STANISŁAW TWORKOWSKI : POLSKA BEZ ŻYDÓW »
Andrzej Niemojewski: DUSZA ŻYDOWSKA W ZWIERCIADLE TALMUDU
Andrzej Niemojewski
DUSZA ŻYDOWSKA
W ZWIERCIADLE TALMUDU
Warszawa — 1914
Nakładem autora (Marszałkowska 55 m. 8)
Wszystkie prawa zastrzeżone
Druk L. Bilińskiego I W. Maślankiewicza
Andrzej Niemojewski
DUSZA ŻYDOWSKA
W ZWIERCIADLE TALMUDU
Talmud jest jedynym źródłem, z którego
żydostwo wypłynęło, jest gruntem, na którym
żydostwo istnieje, i jest duszą żywiącą,
która żydostwo kształtuje i utrzymuje.
Samson Raf. Hirsch
TALMUD MÓWI:
Kto widzi domy gojowskie zamieszkałe, mówi: „Pan zburzy dom pysznego!” A kto widzi zburzone, ten mówi: „Boże pomsty! Objawił się Pan, Bóg zemsty!”
Talmud Babiloński, Berachot 58 b.
A OBROŃCY TALMUDU MÓWIĄ:
Talmud uczył żydów życzliwości i uczynności dla narodów współzamieszkałych.
Samson Raf. Hirsch.
- CZYM JEST TALMUD DLA ŻYDÓW.
„Talmud jest jedynym źródłem, z którego żydostwo wypłynęło, jest gruntem, na którym żydostwo istnieje, i jest duszą żywiącą, która żydostwo kształtuje i utrzymuje”.
W tak lapidarny i zachwytliwy sposób określa dziejowe znaczenie Talmudu Samson Hirsch, zastanawiając się nad jego stosunkiem do żydostwa i do społecznego stanowiska jego wyznawców (Ueber die Beziehung des Talmuds zum Judentum und zu der sozialen Stellung seiner Bekenner, Frankfurt n. M. 1884, str. 5).
Opinje Samsona Hirscha przytacza Strack w swej ściśle naukowej pracy „Einleitung in den Thalmud” ( Lipsk 1900, wyd. 3-cie, str. 93 i nast.). Zalicza go do najwybitniejszych mężów żydostwa „Jutrzenka”, warszawski „tygodnik dla Izraelitów polskich” ( N 24 z dn. 13 grudnia 1861 r. na str. 191 ).Żydostwo, mówi dalej Samson Hirsch, „jest jako formacja historyczna nawskroś produktem nauki talmudycznej”. Talmud wpoił żydom wszystkie cnoty dnia powszedniego, Talmud nauczył ich „posłuszeństwa i wierności dla władców i władz, a życzliwości i uczynności względem narodów współzamieszkałych”, „a jeżeli gdziekolwiek żydzi zo-
bojętnieli dla Talmudu, zaraz się to odbiło ujemnie na ich właściwościach”.
„Kto rozumie Talmud, rozumie wszystko”, pouczał na głębokiej Litwie Jozue Majmon swego syna Salomona, późniejszego filozofa, polecając mu usilnie studjowanie Talmudu ( Autobiografja Salomona Majmona, przekład polski L. Belmonta, Warszawa 1913, str. 22 ).
Strack stwierdza, iż żydzi prawowierni używają wyrażenia „Święty Talmud” (Einleitung, str. 93). Tak się o nim wyraża żydowski „Przegląd Codzienny” z 27. I. 1914.
Gdy zagranicą uczeni hebraiści, odpierając groźne ataki na Talmud, starali się wykazywać, że niezmiernie trudno jest określić z powodu licznych sprzeczności, co w Talmudzie obowiązuje a co nie obowiązuje ( Ludwig Stern, Ueber den Talmud, Wuerzburg 1875 ), gdy Strack tłomaczył, iż jest rzeczą „całkiem opaczną” podawać różne spotykane w Talmudzie mniemania rabinów za „naukę Talmudu” i pociągać za nie do odpowiedzialności całe żydostwo (Einleitung, str. 96), gdy najusilniej popierał takie Stracka mniemanie Bischoff i starał się wykazać, że Talmud jest „dyskusją”, która rzadko się kończy „niewątpliwą decyzją” (Thalmud-Katechismus, Lipsk 1904, str. 35), i gdy warszawski „Izraelita” wedle tych wskazań wszelkich sił dobywał, aby bronić Talmudu na gruncie naszym (N* 46 i 47 z r. 1913), szczersza a może tylko naiwniejsza ” Jutrzeka” warszawska, gdyż wtedy nikt u nas Talmudu nie rozpatrywał, w N* 24 z 13 grudnia 1861 roku przypomniała prawidło, wedle którego najsprzeczniejsze mniemania talmudystów mają znaczenie słowa bożego: „hallo osrin behallo metirin, alo wealo duwre elohim chaim”, „Ci zabraniają, a tamci pozwalają, jedno i drugie są to wyrazy Boga żywego” ( str. 191 ).
- TALMUD JAKO ŻYWA KSIĘGA ŻYCIA.
Całe środowisko żydowskie jest przesycone Talmudem i talmudyzmem, to jest literą i duchem Talmudu.
„Jeżeli w innych wyznaniach wychowanie religijne ludu ogranicza się na samym tylko wykładzie katechizmu mniej lub więcej obszernym, stanowiąc w ten sposób małą bardzo stosunkowo cząstkę ogólnego wykładu”, powiada redakcja „Jutrzenki” w N* 24 z 13 grudnia 1861 roku, „to wychowanie religijne współwyznawców naszych daleko ważniejszą w ogólnym planie nauk odgrywa rolę”. A dalej mówi, że jest to najpierw konieczne ze względu na wielką ilość przepisów obowiązujących każdego żyda, a następnie dlatego, iż wstyd jest uchodzić w kwestjach religijnych za nieokrzesańca (am haarec). To właśnie było przyczyną, że gminy żydowskie utrzymywały od wieków szkoły talmudyczne (str. 89).
Istotnie, przepisów tych, regulujących życie żyda w każdej chwili dnia, jest mnóstwo przerażające. Zwykle mówi się o 613 przepisach, czyli o 248 nakazach, gdyż wedle żydów tyle członków ma ludzkie ciało, oraz o 365 zakazach, albowiem tyle żył doliczyli się rabini w ludzkim ciele (Loewe, Schulchan-Aruch, przedmowa do przekładu niemieckiego, Wiedeń 1896, wyd. 2-gie, t. I, str. XIV).
Ale w rzeczywistości przepisów tych jest daleko więcej. „Piske Tosafot, wymieniające tylko najważniejsze, wyliczają aż 5931 przepisów obowiązujących”, powiada Eryk Bischoff (Thalmud-Katechismus, str. 40).
Jaką grozą są otoczone niektóre z tych przepisów, świadczy Orach Chajim § 4 art. 19: „Kto kazał sobie puścić krew z pleców a nie dokonał ablucji rąk, będzie się bał przez siedm dni; kto się ogolił a nie dokonał ablucji rąk, będzie się bał przez trzy dni; kto sobie obciął paznokcie a nie dokonał ablucji rąk, będzie się bał przez dzień, wcale nie wiedząc, dlaczego się właściwie boi”. Ablucje te mają charakter czysto magiczny; chodzi o odpędzenie złego ducha, który się specjalnie czepia rąk (art. 2). Gdy brak wody, można zmyć ręce „piaskiem, żwirem lub trocinami” (Berachot 15a).
Otóż ” nieokrzesańcem” (am haarec) jest żyd, który nie zna tego rodzaju odczyniań magicznych.
„Przepisy dotyczące czystości (rytualnej) były jedną z przyczyn podziału narodu (żydowskiego) na ludzi, znających i zachowujących zakon, i na ludzi nie znających i nie zachowujących zakonu. Pierwsi odłączyli się od prostego ludu i starali się nie dotykać osobników, uchodzących za nieczystych”, powiada Pereferkowicz w przypisku do swego przekładu Talmudu (Tałmud, Petersburg 1904, t. VI, str. III).
Dziecko żydowskie zaczyna naukę religji od 5-go roku życia i uczy się do 16-go. Młodzież pozostaje w chederze często aż do zawarcia związków małżeńskich (Leo Belmont, w N* 30 „Myśli Niepodległej”, str. 828).
Nie mniemajmy, by wskutek tego dziecko żydowskie traciło zmysł handlowy. Słusznie całkiem pisze Edward Żukowski: „W rodzinie żydowskiej dziecinne zabawki wyobrażają: kramiczki, różne towary, monety i t.p., któremi bawiąc się dzieci, grają w handle i lichwiarstwo. Przez co już z najmłodszych lat wdraża się w nie chętka i przebiegłość do zarobkowania handlarskiego; a rodzice cieszą się, zachęcają i gładzą po główce synalka, kiedy temu uda się okpić podejściem swego rówieśnika” (Judztwo, Kraków 1885, str. 267). O dawaniu monet córkom dla zabawy wspomina Choszen Hamiszpat § 227 art. 18.
Do chederów posyła swe dzieci na naukę 9/10 masy żydowskiej, złożonej przeważnie z wrogich wszelkiemu postępowi chasydów. W początkach r. 1905 było w Warszawie 206 chederów dla chłopców i 19 dla dziewczynek. Prócz tego istnieje szereg rozmaitych niższych i wyższych zakładów naukowych czysto talmudycznych — rządowych, religijnych gminnych i prywatnych (Z dziejów gminy starozakonnych w Warszawie, Warszawa 1907, t. I, str. 35 — 40).
„W wielu domach zamożnych Izraelitów, poświęcających się wyłącznie badaniom Talmudu i nauk rabinicznych, natrafić można po kilkanaście uczni ubogich rodziców, kształcących się w poznawaniu teologji i wyższych dzieł rabinicznych”, pisała w r. 1861 „Jutrzenka” w N* 2 z 12 lipca.
Toteż talmudystów-szperaczy „nie potrzebujemy odszukiwać w archeologji: mamy ich po dziś dzień w każdej prawie gminie żydowskiej, a mianowicie w prowincjach słowiańskich w tak znacznej liczbie, iż żadnej uwagi na siebie nawet nie zwracają” (N* 25 „Jutrzenki” z 20. XII. 1861).
„Jutrzenka” przyznaje, że wychowanie czysto talmudyczne odcina żydów od wszelkiego związku „z postępem zewnętrznej cywilizacji europejskiej” (N* 24 z 13. XII. 1861). Wyraz „zewnętrznej” wydrukowano dla podkreślenia kursywem, jak gdyby „wewnętrzny” związek istniał. I rzeczywiście, inteligencja żydowska, skupiająca się dokoła „Jutrzenki”, nietylko wierzyła w istnienie związku „wewnętrznego” Talmudu z intelektem Europy, ale głosiła, że na każdym kroku Talmud wyprzedził go o długi szereg wieków.
W dziedzinie objaśniania zjawisk natury Talmud „w zupełnej pozostaje zgodzie z najświeższemi rezultatami badaczów przyrody”, pisze z niezrozumiałą wprost dla nas pewnością siebie S. Słonimski, matematyk, autor pierwszej „Astronomji popularnej” według systemu Kopernika, napisanej po hebrajsku, i wynalazca maszyny rachunkowej, za którą otrzymał nagrodę z funduszu Demidowa w Petersburgu (Encyklopedja Orgelbranda, Warszawa 1902, t. XIII, 559). Genjusz talmudystów, powiada dalej, ubiegł wielkiego Newtona w zakresie rozejrzenia się w mechanice ciał niebieskich, a w zakresie humanitarnego prawa” o ośmnaście wieków filantropów ucywilizowanej Europy” („Jutrzenka” N* 1 i 2 z 5 i 12 lipca 1861 r.).
Bezprzykładne to samochwalstwo żydowskie, popierane niestety przez najwybitniejszych hebraistów i orjentalistów zagranicznych, o czym będzie niżej, którzy umieją niekiedy wprost karczemnemi wymysłami przy równoczesnym zaklinaniu się na honor odstraszać wszelkich krytyków Talmudu, np. Strack, używający względem przeciwników takich słów, jak ” verlogener und gehaessiger Mensch”, „załgany i ziejący nienawiścią człowiek”, a swoje informacje pieczętujący za pomocą „meine Ehre als Mann und Gelehrter”, więc „honorem mężczyzny i uczonego” (Einleitung, str. 95 i IV) — uwypukli się należycie, gdy wspomnę, że Talmud dopuszcza najstraszliwsze samosądy i pozwala zabić podstępnie każdego żyda, który działa na korzyść gojów ze szkodą materjalną żydów (Choszen Hamiszpat § 388 art. 15 i inne).
Jaki klimat duchowy panował w dzielnicy żydowskiej Warszawy, świadczy historja Szkoły Rabinów. W r. 1837 rabin Liwszyc denuncjuje dyrektora tej szkoły, Eisenbauma, że domownicy jego w każdy szabas „zapalają świece i gaszą”, że w całym jego domu niema ani jednego „noża mlecznego”, że tam „potrawy mięsne stawiają razem z mlecznemi na jednym obrusie” i t.p. Skargi takie popiera ośmiu alumnów szkoły, co więcej, ludzie dojrzali „z klasy inteligentnej”, a co najgorzej, że dla „intryg” (Z dziejów gminy, str. 62 — 63).
Jeżeli chodzi o wyprzedzanie Europy, to w r. 1894 B. W. Segel notuje w samej Galicji około 20 głośniejszych tylko cadyków-cudotwórców (O Chasydach i chasydyzmie, Wisła, t. VIII, 689).
„Z głębi minionych dni wynurza się przed okiem naszego ducha obraz starego kabalisty z posępnego Krakowa albo hiszpańskiego Ghetta, otulona ciemnym płaszczem ze spiczastą czapką futrzaną na głowie, z pod której spływają białe loki skroniowe (peos [kąty] = pejsy, przyp. autora), gdy rozdzielona broda srebrzysta ściele się na piersi. W niskiej pracowni śród ciszy północnej widzimy tę postać przy czerwonożółtym świetle siedmioramiennego świecznika świętego, menorah, które pełza po ścianach, po półkach z olbrzymiemi foljantami i odbija się w metalu instrumentów astrologicznych… oraz pada na dziwne znaki rozłożonej na stole dębowym księgi kabalistyczne], do której starzec zbliża się w postawie uroczystej” (Dr. Erich Bischoff, Die Kabbalah, Lipsk 1903, str. III).
Wspomniana wyżej szkoła rabinów w Warszawie, istniejąca w takim klimacie duchowym i pod opieką takich upiorów, wydała wprawdzie dzięki poparciu społeczeństwa polskiego uczniów, którzy potym zostali adwokatami, lekarzami i literatami polskiemi (Z dziejów gminy, str. 87 — 93), ale których charakter, honor, sumienie i prawdomówność z nielicznemi wyjątkami na zawsze zostały fenomenalnie zagwożdżone.
Jeszcze 8 kwietnia 1861 roku Baer Meisels, rabin okręgów warszawskich, poskramiając gwałty tłumu żydowskiego, dokonywane w zamiarze „wzmocnienia świętych przepisów religji”, jak mag egipski zaczarować chciał przesądne a rozbestwione pospólstwo żydowskie, wykazując mu na podstawie kabalistyki liczbowej, że właśnie Nowy Rok 5622, który nastał, każe raczej myśleć „o ratowaniu biednych”, gdyż „liczbowe jego znamię” jest „ulehachios lew nidchoim” (1).
Ogół polski nie zrozumiał tego magicznego argumentu. Werset „ulehachios lew nidchoim” znaczy” i pokrzepiać serce przygnębionych”. Dla ” ratowania biednych” byłby może właściwszy werset z Psalmu LXVIII, 11: ” i nagotowałeś dla biednych wedle twej dobroci, Boże”. Ale to nie dałoby z liter alfabetu hebrajskiego liczby 5622, albo 622, jak się podług zasady „prat” wypisuje w sposób skrócony liczbę roku (p. moje Studjum o Gematrji, N* 8 „Bibljoteki samokształcenia, z 15. IV. 1904). Tymczasem wartość liczbowa wersetu, przytoczonego przez rabina Meiselsa, tak się przedstawia:
waw = 6
lamed=30
he = 5
chet = 8
jod = 10
[suma] 59
z przeniesienia: 59
waw = 6
taw = 400
lamed = 30
bet = 2
nun = 50
[suma] 547
z przeniesienia: 547
dalet = 4
kaf = 20
alef = 1
jod = 10
mem = 40
[suma] 622
—————————————-
1) „W dniu 26 sierpnia (7 września) tłum starozakonnych, zebrawszy się na Nalewkach przy sklepie kupca Natansona, żądał z natarczywością, ażeby sklep jego, otwarty w święto żydowskie, został zamknięty. Tłum ten, dopuściwszy się gwałtu przez wybicie szyb, rozszedł się nie prędzej, aż po zamknięciu sklepu. Ani napomnienia policji, ani perswazje starszego Rabina, nie zdołały nań wywrzeć żadnego skutku i skłonić do posłuszeństwa; przytrzymani wówczzs główni sprawcy gwałtu wyswobodzeni zostali przez tłum, przyczym kilku niższych stopni z policji i żandarmów czynnie pokrzywdzono”. Tłum szalał także w innych częściach miasta. Demonstracje powtórzyły się nazajutrz („Jutrzenka” N* 11 z 13. IX. 1861).
Ten argument magiczny, użyty w odezwie oficjalnej, jest jednym z dowodów, że religja żydowska i jej więź etyczna znajduje się jeszcze w stadjum magji, o czym następnie będę miał dużo do powiedzenia. Jakże to przytym znamienne, że inteligencja żydowska, grupująca się dokoła „Jutrzenki”, przyjęła taki fakt milkliwie i pozwoliła mu uwiecznić się na łamach „tygodnika dla Izraelitów polskich”, pouczającego świat, że genjusz żydowski wyprzedził o kilkanaście wieków wielkiego Newtona i filantropów XVIII wieku ucywilizowanej Europy!
- WYCHWALANIE TALMUDU I ŹYDOWSTWA.
Temu sięgającemu nieba samozachwytowi żydowskiemu, jak powiedziałem, stale podbijał bębenka pewien typ zagranicznych orjentalistów i hebraistów, który mimo wysokiej nieraz wiedzy rozsiał w nauce mnóstwo błędów faktycznych, rażąco niezgodnych z źródłami, rozpatrywanemi objektywnie.
Nie da się zaprzeczyć, że Talmud, jak wszelkie dzieło wieków, zawiera nieraz sentencje ładne i rozsądne, np. „Świat stoi na trzech rzeczach: na sprawiedliwości, prawdzie i pokoju”, albo „Ludzie podobni są do traw na polu: gdy jedne zazielenią się, drugie więdną”, albo „kiedy skrzynia pusta, puka do drzwi kłótnia”. Ale takich „błysków świetlnych” Talmudu rabin Stern ze Sztuttgartu zebrał zaledwie tyle, że zmieściły się na 76 stronniczkach, licząc w tym już 9 stronniczek przedmowy, maluchnego wydania Reclama lipskiego (J. Stern, Rabbiner, Lichtstrahlen, aus dem Talmud, Lipsk, Universal-Bibliothek N* 1733) gdy tymczasem sam Talmud Babiloński liczy 12 tomów in folio o ściśle 2947 arkuszach, przyczym, rzecz dziwna, paginacja tych foljantów została we wszystkich wydaniach ta sama. Otóż z tak olbrzymich zbiorów dobywać aforyzmy niby perełki ze śmietnika wielkiego i pokazywać je Europie, a milczeć lub przeczyć, że śmietnik zatruwa stosunki całych krajów, jak Galicja, Królestwo Polskie, Litwa, Ruś, Rosja — nie należy do przedsięwzięć, zasługujących na miano uczciwych.
W Anglji, w jednym z najpoważniejszych perjodyków naukowych Emanuel Deutsch ogłasza Studjum o Talmudzie, w którym istotnie niepospolita wiedza orjentalistyczna walczyła o lepsze z bezprzykładnym panegiryzmem i daltonizmem moralnym. Niechaj to oświetli jeden przykład. Żydzi mają zawsze w swej uczuciowości coś histerycznego, co zresztą stwierdziła taka powaga, jak Charcot, a co przytacza taki obrońca żydów, jak Ludwik Krzywicki w swym „Systematycznym kursie antropologji” (Warszawa 1902, str. 212). Otóż Deutsch każe nam się zachwycać takim ustępem: „Bądź raczej prześladowanym, aniżeli miałbyś być prześladowcą… Wół bywa napadany przez lwa, koza przez tygrysa, owca przez wilka, a Bóg (?) powiedział: będziecie mi nosili ofiary nie z tych zwierząt, które prześladują, ale z tych, które są prześladowane” (Co to jest Talmud, przekład polski, Warszawa 1905, str. 140). Bajeczne! Więc żydek palestyński miał może do świątyni jerozolimskiej pędzić korne stada wilków? Albo wieść za grzywę lwa? Albo prowadzić na postronku tygrysa, powiadając do kapłana: zarżnij to mile zwierzątko i zjedz? Nie Bóg tu wybierał zwierzęta jadalne, ale kapłan żydowski, pilnie bacząc, aby były „bez makuły” (Leviticus IV, 28). Przed kilku laty czytaliśmy w gazetach wiadomość o pewnym rabinie z Zawiercia, że błogosławił spadające na żydów prześladowania. Talmud je tu wielbi także. Sprytni rabini wiedzą, że nic tak żydów nie trzyma w mroku wstecznictwa, jak prześladowanie, gdyż zacieśnia się więź antropologiczna i kwitnie dalej starzyzna, na którą się Izrael urządził.
Studjum Deutscha natychmiast przetłomaczył, objaśnił i wydał w r. 1869 p. t. „Talmud” kaznodzieja warszawski Izaak Kramstück, który w r. 1852 wystąpił z pierwszym kazaniem polskim, wywołując oburzenie śród fanatyków, uważających usunięcie niemczyzny za zamach na religję, a nie zyskując poparcia śród warstw światlejszych (Encyklopedja Orgelbranda, Warszawa 1900, t. VIII, 577). Dlaczegóż tak się spieszył ów szlachetny zresztą człowiek z wydaniem Studjum Deutscha? Albowiem Deutsch twierdził, że „Miszna wolna jest od wszystkich prawie wad, które szpecą kodeks rzymski” (str. 49 wyd. 1869), oraz wyniósł na szczyty „metafizykę i moralność Talmudu” (str. 67). Wykazawszy, że nieszczęśliwy Talmud był „palony więcej niż sto razy” (str. 8), unosił się nad Reuchlinem, jego obrońcą, o którym równocześnie mówi, że głosił „prawdę hebrajską”, i że „nie znał wcale” Talmudu (str. 10); wszelako Deutsch przemilczał, iż Reuchlin był kabalistą i ze względu na kabałę a nie etykę Talmudu stanął po stronie „prawdy hebrajskiej” (porów. Bischoff, Kabbalah, str. 36 — 37). W r. 1905, kiedy gorejący nacjonalizm żydowski zacierał ostatnie ślady polonizacyjnej pracy Izaaka (a na kilka zaledwie lat przed wystąpieniem jego syna Zygmunta przeciw Świętochowskiemu w obronie przeciwpolskiego litwactwa), pracę tę panegiryczną wydano powtórnie p. t. „Co to jest Talmud” (Warszawa 1905).
Jakże nie mieli zamieszkali w kraju naszym żydzi unosić się nad szlachetnością i mądrością Talmudu oraz nad sobą, patrząc równocześnie z uśmiechem wyniosłej pogardy na wszystkie inne wyznania i na całe społeczeństwo polskie, kiedy głośny uczony paryski, Salomon Reinach, w głębokim poczuciu „odpowiedzialności moralnej” oświadczył w swej książce „Orpheus”, iż zupełnie nie może zrozumieć „animozji Jezusa” przeciwko sekcie Faryzeuszów, „których idee całkiem były zgodne z jego ideami” (Paryż 1909, wyd. 5-te, str. X i 302). Jakżeż nie mieli rozpływać się nad sobą żydzi warszawscy, kiedy Reinach, wspomniawszy w Talmudzie tylko „słodycz i miłość ludzkości” (?), rozdeklamował się z emfazą akademickiego Cyrano de Bergerac, iż „wielkim tytułem do sławy” żydów jest to, że „aż do Reformacji byli w Europie bodaj jedynym ludem, przechowującym ideę jedności bożej” — co najpierw niebardzo jest prawdą — „oraz nie przyjęli irracjonalnego Kreda nicejskiego” (str. 303), ale, o czym Reinach milczał, zmywali sobie kilkanaście razy dziennie ręce w braku wody „piaskiem, żwirem lub trocinami” dla odpędzenia od palców złych duchów. A chociaż Reinach stwierdził następnie, że dużo jest jeszcze śród żydów ciemnoty, wszelako znalazł ją głównie u „chasydów” (str. 310), wszędzie zresztą widząc objawy racjonalizmu.
Wobec takich dymów kadzidlanych żydzi warszawscy, których umysłu nie dotknął nigdy pług krytyki rzeczowej, musieli popaść w stan upojenia. Wychowani w klimacie duchowym środowiska, które uroczyście jeszcze co roku obchodziło „Urodziny świata” („Jutrzenka” N* 10 z 4. IX. 1861), które nie zapominało o „mlecznych nożach” i pilnie zamykało sklepy w szabas, aby się nie narazić na gwałty motłochu współwyznawców, gdy stawali się ludźmi dojrzałemi, wyzbywali się w Warszawie, jak Młodoturcy w Paryżu, albo Murzyni w Nowym Jorku, różnych lęków magicznych, ale nie przeszli szkoły honoru, prawości, prostości i poszanowania swego sumienia, bo nikt go w nich nie zbudził. Nie przeżyli wraz z ludami aryjskiemi epoki rycerstwa średniowiecznego, humanizmu, renesansu, wieku oświecenia, doby romantyzmu; żyli w klimacie duchowym świata, kierującego się zasadą, że „gdy rubel dostanie się do kasy ogniotrwałej, to całkiem jest podobny do tego, którego tam spotkał, i żaden z nich nie powie, jaką drogą tam się dostał”. Otóż żydzi warszawscy mogli wybębnić medycynę, inżynjerję, prawo, ekonomję polityczną, filozofję, liberalizm, socjalizm i co kto chce, ale DUSZY ich nic nie zmieniło, co sami instynktownie czuli, gdyż mając do czynienia z najbardziej oddanym sobie Polakiem, wprost fatalistycznie czekali momentu, kiedy w nim zbudzi się… antysemita, jak z niepokojem wyczekuje guwernantka chwili, kiedy jej elew, wpadłszy w pasję, zawoła: „A pani coś mi opowiadała o tych bocianach!” Żydzi inteligentni Warszawy mogli, jak niedawno zmarły Stanisław Mendelson, wyjść z Ghetta, zatoczyć wielką elipsę wszystkich kombinacji intelektualno-djalektycznych, w której to elipsie suma promieni wodzących z każdego punktu jej poprowadzonych była zawsze stała, i wrócić — do Ghetta z tą samą duszą talmudysty. Ludzie ci bezwiednie całkiem brali swój antykatolicyzm za liberalizm, a swój antygoizm za supranacjonalizm. Tej złudzie zabawnej ulegał zarówno poprawiający poetów w zakresie czystości polszczyzny żyd-lekarz, który wytykając szlachcie herby, dawał równocześnie obrzezywać swych synów niechlujnym mohelom, choć sam wedle tego, jak go na uniwersytecie wymustrowano, onego szlachcica operował aseptycznie — jak i nieuk-agitator, kaleczący polszczyznę, który podbuburzał robotnika polskiego przeciw „klerykallyzmowi” i „białłej gęszy” tej „spodllonej buhżuazyji pollskej”, ale w Dzień Sądny przekradał się do bóźnicy, a na Talmud patrzył, jak na „Das Kapytal” Karola Marxa, którego naturalnie tak nie czytał, jak nie czytał Talmudu, bo to, co z niego otrzymał, unosiło się niejako w powietrzu, owiewało go w domu, w kole rodzinnym, w gronie przyjaciół, na ulicy, w restauracji z napisem na szybie „koszer” i t.p.
- NIETYKALNOŚĆ TALMUDU.
Toteż jako fakt niewątpliwy stwierdzić należy, że dla żydów wszystkich warstw, zamieszkałych na ziemiach naszych i wogóle na wschodzie Europy, Talmud jest dotąd powagą nienaruszalną.
Niech mi wolno będzie przytoczyć kilka charakterystyczniej szych faktów.
Próba krytyki Talmudu na konferencji w kwestji żydowskiej Związku Młodzieży w dniu 28 maja 1907 roku w sali Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie wywołała śród zebranych tam żydów wrzawę nieopisaną. Młodzież żydowska, podająca się za postępową, rzuciła się na krytyka z laskami; „byliby go zlinczowali, gdyby nie interwencja reszty zgromadzenia” (N* 22 „Izraelity” z 7. VI. 1907).
Artykuły moje o Talmudzie wogóle, a o Szulchan- Aruchu w szczególności spowodowały gwałtowne protesty warszawskiego „Izraelity”, (poczynając od N* 26 z 5. VII. 1907 r. aż do ostatniego, czyli N* 47 z 21. XI. 1913, kiedy go sami wydawcy zawiesili), co było tym ciekawsze i znamienniejsze, że pozostawał pod redakcją człowieka, który przedtym założył w Paryżu miesięcznik „Panteon” dla walki z katolicyzmem i który był owym krytykiem Talmudu w d. 28 maja 1907 r. U żydów tłum rządzi i doprowadza w krótkim czasie „niesforne” jednostki do porządku. Gdy w marcu 1910 roku zjawiłem się na wieczorze dyskusyjnym Zjednoczenia Postępowego w kwestji żydowskiej z tomem Talmudu w ręku, aby odeprzeć arogancki i niesłuszny zarzut żydów, stawiony pisarstwu polskiemu, iż fałszywie cytuje Talmud, przedstawiając go w świetle błędnym, prezydjum, prócz jedynego przewodniczącego złożone wtedy jeszcze z samych lekarzy i adwokatów żydowskich, ‚nie pozwoliło mi na ten temat mówić (N* 130 „Myśli Niepodległej”, str. 445).
W tym czasie publicysta i poeta Leo Belmont wystąpił w dzielnicy żydowskiej z krytyką etyki talmudycznej. Powstała na jego prelekcji taka awantura, że ledwie zdołał schronić się do dorożki i jeszcze w tej dorożce tłum go napastował.
Przeciwko ks. J. B. Pranajtisowi za jego ściśle naukowe Studjum „Christianus in Talmude Judaeorum” z nieopisaną pasją wystąpiła „Nowa Gazeta” w N* 507 z 3. XI. 1913, fałszując wszystkie cytaty z bezprzykładną wprost bezceremonjalnością, co wykazałem jej źródłowo w publikacji „Ksiądz Pranajtis i jego przeciwnicy”, a co zostało zauważone przez różne pisma i „Nowej Gazecie” wytknięte, ona zaś nawet nie próbowała się usprawiedliwić z tak hańbiącego zarzutu. Jest to tym bardziej zastanawiające, że tak postąpił organ, podający się za wzór liberalizmu, postępowości, niezależnego i uczciwego myślenia, redagowany przez znanego ekonomistę, wzywającego młodzież do walki z chrystjanizmem a specjalnie z katolicyzmem, z nacjonalizmem i szowinizmem polskim, i drukującego wciąż rozmaite protesty tej — ślepej moralnie — młodzieży, w imię — wyższego typu moralności prywatnej i publicznej!
Warszawski „Dzień” w N* 295 w notatce „Skandal na odczycie” pisał: „W sobotę (13. XII. 1913) wieczorem jakiś pisarz żargonowy H. Cajtlin wygłosił w warszawskim „Hasomirze” hebrajskim odczyt p.t. „Etyka Talmudu”. Podczas odczytu, na którym byli naturalnie sami żydzi, powstały krzyki, wołania i gwizdanie. Prelegent z trudnością zakończył odczyt, po którym wznowił się skandal”.
- WYZNANIE MOJŻESZOWE CZY TALMUDYCZNE.
Nazywanie religji naszych żydów „mozaizmem” a żydów ludźmi „wyznania mojżeszowego” albo „starozakonnemi” jest właściwie błędne i nie wytrzymuje krytyki, pojmowanej źródłowo.
Nazwy te stosowałyby się słusznie do Samarytanów i Karaitów, istotnych czcicieli Starego Testamentu i nie posiadających żadnych innych ksiąg świętych. Z większym prawem mógłby nawet chrystjanizm rościć pretensje do „starozakonności”, albowiem nie wypaczył Dekalogu, jak go wypaczyli żydzi. Ale chrystjanizm, zachowując cześć dla Starego Zakonu, oparł się na Nowym, żydzi zaś, zachowując również cześć dla Starego Testamentu, oparli się na Talmudzie.
Ale w samym Talmudzie znajdują się różne a całkiem wyraźne potwierdzenia faktu, iż usuwano Biblję w cień. Rabini uczyli, iż sławny rabbi Eliecer kazał uczniom dzieci swe sadzać między kolana uczonych a nie dawać im czytać, to znaczy nie dawać czytać Pisma (Berachot 28b).
Bischoff w swym „Thalmud-Katechismus” zebrał kilka wyraźniejszych jeszcze twierdzeń: „Kto Pismo czyta, ma coś, a nic, ale kto czyta Misznę, ma przyjemność i nagrodę”, Baba Mecja 33a. „W Zakonie są rzeczy ważne i nieważne, ale słowa uczonych w piśmie są jednako ważne”. „Jest bardziej karygodne występować przeciw słowom rabinów, niż Tory”, Sanhedryn XI, 3. „Kto narusza słowa rabinów, winien śmierci”, Erubin 21b.
I tu się zjawia przepis zdumiewający: „Wszystkie księgi Pisma Świętego kalają ręce” (Miszna, Jadaim IV, 5).
Talmud w świetle życia religijnego naszych żydów rozpatrywany stanowi pod każdym względem podstawę odrębnej religji a przynajmniej odrębnego wyznania. Mamy tu odrębną kosmogonję, odrębne pojęcie Boga, bezkapłańskość i odrębną etykę.
Rozumie się, że do tych wniosków nie dojdziemy, studjując dzieła uczonych żydowskich, jak Salomon Reinach, który nicuje na każdym kroku chrystjanizm, koloryzuje judaizm, a milcząc o Talmudzie i fatalnych właściwościach żydów, wartość wszystkich narodów mierzy tylko tym, jak te narody wychodziły z żydami. Toteż musi dokonać się nowa rewizja źródeł i z nich jedynie trzeba będzie wysnuć sobie prawdę.
Reinach powiada w swym „Orpheusie” (str. 343), że chrześcijanie źle przestrzegali swe przepisy idealne. Temu zaprzeczyć się nie da. Ideał pozostał ideałem a ludzie ludźmi, aczkolwiek obserwacja dnia powszedniego poucza nas, że środowisko chrześcijańskie jest bez porównania moralniejsze od żydowskiego. Ale Reinach przemilczał, że żydzi wytworzyli sobie bardzo nieidealne zasady, a fakty mówią nam, że tych trzymają się znakomicie.
Następujące zestawienie Dekalogu z Talmudem rzuci nam snop światła na tę kwestję.
- Jam jest Jahwe, Bóg twój, nie będziesz miał cudzych bogów przed obliczem moim (Exodus XX, 2 etc).
Tymczasem Talmud pozwala dla uniknięcia „znieważenia imienia bożego” oddać się nawet bałwochwalstwu, jak świadczy Kidduszin 40a, Sanhedryn 107a, Jebamot 79a (porów. Bischoff, Thalmud-Katechismus, str. 51). Przez „znieważenie imienia bożego”, jak się później przekonamy, żydzi rozumieją wyłącznie przyłapanie na mistyfikacji, oszustwie lub krzywoprzysięstwie. Przez bałwochalstwo zaś żydzi rozumieją, przynajmniej „subjektywnie”, chrystjanizm, jak zeznaje docent a następnie rektor konserwatywnego seminarjum rabinackiego w Berlinie, D. Hoffmann (p. Gustaf Marx, Juedisches Fremdenrecht, Lipsk 1886, str. 69). W związku z temi przepisami talmudycznemi ciekawe jest, co Werner Sombart w pracy „Żydzi a spółczesna gospodarka społeczna” (przekład polski, Warszawa 1911) pisze
o kryptożydach, którzy zdobyli chyba palmę pierwszeństwa w zakresie sztuki mistyfikacji. „Ci kryptożydzi tak zręcznie umieli wydać się za nieżydów, że w mniemaniu otoczenia uchodzili faktycznie za chrześcijan (lub mahometan). O żydach portugalsko-hiszpańskiego pochodzenia, zamieszkujących południową Francję w XV i XVI stuleciu (i później) dowiadujemy się np. co następuje: Wykonywali oni wszystkie obrzędy zewnętrzne religji katolickiej; ich narodziny, śluby, zgony wnoszone były w księgi kościoła, który udzielał im sakramentów chrześcijańskich chrztu, małżeństwa
i ostatniego namaszczenia. Niektórzy nawet wstąpili do klasztorów i zostali kapłanami” (str. 13). Pozorne przyjęcie chrztu dałoby się jeszcze wytłomaczyć strachem, przymusem, lękiem o utratę kawałka chleba dla dzieci. Ale jak wyjaśnić sobie wstępowanie do klasztorów i przyjmowanie święceń kapłańskich?! Znane są powszechnie u nas fakty, że żydzi, aby zyskać w jakiejś miejscowości prawo zamieszkania, przyjmują chrzest, ale żony ich pozostają żydówkami; mężowie wkładają niejako na siebie mundur chrześcijański, wychodząc na miasto, który w domu zdejmują. Ale i to jeszcze można jako tako zrozumieć. Wszelako znam inny wypadek. Kiedy przed kilku laty powstała u nas rewizja kwestji żydowskiej i kiedy żydzi musieli się zdecydować, czy mają być wyłącznie żydami, czy wyłącznie Polakami, niektórzy z nich wpadli na taki pomysł. Udali się do jednego ze znanych mi osobiście duchownych pewnego wyznania dysydenckiego, pod względem rygorów najłagodniejszego, i prosili, aby ich ochrzcił. Ale przezorny pastor oświadczył, iż bez żon nie może ich przyjąć na łono swego kościoła, więc niech zjawią się także małżonki. Wtedy panom tym przeciągnęły się twarze, zabrali się i — poszli. Wiem o tym od jednego z nich, gdyż żalił mi się na „nietolerancję” owego pastora. Otóż ten wypadek jest bardzo znamienny; żadna władza nie stawiała alternatywy: wyjeżdżaj, albo się ochrzcij; chodziło tylko o mistyfikację na dwie strony: aby wobec żydów mieć dom żydowski, a wobec chrześcijan móc każdej chwili wykazać się metryką. Tu mamy kardynalną różnicę pomiędzy mozaimem a talmudyzmem; mozaizm wyznaje Jahwę, talmudyzm uznaje mistyfikację. Jore Dea w § 157 art. 2 wyraźnie powiada, że żyd może udawać, że nie jest żydem.
- Nie wzywaj imienia Jahwy, Boga twojego, do fałszu.
Każdy żyd może zwolnić się z ślubu, uczynionego nawet przy zaklęciu się na Boga Izraela, jeżeli oświadczy trzem specjalnie w tym celu obranym żydom, iż chce tego, i jeżeli oni trzykrotnie powiedzą do niego: „mutter lach”, „wolno tobie” (Loewe, Schulchan-Aruch I, 247). Dłuższą formułę prośby o zwolnienie i zwolnienia podaje Pereferkowicz w swym przekładzie Talmudu (Talmud III, 227 — 228). Zresztą żydzi mogą podczas przysięgania odczyniać w sercu magicznie przysięgi, a wobec gojów, celników i rozbójników (w ładnym jesteśmy towarzystwie!) przysięgi nie obowiązują. Cytaty odpowiednie znajdzie czytelnik w części drugiej niniejszej książki.
- Pamiętaj o dniu szabasu, abyś go święcił.
Traktat Erubin szczegółowo uczy, w jaki sposób można obchodzić prawo szabasu, otaczając miasto lub okolicę magicznym drutem, zwanym „erub” a w djalekcie naszych żydów „ejruw”.
- Czcij ojca twego i matkę twoją.
Gdy żydowi sprzykrzyło się dawać coś na utrzymanie rodziców, mógł powiedzieć: „wszystko, co wam byłoby odemnie użyteczne, jest — korban”, czyli ofiarą na świątynię, i wtedy zwolniony był z tego przykazania. Zarzekania się takie łatwo było znowu potym unieważniać. Do sprawy tej wrócę niebawem, rozpatrując spór świata ewangielicznego z talmudycznym.
- Nie zabijaj.
Wedle Miszny, traktatu Sanhedryn IX, 2, żyd ma prawo zabić własne dziecko, jeśli sądzi, nawet mylnie, że jest niezdolne do życia. Także wolno mu bezkarnie zabić goja. W następnej części (Morderstwa i zabójstwa) przytoczę miejsca, wedle których wolno mu, nawet podstępnie, zabijać niedowiarków i tych żydów, którzy innym żydom szkodzą w interesach na rzecz gojów lub władzy gojowskiej.
- Nie cudzołóż.
Ale gojowi możesz porwać niewolnicę o „nadobnym wejrzeniu”, jak uczy Tosefta, Aboda Zara VIII, 5.
- Nie kradnij.
Ale jeżeliś już ukradł, podziel się ze swoim wspólnikiem, jak uczy Choszen Hamiszpat w § 176 art. 12. — Daremnie Gustaf Marx przytacza szereg innych przepisów (Juedisches Fremdenrecht, str. 15). „Jutrzenka” dobrze powiedziała: „Ci zabraniają, a tamci pozwalają, jedno i drugie są to wyrazy Boga żywego” (N* 24 z 13. XII. 1861).
- Nie mów fałszywego świadectwa przeciwko bliźniemu twemu.
Żyd jako sędzia obowiązany jest brać stronę żyda przeciwko gojowi, jak uczy Baba Kamma 113a. Żyd nie może świadczyć w sądzie gojowskim na niekorzyść żyda, ale może świadczyć na niekorzyść goja (Choszen Hamiszpat § 28, art. 3 i 4).
- Nie pożądaj żony bliźniego twego.
Bo księga Eben Haecer pozwala żydowi w § 62 art. 2 pojąć jednego dnia tyle żon, ile mu się podoba, a na Kaukazie dotąd się to praktykuje. Następnie wedle wysoce poważanego rabina Akiby żyd może każdej chwili wręczyć swej żonie list rozwodny, jeżeli znalazł sobie kobietę ładniejszą, jak to stwierdza Miszna, Gittin IX, 10.
- Nie pożądaj domu bliźniego twego, ani sługi, ani służebnicy, ani wołu, ani osła, ani żadnej rzeczy, która jego jest.
Bo żyd ma dla swych pożądań majętności goja, nie będącego jego „bliźnim”, jak zobaczymy później. Te majętności, jak uczy Baba Batra 54b, są dla żyda, narodu wybranego, jako rzecz niczyja, a jeżeli pierwszy na nich rękę położy, będą jego na zasadzie prawa dawności, chazaka (Miszna, Baba Batra III, 1 etc. ) Żydzi istotnie rozsprzedają między siebie w tajemnicy domy i majętności gojów, aby je eksploatować i zagarniać wszelkiemi sposobami (Brafman, Kniga kahała, Wilno 1869, str. XXVI).
Powyższe zestawienia wykazują dostatecznie, że religja Dekalogu jest zgoła czymś innym, niż religja Talmudu. Żydzi zatym, którzy nas otaczają i z taką zawziętością bronią nietykalności Talmudu, nie są wyznania Mojżeszowego, ale wyznania talmudycznego. Że tamtej nazwy używają, to inna sprawa. Ale nas mylić to nie powinno. Rzecz brana samojętnie ma tu znaczenie decydujące, a nie nazwa rzeczy, całkiem niestosowna.
Wszelako takich różnic charakterystycznych jest więcej.
W księdze Jore Dea, poczynając od § 1 art. 1, żydzi mają bardzo szczegółowe przepisy o rytualnej rzezi bydła. Opisowi rzezi rytualnej poświęcę osobny rozdział. Tu tylko zaznaczę, że żydzi celem usprawiedliwienia tej formy rzezi powołują się na słowa „kaaszer cewiticha”, „jakom ci rozkazał”, księgi Deuteronomium XII, 21; wszelako rozkaz ten, zawarty w XII, 15, mówi: „ile tylko zapragnie dusza twoja, możesz zarzynać”, bliżej nie określając rytuału (p. Bischoff, Thalmud – Katechismus, str. 12. Rytuał jest zgoła innego pochodzenia. Wszystkie narody koczownicze zabijają zwie-
rzęta rytualnie w sposób okrutny, jak nas pouczają podróżnicy.
Ekspert rabin Maże, występujący w procesie Bejlisa,
o ile sprawozdanie „Nowej Gazety” w N* 515 na str. 5 w szpalcie 2 odpowiada jego słowom, błędnie powiedział, że rzeź bydła nie jest u żydów obrządkiem religijnym a rzeźnik nie jest osobą duchowną. Przy rzezaniu bydła odmawia się specjalne modlitwy, a osób duchownych żydzi wcale nie posiadają.
Gdyby tak było, jak mówi rabin Maze, to obrzezanie nie byłoby także obrządkiem religijnym, gdyż mohel, obrzezywacz, nie jest również osobą duchowną.
Niema nic śmieszniejszego, jak zestawianie rabina z księdzem. Rabin nie jest osobą duchowną. Powiada to zarówno Brafman (Kniga kahała, str. LXIII), jak księga „Z dziejów gminy starozakonnych w Warszawie” (str. 86). Rabin jest teologiem, uczonym, specjalistą, mężem zaufania. Wszelako mylnie powiada ostatnie źródło, że „w Starym Zakonie niema duchownych”; wogóle całkiem opacznie brzmi zdanie: „w Starym Zakonie niema duchownych
i rabin nim nie jest”. Kapłaństwo w Starym Zakonie było dziedzicznie i do dziś dnia istnieje ród kapłanów. Niema tylko obecnie kapłanów funkcjonujących, albowiem niema świątyni. Ta została zburzona w r. 70 naszej ery przez Tytusa. Gdy wtedy kilku funkcjonujących kapłanów błagało Tytusa o życie, ten wyrzekł słowa historyczne: „Godzi się kapłanom ginąć razem z świątynią” (Józef Flawjusz, Dzieje wojny żydowskiej przeciwko Rzymianom VI, VI, 1, w przekładzie moim na str. 446).
W związku z tym faktem niewątpliwym stoi inny, wagi największej. Żydzi nie mają instytucji czy to dogmatyzującej wierzenia, czy też wyjaśniającej je „ex cathedra
Pozornie wygląda to bardzo postępowo, ale w gruncie rzeczy jest u żydów nieprzepartym hamulcem wszelkiego rozwoju, gdyż stróżem wiary jest tłum, motłoch. Żydzi nie mają również instytucji, decydującej o tym, co jest prawem religijnym, a co nim nie jest. Pod tym względem hebraiści, jak Strack, Bischoff i inni, nie rozumieją, albo nie chcą rozumieć ducha judaizmu talmudycznego.
Zwracam uwagę, że ilekroć u nas występowano z projektami reform, powołując się na zagranicę, odpowiadano na to, że brak autorytetu, któryby dał owym reformom sankcję obowiązującą.Żydowi stoi w Talmudzie do dyspozycji mnóstwo przepisów sprzecznych, z których może sobie wybierać wedle upodobania. Granicę jego pożądań zakreśla w stosunku do żydów większość żydowska i nie. da mu jej przekroczyć. Natomiast w stosunku do gojów takiej granicy niema i żyd może sobie z gojem na wszystko pozwolić, a żaden żyd nietylko nie może mu w tym przeszkadzać, ale przeciwnie, winien brać jego stronę.
Trawers Herford powiada, że faryzeizm nigdy nie żądał „jednolitości wierzeń”, żyd musiał tylko uznawać pewne granice, „jeżeli chciał pozostać w zespole żydowskim” (Das pharisaeische Judentum, przekład z angielskiego, Lipsk 1913, str. 188)
Do opinji tej większości żydowskiej nawet Bóg musi się stosować.Żydzi wyobrażają sobie Jahwe w niebie jako wielkiego rabina, który przez trzy godziny dziennie studjuje Talmud. Otacza go tam kolegjum rabinów, z którym się naradza (Aboda Zara 3b, Baba Mecja 86a). Gdy rabini ziemscy w późniejszym terminie obliczą święto noworoczne, Jahwe stosuje się do tego (Rosz ha-szanah I, 3). Ponieważ
na zasadzie księgi Exodus XXIII, 2 większość decyduje, przeto większość żydowska na ziemi taką jest powagą, że nawet Jahwe musi do niej się stosować, jako też razu pewnego zawołał: „Dzieci moje mnie pokonały, tak, pokonały” (porów. Bischoff, Thalmud-Katechismus, str. 48 i 73).
Jahwe nie jest bynajmniej w pojęciu żydów uniwersalnym Bogiem ludzkości, gdyż tak pojmowanego Boga dał ludzkości dopiero chrystyanizm. Jahwe jest bożkiem plemiennym żydów i sam najlepiej czuje, jak wobec nich zawinił. Bożek ten zjawia się niekiedy śród ruin świątyni jerozolimskiej i biada, że pozwolił zburzyć „swój dom” i rozproszył swych synów. Zresztą każdej straży nocnej „ryczy jak lew” z rozpaczy, że tak źle pokierował sprawami żydów podczas wojny z Rzymianami (Berachot 3a). Toteż musi być dla żydów bardzo wyrozumiałym. Gdy synagoga wyrzuca mu, że obszedł się z nią gorzej, niż król z żoną odtrąconą i Bóg się usprawiedliwia, synagoga, korzystając z okazji, pyta go, czy jej zapomniał Złotego Cielca. Na to Jahwe odpowiada jak „Geschaftsfreund” wyrozumiały: „To (ele) się zapomni” (Berachot 32b).
Perek kinjan ha-torah w p. 10 głosi: „Pięć tworów stworzył sobie Pan w swoim świecie: Zakon — jedno stworzenie, niebo i ziemia — drugie stworzenie, Abraham — trzecie stworzenie, Izrael — czwarte stworzenie, i świątynia — piąte stworzenie. „
A więc wyznanie talmudyczne ma nawet swoją odrębną kosmogonję.
- SPÓR ŚWIATA EWANGIELICZNEGO Z TALMUDYCZNYM.
Przytoczone wyżej mniemanie Salomona Reinacha, iż trudno zrozumieć „animozję” Jezusa do Faryzeuszów jako sekty, gdyż idee jego nie różniły się od ideologji tej grupy, i że ewangielje redagowali niezawodnie ludzie, którzy nie byli dobrze obznajomieni z istotnym stanem rzeczy (Orpheus, str. 302), brzmi wprost zabawnie w świetle źródeł.Żyjący w pierwszym wieku naszej ery historyk żydowski Józef Flawjusz w swych „Starożytnościach” XIII, X, 6 pisze: „Faryzeusze w drodze tradycji idącej z ojców przekazali ludowi pewne przykazania, nie zapisane w prawodawstwie Mojżesza, a te odrzuca sekta Saduceuszów, powiadając, że tylko prawo pisane jest miarodajne, a tradycja idąca z ojców wagi niema. W tej kwestji przychodziło do dużych zatargów, wszelako Saduceusze stanowili tylko klasę możnych, gdy po stronie Faryzeuszów stał tłum”.
Ewangielje potwierdzają to w sposób zdumiewający.
Grzmi tam walka zasadnicza dwóch światów, dwóch etyk. Przedmiotem sporu nie jest bynajmniej Starj Testament, ale „paradosis ton presbyteron” (Mat. XV, 2), jak Wujek tłomaczy „ustawa starszych”, a Wulgata „traditio seniorum”, czyli „tradycja przełożonych”. W innych miejscach jest mowa o „didache” (Mat. XVI, 12), co znaczy „nauka”.
Nie było właściwie ani jednej chwili takiej w dziejach, by Stary Testament całkowicie zawładnął duszą żydowską. Żydzi mieli bowiem swoje stare prawo plemienne, sięgające czasów bajecznych, przekazywane dawnym obyczajem ustnie, a przeto plastyczne i elastyczne, iż mogło się wedle okoliczności wyginać i naginać, nie tracąc nic ze swego charakteru zasadniczego.
Nawet tradycja biblijna przekazała nam szczegóły o tym prastarym prawie plemiennym. Nim przyszło prawodawstwo Mojżeszowe, już Abraham trzymał się „przykazań, ustaw i nauk” (Genesis XXVI, 5), wesela trwały siedm dni (XXIX, 26 — 27), tyleż dni obchodzono żałobę po umarłym (L, 10), nie wydawano młodszej córki przed starszą (XXIX, 26), kapłani pobierali dziesięciny ze wszystkiego (XIV, 20) etc. etc.
W r. 1882 pisał wspomniany wyżej D. Hoffmann, że żydostwo czerpie swój zakon z dwóch źródeł jednako starych, z Biblji i Miszny, czyli najstarszej formacji Talmudu (Die erste Mischna, str. 3). Zaraz się przekonamy, że to drugie źródło całkowicie zalało pierwsze.
W traktacie Perek kinjan ha-torah w p. 5 znajduję ścisłe potwierdzenie mniemania Hoffmanna. Mowa tam o przymiotach Tory. Torą nazywa się niewłaściwie Pięcioksiąg Mojżeszowy, gdyż właściwie należałoby mówić tylko „torah moszeh” (jak Cylkow), „zakon”, lepiej „nauka Mojżesza”, albowiem „torah” znaczy wogóle „zakon”, lepiej „nauka”. Otóż wedle tego traktatu śród 48 przymiotów, które posiada Tora, jest i ten, że składa się z Pisma i z Miszny.
Miszna znaczy dosłownie: nauka. Wykładaczami jej byli tanaici, tannaim, co znaczy, tradenci, przekazywacze.
„Czemu uczniowie twoi przestępują ustawę starszych, albowiem nie zmywają rąk, gdy chleb jedzą”, pytają Jezusa Faryzeusze i Doktorowie jerozolimscy.
Chodzi tu o magiczne zmywanie rąk, których wedle mniemania żydów czepiają się złe duchy, a które, jak zaznaczyłem, można zmywać, gdy niema wody, „piaskiem, żwirem lub trocinami” (Berachot 15a).
„A czemu wy przestępujecie przykazania boże dla ustawy waszej”, odpowiada im Jezus i przechodzi do zarzutu realnego, który stanie się dla nas zrozumiałym, gdy zestawimy Ewangielje z Talmudem.
Mówiłem już o tym, co to jest zaklęcie „korban”. Przytoczę teraz słowa Jezusa wedle Marka VII, 10 etc.
„Bo Mojżesz powiedział: Czcij ojca i matkę: kto ojcu i matce złorzeczy, śmiercią umrze. A wy powiadacie: jeśli człowiek rzeknie ojcu albo matce: Korban, (czyli: ofiara to jest), co tobie odemnie mogłoby być pożyteczne (ho ean ex emou ofelethes), to już nie pozwalacie mu nic czynić ojcu albo matce, unieważniając słowo boże przez swoje przekazania, któreście sobie przekazali”.
Otóż Miszna w traktacie Nedarim IX, 1 głosi: „Rabbi Eliecer mówi: człowiekowi (co uczynił zobowiązanie uroczyste) dają wyjście na rzecz czci rodzicielskiej, a mędrcy zakazują”. Mamy tu nawet formę zaklęcia się: „Płaszcz ten — korban, jeśli nie spłonie” (111, 5).
Ustęp powyższy Miszny tak się dalej ciągnie: „Rabbi Sadok rzekł: gdy dają wyjście na rzecz czci rodzicielskiej, niech dadzą wyjście na rzecz czci Boga, a wtedy całkiem nie będzie ślubów!” Dotąd tekst jest jasny. Rabbi Sadok mówi ironicznie, że uwzględnianie czci rodzicielskiej zniweczyłoby zasadę ślubów. Tymczasem ustęp ten tak się kończy: „Mędrcy zgadzają się z rabinem Eliecerem, że w ślubach dotyczących tylko jego i jego rodziców, można dawać wyjście na rzecz czci jego rodziców”. Na tej podstawie Pereferkowicz mniema, że jednak Miszna zwalnia z takich ślubów (Tałmud III, 183 przypisek 1). Mnie się zdaje, że ustęp drugi o mędrcach jest dodatkiem późniejszym. W każdym razie zarzut ewangieliczny pozostaje w mocy, że Miszna pozwala tak postępować z rodzicami, zaś zły syn mógł korzystać z prawa robienia tak brzydkich ślubów a nie korzystać z prawa ich unieważniania, albo korzystać w chwili dla siebie wygodnej.
Inny przykład.
Jezus przypomina werset Izajasza XXIX, 13; „Lud ten czci mnie wargami, ale serce ich daleko jest odemnie” (Marek VII, 6).
Miszna w traktacie Nedarim III, 1 uczy: „Można powiedzieć: wszelki ślub, który uczynię, niechaj będzie unieważniony — tylko należy pamiętać o tym w czasie ślubu”.
Jakże tedy trafne w swej niezmiernej prostocie są słowa u Mateusza XII, 34 ku tym ludziom zwrócone: „jako możecie dobre rzeczy mówić, gdyżeście źli”!
Jeszcze inny przykład.
Któż nie pamięta wspaniałego aforyzmu o „przecedzaniu komara a połykaniu wielbłąda”? (Mat. XXIII, 24).
Miszna w traktacie Szabbat 1,1 po wygłoszeniu przepisu, iż w sobotę nie wolno nic wynosić, od takiego zaczyna przykładu: jeżeli z zewnątrz biedny wyciągnął rękę do wewnątrz i włożył coś w rękę gospodarza domu, albo z niej coś wziął i poniósł, to karze podlega biedny a nie gospodarz; ale jeżeli gospodarz z wewnątrz wyciągnął rękę na zewnątrz i włożył coś w rękę biednego, albo z ręki biednego coś wziął i poniósł do wnętrza, to karze podlega gospodarz a nie biedny.
Niewolno w sobotę wynosić ani prawą, ani lewą ręką, ani za pazuchą, ani na ramieniu, ani na uchu, ani w ustach, ani za pasem (Miszna, Szabbat X, 3). Jeżeli na wodzie dwa statki są związane, to wolno przenosić z jednego na drugi, ale jeżeli nie są związane, choćby się dotykały, to nie można (XI, 5).
Uzdrowienie w szabas bardzo gniewa żydów (Jan VII, 23). Miszna w traktacie Erubin X, 14 przepisuje, że jeżeli kapłan zranił sobie palec, to wewnątrz świątyni może go sobie obwiązać, ale już zewnątrz nie.
„Godzi się w szabas dobrze czynić”, czytamy u Mateusza XII, 12. Tymczasem wedle Talmudu, gdy wybuchnie pożar w szabas, trzeba zachowywać cały szereg przepisów wykrętnych: żyd może wołać do sąsiadów „ratujcie dla siebie” (potym symulacyjnie kupuje od nich te rzeczy), wolno mu chleb wyjmować z pieca nożem, ale pod żadnym pozorem łopatą, a jeżeli chce ratować odzież, musi ją włożyć na siebie. Przytym wolno mu włożyć na siebie tyle, ile da się włożyć. Rabin Jose poucza: wolno za jednym razem wynieść ośmnaście części ubrania, następnie powrócić i znowu się ubrać. Rabbi Meir powiada: on wdziewa odzież, wychodzi, zdejmuje, wraca, znowu wdziewa, wychodzi i zdejmuje „i tak przez cały dzień”!!! Rabin Jose nie poprzestaje na tym, iż pozwala wynieść za jednym razem na sobie ośmnaście części ubrania, ale jeszcze wylicza je szczegółowo (Barajta, Szabbat 120a).
Wszelkie idee, idące jak fale przez tysiącolecia z pokoleń w pokolenia, tę szczególną posiadają cechę, iż mogą się przyoblekać w szaty bieżących wieków. Do rzędu takich idei należy piękny werset z ewangielji Mateusza V, 9: „Błogosławieni pokój czyniący, albowiem nazwani będą synami bożemi”.
Któż, jeżeli nie demokracja, apostołuje „pokój czyniących”? Czyż podobnej zasady nie głoszą ludzie, uważający się za „synów jednej idei”? Czyż teorją współpracy, współdziałania i współdzielczości nie opiera się na tych „pokój czyniących?”
Tymczasem sławiony przez żydów i obok Ewangielji stawiany traktat Pirke Abot III, 14 zgoła inaczej rzecz stawia: „Mili są (Bogu) Izraelici, albowiem oni są synami bożemi”. Tam jest idea, tu — pycha plemienna!
I jeszcze jeden przykład.
Któż nie pamięta z ewangielji Łukasza słynnej modlitwy Faryzeusza: „Boże, dziękuję tobie, żem nie jest jako inni ludzie”, w szczególności „jako ten celnik”? (XVIII, 11 — 12). Do dnia dzisiejszego żyd winien codziennie odmawiać śród stu innych benedykcji trzy kończące się słowami: „któryś mnie nie stworzył gojem”, „niewolnikiem”, „kobietą” (Orach Chajim § 46 art. 3 i 4).
Czyż utrzyma się zdanie Salomona Reinacha, że świat ewangieliczny źle znał żydów?
7, CO MY WIEMY O ŻYDACH?
W czerwcu 1913 „Myśl Niepodległa” otrzymała do N* 245 następującą korespondencję z Zamościa:
„Przed kilku miesiącami w Zamościu Marcinowi Garbaczowi, który wyjechał na miasto jako dorożkarz, żydzi wnet pocięli rzemienne części nowiutkiego powozu, a potym struli mu trzy konie. Rozgoryczony tym Garbacz sprzedał za bezcen tymże żydom pociętą dorożkę, a sam wyjechał do Ameryki”.
Toteż w ciągu 83 lat liczba chrześcijan w Zamościu zaledwie się podwoiła, gdy liczba żydów równocześnie się potroiła (p. Bohdan Wasiutynski, Ludność żydowska w Królestwie Polskim, Warszawa 1911, str. 53).
Na fakty tego rodzaju zwracał wielokrotnie uwagę Bolesław Prus, pisywały o nich przez lata całe dzienniki, a statystyka powiada nam, że gdy np. w Łomży w r. 1821 nie było jeszcze ani jednego żyda, w sześć lat później stanowią już 29%. Mława w r. 1808 także nie miała ani jednego żyda, gdy w r. 1827 miała ich już 35, 5%. Rypin w r. 1798 nie miał ani jednego żyda, gdy w r. 1827 miał ich już 39, 4% i t. d. (Wasiutynski j. w. str. 49).
W sierpniu i w październiku 1912 roku p. Jerzy Kurnatowski pomieścił w N* 216 i 221 „Myśli Niepodległej” dwie korespondencje ze Zduńskiej Woli. Ponieważ występujący w charakterze eksperta przed sądem dr. Koziołkiewicz zadecydował, iż służąca u żydów rosyjskich niejaka Maciejowska została uduszona, przeto żydzi zduńsko-wolscy zaczęli go bojkotować, a do tego bojkotu przyłączyli się nawet dwaj lekarze żydzi. Świadomi rzeczy twierdzili, pisał dalej p. Kurnatowski, że gdyby dr. Koziołkiewicz zmienił swoje zeznanie i dał tysiąc rubli rabinowi na cele religijne żydowskie, bojkot zostałby w tej chwili przerwany. Kilku Polaków, kupców zduńsko-wolskich, wykupiło się od bojkotu żydowskiego przez danie rabinowi kilkuset rubli.
Jesienią 1913 r. toczył się w Piotrkowie sensacyjny proces przeciwko zorganizowanej bandzie fałszerzy weksli na imię zmarłego obywatela ziemskiego Michała Rogowskiego, przyczym siedmiu z pomiędzy oskarżonych skazano na roty aresztanckie. Imieniem poszkodowanych spadkobierców występował z powództwem cywilnym adwokat Chądzyński. Natychmiast utworzyło się w Łodzi śród żydów tajne stowarzyszenie „Dwudziestu przysięgłych żydowskiej ochrony duchownej”, które zagroziło adwokatowi Chądzyńskiemu śmiercią, nadsyłając mu wyrok, pisany w żargonie i po polsku. Jednocześnie ukazała się w Piotrkowie proklamacja, wymierzona przeciwko świadkowi Feliksowi Nekanda-Trepce (p. „Kurjer Poranny” z 19. XI 1913).
Ale prasa pozostająca w rękach żydowskich inaczej kwestje stawia, jak świadczy fakt o charakterze urzędowym. Czerpię go z „Gazety Pabjanickiej”:
„Wśród szeregu kłamstw o pogromach, urządzanych przez Polaków, „Dień” petersburski zamieścił depeszę z Wilna p.t. „Terror antysemicki”, donoszącą, że „w ogrodzie miejskim trzech robotników Palaków bez wszelkiego powodu zaczepiło czterech spacerujących żydów”. W tym samym numerze organ p. Kugiela zamieścił artykuł wstępny, zaczynający się od słów „Z początku palili — teraz rżną”, rozprawiający o okropnościach zdziczenia polskich mas, o przedstawicielach inteligencji polskiej, moralnych sprawcach zbrodni, „zakażonych jadem wścieklizny”, i o ścisłej łączności pomiędzy ideologją unaradawiania handlu a czynami wileńskich Kubów rozpruwaczy. Ponieważ wiadomośćo zajściu w parku wileńskim okazała się wyssaną z palca, prokurator wytoczył redaktorowi pisma „Dień” p. Skwarcowowi proces karny. Dnia 19 listopada (1913) sprawę powyższą rozważał sąd okręgowy petersburski, który uznał p. Skworcowa za winnego rozpowszechniania świadomie fałszywych pogłosek i skazał go na dwa miesiące więzienia”.
Niemal bezpośrednio potym „Gazeta Poranna Dwa Grosze” w N* 4 z 3. 1. 1914 zanotowała fakt następujący, ustalony urzędownie: „We wsi Kłobukowice, gub. piotrkowskiej, dwaj włościanie Antoni i Józef Michalscy, będąc pijani, zaczepili tam paru żydów, którzy zawiadomili zaraz naczelnika powiatu, że we wsi odbywa się „pogrom” i zażądali pomocy. Gubernator piotrkowski, zbadawszy sprawęi stwierdziwszy, że było to fałszywe doniesienie, skazał w drodze administracyjnej „zawiadamiających”: Icka Herszlikowicza, Chaima Joachimowicza oraz Abrahama i Icka Gotheinerów, każdego na 3 miesiące więzienia, a dwóch pijanych awanturników na 7 i 14 dni aresztu”.
W r. 1912 tygodnik ludowy „Zaranie” wystąpił z alarmującym artykułem „Żydzi straszną plagą”, w którym doniósł, że w okolicy Działoszyc grasuje banda żydów-ko-niokradów. Obywatele-żydzi miasta Działoszyce, zamiast począć tropić śród siebie koniokradów, pomieścili grzmiący protest w N* 213 „Nowej Gazety” przeciwko „oszczerczym zarzutom”, a redakcja surowo skarciła „Zaranie” i taką dała mu lekcję: złodziejów mają wszystkie społeczeństwa, a więc także żydowskie, przeto tylko antysemityzm może w ten sposób fakt jakiś uogólniać; należy tedy pisać, że śród nas są złodzieje, a nie, że żydzi są złodziejami. Rozumowanie to było pozornie tak logiczne, wygłoszone zostało tonem tak mentorskim, a ludzie u nas, nie znając źródeł etyki żydowskiej, tak łatwo dają zbijać się z tropu, że „Zaranie” zamilkło, a nawet przy innej okazji oświadczyło się przeciwko rewizji sprawy żydowskiej na naszym gruncie, powiadając, że za pomocą tego odwraca się uwagę ogółu od rzeczy daleko ważniejszych.
Ale jak w imię powyższej zasady gazety żydowskie poprawiają statystykę, świadczy następujące zestawienie:
Goniec Poranny 7V N° 431 z 19. IX. 1912 doniósł:
W sieni domu N* 22 przy ulicy Ś-to Jerskiej (w Warszawie) o g. 9 wiecz. stróż spostrzegł dwóch młodych żydków, majstrujących przy drzwiach mieszkania 2 piętra, którzy na widok stróża porzucili wytrychy i zaczęli uciekać, lecz obu schwytano. Po drodze do cyrkułu na ulicy Franciszkańskiej około prowadzonych zebrał się tłum żydów, którzy odbili aresztowanych, przyczym stróża Wojciechowskiego pobito dotkliwie. W rękach stróżów pozostały palto i marynarka zbiegłych łotrzyków”.
Nowa Gazeta w M z 431 z 19. IX 1912 doniosła: „W sieni domu N* 22 przy ulicy Ś-to Jerskiej (w Warszawie) o g. 9 w. stróż miejscowy spostrzegł dwóch ludzi
majstrujących przy drzwiach drugiego piętra. Złodzieje na widok stróża porzucili wytrychy i zaczęli uciekać, lecz obu schwytano. Po drodze do cyrkułu na ulicy Franciszkańskiej około prowadzonych zebrał się tłum, który odbił aresztowanych, przyczym stróża Wojciechowskiego pobito dotkliwie tak, iż zawezwano do niego Pogotowie. W rękach stróżów pozostały palto i marynarka zbiegłych łotrzyków”.
Nie potrzeba znać techniki dziennikarskiej, aby wymiarkować, że oba dzienniki otrzymały wiadomość z jednego źródła reporterskiego, lecz że redakcja „Nowej Gazety” dokonała w tekście pewnych zmian, skutkiem których znikli dwaj złodzieje żydowscy i pozostali tylko jacyś dwaj ludzie, może nawet Polacy, oraz zniknął tłum żydowski, odbijający łotrzyków, i pozostał tylko jakiś tłum wogóle, niezawodnie polski.
Toteż „Gazeta Warszawska” w N* 312 z 15. XI, 1913 niemal w przeddzień aresztowania stu handlarzy żywym towarem wystąpiła z następującemi spostrzeżeniami:
„Ujawniła się niezwykła i pod względem społecznym groźna solidarność ogółu żydowskiego z organizacjami występnemi. Przykładów podobnego stosunku do swoistego świata przestępców nie brak bynajmniej. Handel „żywym towarem”, jedna z największych hańb współczesnych, jest niemal monopolem żydów. Pisma podają, że dwa tysiące przedstawicieli tego zacnego procederu, wydalonych z Argentyny, rozpełzło się po Europie, zapewne po ziemiach polskich. Z głosów prasy żydowskiej wnioskować można, że nie obca jej jest organizacja tego „handlu”. Ale próżno oczekiwalibyśmy rozpoczęcia skutecznej walki samych żydow przeciwko swym współwyznawcom, jak nie doczekamy się nigdy reakcji społeczeństwa żydowskiego przeciwko lichwie, paserstwu, koniokradztwu, handlowaniu towarem emigracyjnym, tym specyficznie „narodowym” przestępstwom żydów”. A wreszcie „Gazeta Warszawska” powiada, że organizacja żydowska jest czymś w rodzaju włoskiej „camorry” i że rozporządza instytucją głośnej „chazuki”.
W tym samym numerze „Gazeta Warszawska” stwierdziła, iż prasa żargonowa w procesie piotrkowskim przeciwko bandzie fałszerzy weksli na imię Michała Rogowskiego ujrzała „walkę szlachty polskiej z ludem żydowskim”.
Toteż tu zwrócić należy uwagę na mistyfikację wprost historyczną, zapoczątkowaną przez żydów na gruncie naszym.Żydzi, zagrożeni przez sfery „polskie dojrzałe i doświadczone, postanowili uczynić sobie straż pomocniczą z robotników i młodzieży. W tem celu wmówili w pierwszych, czyli robotników, że oni, żydzi, są socjalistami, a w drugich, czyli młodzież, że jest czwartym stanem. Tedy robotnicy zaczęli grzmieć na „zgniłą polską burżuazję”, a różne zrzeszenia młodzieży nadsyłać do takich pism, jak „Nowa Gazeta”, „protesty” przeciwko „antysemityzmowi, mącącemu świadomość i zabijającemu doszczętnie krytycyzm polskiego narodu” (p. N* 577 „Nowej Gazety” z 14. XII 1913).
To się dzieje, gdy w Hrubieszowie ludność polska walczy o ostatni dom w rynku (p. N* 239 i 241 „Myśli Niepodległej” z kwietnia i maja 1913).
Aby zaś odciąć młodzież polską od źródeł lepszej informacji, pozostający w rękach żydowskich organ „Kijewskaja Mysi” pomieszcza przewrotne artykuły o całkowitej degeneracji intelektu polskiego i wyparciu się ideałów Mickiewiczowskich. Pod wpływem tych z wielką perfidją pisanych bredni młodzież polska w Kijowie z 15 prenumerowanych pism polskich usuwa 12 (p. N* 263 „Myśli Niepodległej”, korespondencja „Z Kijowa”).
Był to jedyny środek, aby odciąć młodzież polską od czytywania takich informacji, jak w „Gońcu” ze stycznia 1913 roku: „Po stróżach nocnych gazety żydowskie (żargonowe) biorą się do posłańców-chrześcijan. Nawołują też, ażeby w pralniach, należących do żydów, zbojkotowano praczki-chrześcijanki i na ich miejsce przyjmowano żydówki. Z Brześcia donoszą do „Hajnta”, że odesłano tam z powrotem do Warszawy kilka wagonów piwa z browaru polskiego”, „W Łodzi fabryka wyrobów pluszowych J. Rumkowski i Śp. postanowiła dawać robotę wyłącznie tkaczom żydom”. Na to odpowiedziała „Nowa Gazeta” w N* 11 z r. 1913 wydrukowaniem uchwały IV Zjazdu Unji Stowarzyszeń Filareckich, „że bojkot towarów żydowskich, zorganizowany przez żywioły reakcyjne (!) i ugodowe (!), Zjazd uważa za próbę odwrócenia (!) uwagi (!) społeczeństwa polskiego od zadań, domagających się rozstrzygnięcia (porów, ten sam argument wyżej str. 38 w. 15). Zwracając uwagę na ten wzgląd natury taktycznej i wychodząc z zasadniczego (!) naszego stanowiska, IV Zjazd Unji z całą stanowczością potępia tę akcję”.
Tragiczna zaiste wytwarza się sytuacja! W kraju ojcowie, przez żydów wypierani, oszukiwani i ograbiani, nieraz ostatni grosz posyłają synom kształcącym się zagranicą, a synalkowie, korzystając z krwawicy ojców, podbechtani przez żydów, plują na nich i na całe społeczeństwo polskie.
Ojcowie, czyż będziecie to dłużej tolerowali?
I z kimże to trzyma ta filarecka młodzież polska, co to niby bierze patent na czystość moralną? W jakimżeż to organie pomieszcza młodzież kijowska swe protesty? W „Nowej Gazecie”, w organie miljonerów warszawskich, w organie, który dla obrony złodziejów żydowskich fałszuje notatki reporterskie i wszystkie cytaty ks. Prana tisa. Przygwożdżona mojemi dowodami „Nowa Gazeta” nie próbowała się nawet usprawiedliwić. A czyż biorąca patent na czystość moralną młodzież filarecka i młodzież kijowska wystąpiły z protestem przeciwko takim oszustwom, które w oczach ludzi idei stoją przecież na tym samym poziomie zbrodni, co fałszowanie weksli i czeków?
Taż sama „Nowa Gazeta”, chcąc cały ogół polski zdyfamować w obliczu prasy rosyjskiej za próbę obrony przed zalewem żydowskim, rzuciła zimą 1912 roku oszczerstwo na nasze Towarzystwo Dobroczynności, iż odpędza chorych żydów od swych lecznic. Oszczerstwo to podchwyciły natychmiast takie pisma, jak „Wraczebnaja Gazieta”, „Riecz” i inne. Zarząd Towarzystwa Dobroczynności sprostował tę insynuację, zabrała w tej sprawie głos „Gazeta Lekarska”, a „Nowa Gazeta”, zagrożona procesem kryminalnym i więzieniem redaktora odpowiedzialnego, w N* 56 (1913) przyjęła „z zadowaleniem” to „wiarogodne wyjaśnienie” i tłomaczyła się, że „notując” tę „pogłoskę”, poniosła jeszcze pewną zasługę, gdyż dała sposobność do „stanowczego zaprzeczenia plotce”…
Ledwie u nas rozpoczęła się w postępie rewizja poglądów na sprawę żydowską, natychmiast pisma, pozostające w rękach żydów, jak warszawska „Nowa Gazeta”, lub krakowska „Krytyka” podniosły alarm, że jest to „wzywaniem do pogromów”. Powiedziałem, że żydzi zawsze nam to zarzucają, co sami robią. Oto fakty.
Dnia 14 stycznia 1912 r. rozeszła się wiadomość śród żydów warszawskich, że w zarządzie gminy żydowskiej przy ulicy Grzybowskiej udzielane będą wsparcia. „Nie doczekawszy się pieniędzy”, pisały dzienniki, „tłum wtargnął do wnętrza, obalił ścianki oddzielające biurka, wybił szyby w szafach i wyrzucił z nich papiery, oraz wszczął straszliwą wrzawę” (p. N* 196 „Myśli Niepodległej”, str. 181). Pisma warszawskie z d. 11 maja tegoż roku doniosły
o rozgromieniu przez żydów piekarni żyda Goldfarba przy ulicy Milej N* 31 z powodu jakiegoś nieporozumienia. W grudniu 1912 r. w Konstancinie żydzi podczas wyborów rabina pokłócili się i zburzyli bóżnicę (p. N* 387 „Kurjera Porannego: z r. 1912). Czyż zmieniło się coś w pogromowym nastroju żydów od r. 1861, opisanym w N* 11 „Jutrzenki”? Ba, czyż zmieniło się coś od awantur jerozolimskich o „rzeźby, poczynione wbrew zakonowi” przez króla Heroda? (Józef Flawjusz, Dzieje wojny żydowskiej I, XXXIII, 2).
W styczniu 1914 r. w nowym Sączu na odczycie znanego syonisty warszawskiego N. Sokołowa, żydzi pod wodzą dwóch’ miejscowych adwokatów rzucili się z kijami
i bokserami na polską młodzież i pobili ją. Poturbowano także redaktora miejscowego pisma polskiego. Zdarzenie to poruszyło wszystkie pisma nasze, a „Nowa Gazeta” znowu nie mówiła o „żydach” napadających, ale o „gronie osób”.
Przerywam ten potok faktów i przypominam, iż żydzi, wbrew wszystkim narodom, nie uznają krytyki swych wad i nazywają ją żydożerstwem. Podają się za wykwit postępu, humanitarności, demokratyzmu, liberalizmu i nieskazitelności etycznej. Sądzą, że każdy ich krytyk powodowany jest niegodnym człowieka ucywilizowanego „patrjotyzmem zoologicznym”.
Tymczem codzienne spostrzeżenia prasy polskiej są zgoła odmienne. Prasa polska twierdzi, iż żydzi wykazują niezwykłą skłonność do pogromów, oszustw, fałszerstw, podrabiania monety, handlu żywym towarem, koniokradztwa, że stanowią zwartą organizację pasorzytniczą i że inteligencja żydowska systematycznie staje w obronie żydowskich przestępców. A dalej prasa polska twierdzi, że to żydzi kierują się iście stadnym instynktem, bo jeżeli ktoś uczyni jakiemuś żydowi zarzut najmniejszy a najsłuszniejszy, w tej chwili ogół żydów przestaje go uważać za dobrego lekarza, jeśli przedtym nawet tam za takiego uchodził, za dobrego inżynjera, za dobrego chemika, za utalentowanego pisarza, za światłego uczonego i za człowieka o charakterze niepokalanym. I jeszcze prasa polska zarzuca żydom, iż każdego swego obrońcę, choćby najniesprawiedliwszego, czynią natychmiast doskonałym lekarzem, doskonałym inżynjerem, doskonałym uczonym, wielkim talentem i ogromnym charakterem, choćby nic z tego nie było prawdą.
Chodzi teraz o to, w jaki sposób możemy znaleść potwierdzenie trafności obserwacji prasy polskiej?
Otóż zagłębiając się w Talmudzie, przekonałem się ze zdumieniem, że wszystkie występki żydowskie mają tam szczegółowe dyrektywy. Nic bardziej od Talmudu nie powierdza prawdziwości obserwacji codziennych prasy polskiej i całego doświadczonego życiowo społeczeństwa polskiego.
Doszedłszy do tego wniosku, postanowiłem zebrany mozolnie i skrupulatnie materjał przedłożyć ogółowi myślącemu i w tym celu wystąpiłem w grudniu 1913 roku z trzema odczytami: „Etyka Talmudu”, „Ghetto i jego poglądy” oraz „Chasydyzm na progu XX-go wieku”.
Prasa warszawska poparła mnie. Sala Stowarzyszenia Techników była za każdym razem przepełniona, a mnóstwo osób odeszło bez biletów.
Zażądano odemnie publikacji tych odczytów. Wszelako inne są prawa słowa mówionego a inne pisanego. Trzeba było materjał lepiej uporządkować i rzecz całą pod względem naukowym poprzeć usystematyzowanemi dowodami.
Zawiera to książka niniejsza.
- PRZEPISY TALMUDU WYJAŚNIAJĄ NAM PRAWADZIWOŚĆ NASZYCH CODZIENNYCH OBSERWACJI NAD ŻYDAMI.
Teorja „Nowej Gazety”, wspomniana wyżej (str. 38), może się stosować do Polaków, Rosjan, Niemców, Francuzów, Anglików, Szwajcarów i t. p., ale nie może się stosować do żydów. Że tak jest, świadczy najlepiej fakt, iż „Nowa Gazeta” musiała fałszować rzeczywistość dla obrony swej teorji.
Patrząc na rzeczywistość i czytając Talmud, doszedłem do wniosku następującego:
U wszystkich narodów aryjskich panuje jako zasada prawość, a kategorji wyjątków stanowią ludzie występni, odchylający się od tej zasady. Natomiast u żydów wyznania talmudycznego i jego obrońców jako zasada panuje nieprawość, a kategorji wyjątków stanowią ludzie zacni, odchylający się od tej zasady, ale przez masę żydowską teroryzowani i przeto bezsilni.
Talmud zawiera rozrzucone w różnych traktatach paragrafy istnego KODEKSU ZŁODZIEJSKIEGO. W swej książce „Die Entstehung des Talmuds” (Lipsk 1910) dr. S. Funk na str. 114 powiedział, że Talmudu nie można „rozskubywać”, ale należy oceniać go w całości. Ze wszech
miar słusznie. Kto przeczyta część następną niniejszej książki, ten przekona się, iż tylko zalecone przez dr. S. Funka rozejrzenie się mogło dać zbiór cytat, stanowiących tak kapitalną całość. Dla żyda tylko żyd jest bliźnim, „ach” (brat), „karow” (bliski, sąsiad), „rea” (towarzysz). Nie jest nim „goj” (pierwotnie: naród, lud, następnie: poganin), „nokri” (wróg), „akum” (słowo sztuczne, wprowadzone przez cenzorów średniowiecznych zamiast słów powyższych, p. Strack, Einteitung, str. 34). Niema łajdactwa, któregoby Talmud wprost lub pośrednio nie aprobował w stosunku do gojów. Rabini występują w Talmudzie jako nauczyciele wykrętów, szelmostw, oszustw i zorganizowanej przeciwko gojom kamorry żydowskiej. Gustaw Mara w swym „Juedisches Fremdemrecht” (Lipsk 1886) próbował wprawdzie bronić żydów przed różnemi zarzutami, ale jednak zeznał na str. 21, że” kto po raz pierwszy zapoznaje sią z zasadami prawnemi rabinizmu, bywa do głębi oburzony”. Mnie się zdaje, że to oburzenie nie opuści człowieka uczciwego przy setnym odczytywaniu tych bezeceństw. Całe piekło naszych stosunków wyjaśnia się, gdy otwieramy te straszliwe księgi. Czytając Talmud i patrząc na nasze żydostwo od dołu do góry, a więc od sądzonych w Piotrkowie fałszerzy weksli do fałszującycych w Warszawie cytaty kierowników pism żydowskich, zaczynamy rozumieć, dlaczego w wiekach dawniejszych Talmud około stu razy palono, a żydów gromadnie przepędzano.
II.
KODEKS KAMORRY ŻYDOWSKIEJ ZAWARTY W TALMUDZIE.
- MORDERSTWO I ZABÓJSTWO.
1) Żyd może goja zabić bezkarnie.
Jeśli (żyd) chciał zabić bydle, a zabił człowieka, nieżyda, a zabił żyda, dziecko przedwcześnie zrodzone, a zabił dziecko zdolne do życia, jest wolny (Miszna, Sanhedryn IX, 2).
Przepis powyższy wyraźnie mówi, że żydowi wolno zabić nieżyda, jak bydlę. Doniosłość tego przepisu jest z tego względu tak wielka, że znajduje się w Misznie i to w traktacie Sanhedryn, poświęconym prawu karnemu. Posiada on wszystkie cechy prawa, halakha. Bischoff, który w swym „Thalmud-Katechismus” stara się żydów bronić, powiada na str. 35, iż nie można przytaczać jako „nauki Talmudu” zdań dyskusyjnych rabinów i że w takich wypadkach należy mówić: „Rabbi X. mówi tam a tam”, a nie „Talmud uczy”. Wprawdzie na str. 40 przytacza z Miszny i z Talmudu Babilońskiego dwa zdania następujące: „Jest bardziej karalne mówić przeciw słowom rabinów, niż przeciw słowom zakonu” (Sanhedryn XI, 3), oraz: „Kto przesypuje słowa rabinów, winien śmierci” (Erubin 21b), z których wynika, że rabini, którzy Talmud tworzyli, byli innego zdania, a nawet uważali się za większą powagę, niż Tora, czyli Zakon, ale w tym wypadku przepis przez nas przytoczony odpowiada nawet wymaganiom, stawionym przez Bischoffa. Tu nie rabini mówią; tu mówi Miszna, czyli część Talmudu, mająca najwyższy autorytet prawny. — W oryginale wyraz „nieżyd” brzmi „nokhri”, czyli „wróg”. Strack w swym wydaniu oryginału i przekładu niemieckiego traktatów Miszny Sanhedryn-Makkoth, poświęconych prawu karnemu i procedurze sądowej (Sanhedrin-Makkoth, die Mischnatraktate ueber Strafrecht und Gerichtsverfahren, Lipsk 1910) wyraz „nokhri” ze str. 26* oryginału hebrajskiego oddaje przez „nieizraelita” na str. 33 przekładu niemieckiego. A więc wedle powyższego przepisu ludzie składają się z żydów i wrogów żydów, czyli wszystkich nieżydów. Mamy tu więc literę prawa, kłórej duch będzie przenikał wszystkie inne przepisy, poniżej przytoczone. — Żydzi wciąż narzekają na antysemityzm, ale tu mamy jaskrawy dowód antygoizmu ich ksiąg świątobliwych. Narzekają też na „patrjotyzm zoologiczny” u innych, tymczasem bronią żarliwie Talmudu, który wykazuje tu patrjotyzm stadny plemienia, wszystkich obcych literalnie wyjmującego z pod prawa. — Należy jeszcze zwrócić uwagę na to, że wedle owego przepisu pozostawia się kompetencji żyda uznać swe dziecko za zdolne lub niezdolne do życia i pozwala mu się wedle jego zdania niezdolne do życia poprostu zabić. Taką kompetencją nie rozporządza żadna komisja lekarska, nawet delegowana z ramienia jakiegokolwiek rządu państw ucywilizowanych. A przeto zalecanie Talmudu jako kodeksu świątobliwego i czcigodnego, obowiązującego i nietykalnego, jest niezgodne z literą i z duchem naszych współczesnych prawodawstw. Przecież może się znaleźć żyd, który skorzysta z tego przepisu i będzie z sumieniem w porządku. To samo stosuje się do przepisu, który pozwala zabić każdego nieżyda, ot, jak bydlę. Może się również znaleźć żyd, który, roznamiętniwszy się w zatargu z nieżydem, sprzątnie go i będzie miał sumienie tak spokojne, jak po zarżnięciu wołu albo kury. Wszelkie przepisy prawne, religijne i religijno-prawne posiadają prócz wszelkich innych cech jeszcze cechę sugestji, stanowią dyrektywę nietylko prawną i moralną, ale także psychiczną, nastrojową. Rozumiemy teraz, dlaczego dawniej, nie mając innych sposobów zapobiegawczych, nakazywano Talmud palić. Dziś władze powinny usunąć go z dziedziny wychowania i szkolnictwa, a pozostawić dziedzinie badania naukowego. Talmud bowiem zawiera tu przepis, który dziś w stosunku do aryjskiego otocza jest wprost zbójecki. Przy znanej nerwowości, porywczości i zapalczywości żydowskiej przepis taki szczególnej nabiera grozy.
2) Żyd może goja bezkarnie zabić, a goj żyda nie może.
Jak pojmować wyrażenie o przelewie krwi? Jeżeli goj zabił goja lub zabił żyda, to odpowiada, a jeżeli żyd zabił goja, to nie odpowiada (Tosefta, Aboda Zara VIII, 5),
A więc następna co do wagi formacja Talmudu, idąca zaraz po Misznie, czyli Tosefta, zawiera przepis identyczny, w formie bezdyskusyjnego prawa, halakha, i w dodatku w ujęciu bezpośrednim: żyd nie odpowiada za zabicie nieżyda, gdy nieżyd odpowiada za zabicie nieżyda lub żyda.
3) Sąd nad zabójcą goja pozostawia się niebu.
Kto zabije goja, wolny jest od sądu ludzkiego, lecz sąd nad nim pozostawia się niebu (Mechilta Miszpatim do Exodusu XXI, 14).
Po Misznie i Tosefcie idzie jako autorytet Mechilta, czyli „reguła”, „kanon”. Zawiera objaśnienia do drugiej księgi Mojżeszowej. A więc trzecia formacja talmudyczna jest w tym wypadku co do litery i ducha przepisu identyczna z dwiema poprzedniemi. Wedle Mechilty żyd nie odpowiada wobec żadnego sądu ludzkiego za zabicie nieżyda; tylko niebo może go sądzić. Wprawdzie wszystkie religje poddają w ostateczności kroki ludzkie sądowi nieba, ale nie uwalniają bynajmniej człowieka od odpowiedzialności przed sądem ziemskim za zabójstwo innego człowieka bez różnicy rasy i wyznania; w najgorszym wypadku hierarchja, więc bądź co bądź jakaś władza, rezerwuje sobie prawo miecza i nietykalność, ale nie pozostawia dziś takiej kompetencji pierwszemu z brzega. W państwach współczesnych tylko niekiedy władcy stoją w ten sposób ponad prawami, obowiązującemi innych, aby przez nietykalność ośrodka organizmu państwowego zwiększyć tego organizmu spoistość. Ale dziś nawet w państwach samowładnych i nawet za zamach na osobę panującego oddaje się winnego pod sąd. Kodeks żydowski, tak żarliwie broniony, wyższą daje kompetencję każdemu żydowi nad każdym gojem, niż nawet władcom monarchicznym, nie mówiąc już o konstytucyjnych. Czym są sądy okręgowe, izby sądowe, ministerja sprawiedliwości i senaty wobec prostego żydka, któremu jakiś goj zawadza!
4) Goj badający zakon winien śmierci.
Powiedział rabbi Jochanan: goj studjujący zakon winien śmierci (Sanhedryn 59a).
W zestawieniu z przepisami powyższemi orzeczenie rabina Jochanana w Talmudzie Babilońskim jest zupełnie zrozumiałe. W niemieckim przekładzie ks. Pranaitisa „Christianus in Talmude Judaeorum” ks. dr. Józef Deckert przytacza charakterystyczne orzeczenie z Dibbre Dawid § 37: „Zakomunikować coś nieżydowi o naszych stosunkach religijnych równa się zabiciu wszystkich żydów, bo gdyby nieżydzi wiedzieli, czego o nich uczymy, toby nas pozabijali” (Das Christentum im Talmud der Juden, str. 122, w przypisku 151).
Strack, obrońca żydów, powiada, iż zgadzanie się żydów z przepisem tradycji traktatu Chagiga 13a „ain mosrin duwre torah legoj”, co przytacza tylko po aramejsku a co znaczy: „nie wyjawia się nauki zakonu gojowi”, mogło żydów nawet skłaniać do tego, iż sprzeciwiali się spisywaniu Talmudu (Einleitung in den Thalmud, str. 53). Nakaz trzymania w tajemnicy swych nauk żydzi wyprowadzali z Psalmu CXL VII, 19 — 20: „Objawił swe słowo Jakóbowi, Izraelowi swe przepisy i prawa, żadnemu narodowi (goj) tego nie uczynił i swych praw im nie wykładał”. Ale ustęp ten da się rozumieć, że żydzi w drodze łaski otrzymali „objawienie”, a inne narody go nie otrzymały. Chrystjanizm także mniema, że Bóg objawił mu pewne rzeczy; ale chrystjanizm tym motywuje swoje prawo apostolstwa, gdy żydzi swoje prawo ukrywania zakonu. Toteż tu możemy przejść od przepisów o zabójstwie do przepisów o morderstwie, czyli zabójstwie z premedytacją. Przepisy te dotyczą zdrajców żydowskich.
5) Donosiciela żydowskiego wolno zamordować.
Można donosiciela żydowskiego (moser) zabić, wszędzie, nawet obecnie. Wolno go zabić, nim doniesie. Skoro tylko powiedział, że chce komuś szkodzić na życiu lub majętności, choćby szkoda była mała, sam na siebie wydał wyrok śmierci. Trzeba go jednak przestrzec i powiedzieć: nie wyjawiaj. Gdyby jednak odparł czelnie: nie, jednak wyjawią, należy go zabić, a kto pierwszy to uczyni, ten większą bądzie miał zasługę (Choszen Hamiszpat § 388 art. 10).
Grożenie śmiercią za zwrócenie się do władz w sprawach majątkowych jest szantażem bandyckim. Mamy tu wyraźny nakaz takiego szantażu. Przepis ten znajduje się w Szulchan-Aruchu, kompendjum talmudycznym Józefa Karo (1488 — 1577), a więc należy już do czasów nowożytnych, aczkolwiek odpowiada duchowi epok poprzednich. Bez sądu, bez rozważenia tej „małej szkody” wolno każdemu takiego człowieka zabić, a pilniejszy w tym bardziej będzie zasłużony.
6) Zdrajcę można sprzątnąć podstępnie.
Jeżeli nie ulega wątpliwości, że ktoś trzykrotnie zdradził żydów, lub stał się przyczyną, że ich pieniądze (!) przeszły do akumów, starać się należy o sposób i radę mądrą, by go sprzątnąć (Choszen Hamiszpat § 388 art. W).
Cenzura średniowieczna usuwała z tekstów żydowskich wyrazy „goj” (poganin), „nokhri” (wróg) i „aboda zara” (cudzy kult), zastępując je sztucznym słowem „akum”, utworzonym z pierwszych liter wyrazów następujących: „abode kokabim umazzalot”, „czciciele gwiazd i znaków zodjaku” (porów. Strack Einleitung in den Thalmud, str. 34 w dopiskach). Strack tłomaczy „gwiazd i gwiazdobiorów”, inni „gwiazd i planet”; ale sądzę, że ma słuszność Gustaw Marx w „Juedisches Fremdenrecht” (str. 22 w przypisku) tłomacząc „znaki zodjaku”, aczkolwiek literatura rabinistyczna przez „mazzalot” rozumiała także planety (p. Riehm, Handwoerterbuch des biblischen Altertums, wyd. 2-gie, str. 1574), choć słowo to mogło oznaczać także 28 stacji księżyca (p. Schiaparelli, Die Astronomie im Alten Testament, str. 72). Cenzorom średniowiecznym o to chodziło, aby uniemożliwić mniemanie, iż owe przepisy mogłyby się stosować do chrześcijan. Nie na wiele się to przydało, gdyż śród innych nazw mamy dla krzyża w literaturze talmudycznej także „kokab”, „gwiazda”, albowiem istniały i istnieją dotąd krzyże z promieniami, oparte na sierpie księżyca, a nawet otoczone wieńcem gwiazd (porów. Bohdana Janusza „Zdobnictwo ludowe w okolicach Lwowa” w N* 9 warszawskiej „Ziemi” z 1. III 1913, wiz. 22 i 25). Wrażliwość żydów jest na to tym większa, iż zachowali dużo śladów starożytnego kultu astralnego. — Przepis powyższy razi swą potwornością tym bardziej, iż zaleca morderstwo z premedytacją w sprawach pieniężnych. Uwzględniając przepis poprzedni, będziemy mieli, że za trzykrotną „małą szkodę” czeka śmierć skrytobójcza.
7) Koszty sprzątnięcia zdrajcy żydowskiego.
Na koszty, które poniosła gmina celem usunięcia zdrajcy, musi łożyć każdy (Choszen Hamiszpat § 163 art. 1).
Przepis ten w świetle kodeksów karnych całej Europy da się scharakteryzować tylko jako zmowa zbójeck a. Takie zmowy zbójeckie dotąd istnieją. Wspomniałem na str. 36, że jesienią 1913 r. w Piotrkowie toczył się proces karny przeciwko żydom lichwiarzom, którzy sfałszowali weksle na imię zmarłego Michała Rogowskiego, obywatela ziemskiego, że dla steroryzowania adwokata Chądzyńskiego, występującego z powództwem cywilnym, utworzyła się w Łodzi tajna organizacja żydowska „20 przysięgłych żydowskiej ochrony duchownej” i że nadesłano owemu adwokatowi wyrok śmierci. Dlatego, jak się pokazuje, słusznie ks. J. B. Pranaitis przytoczył następujący ustęp z Talmudu jako wymierzony także przeciwko chrześcijanom:
8) Topienie ludzi dla żydów niebezpiecznych.
Heretyków, zdrajców i odstępców należy strącać (do studni) a nie wyciągać
(Aboda Zara 26b).
W Choszen Hamiszpat § 388 art. 16 jest także nakaz, by cała gmina składała się na sprzątnięcie niemiłego dla żydów człowieka. Wogóle cały ten paragraf jest nadzwyczajny a o podstępnym strącaniu do studni także nie zapomina. Niesłychana perfidja przenika wszystkie te postanowienia.
9) Sprzątanie niedowiarków żydowskich.
Niedowiarków (apikorsim — epikurejczyków) Izraela, tych mianowicie, co odpadli do kultu akumów, co grzeszą przez zuchwałość, także tych, którzy spożywają mięso padliny i ubierają się niecnie, jako że są to prawdziwi epikurejczycy, także tych: którzy nie uznają Tory i Proroków, wszystkich tych trzeba zabijać, kto ma władzę zabić ich, niech zabija jawnie, mieczem, jeśli nie, to niechaj sięga do podstępów, aż zginą. Jeśli np. widzi, że jeden z nichwpadł do studni, w której znajduje się drabina, niech wyciągnie ją szybko i powie: muszą synowi pomóc zejść z dachu, ale zaraz ci ją odniosą {Choszen Hamiszpat § 425 art. 5).
Aboda Zara 26b każe tak mówić: robię to, aby bydło moje nie wpadło; jeżeli nad otworem był kamień, to nałożyć go i powiedzieć: robię to, aby bydło moje przejść mogło (p. Deckert j. w. str. 125). Podobny przepis znajduje się w Jore Dea § 158 art. 2 Hagah. Mamy tu nadzwyczajny cynizm!
10) Zajadłość rabinów uczących tępienia.
Rzekł rabbi Eliecer: Amhaareca można przebić nawet w Dzień Sądny, gdy przypadnie w szabas. Rzekli uczniowie rabbiego, powiedz raczej, zarżnąć. A ten na to: bynajmniej, gdyż przy zarzynaniu trzeba odmawiać modlitwą zwykłą, a przy przebijaniu nie jest potrzebna modlitwa (Pesachim 49b).
Amhaarec (am ha arec) znaczy dosłownie: lud ziemi. To znaczenie ma w Biblji. Ale w Talmudzie oznacza raz plebejusza, to znowu nieżyda. — Strack, obrońca Talmudu i żydów, zarzuca Rohlingowi „nieuctwo nie do wiary” (unglaubliche Unwissenheit), iż w tym ustępie wyraz „am ha-arec” przetłomaczył „nieżyd”; chce, aby tłomaczyć „nie znający zakonu” (Gesetzunkundiger) i na poparcie przytacza werset z ewangielji Jana VII, 47 (pomyłka druku, powinno być: VII, 49): „ho ochlos hutos ho me gignoskon ton nomon”, „ten gmin. który nie zna zakonu”. Zestawienie jest dowcipne (Einleitung in den Thalmud, str. 50). Ale ten sam Strack, wydając oryginał i przekład traktatu Miszny „Aboda Zara” (Lipsk 1909), dodaje w tytule „Goetzendienst” (bałwochwalstwo). Tymczasem „aboda” znaczy „kult” albo „służba”, a „zara” znaczy „cudzy”. Strack uczynił to umyślnie, aby nikt nie mógł mniemać, że przez „cudzą służbę” rozumie się chrystjanizm. Tymczasem Loewe w swym tłomaczeniu Szulchan-Aruchu robi uwagę „Nichtjuden — die Rede ist hier, so wie ueberall, natuerlich von Christen”, „Nieżydzi — mowa jest tu, jak wszędzie, naturalnie o chrześcijanach” (2-gie wydanie 1, 213). — Strack, przytoczywszy część pierwszą powyższego ustępu, zapewnia, iż tej „jaskrawości wschodniej”, występującej w słowach rabina Akiby, wcale nie należy brać dosłownie. Ale nie przytoczył ani jednego zdania z Talmudu na poparcie swego mniemania, bezwarunkowo gołosłownego. Przeciwnie, dosłowność idzie w Talmudzie tak daleko, że nie potrzeba zmywać rytualnie rąk wodą, ale można piaskiem, ponieważ nie jest napisane „obmyję wodą” (Berachot 15a). Liczne przykłady, które zostaną przytoczone później, wykażą, że formalistyczna dosłowność jest podstawą Talmudu, gdyż wiąże się z żydowską magją religijną. Raczej w wyrażeniach oględnych kryje się niekiedy fatalna zdradliwość, co wykaże cytata następna:
11) Mordowanie zwierząt ludzkich.
Rabbi Jehuda zaczął płakać. Rabbi Symeon rzekł do niego: Dlaczego płaczesz? Rabbi Jehuda odpowiedział: Płaczą nad losem ludzi, którzy żyją jak zwierzęta i którzy nie wiedzą, że byłoby dla nich lepiej nie istnieć. Biada światu, gdy ty, mój Mistrzu, wzniesiesz się z niego; albowiem nie bedzie już nikogo, któryby tajemnice wykładał i wyjaśniał. Rabbi Symeon odpowiedział mu: Przysięgam na twe życie, że świat został stworzony tylko dla towarzyszów, poświęcających się studjowaniu zakonu i znających tajemnice. Toteż słusznie całkiem towarzysze przyrównali nieuków, dążycych złą drogą, do zwierząt, których wolno karać (!) nawet podczas dnia wielkiego wybaczania, a dzieci ich uznali za bękarcie (Zohar II 89b).
Tłomacz francuski robi tu odsyłacz i w przypisku każe tekst ten porównać z tekstem traktatu Pesachim 49b. (Sepher ha-Zohar, Le livre de la splendeur, tłom. Jean de Pauly, t. III, 364). A więc „dniem wielkiego wybaczania” będzie Dzień Sądny, względnie Dzień Pojednania, zaś „karaniem” będzie ukazane przez rabina Akibę „przebijanie”.
- ZŁODZIEJSTWO.
1) Majętności gojów są rzeczą niczyją.
Majętności gojów są jako pustynia, kto je pierwszy zajął, pierwszy ma do nich prawo (Baba Batra 54b).
To samo głosi Choszen Hamiszpat § 156 art. 5. Jest to podstawowe pojęcie żydowskie o własności cudzej, czyli gojowskiej. Żydzi, kupując nawet majętności gojów, rozumieją, że je „niejako wyzwalają”, „ratują” z rąk gojowskich (Tosefta, Aboda Zara I, 8).
2) Dwór goja dworem żyda.
Na dwór goja patrzy się, jak na zagrodą dla bydła, wolno (w szabas) przenosić s domu do dworu i z dworu do domu; lecz jeśli w owym dworze mieszka jeden żyd” to on sprawia, iż przenosić rzeczy niewolno, albowiem dwór uważa się jakby za jego własność (Tosefta, Erubin VIII, 1).
Traktat Erubin (Zmięszania) uczy żydów, jak obchodzić zakaz religijny wszelkiej pracy w szabas. Wolno bowiem załatwiać pewne czynności w obrębie swego gospodarstwa. Dlatego robi się „zmieszanie”, „mięsza” się kilka gospodarstw w jedno, niekiedy całe ulice, łącząc poprostu domy deską poprzeczną, albo całe miasta, okalając je drutem. Jest to tak zwany popularnie „ejruw”, właściwie „erub”. Miszna w Erubin VI, 1 głosi, że jeżeli we dworze mieszka goj, to „zmięszanie” nie jest możliwe. Ale już w tejże Misznie rabin Eliecer wytłomaczył, że tylko wtedy „zmieszania” robić nie można, jeśli w nim żyje dwóch żydów, przeszkadzających sobie wzajem. Tosefta jednak uznała, że na dwór goja można patrzeć, jak na zagrodę dla bydła; inne teksty także uważają goja za bydlę („Wy nazywacie się ludźmi, ale goje nie nazywają się ludźmi”, p. Keritot, 6b u ks. Pranaitisa w „Christianus in Talmude Judaeorum”, str. 59). Żydzi pewnego terytorjum z ludnością mięszaną uważają całe to terytorjum za swoją własność, którą w sposób rozmaity eksploatują i nawet innych żydów nie wpuszczają (p. Brafman, Kniga Kahała, str. XXIV). Aż zbyt często uniżony faktor obywatela ziemskiego, wyręczający go we wszystkim, staje się sekretarzem zaufanym a w końcu właścicielem majątku. Gdyby tacy panowie znali Talmud, może drgnęłoby w nich przeczucie ostrzegawcze na widok pierwszego żyda, który, nizko się kłaniając, stanął u bramy dziedzińca. Niech wspomną, ile to razy role potym się zamieniały: żyd rozpierał się w ganku, a obywatel znikał za bramą.






