachu,
gdy mają żądać od małżeństw rzeczy tak trudnej jak panowanie
nad sobą.
Uczonym tchórzom wydaje się, że piękną ideę wygody
można stosować również w życiu moralnym. A tymczasem mo-
że być water-closet w mieszkaniu zamiast starożytnego wycho-
dzenia w pole, ale nie może być... środków przeciw zapłodnie-
niu - na miejsce życia naturalnego.
We wszystkich dziedzinach kultury można tworzyć arty-
kuły zastępcze, ale cóż można wymyślić na miejsce życia etycz-
nego?
Wszędzie możemy sobie ułatwiać życie. Możemy skracać
czas podróży i oblatywać glob w ciągu godziny. Możemy skra-
cać urlopy i majteczki. Kto wie, czy studiować nie będzie można
28) Por. Grotjahn: ,,5umenie eugeniczne" 29) Grotjahn, 29, 31.
114
kiedyś na wesoło, w samych „prysiudach", pod muzykę. Ale
nikt nigdy nie uwolni nas bezkarnie od lego kontyngentu cier-
pienia, jaki przypada na każdego, gdy sam, dobrowolnie dosko-
nali swe postępowanie etyczne po chrześcijańsku i coraz dosko-
nalej po chrześcijańsku. W życiu moralnym musimy... wisieć na
kizyżu, choćby na całym świecie- panował zbytek, komfort
i koncert nieustający.
Wszędzie można być wygodnym, ale nie w życiu moral-
nym. Wszędzie można być cywilem, ale w życiu moralnym trze-
ba mieć postawę żołnierską, bo właśnie w życiu moralnym pow-
stają ustawicznie sytuacje, gdzie trzeba walczyć lub dać się
krzyżować. Wówczas mężczyzna mówi: „Rozkaz!", a tchórz...
chowa się za „czapeczkę pochwową".
JAK KAWALER Z PANNĄ
I ci rodzice, co stosują wstrzemięźliwość małżeńską, i ci,
co stosują „prewencję" — w wyniku nie mają dziecka.
— Więc jedni i drudzy są diabla warci!
Pozornie tak. Jednak pierwsi rosną w kulturę panowania
nad sobą. Dzięki ten\u dostrzegają w sobie coś więcej niż ciało
i to „coś więcej", rozbudowują w nowy, nieznany im dotąd,
doskonalszy rodzaj współżycia. A w co wzrastają neomaliuzja-
nie? Owszem, kupować będą środki antymacierzyńskie, lecz za
co kupią umiejętność panowania nad sobą? potęgę moralną?
„Prewencja" tedy nie tylko nie dopuszcza do dziecka, ale
nie dopuszcza do zaistnienia tych wartości etycznych, jakich na-
bywamy wyłącznie wtedy, gdy panujemy nad zmysłowością.
A poza tym „prewencja" nie dopuszcza, by człowiek współpra-
cował z Bogiem na wewnątrz duszy r.ad spotęgowaniem swych
wartości moralnych: odcina go od nadludzkich możliwości
w dziedzinie rozwoju etycznego, odcina go od Łaski. Kwituje te-
dy „prewencja" z tych osiągnięć, jakie rodziłyby się w klima-
cie wyższej kultury etycznej i wyższej, sublimowanej kultury
erotycznej czy to na terenie współżycia młodzieży płci obojga,
czy to w życiu narzeczeńskim, małżeńskim, rodzinnym itd. Są io
straty niepowetowane.
Mogą mieszkać obok siebie dwa narody. Mogą mieć tę
samą liczbę dzieci i niewielką liczbę. Pierwszy osiągać to bę-
dzie „prewencją", drugi - panowaniem nad sobą. Otóż pierw-
szy, gdy potrzeba będzie powiększyć liczbę dzieci, nie będzie
mógł ruszyć z miejsca, jak dziś Szwecja, Anglia, USA. Drugi —
w każdej chwili będzie mógł zdwoić, stroić dzietność, bo prze-
115
cięż to zależy wyłącznie od osobistych sił moralnych par
małżeńskich.
Pierwszy będzie produkował środki przeciwmacierzyńskia,
żeby nie mieć dzieci, ale nie wymyśli takich środków, żeby lu-
dzie chcieli mieć dzieci.
Pierwszy olbrzymie złoża biologiczne sił rozrodczych
roztrwoni w onanii, drugi sublimować je będzie w wyższe posta-
ci kultury, o poziomie na innej drodze nieosiągalnym.
Pierwszy może wydawać dzieci z najracjonalniej eugenica-
nie dobranych par. Ale te piękne rasowo dzieci będą się do-
stawały od urodzenia w środowiska charakterystyczne dla wy-
mierającego narodu. Tej dzieciarni będzie brakowało warunków
zewnętrznych do rozwoju. Będą to dzieci zdrowe, ale otaczać je
będzie chory, wymierający świat.
Kto z rodziców w owym ginącym świecie zapragnie, żeby
mu się to jedno „eugeniczne" dziecko nie zmarnowało, musi je
wysłać na... ten drugi świat: do ludzi naturalnych, gdzie może
być mnóstwo nieeugenicznych dzieci. A nauczy się tam to
„jedno dziecko eugeniczne" nie tylko panowania nad sobą. Bo
życie po katolicku, to nie tylko panowanie nad sobą, ani sprawa
wyłącznie religijna.
Postępowanie po katolicku wymaga podbudowy czysto
świeckiej, a wściekle trudnej, wobec której wysłuchanie Mszy
czy odmówienie różańca, to łatwizna niesłychana. Katolickie na-
kazy etyczne mają bowiem to do siebie, że kto je praktykuje,
spuszcza z łańcucha nieprawdopodobne energie, które leżą
uśpione w nas, a gdy je budzi i wprawia w ruch, to asymiluje
zarazem te siły z zewnątrz nas, co czekały naszego wezwania jak
zaklęcia, spoczywając do tego czasu bezczynnie w tym oceanie
energii Boskich, jaki opływa nas ustawicznie, a jakim jest Łaska.
Nakazy moralne wywołują to, że człowiek im posłuszny
musi zachowywać wobec życia nie tylko postawę ofiarną, lecz
twórczą i zdobywczą. Ponadto musi tym więcej i wydajniej pra-
cować, tym zaradniej musi żyć, im bardziej po chrześcijańsku
postępuje, niż otaczające go osoby.
To samo dotyczy rodzin i narodów. Bez tych cech czysto
praktycznych zawaliłaby się ich etyka, a wielodzietność sprowa-
dziłaby nędzę i powrotną modę na... „prewencję".
Umieć żyć po katolicku, to umieć sobie radzić we wszel-
kich warunkach zwycięsko. Religijność i dzielność. Teologia i...
podteologia. Katechizm i podkatechizm. Albo - zaradność
- Łaska, w sumie: katolicyzm,- albo - ślamazarność i ...środki
przeciw zapłodnieniu: protestantyzm.
116
. Dla kalolika nie ma innego wyjścia, tylko dzielność lub
wianie „na zbity łeb" od katolicyzmu. Układność, „rękawiczki",
przyznawanie każdemu racji, oczekiwanie pomocy i posady oraz
wszelkie cuchnące średniactwo nie mają nic wspólnego z prak-
tykowaniem etyki katolickiej.
A więc z tą Łaską niełatwa sprawa! Choć Łaska oblega
nas zawsze, jednak żeby własne wartości i energie wzmacniać
wartościami i energiami Boga, trzeba przyswajać Łaską swemu
organizmowi; żeby zaś ją przyswajać, trzeba własne czysto ludz-
kie możliwości i energie puścić w ruch „na całego". Wszystkie
własne wartości i energie. „Ze wszystkiego serca, z całej du-
szy, ze wszystkich sił". Inaczej ani rusz. Łaska „nie chyci". Bę-
dziemy przestępowali z nogi na nogę. Chociaż przekręcimy
kontakt, lecz nie będzie światła.
Toteż rodzice, wypełniający świadomie w naszych czasach
nakazy Kościoła w pożyciu małżeńskim, składają dowód, że wy-
konają również świadomie każdy z pozostałych nakazów etyki
i każdy z nakazów życia: bo nie ma obecnie trudniejszego naka-
zu moralnego, niż żyć w małżeństwie zgodnie z naturą, i nic nie
wymaga tyle dzielności życiowej, niż posiadanie w naszych
czasach rodziny wielodzietnej. Dlatego gadka o tym, że „nie
ilość, ale jakość" - .zalatuje w erze świadomego ojcostwa i ma-
cierzyństwa stęchlizną.
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa po tym się pozna-
wało prawdziwych chrześcijan, że byli gotowi ginąć za wiarą
i ginęli. Dziś poznaje się prawdziwych chrześcijan po tym, że
gotowi są żyć w małżeństwie po katolicku. Po tym, jak żyją mał-
żeństwa, poznaje się, gdzie dziś Kościół jest żywy, a gdzie trup.
Małżonku, powiedz mi, ile masz dzieci, to Ci powiem, co z Cie-
bie za katolik!
Właśnie każdy by żył ze swą żoną po katolicku, gdyby to
nie wymagało wzmożonej pracy myśli, większych ofiar, dosko-
nalej zorganizowanego sposobu utrzymywania swej rodziny,
wzmożonej pracowitości i zaradności, jako skutków posiadania
licznego potomstwa. Każdy by umiał spożytkować wartości
i energie zawarte w Łasce, gdyby to nie wymagało równolegle
dzielności życiowej. Możemy tę właściwość katolicyzmu wyko-
rzystać, i zacząć żyć we wszystkim po katolicku. Wysforujemy
się dzięki temu na najdzielniejszy naród świata. Fujara, wygod-
niś, tchórz są tym dalej od Chrystusa, im bardziej są niedołężni,
bojaźliwi, wygodni. Bliższy Kościoła jest dzielny poganin niż
rozlazły katolik. Może dlatego katolicy nie urzeczywistniają do-
tąd etyki katolickiej. Próbują żyć religijnie i... po dziadowsku.
117
Wychodzą z tego.,, nici. ReligijnoiE i dzielność chodzą razem,
Jak kawaler z panną.
Nie przeludnienie nam grozi, ale brak dzielności.
CZARUJĄCA POKUSA
Wymierająca część narodu nie tylko wydaje na świat
coraz mniej ludzi, ale ludzie ci są coraz słabsi umysłowo.
Anglik F. Galton kracze o Anglikach: „Naród nasz prze-
stał w tym stopniu wytwarzać inteligencję, w jakim to czynił
50-60 lat temu. Przodująca na polu umysłowym część narodu nie
rozmnaża się w tym stopniu co pierwej" 30 ). A Galion biadał tak
pół wieku temu, gdy w Anglii jeszcze było nieźle z dziećmi: gdy
Churchill był chłopakiem, a Atlee jeszcze nie wiedział, czy się
urodzi.
W USA „połowa studiujących kobiet w ogóle nie wycho-
dzi za mąż, z zamężnych trzecia część pozostaje bezdzietna,
a przyciętna ilość dzieci każdej z pozostałych matek wynosi
tylko 2-1; a więc tylko i, 4 dzieci na każdą zamężną, a 0,7 na
każdą kobietę studiującą" — stwierdził L. J. Dublin sporo lat
temu, gdy jeszcze Amerykanki chciały mieć dzieci 0 ): gdy póź-
niejszy Roosevell Wielki był jeszcze pacholęciem.
„Kobiety studiujące są prawie stracone dla rozrodu" —
biedolił Grotjahn jeszcze dwadzieścia lat temu.-' 12 )
W centrum demokracji świata, w Paryżu, tysiące najdemo-
kratyczniejszych dam włóczy się do lekarzy, żeby je sterylizo-
wali. 33 ) Po tym poznajemy zachodniego demokratę, że nie ma
dzieci. Demokracje zachodnie wygrały wojnę i wymierają da-
lej. Avele demokracje, moriluri vos salutant! Maluczko a powie-
my: wygrali i wymarli.
„Stany Zjednoczone, jeżeli procent urodzin będzie taki
sam jak teraz, to w roku 1970 będą miały nowych ludzi młodych
w wieku poborowym od 20 do 32 lat tylko 18 milionów, a więc
niemal połowę mniej niż Rosja. Nawet gdy do tej sumy dołoży-
ło by się młodzież w wieku wojskowym Wielkiej Brytanii, Fran-
cji i Włoch, to jeszcze nie dojdzie się do sumy ludzi, jakimi bę-
dzie rozporządzała Rosja” („Dziennik Związkowy (Zgoda;", Chi-
cago, z dnia 6, 9. 1946 roku).
A teraz — coś jeszcze bardziej smutnego.
30) Grotjahn, 103,
31) 32) 33) Grotjahn, 2ó9 269 , 283,
118
Bardzo io pięknie, że po tym, jak kio żyje w małżeństwie,
poznajemy dziś kio katolik, ale sęk w iym, że mało który katolik
żyje teraz w małżeństwie po katolicku.
Bardzo to ładnie, że w Łasce mamy wartości i energie Bo-
że, ale co z tego, jeżeli rzadko kto chce z tych wartości i energii
korzystać nawet tam, gdzie mu są one niezbędne: w mał-
żeństwie.
Gdy w dawnych czasach zawarcie małżeństwa pomagało
małżonkom do wzrostu moralnego, to w czesach świadomego
dawania życia jest ono okazją do wynaturzeń i dzieciobójstw.
Obywatele państwa nie chcą w małżeństwie mieć dzieci.
Wyznawcy Kościoła nie chcą w życiu małżeńskim korzystać ze
stanu Łaski. I państwa i Kościół stoją nad przepaścią w tym
samym miejscu: w małżeństwie. Nie konkordaty łączą dziś Koś-
ciół z państwami, ale to zjawisko.
Cała sprawa polega na tym, iż praktykując etykę k?tclic-
ką, natrafia człowiek na pewne tereny, gdzie się nieprawdopo-
dobnie wiele korzysta, jeżeli... się grzeszy.
W czasach świadomego ojcostwa i macierzyństwa taką po-
kusą - i to przez cały niemal czas trwania małżeństwa - jest
nie mieć dzieci. Pokusa trwa więc niemal kilkadziesiąt lat dla
każdego małżonka kkażdej małżonki. Powstała w ten sposób
sprzeczność między interesem jednostki a interesem narodu
i państwa, między interesem doczesnym jednostki a jej intere-
sem wiecznym: zbawieniem. W len sposób w przyjemnej aurze
może wymrzeć państwo za państwem. Pokusa jest zbyt ponętna,
by jej nie mieli ulegać małżonkowie słabego, karlego gatunku.
Owóż, ilekroć Kościół natrafiał na takie czasy, że katolicy
leźli masowo na lep jakiegoś grzechu fantastycznie ułatwiające-
go życie, to radził sobie zakonami.
Zadaniem zakonów było iść tam, gdzie postępowanie mo-
ralne chrześcijan było najbardziej zagrożone. Jeżeli do tej no-
wej pracy nie nadawały się już zakony istniejące, powstawały
wówczas nowe. A nie wyrastały z nakazu, ale samorzutnie,- wy-
buchały zaś tym samorzuiniej, im bardziej katolicy chcieli po-
magać jedni drugim żyć po chrześcijańsku.
Państwa nie posiadają takiego czynnika odrodzenia. Co
więcej od dwustu lat są państwa na bakier z Kościołem. Od
dwustu lat narody nawet katolickie nie wiedzą, po co jest Koś-
ciół. Oszukują go. Ryją pod nim za pomocą masonerii Wymiera-
jącym świadomie narodom Kościół przeszkadza, bo nie daje im
zbyt szybko wymrzeć. A znów dla „uczonego barbarzyństwa" -
Kościół, to coś w rodzaju., ślepej kiszki,- boją się „tego" i radziłby
119
„to" zoperować. Rzadko kiedy ludzie iak kiepsko znali się na
Kościele jak od dwu, trzech wieków. Jeszcze się trochę ludziska
znają na księżach. Mimo to głupieją, gdy zoczą sutannę. Światły
obywatel, nie znoszący zabobonów,, gdy widzi księdza, woła:
„Pomidor, idzie". Lub łapie się za guzik, żeby go nie spotkało
nieszczęście.
Ciekawe, co to stało by się z medycyną, nauką i sztuką,
gdyby od dwustu lat, każdego lekarza, uczonego i artystę spo-
tykano pozdrowieniem: „Znachor! Kruk idzie!"
ZABAWNE
' Na razie jednak Kościół w swej walce z ncorrialtuzjańiz-
mem i dzieciobójstwem jest osamotniony nawet przez zakony. ,
Zabawne.
Macierzyństwu służą zakony „między innymi", natomiast :
idą masowo do cierpiących w ogóle, albo do „gotowych" dziś- ■
ci: szkoły, szkoły, szkoły! „Szkolizm" szaleje wśród zakonów.
Wpływ pedagogiki... masońskiej. Ale żeby chociaż te szkoły j
prowadzono wyłącznie dla dzieci z rodzin wiernych naturze !
a ubogich! j
Tymczasem największe niebezpieczeństwo moralne grozi j
dziś chrześcijaństwu nie wtedy, gdy się już dziecko urodziło, ale j
gdy go jeszcze w ogóle nie ma na świecie: gdy dopiero cho-
dzą słuchy, że się poczęło. A i przed poczęciem jakaż gama
możliwości dodatnich moralnie lub ujemnych! Chodzi o to, że
teraz rodzice kochają po chrześcijańsku dziecko urodzone, a na-
wet zanadto kochają. Natomiast dziecko nienarodzone zarzynają.
W naszych czasach wyrasta nowy obowiązek: kochania dziecka
nienarodzonego. Równouprawnienia dziecka nienarodzonego
z narodzonym. Demokracja wśród dzieci. Chodzi o równe prawo
do życia człowieka nienarodzonego z człowiekiem dorosłym.
Fełna demokracja. Dziecko nienarodzone nie może być paria-
sem, którego każdy może zatłuc jak psa. I to w XX wieku. Liga’
Obrony Praw Człowieka Nienarodzonego. Gdzie taka Liga, Pa-
nowie i Panie? Gdzie „Sekcja Obrony Dziecka Nienarodzonego"
przy „Caritasach"? Gdzie równouprawnienie dziecka nienaro-
dzonego z narodzonym — w miłosierdziu chrześcijańskim?
w pracach Opiek Społecznych? w Kodeksach Karnych? w kon-
stytucjach? w Polskim Czerwonym Krzyżu? w medycynie?
w Czerwonych Krzyżach całego świata?
Nic, tylko „Kusemu" sprzykrzyło się atakować Kościół od
strony wiary, więc zaatakował go od strony praktyki i to na
120
najdelikatniejszym wycinku: pożycia małżeńskiego... i życia
dziecka w łonie matki.
Jest to wąziutki skrawek życia i przedziwnie intymnej na-
tury, ale dziś decydujący o obliczu moralnym pozostałych tere-
nów w życiu ludzi dorosłych, a wiec pośród tych, co kierują
wszystkim. W innych czasach inne działy życia było najtrudniej
realizować po katolicku i o inne szkopuły rozbijał się postęp
moralny ludzkości. Dziś na terenie małżeńskim jest klucz do po-
tęgi moralnej narodów.
Gdy tedy dzisiejsze zakony utknęły przy młodzieży i przy
chorych, diabeł wziął się właśnie do tajemniczego kącika w ży-
ciu małżeńskim z niesłychaną brawurą, sprytem i w giganty-
cznej skali. Zabawne.
Ale zabawne i to, że i lej młodzieży po szkołach i tych cho-
rych po szpitalach zabraknie zakonom, jeżeli będą dalej ucieka-
ły od pomagania macierzyństwu. Wymierające bowiem naro-
dy wypędzają zakonnice i zakonników ze szkół i szpitali, a wpro-
wadzają na ich miejsce świeckie nauczycielstwo i świecke sio-
stry- pielęgniarki, które się też lak zawzięcie „wyskrobują", jak
panie nie będące siostrami 14 ).
Zabawne, że do jednej z lecznic zakonnych w Warszawie
siostry nie przyjęły ^lekarza, bo był... żonaty. Bały się. że żona
będzie w szpitalu przeszkadzała odwiedzając męża-lekarza.
Zabawne, że przedwojenne władze kościelne warszawskie
nie bardzo ułatwiały zainstalowaniu się w stolicy — kamilia-
norti: zakonowi dla chorych- 4 "’).
Najzabawniejsze jest to, że o ile nam wiadcmo, był w sto-
licy szpital zakonny, przyjmujący między innymi i kobiety ro-
dzące, ale czyniono to za „grubszą forsę". Gdzie miłosierdzie dla
ubogich: podstawowa cnota zakonna-* 1 ’)?
Cóż przeto z tego, że coraz więcej może być takich mam,
co córeczki swe będą kształciły u sióstr, kiedy gdy mamę spy-
tać, ile ma 'óreczek, to odpowiada: „Tę jedną, bo ją muszę
dobrze wychować". Na pytanie wtóre co zrobiła z „tamtymi"
dziećmi, mówi spłoniona lub rozzłoszczona: „Dziś nie moda na
dzieci".
34) W jednym szpila] u warszawskim widziałem taką scenę; Lekarz w romowie
z chorym broni macierzyństwa, a siostra świecka powiada; „Nie na to się kształciłam na
pielęgniarkę, żebym miała dzieci’'.
35) Zawiedzeni kamilianie poszli do Włocławka. Przyszli ze Śląska gdzie w Tam.
Górach prowadzą lecznicę dla pijaków. „Żywot św. Kamila i jego zakon* 4 , Katowice
- 55.
36) Nie wiem, jak fest w szpitalach zakonnych *w Polsce, ale, o ile ml wiadomo,
szpital Elżbietanek w Warszawie (Mokotów) nie był dla ubogich. Właśnie o nim wyżej
mówię i to z własnego doświadczenia mej żony.
121
Co więc z lego, że siostrzyczki zakonne wychowają mamie
tę jedną niewyskrobaną córeczkę - inlernalowo, luksusowo,
„po katolicku", kiedy gdy córeczka wyjdzie za mąż, to też będzie
miała najwyżej jedną córeczkę (mama ją tego nauczy), którą
z kolei pośle do sióstr, a pozostałe swe dzieciątka zlikwiduje
(mama dopilnuje).
Wychowanka sióstr prędzej zostanie zokonnicą, niż matką
wielu dzieci.
Który zakon zawczasu... oducza tego, czego potem mama...
naucza? Co robią zakony skutecznie na najbardziej dziś pogań-
skim i zbrodniczym terenie życia katolików: w macierzyństwie?
GRÓB „NIEZNANEGO DZIECKA"
Na 771 szpitali (o 36.301 łóżkach), 108 przytułków dla trę-
dowatych, 1975 sierocińców, 428 przytułków dh starców, przy
liczbie 24.584.878 porad lekarskich (rok 1934): było na misjach
katolickich całego świata 211 lekarzy, 1163 pielęgniarzy i pie-
lęgniarek. Aptek 3.614 ;,T ). Niestety, liczby te nie mówią, ile
z owych sił lekarskich, pielęgniarskich i aptekarskich było za-
konnikami i zakonnicami. Wiadomo natomiast, iż w owym czasie
bonifratrzy mają 88 aptekarzy i 10 lekarzy zakonników na całym
świecie. Jest to zero w porównaniu z ogromem terenów misyj-
nych, tym bardziej, że jednym ze „środków odgrywających dzi-
siaj coraz ważniejsza rolę w pracy misyjnej jest pomoc lekarska,
którą wprawdzie misjonarze dają nawracanym narodom w coraz
większym zakresie"-®), ale która to pomoc jest tak nikła, że me-
dycyna protestancka zdołała „dzięki bogatym zasiłkom pienięż-
nym oskrzydlić medycynę katolicką"-®).
Mizerne też jest to, co się nawet w ostatnich latach robiło
w tym zakresie w całym Kościele. W Niemczech istnieje Niemie-
cki Związek Misyjny od roku 1934. Benedyktyn, lekarz, F. Ohm
założył w Wiirzburgu (1932) katedrę misjołogii lekarskiej Tamże
działa Instytut Lekarsko-Misyjny.
We Francji ks. Totsuka, Japończyk, dał początek w r. 1922
stowarzyszeniu dla misyj lekarskich.
W Szkocji jezuita Agiusz powołał do życia organizację dla
lekarek i pielęgniarek misyjnych (r. 1928).
37) Ks. L. Cieszyński: , .Roczniki Katolickie" 1939. str. 232. W wieku XV same
zakony .duchaczy" utrzymywały w Europie do tysiąca szpitali
38) Umiński, i. U. 477.
39) Cieszyński, 232.
122
W USA w r. 1925 lekarka A. Dengel, oraz redemptorysta
Mateusz zakładają „Society of Catholic Medical Missionaries
in Washington", szkoląc lekarki i pielęgniarki zachowujące re-
gułę zakonną. Pracują w Indiach (Dacca, „Mitfort Hospilal",
300 łóżek), jako... położne! Uwaga! Uwaga! Jako położne!!!
Siostry te prowadziły w roku 1946 także szpital w Raval-
pindi dła kobiet i dzieci oraz szpilal w Patna na 175 łóżek.
Ostatnio 4 spośród owych sióstr zakonnice-lekarki, Hin-
duski fc które praktykowały w Ravalpindi, założyły takie sarno
zgromadzenie zakonne, ale hinduskie.
W zgromadzeniu brak powołań. Apelują tedy o powoła-
nia, zwdaszcza do świata angielskich lekarek, pielęgniarek i po-
łożnych, gdyż jedynie dyplomy angielskie są tu przez władze
respektowane. Jak dotąd najwięcej powołań daje Holandia:
obecnie 15 sióstr postuluje. Horyzonty dla pracy nieobjęte, choć'
by dlatego, że w świecie hinduskim 200 tysięcy kobiet umiera
rocznio przy porodzie.
Przełomu w tej dziedzinie dokonała w Kościele... starusz-
ka, Szkotka. doktor Mac Laren, która „mimo 70 łat powtarzała
swe wyjazdy do Rzymu, aby uprosić papieża, żeby zniósł zakaz
dla zakonnic praktykowania medycyny i położnictwa. Zakaz
zniesiono dopiero wyroku 1936. Przedtem ta wspaniała kobieta
założyła wspólnie z prefektem apostolskim z Mill-Hill wspom-
niane wyżej szpitale" („Catholic Herald" z dnia 6. 9. 1946 r.).
„Agentia Fides" znów (nr 84, rok 1946) podaje z Luma
(Kongo Belgijskie) i z okolic jeziora Alberta (toż Kongo) o pracy
tam... uwaga! uwaga!... Sióstr Miłosierdzia Macierzyńskiego
z Metzu. Owóż klasztor sióstr z Mongbwola prowadzi tamże
„Dom Położniczy" i „Szkołę Akuszerek". Miano w roku 1946
1008 urodzeń. Szkoła akuszerska liczy teraz 20 uczennic. W „Po-
radni Przedporodowej" udzielono 4520 porad, w przychodniach
dla rodzin górniczych udzielono 164.312 porad matkom i dzie-
ciom. Cuda.
Wiadomo, że Murzyni tak się boją urodzenia bliźniąt,
jak my... dziecka choćby jednego. Otóż te same siostry, tylko
tyle, że z nad jeziora Alberta, osiągnęły to, że w rejonie ich
pracy w roku 1945 żadne małżeństwo murzyńskie nie zabiło
bliźniąt (po urodzeniu). Uratowano 48 bliźniąt. Kiedy u nas za-
konnice będą ratowały w rejonach swej pracy chociaż po 48
polskich dzieci nienarodzonych, skazywanych przez rodziców
na śmierć?
A więc zakony wkroczyły do medycyny i położnictwa.
Postęp jest. A raczej postępek.
t23
Natomiast chyba nadal nie ma zakonu lekarzy. Nawet dla
misyj 40 ).
— A Polska?
Nasze szarytki prowadzą w Krakowie — rok 1946 - szko-
tę pielęgnarską. Bonifratrzy z Krakowa przyjmują do zakonu:
lekarzy, dentystów, farmaceutów: ogłoszenia z roku 1946. Po-
dobno jest też gdzieś kilka arcyczcigodnych Polek-sióstr, co
myślą o zakonie pomocy dla rodzin wielodzietnych, o położ-
nictwie, o medycynie,
Dane przedwojenne wyglądają następująco.
Bonifratrzy prowadzili u nas 6 szpitali, kamilianie — jeden
zakład dla nerwowo chorych i alkoholików oraz dwa przytułki.
Razem 1010 łóżek 41 ).
Zakony żeńskie opiekowały się chorymi w 248 szpitalach
(na ogólną liczbę 749), pracowano w 138 przytułkach dla star-
ców, w 27 zakładach specjalnych (nieuleczalni, niewidomi,
głuchoniemi, paralitycy, epileptycy, umysłowo upośledzeni).
Żłóbków prowadzono 32 (rok 1935, wszystkich żłóbków było
w Polsce 44 w roku 1938). Łóżek szpitalnych obsługiwano 35.260
(na ogólną liczbę 88.432). Szpitali własnych miały zakony szes-
naście 42 ).
Liczby pokaźne. Ale wpływ zakonów na wartość lecznic-
twa polskiego wynosi krztynę, drobiażdżek. I w oczach topnieje.
Praca zakonów bowiem nie jest nastawiona na obsługę
macierzyństwa, ale rozproszona. Członkowie zakcnów, to poza
tym nie lekarze i nie lekarki, mało kiedy kierownicy szpitali,
lecznic i zakładów, ale coś zbyt dosłownie „sługi sług". No i też
się... boją, tak jak i kapelani szpitalni: księża katoliccy. Bo czy
kto słyszał o zakonnicach, co robią awanturę lekarzom, gdy ci
się zabierają do zarżnięcia dziecka? Wyjątek zdarzył się w Kiel-
cach: szarytka stanęła z całą energią w obronie zabijanego
dziecka (r. 1942). Polkę tę należy nagrodzić wyjwyższym odzna-
czeniem za najrzadszą w Polsce cnotę: odwagę podczas pokoju.
Dlaczego żaden zakon, żaden Caritas, ani żadne „spo-
łecznice" nie organizują „Tygodnia Miłosierdzia", „Tygodnia
Protestu" - w obronie pół miliona, a może i miliona dzieci poi-
49) C ty istnieje zakon lekarski, męski, nie wspominają ani Umiński, ni Piro-
żyński, jak również Cieszyński.
41) Pirożyński Marian ks. : „ „Zakony męskie w Polsce", Lublin-Uniwersylef
m?, sir. 26.
42) Pirożyftski Marian ks.: ..Zakony żeńskie w Polsce", Lublin4Jniwersyłet 1935. 5.
str. 3fi-S8 19?, 109, 113, 182, 293, 218. Może moje liczby są niekompletne, bo nie orientuję
się, które z podanych przeć autora szpitali obsln*iwnnvrh przez bonifratrów i kami-
lianów są ich własna
124
skich, które „muszą" co roku, a więc i w tym roku, teraz," gdy
Polska jest wolna, być zamordowane? Miłosierdzie jest podsta-
wą zakonów: a czy jest kto bardziej godzien miłosierdzia, niż
najniewinniejsze i najbardziej bezbronne dzieciątko w łonie
matki, skazane przez nią samą na okrutną śmierć? Ą przecież
dzieci takich nikt nie chrzci. Pół miliona, ą może milion ...po-
gan polskich mrze w ten sposób co roku. Od tego w naszych
czasach się zaczyna powrót narodów katolickich do pogaństwa.
Czemu z powodu tej rzezi nie atakują o to prokuratorów,
ministrów spraw wewnętrznych i wszystkich dygnitarzy od po-
rządku w Rzeczypospolitej? ”
Dlaczego nie wysławiono pomnika-grobu „Nieznanego
Dziecka"? Czyż nie zabito ich w latach wolności (1918 — 1939 )
— trzy miliony dla... dobra „kultury”? Czyż padło kiedykolwiek
w jakiejś kampanii wojennej aż tylu Polaków? I czyż nie pada
pół miliona, a może i milion dzieci polskich nadal co roku! Czyż
nie od złożenia wieńca na grobie Nieznanego Dziecka winni
lozpoczynać swe zjazdy nauczyciele, prokuratorowie, sędzio-
wie, rodzice, dyrektorowie „Carilasów", lekarze?
ZAKONY I AKUSZERIA
A czy kto słyszał o takim polskim zakonie kontemplacyj-
nym, który stale błaga Boga o to, żeby tej rzezi niemowląt
nie dopuszczał na ziemi polskiej? by ani jedno dziecko polskie
nie ginęło w łonie matki, celowo tam niszczone? Który zakon
czynny przeszkadza w tej rzezi?
A czy kto słyszał o zakonie poszukującym pracy dla bez-
robotnych: ojców licznych rodzin? O zakonie, który by budo-
wał domy dla najuboższych rodzin wielodzietnych? który by
pomagał w rodzinach z liczną dziatwą?
Wiemy, spośród zakonów żeńskich kilkanaście pielęgnuje
chorych po domach. Gzy jednak pielęgnują matki przy poro-
dach? Czy pielęgnują ojców licznych rodzin? Czy robią to za
pieniądze? Jaki jest cennik? Jakie siły fachowe? środki?
Klasztorem Polaków jest życie narodu.
Zakony muszą wejść w życie narodu. Albowiem tak samo
jak Kościół, kubek w kubek osamotniony jest przez zakony na-
ród. Rak strachu... przed „za dużą" ilością dzieci - żre. naród.
Naród opanowało przerażenie przed życiem katolickim w mał-
żeństwie. Naród ucieka w popłochu... przed dziećmi.
Trzeba zacząć od miejsca najniebezpieczniejszego w życiu
narodu i Kościoła: wzmóc w Polaku od czasu, gdy się ożeni, po-
125
sławą ofiarną oraz dzielność i pomagać mu odtąd żyć w rodzi-
nie po katolicku.
W ten sposób opanuje sią obłędną trwogą przed należytą
ilością dzieci: uzdatni sią naród z powrotem do życia.
Zadanie, by wszyscy Polacy żyli w małżeństwie po katoli*
cku, bądzie w pierwszym okresie urzeczywistniania go nieomal
nadludzkie, jednocześnie na wskroś moralne, fundamentalnie
chrześcijańskie, zatem zakonne.
Zawrócić naród, gdy już cały wybrał sią przeciw dzieciom,
mogą tylko zakony macierzyńskie.
Oszalały (ze strachu przed dziećmi) niedojda musi sią po-
tężnie wyrżnąć w łeb... o działalność zakonów macierzyńskich,
by przyszedł do siebie: by był mężczyzną.
Musimy wreszcie zarobić ną tym, że jesteśmy tysiąc lat
chrześcijanami. Teren heroiczny, to dzieło zakonów przede wszy-
stkim. Zakony muszą nam pomóc w heroizmie małżeńskim swym
heroizmem zakonnym.
Zakony macierzyńskie stworzą własne szpitale dla matek,
sanatoria dla matek- gruźliczek, 43 ) własne apteki, wydawnictwa
naukowe, szkoły lekarskie, akademie ginekologiczne, szkoły
pielęgniarskie, szkoły służby szpitalnej, sanatoryjnej, pomoc do-
mową dla matek, przemysł farmaceutyczny: wszystko w służbie
rodziny.
Zakonnicy i zakonnice muszą być nie tylko prostaczkami
od zwykłej orki szpitalnej, ale fachowymi siłami we wszystkich
dziedzinach lecznictwa, pielęgniarstwa, farmaceutyki i budowni-
ctwa szpitali, sanatoriów i szkół medycznych. A więc: zakonnicy
-lekarze, zakonnice-lekarki, farmaceuci, farmaceutki, pielęgnia-
rze, pielęgniarki; zakonnicy-dyrektoro-wie, dyrektorki, uczeni,
profesorowie, badacze,- zakonnicy-architekci szpitalni, sana-
toryjni.
Bardzo to ładnie, że dusza jest ważniejsza od ciała i że
w obliczu śmierci przede wszystkim trzeba ratować dusze. Ale
sęk w tym, że dziś nie można w szpitalu ratować dusz, jeżeli się
jednocześnie nie ma w ręku ciał.
Nie jesteśmy tylko duszą. Człowiek, to dusza i ciało. Zako-
ny są zaś dla człowieka., Tylko wśród ludzi mogą być zakony.
Duszami będziemy dopiero w Niebie. I to też tylko do czasu. Ale
też tam nie będą nam wcale potrzebne zakony.
43) Sanatorium takich winno być tyle. by każda mężatka mogła 3ię leczyć czyć
zawczasu
126
To wtóre: w rodzinie przyszłość Kościoła i narodu. Tu sif?
łączą podstawowe interesy nadprzyrodzone i państwowe. Owóż
zakony macierzyńskie ujawnią, o ile mamy unarodowione ży-
cie zakonne i o ile jest uchrześcijanione życie narodu.
Sprawa jest nagła, bo nasze lecznictwo świeckie wy*
rodnieje.
RAKOWATOŚĆ MEDYCYNY
Są działy kultury, co rozwijają się w ramach miłosierdzia
chrześcijańskiego. Należy do nich medycyna.
Jeżeli natomiast lecznictwo rozwija się w jakimś kierunku
bez miłosierdzia, to w owym dziale medycyny powstaje złośliwy
nowotwór.
— Dowody?
'Współczesna ginekologia antymacierzyńska. Spotykają
się tu zwyrodniali lekarze, zwyrodniałe matki, zwyrodniałe śro-
dki lekarskie i higieniczne.
Jednocześnie powstają nowe rodzaje chorób, śmierci
i przestępstw.
Na co na przykład liczy Polski Kodeks Karny, gdy określa,
kiedy lekarzowi wolno zabić dziecko? - Liczy na bandytyzm
lekarzy polskich. Gdyby nie liczył na to, to przepisów takich nie
zamieszczałby.
Na skutek braku miłosierdzia, wzrasta zezwierzęcenie i na
peryferiach lecznictwa.
— Dowody?
Przemysł, olbrzymi przemysł środków przeciw zapłodnie-
nieniu. Kupuje sobie ów przemysł... literatów, dziennikarzy, le-
karzy. Do ich obowiązków należy płakać nad matką, która... chce
dziecka. Kto wie, czy część „reformatorów seksualnych" nie pra-
cuje dla tego przemysłu.
— Gdzie płaczą? gdzie pracują najmici przemysłu neomah
tuzjańskiego?
W książkach, gazetach, ulotkach, katalogach, prospektach,
na zebraniach, odczytach. Wydaje ów przemysł czasopisma
i książki pseudonaukowe, pseudolekarskie, gdzie zachwala swa
„środki", reklamami zasypuje sklepy, gazety, każdego. Zaczyna
się to na nowo i dziś w Polsce. Należało by sprawdzić, za czyje
pieniądze. Co głupsi czynią to bezinteresownie, ideowo.
- A gdzie zezwierzęcenie lekarzy?
Istnieje przemysł spędzania płodu. Pracuje dzień i noc.
„Kliniki", „gabinety prywatne". Lada partacz może „odwalić"
127
na dzień kilka dzieciobójstw, i już zgarnął, jako doktor medycy-
ny, dla* siebie, żony i dzieci — na życie. Jeżeli zaś w tej specja-
lności jest sławą to robi świetne interesy. Może żyć. Majątki ku-
pować. Mama zabitego dziecka sią cieszy. I tata się cieszy.
I klientela rośnie. I nikt nic nie mówi. Wytwarza się taka moda.
Jakaś „historia wesoła i okropnie przez io smutna". W Warszawie
na Woli „pracował" podczas okupacji lekarz, u którego całe ko-
lejki bab czekały na „operację". Gdzie dziś „pracuje" ten zbro-
dniarz? ten „kolega", jak mówią lekarze?
Owrzodzenie medycyny rozszerza się. Ostatnio wyrósł po
tężny guz i rozlewa się po całym ciele sztuki lekarskiej. Są io
„zabiegi seksualne", „sterylizacja", Woronow.
„Operacje" sterylizacyjne wykonują nie tylko w Niem-
czech, ale w Szwajcarii, Norwegii, USA, Szwecji, Finlandii.
„Wysoka kultura Finnów"!
W Niemczech (Rzesza) na razie 20 milionów Niemców się
wyslerylizuje, jak zawyrokował nie żaden Żyd, ale doktor Lenz,
kierownik urzędu eugenicznego III Rzeszy - jeszcze na kilka
lat przed rokiem 1939. W USA 40 milionów Amerykan się wysie-
rylizuje, jak zaopiniował nie żaden Mikado, ale kierownik tam-
tejszego „Eugenie Record Office" 4 ).
I Niemcy hitlerowskie, i USA demokratyczne stawiały
wiec przed 1. 9. 1939 coraz bardziej na doktora... weterynarii:
na konowała. Likwidują medycynę Jeno patrzeć, jak rak weżre
się jeszcze w jakiś inny odcinek nauk lekarskich. W świadomie
wymierających narodach medycyna się kończyj zaczyna się
weterynaria.
- Dlaczego?
Bo medycyna kończy się tam, gdzie lekarz zaczyna le-
czyć bez miłosierdzia chrześcijańskiego: nie po katolicku.
Jak bardzo ci, co projektują sterylizację, dowodzą, że są
zwyrodniali, widać po tym, że hitlerowcy, którzy ją zaprojekto-
wali tak buńczucznie dla Niemiec, okazalisię sami najbardziej
zbrodniczym elementem świata.
CHORE LECZNICTWO 45 )
Nasze lecznictwo przedwojenne było chore.
Gdy w roku 1932 na każde 10 tysięcy ludności mieliśmy
w szpitalach 22,1 łóżka, to w roku 1939 21,7 łóżka. Niemcy miały
44) Dąbrowski, 191 i inne.
45) Por. „Biuletyn Zwiąż*: Le’.:arzy P. Polskiego”, r. 1939, grudzień 1938.
128
wtedy 98,2 łóżka 46 ). Pogańskie Niemcy były cztery razy miło-
sierniejsze dla swych chorych niż katolicka Polska.
Nasze lecznictwo było i jest zwyrodniałe.
Gdy w roku szpitalnym' 1934-35 było w szpitalach porodów
53.028, to poronień w tymże roku było 33.571, a zgonów 34.275. 1
Czyli zgonów było nie 35.275, tylko 68.846. A więc śmiertelność
w szpitalach była o sto procent wyższa od podawanej urzędo-
wo 47 ). Tylko u 62 procent kobiet ciężarnych, przychodzących do
szpitali, przeprowadzono porody, natomiast u 38% poronienia 4 *').
A co za orgie poronień notowały szpitale Polskiego Górnego
Śląska! Co się tam dziś dzieje?
Jakże radosną wobec tego jest statystyka niejakiego raka,
zabierającego nam rocznie w one czasy 1.500 ludzi 4 * 1 ). Lecz tymi
1.500 nieszczęśnikami przerażają nas kongresy, dzieła, wykresy,
alarmy i wrzaski, czynione przez lekarzy oraz opinię publiczną.
Natomiast o tym, że już przed wojną zabijało i dobijało się
w szpitalach samych dzieci tyle, ile umierało tam wszystkich
ludzi na wszystkie choroby razem, ani mru, mru. Sielanka.
Lecz prawdziwie sielsko-anielsko było pono nie w szpita-
lach, ale w lecznicach prywatnych, zwłaszcza niektórych. Żyły
one głównie z dzieciobójstw, robiły na tym miliony, a mniej
kontrolowano je niż uliczne budki z papierosami. Być może, iż
część tych „ginekologów" zginęła, ale ich obyczaje wsiąkły tak
bardzo w nasz świat lekarsko-pielęgniarski, że zdarza się teraz
gdy zaatakować Polaka-ginekologa, czemu zabija dzieci, ten
wytrzeszcza oczy i woła: „Z głodu bym umarł! Wszyscy tak ro-
bią!” Wszyscy.- więc on też Owca. Polacy-lekarze nie reagują
na to, nie nazywają takiego fachowca zbrodniarzem, lecz kolegą.
Wiadomo, że w r. 1938 odbył się w stolicy tzw. Kongres
Dziecka. Typowo_znajdkowa impreza. Bo dziecko jest nieod-
łączne od rodziny, dlaczego więc nie Kongres Rodziny? Lano
tam aż trzy dni łzy nad niedolą dziecka polskiego. Płakały mi-
nistry od opieki społecznej, chlipały sędzinę od nieletnich, lały
ślozy doktory-profesory, społecznice i ojce, i matki. Byli kapła-
ni (zapłakani). Ale nie było referatu o rzezi dzieci w Polsce.
Mimo, że obrady plenarne toczono w sali mającej u góry ol-
brzymi złoty napis: In omnibus Chtistus. W sali Akcji Katolic-
kiej. W roku 1945 w dniach od 10 do 29. X. odbył się międzyna-
46) „Mały tocz. sł 1939, 296.
47) Bujalski, 42, 44, 45.
48) Część tych kobiet przychodzi do szpitali z zaczętymi poronieniami. Gdzież więc
są o io sprawy sądowe? Czemu lekarze szpitalni nie wytaczają tym kobietom procesów?
Skoro milczą, biorą udział w zbrodniach owych kobit:
49) BujaUki, 59.
129
rodowy zjazd w Zurychu pod hasłem „Krzywda dziecka". Cieka-
we, czy lam milczano o światowej rzezi dzieci?
Żeby być przyjętym do szpitala, nie wystarczy być cho-
rym. Trzeba mieć kartę wstępu, „plecy", lub pieniądze.
- Dowody?
Dnia 22. X. 1946. pisze ojciec rodziny z Ziem Zachodnich:
„Kiedy żona miała urodzić, wystarałem się o świadectwo ubó-
stwa. Udałem się do szpitala, żeby żonę przyjęto na czas po-
rodu. Doktorka pyta się nas, kto będzie płacił szpital. A ja mó-
wię, że nikt, bo na to przedstawiłem świadectwo. Nie przyjęła.
Poradziła, żeby prosić wójta o pomoc z kasy gminnej. Wójt
tłomaczył, że pieniędzy w kasie nie ma, będzie je miał, jak
sołtysi uchwalą na kwartalnym zebraniu złożyć pieniądze na
ten cel. Ale prawo natury nie czeka tygodniami na zdanie soł-
tysów, gdy żona ma urodzić za kilka dni. W ostateczności skie-
rował mnie do Opieki Społecznej. Ta obiecała dać 300 złotych,
ale dopiero po urodzeniu dziecka jako „nadzwyczajny dar",
które to 300 złotych otrzymałem i to już wszystko."
Drogi Ojcze Rodziny z Ziem Odzyskanych! To, co Cię
spotkało, to już tradycja.
— Jak to!
Łóżek w szpitalach było w r. 1934-5 - 68.699. To wynosi
22.571.870 „dni leczenia". Jednak chorzy wykorzystali tylko
18.796.872 tych „dni". Przy tym szpitale państwowe wykorzysta-
ły wtedy swe łóżka w 1 13,3%, samorządowe w 86,1 procent,
instytucje społeczne w 72 proc., prywatne w 57,4% 60 ).
Choć więc łóżek mieliśmy stosunkowo cztery razy mniej
niż ówczesne Niemcy, to nasi chorzy ich nie wykorzystali, bo
nie mieli karty wstępu lub pieniędzy. Oszczędzano tedy na
pójściu do szpitala. Wołano umierać. Biorąc za podstawę stan
szpitalnictwa w Wielkopolsce, otrzymujemy, że 300.000 chorych
nie mogło się dostać co roku do szpitala, w tym 60.000 chirur-
gicznych. Oczywiście, byli to chorzy głównie ze wsi 51 ).
Gdy znów wziąć za podstawę 500 mieszkańców wsi i 200
z miast - na jedno „łóżko szpitalne" 52 ), oraz liczbę naszej lud-
ności z dnia 1. 9. 1939, jak również liczbę posiadanych wów-
czas w szpitalach łóżek, to w tymże czasie brak nam było 25
tysięcy łóżek. Czyli przed 1. 9. 1939 brakowało nam 41ót szpi-
tali prowincjonalnych. Okazuje się więc, że nasze szpitalnictwo
50) Bujalski, 33, 39. ,, Dzień Jęczenia", to pojęcie używane w administracji szpitalnej.
51) Bujalski, 39. , .Biuletyn Oddziału Warszaw. Związku Lekarzy Państwa Polskie-
fc", Warszawa, grudzień 1938, sfcr. 2. Wspomniany stan szpitalnictwa wielkopolskiego nie
byl idealny w porównaniu z Zachodem Europy.
52) Było by to kilka razy mniej, niż na Zachodzie Europy.
130
nie tylko nie było przygotowane do wojny, ale nawet do nor-
malnego leczenia podczas pokoju.
Nasza wieś potrzebuje mnóstwa szpitali. Są one tym ko-
nieczniejsze, że na prowincję idą lekarze niezamożni, ubodzy
w urządzenia swych pracowni. A tymczasem dziś samo rozpo-
znanie choroby, to nie tylko „osłuchiwanie" i „opukiwanie".
Wymaga ono bogatego aparatu technicznego i laboratoryjne-
go już w samym zakresie diagnostycznym. A w chirurgicznym!
ginekologicznym? w metodach leczenia? Owóż to wszystko mo-
że mieć tylko szpital.
Jedynie w oparciu o taki szpital zdoła lekarz prowincjo-
nalny rozpoznawać, leczyć, nie partaczyć i zgadywać, zwłasz-
cza jeśli szpital na prowincji będzie miał tyle łóżek, aby każdego
chorego kwalifikującego się do szpitala mógł lekarz tam u-
mieścić.
PYTANIA
Co da wsi lekarz bez szpitala? Co da wsi młody lekarz,
który na skutek ustawy z r. 1938 musi przepracować na prowin-
cji dwa lata? Wieś jest uboga, młody lekarz - też niebogaty.
Czy wynosi on z uniwersytetu zaprawę do stosowania w swym
zawodzie katolickiej etyki lekarskiej? Czy wyno-si tyle postawy
ofiarnej, by pracować za pół darmo? Kto uodpornia nasze mło-
de siły lekarskie przed pokusą dzieciobójstw: wszak cena za
„operację" wynosi tyle, że gdyby codziennie zatłukł chociaż
jedno dziecko chłopskie, to już może trwać na posterunku?
„Spółdzielnię Zdrowia" założy taki lekarz... z gospodyniami
wiejskimi. Kto uczy naszych chłopów, jak korzystać z lekarza-
ginekologa po katolicku? Kto i gdzie czyni z lekarza — aposto-
ła, anachoretę? Jakiej medycyny uczą nasze uniwersytety:
zdrowej, czy medycyny wymierających narodów? Jak wycho-
wuje się w państwowych szkołach położnych i pielęgniarskich?
Czy szkoły te oraz wydziały lekarskie mają kapelanów katolic-
kich? I czy ci kapelani, to jednocześnie znakomici lekarze oraz
święci księża? Czy ci lekarze-księża uczą w szkołach położnych,
pielęgniarskich i na uniwersytetach — katolickiej etyki położ-
niczej, pielęgniarskiej, lekarskiej? Jakiego cenzusu moralnego
wymaga się od osób wstępujących do szkół położnych, pielęg-
niarskich, medycznych? od wykładowców tamże, a zwłaszcza
od profesorów ginekologii i położnictwa na uniwersytetach?
Czy my, naród, który nie chce wymrzeć, nie powinniśmy
wymagać obowiązkowych egzaminów ze znajomości katolic
131
kiej etyki zawodowej — w szkołach położnych, pielęgniar-
skich i medycznych?
Czy uczennice szkół położnych, studentki szkół pielęgniar-
skich, młodzież wydziałów medycznych wiedzą chociażby,
czego wymaga katolicka nauka o macierzyństwie, która dziś
jest jedynym ratunkiem dla bytu biologicznego narodu i Pań-
stwa? Czy w naszych szkołach pielęgniarskich, położniczych, na
wydziałach medycznych opracowuje się katolickie metody le-
czenia choćby w kołach studiów? ,
Czy istnieją nowoczesne podręczniki katolickiej etyki
akuszerskiej, pielęgniarskiej i lekarskiej? Czy takie podręczniki
istnieją w ogóle? Który Episkopat i którego kraju postarał się
o takie dzieła? Musimy je czym prędzej przyswoić 53 ).
Kto kontroluje lekarzy i akuszerki, które wraz z lekarzami
wyrżnęły nam bezkarnie miliony dzieci i dalej bezkarnie to
czynią?
Czy to prawda, a jeśli tak, to jak długo będzie trwało to,
że młody lekarz, gdy po studiach praktykuje w zakładach gi-
nekologicznych i szpitalach, a nie chce brać udziału w zabija-
niu dzieci, to go terroryzują starsi lekarze za „zacofanie i nie-
koleżeńskość"? Jak jest pod tym względem z wymaganiami
w stosunku do personelu akuszerskiego i pielęgniarskiego oraz
zwykłej służby szpitalnej? Wszak wszystkie te osoby, to zazwy-
czaj katolicy, a przecież katolik biorący udział w mordowaniu
dziecka nienarodzonego podlega klątwie Kościoła (prawo ka-
noniczne 2350 § 1 )!
Dlaczego Katolicki Uniwersytet Lubelski nie otworzył do-
tąd najkonieczniejszego w Polsce wydziału: medycyny katolic-
kiej?
Ile dni tracą chorzy i ich rodziny, zanim od Ubezpieczalni
lub od Opieki Społecznej, bądź z Urzędu Gminnego dostaną
kartę do szpitala? Ilu chorych umiera, bo nie dostali na czas
karty? bo nie dostali wcale karty? bo chory był chory, ale nie
miał pieniędzy?
INTERES I MIŁOSIERDZIE
Jaką rolę gra biurokracja w lecznictwie? Kiedyś w Galicji
(przed rokiem 1918 ) koszty egzekucji przy ściąganiu zaległości
53) Wprawdzie podawaliśmy w części VI pierwszego tomu niniejszej pracy książkę
Spaldinga „Etyka w zawodzie pielęgniarki”, ale ani to książka nie jest u nas znana,
ani nie jest dostosowana do naszych warunków. W dodatku wcale jej w sprzedaży nie ma.
ążkę
132
za opłaty szpitalne wynosiły 70%. .. kosztów całego szpitalnictwa.
To samo zauważono w Szwecji.
U nas zaledwie 10 % chorych opłacało bezpośrednio kosz*
ty pobytu w szpitalu („samopłacący"), 20 % pokrywały Ubezpie-
czalnie, a 70 % — samorząd i Państwo 1 ’’ 4 ) . Po co więc system
opłat za leczenie szpitalne? Ile kosztuje utrzymanie urzędników,
którzy przelewają pieniądze z urzędu do urzędu? asygnują?
przyjmują? kwitują? notują? sprawdzają? obliczają? ściągają?
Czy szpitale nie powinny leczyć za darmo, z pieniędzy państwo-
wych? Taka wszak jest tradycja polskiego szpitalnictwa 55 ).
W roku 1934-5 szpitale warszawskie kosztowały 15,5 milio-
na, z czego Ubezpieczenia dały 3,6 miliona, a więc 23%; samo-
płacący dali 1,2 miliona, czyli 8 proc. A więc za nieubezpieczo-
nych wpłacono 69% 56 ). Czyżby nieubezpieczeni, a wymagający
leczenia szpitalnego, wynosili w onymże czasie aż 69 proc. lud-
ności siojicy? Prosimy o wyjaśnienie. Bo może czego tu nie ro-
zumiemy?
W roku 1934-5 całe szpitalnictwo kosztowało 94 miliony.
Ubezpieczalnie wpłaciły 16.417.900 zł, czyli 19,27%, chociaż do-
chody Ubezpieczalni wynosiły w roku 1934 458,1 miliona zło-
tych, a w roku 1935 506,4 miliona 57 ). Gdzie za te 480 milionów
(średnia roczna) zbudowano brakujące wówczas Polsce 436 szpi-
tali? Koszt ich wynosiłby tylko 30% dochodów Ubezpieczalni
z jednego roku r>8 ). Zrozumiałe: Ubezpieczalnie leczyły, poma-
gały, ale czy szpital nie jest w lecznictwie najkoniejczniejszy?
Po co ratować róże, gdy płoną lasy?
Najcudaczniejsze jest jednak to, że gdyby powstały przed
wojną owe brakujące 416 szpitali, to mogłyby stać pusto, jeżeli
leczenie szpitalne pozostałoby odpłatne. Wszak chorzy nie wy-
korzystali u nas w roku 1934-5 3,8 miliona „dni leczenia".
— Czemu szpital, rzecz najpierwszej i najgroźniejszej po-
trzeby jest u nas tak niedościgły?
54) Bujalski, 93.
55) Męczkowski : „Stan i potrzeby szpitali Królestwa Polskiego’', Warszawa 1915.
W byłej ,, Kongresówce 1 ' szpital był darmo, utrzymywany z podatków.
56) Bujalski, iabl. IX. Pracownicy państwowi i kolejowi mieli odrębne ubezpie*
czenia niezależne od tak zwanych Ubezpieczalni Społecznych.
57) „Mały rocz. st. 1936", str. 217 oraz „ M. r. sł. 1937", str. 293. Wydatki
w r. 1934 353,2 miliona, w r. 1935 430 milionów. Wydatki w r. 1937 430 milionów, do-
chody 566 milionów („Mały r. st. 1939, str. 309).
58) Koszt „łóżka" w nowoczesnym szpitalu (przed ostatnią wojną) wynosił 5.000 —
6.500 zł. Typowy szpital prowincjonalny na 60 łóżek z czterema oddziałami: wewnętrznym,
chirurgicznym, położniczym i zakaźnym) w ośrodkach większych — psychiatrycznym,
laryngologicznym, wenerycznym itd.) kosztowałby 300.000 — 390.900 zł. A więc 416 takich
szpitali kosztowałoby 162 miliony złotych, czyli 25 proc. — 33 procent rocznego dochodu
w budżecie Ubezpieczalni z roku 1934-5. Mniej niż czysty dochód z lat 1934-1935.
133
Bo lecznictwo nasze oparło na zasadzie „interesu publicz-
nego". Rozporządzenie Prezydenta z d. 22. II. 1928, art. 9 -
wprowadziło tak zwaną „odpłatność" (Nr 38 Dziennika Ustaw).
Zorwano w tej gałęzi kultury z tradycją polską. Wprowadzono
kapifalistyczno-urzędniczy styl „miłosierdzia": jak Niemcy i An-
glia. A przecież nie mamy powodu małpować obcych. Toż już
w roku 1775 Polska pierwsza w Europie wprowadziła „Centralną
Komisję nad Szpitalami w Koronie i Wielkim Księstwie Litew-
skim". Do r. 1919 nasze szpitalnictwo nie miało nic wspólnego
z „interesem": była to posługa samarytańska, a wartość społecz-
na lekarza stała na poziomie niedościgłym. Symbolem lekarza
tamtych czasów, to Śniadecki, Marcinkowski, Chałubiński.
Zresztą i Anglia trąbi na odwrót. PAP doniósł, że „w dniu 24
stycznia 1946 roku odbędzie się w Izbie Gmin posiedzenie, któ-
re zajmie się rozpatrzeniem projektu siedmiu nowych ustaw",
czwartą z nich jest ustawa o „bezpłatnej pomoc.' lekarskiej dla
wszystkich obywateli Wielkiej Brytanii".
Od czasu, gdy wprowadzono „interes" do szpitalnictwa,
„szpital, to fabryka od uzdrawiania,- chory, to surowiec,- posłu-
gacz, pielęgniarka i lekarz: to technicy,- a przywrócona zdolność
do pracy, to produkt fabryczny"' 6 }.
„Interes" nakazuje chorego, którego leczenie się nie opła-
ca, wyrzucić na bruk, albo przenieść do tańszego zakładu, gdzie
stale... brak miejsc. A czyż nie bardziej dochodowo dla Państwa
wysyłać takich chorych wprost na tamten świat?
WODA ZE STAWU I „SZYSZKA" Z AMERYKI
Lecz jakiż był poziom tych nielicznych szpitali unowo-
cześnionych: bo opartych o „interes publiczny"?
Owóż trafiają się takie szpitale, gdzie gospodaruje się na
poziomie kradzieży 60 ). Sprawozdanie urzędowe za rok 1934-35.
Słuchajmy dalej.
O przyszłość narodu: o matki i dzieci — nie dba się. Łóż-
ka dla dzieci stanowią 4%. Porodów odbywa się tylko 6 proc.
spośród wszystkich porodów w Polsce 6 ').
W 650 szpitalach pracuje zaledwie 377 akuszerek 62 ).
Połowa szpitali nie ma Roentgena 63 ).
59) „Projekt reformy lecznictwa", Warszawa 1938.
60) Bujalski, 115.
61) Bujalski, 36, 44.
62) Bujalski, 84.
63) Bujalski, 83.
134
51 szpilali nie ma kanalizacji 1 ’ 4 ).
37 szpitali czerpie wodę ze studni 65 ).
Do 6 szpitali wożą wodę w beczkach. Do jednego - ?m
stawu 60 ) .
Opłaty od kobiet rodzących - na ogół według najwyż-
szych stawek, Bodaj podobnie - opłaty od dzieci 67 ).
Są też szpitale o jednym lekarzu os ).
W 15 szpitalach przypada 1 lekarz na 100 łóżek tC ).
56 powiatów w Najjaśniejszej nie ma szpitala 70 ).
Powtarzamy: wybudowanie brakujących 416 szpitali kosz-
towałoby przed wojną 160 milionów złotych. Ubezpieczalnie za
lata 1925 - 1938 miały dochodów 7 miliardów i nazywały się
„społeczne" 71 ).
Czy jest dziedzina, gdzie ostrzej występuje niedbalstwo
polskie? ostrzej i tragiczniej?
Siedem miliardów...
A przecież to wszystko, to stan sprzed zawieruchy 1939-45.
Jak jest obecnie, wie każdy, kto choruje. Starają się nam
pomóc obcy. Nawet Irlandia.
„Wiadomości Statystyczne", organ Głównego Urzędu
Statystycznego, w numerze z marca 1946 roku mówi, że gdy
w roku 1938 (na 35 milionów ludności w ówczesnej Polsce) było
szpitali 677, to w dniu I.XI. 1945 roku było 649 szpitali (na 24
miliony ludności). Łóżek w roku 1938 było 74999, w roku 1945
- Łóżek na oddziałach ginekologiczno-położniczych było
w roku 1938 6377, jest w dniu I.XI. 1945 6312. Łóżek dziecięcych
było 4740, jest 2075. Łóżek dla skórno-wenerycznych było 2827,
jest 2955. Łóżek dla gróźlików w szpitalach i sanatoriach było
12385, jest 7649. Stacyj Opieki nad Matką i Dzieckiem było 570,
jest 366.
Statystyka nie mówi, ile łóżek na oddziałach ginekolo-
giczno-położniczych zajmują kobiety które przychodzą zabijać
swe dzieci. Tak samo statystyka nie mówi, jaki jest stosunek
personelu „Stacyj Opieki nad Matką i Dzieckiem" - do dziecka
nienarodzonego, bo dopiero wówczas wiedzielibyśmy, na ile
64) Bujalski, 83.
65) Bujalski, 83.
66) Bujalski, 83.
67) Bujalski, 45, 103 do 109.
68) Bujalski, 85.
69) Bujalski, 87,
70) Bujalski, 23, 24,
71) ,,Maly rocznik statysł. 193S", 309.
135
te stacje przyczyniają się do wydawania dzieci na świat, a na
ile pośredniczą... w zabijaniu dzieci nienarodzonych.
Ksiądz doktor Adamczyk tak mówił w marcu 1946 roku na
Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Katowicach: „Niemieccy
lekarze w Krakowie twierdzili, że w G. G. dokonywali polscy
lekarze rocznie, skromnie licząc około 500 tysięcy spędzeń pło-
du i śmiali się z tego. Jak nas ze źródła miarodajnego informo-
wano, 60% lekarzy jednego z większych miast G. G. żyło w cza-
sie okupacji niemieckiej ze spędzania płodu. Byli lekarze, któ-
rzy wmawiali kobietom, że są w ciąży, by móc po pozornie za-
stosowanym zabiegu ściągnąć z pacjentki sute honorarium... Dziś
dzieje się podobnie. Są lekarze, którzy mają markę rzeźników
nienarodzonych dzieci, i szpitale cieszące się tą samą opinią...
lekarze, znani przed tą wojną ze stosowania tych zabiegów,
uszli, względnie musieli ujść do G. G. (ze Śląska) niekoniecznie
ze względów patriotycznych. Powróciwszy z G. G. prowadzą
nadal swój niecny proceder". A potem ówże radny przytoczył
cyfry, że Śląsk wymiera.
Podobnie podawały w r. 1946 „Nowiny Lekarskie" i na-
czelny organ Izb Lekarskich ,,W Służbie Zdrowia.”
Lekarze i akuszerki mają obecnie najwięcej zbrodniarzy,
najniżej stoją moralnie ze wszystkich zawodów. W dodatku le-
karze uciekają do miast. W r. 1947 wypadał w Warszawie
1 lekarz na 660 mieszkańców, na Pomorzu Zachodnim 1 na 6.600
mieszkańców, na Mazurach 1 na 8.000, na Dolnym Śląsku 1 na
14.600. Gdy przed wojną mieliśmy 12.917 lekarzy i 3.686 dentys-
tów, to w r. 1946 mamy 6.220 lekarzy i 1.507 dentystów.
Hańbą szpitali jest to, że zarówno tę kobietę, co przycho-
dzi wydać na świat dzieciątko, jak i tę, co przychodzi je zabić,
traktuje się jednakowo. Owszem, bywa, że dla rodzących nie
ma miejsca, bo zajęły je poczwary zabijające własne dzieci.
Kobiety z poronieniami trzeba wyłączyć ze szpitali i ubez-
pieczeń. Ubezpieczalnie polskie nie mogą ubezpieczać mor-
derstw. Przerywania ciąży zabronić lekarzom bez żadnych ab-
solutnie furtek. Znieść wszelkie „wskazania". W Polsce nie może
być „wskazań" do zabijania dzieci, bo to potworność! A tym
bardziej potwornością są takie „wskazania" przeznaczone dla
ludzi z wyższym wykształceniem i to w dodatku dla lekarzy.
„Wskazania", szerzone przez... uniwersytety ?-
„Praktyczni Amerykanie posyłają do Azji Imkę (YMCA),
iżeby uczyła Chińczyków, jak regulować liczbę urodzeń...*' 72 ).
- Co wspólnego ma Imka z naszym szpitalnictwem?
136
72) Dmowski („Świat pow. i Polska '), 59.
Może ma, może nie. W „największym czasopiśmie mason
skim świata The New Age (360.000 nakładu) opisuje Cowles..'
— Ależ co nas obchodzi jakiś Cowles?! Kio zacz Co włos?
Szyszka. „Cowles jest formalnym zwierzchnikiem masone-
rii Obrządku Szkockiego Dawnego i Uznanego" na całym
święcie 73 ).
— No więc co opisuje Cowles?
„...Opisuje Cowles zwiedzanie pamiątek historycznych
w Polsce oraz wizytę w szeregu zakładów, którymi ze względu
na ich świecki charakter jest zachwycony, jak Instytutem Higie-
ny Dziecięcej, Szkołą Pielęgniarek oraz gmachem YMCA".
Świecki charakter... Szkoła Pielęgniarek... Hm...
— Po co Cowles w szkole pielęgniarek polskich tuż przed
ostatnią wojną?
To wiedzą kierownicy masonerii w Polsce. I Cowles
w USA.
„Pierwszym prezesem Rady Krajowej YMCA w Polsce był
doktor medycyny Rafał Radziwiłłowicz, właściwy twórca ma-
sonerii w Polsce", a „następnym prezesem Rady Krajowej YMCA
zostaje sekretarz loży „Odrodzenie", a zarazem przedstawiciel
niemieckich wielkich lóż na Polskę..." 74 ). Niemieckich.
Niemcy, USA, masoneria... pielęgniarki polskie, inslyiut
higieny dziecka polskiego... Hm...
Nasze zakonnice polskie boją się pono pracy w położ-
nictwie jak ognia piekielnego, choć rodzenie dzieci, to najbar-
dziej kobiece zjawisko: kobieta kwitnie dziećmi. A masony się
nie boją położnictwa. I aż z Ameryki przyjeżdżają, by kontrolo-
wać, jak się u nas przygotowują do swych zadań „siostry"
świeckie, które według planów masonerii mają jako jedno ze
swych zadań wyrugować zakonnice z polskich szpitali. „Świecki
charakter"...
ŚWIAT I KLASZTOR
Lekarzom trzeba pomóc. Nie można ich zostawiać na pas
twe losu.
Lekarzowi pozostawionemu samemu sobie trudno postępo
wać etycznie, jest to bowiem zawód wymagający zawsze,
a zwłaszcza w epoce świadomego dawania życia - postawy
bohaterskiej i to w stopniu nieznanym innym zawodom, wszak
73) „Sodalis Marianus", maj 1939, 173
74) Sodolis Marianus, mai 1939, 174.
137
poŚY/i ocenie lekarza jest ciche, ukryte, nie reklamowane. Gdy
naród żyje na wysokim poziomie moralnym, io lekarzom łatwiej
0 wysoką etykę. Ale na wysokim poziomie żyje naród, gdy
ogół małżeństw jest wiemy naturze, lecz gdy przychodzi wyna-
turzenie, moralność narodu upada! Wówczas i lekarzom,
których dostojeństwo i powaga nie ulegają większym ska-
żeniom w czasach, gdy życie małżeńskie zostaje wierne na-
turze, jest teraz coraz ciężej zachować właściwą postawę
etyczną, a najtrudniej ginekologom. Medycyna ulega wtedy
porażeniu. Rośnie liczba lekarzy rzucających etykę do kąta,
a i sama etyka lekarska staje się coraz bardziej... naukowa. Le-
czenie zamienia się... w zapobieganie, w... higienę, w... zabija-
nie słabych, a zwłaszcza najbardziej bezbronnych: dzieci nie-
narodzonych. Niechęć do chorego człowieka wzrasta, woli się
pielęgnować... zdrowych. Lekarz zamienia się w higienistę lub...
w zbrodniarza. Takie właśnie przemiany dokonują się na na-
szych oczach w medycynie i zawodzie lekarskim, zwłaszcza
w ginekologii, wśród świadomie wymierających narodów.
1 u nas. Zauważyć jednak należy, że i dziś w Polsce nie brak
lekarzy godnych największej czci, stanowiących chlubę lecz-
nictwa Dolskiego. Ale są oni, jak ów Mojżesz Michała Anioła-,
milczą. Niech przemówią! Posiadamy również i czcinajgodniej-
sze akuszerki.
Z powodu tedy skłonności lecznictwa do zwyrodnień, mu-
simy oddać najżywotniejszy, najdelikatniejszy i najtrudniejszy
etycznie teren lekarski — macierzyństwo-ginekologię — w ręce
wolne od egoizmu, najmiłosierniejsze, najbardziej ofiarne i świę-
te: w ręce lekarzy polskich — zakonników i zakonnic. Naród
bowiem musi mieć także niezakażone ośrodki nauk medycznych
i praktyki lekarskiej : zakony lekarskie, ośrodki zdrowia w medy-
cynie — niezależnie od tego, co w danej chwili czyni świat, na-
tomiast zależne w swej postawie wobec nauk lekarskich i czło-
wieka od tego, co nakazuje lekarz-Chrystus.
Pańslv/o przyszłości nie pozostawi lak ważnej pozycji jak
lecznictwo samym lekarzom i przypadkowi, ale usadowi tu zako-
ny lekarskie jako klapę bezpieczeństwa w medycynie, jako od-
trutkę na jej rakowatość, jako dumping najwyższej klasy wobec
lekarzy świeckich, jako szkoły miłosierdzia dla narodu.
Zakony lekarskie mają teraz tę rolę do spełnienia, co
niegdyś zakony żebracze. One uzdrowią kulturę leczniczą, one
odrodzą małżeństwo, one uratują narody od świadomego wy-
marcia,- one przez rozwój miłosierdzia stonują gorączkę zbrojeń
państw współczesnych i zbliżą do siebie narody,- one ubezpie-
czą społeczeństwo i jego warstwy najuboższe, najbardziej bez-
radne na wypadek choroby. One uratują chrześcijaństwo.
138
Nie milion urzędników z „ubezpieczalni społecznych",
lecz dziesięć tysięcy lekarzy i lekarek zakonnych: oto ubezpie-
czalnia narodowa!
Ale zakony posiadają jeszcze jedną specjalność. Już ją
posiadają. Zakony, to nieustanny pokaz czystości obyczajów.
Pokaz ten porywa i podnosi ogólną kulturę panowania nad sobą.
Im więcej jest takich panien, co śmiało mogłyby iść do zakonu,
tym więcej jest takich chłopców, co chcieliby sie żenić. Im
więcej powołań zakonnych, tym więcej powołań małżeńskich.
1 zarazem im więcej kultury dziewictwa i dozgonnej wierności
zakonnej w zakonach, tym więcej kultury wstrzemięźliwości
małżeńskiej i wierności dozgonnej wśród małżeństw, a jedno-
cześnie - tym więcej ludzi, co w okresie przedmałżeńskim za-
chowują czystość.
— Skąd możliwy jest ten poziom w zakonach?
Zakony współpracują świadomie z Łaską. Zakonnik z włas-
nej woli chce postępować nie tylko po ch.ześcijańsku, ale co-
raz doskonalej po chrześcijańsku. Sam się w tym celu mozoli.
Sam pracuje nad sobą Sam się usiłuje wychować i to do pozio-
mu „drugiego Chrystusa". Uprawia samowychowanie. Przede
wszystkim stara się być stale w stanie Łaski. Ma wtedy w du-
szy Trójcę Świętą. Nie jest osamotniony. Nawet na pustyni. Bę-
dąc w stanie Łaski, jest powiększony - o Boga. Trójca Święta po
to właśnie przychodzi do duszy, by pomóc człowiekowi samo-
wychowującemu się przekształcać jego postawę na postawę
doskonałego chrześcijanina. Bóg jest więc osobiście właściwym
kierownikiem samowychowania. Przeto współpraca z Łaską, to
współpraca z Bogiem nad kształceniem w sobie postawy moral-
nej. Odbywa się ta praca na wewnątrz człowiaka. W duszy.
Jest to owo słynne „życie wewnętrzne". Wspólnota: człowiek
i Bóg. Trójca tedy Święta jest podagogiem od samowychowania.
Przychodzi Ona do duszy z całą tkliwością i potęgą. Toteż kto
współpracuje z Bogiem na wewnątrz siebie, może być niezłom-
ny jak wszyscy Książęta Niezłomni, choćby był neurastenikiem
jak stara panna i tchórzem jak święty Piotr. Zarazem może mieć
tkliwość jak serce matki, choćby był prostaczkiem jak proboszcz
z Ars.
Nie znamy ludzi, co śpieszą do zakonów. Nie znamy tej
dziwnej emigracji - w świat samowychowania, gdzie nikt na
nikogo nie wpływa przemocą, gdzie wszystko się trzyma bez po-
licji, gestapa: gdzie każdy jest lub pragnie być - w sumieniu
mocarstwem.
- K+o kieruje z zewnątrz samowychowaniem?
139
Ksiądz. Zazwyczaj, gdy spowiada. Nazywa się kierowni-
kiem duchowym. Spowiedź w zakonie, to nie samo wyznanie
grzechów; to zarazem sprawozdanie z pracy nad udoskonala-
niem własnej postawy moralnej: z samowychowania. Człowiek
taki zmienia jaskrawo na zewnątrz swą postawę wobec życia:
stara się panować nad sobą coraz umiejętniej oraz kochać Bo-
ga i ludzi coraz umiejętniej. Wyrasta na miłośnika ludzi i Boga.
Na pana życia.
Taka jest pedagogika zakonów.
Otóż, jak już wiemy, nadeszła konieczność, by każdy mał-
żonek i małżonka umieli świadomie na wewnątrz duszy współ-
pracować z Bogiem nad ukształcaniem swej postawy wobec
życia — na chrześcijańską. Wiemy również, że bez lego nie ma
mowy o wstrzemięźliwości małżeńskiej: o kulturze panowania
nad sobą. Przeto nadchodzi czas upowszechnienia samowycho-
wania na cały ogół ludzi dorosłych wśród zdrowej części naro-
du i ludzkości. Nauka czytania, pisania, rachowania, matury,
dyplomy magisterskie i doktorskie: to dopiero... epoka kamien-
na możliwości ludzkich — w małżeństwie, w życiu narodu,
w życiu świata.
Samowychowanie, życie zgodne z naturą, współpraca
z Łaską i wynikające stąd panowania nad sobą, a wraz z tym
rozumna liczba dzieci: to składniki życia małżeństw w epoce
świadomego ojcostwa i macierzyństwa.
Nowy, lepszy, szczęśliwszy człowiek, naród i świat — nie
dadzą się już pomyśleć bez samowychowania, bez Łaski, bez
Boga na wewnątrz nas, jako naszego wychowawcy.
Bezmiar energij i światła Boskiego w postaci Łaski nie po-
winien się bezczynnie unosić nad nami. Wprowadzić te wartości
w ruch, przyswoić naszym organizmom można głównie przez
świadomą współpracę z Łaską: przez samowychowywanie, upra-
wiane na płaszczyźnie nadprzyrodzonej.
Tej sztuki nauczy nas nie szkoła, lecz zakłady specjalizu-
jące się we współpracy z Łaską: zakony kapłanów-kierowników
duchownych, czyli specjalistów od kierowania samowychowa-
niem w życiu dorosłych ludzi świeckich. Zakony inteligentnych,
świętych spowiedników. Nowe zakony. Powołane do tego, że-
by uczyć naród sztuki samowychowania.
I to jest drugie najpilniejsze zadanie zakonów w erze
świadomego ojcostwa i macierzyństwa: w erze świadomego
postępowania po katolicku.
140
„NARÓD W KOŚCIELE" 7 *)
Zakony są albo najnowocześniejsze, czyli wkraczają zaw-
sze lam, gdzie kaiolikom świeckim jest najciężej żyć po kaiolic-
ku i na owych terenach powodują rozwiązania etyczne chrześci-
jańskie, albo są najniedołężniejsze i rozpędzane są wtedy na
cztery wiatry przez lada pokurcza masońskiego albo przez byle
dziewkę 70 ).
Gdy zaś zakony są tylko „średnie" („na jeża"), oznacza to,
że naród, wśród którego pracują, spada na zbity pysk. I wraz
z nim upadają zakony, choćby ich stan był na oko „kwitnący",
tak jak dziś... Bo fałszywie kwitną zakony, gdzie zarazem nie
kwitnie naród, ale wymiera.
Jeżeli zakony nie nadążają za życiem narodów, a nawet
jeżeli nie wybiegają życiu narodu naprzód, to katolicy świeccy,
przeciętniaki, tchórze, bojący się jak ognia heroizmu — tu i ów-
dzie „nawalają" i to w takiej mierze, że na ten przykład aż mo-
że grozić z tego powodu wymarcie Europy, wojny gazowe, ra-
kietowe, bombowe, rasowe, międzykontynentalne, totalne,
chwianie się Opoki Piotrowej itp. To nie są żarty.
Dlatego zakony nigdy nie są „trochę potrzebne", ani „nie-
szkodliwe", ani „takie sobie", ani „niech sobie będą", ani
„co mi tam do nich",: ale są konieczne dla życia narodu. Tak sa-
mo zakony, to nie są żadne „ongi", ani „przed wiekami", ani
„wyrzeczenie się świata", lecz pogotowie i to takie, po które gdy
człowiek zadzwoni, to porusza Niebo i Ziemię oraz wyzwala
wszystkie siły ludzkie i Boskie.
Mogły sobie narody protestanckie od kilku wieków oby-
wać się bez zakonów, i mimo to rosnąć w potęgę, ale dziś
w erze świadomego ojcostwa i macierzyństwa mogą, pozbawio-
ne zakonów, tylko wymrzeć.
Wszystkie narody i państwa muszą obecnie wyjść z do-
czesności i świeckości na teren Łaski i przeznaczenia swych
obywateli do życia nieśmiertelnego, jeżeli nie chcą wymrzeć...
świadomie.
Sprawa Łaski i Nieba stała się dzięki zaognieniu problemu
rodziny sprawą bardziej narodową i państwową, niż jest nią
w życiu jednostki, a podział życia narodu na życie świeckie i za-
konne oraz powiązanie tych prac w jedno, to źródło żywotności
narodów i Kościoła, to cecha narodów i Kościoła w przyszłości.
I dziś.
75) Tytuł rozprawy Kazimierza Sołtysika
76) ,, Wygnanie Jezuitów z Portugalii dodało bodźca wszystkim ich wrogom
w państwie francuskim. Do ich liczby należała tu i słynna metresa rozwiązłego Ludwi-
ka XV (1715-74) markiza Pompadour”. Umiński, tom II, 304
141
Zakony wcale nie powiedziały jeszcze osiainiego słowa.
Zakony dopiero przemówią.
I narody dopiero przemówią.
Lecz narody i zakony przemówią razem. Albowiem ani
naród bez zakonów, ani zakony bez narodu nie mogą żyć pełnią
życia. Zakony i naród, ło jedno,- tak jak Kościół i narody, to jed-
- Bo Kościół nie jest międzynarodowy: Kościół jest powszech-
ny, a wszędzie, gdzie Kościół się zakorzenia, przekształca społe-
czeństwa stadne na narody i on jedynie władny jest czynić je
niezniszczalnymi 77 ).
Chodzi tylko o to, ile naród zdoła wydać powołań zakon-
nych z grona swych ludzi ideowych. Powołanie takie rodzi się
w człowieku z rozkochana się najofiarniejszego w Chrystusie,
w narodzie i życiu świata. Kto jeszcze tego nie wie, niech prze-
czyta autobiografię kontemplalywnej, a więc zdawałoby się naj-
dalszej od życia świętej — Teresy od Dzieciątka Jezus. „Moim
Niebem będzie dobrze czynić na ziemi" - pisze ona. „Przeby-
wając w Niebie, będę dobrze czyniła na ziemi". „Nie, nie
spocznę do końca świata"! Albo takie. „Nie rozumiem świętych,
którzy nie kochali swojej rodziny"™).
Albo takie zdanie Carrela: „Ludzie rosną, jeżeli ożywia
ich wielki ideał, jeżeli posiadają obszerne horyzonty. Poświęce-
nie samego siebie nie jest trudne dla płonącego namiętnością
wielkiej przygody. A nie ma przygody piękniejszej i niebez-
pieczniejszej od odnowy człowieka nowoczesnego" 79 ).
Cóż piękniejszego, jak odnowić oblicze Ziemi Polskiej,
o Zakonnicy- Polacy!
77) Koneczny (..O wielości cywilizacyj”), 267, 304.
78) Dzieje duszy ”, autobiografia świętej, Kraków, 270.
79) Car rei, 242
142
Część dziesiąta
KULTURA BIO-SFERY
KULTURA BIO-SFERY
RODY ŚWIADOME
Świadome ojcosiwo i świadome macierzyństwo prowadzi
wprost do rodu.
- Rody? Toż już były kiedyś rody! To staroświecczyznal
Nie tylko były, ale wiele cywilizacyj tkwi jeszcze w ustro-
ju rodowym: cywilizacja Indyj (bramińska), cywilizacja turań-
ska, arabska, chińska. W dodatku są to cywilizacje o niższym po-
ziomie życia małżeńskiego, bo poligamizujące lub wręcz poliga-
miczne*). Ale rzecz w tym, że rodowość w owych cywilizacjach
pochodzi ze zwyczaju i z musu.
W Polsce był kiedyś ustrój rodowy. Wtedy i u nas były
rody z musu, ze zwyczaju. Tak jak do niedawna jeszcze ludziska
żyli sobie w małżeństwie zgodnie z żoną i zgodnie z naturą ze
zwyczaju. Natomiast dziś załamało się to, i teraz trzeba żyć zgod-
nie z żoną i z naturą, ale już świadomie, nie zaś z musu lub ze
zwyczaju. Podobnie nadchodzi świadome życie rodowe.
Po prostu rodzina, gdzie rodzice dają życie świadomie
i gdzie w tym celu żyją zgodnie z naturą, wytwarza o wiele wię-
cej więzi i kultury, niż ich potrzebuje dom dodzinny. Rodzina
taka nie zadowala się więc spójnią i kulturą domu macierzys-
tego. Przeto więź i kultura takiego domu nie kończy się ślepą
uliczką. Toteż dziatwa, opuściwszy dom rodzicielski, gdy z dala
od siebie pozakłada własne ogniska, współżyje nadal z sobą.
Tak współżyje, jak za dni młodości. To samo czyni ich potom-
stwo, chociażby mieszkało na różnych kontynentach: współży-
je ono z sobą i z dwoma poprzednimi pokoleniami krewniaków.
Współżycie trzech pokoleń: jak w domu. Jak u mamy. Chociaż-
by żyli w różnych częściach świata. Solidarność. Jak u Żydów.
Albowiem nie sztuka - po rozejściu się rodzeństwa - już
w pierwszym pokoleniu, więcej się nie znać. I - twierdzić, że
1) Koneczny („O wielości cywilizacyj"), sir. 133-161, 236-316.
145
lepszy obcy niż krewny. Wszak krewniak, lo dalszy ciąg wspól-
nej rodziny: własności biologicznej, a porzucenie łączności z do-
rosłymi braćmi i siosirami dowodzi braku kultury współżycia:
dowodzi społecznego niedorozwoju. Własność macierzysta się
rozłazi.
Rodzina tedy świadoma nie marnuje własności biolo-
gicznej: nie rozprasza wiązi i kultury wyniesionej z domu ma-
cierzystego, lecz przenosi tą więź i kulturą na współpracą z kre-
wniakami. I albo dziąki temu przekształca sią w ród, jeśli dotych-
czas nie tworzyła rodu, albo wtapia się w lód, jeżeli go posiada.
Świadome życie małżeńskie wprowadza - równolegle — świa-
dome życie rodowe.
Jest nas Polaków mało. Ubodzy jesteśmy. Wymieramy.
Sąsiadów mamy potężnych. Chodzi o to, by żadne zjawisko do-
datnie powstające wśród nas, nie rozpraszało się. I w kulturze
musi być ekonomia. Żaden dorobek kuturalny żadnej z rodzin,
żadnego z rodów, a nawet ani jedno uczucie pozytywne, ani
jedna myśl twórcza i oiiarna - nie mogą przepadać, lecz mu-
szą wrastać w naród. Skrzętny naród nic ze swej kultury nie mar-
nuje. Wszystko gromadzi, spiętrza. Z im bardziej wysoka i w im
większej masie spadają wody narodu dó rzeki życia, tym więcej
energij można z narodu wydobywać i tym bardziej dynamizo-
wać polską postawę wobec świata: naszą rodzimą postawę jed-
noczącą — unijną.
Temu właśnie służy wychowanie w rodzinie świadomej
i w rodzie świadomym. Kto będzie chciał zobaczyć najpraw-
dziwszą Polskę, pójdzie nie tyle na rewię wojskową, ile do domu
rodzinnego. Ani bowiem państwo polskie, ani szkoła polska nie
mogą być tak polskie, jak życie w rodzinie polskiej. Dekoncen-
tracja polskości na każdą rodzinę. „Twierdzą nam będzie każ-
dy próg". „Linia Chrobrego" w każdym domu. Polskość tę pie-
lęgnować będą dalej rody. W ten sposób świadome postępo-
wanie po polsku będzie kształtowane nie tylko przez tych, co
czują się odpowiedzialni za naród, a tych jest zawsze garstka,
lecz i przez tych, co świadomie odpowiadają za to, co się dzieje
w ich rodzinie i rodzie, tych zaś jest miliony. Z drugiej zaś stro-
ny tyle możemy dać własnego światu, co jest w nas polskiego.
Bo co nie jest rodzime, wyłącznie polskie, nie jest nasze, choć-
byśmy to tylko i nic więcej nie czynili.
Czy wyobraża sobie kto Polskę bez rodu Piastów, Jagie-
llonów, Sobieskich, Żółkiewskich, Zamoyskich? Czy wyobraża
sobie kto Polskę bez Wawelu-, bez tego cmentarzyska rodzin
królewskich? Czy ów szereg trumien monarszych, to nie tysiąc
lat życia Polski? Nie ma narodu polskiego bez rodzin polskich.
146
A tym bardzej nie ma pańswa, kosfruowanego społecznie
w sposób planowy, bez świadomie zdrowych rodzin i rodów.
Wprawdzie ażeby doszło do społeczeństw nowoczesnych,
spoisfszych, trzeba było dawniejszą wieź rodową przezwycię-
żyć, bo na drodze do pogłębienia wspólnoty ogólniejszej stała
ciasnota i egoizm dawnych rodów. W narodach cywilizacji ła-
cińskiej przezwyciężono podwórkowość rodów, lecz dokonały
tego... rody monarsze i to nie tyle za pomocą urzędników,
ile rękami... rodów, popierających rody monarsze. Zresztą nawet
najbardziej zurzędniczone imperia, jak carskie, niemieckie
i francuskie tworzone były i rządzone przez rody. Bez Ruryko-
wiczów i Romanowów, Habsburgów i Hohenzollernów, Karolin-
gów i Burbonów - nie było by Rosji, Niemiec i Francji, a Sianów
Zjednoczonych nie było by bez emigranckich starych rodów
holenderskich, angielskich i francuskich, dziś zaś... bez rodzin
miliarderów, milionerów. Rody budowały i nadal budują Japo-
nię i Chiny 2 ).
Obecnie rodom nie grozi podwórkowość, gdyż teraz
współżycie rodowe może się wytworzyć tylko z rodzin świado-
mie zdrowych, te zaś mogą istnieć tylko dzięki niezwykle wy-
sokiej etyce, która z kolei wymaga ustawicznego usuwania
z siebie egoizmu.
Ród taki nie zadawala się spójnią i kulturą rodowców,
wytwarza bowiem o wiele więcej więzi i kultury niż rodowcy
potrzebują. Dlatego więź i kultura rodu świadomego nie koń-
czy się ślepą uliczka: ród współżyje z pozostałymi rodami. Łą-
czy je bowiem, to, co najsilniej spaja: wspólna postawa wobec
życia.
Aczkolwiek tedy zdrowa część narodu składa się w na-
szych czasach z rodzin świadomie wiernych naturze i Łasce, ale
rodziny te wiążą się w rody świadomie, te zaś — w świadomą
część narodu. Rodzina, ród, naród. Kultura biosu.
Powstanie cała kultura wspólnot opartych na pokrewień-
stwie. Kultura narodowej biosfery. Związki krwi spotęgują
spoistość narodu.
Na tej drodze można wyzwolić nieprawdopodobne ener-
gie społeczne. Na wychodźstwie, czy w Macierzy, w okresach
okupacji, czy podczas wolności — tym bardziej zwarte może być
życie narodu, im bardziej będzie kipiało życie rodzin i rodów.
Na straży polskości i solidaryzmu stanie wtedy uruchomie-
nie najpotężniejszych sił biologicznych i emocjonalnych, jak
2) Pono pół miliardem Chińczyków rządzą dziś córki Stin-jAł-Seita I ich szwa- a-
gier (Czang-Kaf-Szek),
147
miłość wzajemna małżonków, miłość dzieci do rodziców i rodzi-
ców do dzieci, pokrewieństwo rodzin z rodami oraz - rodów ze
zdrową częścią narodu.
Przeto życie zdrowej części narodu, złożonej ze zdrowych
rodzin i rodów, nie kończy się ślepą uliczką egoizmu narodowe-
go, albowiem takie społeczeństwo wydobywa z siebie więcej
energij i kultury, niż ich samo potrzebuje. Naród taki wytwarza
tego typu więź i kulturę, że przedłuża się ona organicznie
o współżycie i współdziałanie kulturalne ze wszystkimi zdrowy-
mi narodami.
Epoka świadomie zdrowego życia małżeńskiego, to epo-
ka świadomego współżycia zdrowego odłamu ludzkości.
Dopiero na tej więzi narodów, reprezentujących zdrową
część ludzkości, będzie mógł Kościół zbudować rodzinę narodów
katolickich: rodzinę - nie w teorii, lecz w praktyce, gdyż Koś-
ciół może o tyle tylko wcielać w życie swe cele nadnaturalne,
o ile jednocześnie ludzie wcielają swe możliwości naturalnego
rozwoju,- w danym wypadku: o ile narody kształcą swą biosferę.
Natura i Łaska. Naród i Kościół.
Świadome tedy ojcostwo i macierzyństwo chociaż z jed-
nej strony grozi wymarciem światu, to przecież jeżeli jest prak-
tykowane zgodnie z naturą, staje się warunkiem urzeczywistnie-
nia Królestwa Bożego wśród zdrowej części ludzkości.
Idea Królestwa Bożego już się raz załamała: w średnio-
wieczu. Bo średniowiecze nie znało świadomego ojcostwa i ma-
cierzyństwa. Dziś nad globem powiewa sztandar świadomego
ojcostwa i macierzyństwa. Sztandar ma na jednej stronie trupią
głowę, na drugiej Królestwo Boże. Albo, albo. Dwie drogi do
wyboru... Tylko.
Kultura wszystkich dziedzin życia może rosnąć w nie-
skończoność, jeżeli równolegle rozwija się współżycie rodzinno-
rodowo-narodowe: kultura biosu. Albowiem siłą twórczą jest je-
dynie miłość, a źródłem miłości rodzina i wykwitające z niego
życie rodów i narodów. Oraz - szczepiona na tym miłość wyż-
szego rzędu: Łaska.
DEMOKRATYZACJA ARYSTOKRATYZMU
Członkiem związku rodzin może być krewny tego samego
nazwiska - na całym świecie. Prawo do rodu ma każdy. Nie jest
to nędzne prawo przelotnego obywatelstwa, ale prawo moje
i wszystkich moich krewnych - do wspólnego, mego z nimi,
143
udziału w historii narodu polskiego przez cały ciąg jego
dziejów.
Prawa tego nie otrzymuje się, ani nie można go nadać.
Jest ono samosiwórcze i dobrowolne, jak dobrowolna jest mi-
łość rodziców do dziecka, jak dobrowolny jest nasz udział w ży-
ciu Kościoła. Jak małżeństwo.
Związki rodzin (rody) dostawać będą znaki (herby) za
największą liczbę poległych w czasie wojny oraz za największą
liczbę rodowców poległych podczas pokoju — na rzecz narodu
(wynalazcy, lekarze, ratownicy, misjonarze, pielęgniarze i inni
męczennicy obowiązku).
Związki rodzin (rody), połączone w związek rodów, wysy-
łać będą przedstawicieli do rządu i samorządu. Na czele związ-
ku rodów moż,e stać Głowa Państwa jako przedstawiciel rodzi-
ny, pierwszej w narodzie. W ten sposób rządzić będą narodem
nie inne części ciała, ale głowy: głowy rodzin. Państwo rodzin’).
Dziś naród nie ma przedstawicielstwa, które by organicz-
nie szło od rodzin poprzez rody i ich centralę. I ustrój korpora-
cyjny daje tyko przedstawicielstwo tych, co tworzą kulturę za-
wodową. Brak w nim przedstawicieli biosu i opartej o bios -
korporacji rodzin i rodów, reprezentującej więź narodową’)
Państwom wymierających narodów - brak więzi społecz-
nych organicznych: zdrowych rodzin i .rodów. Sami urzędnicy,
to .lichą więź. Taka więź zanadto zależy od... tajniaków. To takie
mocne, jak małżeństwo, którego spoistości strzeże... policjant.
Albo wrócimy do rodzin i rodów, albo państwa Europy
zamienią się w „czyste" państwa: bez narodów i... rodzin.
W państwa dyktatorów i znajdków. Siany Zjednoczone Znaj-
dków. Dychawiczne efemerydy: bo wymrą takie „Siany"...
świadomie. Ale cokolwiek sie stanie z dzisiejszymi Stanami
(USA), choć życzymy im jak najlepiej, my musimy myśleć naj-
pierw o sobie. Otóż niepewny to członek narodu, kto nie ma ko-
rzeni rodowych, kio nie jest członki ąm rodu odpowiednio daw-
- Czemu 1 ? Bo jego rodzina nie rea żadnej historii w życiu na-
rodu. Jest tymczasowa. Okazyjna. Przypadkowa. Dzieje takiej
irodziny są bez dziejów.
Znamienne, że tyko te warstwy rządziły społecznościami,
które umiały się zorganizować w rody i potrafiły przez całe wie-
ki utrzymać więź rodową. One tworzyły kultury, cywilizacje,
państwa i narody.
2) Por. art. iyt. : „Państwo rodzin" (uwagi prawno-ekonomiczne) — w czaso-
piśmie „Nowe Wiadomości Ekonomiczne i Uczone", Warszawa, paźd z. 1938, str. 15-17.
3) Por. ks. dr. Piwowarczyk Jan? „Korporacjonizm i Jego problematyka", Poz-
nań 1936
149
Gdyby nasi chłopi umieli się zorganizować w rody o świa-
domości historycznej, nigdyby nie doszło do pańszczyzny. Kto
bowiem sam nie umie tworzyć trwałych wspólnot - ofiarnie i do
forowolnie, ten bywa wtłaczany do wspólnot obcych, a doty-
czy to tak samo warstw jak i całych społeczeńsiw. Tylko wy-
twarzanie z własnej warstwy narodu - broni ją od pańszczy-
zny. Nawet szlachta, gdy przestała wytwarzać naród, wpadła
pod bat zaborców. Rozbiory.
Ubogi szewczyna ze Starego Miasta może być równio
arystokratyczny, jak Zamoyscy lub Czartoryscy. Zależy to ty^o
od tego, jak dawną tradycją żyje jego ród, jak żywo nią żyje
i o ile wcementował życie swej wspólnoty rodowej w życie
każdej z rodzin swego nazwiska oraz w życie narodu: o ile żyje
postawą — na ród i naród.
Na tę budowlę stać nas natychmiast. Bo któż z nas nie mo-
że rozbudowywać więzi nasamprzód we własnej rodzinie, a po-
tem między własnymi krewniakami?
Pełną odpowiedzialność obywatelską można wychowy-
wać wtedy, gdy rodzina wie, że ma żyć w ciągu całych dziejów
narodu. Z drugiej zaś strony tylko taka rodzina bierze pełny
udział w życiu narodu, bo w ciągu całych jego dziejów jest ży-
wą jego cząstką. W ten sposób zdobywa ona prawa do pełnego
udziału w życiu narodu i Państwa. Inne rodziny, wymierające,
to przelotni członkowie narodu, upośledzeni, chociażby ktoś
z tych efemeryd został prezydentem, marszałkiem, czy monar-
chą. Rodzina tedy, która świadomie wymiera, pozbawia się gło-
,su w całych dziejach Polski. Największą klęską w życiu Sobiesi
kich. Wazów, Jagiellonów i Piastów jest to, że nie mogą już
brać udziału w życiu Polski: że są dla Rzeczypospolitej zmarły-
mi członkami. Kultura tedy bio-sfery, ciągłość poprzez ród, to.
żywiołowa pożywka dla szczepienia odpowiedzialności za na-’
ród i Państwo jak najszerzej: któż bowiem nie żyje życiem ro-
dzinnym!
Ród i naród same się stwarzają. Tak jak małżonkowie sami
sobie udzielają Sakramentu Małżeństwa.
HELLADA NA „KÓŁKACH"
Wszystko, czym żyje nasza cywilizacja, dały społeczności
rodowe.
Nie mówiąc o szlachcie rodowej, „w gminach średniowie-
cznych najważniejsze urzędy były zastrzeżone dla mistrzów
150
cechowych, albo leż, jak w Wenecji, dla członków pewnej ilości
rodzin notablów" 4 ).
Warstwy, które w średniowieczu nie zorganizowały się
w rody, przeszły bez śladu, a stale figurowały jako warstwy naj-
niższe. Dziś każda warstwa jest najniższa, bo żadna nie kształci
wspólnoty rodowej. Dlatego żadna nie umie rządzić.
Starożytny Rzym republikański stał starymi rodami rzyms-
kimi: „w starożytnym Rzymie urzędy najważniejsze były powie-
rzane pewnej ilości wybitnych rodzin" 5 * ), a senat Rzymu republi
kańskiego, złożony z przedstawicieli rodów, wygląda! w oczach
cudzoziemców na zgromadzenie monarchów. Rzymianie mawia-
li, że „wypatrywanie się w obrazy przodków zapalało w nich żą-
dzę sławry""). Każdy rodowiec włączał swe życie dla imperium —
w łańcuch takiegoż życia swych przodków: „w Rzymie każdy
czyn zamierzony szedł według dawnego wzoru", „dzieje były
księgą świętą, mistrzynią życia, z dziejów rodziły się dzieje" 7 )
Wszyscy żyli historią udziału swych przodków w rodzie
'własnym i narodzie. Nikt nie czuł się... znajdkiem historycznym
Nikt nie zaczynał służby narodowi - od siebie. Brał płonącą ża-
giew miłości Ojczyzny od przodka i niósł ją dalej z narodem 5 ).
Dopóki małżeństwa rzymskie były wierne naturze, dopóty
istniały potężne rody. Poprzez nie wyrastało społeczeństwo
w naród rzymski, a w rzeczpospolitą - państwo. Gdy rodziny
przeszły na ograniczanie potomstwa niezgodne z naturą, spois-
tość rodzin i rodów zaczęła pękać, nastąpiła dyktatura nad spo-
łeczeństwem, które już nie miało cech narodu, ale stawało sic
coraz bardziej zbiorowiskiem upaństwowionych bydląt. Zamiast
Rzymian przyszli „obywatele rzymscy”.
Podobnie stara Hellada, zwłaszcza jej słońce. Attyka, sta-
ła nieprawdopodobnie rozwiniętym życiem rodzinnym, rodo-
wym i międzyrodowymi związkami (tyle).
„Lud attycki dzielił się na cztery fyle, fyla dzieliła się na
fraiiie, fratria na rody (gene). Ten podział był aż Klejstenesa
podstawą administracji" 9 ).
„Już w Iliadzie ten, kio nie należy do Irairii uchodzi za s;o-
jącego poza społeczeństwem" 10 ). „W Atenach już w VII wieku
każdy należy do fratrii" czyli do famiłijno-prawnego związku
rodów 11 ). Podział lokalny miał w starej Attyce bardzo podrzęd-
ne znaczenie" 12 ). Prawo obywatelstwa zależało od przynależ-
ności do pierwotnej organizacji rodowej”. Nawet wojsko* . 'a
znaczenie miały fyle i frairie 13 ).
4) Mosca. 282. 5) Mosca, 282. 6) Swierzbiński, 59. 7) Świerzbią iki W.
#) Swierzbiński, 59.
9) Witkowski, 183. 10) 183, 11) 183, 59, 186 12) 186. 13) IH*.
151
„Rody posiadały prócz własnych świąźyń i kapłanów —
domy dla zebrań" 14 ).
Rody posiadały swoich świętych: „Patronami wszystkich
rodów atiyckich byli Zeus herkeios i Apollo pafroos". Patronami
fratryj byli Zeus phrairios i Afhena phrafria". W świątyniach
łratryj" odbywały się uroczystości i akty familijno prawne" 13 ).
Przyjmowanie synów do rodu odbywało się równocześnie
Z przyjmowaniem i do fralrii" 1 ").
Nie każdego krewnego przyjmowano do rodu i dc fratrii.
Wymagano przede wszystkim, by dziecko było prawego łoża
i zrodzone z córki obywatela 17 ). Tak samo ożenienie się uważano
za sprawę obchodzącą cały ród: „Obywatel po ożenieniu s\ę
przedstawiał żonę we fratrii" 18 ).
Dziś wśród wymierających narodów, młody człowiek nie
jest obowiązany nikomu swej przyszłej żony pokazać. Zupełnie
jak pies czy kura. Wystarczy, że młodzi byli razem na dancingu
i trzy razy na plaży, a już się żenią. Po roku ustawiają się w kolej-
kę do rozwodu. I znów na plażę i dancing - ona z innym, ą on
z inną. I tak w kółko.
„Rodzina oparta na monogamii stanowiła podstawę państ-
wa greckiego, gdyż na prawie familijnym opierały się wszystkie
stosunki własności", 19 ) samo zaś „Państwo greckie rozwinęło się
z rodziny"-"). „Małżeństwo monogamiczne jako podstawę rodziny
sławi Ajschylos", poligamia na wschodzie i u Traków wydawa-
ła się Grekom barbarzyńską"-' 1 ).
Poligamia Azii sprawiła to, że Azja, choć całe tysiąclecia
była ludnościowo olbrzymem, to jednak kulturą pozostała karłem
wobec monogamicznej Europy. I pozostaje. Zresztą budząca się
nowa Azja przechodzi wszędzie na monogamię. Bo jedna żona
ożywia postęp. Wiele żon zamraża postęp. Robią Azję.
Skamielinę.
Aczkolwiek „Klejstenes zasiani! istniejący przed nim po-
dział rodowy podziałem administracyjnym opartym na zasadzie
terytorialnej", to jednak tworząc fyle lokalne pozostawił fratrie
bez zmian tak, że fratrie były całkiem niezależne od nowych fyli
i nie były ich częściami, a poza tym życie insiytucyj pokrewień-
stwa powiązane było nadał z życiem państwowym 22 ). „Nowych
obywateli wpisywano do list obywatelskich, tj. do demos, fratrii
i fyli" 23 ). Tylko synowie wprowadzeni do fratrii uzyskiwali prawa
polityczne „przez wpisanie do księgi demu ojca" 24 ). „Każda frat-
14) Witkowski 23S. 15) 238,245. 16) 240. 17) 240. 18) 239. 19) 69.
20) Witkowski 72. 21) 60.
22) Witkowski, 73 . 23) 73 . 24) 240 . 25) 244.
ria posiadała w obrębie ustaw ogóini»państwowYch samorząd
i mogła stanowić sobie w'asne ustawy. Samorząd w dziedzinie
bio-sfery. „Fyle miały swój kult, swój majątek i posiadały samo-
rząd". „Państwo przerzuciło wiele swoich zadań na fyle"- : ‘).
Zatem zorganizowany udział rodzin i rodów w życiu państwa.
Aliści równolegle i jeszcze w okresie helleńskim (1.000 —
500 lat przed Chrystusem) religia nagiego Apollina „starała się
wszelkimi sposobami zastąpić rodzinę, jako zasadniczą komórkę
społeczną, przez koła i związki sakralno-wojenne". Najsurowiej
„zasadę związków zastosowano w Sparcie" JI ’). I to ją zgubiło...
Wprawdzie cel był piękny: „osiągnięcie najwyższej doskona-
nałości umysłowej i fizycznej, mężczyzna dążył do tego, aby być
mężem obrońcą i dzielnym slernikniem swej ojczyzny, kobieta
— do tego, aby mogła takich mężów rodzić"- 7 ). Przy celach lak
pięknych wychowaniem dzieci w domu zajmowały się coraz
częściej babki-*). Mamy siedziały na zebraniach „kółek". Nio
miały czasu. Uspołeczniały się.
W okresie attyckim (500 r. - 323 r.) życie kółkowe udostęp-
niono wszystkim. Demokracja. Mimo to trwało jeszcze życie
rodów oraz fratryj- 9 ) i to do tego stopnia, że gdy syn prał ojca,
to tata nie wzywał policjantów scytyjskich, ale wołał: „Pomóżcie
sąsiedzi, krewni, rodacy"’")! Synkowie się rozbestwiali, bo ma-
my się uspołeczniały, aby móc rodzić mężnych obrońców i dziel-
nych sterników Ojczyzny... Siedziały więc coraz częściej , na
kółkach". Dziś mówiło by się, że „pracowały w organizacjach".
Bogacze helleńscy świetnie się bawili „na kółkach".
W okresie hellenistycznym (232-30) każdy prz: chodzi... na
„kółka". Cała Grecja. „Człowiek uważa się za jednostkę biologi-
czną, środków do życia dostarcza mu jego zawód, polem jego
działalności społecznej jest jego kółko, po cóż mu rodzina? Pie-
niądze, które by na nią wydał, woli on zbierać dla zabezpiecze-
nia starości, a resztki zapisać stowarzyszeniu, które go za to po-
chowa z honorami. Tak rozwija się dążenie do bezdzietności i bez-
denności, które w zdrowych opokach jest nie do pomyślenia"' 1 ’).
Kto z nas, wychowanych na kulturze klasycznej, wie o tym,
czego... narobiły „kółka"?
Dziwna rzecz. Znamy do gruntu sztukę i naukę grecką.
A czemu tak mało wiemy o kulturze biosu helleńskiego: o życiu
rodzinnorodowym Greków? Wszak nie znając lego życia nie zna-
my źródeł siły kulturalnej dawnej Grecji. Bo z wartości wypielę-
gnowanych w rodzinach i rodach helleńskich wytrysnął cud te-
26) 27) 28) 29) 30) Zieliński. 888. 89. 89. 170. 171.
31) Zieliński, i. II. 23.
153
go wszystkiego, co w ich dorobku jest wiekuiste. Prawda, dobro,
piękno. Rodzina, ród, naród. Hellada, Rzym, Europa. Polska.
Skoro tylko upadło zdrowe życie rodzinne, pochodzące ze
zwyczaju, skoro upadło zdrowe życie rodowe, pochodzące ze
zwyczaju, winni byli Grecy wywołać świadomie wierne naturze
zdrowe życie rodzinne i świadomie zdrowe życie rodów. Różni-
ca między dawnym życiem rodzin i rodów greckich a nowym
byłaby ta, że tylko zdrowe rodziny, a więc tylko część rodzin
greckich, mogłyby się zorganizować w świadome życie rodzinno-
rodowe. Pozostałe paskudztwo trawiłoby sobie dalej życie „na
kółkach": gniłoby i próchniało świadomie. No i wymierałoby
w galopującym tempie.
Niestety, tej regeneracji rodzin i rodów - Grecy nie pod-
jęli: wszyscy przeszli „na kółka".
Bez życia rodzinno-rodowego Hellada schła, aż wyschła.
„RÓŻDŻKĄ DUCH ŚWIĘTY DZIATECZKI BIĆ RADZI"
Życie rodzinno-rodowe, samoistne, idące od dołów, to
ruch ludowy - w nadchodzącej epoce. I to taki ruch ludowy,
który ułatwi Rządowi rządy.
Mogą bowiem być sobie po staremu premierowie, rady
ministrów, partie polityczne, korporacje, trzy czytania w Sejmie
i dwadzieścia cztery w Senacie (lub na odwrót). Owszem. Wszy-
stko to jest po to, by rząd dobrze rządził. Ale jakże ułatwia rzą-
dzenie fakt, że Władze Państwa mają na dole nie piasek, czyli
nie tak zwane społeczeństwo, lecz naród zrzeszony w rody,
w których to rodach obowiązuje całkiem prywatnie i jest prak-
tykowany kodeks postępowania po katolicku we wszystkich
dziedzinach życia.- w gospodarce, w wychowaniu , w sztuce,
w obyczaju! Innymi słowy, takie społeczeństwo samo prawa
stanowi i samo je praktykuje. Samo wykonuje. Samo karze. Pry-
watnie i obowiązująco. Bo prawo może być cywilne, karne i —
ojcowskie.
Dopiero wówczas może dojść do prostoty w karach wy-
mierzanych przez rząd. I może ustać inflacja praw. „Rzym miał
minimum praw, swoje 12 tablic, i prywatne postępowanie krymi-
nalne, sami obywatele strzegli wykonania prawa. Tylko zabój-
stwo, morderstwo były dochodzone z urzędu, przez urzędników
państwowych, wobec tego że pokrzywdzony nie mógł tego
uczynić sam. Dopiero za Tyberiusza zjawiają się oskarżyciele
w związku z lex majesłałis, dla zysku, przeciw bogatym; ale byli
źle widziani i nie szkodzili ubogim, czemu przypisywać należy
swobodne szerzenie się chrześcijaństwa. Dopiero od Dioklecjana
154
zaczyna się system azjalyckiej procedury karnej, lysiące szpie-
gów rządowych! Zatem prawo rzymskie „nie ścigało samo przes-
tępców, pozostawiało ich do ukarania rodzinom" (Towner).
- Ale nie mamy jeszcze tych rodzin i rodów, i ich sądo-
wnictwa: gdy nie będzie karał rząd, wszystko się rozlezie!
Tak. Nie mamy pieniędzy na kosztowne kary, a mamy
olbrzymią ilość ludności niewychowanej. Państwo nie powinno
u nas bać się robić porządku. Najtańszym kosztem. Praca, solidne
ciężkie roboty. Bo to dopiero leczy (ponad śnieg bielszy)! Wo-
bec tego nie każdy przestępca będzie się mógł dostać do
więzienia.
Dziś się karze zbyt urzędowo. Przestępca jest dla sądu
zbyt obcy. Tymczasem rząd musi być i ojcowski, skoro ojcowie
w Państwie Polskim... nie wykonują władzy nad dziećmi, skoro
brak rodowego sadownictwa. Ale wtedy bez lania ani rusz. Bo je-
dnak prawdziwy ojciec wali od czasu do czasu rózgą. A nie ma
nic bardziej humanitarnego jak gdy bije ojciec.
Za zgorszenie tedy (nierząd, słowo mówione, pisane, wy-
stęp) - chłosta! Loco - najbliższy posterunek policji. Recydywi-
stów po raz trzeci nie przewiduje się. Kary odręcznie. Bez formu-
larzy i okienek. Jak w domu. Po ojcowsku.
- Ależ broń Boże! Policja nie jest od tego!
Więc kto to ma robić, skoro ojcowie w Państwie Polskim..,
nie wykonują swej władzy?!
— Meee...
Za zbrodnie przeciw rodzajowi ludzkiemu, czyli handel
środkami dzieciobójczymi i przeciwkoncepcyjnymi, za ich wy-
rób, reklamę: chłosta, konfiskata majątku i pozbawienie prawa
do pracy w handlu i przemyśle. Patrz: Kodeks Włoski, artykuł
- Słabszym - baty na raty.
— Ależ, to sadyzm!!!
W takim razie, kto ma tu reagować?!
- Meee...
Natomiast za gwałt-, kula. Gdy kilku gwałcicieli: kilka kul
w łeb. Za współudział w zabijaniu dziecka nienarodzonego -
pozbawienie prawa wykonywania zawodu, odjęcie komcensji na
lecznicę, konfiskata majątku i ciężkie roboty, a za zabicie dziec-
ka nienarodzonego - ciężkie roboty aż do śmierci. Przy tym wy-
jątkowo to prawo powinno obowiązywać wstecz. Rękami tych,
co brali udział w mordowaniu dzieci polskich należy wyregulo-
wać co najmniej Wisłę. Tak samo ci, co zarazili kogoś wenerycz-
155
nie, winni pracować przymusowo i za swe zarobki opłacać całe
lecznictwo w tym dziale.
Na upartych (akuszerki-dzieciobójczynie, ulicznice, ich
miłośnicy, pornograf omani) — ciężkie, solidne roboty!
Nie — „szkoły zamiast więzień", ale kary zamiast więzień.
Solidne kary w postaci uczciwej pracy i rygorów. Po ojcowsku.
Więzienia nowoczesne nie są wcale karą, są tylko taką samą
szkołą próżniactwa jak i szkoła nowoczesna.
Nie będzie też więzień dla złodziejów, ale praca: regulacja
rzek, drogi, meloracje i wielkie roboty publiczne. Im gorliwiej
będzie złodziejaszek pracował, tym wcześniej się go wypuści.
Można by te „szkoły pracy", nazwać „Loże gorliwego Litwina".
W ten sposób złodzieje będą pracowali. Dopiero gdyby
złodziejów brakło, trzeba będzie wielkie roboty publiczne: regu-
lację rzek, drogi, melioracje — powierzyć tym, co od urodzenia
są uczciwi. Jednak narazie nie ma strachu, żeby brakło złodzie-
jów w Najjaśniejszej. Zresztą od czegóż policja! Policja dostarczy
konlygenlów złodziejów. Wyłapie, A znów sądy zapewnią byt
złodziejom: sędzia bowiem wymierzy złodziejowi kontyngent
pracy.
Zarobek złodzieja w obozie pójdzie na spłacenie szkód.
Punktualnie w końcu tygodnia - poszkodowani otrzymywać
będą z obozów przekazy na podjęcie pensji cotygodniowej od
„swoich" złodziejów. W ten sposób się wyjaśni, po co w Pańtswie
są złodzieje. Dzięki temu nareszcie się dowiemy, po co jest po-
licja. Dziś policjant strzeże jak oka w głowie, by jeżdżono prawą
stroną, a pokaźna część dorobku ludności gdzieś wsiąka. Za nie-
wyżyte złodziejstwa będzie płacił poszkodowanym miejscowy
posterunek policji. Albowiem każda sfera pracowników, o ile
dojrzała do swych zadań, odpowiada za porządek na swym tere-
nie. Kandydatka na żonę oficera zawodowego nie musi dziś
mieć posagu, wystarczy, gdy jest uczciwa i dzielna, ale poli-
cjant musi złożyć przed przyjęciem go do służby poważną kau-
cję. żeby miał czym płacić za niewykTytych złodziejów. Porzą-
dek musi być. Nawet wśród policji.
— W takim razie nikt nie będzie policjantem!
Nie-, w takim razie niezdary nie będą policjantami. I na-
reszcie się doczekamy wzrostu kultury policyjnej.
CHURCHILL XXI WIEKU I MIKOŁAJCZYK DRUGI
Gdy miną opary wojny światowej, a mężowie stanu spo-
strzegą, że ich narody wymierają sobie tak jakby nigdy nic,
156
rządy zaczną regenerować w niebywałej skali swe trupy: naro
dy wymierające. Wówczas państwo uczyni przede wszystkim
jedno: zrobi porządek z małżeństwami. Nie uzna rozwodów: tak,
że każdy musi wrócić do swej pierwszej żony 32 ). Tak samo pań-
stwo nie uzna żadnego wyznania, tolerującego rozwody i wy-
naturzone życie małżeńskie. Wyjdzie się z założenia, że mogą
być nawet amerykańskie wyznania (nowe wiary... za dolary),
ale tylko zdrowe.
Istnieje przepowiednia (krążyła gęsto czasu wojny po
Warszawie): „A gdy ujrzycie, że wszyscy wracają do swoich
bab, wiedzcie, że Polska wraca do niepodległości już nie na
żarty".
Oj, będzie to widok, gdy wszyscy będą wracali do włas-
nych niewiast! Co za prostota ujęcia „problemu seksualnego".
Każdy — do swojej. „Na Ojczyzny łono". Repatriacja żon i mę-
żów. Przywróci się i tutaj stan prawny w Rzplitej. Ułff!
Ale rząd regenerujący trupa na tym nie skończy: zabro-
ni sprzedawać brudnych książek i pism. Nakaże je zniszczyć
w bibliotekach, księgarniach.
Rząd usunie zjawiska antyrodzinne, czyli bezwstyd, z ra-
dia, prasy, teatru, filmu, sportu, muzeów, szkół, plaż. Usunie zwy-
rodniałą literaturę szkolną 31 ). Miejsca zakażone w arcydziełach
naszej literatury wytnie 31 ). Rząd wprowadzi do wychowania fi-
zycznego kostiumy i obyczaje skromne. Usunie bezwstyd z ulic
(reklamy środków antykoncepcyjnych, „dziewczynki", porno-
grafię krajową i zagraniczną — starą i nową — w kioskach, wy-
stawach sklepowych, fotosy z brudnych filmów i teatrzy-
ków) oraz bezwstyd z wnętrza lokali sozrywkowych (w teatrzy-
kach, kawiarniach iid.).
32) Konsystorze prawosławne postępowały u nas przed ostatnią wojno tak, ^jak-
by cerkiew prawosławna była wyznaniem większości — orzekają rozwody małżeństw,
które były zawarte’ w kościele katolickim, w których oboje małżonkowie byli w chwili
ślubu katolikami i w których jeden z małżonków (zawsze powód) w czasie trwania mał-
żeństwa, czyli po ślubie, przyjął prawosławie i zwrócił się do konsystorza prawosławnego
o rozwód”. W ciągu ostatnich pięciu łat rozbito w ten sposób. 5000 małżeństw katoli-
ckich”. ,, Protesty przeciw niewłaściwości sądu prawosławnego nad katolikiem nie od-
noszą skutku. Prokuratura sądów państwowych odmawia pomocy”. Choromański, 107-113.
33) Czy to prawda, że ,, Dzieje grzechu” są lekturą obowiązującą na klasę IV
gimnazjów polskich? Por. Goliński, 9.
34) Należy oczyścić z pornografii i niechlujstwa obyczajowego wszystkie trwałe,
a zanieczyszczone czynniki kultury polskiej, m. in. utwory literackie, np. ,, Chłopów”
Reymonta, Dowiadujemy się, że i z ..Chłopów” Reymonta, które zostały przetłuma-
czone na język japoński, usunięto wszystko, co by obrazić mogło wysoką moralność
japońską, „Tak dbają poganie o zdrowie i dobre obyczaje”. . Mówi nasz przewodnik,
że na wszystkich filmach japońskich mogą być nawet dzieci”. Filmy obce operowane są
z miejsc gorszących — bezwzględnie. Posadzy, 245, 246.
„Józef Zastawny w periodyku „Wieś i Państwo” (nr. 6, r. 1946) mówi o „Chło-
pach” Reymonta m. in. tak: Autor pokazał tam światu chłopa polskiego jako zboczeńca
seksualnego '. Pewnych, niezdrowych parłyj książki — na wsi „na głos nie czyta się
nigdy”.
157
Restauracje, szynki, „lokale" płacić będą podatek wielo-
krotnie wyższy od normalnych — od każdej godziny po za-
chodzie słońca, godziny te bowiem należą prawnie do rodzin.
Czas, to też własność.
Film, piosenka, książka, sztuka będą cenzurowane global-
nie: z korzeniami. Czyli: jedno miejsce zakażone spowoduje „za-
jęcie" całości.
Obrazy, rzeźby, tańce — podlegać będą również ocenie,
czy są zdrowe. A wszystko io zrobi się po to, by wprowadzić
„świadome macierzyństwo" do twórczości, do sztuki. Kontrola
urodzeń sztuki. Eugenika. Higiena. Aseptyka. Birth Conlrol -
po polsku.
Czemu ci, co wołają, żeby sterylizować ludzi, tak bronią
nietykalności., gangreny w sztuce? Trzeba założyć dla nich lo-
żę.- „Masoński przesąd zwyciężony".
Do prawa podatkowego wprowadzi rząd nowelę. Miano-
wicie, małżeństwa bezdzietne i małodzielne będą płaciły kil-
kakrotnie wyższe podatki — od wielodzietnych. Nie chcesz
mieć dzieci? Dobrze: dlatego płać na tych, co chcą mieć! Pię-
kne, bezdzietne panie, spacerujące z pięknymi psami (na smy-
czy), będą płaciły za to podatek miejski tysiąckrotny - na
rzecz funduszu rodzin wielodzietnych.
Tak więc kto jest z nas chory, będzie mógł mimo to rodzić.
Tak samo chory będzie się mógł urodzić. Bo prawo do życia ma
każdy, gdyż nawet chory człowiek wart jest Boga. Ale syfilizm
i inne choroby nieuleczalne w sztuce i twórczości będzie się
wyrzynało bezwzględnie, Perły — dla nas, reszta — wieprzom
całego świata. Uspołecznienie kultury.
Na tym właśnie polega eugenika po polsku: by każdy Po-
lak się rodził, ale by żadne świństwo nie urodziło się w Polsce.
A więc sztuka winna być zdrową, czyli katolicką, zgodną
z Szóstym Przykazaniem i z rozumem.
Czy to znaczy, że na przykład w takim Radiu Polskim bę-
dzie się co chwila ktoś żegnał? Albo, że co sobotę, już od rana,
będą nadawane same nieszpory lub, że w niedzielę „państwo
usłyszą" wyłącznie Msze i kazania arcybiskupie? Nic podobne-
go! Nabożeństwa i kazania z powrotem do kościołów, a do radia
— zdrowie! To znaczy: każda audycja zdrowa moralnie.
Tak oto rządy będą szalały ratując swe narody wymiera-
jące. W ogóle, im narody będą bardziej ochoczo wymierały,
tym bardziej rządy tychże narodów nabywać będą rozumu. Co
za mądrość wykazać może na ten przykład rząd angielski w wie-
ku XXI, gdy Wielka Brytania będzie sobie może liczyła 6 milio-
158
nów ludności, jak obliczył Anglik Roger Power! „Nie ma co się
bać histerycznie wielu dzieci" — będzie wtedy tłumaczył wy-
mierającym Anglikom w Izbie Lordów Churchill XXI wieku.
„Gdy Bóg da dzieci, da i na dzieci" — będzie perswadował
w Sejmie polskim przywódca wymierających chłopów Miko-
łajczyk Drugi, uzasadniając potrzebę wprowadzenia pierwsze-
go artykułu do „Kodeksu Mądrego".
— Jakiego artykułu?
„Majątek chłopa, który unika dzieci, podlega konfiskacie
na rzecz funduszu chłopskich rodzin wielodzietnych, a gospo-
darza i jego jałową gospodynię skierowuje się do szkoły pracy.
Wchodzimy w epokę rózgi na łotrów i — głębokiego od-
dechu dla uczciwych. Rozumne rządy w epoce rozumnej liczby
dzieci.
Czy tylko to wszystko dość jasne?
ŚWIAT DZIWÓW, ŚWIAT CZARÓW
- Hm, hm, ale.czy tylko sam rząd swym wpływem uzdro-
wi wymierającą większość? Dla ludzi wymierających trzeba
mieć litość! Sama rózga nie wyst...
Owszem: rózga i sztuka.
Czym się kieruje 99,9% ludzi? - Uczuciem, impulsem
pierwszym z brzegu, „nieprzemyśleniem" rzeczy do końca. Jest
to olbrzymia sfera irracjonalnych poruszeń, wypełniających
99,9 proc. życia — zwykłych ludzi, a 90%' — u niezwykłych. Chy-
ba, że ludzie postępują świadomie po katolicku. Ale na razie
owych ludzi nieomal nie ma. Natomiast wymierająca większość
lubi łechtać swe zmysły sztuką.
A na zmysły najbardziej wpływa sztuka. Zmysłów nie
można przekonać. Zmysły można tylko czarować. I serce można
tylko czarować. A serce ma każdy: nawet ten, co nie ma zmy-
słów.
Racjonalizować sztukę, to doskonalić odruchowe życie
narodu. Doskonalenie to może iść tym szybciej, im wyższym ce-
lom służy sztuka, im większe talenty ją tworzą i im więcej ludzi
ją konsumuje.
Ideami też się wpływa na życie, ale żółwim krokiem, bo
idee późno przychodzą do głosu,- sztuka zaś działa natychmiast,
ponieważ serce nie ma czasu.
159
Sztuka wpływa tak gwałtownie, że to, co sztuka wyraża,
to jednocześnie najsugeslywiniej propaguje. Dlatego wszelka
sztuka jest tendencyjna. Ku temu sztuka pcha, co pokazuje. Im
piękniej pokazuje, tym ponętniej pcha. Im bardziej czarująco
coś wyraża, tym bardziej urzekliwie jest tendencyjna. Natomiast
nauka tyle tylko wpływa, co nauczyciel. Artyzm, to tendencja,
bo artyzm, to sugestia. Dlatego sztuka może i zabić życie rodzin-
ne, i otoczyć je czarem.
Z drugiej strony treścią życia rodzinnego, małżeńskiego
i narzeczeńskiego jest miłość, arcyuczucie, a więc sfera sztuki,
jej arcymotyw. Dlatego sztuka ustawicznie wpływa na życie
rodzinne, małżeńskie, narzeczeńskie. Oraz życie rodzinne, mał-
żeńskie i narzeczeńskie bezustannie działa na sztukę.
— Ale czy działa zdrowo jedno i drugie?
To zależy od tego, o ile zarówno postawa społeczeństwa,
jak i cała dotychczasowa sztuka zgadzają się z etyką Chrystusa
w dwu dziedzinach: czystości obyczajów i dzielności życiowej.
Gdy jednak chodzi o szybką i planową działalność, to łat-
wiej oddziaływać na życie sztuką, niż życiem na sztukę.
Toteż za pomocą zdrowej sztuki możemy uzdrawiać wszyst-
ko, co irracjonalne. Przez zdrową sztukę możemy odrodzić naszą
tężyznę fizyczną, postawę ofiarno-twórczą wobec życia, czys-
tość w pożyciu małżonków, obyczajność dziewiczą u młodzieży.
Słowem: możemy regenerować człowieka, narody.
Żaden rodzaj sztuki nie jest obojętny dla tych celów. Na
przykład tak zwana „lekka piosenka" bardziej wpływa na postę-
powanie młodzieży niż wielka poezja. Taniec i strój silniej dzia-
łają na postępowanie ludzi niż Przykazania Boskie. Film bardziej
nas może odbarwić z polskości niż ateizm, pacyfizm, masoneria
i idiotyzm — razem wzięte. Dopiero rządy wymierających naro-
dów ocenią wpływ sztuki. Wszak kultura życia rodzinnego, któ-
rą owe rządy będą chciały odrodzić, to kultura uczuć, to poezja:
Świat sztuki. Świat dziwów. Świat czarów. Bajka. A znów sztuka,
to przecież bajka nad bajkami.
AKTORZY W ROLI LUDZI
Sztuka: to artysta.
Również artystą sceniczny.
Owóż kto widział artystkę sceniczną, która żądała roczne-
go urlopu, gdy miała zostać matką; która wymawiała sobie to
160
prawo najmując się do pracy w teatrze? w radiu? w filmie?
w teatrzyku 36 )?
Kto widział artystę, co walczył o prawo do żony, do dzie-
ci, do własnego warsztatu pracy teatralnej, filmowej?
Kto widział artystę scenicznego, który stawiał za warunek
przyjmując pracę, że będzie tworzył, czy odtwarzał, tylko to, co
zgodne z życiem rodziny i etyką Kościoła 37 ).
A tymczasem, któż to są artyści? twórcy? odtwórcy, w o-
góle ludzie sztuki? Są to, jak już wiemy, ci, co rządzą sferą irra-
cjonalną życia narodu, więc ci, co mają zawsze 99,9% akcyj
w postawie narodu wobec życia.
Od czasu tedy, gdy narody białe masowo przechodzą na
neomaltuzjanizm, 99,9% naszego życia regulują ludzie bez cha-
rakterów, typy pozarodzinne, dlatego styl postępowania wy-
mierającej większości staje się bezrasowy, bezideowy: styl
kundla.
Toteż, jeżeli kto, to artysta, i najpierw artysta, nade wszy-
stko artysta - musi być człowiekiem.
W tym celu zdrowy element artystów scenicznych prze-
prowadzi odbydlęcenie kolegów — na rzecz urodzinnienia,
uwłasnowolnienia, uspołecznienia ich życia, uwłaszczenia: uczło-
wieczenia. Rząd będzie poganiał naród, by stało się to wnet,
bo sam, nieszczęsny, cóż tu więcej poradzi!
Czekamy tedy na teatry, prowadzone przez zespoły ro-
dzinne aktorskie. Czekamy na wytwórnie filmowe, stacje radio-
we — rodzinne, bądź zespołów rodzin — rodowe. Rodzina, ród
dopingować będzie krewniaków-artystów, by ich praca scenicz-
na była na poziomie. Z drugiej strony zespół zdrowych pracow-
ników sceny, zorganizowany w korporację artystów scenicz-
nych, pracujących świadomie po katolicku, stanowić będzie
środowisko wychowawcze dla całego świata sceny polskiej.
Środowisko, jak wszystkie korporacje w zdrowej części narodu,
wymagać będzie od członków cenzusu charakteru i równolegle
rozwijać będzie pełną kulturę sceny we wszystkich rodzajach
36) Mamy na myśli w teatrzyku te występy, które są pozbawione pornografii
i nieobyczajnego seksualizmu. Dzisiejsza erotomania teatrzyków jest nudą. Ciągle jedno
i jedno. Sztuka ta podnieca, a nie wzrusza. Jest jak morfina.
37) Dowodzi to, że aktorzy i aktorki uważają się za towar. Żywy towar. Inaczej
jest np. w Japonii. ,,Takao jest córką arystokraty i początkowo zamierzała się poświęcić
malarstwu. Przypadek zaprowadził ją do pracowni filmowej. Dziś w 25 roku życia Jest
ona gwiazdą filmową, aktorką scenariuszów i kierowniczką własnej wytwórni kinema-
tograficznej. Przed trzema laty zaproszono ją do Hollywood, ale nie pojechała, ponie-
waż przeważyła w niej miłość do Ojczyzny. Później Takao wyszła za mąż za kolcuę
po fachu, który obecnie administruje jej interesami. Zamierza ona występować w fil
mach nie dłużej niż pięć lał, albowiem najwyższym ideałem i najszczytniejszym obo-
wiązkiem kobiety japońskiej jest zostać dobrą gospodynią domu nawet wówczas. Pili
nią jest słynna gwiazda filmowa”. Lejtha, 103.
161
teatru, filmu i radia we własnych teatrach, wytwórniach filmo-
wych i studiach radiowych, we własnych szkołach sztuki dra-
matycznej, teatralnej, filmowej, radiowej; we własnej prasie,
we własnych instytutach naukowych, badawczych. W ten spo-
sób scena włączy się w pracę wychowania narodu przez zdrowe
piękno.
Podobnie może być w życiu pozostałych ludzi sztuki.
Czekamy na szkoły-pracownie sztuk pięknych: rzeźby, malar-
stwa, meblarstwa, grafiki, tańca, śpiewu, muzyki ifd., prowadzo-
ne w rodzinnych warsztatach rzeźbiarzy, malarzy, meblarzy,
grafików itd. Jak za czasów włoskiego renesansu. Tylko to zwol-
ni artystów z postawy kundla.
Właściwą akademią są środowiska artystyczne, jakie arty-
ści stwarzają w kraju i za granicą. Wejście w te środowiska, to
kształcenie się.
Ponieważ styl życia artysty przemożnie wpływa na na-
ród, artysta winien mieć postawę ofiarno-twórczą nie mierną,
ale heroiczną.
99,9% naszeao życia szło samopas. Cóż więc za zawrotne
mamy możliwości!
„RYCERSKOŚĆ WIEŚNIACZA”
Musimy na gwałt odkrywać piękno. Po co dłubać tylko
w atomie!
Powrót artystów do rodziny — spowoduje odkrycie pięk-
na domu.
Jakiż bo czarowny wydaje się świat z okien domu rodzin-
nego! Jak kochany jest dom rodzinny — z okien... dalekiego
świata! Czy wzrusza coś bardziej, jak gdy ojciec rodziny opusz-
cza dom idąc na wojnę? Czv bywa coś piękniejszego, jak gdy
młoda panna wyrusza stąd do ślubu? coś tkliwszego, jak gdy
matka żegna tu konające dziocko? coś cudowniejszego, jak na-
rodziny nowego dzieciątka? coś słodszego, jak pierwsze „luli,
luli"? coś potężniejszego, jak wspólna w domu modlitwa rodzi-
ców i dzieci?
A czy życie narzeczeńskie, to nie wyprawa na Szklaną
Górę? Czy pierwsze dziecko, to nie pierwsza scena z Krainy
Baśni?
162
„Monotonią typów dzisiejszych powoduje oderwanie od
rodziny, bo rodzina jest właściwym terenem indywidualności"
- mówi wielki Anglik is ).
„W dramatach Szekspira indywidualność święci triumfy,
bo są to dramaty domowe, choćby dotyczyły tylko... zbrodni
domowych.
O poezii i romantyczności rodziny stanowi to właśnie, za
co ją potępiają jej dzisiejsi wrogowie: że daje nam niekonge-
nialne otoczenie, że zmusza nas do stykania się z ludźmi i rze-
czami, których nigdy nie poznalibyśmy z własnej inicjatywy.
Wejście do rodziny jest powieścią... awanturniczą. Rodzi-
ny nie wybieramy. Ojciec i matka czyhają na nas niejako w za-
sadzce i rzucają się na nas jak zbójcy z zarośli. Wujaszek jest
niespodzianką, ciotka jest wedle pięknego wyrażenia „gromem
z jasnego nieba". „Wchodząc do rodziny wchodzimy w świat
nieobliczalny, w świat mający własne osobliwe prawa, świat,
który mógłbv się bez nas obyć, w świat, który nie był przez nas
budowany" 30 ).
W ramach rodziny, „które są nam dane, poznajemy boga-
tą rozmaitość i dramatyczne sprzeczności świata. Ciocia Elżbie-
ta jest nierozsądna jak ludzkość. Papa unosi się jak ludzkość.
Nasz młodszy braciszek jest złośliwy jak ludzkość. Dziadzio
jest głupi jak świat, jest siary jak świat" 40 ).
Chodzi tylko o to, by dom miał ąuorum: tatę, mamę,
dziadka, babcię i kupę aniołków.
— Tak, ale ile jest walki i nieszczęść w takich rodzinach?
Małżeństwo nie ma nic wspólnego z pokojem: z cmenta-
rzem, sadzawką, z rzęsą. Jest raczej jak strumień, jak wodospad,
jak ring, jak arena. Jest jak wojna i pokój.
W życiu małżeńskim zbiegają się wszystkie przeciwień-
stwa. Dlatego ślub małżeński i wynikające z niego na całe życie
zobowiązania, to sprawa honoru: jak przysięga żołnierska. „Mał-
żeństwo jest pojedynkiem na śmierć, od którego żaden człowiek
honorowy nie może się uchylać" 11 ). Mąż i żona posiadają na
szczęście instynkt walki. Na pojedynek męża z żoną patrzą dzie-
- Dzieci są... sekundantami rodziców na całe życie. Wzrok
dzieci jest tu jak wzrok aniołów. Czym bylibyśmy, gdyby dzieci
nie patrzyły nam na ręce dzień i noc! Już to samo, że dzieci na
nas patrzą, sprawia, że nie czynimy 50% świństw. To zaś, że po-
38) Chesterłon (według Borowego), 149.
39) Ch es ter fon, 149 (łomże).
40) Chesterłon, 149 (tamże),
41) Chesterłon, Mana i i ve. U Borowego, 153.
163
siadamy wiele dzieci, powiększa brak upadków do 90%. Dzieci
wychowują. Dzieci, to „cenzura narodowa". (Wyspiański).
Kto nie może wytrzymać tej walki i dlatego myśli o roz*
wodzie jest jak żołnierz, który myśli o dezercji 11 '). Jest jak pacy-
fista: jak stary kawaler. W dodatku im żona jest bardziej kobie-
ca, z tym większą miłością odbywa się... wojna małżeńska: tym
bardziej po rycersku. A znów im bardziej po rycersku rozwią-
zują małżonkowie swe dramaty, tym mniej jest chamstwa w ży-
ciu mężczyzn, a w życiu świata - wojen. Akademie wojenne:
owszem, ale - małżeństwa: też. „Całym celem małżeństwa jest
przewalczyć i przeżyć tę chwilę, gdy dowodnie ujawni się
niezgodność usposobień. Bo mężczyzna i kobieta z natury są
niezgodni z usposobienia" 43 ). W małżeństwie jest dekoncentra-
cja... usposobień, płci. Trudno. Tak świat jest dany.
Im bardziej rozszaleje rycerskość, tym bardziej mężczyźni
bić się będą bezpośrednio: jeden z drugim. Jeszcze... przed wojną.
Zawczasu. Na ulicy. Publicznie. Lub — w cztery oczy: bez owi-
jania w bawełnę. Albo - zaraz tłuc się będą u siebie w domu,
tak jak w domu odbywają się bijatyki malców na oczach mamy.
Im bardziej ludziska bić się będą tuż podczas napięcia,
„od ręki", tym mniej zaśmiecać będą arenę życia zatargi, wrzo-
dy nierozcięte. W ten sposób będą się rozładowywały przeci-
wieństwa natychmiast. Nie będzie więc miała z czego powstać
wojna, bo nie będzie gór niezałatwionych porachunków: dłu-
gów. Długi, to nie tylko pieniądze.
Nie chcecie się bić później, bijcie się zaraz, kto żyw: in-
nej rady nie ma. Dyplomacja i Zjednoczenie Narodów Wymie-
rających - zawsze prowadzą do wojny. Wojna, to włamanie
lub zemsta, a takie rzeczy przygotowują ludzie nieszczerzy.
Samo mówienie prawdy prosto w twarz wywołuje w te
pędy stan wojenny, bo to wystrzał. Następstwem tego jest walka
doraźna, bez ceregieli, a taka walka zapobiega 50% wojen.
Życie jest bojowe. Bez walki ani rusz Trudno, tak świat jest
dany. Nawet oparty na miłości Kościół Chrystusa, tu, na ziemi,
jest wojujący. Im bardziej są unikane miriady wojen odręcz-
nych, „na co dzień", powszednich, tym bardziej przez to samo
przygotowujemy wojnę niezwykłą, odświętną: światową.
Obecnie mężczyźni wymigują sie świadomie od walki
w życiu cywilnym. Nawet uciekają świadomie... od dzieci
(własnych). Dlatego i na wojnie każą się bić... maszynom. Jed-
42) O „wojenności** małżeństwo mówi Chesłerton. Nie boi się wyrazu ,, Wojna".
Anglik przyszłości.
49) Chesłerton (u Borowego), 128, 150.
164
na bomba atomowa ma załatwić wszystlco. Niedługo wymyślą
robolów do takiej wojny, a sami się będą chowali za kiecki
niewieście (bunkry) 11 ).
Współczesne najmodniejsze wojny, masowe - pochodzą
z masowego, totalnego tchórzostwa mężczyzn' w życiu cywilnym.
Nigdy ludziska tak nie tchórzyli w życiu cywilnym jak obecnie.
- Ale skąd to wszystko?
Bo dziś w życiu (cywilnym) brak jest kobiet kobiecych.
A tylko kobieta kobieca podnieca mężczyzn do walki. Mężczy-
zna walczy, gdy ma się przed kim popisywać. Muszą go widzieć
kobiety kobiece. Inaczej, brak mu ąuorum. Trudno, mężczyzna
lak jest dany.
Niewiele mówiąc: źródła rycerskości tryskają z postawy
chrześcijańskiej mężczyzn do niewiast. Rycerstwo kwitło, gdy
żołnierze byli zakonnikami. Zachowywanie dziewictwa, to wy-
rażanie najgłębszej czci dla płci drugiej. Narzeczony jest tym
bardziej idealny, im więcej ma z dziewiczości mnicha i nieustra-
szoności żołnierza. Zachowywanie postawy rycerskiej, to wyra-
żanie najgłębszej czci dla płci własnej. 7 . kolei jedynie praw-
dziwa dziewica (Orleańska) mogła zostać marszałkiem Francji.
Sztaby generalne, to jeszcze matołki: nie wiedzą biedactwa, że
mężczyźni będą się łoili porządnie, gdy będą porządne kobiety.
Ale jeżeli niewiasta robi się „na kokotę", to mężczyzna
zostaje rzezimieszkiem. Jednocześnie dom przenoszą do kawiar-
ni, na ulicę, na camping. W takich zaś śmieciach lęgną się ma-
sowo prusaki: sołdaty totalne. Dezynfekcja wówczas kosztuje
sześć lat wojny światowej.
Rycerskość, kobiecość — zniszczy wojnę.
— A Stany Zjednoczone Europy?
Takie Stany, to jak pantoflarz. Pantollarz nie wywoła ko-
biecości - z kobiety tylko zmorę. Zmorę nad zmorami: wojnę.
Wojnę po latach nagminnej wiary w wieczny pokój. Niczemu
się tak ludzie nie dziwili dnia pierwszego wrześna 1939 roku,
jak temu, że... zaczęła się wojna. Zobaczymy wkrótce, jak świat
podzieli się na dwa Stany. Głośno oba będą gadały o wiecznym
pokoju, a po cichu będą się szykowały do wiekuistej wojny.
- A więc ustrój rodzimi o-rodowy zapobiegnie wojnom.
Nie ustrój. Bo ustrój musi pasować do życia. Gdy naród
nie żyje życiem rodzino-rodowym, cóż mu pomoże ustrój rodzin-
no-rodowy! Ustrój w takim wypadku byłby tylko nakręcaniem
koniunktury... na rzecz życia rodzinno-rodowego - wśród nie-
44) Por. o maszyniźmie wojen u Chesłerłona.