Lichwiarze Ziemią

Powiał taki wiatr w polskim narodzie, że każdy w życiu swojem tak powinien pracować, aby nie tylko jemu samemu, ale wszystkim ludziom w polskim kraju lepiej było. Dawniej, jeżeli kto zajmował się sprawa, publiczną, to starał się przede wszystkiem uzyskać korzystne prawa dla siebie i swojego stanu, ale wnet okazało się, jak zgubną była taka droga; — bo jedna połowa naszego narodu, posiadła prawo, przywileje i rządy, a dla drugiej, o wiele liczniejszej, nic nie zostało. Stąd wynikło wśród Polaków niezadowolenie i spory, stąd znalazła u nas grunt rozkładająca nasze społeczeństwo robota galicyjskich socjalistów i innych wykonawców pruskich życzeń. Zmieniło się już o wiele na lepsze, odkąd że powstało w całej Polsce Stronnictwo Demokratyczno-narodowe, którego hasłem jest pracować i zdoby­wać prawa nie dla jednego stanu, ale dla wszystkich mieszkań­ców polskiej ziemi. Ale i najlepsze prawa mało przyniosą po­żytku, jeżeli w kraju naszym ciągle ma panować matka-nędza j ojciec-niedostatek. Dlatego Stronnictwo Demokratyczno-naro­dowe z całych sił pracuje nad tern, aby wyrzucić tę nędzę i nie­dostatek z kraju i zaprowadzić dobrobyt, aby jednem słowem stworzyć bogactwo krajowe. (Galicja jest krajem rolniczym; z liczby wszystkich mieszkańców jest cztery piąte części rolni­ków, a tylko jedna piąta część ludzi z innych stanów. Dlatego rolnik jest najważniejszą częścią narodu i od niego zależy bo­gactwo krajowe. Jeżeli włościanin jest biedny, to biedny jest cały kraj, jeżeli włościaninowi dobrze się powodzi, to i w kraju całym panuje dobrobyt. Tak więc, aby stworzyć u nas dostatek, nałoży zaczynać od włościan i ze wsi przede wszystkim usunąć nędzę.

Podstawą dobrobytu włościanina jest ziemia. Ludzie nie darmo

nazwali ja matką i żywicielką narodu, wykarmiła już ona nie jedno pokolenie, ani dwa; ludzie od początku dziejów żyją, bladną się do grobu i znów się rodzą, a wszystkich karmi zie­mia jak dobra matka swoje dzieci. A bogata jest ona, jak nikt na świecie — oprócz Boga, bo jej nigdy nie zabraknie, dopóki świat stać będzie.

Polski lud od wieków uprawia ziemię i dlatego ta ziemia jest dla włościanina czemś więcej, niż karmicielką. Wie każdy z nas, że na jego zagonie kładł skibę jego dziad i pradziad, że ten pra­dziad zostawił w tej ziemi dużo swojego potu, a może i krwi, kiedy bronił jej przed najeźdźcą, że on wreszcie i kości swoje do tej ziemi złożył i czeka spokojnie sądu ostatecznego, bo jest pewien, że jego wnuki nikomu nie dadzą hańbić ziemi praoj­ców. Ziemia jest częścią istoty polskiego chłopa, bo nikt nie zżył się z ziemią tak dalece, jak my włościanie. Chłop polski wczuł się duszą w ziemię polską i serce z nią zaślubił. Dla­tego odczuwa każde tętno jej bujnego życia i nawzajem swoje myśli powierza tej wspólnej matce. Zważcie tylko, ile myśli i porywów zostało złożonych do naszej ziemi od czasu, kiedy naród polski począł istnieć! Na świecie jest tak, że nic nie może zaginąć; najdrobniejsza rzecz, a nawet taka niewi­doma, jak myśl ludzka, musi pozostać aż do końca świata tam, gdzie powstała. Myśl jest wypływem naszej duszy, jest zatem częścią naszej istoty. Jeżeli więc tyle pokoleń polskich myśli swoje kładło w ziemię, to ta ziemia kryje teraz w sobie część istoty polskiego ducha, który nam każe pracować nad stworze­niem swojego państwa. Bo w tej szarej skibie złożone zostało wszystko to, co nie zostało napisane w książkach. Dlatego wło­ścianin kocha polską ziemię, chociaż czasem sprawy sobie nie zdaje z tego, dlaczego ją kocha. Ale czuje dobrze każdy, że na tej ziemi polskiej jest jego Ojczyzna; i dlatego były u nas Ra­cławice, były Maciejowice i Kościuszko był hetmanem chłopskim. Dlatego dzisiaj Prusak pieni się i zęby sobie łamie, a ziemi polskiej ani kawałka ugryźć nie może. Bo Polak na swoim zagonie jak pies się położył, gotów bronić swej Ojczyzny do ostatka sił.

A ta ziemia nic, jest niewdzięczna. I za staranie o nią od­płaci nam zawsze zwiększonym plonem. To też włościanin prę­dzej sobie pożałuje, a. nie pożałuje kosztów na lepszą uprawę ziemi. I nauczyliśmy się już teraz po wsiach gospodarować o wiole lepiej, aniżelisimy umieli przed laty. Więc i dochody jakie nam dzisiaj daje ziemia — są o wiele większe, niż da­wniej bywało.

Ale choć lepiej teraz gospodarzymy, lepiej, staranniej zie­mię uprawiamy, i umiemy lepiej się z nawozem obchodzić, lepsze odmiany zboża mamy, i więcej uprawiamy roślin pa­stewnych, a i zbyt teraz na nabiał, na jaja, na bydło i świnie, lepszy niż przed laty, przecie po dawnemu bieda po wsiach nas gniocie. Bo choć ziemia więcej daje, ale tej ziemi ma chłop coraz mniej.

Bo ludzi ciągle przybywa, ale ziemi nie przybywa. Coraz ciaśniej ludziom po wsiach. Dzisiaj połowa gospodarzy w na­szym kraju ma mniej niż po trzy morgi. Z tego nie wyżyje. Jakby nie zarobki w Prusach i Ameryce, toby większość wło­ścian naszych nie mogła związać końca z końcom.

Ciasno włościaninowi na jego zagonie, Więc się stara on jak tylko może dokupić ziemi, żeby swoje gospodarstwo po­większyć.

Stosunki ułożyły się u nas w ten sposób, że coraz więcej właścicieli folwarków wysprzedają swe grunta zupełnie, lub częściowo na parcelację. Mimo to coraz trudniej jest dziś gospo­darzowi nabyć tyle ziemi, wieleby mu było potrzeba, bo zie­mia jest coraz droższa. W wielu okolicach ceny ziemi podniosły się za ostatnie lata w dwójnasób, tuk, że cały z niej dochód nie starczy na spłacenie ceny kupna, Żeby zapłacić na czas umówioną cenę kupna, niejeden gospodarz musi zadłużyć ojcowiznę, że się przez cało życic z tych długów nie wydobędzie. A wielu to z tych, co nabyli grunta przy parcelacji, musi po­tem na lat kilka opuścić gospodarstwo, dom, rodzinę, żeby je­chać do Ameryki po zarobek, boby inaczej nie podołali spłacić tak wysoką cenę, za jaką kupili ziemię!

Toż płaci się dzisiaj nierzadko 1.o00, 2.000 i więcej koron za morgę ornego gruntu,

Wiec też rzadko kto może dziś dokupić się tyle ziemi, wiele mu naprawdę potrzebę.

Włościaninowi potrzeba tyle ziemi, iżby mógł z niej do­statecznie wyżywić siebie i swoją rodzinę. Każdy przecież woli pracować na zwojem niż na zarobki chodzić. Włościanin dlatego stara się kupować ziemię, aby mógł być samodzielnym gospodarzem na swoim grunc i e. Cóż kiedy dzisiaj nie można nawet marzyć o tem, aby włościanin mógł kupić większą ilość gruntu, bo ziemia jest za­nadto droga.

Ale zastanowić się wypada, dlaczego u nas ziemia jest taka droga? Powiedziałby kto, że może niezwykle obfity plon wydaje. Gdzie tam. Kto bywał na robotach w Prusach, ten wie, że tam jest urodzaj o wiele lepszy niż u nas, a jednak ziemia jest tam tańsza.

A może włościanie nie mają, gdzie pieniędzy podziać i dla­tego przepłacają grunta? I to nieprawda. Bo gdzie kto widział u nas włościanina, który by za dużo miał pieniędzy. U nas mają się rzeczy całkiem przeciwnie, bo włościanin, aby mógł kupić kawał gruntu, musi naprzód pojechać do Ameryki i tam przez kilka lat twardo pracować i dobrze grosz cisnąć, aby mógł sobie przywieźć trochę gotówki do kraju. Dlaczegóż więc potrzeba tyle płacić za morgę ornej gleby?

Otóż ziemia jest u nas, dlatego taka droga, ponieważ włościanie nie kupują jej bezpośre­dnio od właściciela, ale od spekulanta parcelacyjnego. Największem chłopskiem nieszczęściem była da­wniej żydowska lichwa pieniężna. Starsi ludzie pamiętają, ilu to gospodarzy tamta lichwa puściła z torbami. Ale dzisiaj powstała inna lichwa, lichwa ziemi, która kto wie czy nie więcej złego zrobić może, niż tamta. Tamta lichwa była ustawą zabro­niona i dlatego praktykowana była w sposób skryty — lichwa ziemi występuje jawnie, bo niema na nią prawa. Tamta lichwa brała ludzi na setki i najwyżej tysiące, ta lichwa bierze ich na miliony.

Co to jest lichwa ziemi?

Lichwa ziemi jest, to spekulacja parcelacyjna, a lichwiarzem ziemi jest spekulant parcelacyjny. Spekulantem parcelacyjnym może być każdy człowiek prywatny, lub też instytucja bankowa.

Obywatele ziemscy sprzedają swoje folwarki z rozmaitych przyczyn, raz dlatego, że — jak myślą — lepiej jest pieniądze, otrzymane za sprzedaną ziemię włożyć do kasy i żyć z procen­tów w mieście, albo dlatego, że nie wychodzą dobrze na go­spodarstwie. Najczęściej powodem sprzedaży są długi. A. już najchętniej sprzedawane bywają folwarki na parcelację, bo tylko w ten sposób można wziąć najdrożej od morgi. Jeżeli więc gdziekolwiek oświadczy właściciel folwarku, że gotów rozpar­celować cały majątek, albo pewną ilość morgów, natychmiast' zgłaszają się miejscowi i dalsi gospodarze do kupna. Ale wło­ścianie nie mają tyle pieniędzy, żeby od razu zapłacić wszystko. Zapłaciliby może czwartą część, a najwyżej połowę należytości; resztę trzeba dopożyczyć. Szukają tedy kredytu, ale nie tak to łatwo znaleźć tani i dogodny na spłaty kredyt. A właściciel chce od razu całej ceny gotówką, bo zawsze przecie na grun­tach folwarcznych cięży jakikolwiek dług, więc choćby miał najlepszą wolę, nie może parcelować majątku, dopóki nie spłaci długu. Cała sprawa w takim wypadku wikła się i ugoda staje się coraz trudniejszą. Wówczas przychodzi spekulant, ofiaruje właścicielowi nawet cokolwiek wyższą sumę, niż włościanie i — co najgłówniejsze — zapłaci wszystko od razu, tak że właściciel za jednym zamachem zbywa się wszystkich kłopotów. Nic też dzi­wnego, że folwark kupuje spekulant, albo spółka spekulantów.

I teraz dopiero puszcza się w nich całą maszynę, która jest obliczona na głupotę ludzką. Spekulanci organizują całą sforę naganiaczy, którzy najczęściej w karczmie przy wódce starają się podbijać cenę ziemi, ile możności wysoko, opowiadają zmyślone historye, że obcy ludzie chcą koniecznie tę ziemię kupić i płacą o wiele drożej, niż miejscowi, tylko nie wiedzą, czy ci miejscowi, jeszcze drożej nie chcą zapłacić.

Zapotrzebowanie ziemi jest u włościan wielkie. Tymczasem spekulanci nigdy nie parcelują folwarku od razu, tylko częściowo, tak aby w stosunku do kupujących było ziemi zawsze za mało. Robią to oni w tym celu, aby później, gdy zgłosi się większa

ilość chętnych na kupno gospodarzy, można było podbijać zie­mię w cenie. W ten sposób ci, co się później do kupna zgła­szają, drożej milszą zapłacić, bo — jak twierdzą handlarze — wszystko już rozebrali ludzie, a i na to, co jeszcze zostało, są kupcy, kto więc drożej zapłaci, ton dostanie grunt — i to z protekcji.

Tutaj płatni naganiacze mają znów pole do popisu. Wia­domo bowiem, że nie każda parcela podoba się kupującym w je­dnym stopniu. Jeden woli to, drugi owo. zależy od położenia i jakości gruntu. Ale źle jest, jeżeli jedna parcela podoba się kilku gospodarzom naraz. Wówczas najlepiej wychodzi na tem spekulant, bo kupujący przelicytowują się w podbijaniu ceny, a ten który ostatecznie parcelę kupi, zapłaci za nią tyle, że później za głowę się bierze ze zdziwienia, gdy rozważy to wszy­stko trzeźwym rozsądkiem, A wszystko to czyni zazdrość i upór. Niema na to lekarstwa, gdy się włościanin zatnie; wówczas traci swój zdrowy rozum i gotów jest zrobić największe głupstwo. Gdyby tam tylko głupstwo, toby nie było jeszcze nieszczęścia, ale zazdrość zawsze zagrzebie dobrą sprawę, a często i człowieka zniszczy.

Ale najbardziej pociągającą rzeczą dla włościan jest to, że spekulant daje im ziemię na kredyt. Jest to przynęta nasta­wiona na chłopa; skoro tylko ten da się złapać, to już siedzi w kieszeni spekulanta przez całe życie, choćby nie wiedzieć, jak pracą forsował. Zamiast powoli zwracać kapitał, jest zaledwie w sta­nie roczny procent wyrównać. W ten sposób swoją zapobiegliwością i krwawą praca karmi spekulanta i na swoim własnym gruncie jest tylko żydowskim parobkiem.

A dlaczego to tak jest? Otóż dlatego, że nie mają włoś­cianie dość gotówki na to, aby kupować ziemię wprost z pierw­szej ręki od większych właścicieli' ziemskich, więc muszą kupo­wać ziemię na kredyt od spekulantów, handlarzy ziemią, co skupują folwarki na to, żeby je rozparcelować włościanom dwa razy drożej aniżeli kupili. A włościanin musi płacić spekulan­towi za grunt, co ton jeno zechce. Bo włościanin bierze ziemię od spekulanta na kredyt, więc jest jakby na laskę i niełaskę jego zdany. To też spekulant drze chłopa, wiole jeno m I ma on różne na to sposoby, żeby włościanin nie spo­strzegł się nawet, jak go spekulant złupi.

Najczęściej spekulant, ledwo weźmie od gospodarza nie­wielki zadatek, choćby, 50 koron za morgę, wprowadza go w po­siadanie gruntu na podstawie ustnej tylko umowy lub co naj­wyżej prywatnie spisanych punktacyj.

Zdawałoby się na pozór, że w tern niema nic złego, że owszem spekulant parcelacyjny jest grzeczny dla ludzi i tylko tak z dobrego serca nie robi gospodarzom trudności w objęciu ziemi w posiadanie.

A tymczasem to wszystko jest dobrze obmyślane i ma swój cel. Jaki? — Ano — do zdarcia chłopskiej skóry służący. Od czegożby handlarz nazywał się spekulantem? Taki człowiek spe­kuluje nawet wtedy, gdy śpi.

W tym wypadku wyspekulowali spekulanci następujące korzyści — oczywiście nie dla włościan, tylko dla siebie. Przede wszystkiem cel jest ten, że na takich warunkach wzmaga się konkurencja między kupującymi, bo wtedy ilość stojących do kupna jest. większa, a temsamem i współzawodnictwo między nimi w ubijaniu się o ziemię silniejsze. Następnie włościanin, który wchodzi w posiadanie grantu, byleby tylko zadatek zło­żył, godzi się nie tylko na wyśrubowaną, lecz także i na ogromne, procenta od reszty ceny kupna.

Kontrakty z nabywcami spisuje handlarz bardzo późno, mniej więcej w rok po wprowadzeniu włościan w posiadanie gruntów. Gdy bowiem nie zostały jeszcze zawarte prawne kontrakty, można ponowić targi, jeżeli tylko zgłosi się jakiś nowy nabywca i odstąpić pole temu, kto więcej zapłaci. W ogólności handlarz nie zawiera z włościanami kontraktu tak długo, do póki nie rozsprzeda wszystkich gruntów, przeznaczonych na parcelację. Tym sposobem zmusza niejako tych, którzy wcze­śniej do kupna się zgłosili, aby starali się o resztę nabywców.

Ale to wszystko jest mało, wobec tego, co już wyraźnie trąci kryminałem. Bo niemało dzieje się przy parcelacyi oszustw.

Oto jeden z wielu przykład jeden wypadek takiego oszustwa, jak spekulanci zdarli włościan.

Kupiła folwark tak zwana „cicha spółka" żydowskich spe­kulantów. Jeden z nich osiadł we dworze, niby jako właściciel.

Zawarłszy z sąsiednimi gospodarzami ustną umowę i po­brawszy od nich zadatki wprowadził ich w posiadanie kupio­nych gruntów. Włościanie zaorali i zasiali kupione parcele; aż przed żniwom, gdy już plon na pniu dojrzewa, zjawia się inny żyd z geometrą dla dokonania pomiarów. Pomierzył grunta, za­pisał wiele ma ściśle każdy z nabywców i poczyna obliczać, ile każdy z nich jest winien, ale za morgę liczy więcej, niż przed­tem się zgodzono. Włościanie protestują, ale to mało pomaga, bo żyd oświadcza, że go nic nie obchodzi, co tamten pierwszy robił i jak się z nimi ugodził, bo tamten nie jest właścicielem, Udko zarządcą. Jeżeli zaś chłopi nie chcą postąpić w cenie, to mogą odstąpić od interesu. Ale włościanom, którzy już porobili wielkie wkłady w kupione grunta, trudno jest rozstać się z in­teresem i dlatego po długich targach przystali w końcu na wyższą cenę. Ale nie koniec na tein. Kiedy przyszło do spisania kontraktów, okazało się, że i ten drugi żyd nie był właścicielem i znowu musieli się włościanie na nowe podwyższenie ceny zgodzić.

Wszystkich oszustw, jakie się zdarzają i na wołowej skó­rze by nie spisał.

Tak więc zamiast tego, co by ten ruch parcelacyjny, który coraz silniej w naszym kraju się rozwija, (rozparcelowano już około 200.000 morgów ornej ziemi) miał wyjść na pożytek włościaństwu i krajowi, bogaci on dziś jeno spekulantów, z krzywdą włościan.

Zamiast, żeby z ziemi kótrz y stali przed o- w s z y s t k i o m ci, co na niej p r a c u j ą, t o j e s t w ł o­ś i a n i e, korzystają z nie j li and! a r ze, k t ó r z y Jar ymarczą tą ziemią bez oglądania się na dobro krajowe i przyszłość narodu.

Na parcelacyi robią spekulanci milionowe majątki, a kto te miliony płaci?

— Chłop.

Niedziwno też, że obecnie tylu się tych lichwiarzy ziemi namnożyło. Dziś kraj liczy ich na setki. Należą do nich żydzi i katolicy, Polacy i Rusini z różnych stanów. Osobliwie adwo­kaci ruscy bardzo gorliwymi są spekulantami parcelacyjnymi. To są pijawki, które wysysają chłopską krwawicę. Lichwiarze...

Ale nie tylko pojedyncze osoby wzięły się do tej spekulacji parcelacyjnej. Potworzyły się jeszcze tak zwane spółki albo banki paroelacyjne, które robią doskonało interesy na obdzieraniu chłopa.

Taki bank albo sam kupuje na własny rachunek folwark, żeby go z zyskiem rozparcelować między włościan. To jeszcze pół biedy. Ale gorzej jest, kiedy bank taki bierze folwark od właściciela tak zwaną „komisową parcelację" t. j. faktoruje w parcelacji. Umawia się on wtedy z właścicielem, że od ka­żdej korony, którą dostanie właściciel — otrzyma on 1 grosz faktornego. Oczywiście, żeby zarobić na tern, musi bank śrubo­wać jak najwyżej cenę ziemi. Bo na każdą koronę, co chce sam dla siebie' zarobić, musi wytargować od włościan dla właściciela 100 koron. A byle zarobkiem nie myśli się on zadawalniać.

Taki n. p. bank parcelacyjny we Lwowie, w którym rej wodzi p. Stapiński, generał stronnictwa ludowego, ma swojego kapitału wszystkiego 190 tysięcy koron. A czystego zysku miał w roku przeszłym od tych 190 tysięcy aż 100 tysięcy koron, tj. przeszło 52°/0.

Pięćdziesiątdwa od sta — toć to prawdziwa lichwa. Ale też za to w tym banku, który do roku parceluje ledwo 3—5 ty­sięcy morgów, ma trzech dyrektorów takie pensye, jakie biorą członkowie Wydziału krajowego, co w sześciu całym autono­micznym rządem naszego kraju kierują. A i „Przyjaciel ludu“ i redaktor jego p. Stapiński mają z tego banku parcelacyjnego nie mały pożytek.

Pan Stapiński w „Przyjacielu Ludu“ i na wiecach wy­myśla ciągle na obszarników, bo wie, że niejeden mu uwierzy, żo kiedy tak napada na szlachtę, to pewnie musi ogromnie ko­chać włościan.

A w Banku parcelacyjnym faktoruje p. Stapiński obszar­nikom, bo mu płacą za to, żeby jak największą dla nich wy­ciągnął od włościan za parcelowane grunta cenę. Byle interes szedł!

Każdy, kto się zastanowi nad tern, jaki obrót u nas parcelacya wzięła, to powie, że bardzo jest źle u nas i należy ko­niecznie poradzić coś na to, aby parcelacja poszła innym, le­pszym torem.

Radzić, ale jak?

Zanim jednak będziemy zastanawiać się nad temi środkami, które by skierowały parcelaoyę na pożytek kraju i ludu. postawmy sobie takie pytanie:

  • Jak powinna być parcelacja przeprowadzona, aby mogła iść na pożytek ludu i kraju?
  • Jaki pożytek ma nam przynieść parcelacja?

Odpowiedź na te pytania nasuwa się sama. Aby parcelacja przyniosła korzyść włościaństwu, należy ją tak prowadzić, żeby włościanie nie kupowali ziemi z drugiej ręki od speku­lanta, ale bezpośrednio od właściciela. Tylko w tym jednym wy­padku nie będą włościanie wyzyskiwani i będą płacić za ziemię tyle, ile ona jest warta.

Następnie dobro kraju tego wymaga, aby przy parcelacji włościanie mogli nabywać tyle gruntu wiele im potrzeba na to, żeby gospodarstwo mogło wyżywić rodzinę.

Dalej potrzeba, żeby włościanie mogli nabywać ziemię od folwarków nie tylko w najbliższym sąsiedztwie, ale i w dalszych okolicach. Bo są u nas powiaty, gdzie już całkiem niema ziemi dla parcelacji. Co mniejsze folwarki zostały tam już rozsprzedane, pozostały jeno majątki wielkich panów, a ci ziemi nie sprzedadzą. Więc w okolicach takich strasznie ciasno ludziom po wsiach. A natomiast we wschodnich powiatach naszego kraju mniej jest ludzi i jeszcze dużo jest ziemi do parcelowania, A i ziemia jest tam o wiele tańsza.

Więc trzeba pomóc, żeby ludność wiejska z tych powia­tów zachodniej Galicji, gdzie ziemia jest już zanadto droga, że jej się dokupić nie można, mogła kupować grunta w Galicji wschodniej, gdzie dużo jest jeszcze folwarków do rozparce­lowania.

Ale najpierwsza rzecz, to ta, aby obronić się przed spekulantami, bo ci czychają tylko na spo­sobność, aby obedrzeć chłopa ze skóry.

Na to jest jedna tylko rada, żeby włościanie mieli kredyt na kupowanie ziemi, żeby nie musieli nabywać jej od handlarzy ziemi, ale mogli kupować grunta wprost z pierwszej ręki od właścicieli folwarków.

Kredyt taki powinien dać włościanom kraj. Dzisiaj dosta­nie włościanin kredyt na tę ziemię, którą już ma. Ale nie do­stanie kredytu na ziemię, którą chciałby dopiero kupić, a taki właśnie kredyt na kupno ziemi, kredyt parcelacyjny jest ko­nieczny, żeby włościanin mógł kupować ziemię wprost od wła­ścicieli folwarków z pierwszej ręki i wyrwali się od wyzysku spekulantów. Kredyt taki dał włościanom naszym w Królestwie rząd moskiewski. A nasz polski Sejm nie dał go jeszcze nam tutaj w Clalicyi.

Dlatego głów nem żądaniem Stronnictwa Demokratye z u o - N a rodowego jest stworzenie taniego krajowego kredytu parcelacyjnego dla włościan.

Kraj nie potrzebuje na to nakładać żadnych nowych po­datków. W Banku krajowym są gotowe pieniądze. A jak tych pieniędzy będzie za mało, to może Bank krajowy wypuścić na ten cel specjalne listy kredytowe. Byle kraj zapewnił, że ci, co te listy będą brali, — otrzymają regularnie procent i w swoim czasie zwróci się im ten kapitał, który pożyczą Bankowi krajo­wemu — to napłynie za te listy kredytowe od Niemców i Cze­chów, którzy czekają jeno, komu by mogli swe kapitały na pro­cent pożyczyć, dość pieniędzy na to, żeby Bank krajowy mógł dawać co roku po kilkadziesiąt milionów koron kredytu wło­ścianom na kupno ziemi.

Ale nie dość tego. Trzeba jeszcze, żeby na lichwiarzy ziemi była ustawą przepisana kara.

Jak dla zwalczenia lichwy pieniężnej trzeba było obok kas reifeizenowskich, kas zaliczkowych i powiatowych kas oszczęd­ności, w których włościanin może dostać na tani procent po­życzkę — jeszcze i ustawy przeciwko lichwie, tak samo dla wy­zwolenia nas od wyzysku spekulantów parcelacyjny cli trzeba obok krajowego kredytu parcelacyjnego dla włościan, jeszcze i ustawy przeciwko lichwie ziemią, żeby spekulant, który, ku­piwszy folwark, sprzedaje potem włościanom grunta na kredyt  po cenach lichwiarskich, był karany jak każdy inny lich wiara. Jest to konieczne, żeby spekulant nie ubiegł zazwyczaj wło­ścian i nie kupił przed nimi folwarku, ofiarowawszy właści­cielowi coś więcej po nad to, co mu dawali włościanie. Bo taki spekulant jest przecie dużo obrotniejszy od włościan; w pól go­dziny dobije on interesu, z którym włościanie parę tygodni zwłó- Czyli. Jak tylko wyrachuje on sobie, że gospodarze się targują, ale kiedy zobaczą, że inaczej wcale nie dostaną ziemi, wtedy będą gotowi zapłacić za grunt i o półdrożej, aniżeli na razie dają, — to, nie zwlekając, podbije ich w cenie i folwark im sprzą­tnie z przed nosa, a potem będą mu musieli płacić za grunta, wiele jeno zechce.

Nie ma na to innej rady, tylko żeby była ustawa prze­ciwko lichwie ziemią, którabyustanowiłakary na niesumiennych spekulantów, co na handlu ziemią obdzierają włościan, sprzedając im grunta po cenach nad miarę wysokich, obałamuciwszy ich przez naganiaczy, albo za pomocą wódki, poczęstunków czy innym jakim sposobem.

Więc też stronnictwo domokratyczno naro­dowe domaga się obok kredytu parcelacyjuego jeszcze i takiej karnej ustawy przeciwko lichwiarzom ziemią.

A oprócz tego jeszcze stronnictwo dcmokratyczno- n aro d owe żąda, żeby kraj utworzył biura bez płatnego pośrednictwa parcelacyjnego.

W każdym powiecie sądowym powinno być takie biuro krajowe pośrednictwa parcelacyjnego, a nad wszystkiemu temi biurami powinien być przy Wydziale krajowym we Lwowie jeden główny zarząd. Biura te przyjmowałyby zgłoszenia za­równo od włościan chcących nabyć ziemię przy parcelacji, jak i od właścicieli folwarków, którzy chcą parcelować swoje grunta w całości, czy choćby tylko w części. Każde zaś biuro pośle natychmiast otrzymane u siebie zgłoszenia do zarządu głównego, który uwiadomi o nich wszystkie inne biura.

W ten sposób, jak do którego biura przyjdzie włościanin ze zgłoszeniem, że chciałby kupić tyle a tyle gruntu — to mu zaraz powiedzą w biurze, że w tym powiecie parceluje się taki

to folwark po takiej to cenie, gdzie indziej znowu po innej ce­nie, że tu są grunta ciężkie, a tam lżejsze, że tu można kupić grunt z łąka, a tam łąki nie ma i tak dalej; niech wybiera, gdzie woli kupić ziemię.

Biura takie są koniecznie potrzebne.

W tych okolicach, gdzie już mało jest folwarków do par­celowania, ziemia strasznie droga. Tak, jak jest dziś, nie ma na to rady. Każdy chciałby gruntu dokupić, ale go nie ma na sprzedaż. Więc jak tylko jest jaki kawałek ziemi do kupienia — to zaraz się zgłasza na niego dziesięcin amatorów. Jeden dru­giego przekupuje i cena ziemi idzie coraz więcej w górę. Co innego, jakby były takie biura krajowe bezpłatnego pośrednictwa parcelacyjnego, w których by każdy gospodarz mógł się dowie­dzieć o wszystkich, jakie gdzie są, folwarkach do parcelowania, to niejeden, co ma. tak drogo na miejscu za ziemię płacić, wo­lałby kupić ziemię, gdzie dalej, a za tańszy pieniądz; sprzedałby swoje gospodarstwo sąsiadom, a za to, co tu wziął za morgę, toby tam kupił 3 morgi.

I inna jeszcze bardzo ważna byłaby stąd korzyść.

Gospodarstwa drobią się coraz gorzej. Ojciec miał kilka­naście morgów, a dzieci siedzą każde na paru ledwo morgach. Ale co na to począć?

Rada byłaby na to, żeby zamiast dzielić grunta między wszystkie dzieci, jeden z synów wziął po ojcach gospodarstwo, resztę rodzeństwa spłacił, a tamci, żeby kupili sobie przy parce-nowe gospodarstwa.

Ale łatwo to tak powiedzieć — lecz wykonać trudniej. Bo trzeba nasamprzód, żeby ten, co weźmie po ojcach gospo­darstwo, miał gotowe pieniądze na zapłacenie rodzeństwu. To jedno. A dalej trzeba, żeby ci bracia, co wzięli spłatę, mogli zaraz za te pieniądze kupić sobie nowe gospodarstwa, bo jakby musieli czekać Bóg wie jak długo, aż gdzie w okolicy trafi się sposobność kupienia gospodarstwa — to im się tymczasem pie­niądze rozejdą. To drugie. A nareszcie trzeba, żeby każdy z braci, co otrzymał spłato, mógł bez wielkiego zachodu dostać pożyczkę na kupienie sobie gospodarstwa, bo to co dostanie ze spłaty nie wystarczy mu przecież, żeby mógł sobie kupić takie gospodar­stwo, jakie mieli ojcowie.

Nie pomoże nic narzekanie na to, że się gospodarstwa drobią, że coraz mniej po wsiach zasobnych w ziemię gospo­darzy, kiedy teraz muszą włościanie dzielić ojcowiznę, bo nie ma innej rady. Jak dzieci podzielą grunt po ojcach, to każdy ma przynajmniej własny dach nad głową. A jak się nadarzy okazja — to ten lub ów dokupi sobie gruntu.

Tak się to teraz u nas po wsiach dzieje i na razie inaczej być nie może. Ale jakby była możność, żeby, zamiast dzielić między dzieci gospodarstwo, ojcowie mogli je dać jednemu tylko, a reszta, dzieci, żeby mogła sobie kupić nowe gospodarstwa, to każdy ojciec by przecie wołał, żeby zamiast tego, co by miał na przykład 9 morgów podzielić między trzech synów i każdemu z nich dać ino po 3 morgi, żeby każdy z nich mógł mieć po 9 morgów, tyle co on sam miał.

Od pół roku mamy już nareszcie ustawę o włościach ren­towych i każdy może dostać pożyczkę rentową na to, żeby spła­cić rodzeństwo gotowym pieniądzem. Ale cóż tamci, co dostaną te spłatę, mają z sobą począć? Kupić sobie nowo gospodar­stwa? — ale czy akurat, w okolicy jest w tej chwili, gdzie ziemia do kupienia? Otóż na to są konieczne biura pośrednictwa parcelaoyjnego, żeby każdy, kto chce kupić sobie gospodarstwo, mógł każdej chwili zaraz ją sobie nabyć i wiedział: gdzie, po jakiej cenie i jaki grunt jest do nabycia.

Jak będzie krajowy kredyt parcelacyjny dla włościan na kupowanie ziemi, jak będą biura krajowe bezpłatnego pośredni­ctwa parcelacyjnego — to nie będą musiały się gospodarstwa nasze drobić i każdy z synów będzie mógł mieć takie same go­spodarstwo jak mieli rodzice, bo jeden będzie mógł wziąć go­spodarstwo po ojcach, a reszta będzie mogła sobie kupić, z parcelaeyi nowe nie mniejsze też gospodarstwa przy pomocy kre­dytu parcelacyjnego i krajowych biur pośrednictwa parcelacyj­nego. 1 w ten sposób nasz stan włościański będzie się w zamoż­ności i znaczeniu swemu w narodzie podnosił, bo będzie po wsiach coraz więcej zasobnych w ziemię gospodarzy, a nie jak dziś coraz więcej biedaków

Parcelacya wyjdzie wtedy na prawdziwy pożytek dla wło­ścian. a nie jak dziś na bogacenie jeno handlarzy, co ziemią kupczą, -— lichwiarzy ziemią.

Ale żeby parcelację na zupełnie dobrą drogę nawrócić, trzeba jeszcze jednego, trzeba, żeby kraj dawał na warunkach spłaty i po tanich cenach drzewo na budowanie się tym wło­ścianom, co sobie kupią grunta przy parcelacji, żeby na nich założymy nowe gospodarstwa. Bo przecież sama ziemia bez bu­dynków — to jeszcze nie jest gospodarstwo.

I żeby gospodarstwo było pożądane — trzeba od razu po­stawić stosowne doli budynki, tak by było i bydło i konie gdzie pomieścić, i stodoła żeby była dość przestronna i mieszkanie dla rodziny wystarczające. Ale drzewo na budowę jest coraz droższo, a w wielu okolicach dokupić się go prawie całkiem nie można.

To też stronnictwo demokratyczno-narodo­we żąda, żeby lasy rządowe przeszły na wła­sno ś ć k a j u, i żeby kraj porobił po powiatach składy taniego drzewa dla włościan, a tym, co się budować będą na kupionych przy parcelacji gruntach, wydawał drzewo na budowlo na warunkach spłaty ratami.

Teraz czas wyborów powszechnych. Choć sprawa parcelacji należy do Sejmu a nie do parlamentu, ale przecież wielu z tych, co się o nasze głosy teraz ubiegają jako kandydaci na posłów do parlamentu, zasiadają w Sejmie jako posłowie. A przytem każdy przecie, kto kandyduje do parlamentu, należy do ja­kiegoś stronnictwa, które ma swoich posłów i w Sejmie.

Do Sejmu nie ma jeszcze jednak wyborów powszechnych. Więc przy wyborach do Sejmu żadne stronnictwo nie będzie zważać tyło, co teraz przy wyborach powszechnych, na nasze chłopskie żądania.

Teraz jest czas powiedzieć czego chcemy, czego nam chło­pom potrzeba.

Teraz stosowna po temu chwila, żebyśmy się o to, czego nam trzeba, dopomnieli. Bo potem, ja., już wybierzemy posłów, będzie nie czas.

Więc powinniśmy powiedzieć kandydatom na posłów, co chcą, żebyśmy im swoje głosy dali. że będziemy na takich tylko posłów głosować, co nam przyrzekną, że albo oni sami, jeżeli są w Sejmie, albo ich stronnictwo będzie w Sejmie głosować:

  • żeby był dla włościan krajowy kredyt parcelacyjny,
  • żeby była ustawa karna przeciwko lichwia­rzom ziemią,
  • żeby były biura krajowe bezpłatnego po­średnictwa parcelacyjnego,
  • żeby sejm domagał się oddania przez pań­stwo lasów rządowych na rzecz kraju i żeby były potworzone krajowe składy taniego drzewa dla włościan.

Rząd moskiewski już od lat 20 ustanowił dla włościan w Królestwie kredyt parcelacyjny. A nasz polski sejm nie może się dotychczas na to zdobyć, żeby nam tu w Galicji, polskim włościanom dać kredyt na kupowanie ziemi.

To też w Królestwie nie ma tych lichwiarzy ziemią, co się ich u nas tyle namnożyło. I cena ziemi jest w Królestwie trzy razy mniejsza jak u nas. A wobec tego włościanie mogą tam kupować ziemię o wiele większymi kawałkami jak u nas. Boć naturalnie jak ziemia tańsza — to więcej je kupić można. W Kró­lestwie wypada przeciętnie, że ci, co dokupują grunta do ojco­wizny — kupują po 8 morgów, a ci co nowe sobie kupują go­spodarstwa — kupują po 14 morgów. A u nas w Galicji, że ziemia taka droga, że kraj nie dał nam dotychczas kredytu parcelacyjnego i musimy wobec tego kupować ziemię od spekulan­tów —lichwiarzy ziemią, co nas niemiłosiernie obdzierają, — to wypada przeciętnie, że ci, co dokupują gruntu do swoich go­spodarstw, kupują ledwo po nie całe 2 morgi, a ci, co kupują \ nowe gospodarstwa, kupują po 5 morgów.

Bracia włościanie, nie zaniedbajcie sposobnej teraz chwili, kiedy się z naszym głosem teraz liczyć muszą.

Jeżeli chcecie, żeby raz nareszcie ustala t a lichwa ziemią, co tyle nam szkody przynosi, jeżeli chcecie, żeby ziemia była tańsza i żeby k ż d y włościanin mógł nabyć gruntu t y 1 e, w i o le potrzeba na utrzymanie jego rodziny, dopomnijcie się teraz, żeby Sejm dał nam krajowy kredyt parcelacyjny, którego nawet moskal chłopu polskiemu nie poskąpił.

Sprawa kredytu parcelacyjnego dla włościan była już przed półtora roku traktowana w Sejmie.

Stało się to na skutek rozprawy, którą napisał uczony polski prof. Grabski o tym wyzysku, jaki włościanie cierpią od li­chwiarzy ziemią i w której tłumaczył, że jak kraj nie da kre­dytu włościanom, żeby mogli kupować ziemię przy paroelaoyi taniej, bez pośrednictwa spekulantów, to' wkrótce ziemia będzie taka droga, że cały nasz lud wiejski pod ciężarem długów zmarnieje.

Wydział krajowy wezwał prof. Grabskiego, żeby ułożył projekt tego kredytu parcelacyjnego tak, by mogli korzystać z niego naprawdę włościanie, a nie dostali go spekulanci, i żeby spekulanci nie mogli ubiec włościan w kupnie folwarków.

Opracowany przez prof. Grabskiego projekt przedłożył Wy­dział krajowy Sejmom do uchwalenia na zaprzeszłej sesji. Ale wszyscy, jacy są u nas w kraju spekulanci i lichwiarze zie­mią, jak zobaczyli, że koniec na nich przychodzi, wszczęli stra­szny hałas i nastraszyli szlacheckich posłów w Sejmie, że, jak kraj da włościanom kredyt parcelacyjny — to wkrótce szlachta całkiem zginie, bo włościanie przy pomocy kredytu wykupią od szlachty wszystkie folwarki.

Próżno tłumaczyło szlachcie paru rozumniejszych posłów, że przecie nikt nie zmusza szlachty do sprzedawania folwarków, że, jak który dobrze gospodaruje — to mu żaden uczciwy włościanin jego ziemi nie zazdrości, ale raczej zadowoleni są ludzie, że mają na folwarku zarobek. Ale jak który nie chce na ziemi gospodarzyć i sprzedaje swą ojcowiznę — to niech ta ziemia dostanie się do uczciwych rąk włościańskich, a nie spekulantowi-lichwiarzowi, co chłopów niemiłosiernie obdziera. Nikt nie chce wyrzucać szlachty z ich majątków, ale o to chodzi, żeby włościanie mogli się wyzwolić od wyzysku i zdzierstwa lichwiarzy — handlarzy ziemią, żeby mogli ziemie taniej kupować i kupować ją w większych ilościach, wiele im naprawdę dla wyżywienia rodziny potrzeba. Kraj nasz jest rol­niczy; dobrobyt całego naszego kraju stoi przecie na włościa­nach; więc jak włościanie będą się mieli lepiej to i cały naród będzie szczęśliwszy. Ale cale to tłómaczeme nie wiele poma­gało. Bo szlacheccy posłowie się tak nastraszyli o swoje folwarki, że nie sposób im było trafić do rozumu. Wołali oni jedno tylko, że kredyt parcelacyjny, to „sieczkarnia na folwarki". A przy tern myśleli sobie jeszcze: jak przy pomocy kredytu parcelacyjnego włościanie będą kupować ziemię taniej, to będzie panom trudniej o robotnika. Bo bardzo wielu gospodarzy, co teraz mają za mało gruntu i muszą chodzić na robotę do folwarku, dokupi sobie tyle ziemi, że nie będą już potrzebowali się oglądać za zarobkiem, i kiedy dzisiaj włościanie tak strasznie drogo kupują ziemię, że się po­tem ledwo mogą z długów wypłacić, te choć który kupi gruntu więcej, musi się oglądać za zarobkiem na folwarkach, żeby za­robić na procenta i spłatę długu.

Więc im nie w smak był kredyt parcelacyjny dla włościan. Lecz mimo to musieliby przecież ustąpić przed słusznem, sprawiedliwem żądaniom, jak już w wielu innych słusznych spra­wach ustąpić musieli, n. p. w sprawie prestacyi szkolnych, gdyby nie byli sprawy ludowej zdradzili tak zwani niby posłowie ludowi pp. Stapiński, Bojko, Krom p a.

Zamiast żądać z całej siły kredytu parcelacyjnego dla wło­ścian, to oni przemawiali przeciwko temu, żeby kraj dal nam kredyt, na. kupowanie ziemi.

Dla zysków, jakie mają oni z Banku parcelacyjnego, za­przedali p. Stapiński i jego przyjaciele chłopa w wieczną nie­wolę spekulantom. Ale cóż, kiedy Bank parcelacyjny — to taki sam spekulant jak wszyscy inni. Zarabia on na obdzierania chłopów pięćdziesiąt dwa od sta rocznie, Żal się zrobiło p. Stę­pińskiemu, Krempie i Bojce tych lichwiarskich zysków Banku parcelacyjnego, żal im się zrobiło tych zysków, które ma p. Stapiński redaktor i wydawca z ogłoszeń Banku parcelacyjnego, których pełno w „Przyjacielu ludu“, żal im się zrobiło i innych nic małych zysków, jakie mają z Banku parcelacyjnego — i gło­sowali przeciwko temu, żeby kraj dał kredyt parcelacyjny wło­ścianom, bo by wtedy lichwiarski ich Bank parcelacyjny nie miał już co robić i ustałyby zyski z tego banku.

W kwietniu b. r. odbyło się walne zebranie Banku parce­lacyjnego. Na zebraniu tom wołał p. Stapiński: „Bank jest nasz, a skoro jest nasz, to brońmy go, jak swojej własności!" To też

broni p. Stapiński Banku parcelacyjnego. Broni jak może, żeby włościanie nie dostali od kraju taniego kredytu na kupowanie ziemi. Bo jakby mieli taki kredyt — toby sami bezpośrednio mogli kupować ziemię od właścicieli folwarków, a nie oglądali by się na żadne banki parcelacyjne. I nie mógłby już Bank ten zarabiać na nas pięćdziesiąt dwa procent rocznie.

 Stapińskiemu zależy tak dalece na Banku parcelacyjnym, że jak na zjeździe kas reifeisewskich w Krakowie uchwa­lili delegaci kas tych żądanie do Wydziału krajowego, żeby kraj tymczasem dał chociaż kasom reifeisenowskim znaczniejszy kredyt, z którego by mogły] one użyczać swym członkom większych pożyczek na zakupywanie ziemi przy parcela cyi, to p. Stapiński rzucił się ze złością w „Przyjacielu LuduM na kasy reifeisenowskie, że chcą robić konkurencję jego Bankowi. Że p. Stapiński i jego przyjaciele bronią Banku parcelacyjnego — to nie dziwota, bo mają z tego Banku ładne zyski. Ale ta przyjaźń z Bankiem drogo nas chłopów kosztuje.

Gdyby ci tak zwani niby ludowcy mieli nadal uchodzić za jedynych prawdziwych obrońców ludu, toby chłop był dalej wyzyskiwany przez spekulantów, dalej panowała by lichwa i oszustwa parcelacyjne. Dzisiaj wszystko zmierza do tego, aby drobne gospodarstwa przez lichwiarskie obdłużenie doprowadzić do bankructwa, a włościan do ostatniej ruiny. Stan włościański zamiast się podnosić, spada coraz niżej. Bo żeby dojść do dobro­bytu, oświaty i znaczenia w narodzie takiego, jakie powinna mieć warstwa włościańska, trzeba, żeby ziemia — ta podstawa do­brobytu włościan, umacniała się, a nie kruszyła.

Ale nie biadać i narzekać nam trzeba, że jest dziś źle w kraju naszym, jeno wziąć się do roboty.

Dopomnijmy się teraz, kiedy stosowna po temu chwila, żeby kraj dał nam k r e d yt parcelacyjny i pomoc wszelką przy parcelacji, a na spekulantów, żeby była ustawa karna.

Najlepszy zaś sposób na to, żebyśmy to wszystko naprawdę dostali jest, głosować na posłów demokratyczno-narodowych.

 

 

 https://polona.pl/search/?filters=keyword:Kredyt_rolny,public:1,hasTextContent:0


Comments (0)

Rated 0 out of 5 based on 0 voters
There are no comments posted here yet

Leave your comments

  1. Posting comment as a guest. Sign up or login to your account.
Rate this post:
0 Characters
Attachments (0 / 3)
Share Your Location