O. A. PŁATONOW: ZAGADKA PROTOKÓŁÓW MĘDRCÓW SYJONU CIERNIOWY WIENIEC ROSJI – TOM 6 CZEŚĆ III BERNEŃSKI PROCES, ŚWIATOWY ŻYDOWSKI FAŁSZ

OLEG  ANTONOWICZ  PŁATONOW

 

ZAGADKA PROTOKÓŁÓW MĘDRCÓW SYJONU

CIERNIOWY WIENIEC ROSJI – TOM 6

 

CZEŚĆ III

 

 

BERNEŃSKI PROCES, ŚWIATOWY ŻYDOWSKI FAŁSZ

 

Rozdział 34

 

Wezwania organizacji żydowskich do zakazu publikacji „Protokołów mędrców Syjonu”.  Postanowienie konferencji syjonistycznej o rozpoczęciu procesu sądowego w Bazylei. Stworzenie żydowskiego centrum (grupy) do organizacji sądu nad „Protokołami mędrców Syjonu”. Przygotowywanie opinii publicznej.

Masoni przeprowadzają żydowsko-rosyjską naradę w Paryżu.

 

Na początku lat 30-ch lat międzynarodowe żydowskie organizacje, a przede wszystkim „B`nai-B`rith” i syjoniści, odbywają szereg narad, na których stale stawia się zagadnienie „walki z antysemicką propagandą, a przede wszystkim z rozpowszechnianiem „Protokołów mędrców Syjonu”. Wodzów judaizmu niepokoiło rozpowszechnianie na ogromną skalę wydania tego dokumentu do najdalszych zakątków Europy i Ameryki. W 1931 roku na światowej generalnej syjonistycznej konferencji w Bazylei wśród innych zagadnień omawiana była sprawa propozycji przedstawicieli amerykańskiego żydostwa wydania stanowczej walki europejskim antysemitom i postawienie tamy rozpowszechnianiu „Protokołów mędrców Syjonu”, jak to już zostało zrobione w USA. Tę propozycję delegaci zaaprobowali bez specjalnego entuzjazmu i nadziei na powodzenie. Większość występujących nie wierzyło w najbliższe zwycięstwo nad antysemityzmem, wiążąc to zwycięstwo tylko z nadchodzącym królestwem żydowskim. (ASTM. Zbiór N. F. Stiepanowa. Dokumenty i materiały, powiązane z Berneńskim procesem (dalej - BP).

W 1932 i na początku 1933 roku kształtuje się specjalna grupa żydowskich działaczy, którym poleca się organizować międzynarodowy proces, zmobilizować dla jego oświetlenia całą światową żydowską prasę, przygotować świadków i ekspertów, którzy oficjalnie zaświadczą o „kłamliwości „Protokołów mędrców Syjonu” i o fakcie wytworzenia ich przez rosyjską policję”. Specjalnym zadaniem grupy miało być wcześniejsze przygotowywanie światowej opinii publicznej. Wiodącą rolę w przygotowywaniu procesu odegrali Winer, Boris Izrailewicz Liwszyc (jak pisał I.Nikołajewski, to ten ostatni był najgłówniejszym „ centrum stosunków” (Archiwum Instytutu Hoovera (AIH) Zasób B.I.Nikołajewskiego, 20 - 23; a po Procesie Berneńskim wszystkie jego materiały, będące w posiadaniu  strony żydowskiej zostały odesłane przez  Winera do Londyn, gdzie na ich podstawie zorganizowano muzeum), Ilja M. Czerikower (1881-1943), Henrich Borisowicz Sliozberg (1863-1937) i Władimir Jewgieniewicz Żabotinski (1880-1940). Troje z nich było najwybitniejszymi masonami.

W lutym 1933 roku w Paryżu masońskie organizacje przeprowadzają dużą żydowsko-rosyjską naradę, stawiającą za swój cel zapewnienie sobie szerokiej pomocy rosyjskiej liberalnej i masońskiej inteligencji w oczekiwanym procesie przeciwko „Protokołom mędrców Syjonu”.

Ton na naradzie nadawali G.B. Sliozberg –  kierownik francuskiego oddziału światowej loży masońskiej „B`nai-B`rith”, członek wielu lóż masońskich, W.E.Żabotinski – jeden z kierowników światowej syjonistycznej organizacji, członek loży masońskiej „Wolna Rosja”.

Obaj żydowsko-masońscy liderzy, powtarzając główne motywy z idei „Protokołów mędrców Syjonu”, oświadczali, że należą do „narodu świętego”, „narodu arcykapłanów”, który niesie specjalną misję dla ludzkości. Zadaniem żydostwa jest pokazać całemu światu wzór idealnego,  „Bogu godnego” porządku świata. Żydowi dane jest wznieść się na najwyższe szczyty i konkurować w twórczości z Bogiem.

 Przyprowadzę w skrócie odczyt z tej narady, wydrukowany w izraelickiej gazecie „Świt”. (Świt. 19.2.1933, założyciel - Sima Ginzburg)

Na przewodniczącego narady został wybrany P.N.Milukow, który w swojej krótkiej mowie zwrócił główną uwagę na „przywrócenie starego związku inteligencji rosyjskiej z żydowskim środowiskiem”.

 

Wystąpienie N. D. Awksentiewa, przedstawiciela kierownictwa Wielkiego Wschodu Francji, członka Areopagu w 33° wtajemniczenia, kierownika lóż „Północna Gwiazda” i „Wolna Rosja”.

Awksentiew wskazuje, że z rewolucji lutowej odszedł do historii system takich stosunków do Żydów, początki których są w średniowieczu: wszelkie gnębienia, pogromy, oskarżenia o szpiegostwo, oszczerstwa o rytualne mordy. Ta ciężka przeszłość odeszła na zawsze.

„Niektórzy boją się, że upadek bolszewików wywoła pogromy Żydów. Te obawy przypominają analogiczne strach pewnych mienszewików, którzy także boją się upadku bolszewików dlatego, że w rezultacie ich upadku władza może przejść do „bonapartystów”. Tragiczne nieporozumienie w obu tych przypadkach. To brzmi tak, jak gdyby bolszewicy nie wywoływali permanentnego cichego pogromu Żydów! A pozbawieni praw wypierani z życia gospodarczego kraju, drobni rzemieślnicy, drobni handlowcy, drobni pośrednicy? Co z nimi? Wygląda na to, że teraz nie panuje w ZSRR „bonapartyzm”, gorszy z wszelkich rodzajów „bonapartyzmu”. Którego z bonapartyzmów, jakiego faszyzmu jeszcze trzeba? Teraz w sowieckiej Rosji, pod wpływem kultu bezprawia, rozwija się antysemityzm. Tam sami komuniści rozróżniają dwie kategorie swoich. W powstałym porzekadle mówią: są komuniści i są ….Kaganowicze … .

Tam śpiewana jest piosenka kończąca się słowami: „łaskotać chce się żydków”. Trzeba pozbyć się strachu o przyszłość i, z niczym nie licząc się, prowadzić walkę o wyzwolenie Rosji.

Jest wiele niebezpieczeństw na drodze do odrodzenia. Są porewolucyjne prądy nam obce. Jest pseudo-religia, pseudo-nacjonalizm. Są młodorosjanie, którzy bluźnią przeciwko ruchowi narodowemu twierdząc, że antysemityzm powinien stać się jego potężną dźwignią. Wielka jest  przepaść naszego politycznego i moralnego upadku. Na przykładzie Niemiec, obecnie jakby całkowicie pozbawionych rozumu, widzimy niebezpieczeństwa grożące w przyszłej Rosji. Ale takiego rodzaju choroby leczy się czystym powietrzem. Tylko nie można zapędzać choroby do środka, ale stale mieć ją pod kontrolą i przeprowadzać kurację.

Europa, przesycona swobodami, może ze snobizmu krytykować demokrację, ale my, którzy już oddychaliśmy pełną piersią tylko od lutego do października, nadal umacniamy świętość idei wolności, równości i braterstwa.

Jak wyobrażamy sobie przyszłość? Równouprawnienie pełne we wszystkich obwodach w ramach federacyjnej republiki. Przyszła Rosja ma być związkiem narodów imperium rosyjskiego i ani jeden z jej narodów, które wniosły swój wkład do wspólnej skarbnicy imperium, z pewnością nie zechce odmówić swego w tym udziału.

Pro domo sua. Rosjanie zaczęli rozumieć Żydów. Rosjanie teraz są także w diasporze, oni także  pozbawieni są ojczyzny. Żydzi, po 18 wiekach wygnania, życzą sobie raz na rok, w święto: „Do zobaczenia w przyszłym roku w Jerozolimie”. My teraz życzymy sobie, by w przyszłym roku już być w Rosji, gdzie będziemy pracować nad sprawą powszechną, wzbogacać kulturę rosyjską, każdy naród w miarę swoich talentów. Niech będzie tak!” (Oklaski.)

 

Program zdobycia świata przez Żydów, to nie majaczenie umysłowo chorego, a na poważnie obmyślony przez okrutny umysł Żydów plan, część którego jak widzimy, już jest urzeczywistniona.

  1. A. Kruszewan

 

Wystąpienie G. B. Sliozbierga, posiadającego 33° wtajemniczenia masońskiego, kierownika francuskiego oddziału „B`nai-B`rith”, przywódcy  lóż masońskich „Astrea” i „Hermes”.

„Inteligencja rosyjska jest z nami i w tym nasza rękojmia zwycięstwa. Ani minuty nie traciłem wiary w inteligencję rosyjską, w jej sumienie. Cała Rosja była pod jarzmem i wszyscy szliśmy razem. Twarz wroga nam była znana. Ale czy była znana naszym przyjaciołom nasza duchowa twarz? Nie! Nie rozumieli duszy żydowskiej. Winna tu nie leży po stronie inteligencji rosyjskiej, a winni w tej sprawie my jesteśmy, bowiem nic nie zrobiliśmy, by oni poznali naszą żydowską duszę.

I teraz takie samo jest niezrozumienie „narodu arcykapłanów”, „świętego narodu”, naszego uniwersalizmu, naszej misji – przy naszym rozsianiu musimy zapoznać cały świat z wielkimi wartościami duchowymi, z ideami naszych proroków mówiących o obywatelach całego świata. (Oklaski.)

Rozumie się, mamy i swoją, narodową fizjonomię. Nie ma takiego Żyda, nawet nie syjonisty, który nie rozczulałby się Palestyną, nie kochałby Tel-Awiwu, nie zachwycał się kwitnięciem Świętej Ziemi. To tkwi w naszej duszy. Dla nas i palestyńska pomarańcza ma szczególny aromat.

Ale przy tym wszystkim jest w nas – uniwersalizm. Kiedy Pan Bóg uwolni Rosję, pokażemy, jakie wielkie wartości kulturowe tworzy ten nasz uniwersalny i narodowy duch.

Jeżeli któryś z narodów urodził się by rozumieć uniwersalizm, to tym narodem jest naród rosyjski. Fartuch Buchara albo czapeczka na ogolonej głowie Tatara nie rażą wzroku Rosjanina. Rząd rosyjski nie rozumiał historycznej misji narodu rosyjskiego. Kiedy przedstawiłem, jeszcze przed zwołaniem I Dumy Państwowej, W.N. Kokowcowi myśli o niedopuszczalności pozbawienia Żydów praw wyborczych do Dumy, to W.N. Kokowcow mnie powiadomił, że to tylko Wielkorusy stworzyli Rosję. Gorąco zaoponowałem mówiąc,  że wszyscy robiliśmy Rosję. (Oklaski.).

Przyszła wolna Rosja zrozumie naszą duszę. W Rosji żywiliśmy się sokami kultury rosyjskiej i my Rosji nie oddamy.

Moje marzenie, to napisać książkę o judaizmie i ujawnić wszystkim całą duszę narodu żydowskiego”. (Oklaski)

 

Wystąpienie G. P. Fiedotowa, filozofa, kierownika masońskiego kółka

Fiedotow podchodzi do problemu z religijnego punktu widzenia. Zadanie, według jego słów, staje się łatwiejsze i z tego powodu, że i przemówienie G.B. Sliozbierga było nasycone religijnym pierwiastkiem.

„ … dwie ojczyzny są u żydostwa rosyjskiego – Palestyna i Rosja. Mówiąc słowami rosyjsko - żydowskiego poety, jest to jakaś szczególne „rosyjsko-żydowskie powietrze” i „błogosławiony ten, kto nim kiedykolwiek oddychał”.

Żydostwo, to jedyne w historii świata cudowne zjawisko. Zachowało się nie tak po prostu dzięki kulturze żydowskiej, lecz dzięki religijnej kulturze żydowskiej. Żydostwo oddycha Biblią, w niej jest  wyrażony entuzjazm proroków. Izrael uratował się od asymilacji dzięki swojej religii. Duch żydowski jest zdolny do specjalnej twórczości i utracenie go, przez rozproszenie go w innych kulturach, byłyby dużą stratą dla ludzkości.

Jak zachować żydowską duszę? Tylko w religii.

Bez religii świeckie żydostwo straci duchowe podstawy, straci swą sól życia. Jak więc zachować żydowską religię? We współczesnej formie jej trudno utrzymać swoje miejsce w świecie. Rytualny obrzęd – dawny pancerz – teraz stracił swą mistykę. Chrześcijański charakter europejskiej kultury rozkłada żydowską religię.

Chrześcijaństwo – to religia, stworzona przez Izrael. Nie na próżno w Anglii komentują Nowy Testament za pomocą danych z rabinackich talmudycznych źródeł i wtedy mało zrozumiałe teksty odżywają.

Jeżeli dozwolone jest mówić o różnych utopiach, to można mówić i o takiej utopii jak synteza chrześcijaństwa i żydostwa. Przecież nieobecność Izraela jest dotychczas krwawiącą raną na ciele Kościoła.

Ta utopia podpowiedziana była przez apostoła Pawła”.

 

Wystąpienie W.J.  Żabotyńskiego, kierownika światowej syjonistycznej organizacji, członka loży „Wolna Rosja”.

Żabotyński dziękuje wszystkim obecnym w imieniu towarzystwa przyjaciół „Świtu”. Uznając całą ogromną wagę żydowskiego zagadnienia w Rosji, nie liczy on jednak, żeby to jego decyzje mogły rozwiązać całe żydowskie zagadnienie. W Rosji teraz nie ma 6 milionów Żydów, jak to było  przed wojną, a wszystkiego jest 2 miliony, no – powiedzmy około trzech, jeżeli przewidywać pewną korektę granic. To duża część 15-to milionowego narodu, ale pewnie nie jest to „punkt ciężkości”.

„ … dla mojego pokolenia – mówi Żabotyński – cały patos żydowskiej świadomości religijnej skoncentrował się, z pominięciem problem poznania bóstwa, na problemie poprawy świata i intronizacji sprawiedliwości. W tym jest dla nas sens praojca Jakuba: schody od ziemi do nieba, tj. i człowiekowi dane wznieść się do ostatniej wysokości i konkurować w twórczości z Bogiem. W tym dla nas i główny sens imienia „Izraela”, co znaczy „walczący z Bogiem” – człowiek, będący na tyle odważny, by wtrącać się w dzieło, naprawiać światowe porządki”. Stąd i ten ogromny procent Żydów wśród społecznych ludzi „mających kłopoty” we wszystkich krajach. To wszystko jest  patosem „religijnym”, ale koncentrujący się na jednej dziedzinie – na dziedzinie społecznej, na dążeniu do stworzenia czegoś, czego Bóg sam jeszcze nie stworzył, tj. prawdziwie godnej Bogu wspólnoty i w niej prawdziwie do Boga podobnego człowieka.

Tu jest i pokrewieństwo żydostwa z chrześcijaństwem, ale tu też jest i różnica. Obie religie dążą, oczywiście, do doskonalenia i osobowości i społeczeństwa, ale chrześcijaństwo zaczyna od doskonalenia osobowości, głównym patosem jego jest żądanie od każdego poszczególnego człowieka „bądźcie zupełnie, jak Ojciec wasz Niebieski”; godna Bogu wspólnota ma stać się wynikiem współżycia ludzi już „do Boga podobnych”. Patos judaizmu, przeciwnie, polega na budowie samej wspólnoty, na zasadach kolektywu; doskonalenie osobowości będzie wynikiem, a nie środkiem. Lepsza ilustracja tej różnicy, to stosunek do pustelnika „ratującego się” w oddaleniu od świata. Dla chrześcijaństwa to typowy święty, ale dla judaizmu ten typ jest obcy i niezrozumiały, poza wspólnotą człowiek nie może wypełniać swoich obowiązków. Który z tych dwóch podejść jest „prawdziwszy” –  tego nam widocznie nie dane jest poznać, ale dla ludzkości jest ważne, żeby oba istniały, żeby nigdy nie doszło do zatarcia miedzy między nimi i dlatego mówca nie przewiduje połączenia się tych dwóch religii i nie uważa tego za pożądane.

Jeżeli żydostwo ma misję, to misja ta polega na jednym: odtworzyć swoją narodową wspólnotę, tj. państwo i na jego przykładzie, stopniowo go poprawiając, spróbować dać światu wzór  „godnego Bogu” społecznego porządku. W tym mówca widzi „punkt ciężkości” żydowskiego problemu.

Ale, o ile mowa idzie o Żydach w Rosji, to tu być może, rację mają ci, którzy widzą pewne pokrewieństwo między duchową „tonacją” rosyjskiej i żydowskiej świadomości: u obu szczególnie jest silny  głos protestującego społecznego sumienia, pragnienie „naprawiania świata”. Jeżeli to rzeczywiście jest tak, to rosyjskie żydostwo, być może zostanie głównym współpracownikiem Wielkorusów w sprawie utrzymania związku między oddzielnymi częściami imperium. Ale to pewnie nie będzie możliwe w dawnej formie „przyswojenia się do wielkoruskiej kultury” przez jej język, chociażby już dlatego (jeżeli i nie mówić o głównej sprawie – o własnej kulturze narodowej Żydów), że Żydzi tam żyją głównie na Ukrainie i roli „rusyfikatorów” brać na siebie nie powinni. Związek taki może być tylko ideowy, ale w tym celu trzeba, żeby rosyjska kultura i w przyszłości zachowała ten altruistyczny, ponadnarodowy patos, który (mimo wiele przejęzyczeń i błędów) odróżniał i Tołstoja, i Michajłowskiego, i Wł. Sołowjewa. Wielkorusom przyjdzie wybierać jedno z dwojga: albo prowadzić i łączyć imperium albo kultywować swoją specjalną narodową istotę. Łączyć tych dwóch dążeń nie można. „Ja jestem nacjonalistą – oświadczył Żabotyński – ale przecież my, Żydzi, nie marzymy o imperium, marzymy o domu dla siebie. Kto chce stworzyć imperium i nie stracić w krótkim czasie, powinien być gotowy do ofiary ze swej czysto narodowej wartości. Jeżeli rosyjska kultura przyszłości zachowa ten swój dawny trzon uniwersalizmu, wtedy wokół niej zbiorą się wszyscy zamieszkujący Rosję ludzie. Dla tego wszystkiego koniecznym jest by i Rosjanie i Żydzi, i inni wykazali wiele mądrego taktu, a jeszcze więcej, to wzajemnej do siebie sympatii. Tego wam wszystkim życzę“.

 

Rozdział 35

 

Pierwszy proces przeciwko „Protokołom mędrców Syjonu” w Bazylei. Konfiskata książek na żądanie żydowskich organizacji. Tajne wynajęcie świadków i ekspertów.

Początek procesu berneńskiego. Fałszywe świadectwa izraelickich i masońskich przywódców i najemnych świadków. Zawieszenie procesu na pięć miesięcy.

 

Początkowo proces przeciwko „Protokołom mędrców Syjonu” planowano przeprowadzić w Niemczech, gdzie w tym czasie znajdowała się najsilniejsza i bardzo aktywna wspólnota żydowska. Jednak przyjście do władzy Hitlera zmieniło plany żydowskich wodzów. Oni postanawiają by  proces poprowadzić w Szwajcarii.

Z początku 1933 roku żydowska prasa i bliskie jej liberalnie i masońskie środki masowego przekazu z wielką siłą rozpuszczają fałszywe wieści o oczekiwanej aneksji Szwajcarii przez Niemcy i prawie jednocześnie podnosi się temat „autentyczności Protokołów mędrców Syjonu” .

Uderzenie wspólnych sił organizacji żydowskich doprowadziło do rozpoczęcia procesu w Bazylei. Żeby zacząć ten proces, izraeliccy wodzowie wykorzystali jako powód artykuł doktora Candera w piśmie  „Eyzerner Baren“, w którym uczony ten rozpatrywał żydowski plan panowania nad światem i niedokładnie powołał się na słowa sztokholmskiego rabina Ehrenpreisa. (Eyzerner Baren. 09.07.1933.)

Powodami na tym procesie byli: przewodniczący wspólnoty żydowskiej w Szwajcarii M.I. Dreyfus-Brodsky i przewodniczący organizacji portierń syjonistów doktor Markus Kon.

Do sądu zostali pociągnięci: pierwszy niemiecki wydawca „Protokołów mędrców Syjonu” Gottfried Cur-Bek (Müller von Ganzien), Teodor Frič i doktor Cander. Ponieważ Frič i Bek już zmarli, to jedynym pozwanym na sądzie został doktor Cander.

Sąd zaczął się w Bazylei 11 czerwca. Na zarządzającym posiedzeniu sędzia, przyjąwszy stronę izraelitów, postanowił do rozwiązania sprawy położyć areszt na pozostające jeszcze na składzie 760 egzemplarzy „Protokołów mędrców Syjonu”.

Zaraz potem zaproponowano Canderowi, podobnie jak w swoim czasie Fordowi, by wyrzekł się  swoich przekonań. Adwokat organizacji żydowskich, w ich imieniu, nalegał, żeby sąd podjął uchwałę o konfiskacie „Protokołów mędrców Syjonu” i innych  książek Cur-Beka i Friča i ogłosił w swoim wyroku, że „Protokoły mędrców Syjonu” są „grubiańską podróbką”. (Pismo „Odrodzenie” z 12.06.1934.)

Sąd w Bazylei wiele razy był odkładany i w końcowym wyniku nie doszedł do skutku. Przyćmiły go głośne wydarzenia i wyniki procesu nad „Protokółami mędrców Syjonu” w Bernie.

Bezwarunkowo, zaczynając jednocześnie dwa procesy z powodu „Protokołów mędrców Syjonu”, izraelickie organizacje koordynowały swoje działania.

Jesienią 1933 roku żydowscy adwokaci profesor Matti i George Brunschwig złożyli w sądzie miasta Berna skargę z żądaniem rozpoczęcia dochodzenia kryminalnego przeciwko rozpowszechnianiu „Protokołów...” przez organizacją „Front Narodowy”.

Na pierwszym posiedzeniu sąd postanowił rozpatrzyć zagadnienie autentyczności „Protokółów mędrców Syjonu”. Postanowił sąd wybrać trzech ekspertów: od strony powoda, od strony pozwanego i od sądu. Rozpatrywanie sprawy sąd odroczył do jesieni 1934 roku.

Izraeliccy wodzowie taktycznie wybrali poprawną chwilę na początek procesu. Żydowska prasa w ciągu roku straszyła szwajcarskich obywateli groźbą aneksji Szwajcarii przez Niemcy. Po takiej obróbce umysłów wielu Szwajcarom walka izraelitów-talmudystów przeciwko „Protokołom mędrców Syjonu” wiązała się z walką o niepodległość Szwajcarii, a szerzyciele „Protokołów” przedstawiali się im jako agenci niemieccy.

Przewodniczącym sądu w procesie nad „Protokołami mędrców Syjonu” wyznaczony został sędzia Meyer, nie ukrywający swoich żydowskich sympatii.

Bankierzy żydowscy rozdysponowali żydowskim organizatorom procesu znaczne sumy pieniędzy na opłatę adwokatów i dużej grupy ekspertów.

Szczególnie duże pieniądze izraelickie organizacje zużytkowały na opłatę za usługi (faktycznie przekupstwo) swoich „świadków”. Jako „świadkowie” w procesie ze strony żydowskiej byli powołani tacy znani żydowscy i masońscy działacze, jak X. Weizman, Meyer-Ebnier, rabin Ehrenpreis, M. Bodengeimer, G.B. Sliozbierg, P.N. Milukow, S.G. Swatikow, W.L. Burcew, B.I. Nikołajewski, du Chayl i inni. Licznym z tych „świadków” zapewniono możliwością dokonywania podróży dla zbierania materiałów i przesłuchiwania osób, których świadectwa mogłyby pójść na korzyść pożytek żydowskiej strony.

Głównym ekspertem od strony powodów żydowska strona uczyniła profesora Baumgartena, do pomocy któremu dodano grupą asystentów, do której weszli, już wspomniani przeze mnie, Czerikower, Wener i Liwszyc.

Żydowscy organizatorzy procesu nie żałowali pieniędzy na opłatę „świadków” i ekspertów. Jeszcze przed początkiem procesu Żydowski Instytut Naukowy i Kongres Żydów Amerykańskich  w Nowym Jorku, finansowane przez międzynarodowych żydowskich bankierów Warburgów, polecają dwóm lewicowym rosyjskim historykom B.I Nikołajewskiemu i S.G. Swatikowi, napisanie książki o „kłamliwości Protokołów mędrców Syjonu”. Jako zaliczkę współautorzy otrzymali, od jednego z organizatorów procesu berneńskiego, I. Czerikowera, 2500 franków, o czym zachowały się odpowiednie dokumenty. („Pokwitowanie na 2000 francuskich franków, Paryż, dnia 06.03.1934 roku od B.I. Nikołajewskiego na rachunek pieniężnej zaliczki otrzymywanej przez niego za wspólnie ze mną pisaną historyczno-literacką książkę o Raczkowskim, jako pierwszą ratę z należących mi się kwituję otrzymanie dwa tysiące francuskich franków. S. Swatikow” (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego, 20-25). Nikołajewski, poza tym, proponował swoje usługi Kongresowi  Żydów Amerykańskich na obserwowanie patriotycznych grup Rosjan  za granicą. (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego, 20-26.).

 

Przytoczę te dane w całości:

M.Weihreih do B.I. Nikołajewskiego

Yiddish Scientific Institute – Yivo 535 West 123 street, New York 4 marca 1934 roku.

Wielce szanowny Borysie Iwanowiczu, wybaczcie, że dotychczas nie odpowiedziałem na wasz list z 26 lutego i że zmuszam Was do czytania mojego listu. Myślę, że plan Wasz jest wystarczająco konkretny dla prawdziwego stadium projektu i że my już w przyszłym tygodniu zaczniemy sondować grunt. Jak tylko widoczne będą wyniki, czy też jeżeli potrzebne będą dodatkowe wiadomości, to Wam napiszę.

Co się tyczy materialnej strony sądzę, że łatwiej będzie otrzymać określoną sumę jako honorarium za książkę w zaliczkach, niż pełne wynagrodzenie za projekt badawczy. Ale to jeszcze się. zobaczy.

Do Sapira napisałem, kopię listu posłałem do Minchowa.

Serdeczne pozdrowienie.

Max Weihreih. (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego, 20 - 26.)

 

  1. Czerikower do B.I. Nikołajewskiego

Paryż, 6 marca 1934 roku. Do pana B.I. Nikołajewskigo, Paryż

Kochany Borysie Iwanowiczu,

Uważam za potrzebne by potwierdzić w formie pisemnej naszą wczorajszą rozmowę.

Chociaż nasi szwajcarscy przyjaciele w zasadzie zgodzili się z naszą propozycją o napisanie broszury w związku z „Protokołami mędrców Syjonu”, ale ja, jednak, nie mam od nich  żadnych konkretnych wskazówek co do rozmiarów tej broszury, ani o honorarium. Nie mając możliwości brania na siebie zobowiązań bez ich zdania, uważam za możliwe by natychmiast zacząć pracę nad  broszurą jednak przy warunku, że jak na razie zagadnienie wysokości honorarium pozostanie otwartym. Wysyłam 2500 franków – dla pana i dla Siergieja Grigorjewicza Swatikowa, żebyście mogli natychmiast przystąpić do pracy. W przypadku jeżeli suma honorarium zostanie określona od arkusza, ta zaliczka zostanie zaliczona w poczet honorarium. Następną ratę mam nadzieję wnieść  15 kwietnia.

Biorąc pod uwagę, że honorarium za tą pracę obejmuje także i poszukiwania materiałów, które mogą okazać się pożyteczne dla procesu, proszę was о dostarczenie mi zdobytego materiału dla wykorzystania go jeszcze przed jego obróbką do waszej broszury. W pierwszej kolejności liczyłbym za niezbędne w interesie procesu uzyskać od Was taki dokument i ostatni list do Siergieja Grigorewicza, albo ich fotokopię, w ostateczności zwykłą pisemną kopię.

Proszę о potwierdzenie otrzymywania zaliczki w kwocie 2500 franków, a także tego listu.

Ze szczerym szacunkiem

Wasz I. Czerikower (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego, 20 – 25).

 

Wiosną 1934 roku, w żydowskiej gazecie „The New York Forward”, wyszła seria artykułów Nikołajewskiego, napisanych przez niego pod pseudonimem „N. Borisow”. W tych artykułach  rosyjski pracownik organizacji żydowskich faktycznie podburzał do rozprawy z obrońcami „Protokołów mędrców Syjonu”. (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego, 20 - 26).

W początku 1934 roku do przygotowań procesu berneńskiego przyłącza się W.L. Burcew.  Tak jak i Nikołajewski i Swatikow, finansowany on jest też przez organizacje żydowskie. „Od tego czasu – pisał Burcew – rozpocząłem z wielkim wysiłkiem odszukiwać wszystko, co tylko mogło dać się poznać nowego o „Protokołach“. (W.L. Burcew – W pogoni za prowokatorami. Protokoły mędrców Syjonu są dowiedzionym fałszem. Moskwa, 1991, str. 289.)

Zakulisową kuchnię izraelickich organizatorów procesu berneńskiego ujawnia przechowywany w archiwum B.I. Nikołajewskiego jego list do B.I.. Liwszyca. Z tego listu wynikało, że między żydowskimi organizatorami procesu a tak nazywanymi „świadkami” – Milukowem, Burcewem, Nikołajewskim i Swatikowym – istniało tajne porozumienie, sprzeczna z prawem umowa. Oprócz tego, z listu jak najwyraźniej wynika, że wszyscy „świadkowie” (dokładniej, fałszywi świadkowie) otrzymywali pieniądze od żydowskich organizatorów procesu.

 

  1. I. Nikołajewski do B.I. Liwszyca

13 października 1934 roku.

Kochany Borysie Izraelowiczu,

Teraz przeczytałem Wasz list i waszego kolegi do Czerikowera. Muszę przyznać się, że to ostatnie mnie silnie zadziwiło. W niedzielę umówiliśmy się całkowicie jasno i niedwuznacznie, że  powinienem był wyjeżdżać, jak tylko przedstawi się do tego możliwość. W wyniku tego warunku zlikwidowałem całą tutejszą sytuację, przerwałem kurację, która przechodziłem u Manuchina (on leczy mnie promieniami rentgenowskimi z zapalenia zatok), odmówiłem wszelkich spraw bieżących, które dają bieżący zarobek itd. Oficjalne wezwanie spóźniło się – ja go dotychczas jeszcze nie otrzymałem, ale, widocznie, otrzymam je dzisiaj wieczorem, bo podczas mojej nieobecności przynosili mi jakiś list polecony i nie zostawili. Dlatego od czwartku zacząłem starania w zwykłym, tj. powolniejszym porządku. Całe trzy ostatnie dni poszły na te sprawy i większość z nich już doprowadziłem do porządku, teraz zostało mi jeszcze  Ministerstwo Spraw Zagranicznych i prefektura. I oto teraz przychodzi list, który znosi doszłe już do skutku  porozumienie i proponuje mi nie wyjeżdżać, dopóki mnie o tym nie powiadomi osobne pismo.

Nie wiem, jakie wrażenie sprawia to na Was, ale muszę powiedzieć, że mnie podobny przebieg sprawy wprowadza w najwyższego stopnia zdziwienie. Na moją podróż do Berna nie nalegałem. Myśl o tym wyjeździe nie wyszła ode  mnie. Nie myślę osądzać, czy poprawna jest ta  zmiana, którą wprowadzają teraz Wasi koledzy w doszłym do skutku porozumieniu. Osobiście liczę, że oni nie maja racji, że jeśli nawet Losel (Loosli. - Oleg Płatonow) nic nowego zmieniać w swojej ekspertyzie już nie jest w stanie, to niemniej jednak prac przygotowujących wystąpienia będzie jeszcze bardzo wiele i moja pomoc, o której mówiliście tu, będzie potrzebna w pełnym zakresie.  Ale jeśli nawet Wasi koledzy mają rację, to i wtedy oni nie mają prawa w ten sposób rozporządzać moją osobą. Nigdy nie wysuwałem na pierwszy plan materialnych zagadnień, ale Wy powinniście zrozumieć, że one dla mnie istnieją, żyję z literackich zarobków, kapitałów nie posiadam. Porozumienie, które tu między nami tu doszło do skutku, to było minimum i ustalane top było, Wy to wiecie, nie przez mnie. To, że ja przez te kilka dni będę żyć nie w Bernie, a w Paryżu, istoty nie zmieni, bowiem porzuciłem wszelką pozostałą pracę.

I jeszcze jedno. Teraz pisma z wezwaniami otrzymali wszyscy pozostali świadkowie. Ze wszystkimi nimi trzeba umawiać się. Do mnie już zwracają się ze wszystkich stron – przedkładam list W.L. Burcewa. Czy ktokolwiek myśli o tym ?

Wszystkim tym świadkom potrzebne są pieniądze na drogę. Tacy, jak Burcew, po prostu nie mogliby ruszyć z miejsca jeśliby nie otrzymaliby zaliczki. Ale o pieniądze dowiadują się i tacy, jak P.N. Miliukow.

Śpieszę się na pocztę i dlatego kończę. Mam nadzieję, że Wy pojmujecie poprawność moich motywów.

Mocno ściskam rękę i życzę wszystkiego dobrego

  1. I. Nikołajewski”. (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego.)

 

Przez sąd, w charakterze niezależnego eksperta, był wyznaczony szwajcarski dziennikarz K.A. Loosli, od samego początku przyjmujący stronę oskarżenia.

Od strony pozwanych, w czasie oficjalnych przesłuchań w roku 1934, oficjalnego eksperta nie wysłuchiwano. Pastor Myunmayher, na którego początkowo liczyli adwokaci pozwanych, zniknął nie wiadomo gdzie i nie mogli go odszukać. Później wyjaśniło się, że na niego był wywierany niebywale silny nacisk ze strony żydowskich organizatorów procesu. Pod groźbą wniesienia kryminalnego dochodzenia z fałszywego oskarżenia (Pastorowi zarzucano jako winę „karygodny stosunek do młodej panny”, która złożyła na niego skargę. Później to oskarżenie zostało zdjęte” (ASTM. Archiwum I.C. Łanskiego) głównego eksperta ze strony pozwanych zmusili do zrezygnowania z uczestnictwa w procesie i wskutek tego adwokaci pozwanych nie mogli w należyty sposób przygotować się do sądowej rozprawy i znaleźli się w niezmiernie niekorzystnej dla siebie sytuacji.

Posiedzenia procesu berneńskiego, trwające od 29 października do 1 listopada 1934 roku, przypominały międzynarodowe show prowadzone na dużą skalę. Żydowscy organizatorzy zaprosili na nie licznych przedstawicieli żydowskiej i liberalnie-masońskiej prasy. Sala była zawsze przepełniona. Większość z obecnych było Żydami przysłanymi na zlecenie różnych żydowskich wspólnot.

Na pierwszym posiedzeniu ogłoszono, że po Biblii „Protokóły mędrców Syjonu” okazały się najbardziej czytaną książką na świecie i odgrywają teraz rolę Biblii antysemityzmu. Do 1934 roku „Protokóły mędrców Syjonu” zostały przetłumaczone więcej iż na 18 języków.  Tylko we Francji, w ciągu 1934 roku, wyszły trzy różne ich wydania. (ASTM. Zasób N.F. Stiepanowa, BP; AGI. Zaasób B.I. Nikołajewskiego, 20 - 26.)

Gospodarzami tych posiedzeń byli izraeliccy wodzowie i przekupieni przez nich „świadkowie” i „eksperci”. Pierwszy wystąpił jeden z przywódców syjonizmu H. Weizman, były prezydent Światowej Organizacji Syjonistycznej i przyszły pierwszy prezydent Izraela. Z wybitnych prowodyrów tej rasistowskiej antyludzkiej organizacji jednogłośnie z nim mówili Meyer-Ebner, Farbstein, rabin Ehrenpreis, M.Bodengejmer. Swoje słowo w procesie wypowiedzieli liderzy masonerii. Przed wszystkim na procesie wystąpił jeden z najwybitniejszych światowych masonów tego czasu, jeden z kierowników Wielkiej Loży Francji, założyciel loży „B`nai-B`rith” we Francji, założyciel loży „Lotos”, członek Rady Najwyższej Wielkiego Wschodu Rosji, jeden z kierowników lóż „Astrea” i „Hermes” G. B. Sliozberg, a także wybitni szwajcarscy masoni M. Tobler i Delti.

Żydowsko-masońscy liderzy, wszyscy jak jeden mąż, stwierdzali, że „Protokoły mędrców Syjonu” nie mają żadnego związku z ideologiami judaizmu i syjonizmu oraz,  że nie istnieje żaden związek między judaizmem a masonerią. To ostatnie stwierdzenie szczególnie pikantnie brzmiało  z ust Sliozberga, będącego jednocześnie wodzem judaizmu, syjonizmu i masonerii, a w tym i wodzem żydowskiej loży „B`nai-B`rith”. Zresztą, w kierownictwie „B`nai-B`rith” znajdowali się  i inni żydowscy przywódcy występujący na procesie.

Fałszywe zeznanie żydowskich wodzów towarzyszyły i taktycznie obliczone fałszywe zeznania  świadków szabes-gojów: Milukowa, Nikołajewskiego, Burcewa, Swatikowa, du Chayla. (wszyscy oni, oprócz Nikołajewskiego i du Chayla, byli masonami.) Twierdzili oni, że „Protokoły mędrców Syjonu” zostały sprokurowane przez rosyjską policję. Ani jeden z tych Rosjan, będących  fałszywymi świadkami, nie potrafił dostarczyć ani jednego dokumentalnego albo faktycznego świadectwa o tym, że rzeczywiście „Protokoły mędrców Syjonu” były wytworem policji rosyjskiej. Wszystkie ich świadectwa polegały na fikcji, domysłach, niedorzecznych plotkach i po prostu oszczerstwach, a Burcew ponadto poszedł i na proste sfałszowanie (szczegółowo o tym  w następnych  rozdziałach).  Milukow oświadczył, że w składzie Rządu Tymczasowego nie było w ogóle Żydów, a w rządzie sowieckim Żydzi stanowią zaledwie nieznaczny procent. („Ostatnie Nowiny z dnia 31.10.1934)

Bardziej przekonujące były świadectwa jedynego świadka od strony pozwanych, profesora, doktora filozofii Alfreda Candera. Spokojnie, z uczuciem pewności w swoich racjach, dowodził, przyprowadzając mnóstwo faktów, że „Protokoły mędrców Syjonu” odpowiadają oryginalnej historii żydowskiej polityki światowej od Talmudu do Rathenau`a. „Nie mogę zrozumieć – mówił – jak w związku z wydawaniem „Protokołów mędrców Syjonu”, które od 14 lat rozchodziły się w Niemczech i innych krajach, nie było przeprowadzone żadne dochodzenie przeciwko wydawcom tych „Protokołów”, jeżeli one miały być fałszywe. Wierzący nigdy nie dopuszczą przypuszczenia, że Ewangelia nie jest oryginałem, nawet w tym przypadku, jeżeli im udowodnią, że źródłem jej są  inne pisma. To rzec można i o „Protokołach mędrców Syjonu”.

Po wystąpieniu profesora Candera z oświadczeniem do sądu w imieniu pozwanych zwrócił się ich adwokat. W oświadczeniu podał, że pozwani postawieni zostali w niekorzystnych dla nich warunkach wobec nieobecności eksperta ich strony. Adwokat nalegał na wyznaczenie nowego eksperta zamiast tego, który nie wiadomo gdzie zniknął. Pozwani zaproponowali w charakterze eksperta wybitnego niemieckiego specjalisty w zakresie żydowskiego zagadnienia pułkownika Ericha Fleyshgauera. Po sporach stron oświadczenie adwokata pozwanych zostało przez sąd przyjęte, a sąd odroczył sprawę na pięć miesięcy, do kwietnia 1935 roku.

 

Rozdział 36

 

Sowieckie archiwa pomagają sądowi w Bernie. Tajne badania.

Przekazywanie materiałów do Szwajcarii. Syjonistom nie udaje się znaleźć ani jednego dokumentu, potwierdzającego związek rosyjskiej policji z „Protokółami mędrców Syjonu”.

 

Międzynarodowa syjonistyczna organizacja potrafiła nawiązać związek z sowieckimi Żydami i zorganizować w ZSRR grupę pomocników, którzy uzyskiwali prawo do pracowania w tajnych archiwach i tam dobierać materiały dla procesu berneńskiego. W tej grupie pracowali syjoniści A.S. Tager, jw. Czlenow i mason P.N. Malantowicz (1870-1939), były minister wymiaru sprawiedliwości Rządu Tymczasowego.

Od rządu ZSRR pomocą dla syjonistów kierował P. G. Smidowicz (18 741 935), członek Wszechrosyjskiego Centralnego Komitety Wykonawczego (WCKW) i Centralnego Komitetu   Wszechrosyjskiej Partii Komunistycznej (bolszewików) KC WKP(b). Praca odbywała się pod hasłem „Tajne” w przebiegu kilku miesięcy. Przejrzano wtedy znaczną część archiwów rosyjskiej policji. Z Moskwy i Leningradu, na adres Sądu w Bernie, wysyłano książki i kopie dokumentów. Wysyłanie materiałów z Rosji szło nie tylko za pośrednictwem legalnych kanałów, przez oficjalnych dyplomatycznych przedstawicieli Szwajcarii w Moskwie, ale też tajnymi kanałami,  poprzez Milukowa, Nikołajewskiego i Burcewa”. (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego, 20 - 23.)

Próbując przypisać autorstwo „Protokółów mędrców Syjonu” policji rosyjskiej, syjoniści studiowali nie tylko dokumenty rosyjskich służb specjalnych, ale też ustalały rodzinne związki osób mających jakikolwiek związek z rozpowszechnianiem „Protokółów mędrców Syjonu”. Organizatorzy procesu berneńskiego, poszukujący materiałów w sowieckich archiwach,  w końcu zmuszeni byli uznać, że nie dysponują żadnymi dokumentami, potwierdzającymi ich wersję pochodzenia tych „Protokółów”.

 O charakterze prac, które syjoniści przeprowadzali w radzieckich archiwach, świadczy dobieranie tajnych dokumentów, obecnie znajdujących się w archiwum państwowym Federacji Rosyjskiej. (Główne Archiwum Federacji Rosyjskiej (GARF). Zasób. 4888, op. 1, d. 30, l. 1 - 13; dokumenty przywodzę z zachowaniem  oryginalnej pisowni).

 

Tajne. 17 lipca 1934 r. Nr K82 - 9/72 z

ARCHIWUM REWOLUCJI

Sekretariat Głównego Archiwalnego Zarządu na polecenie T. Paszukanisa, dołączając  do tego w kopii odpowiednie pismo Członka Prezydium WCKW towarzysza P. G. SMIDOWICZA z dnia 13 lipca 1934 roku pod numerem N26/I, prosi о kontynuowanie pracy przy ujawnieniu materiałów, dotyczących tak zwanych „Protokołów mędrców Syjonu”.

Dodatek: upomnienie na jednej liście.

Odpowiedzialny sekretarz Centralnego Archiwalnego Zarządu

(Bekietowa).

Kopia.

Ogólnorosyjski Centralny CENTRARCHIW. Komitet Wykonawczy Rad tow. BIERZIN. Robotniczych, Chłopskich i Żołnierskich Deputowanych. 13. VII. 1934 r. N 26/I.

Moskwa - Kreml.

Centrarchiw przeprowadził poszukiwanie arch. materiałów, mogących ustalić kłamliwość tak zwanych „Protokołów mędrców Syjonu”. Obce społeczne organizacje, prowadzące w ZSRR pracę zgodnie z umową z naszym Rządem, proszą о kontynuowanie pracy poszukiwania tych materiałów.

Mając na myśli, z jednej strony, że w naszych archiwach mogą być znalezione odpowiednie materiały i – z drugiej strony – że ustalenie kłamliwości powyższych materiałów posiada duże polityczne znaczenie, proszę Centrarchiw o kontynuowanie pracy poszukiwania materiałów, mających prosty albo pośredni stosunek do „Protokołów mędrców Syjonu”.

Członek Prezydium WCKW (P. Smidowicz).

Kopia wierna: [podpis Bekietowej].

 

Pytanie skierowane do Centrarchiwu przez przedstawicieli żydowskich organizacji.

(podpisane przypuszczalnie przez K.A. Loosli.)

Z licznego materiału, dostarczonego na moje polecenie, widzę, że zdaniem wielu literatów,  „Protokoły mędrców Syjonu” były sporządzone na polecenie i pod bezpośrednim kierownictwem znanego kierownika rosyjskiej politycznej policji za granicą, generała Raczkowskiego. Jednak te przypuszczenia nie są potwierdzone przez żadne obiektywne dokumenty, na których można byłoby polegać (fragment wyodrębniony przeze mnie. - Oleg Płatonow). Próbowałem sprawdzić, czy nie można by otrzymać te dokumenty w Europie Zachodniej, ale doszedłem  do wniosku, że na to jest mało danych. Jak mnie z wiarygodnych źródeł zawiadomiono, zagraniczne archiwa ochrony, kierownikiem której był wyżej wymieniony Raczkowski prawie przez dwadzieścia lat, są niedostępne i w ogóle są wątpliwości, czy znajdują się one w Paryżu …

Dlatego byłoby bardzo ważne przeprowadzić odpowiednie poszukiwania w archiwum byłego III Oddziału carskiej policji, który znajduje się w zarządzaniu waszego Centroarchiwu. Zdaję sobie sprawę z jakimi  trudnościami związane są te poszukiwania, ponieważ, według wszelkiego prawdopodobieństwa, Raczkowski w swoich meldunkach nie pisał z wystarczającą jasnością o przygotowywaniu tej fałszywki. Nie podlega jednak wątpliwości, że w archiwum policji, albo może w archiwum ministerstwa spraw wewnętrznych powinny zostać ślady pracy Raczkowskiego w przygotowaniach tego dokumentu. Ustalenie tych śladów, dotyczących powstania broszury zatytułowanej „Protokoły mędrców Syjonu”, miałoby bardzo duże znaczenie dla ekspertów i sądu.

Żeby ułatwić waszym pracownikom poszukiwania archiwalne, pozwalam sobie podkreślić te pytania, których wyjaśnienie, według mego zdania, mogłoby mieć dla sądu specjalne znaczenie:

„Protokoły” po raz pierwszy zostały wydrukowane w książce S.A. Niłusa „Duże w małym” w 1902 roku. Następujące wydawania pojawiły się w roku 1906 i w roku 1910. Dla mnie szczególne znaczenie przedstawia wszystko, co dotyczy historii tego wydania. Szczególnie należy ustalić, kto był faktycznym wydawcą, kto był inicjatorem jego wydania, czy znajdują się  (tak w źródle. - O. P.)  w materiałach departamentu policji jakieś notatki dokonane w związku z tym wydaniem, a być może, są takie w materiałach Głównego Urzędu do Spraw Prasy.

Dalej, to mnie ciekawi wszystko, co się tyczy osobowości Siergieja Aleksandrowicza Niłusa (właściciel ziemski, urodzony w orłowskiej guberni). Był, najwidoczniej, wplątany w nadworne intrygi końca lat dziewięćdziesiątych przeszłego stulecia i początku obecnego. Znana jest sprawa, gdy w pewnym okresie jego kandydatura wysuwana była na miejsce nadwornego duchownego i  na  dniach miał on zamiar przyjęcia kapłaństwa. Wyjaśnienie wiążących go z pałacem carskim nici przedstawia szczególne zainteresowanie, bowiem należny ustalić, czy „Protokoły” od początku nie były przeznaczone dla wywarcia wpływu na cara. To przypuszczenie zasługuje na uwagi jeszcze dlatego, że żona Niłusa Jelena Aleksandrowna, z domu Ozierow, była dwórką carycy. Później Niłus był w bliskich stosunkach z wieloma kierownikami „Związku Narodu Rosyjskiego”. Nie wykluczona jest dlatego możliwość, że w korespondencjach Departamentu Policji w sprawach  „czarnej sotni” znajdą się jakieś wskazówki dotyczące odpowiedzi na nasze pytania.

Z danych znajdujących się w literaturze wynika, że pośredniczką między Niłusem a Raczkowskim była niejaka Komarowska Natalia Afanasjewna. Mówi się, że była ona tą osobą, od której Niłus otrzymał od Raczkowskogo rękopis „Protokołów”. Byłoby bardzo ważnym poznanie życiorysu tej pani, jak i jej znajomości i związków.

Najprawdopodobniej faktycznym autorem „Protokołów” był niejaki Matwiej Gołowinski, urodzony, wydaje się, w ufijskiej guberni. O nim wiadomo, że on z początku lat dziewięćdziesiątych żył w Paryżu i był jednym z tajnych agentów Raczkowskiego. Czy są w archiwum jakiekolwiek dane o tym  osobniku.

Najważniejszym, oczywiście, okazuje się wyjaśnienie roli samego Raczkowskiego i jego bezpośredniego związku z „Protokółami”. Jeżeli można by było znaleźć podstawowe dowody tego związku, to byłoby to najważniejsze. Ale i każdy pośredni dowód jest ważny. Czy nie ma w archiwach wskazówek o kupowaniu różnych starych książek o treściach skierowanych przeciwko Żydom? Są dane, że Raczkowski takich książek poszukiwał i kupował je nie żałując na to pieniędzy. Szczególe, zimą 1905/06 roku, kiedy Raczkowski był wicedyrektorem Departamentu Policji, on, jak wiadomo, dostał dużą paczkę takich książek kupionych na jego polecenie przez jednego z jego agentów. W liczbie tych książek była znana pod tytułem „Kabała de Nudata”.  Niewątpliwym jest, że środki wydawane na te zakupy pochodziły z kasy Departamentu Policji. Może być, że w odniesieniu do powyższego, są odnotowane listy zakupionych książek. Jeżeli tak, to lista taka ma bardzo duże znaczenie.

Byłoby bardzo ważnym uzyskanie materiałów o stosunku Raczkowskiego do żydowskiego zagadnienia w ogóle. Może być, są dane o związkach Raczkowskiego z antysemickim ruchem we Francji.

Dla sądu i dla ekspertów przedstawiają duże znaczenie materiały biograficzne o Raczkowskim. W piśmie „Dawne” („Byłoje”) w 1917 roku był wydrukowany referat o działaniu Raczkowskiego, związany z jego usunięciem ze stanowiska kierownika zagranicznej tajnej policji („Ochrany”). Byłbym wam bardzo wdzięczny za dostarczenie mi oryginału tego artykułu albo jego fotokopii. Także i inne analogiczne referaty i materiały byłyby dla nas bardzo pożyteczne. Jeżeli tych materiałów nie ma w archiwach „Ochrany”, to one mogą być w archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – w dziale składu osobowego albo w tak nazywanej „części sekretarskiej”.

Bardzo jest możliwe, że o Raczkowskim i do jego działaniach pisał do Departamentu Policji jego następca na stanowisku kierownika paryskiej „Ochrany” L.R. Ratajew (to mogło być w latach 1902 -05). Możliwie też jest, że o Raczkowskim, w czasie jego usuwania ze stanowiska, pisał do Ministerstwo Spraw Zagranicznych rosyjski ambasador w Paryżu.

Żebym mógł podjąć poprawną ocenę Raczkowskiego i zorientować w jego poczynaniach, chciałbym otrzymać od was dokumenty o następujących niżej faktach, związanych, jak się wydaje, z działaniami Raczkowskiego:

  1. a) w pierwszej kolejności interesuje mnie sprawa Jagołkowskiego, który na polecenie Raczkowskiego brał udział, w początku lat dziewięćdziesiątych, w antyżydowskich zamieszkach w Belgii. Były dyrektor policji Łopuchin zawiadomił, że Jagołkowski, po wydaniu jego Rosji, dał szczegółowe świadectwa o swoim działaniu i stosunkach z Raczkowskim. Czy nie ma w archiwach departamentu policji „sprawy Jagołkowskiego”? Może być, że ta sprawa przyłączona jest do materiałów nadzwyczajnej komisji śledczej Murawjewa. Pełny tekst tych świadectw byłby bardzo mi poważną pomocą;
  2. b) sprawa o kradzieży papierów u prof. Cyona w Paryżu. Czy są dokumenty w tej sprawie?
  3. c) sprawa o zniszczeniu drukarni „narodowolców” w Genewie w latach 1885 - 87. Pewne dane w tej sprawie zostały wydrukowane w piśmie „Dawne” („Byłoje”) po 1917 roku. Te dane przedstawiają specjalne znaczenie, ponieważ w nich jest mowa o działaniu Raczkowskiego w Szwajcarii;
  4. d) różne fałszerstwa Raczkowskiego, a mianowicie tworzenie fałszywych listów w imieniu rewolucjonistów w celu skłócania rewolucjonistów przeciwko sobie nawzajem. To miało miejsce w połowie lat osiemdziesiątych. Listy tego rodzaju tu są, ale byłoby bardzo ważne ustalić, czy pisał Raczkowski o tej <…> (przepuszczenie w tekście. - Oleg Płatonow) w Leningradzie (wtedy Petersburg) i co osobiście on pisał. Ta okoliczność jest ciekawa dlatego, że dowodzi, iż Raczkowski był mistrzem fałszerstwa;
  5. d) raporty Raczkowskiego o prywatnym życiu księżnej Jurjewskiej (wdowy po Aleksandrze II). Te raporty są z pewnością w archiwach Departamentu Policji (w sekretarskiej ich części). Wywołały one ostrą ocenę Aleksandr III. Raporty te mogą dodatkowo oświetlić moralne niechlujstwo Raczkowskiego;
  6. e) działanie Raczkowskiego jako uczestnika organizacji pogromów w latach 1905-06, a szczególnie ciekawe byłby wskazówki, potwierdzające twierdzenia generała Nowickiego, że Raczkowski brał udział w organizacji pogromów żydowskich w Kijowie w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia.

Pytania dodatkowe w związku z „Protokołami  mędrców Syjonu”

W uzupełnienie do prośby od 14 marca 1934 r. przewodniczącego komisji rzeczoznawców K.A. Loozli (tak w źródle. - Oleg Płatonow) na procesie w Bernie w sprawie  „Protokołów mędrców Syjonu” zwracamy się, na prośbę adwokatów z Berna, w imieniu Rządu Sowieckiego w Moskwie,  do osób, którym polecono prowadzić poszukiwania w Centroarchiwie, o odszukanie następujących dodatkowych  dodatkowych materiałów:

„Protokoły” z przedmową Niłusa („Wielkie w małym”) wypuszczone z druku przez rewolucją   w 3-ch wydaniach – w 1905, 1912 i w czasie rewolucji w roku 1917. Tu nie można uzyskać  „Protokołów” z ostatnich dwóch wydań. Czy dla procesu możemy otrzymać te dwa wydawania? Pierwsze wydania z roku 1905 otrzymaliśmy w fotokopii z Brytyjskiego Muzeum. W przypadku, jeżeli to jest niemożliwe, to niezbędne byłoby ustalić, czy nie ma w tekście tego wydania jakowyś odstępstw od tekstu poprzednich wydań i czy nie wniesiono poprawek albo zmian w przedmowie Niłusa?

Oprócz wydań z przedmową Niłusa, są wydania z przedmową Butmi. Książka tego ostatniego wyszła pod nazwą „Wrogowie rodzaju ludzkiego” (z jego serii „Demaskatorskie mowy”) w wydaniu pod patronatem „Związku Narodu Rosyjskiego”. Ta książka wyszła, zdaje się, w trzech wydaniach. W naszej dyspozycji jest jedno wydawanie 1906 roku. Niezbędne jest wyjaśnienie, czy nie ma w innych wydawaniach jakowyś wariantów w tekście i w przedmowach.

Jakie są biograficzne materiały o Butmi? Czy to Butmi-de-Kacman, ziemianin z Besarabii, bliski pracownik Kruszewana?

Bardzo ważne jest ustalenie spraw następujących. Są wiadomości, że „Protokoły”, albo ich  fragmenty po raz pierwszy wydrukowano w gazecie Kruszewana „Sztandar” (Petersburg) w 1902 albo 1903 roku. Czy to prawda? Jeżeli tak, to co właśnie tam zostało wydrukowane? Jakie fragmenty? W jakiej redakcji, tj. w redakcji Butmi, Niłusa, albo kogoś innego? Kto napisał do nich przedmowy i jakiej treści one były? Z tych artykułów byłoby nader ważne wykonanie fotokopii.

16 października 1905 r. Moskiewski metropolita Władimir wygłosił w moskiewskich cerkwiach kazanie z powołaniem na „Protokoły”. Czy można dostać pełny i ścisły tekst tego kazania? Czy można ustalić, czy istniał jakikolwiek związek między metropolitą Władimirem i Niłusem?

Jaka rolę, w stosunkach między Raczkowskim i Niłusem, odgrywał Aleksiej Nikołajewicz Suchotin, były przywódca ziemian (gdzie, nie wiadomo) i były vice-gubernator stawropolski? Jakie wiadomości o nim są dostępne?

Matwiej Gołowinski, faktyczny autor „Protokołów”, był w tym czasie redaktorem i wydawcą  „Zwiastuna Historii Świata i Literatury”, który wychodził na początku lat 90-tych. (Później przemianowany w „Zwiastun Światowy”). Jeżeli tak, to wiadomości o nim, prawie z pewnością, powinny być w znanej kartotece wengerowskiej .

Są wskazówki, że „Protokoły” zimą 1905-1906 lat zostały przedstawione carowi, z rozkazu którego Departament Polityczny przeprowadzał tajne dochodzenie w sprawie „Protokołów”, przy czym były dostarczone raporty o nich od Raczkowskiego, Ratajewa, Gartinga i innych. Czy są ślady tego dochodzenia?

Drugie dochodzenie w sprawie „Protokołów” zostało przeprowadzone na krótko przed procesem Bejlisa, dochodzenie to przeprowadzał Krasilnikow (w tym czasie kierownik zagranicznej „Ochrany”), który przedstawił dokładny raport w Departamencie Policji. Czy zachował się ten jego raport?

W antysemickiej prasie znajdują się wiadomości, że na początku 1906 roku minister spraw zagranicznych Łamsdorf przedstawił carowi raport o międzynarodowej żydowskiej zmowie. Czy są ślady takiego raportu?

 

Odpowiedzi na pytanie przedstawicieli organizacji żydowskich. (Osoba odpowiadającego nie została ustalona)

1) Butmi - niczego nie znam;

2 ‑ 3) Stiepanow (generał) i Stiepanow Filipp.

  1. Piotr Aleksandrowicz Stiepanów (1805-1891), generał, komendant Carskiego Sioła, kolega I.I.Glinki i K.P.Briułłowa, brat karykaturzysty i redaktora „Iskry” N.A. Stiepanowa. Żonaty z Wierą Aleksandrowną Słucką z pierwszego małżeństwa Wulf (1818-1895).

Ich dzieci:

Aleksandrer Pietrowicz (1850-1898), kamer-junkier, pracownik ministerstwie spraw wewnętrznych.

Nikołaj Pietrowicz (1851-18 …), generał-major, dowódca oddzielnej kawaleryjskiej brygady (w Orle).

Michaił Pietrowicz (1853-1917), generał kawalerii, do 1905 r. przy Siergieju Aleksandrowiczu, a od 1905 r. przy Jelizawiecje Fiedorownie.

  1. Filipp Pietrowicz (1857‑19 …), inżynier wojskowy, w 1890 r. kierownik odcinka na samaro - złatoustowskiej i moskiewsko-kurskiej kolei, potem prokurator Moskiewskiego Biura Synodalnej Kontroli, był żonaty z Nadzieją Iwanowną Ridel (1865-189 …).

Jekatierina Pietrowna (1858- …), dwórka, w małżeństwie z Dawidem Aleksandrowiczem Ozierowem, patrz niżej.

Dzieci Filippa Pietrowicza:

Wiera (1885), od 1902 r. w pierwszym małżeństwie z rotmistrzem Czernihowskiego Pułku Dragońskiego Aleksandrem Nikołajewiczem Bodisko (zmarł 3 listopada 1904 roku w Harbinie) i w drugim małżeństwie z księciem Władimirem Władimirowiczem Golicynem moskiewskim powiatowym przywódcą ziemiaństwa. 

Nikołaj (1886).

Marina (1887), w małżeństwie z baronem … Władimirowiczem Szoppit.

Pietr (1891), żonaty od kwietnia 1916 roku z Inną Nikołajewną Kałaczową;

4) a. z. Szmakow - niczego nie znam;

5) Sipiagin Dmitrij Siergiejewicz (1853-1902), minister spraw wewnętrznych (1899-1902), żonaty z księżniczką Aleksandrą Pawłowną Wiaziemską, siostrą ob. Jekatieriny Pawłownej Szeremietiewej (żonie Siergieja Dmitrijewicza).

Ma on siostrę Aleksandrę Siergiejewną (1854), w małżeństwie z admirałem Fiedorem Wasiljewiczem Dubasowem (1845-1912).

Ich dzieci:

Daria, w małżeństwie z moskiewskim gubernatorem Nikitą Aleksandrowiczem Tatiszczewem.

Irina, dwórka.

Oleg (1889), kornet ;pułku kawalergardskiego pułku.

Dmitrij.

Tatjana.

Sipiagin po ojcu ma ciotecznych braci i siostry Urusow, ale oni w dzienniku nie są wspominani, dlatego ich nie wyliczam;

6) Plewe Wiaczesław Konstantinowicz (1846-1904), minister spraw wewnętrznych. Żonaty z Zinajdą Nikołajewną Gricewicz.

Ich dzieci:

Nikołaj (1882) (data z  „Upadku carskiego reżimu” - 1876).

Jelizawieta, w małżeństwie z byłym pomocnikiem kierującego sprawami komitetu ministrów, od 1906 roku senatorem, gofmajstrem Nikołajem Iwanowiczem Jediczem (1863 -1917).

Ich dzieci:

Olga (1895), od 1915 roku zamężna z  Nikołajem Michajłowicz Uszakowom (1892).

Wiaczesław, licealista.

Jurij, zabity na wojnie 29 października 1916 roku.

Siergiej;

7) Zwieriew Nikołaj Andriejewicz (1850-1917), były profesor Uniwersytetu Moskiewskiego, kierownik głównego urzędu do spraw prasy, potem senator, członek Dumy Państwowej, żonaty z Nadzieją Wasiljewną Chotiaincewoj.

Ich dzieci:

Wasilij (1884), ukończył Wydział Medyczny UIniwersytetu Noworosyjskiego, inspektor ludowych szkół, członek Duma Państwowej 4-tego zwołania z guberni niżnonowogrodzkiej  (frakcja prawicowa).

Andriej (1886).

Siergiej (1892).

Sofia.

Lubowl;

8) Diemczenko - niczego nie znam;

9) Ozierow. Potomstwo 2 braci Siergieja i Aleksandra Pietrowiczów. Siergiej Pietrowicz (1809-1884), generał piechoty, dyrektor korpusu paziów od 1861 roku, od 1865 roku – uznany opiekun. Żonaty z księżniczką Natalią Andriejewną Obolenską (1812-1901).

Dzieci:

Sofia (1838-1919), dwórka.

Jelizawieta (1840-1883), dwórka.

Natalija (1841-1864) w małżeństwie z Nikołajem Nikołajewiczem Wieliaminowem (1822-1892), generałem.

Pietr (1842-1879), oficer pułku preobrażenskiego  pułku, oficer - adiutant.

Andriej (1845-1897), generał-major, kierujący dworem Michaiła Nikolewicza od 1892 r., żonaty z Olgą Aleksiejewną Łopuchiną (1845-1883). (ciotką byłego dyrektora departamentu policji)

Aleksandra (1846-1898), dwórka Mari Fiedorowny, gofmistrzyni Ksieni Aleksandrownej.

Siergiej (1852-1920), generał-major  w latach1900-1904 – dowódca pułku preobrażenskiego, od 1905 roku dowódca pierwszej gwardyjskiej dywizji piechoty, zwolniony w 1906 roku po zajściach  w preobrażenskim pułku, w niełasce do 1910 roku.

Jekatierina (185. -1920), dwórka Mari Fiedorowny, od 1904 r. – pokojowa dwórka.

Maria (185. -1910).

Aleksander Pietrowicz (1817-1900), były poseł w Atenach i Bernie, obier-gofmajster przy Mari Aleksandrownnej, żonaty z Olgą Jegorowną Paszkową (1825-1873).

Dzieci:

Olga (1848- ….), w małżeństwie z generał-lejtnantem księciem Aleksandrem Iwanowiczem Szachowskim (1822-1891). Ma pasierbicę, która jest córką jej męża z pierwszego małżeństwa Mari (1861)  z generałem hrabim Fiedorom Eduardowiczem Kellerem (zabity na wojnie 1904 r.) i od 1910 r. w drugim małżeństwie z niemieckim dyplomatą von Fłotow.

Marija (1849-....), dworka, w małżeństwie z Aleksandrem Iwanowiczem Gonczarowem, siostrzeńcem żony Puszkina (1844-1906).

Aleksander (1850, zabity na wojnie 1877), sztabs-kapitan.

Boris (1852- ….), kielecki gubernator, gofmajster, żonaty z 1) hrabiną Sofią Alfredowną Keller (1854-1881) i 2) Jelizawietą Aleksandrowną Romejko-Gurko (1861-1926).

Córka: Olga, w małżeństwie z kapitanem sztabu generalnego Aleksandrem Karłowiczem Andersem (1880).

Córka: Jelena Aleksandrowna Anders (1905-1929), w małżeństwie z Ałkałajewym-Kałageorgi.

Jelena (1854- ….), dwórka, od 1907 r. zamężna z Siergiejem Aleksandrowiczem Niłusem, wydawcą „Protokołów mędrców Syjonu”.

Dawid (1856- ...), szef zarządu Pałacu Anniczkowskiego, generał-lejtnant, żonaty z dwórką  Jekatieriną Pietrowną Stiepanow (1858  -.....), patrz wyżej.

Siergiej (1863-1904), kierujący samodzielnymi majątkami, żonaty z Praskowią Martynowną Belkowej. 

Dzieci:

Siergiej (1892).

Aleksander (1894, zabity w walce w sierpniu 1917), porucznik gwardyjskiego strzeleckiego pułku.

Praskowia (1896).

Marija (1900);

10) Raczkowski P. I. - niczego nie znalazłem, poza tym, co powiedziane w „Upadku carskiego reżimu”;

11) Durnowo Pietr Nikołajewicz (1845-1915), były minister spraw wewnętrznych, miejski - sekretarz, członek Rady Państwa, żonaty z Jekatieriną Grigoriewną Akimow.

Dzieci:

Pietr, kornet grodzieńskiego pułku huzarskiego, żonaty z Marianną Erichową Pistolkors (córka księżnej Palej, żony wielkiego księcia Pawła Aleksandrowicza), wyszła w drugim małżeństwie  za Christofora Iwanowicza von Derfeldena. Ich syn Kiriłł Pietrowicz.

Nadzieja, dwórka.

Jekaterina Grigoriewna Durnowo ma brata Michaiła Grigorjewicza Akimowa (1847-1914), byłego ministra sprawiedliwości, stats-sekretarza, przewodniczący Rady Państwa, żonatego z Mariją Nikołajewną Delanowoj.

Dzieci:

Nadzieja, w małżeństwie z Nikołajem Siergiejewiczem Czenykojewym.

Jelena, za Piotrem Nikołajewicz Łosiewym.

Nikołaj (1882), urzędnik państwowej kancelarii.

Sofia, dwórka.

Tatjana;

12) Nikolskij B.W. - niczego nie znalazłem;

13) Bułacel.

 

Jak wynika z tych dokumentów, żydowscy organizatorzy berneńskiego procesu mieli szeroką możliwość otrzymywania wiadomości o udziale w wydawnictwach „Protokołów mędrców Syjonu” policji rosyjskiej i osobiście generała Raczkowskiego. Jednak nie udało się im znaleźć ani jednego faktu (prostego albo pośredniego), potwierdzającego ich oszczercze domysły.

Bezskuteczne poszukiwania trwały aż do końca z 1934 roku. W archiwum zachował się list z Instytutu Gospodarki Komunistycznej Akademii przy Wszechrosyjskim Centralnym Komitecie Wykonawczym z prośbą o wydanie pozwolenia na pracę w Archiwum Rewolucji niejakiemu S.S.. Szustermanowi przy poszukiwaniu dokumentów dotyczących „Protokołów mędrców Syjonu” (GARF. Zasób 4888, op. 1, d. 30, l. 19). Na prośbę żydowskiej strony  z Moskwy wydano polecenia wysłania do Berna, na wiosenne posiedzenie berneńskiego procesu w 1935 roku, „adwokata”- syjonistę A.S.Tagiera, autora antyrosyjskiej książki o procesie Bejlisa; starego księcia S.D.Urusowa byłego gubernatora besarabskiego i przyjaciela ministra spraw wewnętrznych; Fryca Płattena, żydowskiego bolszewika, pod kierunkiem którego była urzeczywistniona przeprawa w zaplombowanym wagonie Lenina i jego żydowskiej „gwardii” przez Niemcy do Rosji. („Odrodzenie” z dn. 05.03.1935.). Jednak, z nieznanych przyczyn, ta podróż nie doszła do skutku.

 

Rozdział 37

 

Sąd odmawia wezwania świadków obrony. Ekspertyza profesora Fleischgauera.

Badanie historycznych korzeni „Protokołów mędrców Syjonu”.

Pomoc od najwybitniejszych Rosjan specjalistów w dziedzinie judaizmu i żydowskich zagadnień. Ustalenia dochodzenia. Sprzeczne z prawem stanowisko sędziego i sądowego eksperta. Zakaz publikowania sądowych dokumentów przez stronę obrony.

 

Wyznaczenie profesora E. Fleischgauera nowym oficjalnym ekspertem od strony pozwanych wyraźnie zmieniło atmosferę procesu berneńskiego. Profesor był wybitnym uczonym światowej sławy, czołowym specjalistą w dziedzinie żydowskich zagadnień. Na przebiegu wielu lat wydawał on międzynarodowy biuletyn „Wieltdinst” i encyklopedię „Siegiła Weri”, poświęcone  studiom nad  judaizmem i połączonymi z nim zagadnieniami. Do stworzenia encyklopedii, która, według słów Fleischgauera powinna była zebrać wszystko to, co „myślą i co wiedzą o Żydach Aryjczycy”, przyciągnięto najwybitniejsze umysły uczonych z wielu krajów świata. Z Rosji, na przykład, w tworzeniu encyklopedii brali udział tacy znani specjaliści, jak generałowie A.D. Nieczwołodow, N.A. Stiepanow, A.I. Spiridowicz, P.N. Krasnow, deputowany Dumy Państwowej N.J. Markow, syn pierwszego wydawcy „Protokołów mędrców Syjonu” N. F. Stiepanow (Zwitków), towarzysz ober - prokuratora Synodu książę N.D. Żewachow, pisarze J. Brandt i P. Szabielski-Bork, hrabia I.S. Łanski. Wszyscy zostali pomocnikami Fleischgauera i na procesie berneńskim brali udział w wydaniu ekspertyzy sądowej.

N.E.Markow, na przykład, faktycznie określił strategiczną linię obrony proponując nie podejmować sporu z Żydami na temat autorstwa „Protokołów mędrców Syjonu”, a rozpatrywać je jako produkt izraelickiej psychologii. „Do obrony – pisał – niewygodnie byłoby starać się dowieść, kto to właśnie z Żydów stworzył tekst protokołów. Tego nie można udowodnić, a próby tego rodzaju tylko poważnie skomplikują obronę. Wystarczy powiedzieć, że ten żydowski plan odpowiada żydowskiej psychologii i jest tylko powtarzaniem idei, wyłuszczonych w Starym Testamencie, Talmudzie i w innych podobnych utworach, które były wygłaszane przez Żydów przez wszystkie stare i nowe czasy i które realizowali w całej rozciągłości w ZSRR”. (GARF. zasób 5802, op. 1, d. 31, l. 186.)

Oficjalnymi asystentami Fleischgauera na procesie sądowym byli dziennikarze Boris Pietrowicz Tedli i Engelgardt. Dużą rolę w przygotowywaniu posiedzeń procesu berneńskiego, wiosną 1935 roku, odegrali także baron Ubald von Rołl i baron de Potter.  Jak później wyjaśniło się, to obaj byli płatnymi agentami syjonistów i regularnie meldowali im o wszystkim, co tylko robili Fleischgauer i jego pracownicy. (ASTM. Fundusz N.F. Stiepanowa, BP. GARF, zasób 5802, op. 1, d. 31, l. 186.)

Wśród pracowników Fleischgauera nikt nie miał wątpliwości, że „Protokoły mędrców Syjonu” stanowią produkt żydowskiej myśli, i że powstały w wnętrzu tajnych żydowsko-masońskich organizacji. Prawda, specjalną pozycję zajmował generał Krasnow, który chociaż uznawał  „Protokoły mędrców Syjonu”, ale uważał, że były one stworzone przez S.A. Niłusa. W liście do B.Tedli, z dnia 4 listopada 1934 roku, pisał:

„Powinienem wam powiedzieć, że wasze zadanie jest nadzwyczaj ciężkie z powodu następujących przyczyn. „Protokoły mędrców Syjonu”, to w swojej istocie apokryf, to znaczy, że one są kompilacją Niłusa, ale dokonaną na podstawie ścisłych żydowskich danych. Wobec tego, z formalnego punktu widzenia, Żydzi zawsze będą mieli rację, jako że w rzeczywistości nie istnieją żadne protokoły, a są to tylko poszczególne polecenia (lub życzenia), które Żydzi w różnych czasach i w różnych miejscach wypowiadali, a Niłus połączył je wszystkie pod nazwą „Protokołów mędrców Syjonu”. W jaki sposób Niłus wysunął je w świat, tego nie mogę wam powiedzieć. Może być, że on to zrobił w takiej formie tylko dlatego, żeby wywołać zainteresowanie i zdobyć w ten sposób większy krąg czytelników. Tym starał się stworzyć przeciwko Żydom wieczną nienawiść. Nie mogę wierzyć ani w autentyczność protokołów ani w to, co o nich piszą.  Sąd nie będzie wchodzić w istotę tego » (GARF, zasób 5802, op. 1, d. 31, l. 171. Oczywiście, punkt widzenia Krasnowa był błędny. „Protokoły mędrców Syjonu” rozchodziły się na długo zanim dostali się w ręce Niłusa.)

Jeszcze do początku posiedzeń procesu berneńskiego adwokaci obrony złożyli na ręce sędziego  prośbę o pozwolenie im na wezwanie świadków dla składania zeznań w czasie procesu, tak jak to zrobili przedstawiciele organizacji żydowskich. Obrona planowała postawić taką samą liczbę świadków, jaka była postawiona ze strony syjonistów. Gotowość złożenia zeznania wypowiedział cały szereg osób będących w przeszłości wysokiej rangi funkcjonariuszami rosyjskiej policji. Byli to: generał A.I. Spiridowicz zaniepokojony oszczerczymi pomówieniami ze strony żydowskiej,   generał A.D. Nieczwołodow, książę M.K. Gorczakow, N.F. Stiepanow, N.E. Markow – syn obrzuconego oszczerstwami generała Raczkowskiego. Jednak sędzia bez wyjaśnienia przyczyn oddalił prośbę adwokatów obrony, a tym samym postawił obronę, wobec strony skarżącej, na nierównych warunkach procesowych. (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego, 20-26.)

18 kwietnia adwokaci obrony także złożyli podanie o wniesienie sprawy kryminalnej przeciwko 10 izraelickim świadkom. W liczbie tych świadków byli Weizman, Swatikow, Burcew, Milukow, rabin Erenpreis, których oskarżono o składanie fałszywych świadectw. Poniżej przytacza się  okólny list B.P. Tedli do uczestników berneńskiego procesu ze strony obrony, charakteryzujące atmosferę poprzedzającą posiedzenia sądu wiosną 1935 roku:

 

 Okólnik.

Podaję do wiadomości wszystkich współpracowników w procesie sprawie o „Protokołów mędrców Syjonu” w Bernie, że sędzia odmówił nam wezwania świadków obrony. Oprócz tego, on na wszelkie sposoby przeszkadzał w pracy naszego eksperta płk. Fleischgauera. Innymi słowy, sędzia zdecydowanie przyjął stronę naszych wrogów i niewątpliwie działa wbrew prawu. W koniecznej chwili będziemy musieli podjąć takie środki, które będą potrzebne naszym  prawnikom.

Przy takich warunkach nie można liczyć na sprawiedliwy wyrok. Dlatego będzie złożona przez nas skarga kasacyjna.

18 kwietnia złożyliśmy wniosek o dochodzenie sądowe przeciwko 10 świadkom oskarżenia za złożenie fałszywego świadectwa. Sąd w tej sprawie, w przeciwieństwo do obecnego, będzie sądem przysięgłych.

Podając to wszystko do wiadomości naszych przyjaciół prosimy о nie przerywanie roboty i do przygotowania się na czekającą nas walkę o prawdę. Będziemy informować o sprawie wszystkich naszych współpracowników.

Berno, 22 kwietnia 1935

Z ogólnie aryjskim pozdrowieniem 

  1. Tedli. (ASTM. Zasób N.F. Stiepanowa BP.)

 

Proces berneński zaczął się 29 kwietnia i trwał do 14 maja. Po ogólnych proceduralnych sprawach został udzielony głos Fleischgauerowi. Zaczął on wygłaszać swój wykład o wynikach swojej ekspertyzy na temat „Protokołów mędrców Syjonu” rankiem 30 kwietnia, a skończył wieczorem 6 maja, poświęciwszy, w ten sposób, temu zagadnieniu 10 pełnych posiedzeń sądu, czyli ponad 30 godzin. (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskigo, 20 - 26.)

Ogólnie ekspertyza Fleischgauera miała więcej niż 600 stron tekstu drukowanego. Profesor w najbardziej szczegółowy sposób przestudiował historię omawianego tematu i stwierdził, iż  „Protokóły mędrców Syjonu” mają swe źródło w Talmudzie i pochodzą z początków XIX wieku. Wykorzystując prace najbardziej znanych uczonych, filozofów, pisarzy, Fleischgauer przekonywająco ukazał ślepy zaułek, do którego zaprowadziła znaczną część narodu żydowskiego żydowsko-talmudyczna ideologia. Swoje wywody ekspert potwierdził wyjątkami z prac najuczciwszych i najmądrzejszych przedstawicieli narodu żydowskiego, takich, jak B. Spinoza, U.Akosta, J. Brafman, Briman (Justus), O. Weininger, A. Trebicz, którzy wyrażali sprzeciw  wobec rasistowskiej i wrogiej ludziom ideologii judaizmu. (ASTM, Zasób N.F. Stiepanowa, BP.)

Fleischgauer stworzył dokument wstrząsający swą wiedzą i głębokością myśli, przeniknięty uczuciem chrześcijańskiego współczucia dla Żydów, oszukanym przez izraelickich wodzów. Natychmiast po zakończeniu procesu ekspertyza Fleischgauera została przekazana do archiwum Berneńskiego Sądu, skąd przy zagadkowych okolicznościach zniknęła.

W osobistych archiwach niektórych ekspertów i uczestników procesu berneńskiego zachowały się tylko mniej lub więcej szczegółowe streszczenia tej ekspertyzy Fleisachgauera. W jednym przypadku, gdy sprawdzałem zawartość archiwum N.F. Stiepanowa, stwierdziłem istnienie tam unikatowego dokumentu, zaznaczonego jako szczególnie poufny, który był rozsyłany wśród ekspertów i uczestników procesu berneńskiego przez stronę pozwanych. W nim, w skrótowym opracowaniu podane były podstawowe założenia i zajmowane pozycje przez obrońców  „Protokołów”. Przywodzę ten dokument w całości:

 

Ściśle poufnie.

Ustalenia śledztwa

  1. „Protokóły mędrców Syjonu” są tajnym politycznym dziełem. Autor „Protokołów” jest nieznany. Autorstwo ich polega tylko na domysłach, ale dowodów nie ma.
  2. „Protokoły mędrców Syjonu” zawierają taki sam makiaweliczny program, jaki Maurice Joli przedstawił w dość skryty sposób w swoim opracowaniu, wydanym przez niego w druku, wkrótce po powstaniu Alliance Israelite Universelle, pod tytułem „ Dialog w piekle między Makiawelem i Monteskiuszem”.
  3. „Protokoły”, tj. kopie takowych, dostały się w 1901 roku w ręce rosyjskich pisarzy Butmi i Niłusa. Butmi opublikował je pod koniec 1901 roku, a Niłus – w 1905 roku.
  4. Należy robić różnicę między dwojakiego rodzaju tajnymi dokumentami, mającymi na myśli zmaganie się przeciwko nie żydowskim państwom i narodom z celem wzniesienia izraelickiej najwyższej władzy mesjanistycznego światowego państwa:
  5. a) starszy z tych dokumentów był w obiegu wśród przywódców żydostwa rosyjskiego. Treść jego stała się nam znana przez „Mowę rabina o gojach”, która była opublikowana w 1900 roku przez młodoczeskiego deputowanego Brżenowskiego. W swej treści omawiany dokument jest najbliższy oryginałowi. Ale jeszcze wcześniej ten tajny dokument był znany francuskiemu rewolucjoniście Maurice'owi Joli, który wykorzystał go w 1864 roku w swej pracy pt. „Dialog w piekle ...”. Za tym przemawia ta okoliczność, że w „Dialogu” Joli są zawarte nader wyraźne współbrzmienia z tym żydowskim dokumentem – w nim są nawet jednakowo brzmiące myśli. W 1866 roku ten sam dokument został opracowany przez Gedshe w jego powieści „Biarritz”(Hеrman Gedshe, to pseudonim Johna Reklifa rosyjskiego urzędnika pocztowego i wywiadowcy policyjnego).
  6. b) nowszym z tych tajnych dokumentów są „Protokoły mędrców Syjonu”. Oba programy powstały całkowicie niezależnie jeden od drugiego, tj. autor „Protokołów” nie wykorzystał do nich ani pierwszego źródła ani nie przetworzył takowego z powieści Giedshe. Wykorzystał tylko „Dialog” Joli. Dowodem na to jest ta okoliczność, że w „Protokołach” znajdują się tylko te myśli ze starszego programu, która są w „Dialogu” Joli, i że wszystkie te szczegóły ze starego programu, które nie zostały wykorzystane przez Joli, nie zostały umieszczone i w „Protokółach mędrców Syjonu”.
  7. Od czasu pojawienia się na świecie w 1864 roku „Dialogu” Joli światowa sytuacja tak w politycznych, jak i w ekonomicznych stosunkach zmieniła się w sposób istotny. Z tymi nowymi warunkami autor Protokołów najwyraźniej się liczy, co szczególnie jest widoczne przy rozpatrzeniu i przedstawieniu zagadnień dotyczących przemysłu, prasy i polityki finansowej, walutowej i podatkowej.

Cała treść „Protokołów” odznacza się zdumiewającą przenikliwością sądu o każdej sytuacji, w  każdych okolicznościach i wprost genialną zdolnością obejmowania wszystkich możliwości w przyszłości, a co wyraźnie świadczy i o tym, że ich autor, to przywódca żydowski ogarnięty  płomienną miłością  do swojego narodu.

  1. Protokoły nie mają również niczego wspólnego z tak nazywanym „Syjonistycznym programem 1897 roku”. One jawią się programem tak zwanego symbolicznego, albo duchowego, syjonizmu, powstałego na podstawie obietnic religii mojżeszowej, które przywidywały połączenie wszystkich narodów Ziemi w Izraelu. Rzeczywisty zaś, albo polityczny, syjonizm przedstawia za swój cel stworzenie w Palestynie centrum dla Żydów. O tym ostatnim programie stworzonym w Bazylei w 1897 roku, w „Protokołach” nawet nie ma najmniejszej wzmianki. Rzeczywisty syjonizm pod wodzą Hertzla dążył wyłącznie do stworzenia izraelickiego państwa w Palestynie, które miało być jak gdyby pierwszym krokiem w drodze do władzy nad światem. Symbolicznego zaś syjonizmu najbardziej wybijającym się przedstawicielem był Achad Gaam, który dążył, odwrotnie, prostą drogą, nie unikającą stworzenia Palestyńskiego państwa, do mesjanistycznego światowego państwa żydowskiego. Oba te kierunki, w roku 1897 w Bazylei, znajdowały się wobec siebie w ostrej wzajemnej sprzeczności.
  2. W stosunku do osobowości autora „Protokółów", jak już powiedziano, możliwe są tylko domysły. Pierwszym, najbardziej istotnym domysłem, jest wskazanie Achada Gaama, wodza symbolicznego syjonizmu, właśnie jako autora, gdyż symboliczny syjonizm przedstawia za swój cel – tak jak i „Protokoły” – stworzenie mesjanistycznego światowego państwa żydowskiego.

Achad Gaam założył w Odessie tajny zakon „Bienie Mosze” (tj. „Synowie Mojżesza”). Zakon  ten przestrzegał rytuału, nader podobnego do rytuału frankomasońskich lóż. Do tego zakonu, jak to podaje „Judisches Lexikon”, wstępowali i łączyli się w nim tylko wybrane i duchowo wysoko rozwinięte osoby, uważające za cel swojego życia wyzwolenie narodu i ziemi Izraela. Bezpośrednio po Kongresie Bazylejskim 1897 roku zakon ten przerwał swoje istnienie – najwidoczniej założone sobie zadania do tego czasu już zostało wykonane. Aż samo wprasza się przypuszczenie, że „Protokoły” okazują się czymś w rodzaju pracy seminaryjnej (Seminararbeit) tego tajnego związku, którego prace prowadzone były pod bezpośrednim kierownictwem i wpływem Achada Gaama. Na posiedzeniach tego braterstwa najwidoczniej „Protokoły” były poddawane rozpatrzeniu i omawianiu – i to dlatego budowa całego planu przedstawia się w postaci protokołów z oddzielnych posiedzeń.

  1. „Dialog” Joli wykazuje liczne zdumiewające podobieństwa i koordynację z wieloma miejscami i z wieloma myślami Hertzla w jego „Tagebucher” i „Judenstaat”. Ten fakt stanowi dowód temu, że myśli z „Dialogu” jawią się własnością ducha żydowskiego. Takie samo zdumiewające podobieństwo i koordynacja są i między wyżej wymienionymi dziełami Hertzla i „Protokołami mędrców Syjonu”. To dowodzi i tego, że „Protokoły” także okazują się owocem ducha żydowskiego.

Dziwne opowiadanie Hertzla o okręcie „Syjon”, podobnie jak i dialogi mędrców w jego powieści „Altneuland”, narzucają myśl, że Hertzl znał związek między „Dialogiem” Joli i „Protokołami mędrców Syjonu” i że to on w swojej powieści chciał uwiecznić Joli, rozsławiając go pod wymyślonym imieniem Joe Lewi.

  1. Przypuszczeń, że „Protokoły mędrców Syjonu” zostały sporządzone przez rosyjskie władze, przez Raczkowskiego albo Niłusa, w celu zatrzymania liberalnych reform Cara i w celu nastawiania Monarchy przeciwko Żydom, niczym nie można udowodnić. Przeciwnie, nader ważne dane akurat przeczą tym przypuszczeniom:
  2. a) Protokoły są niepełne. Przy porównaniu ich z „Dialogiem” Joli te irytujące luki mogą zostać ustalone; w szczególności jest nieobecny wstęp, a w końcu przez samego autora obiecany w protokole 16, 7 wyjaśnianie. Całkowicie jest niemożliwe, żeby któryś z rosyjskich rządowych resortów, albo ktoś z rosyjskich urzędników państwowych ośmielił się przedstawić Carowi albo swojemu Rządowi taką tak niedoskonałą pracę;
  3. b) liczne sytuacje i wyjaśniania w Protokołach całkowicie usuwają możliwość, by przewidywania, że „Protokoły” zostały sporządzone przez rosyjskich urzędników mogłyby być prawdziwe;
  4. c) opublikowane przez Butmi i przez Niłusa „Protokoły” pozostawały przez cały czas istnienia Carskiej Rosji, a po upadku Carskiego rządu, aż do 1920 roku, całkowicie niezauważonymi. Dowodzi tego Zegiel. Rozpowszechnienie „Protokołów”, jak wynika z tego, w najmniejszym stopniu nie było dziełem carskiego rządu;
  5. d) przeciwko rosyjskiemu autorstwu „Protokołów”, jakoby stworzonych dla celów obmyślanych przez rząd rosyjski, mówi w dodatku ta okoliczność, że w „Protokołach” nie można znaleźć ani najmniejszej wzmianki o Rosji i to w tym czasie, kiedy problem żydowski odgrywał akurat w Rosji znaczącą rolę.
  6. Wszystkie kongresy syjonistyczne odbywają się podwójnie. W czasie kongresów syjonistycznych obraduje jednocześnie i tajna konferencja żydowska – to podał zastępca rabina R. Fleischman z miejscowości Skoki. Różne okoliczności potwierdzają poprawność tego jego zawiadomienia:
  7. a) w czasie syjonistycznego kongresu w Bazylei 1899 roku doszła do skutku, zgodnie z protokołem posiedzeń, specjalna narada uczestników zjazdu, będących członkami zakonu „B`nai B`rith”;
  8. b) na Kongresie Syjonistycznym w Bazylei w 1903 roku, zgodnie z opublikowaną wiadomością przez masona dr Mareckiego, członkowie zakonu „B`nai B`rith” mieli także specjalne posiedzenie;
  9. c) według E. Juena, już wcześniej został zwołany na rok 1897 kongres zakonu B`nai B`rith”;
  10. d) sam Hertzl pisał, że Syjonistyczny Kongres Bazylejski będzie zarówno jawny, jak i poufny;
  11. d) świadek Max Bodengejmer, osobiście biorący udział na kongresie w 1897 roku, przyznał i potwierdził, że doszło do skutku tajne posiedzenie, na którym brało udział od 40 do 50 delegatów. Znaczy, że mówi się tu nie o poufnym posiedzeniu kongresu syjonistów, na którym uczestników było ponad dwa razy więcej, ale o specjalnym posiedzeniu określonej i dowolnie licznej grupy –najwidoczniej, mówi się o takim samym posiedzeniu, które miały miejsce w 1899 i 1903 roku.
  12. Twierdzenie, że „Protokoły” nie mogły być przedmiotem poruszanym na pierwszym Kongresie Syjońskim, bowiem kongres ten był całkowicie jawny i protokoły z posiedzeń o „Protokołach” nic nie wzmiankują, w tym świetle jest całkowicie bezpodstawne. Protokoły omawiane nie były na oficjalnym Kongresie Syjonistów, lecz na tajnym, równoległe przebiegającym kongresie masonów organizacji zakonu „B`nai B`rith”.

Ustaliwszy to ostatnie, robi się zrozumiałe:

  1. a) dlaczego bazylejski dokument miał na końcu dopisane : „podpisany przez syjonistycznych przedstawicieli 33 stopnia” (zaznaczył to Butmi) – i zgodnie z Niłusem: „podpisany przez syjonistycznych deputowanych 33 stopnia”. (to przekład z niemieckiego, w rosyjskich oryginałach tekst może być inny) ?
  2. b) dlaczego Butmi w swoim wydaniu szczególnie podkreślał: „nie mieszać z przedstawicielami syjonizmu” ? i wreszcie
  3. c) dlaczego ten dokument został napisany na języku francuskim i został posłany do loży we Frankfurcie?
  4. Żydowski program zdobycia władzy światowej jest zawarty nie tylko we wskazanych dwóch tajnych dokumentach, których autentyczność kwestionuje żydostwo, ale taki sam plan jasno jest wyrażony w opracowaniach rozpowszechnianych przez „Międzynarodowe towarzystwo poważnych badaczy Biblii”, autentyczność których nie wypada kwestionować. Podrywaniem znaczenie religii chrześcijańskich i wzbudzaniem mas przeciwko władz państwowych owi badacze Biblii starają się zrewolucjonizować narody i zniszczyć państwa, ażeby wznieść mesjanistyczne królestwo pod żydowskim przywództwem. Całkiem taki sam plan zawierają „Protokoły mędrców Syjonu”. Oficjalne żydostwo odnosi się do tej międzynarodowej organizacji z pełną sympatią, a „Judisches Lexikon” zawiera wiele zdań pochwalnych dla tego towarzystwa, twierdząc, że ono ma na celu pogłębienie chrześcijaństwa przez zwracanie uwagi na prawdziwy sens Biblii. A „Protokoły”? One także nawracają do sensu Biblii, która, zgodnie z żydowskim poglądem, obiecuje narodowi wybranemu władzę nad światem. Czcić, uznawać i odczuwać jedność z nauką „poważnych  badaczy Biblii”, a jednocześnie odrzucać „Protokoły” jest całkowitą sprzecznością rzeczową, gdyż jeżeli nauka badaczy Biblii odpowiada sensowi Biblii i to jest prawdą, to i Protokoły są autentykiem.
  5. Miejsce w Protokołach 9, 14, w którym mówi się o groźbie wysadzania podziemnych kolei, stanowią dla Żydów za główny dowód tego, iż Protokoły są fałszywe. Na te żydowskie sprzeciwy odpowiadam w II części, w odpowiedzi na pytanie 6, 8. Za przykład możliwości takich aktów terrorystycznych jest tam, przedstawiony przeze mnie, wybuch kościoła katedralnego w Sofii. Dalszym przykładem na to jak w tych kołach upijają się krwawymi fantazjami i pragnieniem  zabójstw mogą służyć dzieła „poważnych badaczy Biblii”, w których oni zapowiadają, oczekiwane przez nich, ziszczenie chrześcijańskich państw:

„Wszystkie proroctwa dają prawo do wywnioskowania, że tej walce będzie towarzyszyć przerażający rozlew krwi” (Schriftstudien VII. Str. 305).

„Teksty Świętego Pisma spełnią się dosłownie i w okropny sposób, a mianowicie potokiem rzeczywiście rozlanej krwi, w porównaniu z którym europejska wojna pojawia się tylko jako  preludium” (Schriftstudien VII. Str. 393).

„Świątynie i ulice chrześcijan będą, w ścisłym tego znaczeniu, całkowicie wypełnione zabitymi w tym czasie nieszczęścia” (Schriftstudien. Str. 560). Uwaga: kościół katedralny w Sofii rzeczywiście został wypełniony zabitymi ludźmi!

„Trupy, które będą walać się po ulicach będzie trzeba zbierać … Martwym nie będą oddawane przy pogrzebie honory żołnierskie, tylko ich zwłoki zakopią, jak zakopuje się dzikiego zwierza … Pogrzebami zabitych będą się zajmować specjalnie zorganizowani robotnicy” (Rechtfertigung 2 Bd. Str. 338-341).

  1. „Nigdy nie istniała taka międzynarodowa organizacja żydowska, która hołubiłaby plany o światowej władzy” – powiedział – zgodnie „Wahrheit” z 2 listopada 1934 roku, na sądzie dr Chaim Weizman.

Na to odpowiemy: międzynarodowymi organizacjami żydowskimi, dążącym do światowej władzy, są „Alliance Israelite Universelle” i loża „B`nai B`rith”. 

Międzynarodowymi pomocniczymi organizacjami żydostwa jest całe frankmasoństwo i „Międzynarodowe towarzystwo poważnych badaczy Biblii”.

Międzynarodowymi ruchami na usługach Żydów są marksizm, komunizm i bolszewizm.

Cytadelą międzynarodowej żydowskiej władzy są największe potęgi finansowe świata (Hochfinans), światowa prasa i wprowadzany w błąd proletariat.

  1. Wydarzenia polityczne, w szczególności zaistniałe w ostatnich dziesięcioleciach, rozwijały się pod międzynarodowym żydowskim wpływem i zdumiewająco zgadzały się z treściami „Protokółów mędrców Syjonu”. Program Protokółów był, pod żydowskim przywództwem, prawie całkowicie przeprowadzony i urzeczywistniony w bolszewickiej Rosji.
  2. Całymi latami żydostwo walczyło z „Protokołami” wykupem ich wydań, albo zakazem takowych wydań w gazetowymi albo innych publikacjach. To była mała wojna, przeprowadzana nader często wątpliwej konduity środkami, jak zafałszowanie faktów oraz oczernianie poszczególnych osób. Tym czasem wszystkie te osoby, które znały pochodzenie „Protokołów”, tj. wszyscy mogący być dla Żydów niebezpiecznymi przeciwnikami, umarli. W szczególności z Rosjan byli to: Raczkowski, Butmi i Niłus; z Francuzów: E.Juen i R.Lambelen; z Niemców: Gottfried Cur-Bek i Teodor Frič; z Żydów: Achad Gaam, Nordau, Hertzl i A.Trebicz. I teraz żydostwo podaje w wątpliwość zagadnienie autentyczności Protokołów.
  3. Skończę pamiętnymi słowami żydowskiego pisarza, Artura Trebicza, wywiedzianymi przez niego w poświęconej „Protokołom” książce „Deutscher Geist oder Judentum” (s. 74):

„Ten, który jako autor, przepełniony przeczuciami, dawno już wypatrzył, wysłuchał i wyczytał wszystkie zawarte w tych tajnych aktach wypowiedziane myśli, cele i zamiary odnośnie do całego naszego życia ekonomicznego, politycznego i duchowego, może z pełną pewnością poręczyć za to, że to wszystko staje się najoryginalniejszym i autentycznym wyrażeniem giętkiego ducha, dążącego do panowania nad światem, i że to wyraźnie wskazuje na oryginalność i autentyzm „Protokołów”, bowiem aryjski mózg nawet przy jego antysemickiej nienawiści, stosowanych podłości i oszczerstw, nigdy nie byłby w stanie wymyślić takich sposobów walki, jak i sprokurować takich planów, podstępnych zamiarów i takich oszustw finansowych”. (ASTM. Zasób N.F. Stiepanowa, BP.)

 

Ekspertyza Fleischgauera, ścisłość i moc jego stwierdzeń, wywołała popłoch w środowisku żydowskich organizacji, a przede wszystkim wśród syjonistów. Żydowscy „zwolennicy prawomocności” uznali ekspertyzę Fleischgauera antysemickim pamfletem i domagali się zakazu jej opublikowania. Według prawa szwajcarskiego, wszystkie dokumenty, którymi posługiwał się sąd w czasie procesów, mogą być publikowane w środkach masowego przekazu dla ich jawnego omawiania. Syjoniści zaś zażądali zakazu publikowanie w prasie dokumentów przedstawionych w sądzie przez Fleischgauera.

W imieniu żydowskich organizacji ekspert sądu Loosli oświadczył, że ekspert Fleischgauer  „utworzył pamflet w imieniu antysemickiej idei. Na podstawie kryminalnego berneńskiego kodeksu i kodeksów postępowania karnego w większości cywilizowanych krajów ekspertyza Fleischgauera powinna być rozpatrywana jako niemoralna literatura”. (Cytowane z W. Burcewa – Utwory wybrane, str. 325.)

Sędzia poparł bezprawne żądanie eksperta Loosli i publikacja materiałów Fleischgauera została zatrzymana. Sędzia także jeszcze raz potwierdził ten zakaz na prośbę świadków strony obrońców „Protokołów”. Według opinii żydowskich organizatorów procesu berneńskiego, którą podtrzymał i sędzia, świadkowie ze strony pozwanych będą prowadzić „antysemicką propagandę, obrażającą godność Żydów”. Więcej, sędzia odmówił spełnienia prośby adwokatów pozwanych o pociągniecie do odpowiedzialności karnej  za fałszywe świadectwa świadków organizacji żydowskich Weizmana, Swatikowa, Burcewa, Milukowa, rabina Erenpreisa i innych. W takich warunkach obrońcy „Protokoółów mędrców Syjonu” nie mogli liczyć na uczciwe rozpatrzenie sprawy i sprawiedliwy wyrok.

 

Rozdział 38

 

Korespondencja między uczestnikami procesu berneńskiego ze strony obrony.

N.F. Stiepanow.  N.A. Stiepanow.  B.P. Tedli.  N.J. Markow.  J.K. Brandt.

 

Oprócz przedstawionych powyżej dokumentów w osobistym archiwum N.F. Stiepanowa odkryłem z zadowoleniem dużą ilość listów, które on otrzymywał w okresie procesu berneńskiego od B.P. Tedli, N.E. Markowa, E.K. Brandta. Z tych listów wynikało, w jakie złożone warunki byli wprowadzeni obrońcy „Protokołów”, którym pod różnymi pretekstami przeszkadzano w czasie wypowiedzi ich świadków i ekspertów, jak w ich środowisko podsyłano prowokatorów, szpiegów i jak im stale nie starczało pieniędzy na najniezbędniejsze potrzeby, powiązane z prowadzeniem procesu. Sprzeczne z prawem postępowanie sędziego, sądowego eksperta i sądowych urzędników przeszkadzało uczciwemu rozpatrzeniu sprawy i faktycznie przekształciła proces berneński w grubiańską farsę, potworne zbezczeszczenie prawa i sprawiedliwości.

Syn pierwszego publikatora „Protokołów mędrców Syjonu”, N.F. Stiepanow, korzystał z reputacji wybitnego Rosjanina specjalisty w dziedzinie historii i praktyki masonerii i jej związków z żydostwem. Przez niego, w szczególności, zostały wydane, pod pseudonimem „Zwitkow”, badania loży Wielkiego Wschodu Francji (dwa tomy) i Wielkiej loży Francji, a także książka o masonerii wśród rosyjskiej emigracji. Obrońcy mieli zamiar powołania N.F. Stiepanowa w charakterze świadka na procesie berneńskim.

Poniżej po raz pierwszy publikuję listy z czasu procesu berneńskiego, znalezione w archiwum N.F. Stiepanowa.

I

B.P. Tedli do  N.F. Stiepanowa

Boris Pietrowicz Tedli, szwajcarski korespondent informacyjnego biuletynu „Weltdinst”, na procesie berneńskim wykonywał pracę swojego rodzaju odpowiedzialnego sekretarza obrońców „Protokołów” i był głównym pomocnikiem eksperta Fleischgauera. Po załamaniu się procesu berneńskiegio, kiedy wyższa sądowa instancja odmówiła potwierdzenia wyroku sędziego Meyera,  z doniesienia organizacji żydowskich, Tedli był oskarżony o szpiegostwie na korzyść Niemiec i aresztowany. Razem z nim, podburzane przez Żydów władze szwajcarskie,  miały zamiar aresztowania i eksperta Fleischgauera.

Berno, 10. XII.34

Szanowny Panie,

Potwierdzając otrzymanie Waszego listu w sprawie procesu „S. P.”, ku mojemu zdziwieniu, dopatrzyłem się, że dotychczas nie otrzymaliście mojego do Was listu, wysłanego  23 listopada, w którym prosiliśmy o Waszą pomoc dla pomyślnego poprowadzenia procesu.

Z posłanego przeze mnie do Was protokołu przesłuchań świadków oskarżenia i naszego  „Expose” możecie wyobrazić sobie obraz całego tego kłamstwa, które „wnieśli” panowie  świadkowie a la Miliukoff.

Wam, jako synowi wydawcy „Protokołów” i osobiście znającego S. Niłusa, naturalnie, nietrudno będzie zdemaskować zatwardziałych w kłamstwie panów „wielkich patriotów” (tak nazwanych przez jedną z gazet szwajcarskich  pp. Swatikowa i Milukowa).

Wystawiamy was świadkiem obrony, na co mamy nadzieję zdobyć waszą natychmiastową zgodę, i prosimy o waszą pomoc.

Oprócz was, spośród Rosjan we Francji przez nas wezwani będą:

  1. N.E. Markow 2-gi .
  2. Generał A. Spiridowicz.
  3. Andriej Raczkowski (syn).

Zamierzamy wezwać siostrzenicę S. Niłusa.

Polecam wam wejść w stosunki z generałem Spiridowiczem albo N.E. Markowem, którzy są w kursie sprawy i przedstawią ją Wam.

Uważam za należne zawczasu zapewnić was, że Wasze wystąpienia w charakterze świadka  i powiązane z tym wydatki (podroż koleją i utrzymanie itd.) opłaca się przez stworzony  „międzynarodowy panaryjski komitet”, czyli że Wy osobiście nie poniesiecie żadnych materialnych obciążeń.

Proszę о nie odmówienie mi grzeczności Waszej i zawiadomić mnie o Waszej opinii w związku z procesem, a także zgody Waszej na wezwanie Was na świadka.

Z zupełnym szacunkiem

                                                                                                        Porucznik Boris Tedli

Warunkowy adres dla korespondencji w związku z „S.P.” …

 

Berno, 17.XII.34.

Wielce szanowny Nikołaju Filippowiczu,

Potwierdzając otrzymanie Waszego uprzejmego listu z 13-go grudnia, spieszę odpowiedzieć Wam na niego co następuje.

  1. Generał Nieczwołodow. Do jego współpracy uciekliśmy się na podstawie wskazówek od wszystkich stron i tę współpracę uważamy za nader stosowną <?> . Jednak od strony ludzi, bliskich generałowi, dostaliśmy … (nieczytelnie. - Oleg Płatonow) o niestosowności jego wystąpienia (osobistego) wskutek niezmiernie ciężkiego i bolesnego stanu generała. Nam doniesiono, że generał jest bardzo nerwowy i że on może dostać udaru mózgowego. Naturalnie, nie chcemy podejmować ryzyka zaburzenia do tego stopnia kruche życie generała. Dlatego postanowiliśmy, żeby generał przedstawił swoje świadectwa osobiście we współpracy z nim (z N.E. Markowem. - Oleg Płatonow) i żeby ten ostatni wykorzystał je na sądzie. Zgodzę się, że nasze postanowienia nie będą szkodliwe , tym bardziej, że uwzględniamy dużą wiedzę gen. Nieczwołodowa. Jednak powtórzę, bylibyśmy nader radzi, gdybyśmy mogli, bez obawy o zdrowie generała, widzieć go wśród naszych najbliższych współpracowników.

Adres Jeleny Jurjewna Karcewoj – przez Jelenę Nikołajewna Geza,  villa „Catarina”, 9, Nice.

Jednocześnie z Waszym listem wysyłamy list do naszego eksperta z żądaniem wezwania Was do Weimaru albo Erfurtu w celu wymiany opinii. O ile mi wiadomo, nasz ekspert pracuje ręka w rękę z Bostuniczem. Wydaje mi się, że wspólnie z tym ostatnim możecie osiągnąć wiele. Jednak zastrzegam się, że ja bynajmniej nie jestem specjalistą od F. M. (tj. od  frankmasoństwa - Oleg Płatonow) i dlatego jest mi nieznana wiedza Bostunicza.

Prawdopodobnie, na początku 35 roku znowu przyjadę do Paryża. Postaram się spotkać się z Wami.

Proces odłożony do 15 stycznia. Na ten dzień trzeba być gotowym. Wszyscy zaś będziemy starać się osiągnąć przedłużenie terminu do 15 lutego. Wszyscy świadkowie zjeżdżają się na 2-3 dni wcześniej i ten czas zostanie wykorzystany dla narad. Każdy świadek ułoży zbiór pytań, na które  on pragnie odpowiadać, by oświetlić sprawę. Zbiór pytań zostanie przekazany adwokatowi dla wykorzystania.

Na razie życzę Wam powodzenia w Waszej przygotowawczej robocie.

Z szczerym do Was szacunkiem - Boris Tedli

 

Berno, 24. XII.34

Wielce szanowny Nikołaju Filippowiczu,

Potwierdzam otrzymywanie Waszych listów z 17-go i 22-go bieżącego miesiąca, jak i listu poprzedniego, drobiazgowego (przesłanego do mnie do Erfurtu).

Odpowiadam punkt po punkcie:

O gen. Nieczwołodowie. Baron F. Rołl i ja uważamy go za świadka z nader wielką wiedzą i nas bardzo cieszy, że możemy wykorzystać jego świadectwo tak, jak Wy to piszecie. O jakichkolwiek  intrygach mowy być nie może. My w Bernie idziemy swoją drogą, nie zwracając absolutnie żadnej uwagi na plotki i podkopywania. O gen. Nieczwołodowie – tylko w jednym przypadku starano się nas nakłonić do uznania jego niezdolności do dania odpowiadającego sprawie materiału. Ależ na Boga, wszyscy piszą czort wie co i dlatego zwracania uwagi na wszystkie „gadania”, nie oparte na dokumentach, my zasadniczo odmawiamy. W tym kolosalnym zadaniu, którą my ...… pozwolić, nie ma miejsca na intrygi. Nas nie interesują rozbieżności w osobistych charakterach między naszymi współpracownikami, ale uważamy, że mamy prawo w imię sprawy wymagać od wszystkich by  zawarli  rozejm na czas procesu.

O was jako o człowieku „nieprzyjemnym” (wasze wyrażenie). Ja, nawiasem mówiąc, jestem także człowiekiem „nieprzyjemnym”, bowiem jestem wychowany w wojennym duchu. Innymi słowami, przedstawienia swoich myśli w kolorowe papierki zawijać nie przyzwyczaiłem się. Mówię, to co myślę. To zaś, najwidoczniej, czynicie i Wy. Tak przecież to lepiej.

Jakim by nie bylibyście świadkiem dla „niektórych”, to dla sprawy, dla Rosji, Wy jesteście najniezbędniejszym świadkiem. I to starczy. Oficjalnie zawiadamiam Was o tym, że powołujemy Was na świadka obrony.

W stosunku do zaproszenia „S. M.” do Erfurtu albo do Weimaru, to w Bernie uważamy go za zbędnego i pozostawiamy Wam samemu to do rozwiązania i podjęcia decyzji jak postąpić. Najlepiej, jeżeli ocenicie polityczną sytuację i odczujecie potrzebę by być bardzo ostrożnym w korespondencji i w innych stosunkach z Niemcami. To doprowadzi do tego, że będziecie mieć więcej czasu na przygotowanie się  do procesu, tj. do dobra. Działania „S.M.” troszkę zbyt są intensywne i częściowo nawet głupie. Ale wypada to znosić, bo tam są pieniądze. Zresztą, my im paluszków na usta nie kładźmy.

Mnie peszy wasza wiadomość o gen. Spir. – natychmiast sprawdzę.

Bardzo proszę was о złożenie zawczasu podania o dowód osobisty. W przypadku trudności proszę о zwrócenie się do pana Marcela Pavn, Represaus, de l'office Nansen. Bd. Raspail 32, Paris, powoławszy się na rekomendację pana Guillaue Zwernera z Nansenowskiego Centralnego Biura w Genewie – ten Zwerner obiecywał mi w tym pomóc.

Bardzo proszę Was о maźnięcie kilku słów do pani Karcewej. Pisałem do niej, ale bez rezultatu.

Z zupełnym do Was szacunkiem  - Boris Tedli.

  1. Jeżeli tylko możecie, to pracujcie z N.E.M. (tj. z N.E. Markowem. - Oleg Płatonow) – wiążemy z nim także duże nadzieje.
  2. Przy spotkaniu nie zapomnijcie powiadomić generała Nieczwołodowa, że jesteśmy zadowoleni z wyrażoną przez niego zgody na osobiste jego wystąpienie i cenimy jego poświęcenie biorąc pod uwagę jego podupadłe zdrowie. Proszę о przekazanie jemu zapewnienia mojego najgłębszego szacunku i szczerego oddania.

(Oleg Płatonow - dopisane co niżej, w dwóch miejscach listu)

Hrabiego Łanskiego postanowiliśmy zaprosić także. Zawsze wygodniej jest jeżeli jest więcej świadków, którzy potwierdzają jedno i to samo.

Nasz list do Was z 23. XI. dostaliśmy z powrotem. Adres został wskazany niepoprawnie.

 

Berno, 27. XII.34

Wielce Szanowny Nikołaju Filippowiczu,

Dopiero dzisiaj otrzymałem Wasz list z 18-go b.m., który, w czasie mojej nieobecności, żona, wskutek nieporozumienia, odniosła adwokatowi. List ten, zresztą, dostarczony był we właściwym czasie. Jednakże wskazane przez Was materiały: „Masoneria w rosyjskiej emigracji”  i „La grande loge de France” jeszcze nie otrzymałem (czy aby nie zapomnieliście ich wysłać?). La „F:. M:. feminine” mam.

Co się tyczy Waszego pragnienia złożenia zeznania po francusku, to nie tworzy żadnego problemu, tym bardziej, że tu, za rzadkimi wyjątkami, wszyscy mówią po francusku.

Chciałbym zasięgnąć porady u Was w następujących zagadnieniach. Jak, oczywiście, Wam wiadomo, miejscowa publiczność jest bardzo mało kompetentna w „rosyjskim zagadnieniu”.
Nasz adwokat także nie jest w tym biegły. Czy nie myślicie, że byłoby pożyteczne prosić kogokolwiek z bardzo doświadczonych i wyrobionych ludzi – naszych rosyjskich adwokatów – by przyjechali do Berna, rozpatrzyli się w sprawie i pomagali naszemu obrońcy przy przesłuchaniu świadków oskarżenia? Czy nie doradzilibyście kogoś odpowiedniego?

W początku stycznia przyjedziemy do Paryża. O dniu przyjazdu zawczasu powiadomię. Przyjedzie i adwokat. Należy urządzić naradę. Bardzo mnie zainteresowała wiadomość od Was o gen. Spiridowiczu! Do nas niczego on nie pisał w tej sprawie. Odwrotnie, on pracuje przez cały  dzień. Czy znane są Wam jakieś szczegóły?

W uzupełnieniu do mojego poprzedniego listu zawiadamiam wam, co gen. Nieczwołodow figuruje na liście powołanych przez nas  świadków. Osobiście przeglądałem ten spis dzisiaj.

Ze szczerym szacunkiem - Boris Tedli.

Dołączam 3 dokumenty

 

Berno, 30. XII.34

Wielce Szanowny Nikołaju Filippowiczu,

Potwierdzam otrzymywanie waszych listów z 26-go i 28-go b.m. Z gen. Nieczwołodowem, jak już pisałem do Was, nieporozumienie zakończyło się za obopólną zgodą. Pisać do niego nie będę, bo nie chcę go niepokoić. Przy spotkaniu zaś wytłumaczę wszystko szczegółowo.

Prawdopodobnie, w końcu tego tygodnia przyjedziemy do Paryża. Może być, że w niedzielę rankiem, tj. 6 grudnia, (najwidoczniej  pomyłka, poprawnie byłoby 6 stycznia – Oleg Płatonow), bowiem  uważam za ważne mieć więcej wolnego czasu na rozmowy. Wy zaś wszyscy jesteście zajęci w dni powszednie.

W punktach odpowiadam na wasze pytania.

O ile nam wiadomo, Meikert staje się jednym z współpracowników naszego eksperta. Osoba godne zaufania. Co się tyczy Pottera, to żadnych wiadomości o nim nie mogę Wam podać. Postaram się poznać jego rolę. „S.M.” organizowało dla nas komitet pomocy zarówno materialnego, jak i moralnego charakteru.

Nader wdzięczny jestem Wam za Waszą ostateczną zgodę na przyjście nam z pomocą jako   świadek w procesie. Wy jesteście nam potrzebni i jako syn swojego ojca, i jako specjalista w dziedzinie F. M. (nawiasem mówiąc, nader pomyślne połączenie, nieprawdaż!). Przysłane przez Was 3 listy (teraz wam zwrócone) posiadają dużą wartość. Adwokat utrzymuje, że one, póki co,  powinni pozostać u Was i zostaną wykorzystane w trakcie procesu jako dowód.

Przykro, że Karcewa nie odpowiada. Zadziwiający ludzie?! Gdzie zaś są te patriotki?

Jeżeli Wy zdobędziecie adresy Niłus jun. (siostrzenicy Niłusa - Oleg Płatonow), natychmiast dajcie mi o tym znać. Kto wie, może ona zagra ważną rolę na naszej grze. O NEM: całkowicie zgadzam się z Wami. Całe swoje świadome życie zachwycałem się jego uczciwością i wielką odwagą. Teraz ja boję się o niego. Przyznaję mu bardzo duże znaczenie w naszym procesie. Cieszy mnie, że Wy jesteście z nim w dobrych stosunkach.

Przy spotkaniu do reszty rozdzielimy między siebie role, chociaż to, w gruncie rzeczy, wziął na siebie w Paryżu NEM jeszcze w czasie poprzedniego spotkania.

Broszury jeszcze nie otrzymałem. Dodaje wycinki z gazet. Podobno, ciekawie. Ja jeszcze ich nie czytałem – nie ma minuty wolnego czasy.

W końcu listu piszecie: „Pan Bóg pomoże wygrać wam sprawę”. Dlaczego to wam, a nie nam. Przecież ten proces, to proces „o Rosji” i dlatego to jest nasz patriotyczny obowiązek. Myślicie, że  gdyby to był proces szwajcarski, ruszyłbym powieką? Za nic!

Szczerze oddany - Boris Tedli.

Berno, 22 stycznie 1935

Wielce Szanowny Nikołaju Filippowiczu,

Potwierdzam otrzymywanie od Was paczki i listu, za które dziękuję.

Nowości na razie nie ma.

Książka gen. Nieczwołodowa znajduje się w Erfurcie i o niej mówi się w pracy eksperta. My także będziemy ją czytać.

Skoro u Was istnieje możliwość sprzedaży znaczków pocztowych, to możemy ruszyć z miejsca wasze wydawnictwo. Sprawa polega na tym, że mam bardzo wiele wartościowych znaczków. Przedtem, kiedy miałem pieniądze i lepiej słyszałem (Wam, prawdopodobnie, wiadomo, że wskutek kontuzji straciłem duży procent słuchu), miałam marzenie o prowadzeniu handlu znaczkami. Teraz, oczywiście, i myśleć o tym nie można. Po pierwsze, to straciłem wszystko, po drugie –  prawie ogłuchłem. Jeżeli, powtarzam, macie możliwość sprzedaży tych moich znaczków, to ja zgadzam się za pomoc pozostawiać Wam  50% zysku z przeznaczeniem na  wydawnictwa broszur. Przy tym liście dodaję Wam, dla próby, nieco znaczków. Ceny na tekturze według katalogu w szwajcarskich frankach, ale nie kłopoczcie się nimi. Katalog – jedno, a sprzedaż – druga sprawa – bardzo mało mają ze sobą wspólnego. Skoro sprzedaż pójdzie, to będę wysyłać Wam wiele innych znaczków.

Szczerze oddany  - Boris Tedli

Pocztowe. znaczki. PS. Czy dysponujecie jeszcze książkami do sprzedaży?

 

Berno, 15.1.35

Wielce Szanowny Nikołaju Filippowiczu,

Wreszcie mam możliwość odpowiedzenia na Wasz list, bowiem dopiero dziś zobaczyłem się z von Rollem, który był na wyjeździe.

Przed wszystkim o Potter-Farmer-Mejkert. Do głowy mi nie przychodziło, że to jest jedna osoba, czym i tłumaczy się mój list do Was na Wasze zapytanie w tej sprawie. Tak, że w tym mojej winy mało.

Co się tyczy Waszej uwagi o niezadowoleniu z von Rolla przy spawie o dowód osobisty, to on oświadczył mi, że odwrotnie, on jest rad, że już otrzymaliście dokument. Tu nieporozumienie, von Roll i Farmer bardzo są zadowoleni z podróży i pełni zachwytu z Waszej wiedzy o F. M. Obaj uważają was za jednego z najważniejszych świadków.

Zwracam wam obecnie Wasz dokument. Moje opinia jest taka, że on jak i inne wydania o F. M., są nader ważne, bowiem bezapelacyjnie stwierdzają  przynależność tej albo innej osoby do  „braci”.

Na zakończenie proszę Was о wysyłanie do mnie korespondencji na adres: W. Tedli, Transit 788. Berno. Na ten adres proszę wysłać  książki, polecane przez Was w broszurze „Anioły Jehowy”.

Winberg - „Krzyzowa droga. Fr. 15. 

Promień Światła Nr 6 Fr. 7. 

Promień Światła Nr 7 Fr. 7. 

Skrynnikow - „Masoneria” Fr. 2. 

Wszyscy te książki proszę wysłać za zaliczeniem pocztowym.

Bardzo żałuję, że okoliczności nie pozwoliły mi przyjechać do Paryża. Nic na to nie poradzę.  Von Roll, nie wiem, jakim  sposobem, dowiedział się, że książę Gorczakow posiada ważne dokumenty. Czy to jest prawda? Tym większe mam wątpliwości, bowiem Gorczakowa von Roll, w czasie tych odwiedzin, nie spotykał.

Szczerze oddany - Boris Tedli.

Proszę о natychmiastowe wysłanie książek.

Wasze ostatnie listy: z 29.XII i 9. I .

 

Berno, 8. II.35

Wielce Szanowny Nikołaju Filippowiczu,

Dostałem Waszą pocztówkę i spieszę odpowiedzieć, że zastosuje odpowiednie sposoby. Akurat wczoraj otrzymałem z „S.M” polecenie podania wysokości sumy, którą należy rozesłać naszym przyjaciołom w związku ze zbliżającym się procesem.

(tu tekst nieczytelny – Oleg Platonow)

W tym tygodniu do Paryża przyjeżdża nasz ekspert ze swoją ochroną osobistą. Być może, że przyjadę i ja.

Do przyjazdu Fleischgaura nie posyłajcie do Berna żadnych dokumentów, ażeby nie rozminąć się z nim..

Zestawcie preliminarz wydatków, jako że chcemy jeszcze do procesu zlikwidować zadłużenie. Oprócz wydatków na dowód osobisty, wskażcie i wszystkie inne wydatki związane z procesem (poczta, podróże i t. d.).

Mam nadzieję, że zobaczę Was w tym tygodniu.

Szczerze wasz 

                                                             Boris Tedli.

 

Berno, 14. II.35

Wielce Szanowny Nikołaju Filippowiczu,

Przyjeżdżamy w sobotę, 16‑go wieczorem. Prosimy Was na spotkanie w niedzielę 17-go o godzinie 10 rano w hotelu Vignon (23, g. Vignon).

Jeżeli ten czas nie będzie Wam odpowiadał, to zawiadomcie mnie o tym i wyznaczcie bardziej dogodny dla Was termin kierując zawiadomienie pod wskazany adres, na moje imię.

Wydatki Wasze zwrócimy.

Szczerze oddany - Boris Tedli.

 

Berno, 9. VIII. 35

Wielce Szanowny Nikołaju Filippowiczu,

Dostałem Waszą pocztówkę dopiero dzisiaj, bowiem na wyjeździe. Bardzo mylicie się jeżeli myślicie, że chcemy przerwać z Wami stosunki. Nasze milczenie wyjaśnia się tak po prostu – u nas teraz kompletna cisza. Nie wiadomo o niczym konkretnym. Jak do Was już pisałem, podaliśmy Was na świadka. Co się tyczy Princewa i Engelgardta to pierwszy został podany przez pomyłkę i   zadowolimy się jego pisemnym świadectwem.

Co zaś dotyczy zaproponowanej przez Was książki Pietrowskiego to w Bernie ona nie znajdzie zainteresowania, jako że napisana jest po francusku. W kantonach z językiem francuskim nie mam żadnych kontaktów wśród księgarzy.

Jest i prośba do was, zresztą, to tylko pytanie. W numerze z 20 lipca w „Pariser Tageblatt” umieszczony był artykuł prof. Tamburcewa! Czy on aby nie Żyd? Czy mieszka w Paryżu, czy w ZSRR? Jeżeli wam przypadkowo to jest wiadome, to zawiadomcie mnie. Z milczeniem Waszym w tej sprawie pogodzę się .

Szczerze oddany - Boris Tedli.

 

Berno, 23 maja 1937 r.

Kochany Nikołaju Filippowiczu,

Serdecznie dziękuję wam za przysłane książki. Wasza praca o Wielkim Wschodzie rzeczywiście kapitalna. Musieliście wiele nad tym się potrudzić. Zrozumiała także jest i ta „sympatia” okazywana Wam ze strony obecnej Francji.

Wasz artykuł przesłałem do Harbina. On, bezwarunkowo jest bardzo, i to bardzo, odpowiedni i proszę was o dalsze pomaganie nam w pracy nad zdejmowaniem kurtyn z masonerii.

Jednocześnie posyłam wam nieco pism o filatelistyce, z których możecie uzyskać potrzebne Wam adresy dla zdobywania znaczków.

W swoim czasem byliście tak uprzejmi wysłać mi Waszą pracę o loży „Wielka Francja”. Czy już wydaliście jej drugi tom, czy jeszcze nie? Mnie to bardzo interesuje.

U nas wszystko po staremu. Żydki płynnie poprowadzili kampanię dyskredytowania nas. Na mnie podali cały szereg doniesień z oskarżeniami o szpiegostwie na rzecz Niemiec. Na podstawie tych doniesień miałem przeprowadzoną rewizję i rewizję korespondencji. Teraz pociągają do sądu za podawanie wiadomości przeciwko Żydom i masonom.

Nigdy podobnego niesprawiedliwego aktu od strony władz szwajcarskich nie oczekiwałem. Nie wydawało się mi, że Żydki i masoni i tu panują tak mocno. I tak przychodzi rozczarowanie.

Zresztą, my jeszcze ujrzymy, kto będzie górą.

Serdecznie pozdrawiam Was.

                                                                                                        Wasz Boris Tedli.

 

Berno, 19 sierpnia 1937 r.

Kochany Nikołaju Filippowiczu,

Potwierdzam otrzymywanie Waszego uprzejmego listu z 16-go bieżącego miesiąca i 4-tej części waszego artykułu.

Nie będę wdawać się z całą dokładnością w kwestię faszyzmu. Ja jestem także przekonanym  monarchistą, ale nie znajduję rozbieżności w faszyzmie z moimi poglądami. Zawsze zaś i wszędzie nalegałem, żebyśmy my monarchiści, zobowiązani naszymi przekonaniami wchodzili do aktywnych organizacji z celem wpływania na te organizacje w kierunku naszej myśli.

Faszystowska partia, bezwarunkowo jest głęboko monarchiczna. Weźcie, dla przykładu, numery pisma „Nasza Droga”, poświęcone zbrodni w Jekaterynburgu. Te gazety, to błyszcząca propaganda monarchicznych idei.

Dlatego nie myślę, że streszczenie Waszego artykułu ma jakikolwiek stosunek do Waszego monarchicznego przekonania.

Napisałem do Harbina, kategorycznie domagając się umieszczania Waszych artykułów w całości, albo żeby w ogóle ich nie publikowali. Jednocześnie wskazałem, że Wasza wiedza o masonerii jest nadzwyczaj niezbędna do prowadzenia propagandy skierowanej przeciwko masonerii.

Co się tyczy moich tutejszych przykrości, to odbyły się one wyjątkowo z winy Fleischgauera, który swoją najgłupszą polityką zmarnował prawie do reszty całą sprawę.

Produkcją wszelkich możliwych materiałów, skierowanych już nie przeciwko żydo-masonom i przeciwko sędziemu, ale też przeciwko Szwajcarii w ogóle, postawił nas w niezmiernie głupiej sytuacji. Naturalnie, to wszystko skropiło się przede wszystkim na mnie, jako na przedstawicielu Fłeischgauera w Szwajcarii. W listopadzie u mnie pokazała się policja, przeprowadziła rewizję,  skonfiskowała całą korespondencję i aresztowała mnie. Prawda, pod wieczór byłem już na wolności, ale pomimo wszystko, to jednak sam fakt aresztowania jest niebywale rzadkim   przypadkiem w Szwajcarii, gdzie na działalność polityczną patrzą, ku naszemu zadowoleniu,   znośnie. Po przejrzeniu wszystkich dokumentów i przedstawieniu mi oskarżenia o „szpiegostwo” na rzecz Niemiec na tej podstawie, że dawałem wiadomości Fleischgauerowi o pewnych osobach, mający związek z procesem, co prawem ściga się tu po sprawie Jacoba.

Oprócz mnie, do odpowiedzialności pociągnięty jest i sam Fleischgauer.

Naturalnie, że o jakimkolwiek szpiegostwie mowy być w ogóle nie może. Fl., to przez sąd mianowany ekspert i w tej roli pozostaje jakby sądowym urzędnikiem, dlatego nielogicznie jest  oskarżenie takiego rodzaju, ale wszystko jedno, to jednak jest oskarżenie i jakby tam nie było, to w  następstwie  tego bierną stroną staję się ja.

Od listopada i po dziś dzień jeszcze nie ukończony jest wniosek oskarżenia i sąd jeszcze będzie. Ciekawie, że rozpatrywanie sprawy polecono akurat temu samemu zaś sędziemu, który przewodniczył w sprawie o „Protokołach”. Sędzia ten stał się jakby naszym osobistym  wrogiem i my go często „obsmarowywaliśmy”. Skoro zaś przyjąć pod uwagę zupełne zamiłowanie tutejszego demokratycznego sądu, to wyrok robi się jasny: posiedzę.

Fl. na wszystkie wezwania sędziego śledczego do przyjazdu do Berna żąda wydania świadectwa i zapewnienia, że na niego nie nałożą aresztu. I bez tego zapewnienia odmówił pojawienia się w Bernie, co wywołało przekonanie o jego „grzechach” i to oczywiście powiększyło moje „szanse” na wyrok.

Naturalnie, że tym procesem ja jestem do reszty skończony w Szwajcarii. Prosiłem Fl. by zabrał mnie do Niemiec i dał możliwość zarobku. Gdzie tam! Naraz począł mną pogardzać i wszędzie szkalować. Nikołaj Jewgieniewicz (Маrkow), jak mnie doniesiono, wstawił się był za mnie, ale widząc tego nieskuteczność i znajdując się w zależności od Fl., przemilczał … Rozczarowany jestem w stosunku do tak nazywanych przyjaciół, wiecznie krzyczących o wszech-aryjskiej solidarności.

Najbardziej obrzydliwe ze wszystkiego jest to, że swoimi idiotycznymi wybrykami Fl. w końcu zniszczył całą nasza sprawę w Szwajcarii i postawił obronę w niezmiernie trudnej sytuacji.

Do tej pory doszły do skutku tylko trzy procesy, z których ja wygrałem tylko jeden. To proces przeciwko „poważnym badaczom Biblii”. Wszyscy pozostałe dobiegały końca remisowo. Czeka jeszcze 12 procesów.

Oto tak przedstawiają się pokrótce berneńskie sprawy. Ze mną postąpili naprawdę po świńsku, podziękowawszy za wydatną służbę bez grosza wynagrodzenia. Przecież to mnie wypadło robić całą czarna pracę, bo do tego celu nie było nikogo. Zniszczyłem swoją służbę i możliwość otrzymania kiedykolwiek podobnej, tzn., że bojkot odczujemy silnie. Żydy i masoni przecież tu u nas są wszędzie.

Duchem, zresztą, nie padam i na brzuchu do Żydów nie zacznę się czołgać. Lepiej zdechnę. Żona moja także ciężko wytrzymuje wszystkie te przykrości. Żal tylko dzieci, którym czasami rzeczywiście jest kiepsko.

Z szczerym do was pozdrowieniem i oddaniem  - Wasz Boris Tedli.

II

N.J. Markow do N.F. Stiepanowa

Wybitny rosyjski działacz społeczny, deputowany Dumy Państwowej, Nikołaj Jewgieniewicz Markow, tak samo jak i N.F. Stiepanow, powinien był występować w charakterze świadka na procesie berneńskim.

 

Paryż 5 grudnia 1934 roku.

Wielce Szanowny Nikołaju Filippowiczu,

Oba wasze listy (z 30 listopada i z 1 grudnia) otrzymałem i bardzo dziękuję za wyrażenie uprzejmej zgody na okazanie rzeczywistej nam pomocy w procesie berneńskim. Całkowicie rozumiem wasze obawy przy rozstawaniu się, chociażby na krótki czas, z dokumentami tak dużej wagi, ale myślę, że jest pełna możliwość gwarantowania im bezpieczeństwa. Po pierwsze, to mam nadzieję, że zostaniecie powołani przez sąd, a to znaczy, że dokumenty będą przy was, a nie przy mnie. Dla sądu, oczywiście, wystarczające będzie tylko porównanie fotografii z oryginałami i pozostaną fotografie w sądzie tylko na jakiś czas. Teraz rzecz idzie o wykonanie fotografii z wybranych miejsc. Wykonanie fotografii mam zamiar przeprowadzać w swojej obecności, bynajmniej nie zostawiając dokumentów u fotografa. Pytanie sprowadza się tylko do tego, czy można powierzyć mi roczniki na kilka dni, czyż to też jest ryzykowne? Myślę, że można. Tylko po co chcecie przesyłać pocztą i to jeszcze jako polecone? Wydanie za pokwitowaniem z ręki do ręki   będzie pewniejsze. Przecież na poczcie jest bardzo wielu masonów. Nic nie posyłajcie do mnie aż nie poproszę was konkretnie o to albo inne wydanie. Są potrzebne cytaty dowodzące jedności masonów i Żydów i ich powszechnej i szkodliwej robotcie. Poza tą dziedziną sąd nie będzie nawet słuchać naszych świadectw. Teraz bardzo muszę zrobić wypisy z następujących wydań:

F:. Mackey « Manuel of the Lodge », p. 95.

F:. Ragon « Orthodoxie Maconnique ». Paris, 1853, p. 3.

Le Journal « The Isralite of America », 3 sierpień 1855.

„The Freemason”, 12 kwiecień 1930.

„B`nai B`rith's Magazine”, styczeń 1932, str. 122.

Czy możecie mnie wskazać, gdzie i jak to zdobyć?

Będę bardzo wdzięczny Wam, jeżeli wy bylibyście, z będących w Waszym posiadaniu dokumentów, przy tym takich, które nie zlęklibyście się dać na świadectwo w sądzie, wypisali kilka ścisłych cytatów, dowodzących wpływu Żydów w masonerii. Dokładam do tego listu kopię artykułu „Taałat i Guczkow”, o którym piszecie. U mnie zachowują się  wycinki z „Posłańca Nowin”, ale gazetowy papier, prawie … trudno już się to czyta. Związane z tym artykułem okoliczności, o których piszecie, są nader ciekawe, ale nigdy nie zapominam, że nasze listy, najwidoczniej, czytane są nie tylko przez nas i dlatego na ten temat nie będę się rozwlekał. Czy nie myślicie, że bywając w mieście moglibyście wstąpić do starego towarzysza broni i pogadać o wszystkim, już bez  atramentu i papieru?

Waszą obecność na procesie od samego początku uważałem za niezmiernie pożądaną, co i wspomniałem Wam w swoim czasie. Jeżeli posiadacie jakiekolwiek materiały o udziale Rosjan, będących masonami, w przygotowanej przez Żydów rewolucji 17-tego roku, to tym bardziej musicie pojawić się w miejscu sądowego pojedynku. Istotą kwestią jest teraz uporządkowanie sprawy z wizą i paszportem, czym trzeba zająć się natychmiast.

Jeden z przyjaciół naszych był na referacie Sliozberga 20 listopada, i mogę potwierdzić to, co ten mówił. Bardzo ciekawie było przeczytać Wasze „Wzejścia rosyjskich cierpień” i byłoby chyba bardziej praktycznie dać mi je teraz, a nie po przeróbce, o czym zresztą piszecie. Jeżeli przedtem chcielibyście zobaczyć moją opinię, to lepiej poznać ją we właściwym czasie, a nie wtedy, kiedy już wykończyliście i wypolerowaliście ją prosto do wydawnictwa. Tu à propos – „Wzejścia cierpień” jakoś brzmi nie po rosyjsku.

Mając nadzieję wkrótce zobaczyć was,

Pozostaję szczerze oddany - N. Markow II.

9 grudnia 1935 roku. № 161

Wielce Szanowny Nikołaju Filippowiczu,

Prawdopodobnie, już wiecie od Aleksandra Dmitrijewicza (Nieczwoładowa), że pracuję teraz w „Welt-Dinstv”. Z jego polecenia zwracam się do Was z prośbą. Czy nie możecie poradzić sobie i wyjaśnić następującą okoliczność: w masońskich listach opata Turmantiena z 1911 roku figuruje wśród masonów jednej z algierskich lóż niejaki Loosli. Ze wszystkich znaków wynika, że  to ten właśnie Szwajcar Loosli, który występował jako nasz przeciwnik w charakterze eksperta w berneńskim sądzie. Jest rzeczą pożądaną mieć ścisły wyciąg z tego miejsca, gdzie mówi się o tym Loosli. Czy nie posiadacie w ogóle jeszcze jakiś innych wiadomości o masonerii tego pana? Na sądzie kategorycznie oświadczył, że on do masonerii nie należy. Ważne jest wiedzieć jak brzmi jego  imię i nazwisko (pod jakimi on jest umieszczony w spisach masońskich).

Pracuję bezpośrednio z panem Fleischgauerem i gwarantuję, że wiadomości, które otrzymujemy, nie zostaną wykorzystane przez naszych przeciwników. Pan Fleischgauer nader wysoko stawia wasze antymasońskie działania i przy wznowieniu procesu, który przeciąga się z winy  naszych  przeciwników, liczy na Was, jako na jednego z głównych świadków.

Zostaję szczerze was szanujący - N. Markow.

III

N.J. Markow do N.A. Stiepanowa

Generał Nikołaj Aleksandrowicz Stiepanow – cioteczny brat N.F. Stiepanowa i siostrzeniec pierwszego publikatora „:Protokołów mędrców Syjonu” – znajdował się w przyjacielskich stosunkach z N.E. Markowem i, tak samo jak i on, brał udział (w charakterze nie ujawnianego  eksperta) na procesie berneńskim.

 

54, rue Fondary Paris (15‑e) 10 stycznia 1935 roku

Wielce szanowny Nikołaju Aleksandrowiczu,

Pozdrawiam Was z nadchodzącym Nowym Rokiem i niech upamiętni się on chociażby jednym zwycięstwem nad siłami ciemności! Bardzo dziękuję Wam za przysłane w dniu 26 grudnia odpowiedzi. Zatrzymałem się nad jednym listem z powodu prób wprowadzenia systemu i rozgraniczenia świadectw i badań, przedsięwziętych przez zaproszone osoby z innych krajów. Niestety! Po przyjeździe tutaj Pottera z Erfurtu przekonałem się, że w tym „centrum” idą sprawy bardzo niepomyślne i żadnego systemu nam nie przedstawią. I poważni świadkowie będą tylko z grupy Rosjan. W rosyjskiej grupie zaś, jak wiecie, wszyscy działają nie tylko w różne strony, ale jeszcze starają się ukryć przed sobą nawzajem swoje „atuty”. I śmiech i nieszczęście! Tylko chytrością udaje się dostać w te ich „schowki”. Chociaż teoretycznie przeprowadziliśmy podział sądowego przedstawienia świadectw i Nieczwołodow i Spiridowicz nie ograniczyli się do opracowania swojego zakresu pytań … szczególnie A.D. upitrasił cały zbiór na 150 stron, z których ani jednej linijki nie dał jeszcze do Berna, choć go błagałem by to wysyłał choćby w częściach. Najlepiej ze wszystkiego, to N.F Stiepanow: zabronił mi poruszać sprawę o żydo-masonerii, w której kompetentnym jest tylko on jeden i oddaje się twórczości w tej dziedzinie w samotności.

Broszurę (nieczytelnie - O.P.) otrzymałem z podziękowaniem (z wstawkami) i zwrócę po procesie jeżeli pozwoli.

Broszura Burcewa „Jubileusz zdrajców i zabójców” jest  u mnie, i mogę ją wykorzystać. Także i książka, już zmarłego, senatora Nosienki. Książki gen. Diterichsa nie mam, chociaż wcześniej już ją czytałem. Gdzie by można ją dostać?

Książkę Sołtusi jest rzeczą pożądaną mieć, żeby zeznać na sądzie, że to nie nasze zmyślenie. Przy tym potrzebny, oczywiście, niemiecki przekład odpowiedniego miejsca.

Moja następna dziedzina świadectw:

  1. a) o pogromach w Rosji, niewielki ich rozmiar i mała liczba ofiar w porównaniu z pogromem Rosji dokonywanym przez Żydów. Nieobecność jakiegokolwiek wpływu „Sionsk. Pr(otokółów)” na ruch pogromowy w 1918 roku i w ogóle na pogromy;
  2. b) znikomy wpływ „Sionsk. Pr(otokółów)” w ogóle na społeczne i ludowe nastroje w Rosji do czasu rewolucji. Lekceważący do tej książki stosunek Rządu, Dumy Państwowej i samego żydostwa;
  3. c) wyjaśnianie ostrego antysemityzmu w Rosji rzeczywistymi ciężkimi przestępstwami Żydów w rewolucjach lat 1905-1906 i lat 1917-1918;
  4. d) kierujący udział mnóstwa izraelitów « Rosjan » w tych rewolucjach;
  5. d) kierujący udział Żydów w Jekaterynburskim morderstwie, jak i taki sam ich udział w zabójstwie cara 1 marca 1881 roku, co wywołało w swoim czasie falę pogromów;
  6. e) dowody na fakt, że Żydzi po rewolucji objęli władzę i teraz mają władzę tyranów w Rosji. Poczynania tej tyranii są odpowiednie do protokołów Syjonu i to do każdego w szczególności;
  7. f) charakterystyka i oceny osobistych zasług „rosyjskich” świadków oskarżenia: Milukowa, Kierienskogo, du Chayla, Swatikowa, Burcewa, Sliozberga, księcia Urusowa (to zadanie rozdzieliliśmy między mną ze Spiridowiczem: ja oświetlę społeczno-polityczną stronę, on – policyjno-polityczną);
  8. g) izraelicka kolonizacja Rosji i powstanie autonomicznych izraelickich republik;
  9. h) niszczenie przez Żydów duszy i ciała Rosji: prześladowanie wiary, zniszczenie świadomych warstw społecznych, niszczenie „kułaków”, stworzenie systemu niewolniczego. Wszystko w porównaniu z programem „Protokołów” Syjonu”.

Będę bardzo wdzięczny, jeżeli przyślecie w języku francuskim, albo w języku niemieckim potwierdzające dane o dokumentalnej wartości. Najbardziej wskazane są źródła, skąd wzięte cytaty, oczywiście, jest rzeczą pożądaną by mieć to wszystko pod ręką w czasie procesu sądowego, jeśli jednak to niemożliwe, to trzeba stwierdzić wierność cytatu albo przekładu podpisami określonych  solidnych osób.

Proces znowu odłożony i nie dojdzie do skutku przed końcem lutego. Podejrzewam, że strona przeciwna wywęszyła nasze przygotowywaniu i szczególnie przeciąga proces, żeby przygotować się do nowego uderzenia. Zachowanie pana Pottera jest bardzo podejrzane. Ten człowiek, bodaj czy nie Żyd z pochodzenia, robi wszystko, żeby skomplikować sytuację i skłócić w odpowiedziach  naszych świadków. Zaczynam myśleć, że on staje się tajnym agentem ciemnej strony i że N.F. Stiepanow w tej sprawie nie myli się. W każdym przypadku taki gmatwacz i kłamca nie powinien kierować procesem. Eksperta Fleischgauera znałem od 10 lat i wydawał się dobrym Niemcem  – antysemitą i uczciwym człowiekiem. Potter, najwidoczniej, uwielbia go. Dobre byłoby wyjaśnić sytuację Erfurtu.

Bardzo pragnęłoby porozmawiać z Wami. Czy nie wpadniecie kiedykolwiek do mnie, kiedy będziecie w mieście? Jeżeli tak, to uprzedźcie mnie  o dniu i godzinie.

Szczerze szanujący was N. Markow II.

IV

J.K. Brandt do N.J. Markowa

 

Hellerup, 8.2.1935. A. N. Hansens Alle 28

Wielce szanowny i kochany Nikołaju Jewgieniewiczu,

Już bardzo dawno nie pisałem do Was, ale oto zdarzył się przypadek i jestem rad z nawiązania z Wami ponownie korespondencji.

Widoczne, już otrzymaliście zawiadomienie od pana Borisa Tedli z Berna, w którym on prosi Was о prowadzenie korespondencji tyczącej procesu berneńskiego, wyłącznie albo na jego, albo na mój adres.

Taka ostrożność wydaje się być niezbędną. Bo w takiej sprawie potrzebna szczególna ostrożność, nie muszę Was o tym przekonywać i dlatego mam nadzieję, że prośbę Tedli weźmiecie poważnie pod uwagę.

Doskonale wiem, że uważacie Pottera za prowokatora i nawet za żydowskiego szpiega. Ja wam bardzo dziękuję za to, że pozwoliliście mi wykorzystać Wasz list do Nikołaja Aleksandrowicza i mam nadzieję, że i w przyszłości, jeżeli będziecie mieć jakiekolwiek nowe dane, nie zaniechacie mnie o nich powiadomić.

Ale, z drugiej strony, jeżeli nie mylę się, macie całkowicie zaufanie co do przyzwoitości, ideowości i uczciwości głównego eksperta Fleischgauera,  jak i równie do mnie.

Co do  de Pottera, to wraz z Fleischgauerom prowadzimy w jego sprawie dochodzenie i mamy nadzieję, że uwierzycie nam, że chociaż my liczymy de Pottera naszym przyjacielem, w danym dochodzeniu będziemy kierować się wyjątkowo poddanym przez nas celem – osiągnąć prawdę. Każde uczucia przyjaźni czasowo zostaną odłożone na bok – jednym słowem, my podchodzimy do  sprawy całkowicie obiektywnie, bez żadnej wcześniej ustalanej opinii.

Listy, które byliście łaskawi posyłać przeze mnie, będą dostarczane przez mnie bezpośrednio do Fleischgauera. Za to ręczę.

Proszą mnie bym  zapytał Was, jaka suma pieniędzy jest Wam potrzebna na wizę i na przyjazd do Berna. Jak wam, zapewne, jest wiadome, to przewiduje się, że sprawa zostanie wznowiona około 15 marca. Pieniądze wam we właściwym czasie zostaną przekazane ze Szwajcarii. Ażeby nie było żadnych nieporozumień, mogę wam potwierdzić, że dla przygotowania odpowiednich  środków był utworzony międzynarodowy komitet. Pieniądze nie są pieniędzmi niemieckimi, jak o tym słuch został wpuszczony przez naszych wrogów.

Także mam nadzieję, że Wy, kochany Nikołaju Jewgieniewiczu, mimo wszystkich intryg (a ich  bezsprzecznie jest wiele, jak w każdej sprawie, w którą wplątani są Żydzi), związanych z procesem berneńskim, pod żadnym pozorem nie dopuśćcie i myśli o tym, żeby odmówić podjęcia się udziału w charakterze świadka. Taką odmową nanieślibyście straszne uderzenie tak bliskiej nam wszystkim sprawie. Proces powinien być doprowadzony do zwycięskiego końca, а ponieważ cały  „cymes” szczególnie polega w rosyjskich świadkach, to odmowa takowych byłaby równoznaczna z niepowodzeniu całej sprawy. Taka odmowa byłaby katastrofą, w porównaniu do której każda zdrada albo każda zdrada ze strony kogokolwiek z uczestników procesu byliby niczym.

Jeżeli Potter rzeczywiście jest prowokatorem i Wy z tego powodu, że  on przyjmie, a może weźmie udział w sprawie, odmówilibyście Waszego udziału w charakterze świadka-eksperta, to tym pomoglibyście tylko prowokatorowi osiągnąć to, o co się on starał. Fleischgauer, w każdym razie, jest czysty i poza wszelkimi podejrzeniami, dlatego, bez względu na Pottera, należy jemu, jako głównemu ekspertowi, we wszystkim pomagać. O tym, jakie następstwa wywoła ten albo inny wynik procesu, nie mnie o tym pisać do Was, bo i nie ma po co, bowiem przecież  to Wy macie lepsze  spojrzenie na cały proces i nawet lepiej ode mnie odczytujecie, co z nim może się zdarzyć.

A więc, pomóżcie nam i dla ostrożności, nie licząc się nawet z tym, że być może będzie tym dotknięte uczucie ambicji tej lub innej osoby, porozumiewajcie się w przyszłości wyłącznie z Tedli albo ze mną.

Ja bynajmniej nie pragnę Wam narzucać siebie. Mnie proszono bym podjął się roli   transmisyjnej instancji i ja zgodziłem się na to, gdyż uważałem, że nie mam  prawa tego odmówić, tak jak i uważam, że każdy z nas jest zobowiązany, w miarę swych sił i możliwości, do przyczyniania się w powodzeniu naszej sprawy. Jeżeli odczuwacie większą wygodę w porozumiewaniu się z Tedli, to ani trochę nie będę odczuwał żadnej urazy, a raczej, wręcz odwrotnie, będę się cieszyć, gdyż będę miał mniej pracy. W korespondencji z Bernem bądźcie wybitnie ostrożni i nie piszcie do nikogo, oprócz Tedli.

Czy udało się naszym Rosjaninem uzyskać kontakt z siostrzenicą Niłusa, panią Karcewą, do której, jak słyszałem, żydo-masoni już podjeżdżali? Adres jest wam, przypuszczalnie, znany, ale na wszelki wypadek go podaję: Mme. N. Karzeff, p. Adr. Bezak, Villa Catharina, 9, rue Lange. Nice (A.M.).

Byłbym wam bardzo wdzięczny za potwierdzenie otrzymania mojego listu.

Piszę jednocześnie do N.F. St., A.I. Si., A. D. Niecz. Proszony byłem о napisanie i do Raczkowskiego, ale jako że go nie znam, to i nie będę pisać, ale, być może, ktokolwiek z Was go zawiadomi, że jestem gotów jemu służyć.

Proszę о ucałowanie rączek szanownej Waszej małżonce.

Serdeczne pozdrowienie od szczerze oddanego wam Brandta.

  1. Czy wyszedł 3-ci tom „Wojen ciemnych sił”?

 

V

 

J.K. Brandt do N.F. Stiepanowa

 

7 lutego 1935 g.

Wielce szanowny Nikołaju Filippowiczu,

Od Nikołaja Aleksandrowicza dowiedziałem się, że to Wy byliście tak uprzejmi i przysłaliście mi broszurkę  Rozanowa. Odbierzcie moje głębokie podziękowanie za Waszą uwagę. Żal tylko z tego powodu, że nasza tutejsza publiczność jest taka, że pewnie nie uda się mi sprzedać chociażby kilku egzemplarzy. Postaram się przynajmniej nakłonić bibliotekę do kupienia jednego egzemplarza, zwłaszcza, że oni mają Rozanowa, który ze strachu przed żydostwem kadzi Żydom.

Bardzo wam dziękuję i za to, że pozwoliliście mi wykorzystać wasz list do Nikołaja Aleksandrowicza. Mam nadzieję, że i w przyszłości pomożecie nam zorientować się co do osoby  de Pottera. Jak Wam, oczywiście, już wiadomo, że w płk. Fleischgauer polecił mi zorientować się w tej sprawie całkowicie obiektywnie. Dzisiaj napisałem do niego dość długi list i prosiłem go о udzielenie mi odpowiedzi na te pytania, na które tylko on sam może odpowiedzieć. Kiedy cały materiał przez nas zostanie zebrany, to dopiero wtedy zażądamy wyjaśnień od Pottera. W każdym przypadku, uważam, że trzeba doprowadzić dochodzenie tej sprawy do końca. Jeżeli P. winny, to trzeba go unieszkodliwić, a jeśli nie, to trzeba go zrehabilitować. Dla was, Nikołaja Jewgieniewicza, Sp(iridowicza) i innych nie ma żadnych wątpliwości, że on jest prowokatorem, ale dla mnie to jest jeszcze daleko nie jasne. Trzeba przecież liczyć się i z ludzkimi słabościami i niedostatkami. Ja jestem z Wami całkowicie zgodny, że redakcja jego listów jest wstrętna i że jeśli te jego listy wpadną w ręce policji, to może przyjść do głowy policji Bogu wie co. Ale z tego jeszcze nie można wyciągać wniosku, że wszystko to robi on rozmyślnie i w prowokacyjnym celu. Są ludzie, którzy piszą takimi „zagadkami”, myśląc, że oni tym sposobem ubezpieczają siebie od lustracji. To bardzo naiwne, ale możliwe. Osobiście ja, a także, widoczne, i wszyscy, którzy bywali na zjazdach, dawno już poznali różne kruczki Pottera i dlatego napisałem do Nikołaja Aleksandrowicza, że wszyscy znamy te jego nazwy już od 6-7 albo 8 lat. Wcześniej podawał i inne imiona. Do mnie, na przykład, Potter prawie nigdy nie pisał pod swoim obecnym nazwiskiem, a zawsze podpisywał się jakimkolwiek innym nazwiskiem (z wyjątkiem pierwszych listów). To była jedna z jego słabości, którą, według mnie, w ogóle nie była do niczego potrzebna, gdyż takim sposobem od Żydów nie ukryjesz się. Ale z wami, jak teraz widzę, sprawa jest inna. Piszecie do Meikerta, że nic wspólnego nie chcecie  mieć z P. i na to Meikert nie reaguje i pisze do was dalej. To mi już nie podoba się. Zobaczmy, czy wiedział o tym Fleischgauer, a jeśli nie wiedział, to co on na to powie?

Byłbym wam nader i całkiem zobowiązany, jeżeli zgodzilibyście się zebrać dla nas cały demaskujący materiał. Bylibyśmy wam nader wdzięczni jeżeli poprosilibyście gen. Spiridowicza by zrobił to samo. Liczę to za nader ważne zagadnienie, gdyż naokoło Service Mondiale połączyło się wielu z nas, i żal byłoby, gdyby to, po długim i nader ciężkim porodzie już pojawiające się dziecię zginęło. To byłoby wielkie zwycięstwo dla Żydów. Skoro dziecię chore, to nam wypada wszelkim  wspólnym wysiłkiem go wyleczyć. Mam nadzieję, że wy i wasi przyjaciele będą mieć do Fleischgauera i do mnie wystarczające zaufanie i dacie nam możliwość wyjaśnienia wszystkiego. Nawiasem mówiąc, to według mnie, Koston nie mógł nie wiedzieć, że Farmer i P. – to jedna i ta sama osoba. Od jakiego czasu Koston zaczął nie ufać  P.? Przecież był z nim razem w marcu 1934 roku na zjeździe. Wtedy był w najlepszych stosunkach z Potterem i nie żywił do niego żadnych podejrzeń. Przykro było wspominać, że on wtedy sam przywiózł człowieka, który okazał się potem zdrajcą, a mianowicie Płonkara. Ciekawa dla mnie byłoby wiadomość, dlaczego Koston nagle zmienił swój stosunek do Pottera?

Moim listem pragnąłbym nieco Was uradować, dlatego pozwolę sobie dodać do tego listu spis Rosjan będących masonami loży „Północna Gwiazda” w Berlinie (albo jak tam się i nazywała ona). Otrzymałem tę listę od jednego z moich przyjaciół, który spisał ją, jak możecie się o tym przekonać,  z oficjalnych masońskich źródeł. Do mnie tak piszą z tego powodu: „Listy w całości ujawniać, jak na razie, nie wydaje się celowym, ale poszczególne nazwiska  mogą być wyrwanymi z całości bez wzmianki, skąd pochodzi o nich ta wiedza. Trzeba czynić to dlatego, żeby nie uprzedzić przygotowywanego uderzenia we wroga”. Przykro mi tylko z tego powodu, że nie mam czasu by tę listę Wam przepisać i dlatego proszę Was, jeżeli to was zainteresuje, przepiszcie ją dla siebie, a potem oryginał mi zwróćcie. Mam nadzieję, że rozbierzecie się w tym materiale.

Jeszcze jedna prośba. Czy moglibyście opisać, na czym polegała rola Pottera w wypadku  wydanego By-oj  oficera?

Wielce ubolewam z tego powodu, że pragniecie odsunąć się od udziału w procesie berneńskim.  Dopuścimy nawet to, że P. jest prowokatorem. Przecież ekspertem w sądzie będzie Fleischgauer, a nie on. Jakby zdarzyło się, że wśród nas byłby jakiś szpieg, to tego następstwem  doszło by do konieczności jeszcze większego udzielenia przez nas poparcia dla naszych przyjaciół. Przecież proces posiada znaczenie nie tylko dla Szwajcarii, a dla wszystkich nas. Jeżeli Żydzi  wygrają proces berneński, to wtedy zaczną się wszędzie procesy i wszędzie zostanie zabronione powoływanie się protokoły. Szczerze mówiąc nie mogę, w danym przypadku, zrozumieć Waszego punktu widzenia. Przecież to tylko jest na rękę Żydom!

<…> Z całej duszy życzę Wam pełnego powodzenia w Waszej pracy i mam nadzieję, że jednak  swoją decyzję zmienicie. Komu zaś, jak nie wam, synowi pierwszego wydawcy protokołów, wypada występować na procesie?!

Mocno ściskam waszą rękę.

Szczerze szanujący was E. Brandt.

PS.. Z pewnością, tak myślę,  mnie nie pamiętacie, a ja pamiętam Was jeszcze dobrze, a zresztą nie tylko Was, a i Waszą klacz wyremontowaną (tak w źródle – Oleg Płatonow) Unikę.

Przed chwilą otrzymałem zawiadomienie o tym, że trzeba być na wszystko bardzo ostrożnym i … i dlatego proponuję Wam swoje usługi. Dodaję do tego listu kopię mojego listu do Nik. Jewg. - wybaczcie, że nie piszę jeszcze oddzielnie do Was, ale, doprawdy, nie mam czasu.

Szczerze wasz E. Brandt.

 

Kopenhaga 15 lutego 1935 r.

Wielce szanowny Nikołaj Filippowicz,

W uzupełnieniu mojego listu z 8-go ubiegłego miesiąca posyłam wam odpowiedź Fleischgauera, podobną jak i moja opinia.

Bardzo proszę was о podejście do sprawy z pełną obiektywnością i mam nadzieję, że ostatnie Wasze wątpliwości będą rozsiane, kiedy porozmawiajcie osobiście z Fleischgauerem.

Jeśli nie, to błagam Was jeszcze raz, dla świętości całej tej sprawy, w żadnym wypadku nie odmawiać swego udziału w procesie. Przecież o to tylko starają się Żydy. Przecież ten proces to kamień probierczy. Co będzie dalej jeżeli już teraz nie możemy umówić się?

Niech pomoże Wam Pan!

Szczerze i serdecznie oddany Wam - E. Brandt.

  1. Bądźcie tak dobrzy i przyślijcie mi do biblioteki jedną broszurę Rozanowa „Anioł Jehowy”. Pieniądze, w razie potrzeby, przekażę.

 

Odpowiedź Fleischgauera na oskarżenia P (ottera), przedstawione przez N.F. (Stiepanowa) i N.E. (Markowa) (Dodatek do listu.)

Różne nazwiska, którymi podpisuje się P., wynikają z chęci autora utrudnienia pracy  lustratorów listów, a bynajmniej nie dlatego, żeby oszukiwać swoich przyjaciół. To ogólnie przyjęta zasada, i na przykład, stary Frič w korespondencji ze mną za każdym razem podpisywał się innym nazwiskiem, a ja doskonale wiedziałem, że to jest ten sam stary mój przyjaciel i nauczyciel. Dlatego myślałem , że i inni to zrozumieją. Wszyscy nasi przyjaciele we wszystkich stronach świata zawsze to doskonałe rozumieli, że czyni się dla oszukania ewentualnych cenzorów listów. Tylko nadmierną podejrzliwością, tak zrozumiałą i wywoływaną przez specjalne okoliczności, w jakich żyją nasi rosyjscy przyjaciele w Paryżu, mogę wytłumaczyć to nieporozumienie.

Ani jednego listu od N.F.S., w którym byłaby chociażby jakakolwiek wzmianka o tym, że on nie pragnie mieć nic wspólnego z P., nie otrzymywaliśmy. W przeciwnym wypadku natychmiast  zapytałbym w czym jest sprawa. Z Berna mnie o niczym nie zawiadomiono i nikt z Berna nawet nie zająknął się o tym, że tyle osób nie ufa P. Dlaczego tego zaniechano?

Skąd mogli nasi przyjaciele odnieść wrażenie, że nam brakuje pieniędzy? Na jakie to ważne fotokopie w Bernie zabrakło pieniędzy? Na przyjazd naszego przyjaciela N.E. do Erfurtu przygotowaliśmy wszystko. Zaprosiłem nawet jednego przyjaciela rosyjskiego dla przeprowadzenia godnego przyjęcia. Pieniądze na tę podróż przekazaliśmy Rołlemu. On  miał wydane polecenie zakupienia biletów i innych potrzebnych rzeczy dla N. Je. i jego przyjaciół, ale niczego w tej mierze nie poczynił. Zatracił on pieniądze na inne sprawy. Jak mogą nasi przyjaciele myśleć, że pieniędzy brakuje, kiedy już różne sumy zostały wypłacane. Jeżeli to nie zostało zrobione, to Rołl nam wtedy nakłamał gdyż przedstawił nam rozliczenie wydatków.

Mam silne podejrzenie, że właśnie w Bernie siedzi zdrajca, a dlatego osobiście pojadę tam, ażeby wyśledzić szkodnika, a stamtąd pojadę do Paryża i mam nadzieję, że nasi rosyjscy przyjaciele będą ze mną całkowicie szczerzy. Wtedy oczyści się cała atmosfera.

Odnośnie do tego, co P. powiedział o mnie, to on ma zupełną rację. Z mojego punktu widzenia   dla sprawy nie byłoby korzystniej, gdyby ekspertem był nie niemiecki oficer. Przy całej tej propagandzie, którą prowadzili przeciwko nam Niemcom przez całe dziesięciolecia, do i po wojnie, a w szczególności przeciwko niemieckim oficerom, wypada się spotykać na swojej drodze z takimi przeszkodami, które dla przedstawiciela jakiegokolwiek innego narodu nie byłyby istniały. Powiedział P. to nie dlatego, żeby wzbudzić wobec mnie niedowierzanie, ale po prostu powtórzył to, o czym z nim niejednokrotnie mówiliśmy.

W stosunku do pytania o wydanie mojej książki, widoczne, N.E. całkowicie P. nie zrozumiał – to najwyraźniej jest nieporozumienie. Tu nie może być mowy o życzeniu ze strony P. podniecenia zazdrości N.E. i innych przeciwko mnie. Jest akurat odwrotnie. P. przez cały czas nalegał na to, żeby można jak najszybciej wypuścić książkę N.E., – książkę, którą my obaj uważamy za doskonałą. Ale, widoczne, P. dał do zrozumienia, że ja w obecnej chwili jestem silnie obciążony  różnymi zobowiązaniami finansowego charakteru, i z pewnością, powiedział, że ma nadzieję, że po procesie ekspertyza ta będzie wziętą książką i, być może, iż jako takowa na tyle poprawi sytuację materialną wydawnictwa, że będziemy mogli myśleć o wydawaniu innych książek. Jasnym jest, że nasi przyjaciele jego zrozumieli przewrotnie. Tłumaczę sobie to jawne nieporozumienie częściowo trudnościami, wywołanymi przez rozmowę w obcym języku, a głównie tą właściwością w stylu P., która bardzo łatwo może prowadzić do nieporozumień, a mianowicie on często nie daje swojemu rozmówcy możliwości wygłosić swojego zdania sprzeciwu, w szczególności, kiedy on zajęty jest całkowicie swoimi myślami i dzięki temu on często nie wie o ile w ogóle jego rozmówca złapał jego myśl i czy w ogóle zrozumiał go. To staje się przyczyną różnych nieporozumień. To rzeczywiste jest jego słabą stroną, którą uznaję i o której nie raz mu sam mówiłem. W każdym przypadku, wszystko to, co Wasz przyjaciel Wam napisał o wydawaniu książek, nie jest zbyt  poprawnym, gdyż dawno już rozwiązaliśmy wszystko akurat przeciwnie temu, o czym pisze N.E.

Sprawę z Tołstojem-Miłosławskim można wyjaśnić w prosty sposób. T.M. dotychczas nigdy nie miał żadnej sprawy z Welt Dienst”. Natychmiast po otrzymywaniu Waszego listu przejrzałem całą kartotekę i nasze akta, w których figuruje nazwisko każdego, z którym mamy do czynienia. Takiego nazwiska jak T.M. nie znalazłem, czemu i nie zdziwiłem się, gdyż ono nie było mi znane. Jeżeli byłaby jakaś korespondencja z tą osobą, to jakiś list albo inny list powinien dostać się w moje ręce, gdyż przecież często otwieram sam pocztę, adresowaną na nazwisko P., Farmera, Meikerta i inne nazwiska. Robię to nie z powodu nieufności albo dla kontroli, a po prostu dlatego, że listy te przecież są przeznaczone nie dla mnie osobiście, a dla naszej wspólnej sprawy. Ażeby wyjaśnić sprawę Tołstoja, spytałem P.,  co mówił z N.E. o Tołstoju? W ten dzień, kiedy P. odwiedził N.E., jadł śniadanie u Mygatta i tam poznał się z jakimś tam „hrabim Tołstojem”, który mu opowiedział, że widział nader ważny i poważny dokument w Bibliotece Narodowej, ale który w niedługi czas po tym został wykradziony. P. spytał N.E., kto to ta ciekawa osobowość obywatel Tołstoj? N.E. odpowiedział, że hrabiego T.  nie zna i może to jest Tołstoj Miłosławski. P. na to powiedział, że widoczne jest to ktoś inny, gdyż ten przedstawił się ściśle jako hrabia Tołstoj. Dalej oświadczył, że w „Welt Dienst” oni nie znają ani pierwszego, ani drugiego z nich, na co N.E. zauważył, że T.M. jest związany z  W.D., przy czym jakoś dziwnie zaznaczył to, po czym otrzymał w odpowiedź, że póki co takowy jeszcze nie wchodził w związki z nami. Ani P., ani ja dotychczas jeszcze nie wiemy, czy panowie T. i T.M. są jedną i tą samą osobą, czy też nie? P z hrabim Tołstojem jeszcze raz rozmawiał, kiedy hrabia odwiedził go w hotelu. Rozmowa dotyczyła zaginionych w bibliotece dokumentów i  możliwości otworzenia  oddziału „Welt Dienst”.

Wracam jeszcze raz do przewidywanej podróżny do Erfurtu.. Wszystko to, co w tej sprawie zrobił P., zostało zrobione wyłącznie po pertraktacjach ze mną. Chcieliśmy zrobić dla naszych przyjaciół wszystko co tylko możliwe, by podróż była wygodniejsza, prostsza i tańsza. Były to tańsze urlopowe ośmiodniowe gwiazdkowe bilety, i te wybraliśmy, gdyż dla naszych finansów owe bilety były korzystniejsze. Odpowiedzieliby nasi przyjaciele nam wprost, to i nie byłoby tych nieporozumień. Jestem głęboko przekonany o tym, że znana osoba w Bernie gra nadal szkodliwą rolę. Kierowaliśmy zapytania do niego wielokrotnie, dlaczego nasi przyjaciele nie jadą, gdyż na nich czekam jak moich gości. On powinien był kupić i posłać im bilety itd. On nawet wliczył  nam te pieniądze do rachunków rozliczeniowych!

Jeżeli P. pisał w swoich listach, że sprawa dotyczy i wyzwolenia „Waszej” ojczyzny, i jeżeli tam myślą, że chciał w ten sposób zastawić pułapkę, tj. przyczynić im przykrości w razie <gdyby> listy dostały się w ręce lustratorów, to muszę przyznać, że i ja w tym nie jestem bez winy. W większości przypadków piszę w moich listach frazę: „ … w celu ratunku naszych dwóch Ojczyzn”. Wystarczające byłoby jednego słowa do mnie, albo do P., że prosicie nas byśmy się powstrzymali z takimi sformułowaniami i tego więcej nie byłoby.

Co się tyczy Bogdanowej, to i do niej pisałem, choćby na przykład, kilka dni temu, bowiem potrzebne były mi  natychmiast fotokopie kilku dokumentów z Biblioteki Narodowej. W żadnym  wypadku, w całej naszej korespondencji nie przekazywaliśmy jej żadnych wiadomości, a tylko domagaliśmy się od niej tego za co płaciliśmy. Wykonywała nasze polecenia zawsze starannie.

Jasnym jest, że P. opowiedział mi wszystko o swojej podróży do Paryża. Był silnie udręczony zachowaniem swych rosyjskich przyjaciół, z których jeden w ogóle nie chciał się nawet z nim  zobaczyć, a inni byli nader wstrzemięźliwi i nastawieni krytycznie. Nie mogliśmy sobie tego niczym wytłumaczyć i podejrzewaliśmy zaistnienie tu nowej intrygi. Do intryg przecież już przyzwyczailiśmy się.

Jakimże sposobem w okólnikach mogli dopatrzyć się prowokacji nie jest dla mnie jasnym. Ciekawie byłoby wiedzieć, kto z Rosjan, w czasie 16-to letnich działań P., z jego powodu ucierpiał i u kogo, też  z jego powodu, były przeprowadzone rewizje, albo i kto doznał jakiekolwiek innych przykrości?

Jak w datach listów można dopatrzyć się prowokacji, to też jest dla mnie  niezrozumiale. Łącząc się akurat z naszymi rosyjskimi przyjaciółmi często posyłaliśmy im listy przez naszych przyjaciół z innych krajów, ażeby nie było na listach stempli Erfurtu. To dzięki  temu, niestety, listy idą dłużej. Na ile, w danym przypadku, Święta Bożego Narodzenia mogły być przyczyną  zwłoki w doręczaniu listów, teraz trudno powiedzieć. Jeżeli nasi przyjaciele widzieliby czego my, dysponując tylko niewielkimi siłami, nie możemy uzyskać ani osiągnąć i jak pomimo to staramy się liczyć się ze wszystkimi życzeniami naszych przyjaciół, to nie oburzaliby się tym, że list doszedł później, niż to było przewidywane.

Przekażcie, proszę, waszym przyjaciołom, żeby swoje świadectwa posłali bezpośrednio na adres  adwokata: Rechtsanwalt Ruef, Bern, Bahnhofplatz 5 – i żeby nie pisali do nikogo innego.

Co zaś dotyczy tego, że P. być może jest Żydem, to znam jego rodowód, przy czym w tym rodowodzie wszystkie związki małżeńskie były zawierane prawomocne, a podobnie jak i wszyscy jego przodkowie mają pochodzenie zgodne z prawem, a to zdecydowanie znaczy, że bezprawnie obca krew  z pewnością  nie mogła się dostać. 

Powiadomiono mnie, że jakoby Bogdanowa pokazywała dokument napisany niby przez P. Podobno, że w tym dokumencie napisane czort wie co. Nie można by dostać fotokopii tego od niego? Wtedy byłoby bardzo proste dowieść dokonania fałszerstwa przez B.

 

Opinia E.K. B(randta)

Do punktu 6. W marcu miesiącu 1934 mi mówiono w Monachium, że byłoby nader pożądane wydać na języku niemieckim książki N. E. mówili to i F. i P. Jak dzisiaj pamiętam, to 15 lutego 1935 roku sprawa wydania ich została postanowiona bez reszty w pozytywnym sensie.

Do punktu 15. Z posiadanych wiadomości, to P. jest po ojcu pochodzenia niemieckiego, a po matce słowiańskiego (serbskiego albo słoweńskiego). Moje badania jego krwi, prowadzone na podstawie badania rozlicznych składników krwi, całkowicie potwierdziły poprawność tych wiadomości. Nie mogłem znaleźć nawet kropli żydowskiej krwi.

Na jakiej podstawie mogli jego posądzać, że on jest Żydem jest dla mnie całkowicie niezrozumiale, a zarazem ci sami ludzie w Rołle nie wywęszyli Żyda? Jak mi przed chwilą zawiadomili, to Rołl po matce jest Żydem. To i wyjaśnia jego  nader podejrzliwą rolę.

Rołl, widoczne, wykorzystał dla siebie tę nieufność, którą żywili do P. niektórzy z naszych przyjaciół, i zrobił wszystko, co tylko mógł,  żeby pogłębić tą nieufność.

Fleischgauer daje jasną i wyraźnie sformułowaną odpowiedź na wszystkie oskarżenia P. o prowokatorstwo. Wszystkie oskarżenia, bez wyjątku, przecież oparte są na przypuszczeniach i rozumowaniach wynikających z tych przypuszczeń. Proszę oskarżycieli о podejście do zagadnienia obiektywnie, bez wcześniej wyrażonych opinii, tak jak ja do tego podchodzę. Wydaje mi się, że przy takim podejściu wszelkie przypuszczenia nie znajdują usprawiedliwienia. Osobiście znam się z P. od 1922 roku i nie miałem dotychczas żadnego powodu przypuszczać, że on jest  prowokatorem albo czyimś, jakby to nie było, agentem. Już zawahałem się, kiedy moi przyjaciele z Paryża wytrwale pisali, że on jest prowokatorem, ale odpowiedź F. Jest na tyle jasna, że przy najwytrwalszych życzeniach nie mogę znaleźć potwierdzenia oskarżeń. Widzę tylko, że zdrajcy należy szukać gdzie indziej, a mianowicie w Bernie.

Ze wszystkich rosyjskich przyjaciół-ekspertów przecież znał P. tylko A.D. Niecz., i o ile mi wiadomo, to on do ostatniej chwili żywił pełne zaufanie do P. Dawno już było mi wiadomo, że przeciwko P. rozpuszczano w Paryżu słuchy, iż on jest niemieckim szpiegiem. Szło to, widocznie, od Dyuperrona i RISS, a być może, i od Flaviena Brenets`a. W pewnym okresie, ale trwało to niedługo, uwierzył temu i Mgr. Umberto Benigni w Rzymie, widoczne, pod wpływem RISS, ale koniec końców doszedł do przekonywania, że owe podejrzenia nie mają żadnych podstaw. Zaraz po tym zerwał swoje stosunki z RISS. Żal jest tylko z tego powodu, że, on biedak, zmarł tego lata i  nie może potwierdzić wyżej wymienionego.

Główny błąd P. polegał na trudnej do akceptacji redakcji jego listów. Ten błąd dał powód tym ludziom, do których doszły słuchy o nierzetelności P. i którzy dopatrywali się w nim prowokatora.

Myślę, że główne oskarżenie polegało na tym, że P. prowadził korespondencję pod nazwiskiem Meikerta, jak też i Farmera po tym jak do niego napisano, że z Meikertem pragną korespondować, ale w żadnym razie nie z P. Wyszło na to, że P. świadomie napuszczał naszych przyjaciół. Listy szły przez Szwajcarię i ze wszystkiego widać, że Szwajcaria, albo raczej, jedna osoba tam wiele ukrywała przed Erfurtem i nie przekazała tam, że z P. nie chcą korespondować. Ale w tym  nie  ma żadnej winy  ze strony P.

Dla tego żeby nie byłoby więcej tego typu nieporozumień, a głównie żeby ważny materiał nie znalazł się w rękach wrogów, posyłajcie całą korespondencję naszemu adwokatowi wprost na adres:

Rechtsanwalt RUEF, Bern. Bahnhofplatz 5.

Naszym celem zostaje skierowanie wyjątkowo wielkich wysiłków na osiąganie całkowitego zwycięstwa w Bernie. Żydy starają się z całej siły zasiać wśród nas nieufność między nami  nawzajem. Niech nie będzie tego, co Żydy pragną. Mam nadzieję, co, mimo wszystko, nasi rosyjscy eksperci – świadkowie przecież i staną się najniebezpieczniejszymi dla Żydów – połączą się w ścisły związek i wszyscy bez wyjątku pojadą do Berna.

Być może, że już z chwilą otrzymywania tego listu Fleischgauer będzie w Paryżu. On lepiej ode mnie wytłumaczy wszystko i ośmielam się mieć nadzieję, że to do niego już wszyscy odniosą się z należytym zaufaniem.

Kopenhaga 15 lutego 1935 r.

 

Kopenhaga 8 marca 1935 r.

Wielce szanowny Nikołaju Filippowiczu,

Proszono mnie о zawiadomienie Was, że główny oskarżony na Berneńskim procesie zwolnił ze sprawy obrony von Rołla. Za przyczynę do tego posłużyły nader poważne nadużycia ze strony Rołla. Rołl opuścił Berno.

Istnieją poważne podstawy do przypuszczenia, że Rołl został kupiony przez Żydów i że on teraz przeszedł do ich obozu.

To, oczywiście, jest nader bolesne, gdyż dzięki okazywanemu mu w swoim czasie pełnego zaufania ze strony nas wszystkich, on zna dowolnie wiele o sprawie.

W każdym przypadku, uprzedzam jeszcze raz o nim.

Jednocześnie z tym mnie proszono, żeby jeszcze raz potwierdzić, że panu Borysowi Tedli można całkowicie ufać i że tylko przez jego pośrednictwo należy porozumiewać się z Bernem.

Proszę о odebranie zapewnienia o moim głębokim do Was szacunku i takowym też oddaniu.

Wszystko to Wam, oczywiście, już dawno jest wiadome, ale proszono mnie by napisać o tym  wszystkim naszym ekspertom – przyjaciołom, co ja i robię.

Dziękuję za przysyłanie broszury. Przy tym i międzynarodowy znaczek pocztowy, który, jeśli się  nie  mylę, równy jest 1,50 fr.

W spisie wolnomularzy, który, mam nadzieję, otrzymaliście, powinno być zamiast „MALICH” – „DROBNYCH”. Sokołow – to Sokołow-Kreczetow, „brat Nr 1 Braterstwa Rosyjskiej Prawdy”, który, jak mnie zawiadamiają, teraz pracuje ze swoją żoną - artystką Ryndiną i przyjacielem – pisarzem Wł. Ryndinem w otwartym związku z bolszewikami w Paryżu.

Wybaczcie za papier i że piszę tak zwięźle ale bardzo śpieszę się.

Szczerze oddany i szanujący Was - E. Brandt.

 

 

Rozdział 39

 

Antyrosyjski charakter procesu berneńskiego.

Próby przypisania autorstwa  „Protokołów mędrców Syjonu” władzom rosyjskim.

Korespondencja Milukowa z byłym kierownikiem kancelarii Nikołaja II.

 

Berneński proces nosił jawnie antyrosyjski charakter. Jego izraeliccy organizatorzy próbowali oszukać światową opinię publiczną przypisując władzom rosyjskim stworzenie „najbardziej karygodnego dokumentu w historii ludzkości”. Izraeliccy wodzowie oskarżali historyczną, carską Rosję o wszystkie możliwe do wymyślenia grzechy przeciwko Żydom, żeby oderwać uwagę od potwornych przestępstw, których dokonywali przeciwko Rosji ich krwiożerczy współplemieńcy – żydowscy bolszewicy.

Mit o tym, że „Protokoły mędrców Syjonu” zostały wytworzone przez policję rosyjską, był potrzebny żydowskim talmudystom dla kolejnego oszukania ludzkości i zapobieżenia wybuchowi  jej gniewu skierowanego na rzeczywistych sprawców przestępstw wobec świata.

Nie na próżno głównymi osobami „świadków”, wysuniętymi przez żydowskich  wodzów na tym procesie, byli wrogowie Rosji, burzyciele jej historycznych podstaw: Milukow, Nikołajewski, Swatikow, Burcew. Na podstawie ich to fałszywych świadectw powstawał fałszywy mit o „Protokołach mędrców Syjonu”.

Zaczynając proces żydowscy jego organizatorzy znaleźli się w pułapce przez nich samych  stworzonego mitu. Kiedy próbowali podsunąć sądowi choćby jakikolwiek dokument mogący być podstawą ich twierdzeń, to okazywało się,  że nie istnieje ani jeden taki dokument, który chociażby pośrednio potwierdzał wysuwaną przez nich wersję. Do samej ostatniej chwili żydowscy  organizatorzy liczyli, że uda się im w jakiś sposób uniknąć takiej sytuacji.

Wszyscy wynajęci przez nich „świadkowie” – Milukow, Nikołajewski, Swatikow i Burcew – mieli postawione zadanie za wszelką cenę uzasadnić żydowski wymysł o stworzeniu „Protokołów mędrców Syjonu” przez policję rosyjską. 

Organizatorzy procesy berneńskiego chcieli udowodnić sądowi, że zagadnienie autentyczności „Protokołów” rozpatrywał już rząd rosyjski, który jakoby potrafił ustalić, że one były zwykłą podróbką.

Żeby wyjaśnić i potwierdzić tę wersję, jeden z głównych współpracowników żydowskich organizatorów procesu, mason P.N. Milukow, prowadzi korespondencję z byłym kierownikiem kancelarii Mikołaja II, masonem A./A. Mosołowdem. (tę korespondencję  znalazłem w AGI, zasób  B.I. Nikołajewskiego). Stanowisko to Mosołow zajmował od 1900 do 1917 roku i oczywiście, wszystkie dokumenty, które odnosiłyby się do „Protokołów”, nie mogły go minąć.

 

A.A. Mosołow do P.N. Milukowa

Generał A.A. Mosołow, 98, Rakowski, Sofia, Bułgaria, 31 maj 1934 roku.

Wielce Szanowny Pawle Nikołajewiczu,

Spieszę Wam odpowiedzieć na Wasz uprzejmy list, który dostałem dopiero wczoraj. Żałuję bardzo, ale w sprawie „Protokołów mędrców Syjonu” o niczym ciekawym zawiadomić Was nie mogę.

Kiedy po raz pierwszy ukazała się w Petersburgu książka Niłusa, rzeczywiście z pasją omawiano ją na dworze. Natychmiast wtedy poleciłem mojej kancelarii dostarczenie mi egzemplarza, który tylko powierzchownie przejrzałem, po czym książka jakimś to tajemniczym sposobem zniknęła z mojego gabinetu.

Kilka miesięcy później do mnie raz wieczorem przyszedł baron Horacy Gincburg i Mark Abramowicz Warszawski. Ich znałem z młodych lat: Gincburg jak bankierem księcia Aleksandra Bułgarskiego, u którego byłem adiutantem i towarzyszył jego wysokości w podróży do Rosji, zaś  Warszawskiego dobrze znałem dzięki wspólnym przyjaciołom. Oni obaj zazwyczaj po dwa razy przychodzili do mnie zimą i cały wieczór zajmowali  się omawianiem tego, jakby ułatwić dolę rosyjskich Żydów. Jednego razu zacząłem mówić o książce Niłusa i oni mi powiedzieli, że jakoby  Monarcha rozkazał badać zagadnienie autentyczności i pochodzenia „Protokołów mędrców Syjonu”. Następnego dnia, telefonując, w jakiej tam sprawie, do Łopuchina, który w tym czasie był dyrektorem Departamentu Policji, przy okazji spytałem go, czy prowadzi się, z najwyższego rozkazu, w jego resorcie dochodzenie w sprawie „Protokołów mędrców Syjonu”, na co otrzymałem odpowiedź, że to ani z najwyższego rozkazu, ani z innego polecenia, sprawy tej w jego departamencie się nie rozpatruje.

Wobec tak przedstawionej sprawy dochodzę do wniosku, że najprawdopodobniej myślano o rozważeniu tej sprawy, ale zostało to, jak i wiele innych spraw, w obrębie dobrych życzeń.

Dopiero już na emigracji, w Berlinie, gdzie znów była wydana książka Niłusa, udało mi się ją zdobyć, przeczytać i dodatkowo zapoznać się z całą literaturą, zajmującą się zagadnieniem masonerii, która tam była dostępna.

Sądzę, że możecie zaczerpnąć wyczerpujących wiadomości o Niłusie i o jego książce od arcybiskupa Feofana, który teraz znajduje się w Paryżu i jest dobrym znajomym metropolity Ewłogija. Mówiono mi, że Feofan był bliskim przyjacielem Niłusa. Duchowym zaś jego ojcem był  metropolita Antonij, głowa Karłowackiej Cerkwi i on mógłyby wiele w tej sprawie opowiedzieć.

Co się tyczy Raczkowskiego, to ja z nim wiele rozmawiałem w czasie towarzyszenia Ich Wysokości w podróżach zagranicznych. Raczkowski będąc na służbie w cesarskim pociągu przebywał wiele czasu albo w przedziale generała Hessego, z którym był zaprzyjaźniony, albo u mnie, ale o książce Niłusa nie wypadło mi z nim mówić.

Oto, niestety jest wszystko, co mogę wam powiedzieć na wasze pytanie i zawsze będę cieszyć się jeśli w innym przypadku będę mógł dać Wam bardziej wyczerpujące wiadomości.

Proszę о odebranie zapewnienia w szczerym moim szacunku i stałej gotowości bycia do Waszych usług.

  1. Mosołow.

 

P.N. Miliukow do A.A. Masołowa

Sierpień 1934.

Wielce Szanowny Aleksandrze Aleksandrowiczu.

Dziękuję Wam bardzo za Wasz list z 31 maja z zawartymi w nim  odpowiedziami na moje pytania. Pomimo jego zwartości jest w nim wiele nader ważnych wskazówek i dlatego pozwolę sobie na dalsze zadawanie Wam pytań dla pełniejszego wyjaśnienia pewnych szczegółów.   

Bardzo ważna jest Wasza wiadomość o Waszej rozmowie telefonicznej z Łopuchinem w związku z poleceniem cara by poprowadzono dochodzenie w sprawie „Protokołów”. Ale w tej waszej wiadomości jest jedno miejsce niejasne. Piszecie, że ta rozmowa telefoniczna z Łopuchinem miała miejsce w kilka miesięcy po tym jak wyszła książka Niłusa. Książka ta pojawiła się w listopadzie albo grudniu 1905 roku – cenzura wydała pozwolenie  koło 10 października. W takim wypadku Wasza rozmowa musiała być prowadzona  w pierwszych miesiącach 1906 roku. Zaś  Łopuchin ze stanowiska dyrektora Departamentu Policji został zwolniony w lutym 1905 roku wkrótce po zabójstwie wielkiego księcia Siergieja Aleksandrowicza. W 1906 roku żył on już nie zajmując żadnego oficjalnego stanowiska. Jeżeli prowadziliście przez telefon rozmowę o książce Niłusa, to nie mogliście jej prowadzić z Łopuchinem, a waszym rozmówcą musiała być jakaś osobna, która zastępowała Łopuchina na  stanowisku dyrektora Departamentu Policji. (jeżeli nie dopuścić, że mówiliście z Łopuchinem nie jako z dyrektorem, a jak z prywatnym człowiekiem). W tym przypadku byłoby nader ważne przypomnieć sobie, z kim właśnie prowadziliście tę rozmowę? Od sierpnia 1905 r. do maja 1906-go roku  dyrektorem Departamentu Policji był Wuicz, jego pomocnikiem - Raczkowski. W maju to stanowisko zajął Trusiewicz.

Jeżeli zaś prowadziliście wskazaną rozmowę właśnie z Łopuchinem, to wtedy należy uznać za możliwe, że przedmiotem rozmowy była nie książka Niłusa, a „Protokóły mędrców Syjonu”  z jednego z ich wcześniejszych opublikowań. Sprawa w tym, że do czasu wyjścia książki Niłusa  „Protokoły” były wydrukowane we wrześniu 1903 roku w gazecie Pawołakija Kruszewana  „Sztandar” w formie szeregu felietonów. A jeszcze wcześniej – w którym dokładnie roku nie wiadomo – ale najwidoczniej w końcu lat 90-tych XIX wieku. Było to litograficzne wydanie  dokonane w Moskwie przez F.P. Stiepanowa (ówczesny kierownik moskiewskiego biura synodalnego i A.I. Kielepowskiego (ten wtedy kierował sprawami wielkiego księcia Siergieja Aleksandrowicza).

Byłbym Wam nader wdzięczny, gdybyście mogli wyjaśnić tę sprawę.

Dalej, byłoby dla mnie bardzo ważną sprawą w jaki sposób udzielał Wam odpowiedzi Wasz rozmówca? Czy nie wytłumaczył, dlaczego właśnie Departament Policji nie interesuje się  „Protokołami”, których treść (obecność światowego „żydowsko-masońskiego spisku”, swoim ostrzem wymierzonym przeciwko Rosji) powinna wzbudzić ich szczególne zainteresowanie? Czy nie było w jego odpowiedzi czegoś, co zmusiłoby Was do myślenia, że Departament Policji uważa te „Protokoły” za niedorzeczne zmyślenia, nie zasługującym na poważną uwagę? I czy nie było w jego odpowiedzi jakiegoś podkreślenia, że dochodzenia w sprawie „Protokółów” nie prowadzi  się właśnie w Departamencie Policji?

Żeby wam było zrozumiałe to ostatnie moje pytanie, wyjaśnię, że z posiadanych przez mnie   wiadomości, dochodzenie w sprawie „Protokółów” zostało przeprowadzone na polecenie Stołypina w pierwszych miesiącach pełnienia przez niego obowiązków na stanowisku ministra spraw wewnętrznych (tj. w maju-czerwcu 1906 roku), przy czym dochodzenie to prowadzone było nie przez Departament Policji, a przez specjalnie upoważnionych do tego oficerów korpusu żandarmerii. Dyrektor Departamentu Policji, oczywiście musiał o tym dochodzeniu wiedzieć, ale formalnie dochodzenie prowadzone było nie w jego resorcie.

Nader ważne byłoby wyjaśnić jaką drogą te właśnie „Protokoły” dostały się w ręce cara. Piszecie, że książka Niłusa, po jej pojawieniu się, wywołała wiele rozmów w pałacu. Czy nie możecie przypomnieć sobie o jakichkolwiek szczegółach tych rozmów? Kto występował jako  zwolennik prawdziwości „Protokołów”? W szczególe, jak odnosił się do nich <…> Czy nie mieliście rozmów z tym ostatnim na temat „Protokółach”? Jak w ogóle odnosił się on do żydowskiego problemu? Czy nie wiecie, czy on był znajomym Niłusa?

We fragmencie wspomnień księcia W.N. Orłowa (wydrukowanych w tomie 14 pisma „Dawne”  po 1918 roku) mówi się o tym, jak autor tych wspomnień późną jesienią 1905 roku prowadził szereg rozmów z carem o tej roli, którą pełni tajemnicza „żydowsko-masońska organizacja” w sprawie wzbudzana w Rosji rewolucji. Orłow dodaje, że wtedy podał carowi spis książek, interpretujących to zagadnienie. Po upływie czasu jest więcej niż prawdopodobne, że wśród tych książek na pierwszym miejscu w tym spisie powinny były być „Protokoły”. Czy nie słyszeliście jakichkolwiek takich rozmów, które mogłyby potwierdzić to opowiadanie Orłowa? Czy nie pamiętacie jakichś wypowiedzi Orłowa na ten temat i w ogóle w sprawach zagadnień żydowskich? Może wiecie, czy był Orłow był znajomym Niłusa? Czy były jakiekolwiek powiązania Orłowa z Raczkowskim?

Wyjaśnię, że Niłus miał bardzo szerokie rodzinne związki w kołach, bliskich dworowi carskiemu. Był żonaty na Jeleną Aleksandrowną Ozierową, która była dwórką carowej. Jej brat był komendantem Aniczkowego Pałacu. Jedna z jej sióstr, Jekatierina Szkarłatny, była żona księcia Szachowskiego (później odeszła do klasztoru); inna, Marija A., była żoną  Gonczarowa. W gronie  bliskich krewnych Ozierowej byli także: znany admirał J.S. Karcew, obywatel Kleinmichel, a w Moskwie bracia Stiepanow, którzy byli bliscy dworowi wielkiego księcia Siergieja Aleksandrowicza i Jelizawety Fedorownej.

Wy, oczywiście, macie rację, że najbardziej szczegółowe informacje o Niłusie mógłby mieć  archiepiskop Feofan. Ale mylicie się myśląc, że on jest w Paryżu. On mieszka w Belgradzie, a następnie, sądząc ze wszystkiego, to on nie lubi opowiadać o Niłusie, tak samo jak nie jest on skłonny opowiadać prawdy o Rasputinie. Dlatego bardzo prosiłbym Was jeżeli tylko widzieliście osobiście Niłusa, byście podali mi jego ogólną charakterystykę i opowiedzieli szczegółowo o swoich z nim spotkaniach. Czy szczególnie nie wiecie o planie zrobienia z  Niłusa spowiednika carskiego? Plan, który został wysunięty, zdaje się w latach 1903-1904 i który korzystał z pomocy wielkiej księżnej Jelizawiety Fedorownej. Podpowiem, że ten plan został stworzony tylko dlatego, żeby walczyć z wpływem Filippa, w którym pewne koła widziały przewodnika francuskiego masońskiego wpływu.

Imię Niłusa jakąś tam drogą wiąże się z znanym „testamentem Serafima Sarowskiego”. Czy znane Wam są jakiekolwiek szczegóły o tym ostatnim? A ponadto, co opowiadał o tym Witte? Jaki wpływ ten testament wywarł na cara Mikołaja?

Byłbym bardzo wdzięczny, jeżeli opowiedzielibyście szczegółowiej o sprawach związanych z Raczkowskim. Czy wiadomo wam, jak do Raczkowskiego odnosił się  D.F. Trepow? Witte pisze, że  Raczkowski spędzał u Trepowa całe dni i noce.

Wreszcie, jeszcze jedno pytanie. Jest wskazówka, że Niłus był tym człowiekiem, który  próbował „lansować” w Petersburgu znanego głupca „Mitii Kozielskiego” (Dmitrij Kalada). Czy znane są Wam jakiekolwiek szczegóły tej sprawy?

 

A.A. Mosołow do P.N. Milukowa

Generał A.A. Mosołow, ul. Krakra 9, Sofia, Bułgaria, 1 wrzesień 1934 roku.

Wielce Szanowny Pawle Nikołajewiczu,

Proszę bardzo о wybaczenie mi opóźnienia odpowiedzi na Wasz uprzejmy list z 17 sierpnia, który zastałem w Sofii po moim powrocie z morskich kąpieli w Warnie i uroczystościach poświęcenia pomnika na Szipka, gdzie byłem goszczony jako weteran rosyjski.

Powinienem zauważyć, że uroczystości te, na które głównie czczono bułgarskich ochotników i byłych uczestników wojny 1877 roku, prawdopodobnie były ostatnimi, na których mogły przejawić się osobiste sympatie Bułgarów do Rosjan starego reżimu, jak to dotychczas bywało. Nie zmieniono nic w dawnym programie, z wyjątkiem „Boże, Cara zachowaj” i mimo uznania rządu Sowietów, nam, weteranom, zostały okazane przez cara Borysa wszelkie honory, a do samego poranka ceremonialnie na pomniku palił się monogram Aleksandra II o wielkości kilku metrów. Te uroczystości mnie bardzo wciągnęły, ale dwudniowy pobyt na górze Św. Mikołaja i konieczność wygłaszania przemówień mnie tak znużyły, że dopiero po dwóch dniach odpoczynku doszedłem do siebie.

Przechodzę do odpowiedzi na Wasze pytania. Zgodnie z przywiedzionymi przez Was  danymi o datach, dochodzę do wniosku, że prawdopodobnie mowa wtedy była o opublikowanych przez Kruszewana „Protokołach”, ponieważ właśnie pamiętam, że rozmawiałem z Łopuchinem. Z Wuiczem w ogóle nie mówiłem przez telefon, a gdybym mówił z Raczkowskim, to on dałby mi bardziej wyczerpującą odpowiedź. Rozmowa moja o „Protokołach” z Gincburgiem i Warszawskim mógł odbyć się w dowolnym roku. Nie pamiętam pretekstu ich odwiedzin i oczywiście mogłem z nimi mówić i o „Sztandarze” Kruszewana.

W czasie, gdy doszło do wydania książki Niłusa, szefem żandarmów był Rydziewski, mój przyjaciel i były kolega z pułku, z którym ja, jednak, o masonerii nie mówiłem ale często zwracałem się z służbowymi pytaniami do jednego z jego podwładnych, nazwisko którego w żaden sposób sobie nie przypominam. Niestety, w mojej pamięci nader mało zostało z tych spraw, jako że same te sprawy w tamtym czasie specjalnie mnie nie interesowały. Mogę tylko powiedzieć, że przypominam sobie to, iż z D.F. Trenewym ja specjalnie o książce Niłusa nie mówiłem. W ogóle zaś wiem, że przyznawał on wielki wpływ masonów na światową politykę. Niłusa, sądzę, że specjalnie nie znał, w każdym razie u niego w domu nie bywał.

Książka Niłusa, sądzę, dostała się do Monarchy najzwyklejszą drogą. Prawdopodobnie kierownik osobistej biblioteki Monarchy, Szczegłow, z pośród 20 tytułów nowo wydanych w druku  książek przedstawił i „Protokoły” Niłusa. W wyborze książek Szczegłow działał całkowicie samodzielnie i bez kontroli i wydaje się, że oprócz mnie, w dodatku tylko przy przypadkowych spotkaniach, nikt nie pytał go o to, co Monarcha czyta.

Co się tyczy osób, będących przy dworze, z którymi mówiłem o książce Niłusa, powiem że wypadało mi mówić o niej z dwórką Biucowoj, z Iwanem Iwanowiczem Tołstojem, z A.F. Gejdenem i wielu innymi, których już nie przypominam sobie. Ogólnie biorąc, to wszyscy uważali „Protokoły” za oryginalne.

Włady Orłow rzeczywiście wierzył w „tajemniczą żydowsko-masońską organizację”, o istnieniu której my wszyscy, osoby z najbliższego otoczenia, albo wierzyliśmy, albo, jak i ja sam, dopuszczali prawdopodobieństwo jej istnienia. O tym, że Orłow przekazał Monarsze książkę Niłusa, on sam mi nic nie mówił ale wiem, że miał u siebie wszystko, co tylko było wydane o masońskich zagadnieniach, ale wiem także, że on bynajmniej nie czytał wszystkich książek o masonerii, które posiadał. Sam korzystałem z tej kolekcji książek już w czasie emigracji, w Wiesbaden, kiedy to przeczytałem książkę Neczwołodowa i jeszcze jedną, niebywale ciekawą, tytułu jej i autora jednak już nie pamiętam.

Oprócz tego, tymi zagadnieniami zainteresowałem się, kiedy mi proponowali wejść do rosyjskiej loży masońskiej, (A.A. Mosołow, tak samo jak i P. N. Milukow, miał 33° stopień wtajemniczenia we  francuskich lożach Wielkiego Wschodu Francji, ale ani jeden, ani drugi z nich, nie należeli do żadnej z rosyjskich lóż masońskich. Przyjacielski i poufały ton stosowany wobec jednego z najbliższych nadwornych Mikołaja II przez Mosołowa i przez najgorszego wroga carskiej władzy Milukowa jawnie świadczy o ich bliskim „braterskiego związku” - Oleg Płatonow) od czego się wymówiłem, ale nadal interesowało mnie  zagadnienie autentyczności „Protokołów”.

Na Wasze następne pytania odpowiem prawie na wszyscy negatywnie: Niłusa osobiście nie znałem. O tym, że chcieli Niłusa uczynić spowiednikiem Monarchy i łączenie z tą sprawą wielkiej księżnej Jelizawiety Fedorownej, bezwarunkowo uważam za bajkę. O sprawie odniesienia się Niłusa do testamentu Sierafima Sarowskogo niczego nie słyszałem. O lansowaniu Mitii Kozielskiego przez Niłusa także niczego nie słyszałem.

Co się tyczy stosunku Raczkowskiego do D.F. Trepowa, o których mówi Witte, to mogę powiedzieć, że Trepow bardzo cenił Raczkowskiego za jego policyjne talenty i w ogóle uważał go za wybitnie mądrego człowieka, do rad którego trzeba odnosić się ostrożnie, co on i mnie radził. Ja z Raczkowskim kilka razy bywałem u Trepowa. Sprawa polegała na tym, że D.F. starał się rozszerzyć kompetencje Pałacowego Komendanta w odniesieniu do stosunków z policją  polityczną. Byłem wściekłym przeciwnikiem tego dążenia uważając, że taki porządek złoży na ramionach Ministra Dworu wielkąodpowiedzialność, która byłaby niewspólna z jego głównymi funkcjami. Trepow i Raczkowski uważali, że jeżeli nie powiększyć praw Pałacowego Komendanta, to trzeba będzie przekształcić ochronę w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Mnie Trepow przyciągał do tego zagadnienia, jako że ostatecznie sprawa ta musiała być zreferowana Ministrowi Dworu właśnie przeze mnie. Sądzę, że Trepow radził się Raczkowskiego głównie w kwestiach ochrony.

Oto mniej więcej wszystko, co mogę Wam opowiedzieć. Naumyślnie ustosunkowałem się do tego z całą dokładnością i przekazywałem Wam znikome fragmenty mojej pamięci sądząc, że i to może być dla Was pożytecznie przy studiowaniu całego będącego u Was materiału tego ciekawego zagadnienia. Zawsze będę cieszyć się jeżeli chociaż w czymkolwiek będę mógł pomóc w prawdziwym studiowaniu tej ciekawej epoki historycznej, którą przeżyliśmy.

Odbierzcie zapewnienie w moim szczerym szacunku.

  1. Mosołow.

Pisemne świadectwa Mosołowa mówią o tym, że żadnego dochodzenia w sprawie pochodzenia „Protokołów mędrców Syjonu” rząd rosyjski nie prowadził, [Prawda, są wiadomości o tym, że kierownik carskiej biblioteki, minister W.W. Szczegłow, w latach 1915-1916 pytał o recenzję książki Niłusa „Wielkie w małym” (patrz: GARF. F. 601, op. 1, d. 2076, l. 1 - 25). Jednak podobne recenzje robione były i na inne liczne książki, szczególnie współczesnych autorów, mające się dostać w ręce Cara. Wiarygodnych danych o tym, kiedy Monarcha Mikołaj II po raz pierwszy zapoznał się z „Protokołami mędrców Syjonu” nie ma. W carskim dzienniku z 27 marca 1918 roku zapisano:  „Wczoraj zacząłem czytać na głos książkę Niłusa o antychryście, do której  dodane zostały „Protokoły” Żydów i masonów, - nader współczesna lektura” - Oleg Płatonow] jeśli nie liczyć już wspomnianych przeze mnie uwag o „Protokołach” G.B. Sliozberga, wygłoszonych przez niego dla ministra finansów Witte.

Ciekawie będzie tu zaznaczyć, że ten sam Sliozberg, występując na procesie berneńskim, zastosował jawnie łotrowski trik. Składając zeznanie o „Protokołach mędrców Syjonu”, on zręcznie włączył w swoją mowę opowiadanie o stosunku carskich ministrów do innego dokumentu, do książki  pt. „Tajemnica żydostwa” (patrz rozdział 10) - i odczytał sądowi notatki P.A. Stołypina o tej książce:  „być może jest to logiczne, ale tendencyjne”, „Sposób oporu jest dla rządu całkowicie niedopuszczalny”. W takim kontekście notatki Stołypina w związku z „Tajemnicą żydostwa” odebrał sąd jako jego dezaprobatę dla „Protokółów mędrców Syjonu”.

Rozdział 40

 

Sfałszowanie dokonane przez W.L. Burcewa. Sfałszowane notatki Mikołaja II.

Próby oszukania światowej opinii publicznej. Zaprzeczenie generała Głobaczewa.

 

Straciwszy nadzieję na znalezienie dokumentalnego potwierdzenia uzasadnienia mitu o stworzeniu „Protokołów mędrców Syjonu” przez rosyjską policję, żydowscy organizatorzy procesu berneńskiego decydują się pójść na zwykłe fałszerstwo. Jego wykonawcą zostaje W.L. Burcew, który w swoim czasie zrobił się sławnym z powodu ujawnieniu tajnych agentów policji rosyjskiej  i agentów rosyjskiego wywiadu zagranicznego. Działanie Burcewa, bardzo próżnego, rozbieganego typa, uwielbiającego autoreklamę i szum tworzony wokół swojego nazwiska, nosiła wielce  antyrosyjski, oszczerczy charakter. Rosji do 1917 roku, kiedy obiektami jego przeważnie fałszowanych oskarżeń byli państwowi urzędnicy i pracownicy policji, wiele mu uchodziło na sucho. (liczne jego „wyczyny” stawały się po prostu zdradą stanu). W 1909 roku wydał tajnego pracownika wywiadu rosyjskiego, wprowadzonego do francuskiej lożę masońskiej Bittar-Moniena. Ta zdrada Burcewa stała się podstawą szerokiej antyrosyjskiej kampanii przeprowadzonej we   Francji. Wzbudzona przez Burcewa i doprowadzona pod obrady Izby Deputowanych Francji sprawa Gartinga-Łandezena i tajnej politycznej agentur w lipcu 1909 roku doprowadziła do rozbicia rosyjskiej sieci zwiadowczej we Francji (patrz.: GARF. F. 102 1905, d. 12, cz. 2, prod. 5).

    „Po rewolucji sytuacja zmieniła się. Oczernieni ludzie poczęli protestować, kilka razy na oczach wszystkich był policzkowany, podawali go do sądu. [patrz, na przykład, sprawa pułkownika G.K. Seminskiego (pisma: „Powszechna Sprawa” z 20.09.1930; „Carski zwiastun” (Belgrad) z 24.08.1930; „Odrodzenie” z 14.08.1930, z 18.091933 i z 21.09.1933)]

W swojej antyrosyjskiej działalności Burcew często opierał się na tajnych żydowsko-masońskich kołach pod maską „niezależnego dziennikarza” stając się w rzeczywistości ich agentem.  Jak sam przyznawał, wypadało mu bywać uczestnikiem pierwszych kongresów syjonistycznych, spotykać się z syjonistami, w których widział „szczerych ideowych ludzi”. (W.L. Burcew – Utwory wybrane, str. 265.). Dlatego praca, zlecona mu przez żydowskich organizatorów procesu berneńskiego, była nie  tylko przypadkowym, lecz prawidłowym dalszym ciągiem jego dawnego antyrosyjskiego działania.        

Na ten raz W. Burcew wymyśla historię o tym, że jakoby były kierownik ochrony społecznego bezpieczeństwa i porządku w Piotrogrodzie, generał-major Głobaczew, dał mu przez swojego agenta Kołtypina-Lubskiego informację o prowadzonym dochodzeniu, z polecenia cara Mikołaja II, w sprawie autentyczności „Protokołów mędrców Syjonu”. Dalej Burcew, najwidoczniej, sam pisze tworzy teksty uwag jakoby poczynionych przez Nikołaja II w czasie lektury „Protokołów mędrców Syjonu”.

Poniżej przywodzę w całości referat Burcewa „Do pytania o falsyfikacji „Protokołów“, odczytany przez niego na procesie berneńskim jako świadectwo świadka.

I

Z „Protokołami mędrców Syjonu” poznałem się już dość dawno, zawsze uważałem je za jawnie podrabiane i nawet trudno było mi dopuścić do myśli, że  ktokolwiek mógłby do nich poważnie  się odnosić.  .

W latach 1906-1907 byłem w Petersburgu redaktorem pisma historycznego „Dawne”. Pewnego razu, do nas do redakcji, przyniesiono dla recenzji broszurę o „Protokołach syjońskich” (Niłusa albo Butmi). Została wydana kilka lat wcześniej. Z początku zwróciła na siebie niewiele uwagi. Ale antysemicka fala, rozwijająca się w Rosji w latach z 1905-1906, przymusiła do mówienia o niej w szerokich warstwach społeczeństwa rosyjskiego.

Ale nawet pierwsze, powierzchowne zapoznanie się z tą broszurą przekonało nas, pracowników redakcji „Dawne”, że w poważnym historycznym piśmie nie powinniśmy zajmować się takimi utworami literackimi, chociaż w sprawie antysemickiego ruchu w Rosji zamieszaliśmy w piśmie często rozmaite artykuły. To wrażenie z broszury utrwaliło się w nas wszystkich i tak w określony sposób się ukształtowało, że przez  kilka lat nie zwracaliśmy na nią żadnej uwagi. W bieżącym procesie w sprawie „Protokołów” z tego, lub z innego powodu,  zamieszczane były tylko niewielkie notatki.

Ale oto rozpoczęta w Kijowie w latach 1911-1913 sprawa Bejlisa zmusiła nas, dziennikarzy rosyjskich, odnieść się z większą uwagą do „Protokołów mędrców Syjonu”, tak jak można było przewidzieć, że w tej sprawie będą mogli spróbować skorzystać z nich wstecznicy i nawet prowokatorzy. Ale wkrótce poznaliśmy, że jeżeli wstecznicy i poszczególne osoby, odgrywające jakaś rolę w rządzie, uznawali znaczenie tej broszury i próbowali ją wykorzystać, to rząd, jako takowy, nabrał wyraźnie przekonania, że nie można z niej korzystać w wysuwaniu oskarżeń przeciwko Żydom. I rzeczywiście, w czasie trwania sprawy Bejlisa rządowy oskarżyciel nie próbował zastosować „Protokołów” jako dokumentu przeciwko Żydom. Ze względu na to wszystko zainteresowanie „Protokołami mędrców Syjonu” znowu minęło.

Proces Biejlisa przeżywałem kiedy już byłem znowu emigrantem w Paryżu. W swoich emigranckich wydawnictwach wiele pisałem przeciwko antysemickiej propagandzie, ale mi w te lata ani razu nie przychodziło do głowy pisać i mówić o „Protokołach mędrców Syjonu”, gdyż dla mnie wydawały się one jak najbardziej za utwór  nie zasługujący na najmniejszą uwagę.

Przy bolszewikach zostałem aresztowany w pierwszy dzień ich przewrotu 25 października 1917 roku i siedziałem u nich w więzieniu do maja 1918 roku. W ciągu tego czasu przez kilka miesięcy  wypadło mi siedzieć w jednej celi z byłym dyrektorem departamentu policji Bieleckim, który brał  aktywny udział w przygotowywaniu procesu Bejlisa. W czasie naszych długich rozmów dowiedziałem się od niego wiele ciekawych szczegółów o tym jak był przygotowywany i jak był prowadzony ten proces. Rozmowy prowadzone przy pełnej szczerości. Spytałem go, nawiasem mówiąc, czy myśleli skorzystać w tej sprawie z „Protokołów mędrców Syjonu”. Powiedział mi:

- No, nie! Chociaż niektórzy proponowali nam i wykorzystać „Protokoły”, ale myśmy  doskonale rozumieli, że to z pewnością doprowadziłoby do zawalenia całej sprawy. Przecież to była  jawna podróbka.

Według słów Bieleckiego, nawet ci, którzy  proponowali im skorzystać z tych protokołów, nie wierzyli w ich autentyczność, a mówili tylko, że w „Protokołach mędrców Syjonu” oni widzą zbieżność z działaniem Żydów, nawiasem mówiąc w rewolucji rosyjskiej, i dlatego z „Protokołów” dobrze można byłoby skorzystać, chociaż one zostały podrobione dla agitacji przeciwko Żydom.

Ale oto w 1919 roku, kiedy byłem na Krymie, w Sewastopolu, w Ochotniczej Armii walczącej z bolszewikami, zobaczyłem wznowione znów „Protokoły mędrców Syjonu” i zobaczyłem, że z nich szeroko korzysta się w agitacji antybolszewickiej skierowanej przeciwko Żydom. W masach słyszało się oskarżenia o bolszewizm kierowane głownie w kierunku Żydów, dlatego zawziętość przeciwko bolszewikom wzbudziła uwagę na „Protokoły mędrców Syjonu”. W ten czas wypadało mi mieć do czynienia z wieloma naczelnymi przedstawicielami Armii Ochotniczej. Z entuzjazmem odnosili się do mojego antybolszewickiego organu „Ogólna Sprawa”, wydawanego w tamtym czasie w Paryżu. Odnosili się do mnie ze najgorętszym współczuciem, jako do najbardziej krańcowo nastawionemu przeciwnikowi bolszewików, cały czas walczącemu z nimi, nawet wtedy, kiedy oni jeszcze nie zagarnęli władzy a tylko zaczynali rozwijać swój ruch.

W Sewastopolu znalazłem się w głównej miejscowej kwaterze Ochotniczej Armii. Z entuzjazmem przywitał mnie naczelnik komendy Armii,  gen. Sieliwan (?). Po najserdeczniejszych powitaniach, kiedy dziękował mi za pomoc, jakiej udzielałem Ochotniczej Armii swoim pisaniem w „Ogólnej Sprawie”, niespodziewanie dał mi jakąś to broszurę i poprosił, żebym zwrócił na nią szczególną uwagę w swoim organie. Rozwinąłem broszurę i zobaczyłem, że to były „Protokoły mędrców Syjonu”, akurat teraz wznowione w Sewastopolu. Poprosił mnie о spopularyzowanie ich w „Powszechnej Sprawie”. Oczywiście, znał dobrze mój stosunek do żydowskiego zagadnienia, ale  wydawało się mu, że moja nienawiść do bolszewików zmusi mnie do skorzystania z „Protokołów mędrców Syjonu”, gdzie, jak mu wydawało się, zdemaskowana została tajemnica żydowskiego kierowania bolszewikami.

Rozumie się, że w najgwałtowniejszy sposób oświadczyłem, iż te „Protokoły” są  sfałszowaniem reakcjonistów oraz, że one są w swojej treści absurdalne i że ja, jeżeli kiedykolwiek  będę pisać o  „Protokołach mędrców Syjonu”, to tylko jak o karygodnym, oszukańczym dokumencie.

Generał był zmieszany moją ostra wypowiedzią, a wewnątrz, najwidoczniej, nie był zadowolony i oburzony na mnie za moją odmowę wykorzystania „Protokołów”. Najpierw próbował  argumentować swoją propozycję, ale koniec końców przerwał rozmowę o „Protokołach mędrców Syjonu” i już więcej na ten temat  nie rozmawialiśmy.

Powinienem powiedzieć, że w wyższym dowództwie armii, u generała Denikina, w Noworosyjsku, dokąd pojechałem z Sewastopola, nie spotykałem dawania wiary w autentyczność „Protokołów”, ani też pragnienia skorzystania z nich. Tam mi nawet z rozdrażnieniem mówili o tych, którzy, jak to miało miejsce w Sewastopolu, rozpowszechniali „Protokoły mędrców Syjonu”.

 

  1. I. Lutostanski

 

Zimny cynizm Sionskich protokołów, to wyrażenie psychologii izraelickich wodzów.

                                                                                                                                                                                                                     I.I. Lutostanski

 

II

Wkrótce, po moim powrocie do Paryża, na łamach pisma „Times” spotkałem się z aprobatą  „Protokołów mędrców Syjonu” ze strony byłego petersburskiego korespondenta tej gazety Wiltona, i w gwałtowny sposób odpowiedziałem mu w „Powszechnej Sprawie”. Po tym … ten sam  „Times” zamieścił artykuł innego ich korespondenta - z Konstantynopola (zdaje się, że w sierpniu 1921 roku) całkowicie niespodziewanie ujawniający, iż te „Protokoły” są przeróbką jednej starej francuskiej broszury, wydanej w 1864 roku i mającej za cel walkę z rządem Napoleona III (książka Joli „Dialog”, wyszła najpierw anonimowo w 1865 roku w Brukseli). Plagiat był na tyle widoczny, że nam wszystkim wydawało się, iż wśród uczciwych ludzi nigdy nie może powstać nawet myśl o autentyczności tych „Protokołów”.

W tym samym czasie, łącznie z ujawnieniem w piśmie „Times” plagiatu,  wśród emigracji rosyjskiej niezależnie były publikowane wiadomości, że w tworzeniu „Protokołów mędrców Syjonu” rzeczywiście brał udział znany działacz rosyjskiej tajnej policji za granicą Raczkowski i że pomagał mu w tym pisarz Gołowinski. Wtedy przypomniałem sobie pewne fakty z mojego życia, na które wcześniej nie zwracałem uwagi, ale które lepiej pomogły mi zrozumieć ujawnienie sprawy w piśmie „Times”.

Nawiasem mówiąc przypomniałem sobie, że w Paryżu, w latach 1902-1904, znałem osobiście tego literata Gołowinskiego, kiedy próbował on zawrzeć znajomość ze mną. Rozmów specjalnie o  „Protokołach mędrców Syjonu” z nim nie prowadziłem, ale zapewniał mnie on o światowej zmowie Żydów i o ich związkach z krańcowymi rewolucyjnymi partiami w Europie, z których oni korzystali dla swoich celów.

Patrzałem na Gołowinskiego jako na zdolnego, chociaż płytkiego pisarza, dobrze obeznanego z francuskim dziennikarstwem i dobrze władającego językiem francuskim. Ale sprawiał na mnie wrażenie człowieka pozbawionego całkowicie wszelkich zasad. Po kilku spotkaniach postanowiłem nie podtrzymywać z nim nawet zwykłej znajomości. Przed nami emigrantami, oczywiście, ukrywał swoje związki z Raczkowskim i wszelkimi sposobami starał się przeniknąć w nasze środowisko. Ale o jego związkach z tajną policją domyślaliśmy się wszyscy i dlatego patrzyliśmy na niego co najmniej jak na niebezpiecznego awanturnika.

W obecnym czasie jest dla mnie całkowicie jasne, że Gołowinski, jakbym sobie go nie wyobrażał, był zdolny do każdego rodzaju podłości. Bez wahania mógł wziąć na siebie polecenie komisarza policji Raczkowskiego przerobienia broszury o polityce Napoleona III dla celów antyżydowskiej propagandy. Gołowinski, niewątpliwie, miał większe dane, niż ktokolwiek inny, na  wywiązanie się z takiego zadania.

W 1915 r. w Petersburgu, już w czasie wojny, będąc legalnym pisarzem, spotkałem się z znanym Manasiewiczem-Manujłowem, mającym związek z departamentem policji. Potrafiłem nawiązać  z nim poufne stosunki. Był on dla mnie stałym informatorem o działaniu rządu rosyjskiego, a wiedział o sprawach rządu wiele; był bowiem zatrudniony na warunkach prawie sekretarza Sztiurmera. W swoim czasie dał mi wiele ścisłych, nadzwyczaj wartościowych wiadomości ujawniających pewnych agentów departamentu policji (jak na przykład, „szlisselburżca” Starodworskogo, którego ujawnienia dokonałem korzystając z jego wskazówek jeszcze w czasie trwania naszej znajomości, i które wywołało wielkie wrażenie) i jak przeciwko reakcjonistom, których przykładem może być dyrektor departamentu policji Klimowicz, któremu ujawniłem  ukrywanie zabójców Gercenszteina.

Te sprawy, które Manasiewicz-Manujłow dawał mi do ujawnienia, pozostawały tajemnicą dla departamentu policji, i ani ja, ani on, nigdy nie byliśmy za to poddawani prześladowaniom. Tylko po rewolucji, w Nadzwyczajnej Komisji dla spraw carskiego reżimu, stworzonej przez Rząd Tymczasowy, ja i Manujłow dawaliśmy szczegółowe świadectwa o dokonanych ujawnieniach, które on mi poddawał. Te świadectwa zostały opublikowane przez tę komisję.

W czasie naszych rozmów z Manujłowem powracaliśmy wielokrotnie z różnych powodów do zagadnień żydowskich, a w szczególności do „Protokołów mędrców Syjonu”. Manujłow nigdy mi nie mówił o swoim osobistym udziale w podrabianiu „Protokołów mędrców Syjonu”, a mnie nie przychodziła myśl spytać go o to. Ale kiedy tylko zaczęliśmy mówić  (w latach 1915-1917) o „Protokołach mędrców Syjonu”, to zawsze stanowczo mówił mi, że one są podróbką i że to nie stanowi żadnej kwestii. Śmiejąc się mówił: „Tylko idioci mogą wierzyć w te „Protokoły“ i ani jeden szanujący siebie działacz polityczny nigdy nie pozwoli sobie mówić o ich autentyczności”. Zawsze wyrażał swoje przekonywanie, że rząd nigdy oficjalnie nie będzie uznawać autentyczności „Protokołów mędrców Syjonu”.

Myśl, że kiedykolwiek  będzie się mówiło o „Protokołów mędrców Syjonu” na poważnie, w tamtym czasie była ode mnie tak daleka, że ja, na ile pamiętam, nawet nie uważałem za potrzebne wypytywać o nich szczegółowo Manasiewicza-Manujłowa i zadowalałem się tylko jego drwinami wygłaszanymi o tych „Protokołach”. Ale dobrze pamiętam, że, chociaż nie jest to w związku z „Protokołami mędrców Syjonu”, a w związku z moimi prywatnymi spotkaniami z Gołowinskim, iż  Manasiewicz-Manujłow zgadzał się z moim spojrzeniem na Gołowinskiego i sam mówił o nim jak o awanturniku, kryminalnym typie i tajnym agencie policji.

 

III

W czasie ostatniej mojej emigracji, przez ostatnie 12–13 lat, szczególnie po ujawnieniu plagiatu przez „Times”, nigdzie i nigdy nie spotykałem się z tym, żeby w poważnych politycznych kołach próbowano kiedykolwiek dowodzić autentyczności „Protokołów mędrców Syjonu”. Najwyżej można było spotkać ludzi, którzy mówili:

- No tak, załóżmy, że autentyczność „Protokołów mędrców Syjonu” nie jest dowiedziona. Załóżmy, że one zostały sfabrykowane. Ale co by nie było, to jednak jest niebywała zbieżność   między treścią tych „Protokołów” z bolszewickimi i żydowskimi poczynaniami! Dlatego jeżeli jest jakieś środowisko, które wierzy w autentyczność tych „Protokołów”, to niezbędne jest uważnie jego przedstawicieli wysłuchać. …

Ale i takie rozmowy były toczone tylko przy prywatnych spotkaniach. Nikt nigdy poważnie nie zwracał się do mnie, lub do redakcji mego czasopisma, z propozycją wykorzystania „Protokołów mędrców Syjonu”. Po roku 1921 wydawało mi się, że po tym, co zostało wydrukowane w związku z „Protokołami mędrców Syjonu” przez autora artykułów w „Times”, a później napisane przez prof. Milukowa i innych, została usunięta każda myśl o poważnym traktowaniu tych „Protokołów”.

Dlatego w ogóle osobiście tym zagadnieniem nie zajmowałem się. Ale był jeden moment, kiedy zacząłem studiować to zagadnienie.

Za granicą, po wojnie, spotkałem się w Paryżu z jednym z najaktywniejszych agentów Raczkowskiego, podający się jako Bint  (Francuz). On miał 25lat i specjalnie miał zadanie z   Departamentu Policji by śledzić mnie za granicami Rosji i oczywiście dobrze mnie znał. Po wojnie utrzymywanie tajemnic Departamentu Policji straciło na znaczeniu dla agentów zagranicznej  „ochranki”. Kiedy odszukałem Binta, żeby porozmawiać z nim o przeszłości, przekazał mi nadzwyczaj ciekawe wiadomości o rożnych sprawach, nawiasem mówiąc – i o śledzeniu  mnie. W latach 1918-1919 często z nim widywałem się w Paryżu i otrzymałem od niego wiele ciekawych wiadomości, które rozpowszechniałem w „Powszechnej Sprawie”, i w „Dawne”. Jego opowiadania były czasem prawdziwym objawieniem dla mnie. W ten czas nie miał on żadnego powodu by cokolwiek ukrywać przede mną z przeszłości albo mówić nieprawdę. Między innymi wiele mi mówił o Raczkowskim, o jego udziale w tworzeniu „Protokołów mędrców Syjonu”, o tym, jak on na polecenie Raczkowskiego jeździł po Niemczech, szukał i kupował jakieś tam książki. To mnie zaciekawiło i zapragnąłem przebadać dokładnie to, o czym mi opowiadał.

O tej swojej rozmowie z Bintem zawiadomiłem prof. Swatikowa, mojego starego towarzysza, z którym mnie wiązała około 20-letnia wspólna praca, między innymi w moim piśmie „Dawne”. Swatikow, jako komisarz Rządu Tymczasowego, już i bez mojej własnej sprawy z „ochraną”  już nie miał do czynienia z Bintem, bo zajmował się specjalnie wywiadem zagranicznym „Ochrany”. Bardzo zainteresował się wiadomościami, otrzymywanymi przeze mnie od Binta o „Protokołach mędrców Syjonu” i gotowy był sam wypytać go o tym. Zrozumiałem, że on lepiej ode mnie może przebadać tę sprawę i wypytać Binta, a dlatego sam prosiłem go о zajęcie się tą sprawą. Spotkawszy się zatem z Bintem, nalegałem na to, żeby on w rozmowie z prof. Swatikowym przypomniał sobie wszystko co tylko dotyczy „Protokołów mędrców Syjonu”. Później, od czasu do czasu, wysłuchiwałem opowiadań prof. Swatikowa o jego rozmowach z Bintem, a także, przy nadążającej się okazji, wypytywałem i samego Binta o to samo. Ich rozmowy mnie całkowicie zadowoliły i osobiście ja sam do tej sprawy specjalnie nie powracałem. Wydawało mi się, że prof. Swatikow w wyczerpujący sposób wykonał wzięte na siebie zadanie.

 

IV

Ale oto ostatnio zobaczyłem, że na emigracji, szczególnie w związku z niemieckimi wydarzeniami, odrodziło się zainteresowanie „Protokołami” i dlatego postanowiłem znowu zająć się tym zagadnieniem.

W Paryżu w ostatnie lata mieszkał, zajmując odpowiedzialne stanowisko w Rosyjskim Ogólnożołnierskim Związku, były kierownik petersburskiego oddziału Ochrany  gen. Głobaczew, z którym znałem się osobiście już od 12-13 lat.

Generał Głobaczew, to przede wszystkim służbista i sumienny urzędnik. Nigdy nie wzbudzał przeciwko sobie jakichkolwiek o nierzetelność. Znam do od dawna jako człowieka szczerze odnoszącego się do swoich spraw. On, oczywiście, jest nieprzejednanym antybolszewikiem i   szczerym patriotą. Jak bym ja rozchodził się z nim w polityce, a czasem występowałem przeciwko niemu w prasie, to on zawsze odnosił się osobiście do mnie z pełnym szacunkiem, bardzo cenił mój stosunek do wojny, a potem do bolszewików. W związku z tymi dwoma zagadnieniami nie raz miałem możliwość za granicą rozmawiać z nim i znajdować ogólne wspólne pole do rozmowy. Po raz pierwszy osobiście z nim zszedłem się w Konstantynopolu w 1920 roku. Później spotkałem go w Paryżu i nawet odwiedzałem go w jego mieszkaniu. Rozmowy prowadziliśmy ze sobą   specjalnego charakteru: albo rozmawialiśmy o organizacji antybolszewickiej generała Kutepowa, albo oskarżałem jego agentów, albo uprzedzałem, że przeciwko niemu wystąpię w prasie. Ale w czasie tych rozmów nie przepuszczałem okazji by porozmawiać z nim o przeszłości. Nawiasem mówiąc, to niejednokrotnie  poruszałem problemy życia w Rosji i zagadnień rosyjskiego  ruchu rewolucyjnego. Szczególnie zainteresowało mnie jego spojrzenie na „Protokoły mędrców Syjonu”, ale ja, nie licząc na to, że on będzie ze mną szczery w tej sprawie tak, jak ja pragnąłbym tego, tylko żeby wyraził  … w głównych zarysach swój pogląd na żydowskie zagadnienie, a w szczególności na „Protokoły mędrców Syjonu”, żebym potem mógł sprawdzić jego wiadomości, otrzymywane od niego przez jego agenta, obywatela X., z którym mógł na ten temat mówić bez żadnych ograniczeń.

Jego agentowi obywatelowi X, powiedziałem, że  w moich wspomnieniach będzie zarezerwowane miejsce dla „Protokołów mędrców Syjonu”  i prosiłem go о zwrócenie się do gen. Głobaczewa z prośbą o zapoznanie go z tym zagadnieniem by mógł podać te wiadomości w jednym z jego artykułów, które X jakoby przygotowywał się pisać. Oczywiście, byłem pewny, że opowiadanie gen. Głobaczewa zostanie mnie przekazane przez ten artykuł i mogę wtedy go  sprawdzić już na podstawie moich wiadomości. Tak w praktyce to i wyszło. Każdą swoją rozmowę z gen. Głobaczewem agent zapisywał, pokazywał mi, ja dodawałem mu pytania dodatkowe  i później otrzymywałem na te pytania odpowiedzi.

W czasie takich krzyżowych przesłuchań wypadło mi dowiedzieć się, że gen. Głobaczew napisał swoje wspomnienia, gdzie znajdują się dwa wielkie rozdziały: o „Protokołach mędrców Syjonu” i o sprawie Bejlisa. Te dwa rozdziały gen. Głobaczew w całości przeczytał swojemu agentowi.

    Wspomnienia gen. Głobaczewa nie były pisane dla natychmiastowego wydrukowania, one były pisane „dla historii”, dla tego czasu, kiedy zniknie ostre zainteresowanie pewnymi zagadnieniami przeszłych działań oddziałów „Ochrany”.

Ja w ogóle znam i inne, oficjalne raporty gen. Głobaczewa, które on, zajmując się pracą w Oddziale Ochrany, w swoim czasie przekładał rządowi, jak też sprawozdania, które on pisał w ciągu ostatnich lat w Paryżu, mówiące o walce z bolszewikami i o emigracyjnym życiu w ogóle. Przez niego sporządzane dokumenty są bardzo ścisłe, dobrze zestawione, bezstronne i w nich nie ma tego niezrozumienia zagadnień politycznych, które tak często spotyka się w pismach ludzi w jego sytuacji. Wszystkie te cechy znajdujemy w jego nocie ujmującej jego stosunek do „Protokołów mędrców Syjonu”, sporządzonej dla historii, a nie dla drukowania w bieżącej prasie albo dla przedłożenia władzom.

Z historią Syjońskich Protokołów gen. Głobaczew jest dobrze obznajmiony dzięki swojej  służbowej działalności, z jego bliskich stosunków z generałem Martynowem, kierownikiem Moskiewskiego Oddziału Ochrany, który przez pewien czas bezpośrednio zajmował się oficjalnym dochodzeniem w sprawie  „Protokołów mędrców Syjonu”.

Generał Głobaczew pisze tylko to, co mu wypadało poznać w sprawie „Protokoów”  w okresie, kiedy zaczęło się oficjalne dochodzenie o nich.

Oto co zapisał z rozmów z generałem Głobaczewem jego agent.

 

Protokoły zostały wytworzone w okresie lat 1896-1900. Były one tworzone przez jednego z agentów rosyjskiej policji politycznej, który chciał się tą pracą odznaczyć. Były one przesłane przez niego z ominięciem  jego bezpośrednich władz w Paryżu, do Petersburga do rąk pułkownika  Piramidowa. Ten ostatni, będąc zatrudnionym w Oddziale Ochrany, podał je gen. baronowi Grotgusowi (ten obecnie zamieszkuje w Niemczech i odgrywa pewną rolę w ruchu hitlerowskim; ma dwóch synów w Paryżu – jeden z nich uczestniczy w „Axion Française”). 

Wszystkie próby Grotgusa, podjęte  w okresie lat 1901-1902 i mające na celu wywołać  zainteresowanie nimi otoczenia Mikołaja II i jego samego, zakończyły się niepowodzeniem. Nie pomogła i pomoc Manasiewicza-Manujłowa, nie wierzącego w autentyczność protokołów, ale przedstawiającego je z osobistych względów.

I tak sprawa o „Protokołach” ucichła. Ponowne jej nagłośnienie przyszło znowu w okresie rewolucji 1905 roku. Posunął „Protokoły” carowi gen. Trepow, który dostał je od gen. Dżunkowskiego. Czytanie protokołów wywarło bardzo silne wrażenie na Mikołaju II, który od tej chwili przyjął je jakby za swego przewodnika politycznego. Charakterystyczne uwagi, zrobione przez niego na stronach dostarczonego mu egzemplarza były takie: „Jaka głębokość myśli!”, „Jaka przezorność!”, „Jakie ścisłe wykonywanie swojego programu!”, „Nasz 1905 rok dokładnie pod dyrygenturę mędrców”, „Nie może być wątpliwości o ich autentyczności”, „Wszędzie widoczna kierująca i burząca ręka żydostwa” i t. d.

Zainteresowawszy się otrzymanymi „Protokołami”, Mikołaj II zwrócił swoją uwagę na zagraniczną agenturę i nagrodził licznych jej pracowników orderami i nagrodami pieniężnymi.

Od roku 1906 zaczyna się nowa era dla „Protokołów”. Działacze Związku Narodu Rosyjskiego,  Szmakow, Markow II i inni, zwrócili się w Ministra Spraw Wewnętrznych o pozwolenie szerokiego wykorzystania „Protokołów” w walce z wojującym żydostwem.

Pod naciskiem Łopuchina Stołypin kazał przeprowadzić tajne dochodzenie o pochodzenie „Protokołów” dwóm oficerom żandarmerii,  Martynowowi  i Wasiljewowi.

Pytania o „Protokoły mędrców Syjonu” zostały wysłane i za granicę do przedstawicieli tam działającej tajnej policji rosyjskiej i oni nadsyłali odpowiedzi w tej sprawie. Jeden z wybitnych przedstawicieli tej policji, Ratajew, zdecydowanie i gwałtownie wypowiedział się za kłamliwością  „Protokołów”, ale nie ukrywał swojego antysemityzmu i swojego spojrzenia na ruch rewolucyjny jako na ruch głównie żydowski. W takim samym duchu wypowiedział się i inny wybitny przedstawiciel zagranicznej Ochrany – Garting. Swoją odpowiedź na pytanie o „Protokołach” dał i Raczkowski. Nie nalegał na uznanie ich za autentyczne, ale mówił, że one mogą być dobrze  zastosowane w walce z żydostwem i z rewolucjonistami.

Tak więc oficjalne dochodzenie rządu dokładnie ustaliło kłamliwość „Protokołów”, a także ustaliło ich autorów. Stołypin zameldował o tym wszystkim Mikołajowi II, którym był tym głęboko wstrząśnięty. Na raporcie o możliwości wykorzystać ich do antyżydowskiej propagandy Mikołaj II napisał:

„Protokoły wycofać! Nie można czystej sprawy bronić brudnymi sposobami”.

Uwaga: Korzystać z przytoczonej notatki cara za wiadomością od  gen. Głobaczewa wcześniej było trudno ponieważ żył on w Paryżu i zajmował się, jak powiedziano, odpowiedzialną służbą w  Związku Ogólnożołnierskim. Obecnie już wyjechał do Ameryki i zerwał związki z tym Związkiem, ale zachował osobiste związki ze swoim byłym agentem, wspomnianym X, któremu. obiecał  dać jeden z rozdziałów ze swoich wspomnień, poświęconemu „Protokołom mędrców Syjonu” oraz  raport o tych „Protokółach” zrobiony dla rządu przez pracowników Ochrany.

Ani gen. Głobaczew, ani jego agent dotychczas nie podejrzewają, że te wiadomości są mi potrzebne nie dla moich wspomnień. Obecnie, kiedy całość wspomnień gen. Głobaczewa jest w moich rękach i mogę w swoim imieniu cytować z niego co chcę, to postaram się przynajmniej poddać ocenie wspomnienia gen. Głobaczewa. Temu jego agentowi powiedziałem, że jego artykuł zostanie zamieszczony w zagranicznej prasie i dobrze zostanie opłacony. Generał  Głobaczew, wyjeżdżając do Ameryki, powiedział temu agentowi, że udzieli mu pomocy w czym tylko będzie mógł. Myślę że wykona swoją obietnicę i pomoże mu materiałami dla tego artykułu. W każdym wypadku, jak tylko gen. Głobaczew już będzie w Ameryce, to przyśle swój nowy adres i na ten adres będzie mógł ów agent wysyłać listy z pytaniami  o potrzebne mu materiały dla owego artykułu, który, w jego przekonaniu, ma napisać. Czy trzeba w tej sprawie  pisać bardziej szczerze? Zobaczymy. Widocznie nie ma takiej potrzeby; można to zrobić dostawszy dodatkowe materiały od gen. Głobaczewa.

                                                             Wł. Burcew

05.07.1934 (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego)

 

 

Fałszerstwa w liście Burcew dokonał w sposób wyjątkowo prostacki. Głównym argumentem fałszerza były wiadomości o jakoby przeprowadzanym przez carski rząd dochodzeniu w sprawie pochodzenia „Protokołów mędrców Syjonu”. W rzeczywistości takiego dochodzenia nie było. O tym świadczy przytoczony przez mnie powyżej list byłego kierownika carskiej kancelarii A.A.Mosołowa. Próbując nadać prawdopodobieństwo swojej fikcji, Burcew dopuścił się kilku  poważnych błędów historycznych. Na przykład, oświadczył, że dochodzenie poprowadzono w 1906 roku na zlecenie Stołypina po usilnej prośbie Łopuchina. Ale w 1906 roku Łopuchin był już nie dyrektorem Departamentu Policji, a emerytowanym i usuniętym urzędnikiem i w tej swojej sytuacji  nie mógł domagać się uruchomienia takiego  dochodzenia. W czasie procesu Burcew twierdził, że  jeden z uczestników przewozu, jakoby podrobionych „Protokółów”, był kolegą z pracy Głobaczewa, czego w rzeczywistości nie było.

Świadectwa Burcewa na procesie berneńskim zostały opublikowane w szeregu gazet, w tej liczbie i w Nowym Jorku, gdzie wtedy żył Głobaczew. W Nowym Jorku gazeta „:Nowe Rosyjskie Słowo” (gazeta żydowska, rosyjska tylko z nazwy, redaktor naczelny – M. Weinbaum) publikuje artykuł Burcewa pt. „Prawda o Protokołach mędrców Syjonu”. Przeczytawszy ten artykuł, Głobaczew natychmiast pisze swój protest do redaktora „Nowego Rosyjskiego Słowa”. Oto ów protest:

K.I. Głobaczew. 506 w 151 Alei. New York 8 stycznia 1935 roku.

Szanowny Pan Główny Redaktor.

W numerze 8009 z 1 stycznia 1935 b.r. w Waszej szanownej gazecie umieszczony został artykuł Wł. Burcewa, zatytułowany „Prawda o Protokółach mędrców Syjonu”, w którym autor, występujący w charakterze eksperta i świadka w procesie sądowym w mieście Bernie, w swojej publikacji  powołuje się wielokrotnie na mnie.

Nie wdając się w samo zagadnienie pochodzenia „Protokołów”, dla przywrócenia prawdy, proszę Was, panie Główny Redaktorze, o zamieszczenie w Waszej szanownej gazecie moje następujące oświadczenie:

Z W.L. Burcewem w sprawie „Protokołów mędrców Syjonu” nigdy nie rozmawiałem i wszystko, że niby według moich słów oświadczał on przed sądem, jest owocem jego fantazji.

Ani też z jakimkolwiek agentem, w związku z pochodzeniem „Protokoółów mędrców Syjonu”, także nigdy nie rozmawiałem, a tym bardziej nie mógłbym dać mu jakoby dwóch rozdziałów o tych „Protokołach” z moich wspomnień, bowiem w nich o „Protokołach mędrców Syjonu” nie ma nawet  ani jednego słowa.

Jeżeli pan Burcew mówi, że moje rozmowy z jego agentem są u niego i zapisane są jakoby z moich słów, to staje się to po prostu zmyślaniem tego agenta.

Pułkownik żandarmerii Piramidow, według słów pana Burcewa, niby mój kolega z pracy, w rzeczywistości nie mógł być moim kolegą, gdyż zginął w przypadkowym wypadku w 1903 roku w Petersburgu w czasie wodowania pancernika na skutek obsunięciu się trybuny dla widzów, tj. że zginał jeszcze w tym czasie, kiedy ja jeszcze nie opracowałem w Oddzielnym Korpusie Żandarmerii.

Proszę Was о odebranie zapewnienia w moim szacunku

                                                             Generał A.M. Głobaczew (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego)

 

Co przywiodło Burcewa do zastosowania tak grubiańskiego sfałszowania? Przede wszystkim pewność o rychłej śmierci Głobaczewa. Jak wynika z notatek, znalezionych przeze mnie w archiwum N.F. Stiepanowa, na początku laty 30-tych w monarchicznych kołach kursowały plotki o poważnej i nieuleczalnej chorobie Głobaczewa. Jego wyjazd do USA, do syna z zamiarem tam umierania, jak wtedy mówiono, został przyjęty przez Burcewa jak możliwość przypisania sfałszowanych przez niego wiadomości zmarłemu człowiekowi. A dlatego, żeby potwierdzić, że wiadomości jakoby były otrzymywane właśnie od Głobaczewa, Burcew wciągnął do sprawy pewnego osobnika, Kołtypina-Lubskiego, który zgodził się najwidoczniej za określoną sumę , pomóc Burcewowi uprawdopodobnić jego sfałszowanie. Kołtypin-Lubski na emigracji należał do grona tak nazywanych „osobowości do nie podawania ręki” tj. ludzi, nie gardzących czynami  nagannymi i ciemnymi machinacjami.

Wyzdrowienie Głobaczewa pomieszało szyki falsyfikatorów. Starając się uratować swoją reputację, Burcew rozsyła wszędzie listy, w których to przypisuje Głobaczewowi związki z hitlerowcami, to znów daje do zrozumienia, że go oszukał Kołtypin-Lubski. Pisze on listy i do samego Głobaczewa (kopie ich zachowały się w archiwum Burcewa), ale ten na nie, naturalnie, nie odpowiada. W jednym z listów do Głobaczewa Burcew próbuje przekonać go, że wszystkiemu winny jest Kołtypin-Lubski. „Problem sprowadza się do tego – pisze Burcew do Głobaczewa – czy Kołtypin-Lubski słyszał to wszystko, co opublikowałem, od Was czy on to sam wymyślił?”.

Tym nie mniej przynajmniej jeden list Głobaczew do Burcewa wysłał. W archiwum Burcewa zachowały się tylko fragmenty z tego listy w odpisie maszynowym. Oryginalny list gen. Głobaczewa do falsyfikatora, najwidoczniej Burcew zniszczył. Ale nawet i te wyjątki są interesujące, bowiem  przedstawiają prawdziwy stosunek rosyjskiego generała K.I. Głobaczewa do „Protokołów mędrców Syjonu”.

Przedstawiam te wyjątki z listu K.I. Głobaczewa do K. Burcewa, napisanego dnia 14 lutego 1937 roku:

„ … historia pochodzenia „P.m.S” tak, jak ona interesuje teraz Was, tak i interesowała wielu  przy starym reżimie. Zagadka ich pochodzenia nie została odgadnięta nawet wtedy, gdy do dyspozycji w odkryciu tej tajemnicy były odpowiednie środki i odpowiedni aparat śledczy.

Jeżeli w tamtym czasie byłyby ujawnione jakiekolwiek fakty lub wskazówki, to ośmielam się  myśleć, że Rząd Tymczasowy albo, wreszcie, bolszewicy opublikowaliby takowe do tego czasu, jako że przecież Departament Policji ze wszystkimi tajnymi sprawami od dawna znalazł się w ich rękach.

Moje własna opinia jest taka, że zabraliście się do nader trudnego zadania. Wydaje mi się, że tak jak trudno jest dowieść sztucznego pochodzenia „P.m.S“, tak i niemożliwe jest ustalenie, że one   rzeczywiście zawdzięczają swoje pochodzenie syjonistycznym mędrcom.  Myślę, że to pozostanie na stałe zagadką dla świata”. (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego.)

 

 

Rozdział 41

 

Państwowy przestępca A.A. Łopuchin. Złośliwe oszczerstwo rzucone na kierownika rosyjskiego wywiadu zagranicznego P.I. Raczkowskiego.

Świadectwa byłego komisarza Rządu Tymczasowego Swatikowa. „Syjoński dokument” obserwacyjnego agenta Binta. Bezpodstawne oskarżenia.

 

Autorstwo oszczerczej wersji o tym, że „Protokóły mędrców Syjonu” zostały sporządzone pod kierunkiem szefa zagranicznego wywiadu rosyjskiego P.I. Raczkowskiego przez rosyjskich agentów w Paryżu, należy do byłego dyrektora Departamentu Policji A.A. Łopuchina. Karierowicz, intrygant [razem z S.J. Witte ów Łopuchin, na przykład, prowadził intrygę w sprawie usunięcia od władzy Mikołaja II i intronizacji wielkiego księcia Michaiła Aleksandrowicza (patrz: A.A.Łopuchin  Fragmenty z wspomnień. Moskwa, Pg., 1923. str. 72-73)] i po prostu jako nierzetelny urzędnik, Łopuchin z wielkim skandalem został zwolniony z służby, a później sądzony za poważne przestępstwa służbowe (w szczególności, to wydał rewolucjonistom tajnego agenta policji). Następcą Łopuchina na stanowisku kierownika politycznej części Departamentu Policji został  właśnie Raczkowski (jako wicedyrektor Departamentu), który odkrył w działaniu swojego byłego szefa masę poważnych nadużyć. Właśnie Raczkowski stał na czele dochodzenia w sprawie   służbowych przestępstw Łopuchina, zakończonego wyrokiem na tego ostatniego na pięć lat katorgi.

W 1920 roku Łopuchin, spotkawszy się z Burcewem w Paryżu, zawiadomił go, że „Protokoły mędrców Syjonu „podrabiał Raczkowski ze swoimi agentami”, (W.L.Burcew – Utwory wybrane str. 268.) ale żadnych konkretnych szczegółów albo faktów dla tego twierdzenia nie przedstawił. Znając dawną nierzetelność i nieprzyzwoitość Łopuchina, a także jego stosunek osobisty do Raczkowskiego, czy można mieć pewnie zaufanie do jego słów? Tym nie mniej Burcew uchwycił się tej wersji z entuzjazmem. Sam Burcew też nie mógł odnosić się do Raczkowskiego bezstronnie. W latach 1890-tych dzięki zapobiegliwości kierownika zagranicznego wywiadu (właśnie Raczkowskiwego) została przecięta prowokacyjna działalność Burcewa, który publicznie i w druku wzywał do zabójstwa Mikołaja II. Zgodnie z prawami obowiązującymi  w Anglii, w której wtedy żył Burcew, takie drukowane wezwania były uznawane za karalne przestępstwo kryminalne i Raczkowski osiągnął wtedy potępienie Burcewa skazanego na kilka lat więzienia. Po tym przypadku Burcew znienawidził Raczkowskiego, czego nigdy i nie ukrywał.

Stosunki Burcewa z Łopuchinem opierały się na masońskich powiązaniach. Z Łopuchinem mason Burcew poznał się dzięki znanemu żydowskiemu i masońskiemu działaczowi Braudo. Braudo i związany z nim były gubernator i także mason, książę Urusow. zrobili Łopuchina informatorem do spraw żydowskich. Łopuch przekazywał przedstawicielom żydowsko - masońskich organizacji wiadomości, stanowiącą tajemnicę służbową. Jak później przyznawał sam Burcew, to „Łopuchin bywał w naszej redakcji razem ze swoim przyjacielem, byłym gubernatorem Urusowem i ze znanym bibliotekarzem Cesarskiej Biblioteki Publicznej, działaczem żydowskim Braudo. Oni przekazywali nam bardzo ważne wiadomości o stosunku rządu w ogóle do żydowskiego zagadnienia i specjalnie o, mających wtedy miejsce, pogromach żydowskich”. (W.L.Burcew – Utwory wybrane, str. 267).

Złośliwe oszczerstwo, rzucone na kierownika zagranicznego wywiadu rosyjskiego  Raczkowskiego przez Łopuchina i szeroko rozpowszechnione przez Burcewa, poparł dawny towarzysz broni Raczkowskiego –  S.G. Swatikow. Świadectwom tego ostatniego na procesie berneńskim przydano szczególne znaczenie. Ten znany mason i antyrosyjski działacz po Przewrocie Lutowym otrzymał od Rządu Tymczasowego zadanie zlikwidowania zagranicznego wywiadu rosyjskiego wraz z jego centrum w Paryżu. Przestępstwo wobec państwa rosyjskiego, w postaci  pozbawienia go możliwości obserwowania działania wrogów na terenie innych krajów, Swatikow wykonał w krótkim terminie.  To, co powstawało przez wiele dziesięcioleci, przedstawiciel Rządu Tymczasowego zniszczył w ciągu kilku tygodni, a według niektórych danych oddał część rosyjskiej agentury pod komendę służb specjalnych innych krajów. (ASTM. Zasób N.F. Stiepanowa, BP.)

Jako były oficjalny przedstawiciel Rządu Tymczasowego Swatikow był uważany na procesie berneńskim za solidnego świadka. Dlatego dopuszczono go, jako pierwszego ze świadków, do składania świadectwa w sprawie. Swatikow zawiadomił sąd, że „Protokóły mędrców Syjonu” jakoby zostały tworzone pod kierunkiem P.I. Raczkowskiego przez agentów policji rosyjskiej, żeby „przeciwdziałać wpływowi na cara niejakiego Filippa, awanturnika i masona. „Protokóły” miały  dowieść istnienia związku między masonami i Żydami”. (W.L.Burcew – Utwory wybrane, str. 305-306.) Na potwierdzenie swego twierdzenia Swatikow nie przedstawił ani jednego dokumentu i nie przytoczył żadnego faktu, oprócz powoływania się na rozmowy, które on jakoby prowadził z byłym agentem policji rosyjskiej  francuskim Żydem Henrichem Bintem (Henri Bondem, Bainem), który umarł w 1929 roku.

Pracując w archiwum Instytutu Hovera, gdzie teraz znajdują się bezprawnie przywłaszczone przez rząd USA dokumenty rosyjskiej agentury zagranicznej w Paryżu, zwróciłem szczególną uwagę na osobowość tego Binta  (AGI. Pliki „Ochrana”, III c Fold I.) Agent ten, będący w służbie rosyjskiego  wywiadu przez 36 lat (od roku 1881),  pracował na początku jako M. Bittar-Monen. (ten sam Bittar-Monen, którego w swoim czasie zdradziecko ujawnił W. Burcew) Bint był  jednym z 42 „obserwacyjnych agentów”, będących w służbie rosyjskiego wywiadu zagranicznego  w Paryżu. W zakres jego głównych funkcji wchodziło śledzenie osób, które mu wskazywały władze rosyjskie, a także towarzyszenie rosyjskim mężom stanu i wybitnym rosyjskim urzędnikom, przyjeżdżających do Francji z wizytami oficjalnymi. Agent takiego stopnia, naturalnie, nie mógł posiadać dostępu do informacji tajnej o wadze państwowej i faktycznie mało o takich sprawach  mógł wiedzieć.

Swatikow, przytaczając świadectwa Binta, albo świadomie je fałszował, albo został ofiarą mistyfikacji z jego strony. Zwolnieni ze służby agenci często lubią paradować w swojej jakoby chwale wielkiej świadomości spraw, często świadomie koloryzując i zniekształcając fakty. Składając zeznanie w berneńskim sądzie o rozmowie z Bintem, Swatikow nie potrafił przedstawić ani jednego dokumentu, potwierdzającego jego stosunki z tym byłem agentem.

Głównym atutem Swatikowa stał się tak zwany „Syjoński dokument” – kartka, napisana jakoby przez samego Binta z wykazem książek o kabale, które Bintowi polecono zakupić dla Departamentu Policji. Jednak nawet sam Bint mówił o tym, że polecenie to otrzymał on, kiedy Raczkowski już stanął na czele Departamentu Policji w Petersburgu (od 1906 roku), tj. już po tym, jak „Protokóły mędrców Syjonu” zostały wielokrotnie już wydane. Jasnym więc staje się, że polecenie otrzymywane przez Binta z Petersburga, nie miało żadnego związku z powstaniem tych „Protokółów”, a z cała pewnością było powiązane z zainteresowaniem policji rosyjskiej problemem  żydowskim w czasie już po rewolucji 1905 roku. Jak już pisałem w książce „Tajna historia masonerii”, w Departamencie Policji działała grupa osób obserwujących działania lóż masońskich i ich związki z organizacjami żydowskimi.

„Agent” policji rosyjskiej Gołowinski, z którym jakoby Bint mówił jako o autorze „Protokółów mędrców Syjonu”, nigdy nie był zatrudniony w policji rosyjskiej i pieniędzy od niej nie otrzymywał. Takie nazwisko, w tajnych dossier zagranicznego wywiadu rosyjskiego z końca XIX i początku XX wieku, nie figuruje.

Swoje świadectwo na procesie berneńskim Swatikow nazwał „Stworzenie „Protokółów Syjońskich”  według wyników oficjalnego śledztwa z 1917 roku”, dodając, w ten sposób, swoim domysłom i przypuszczeniom oficjalny charakter. Publikując fragmenty najciekawsze z jego świadectw chcę zwrócić uwagę czytelnika na to, że w nich Swatikow mocno zniekształcił treść swej rozmowy z generałem A.A. Spiridowiczem. Generał oświadczył mu, że uważa za błędne przypisywanie utworzenia „Protokółów mędrców Syjonu” policji rosyjskiej i P.I. Raczkowskiemu. Spiridowicz, będąc bliskim znajomym Raczkowskiego, rozmawiał z nim o „Protokółach mędrców Syjonu” i ten mówił mu o nieznanym ich pochodzeniu. Syn Raczkowskiego powtórzył, zapamiętaną przez siebie, opinię swego ojca o pochodzeniu tych „Protokółów”. Rozmawiając z Swatikowym, Spiridowicz po prostu dla porównania powiedział mu, że jeżeli już  komu  przypisywać by należało autorstwo „Protokołów”, to nie Raczkowskiemu, a raczej Niłusowi. Z tego przypuszczenia Swatikow wyciągnął wniosek o tym, że zdaniem Spiridowicza autorem protokołów jest Niłus.

Naturalnie, Spiridowicz publicznie oprotestował zniekształcenie swoich słów przez  Swatikowa i miał zamiar złożenia oświadczenia jako świadek na jednym z posiedzeń sądu berneńskiego. (ASTM. Zasób Fundusz N.F. Stiepanowa, BP.) jednak już wyżej powiedziałem, obrońcom „Protokołów mędrców Syjonu” odmówił sąd wezwania świadków.

Uprzedzenie i naukowa nierzetelność Swatikowa w sprawie „Protokołów” przejawiła się także w jego próbie skrytykowania Niłusa, przypisawszy mu, powołując się na słowa Rodiczewa, jakoby podrabianie przepowiedni Świętego Sierafima Sarowskiego.  Tak niepoważny stosunek do tak poważnego problemu może wywołać tylko zdziwienie (Jeszcze do czasu rewolucji nie budziło u nikogo wątpliwości, że zapowiedzi Świętego Sierafim Sarowskiego, podane nam przez  Motowiłowa, są całkowicie oryginalnymi i już w naszych czasach potwierdzone badaniami archiwalnymi i tekstologicznymi. Dalej, do zakończenia publikowania dokumentu – uwagi Z.Swatikowa.) i krytyczny stosunek do świadectwa złożonego przez Swatikowa na procesie berneńskim, a zatytułowanego „Żydowskie zagadnienie w 1917 roku. Moje oficjalne śledztwo prowadzone za granicą i pierwsze wiadomości o powstaniu „Protokółów mędrców Syjonu”.

Na początku maja 1917 roku szef  Rządu Tymczasowego, książę G.J. Lwow polecił mi udać się ze specjalną misją za granicę, w szczególności zaś do Paryża, Londynu i Rzymu. Zamiast jednej ogólnej instrukcji dostałem ich kilka i to z różnych ministerstw, a na pożegnalnej audiencji książę Lwow dał mi jeszcze szereg innych poleceń jak: dotyczących żołnierzy rosyjskich, którzy po ucieczce z  niewoli znajdowali się w krajach sojuszniczych i neutralnych; wojsk rosyjskich we Francji i na Bałkanach, sojuszniczych służb kontrwywiadu i ich rosyjskiego sektora; powrotu  emigrantów do ojczyzny i śledzenia działań osób z dyplomatycznego resortu starego reżimu w celu ochrony przed ich poczynaniom.

Instrukcja Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zalecała mi:

1) Rozformować rosyjską tajną policję za granicą; 2) przeprowadzić dochodzenie o działaniu tej policji – jej etatowych urzędników, obcych agentów i „tajnych współpracowników”; 3) zapoznać się z wynikami prac tak zwanej komisji Rappa (dokładniej mówiąc – Paryskiego Oddziału Nadzwyczajnej Komisji Śledczej Rządu Tymczasowego) i włączyć ich w ogólną ocenę do wyników mojego dochodzenia; 4) rozformować, jeżeli trzeba, komisję Rappa, (Jewgenij  Iwanowicz Rapp, adwokat, emigrant; telegramem ministra sprawiedliwości Kierenskiego Emigranckiemu Komitetowi z prof. W.K. Agafonowem na czele wydane zostało pozwolenie na zapoznanie się z aktami Agentury Zagranicznej Departamentu Policji, znajdujących się w pomieszczeniu Rosyjskiego Konsulatu Generalnego w Paryżu; jednocześnie telegramem przewodniczącego Nadzwyczajnej Komisji Śledczej Rządu Tymczasowego  N.K. Murawjewa właśnie J.I. Rappowi zostało wydane polecenie zestawienie opisu spraw z Archiwum Agentury. Tak i powstała komisja, której przewodniczącym został Rapp, współpracownikiem jego - Agafonow, a członkami - członkowie komisji, wybrani przez Emigrancki Komitet. W początku września 1917 g. postanowiłem komisję Rappa rozformować i założyć na jej miejsce Komisję Kierowniczą Archiwum złożoną z trzech osób (z rekomendacji Emigranckiego Komitetu) zastąpiwszy ją mniej masywną instytucją. Instrukcja pozostawiała mi szeroką wolność działania biorąc pod uwagę jej poufny charakter. Szczególnie delikatnym punktem mojej pracy było rozformowanie „Ochrany” bez szkody dla sprawy kontrwywiadu wojskowego, do pracy którego „Ochrana” została wciągnięta.

Żeby aktom mojego dochodzenia, które oficjalnie na obcym terytorium nie mogło mieć innego charakteru jak tylko administracyjny, nadać charakter aktów sądowych jakie obowiązywały na  terytorium Rosji, minister sprawiedliwości nadał mi prawa sędziego śledczego „zwłaszcza do ważnych spraw”. (Sędziowie śledczy do 1917 r., posiadając różne prawa zwali się zależnie od znaczenia polecanych nim spraw albo po prostu sędziami śledczymi albo też sędziami śledczymi dla najważniejszych spraw, albo, wreszcie „dla zwłaszcza ważnych spraw”. Z początku spodziewane było mianowanie mnie senatorem w Pierwszym Administracyjnym Departamencie Senatu Rządowego (odpowiada to francuskiemu „Conseil d'Etat”) i następnie wysłanie mnie za granicę z prawem „kontrolującego senatora”. Osobiście niechętny byłem temu, uważając, ze nie mam prawa z braku doświadczenia oraz z powodu mego wieku zająć to stanowisko). Oprócz tego, w instrukcji naznaczono mi prawo do podejmowania odpowiednich wniosków w ujawnionych przeze mnie przestępstwach bez poprzedniego odwoływania się do Petersburga albo uzgodnień z miejscowymi władzami pociągania do odpowiedzialności winnych. Tam też było zawarte prawo umożliwiające mi wzywanie do stawienia się u mnie na przesłuchania wszystkich bez wyjątku obywateli rosyjskich, obojętnie jakie by stanowiska zajmowali i jakie tytuły by im przysługiwały.

Uważałem nadane mi prawa i tytuł komisarza Rosyjskiego Rządu Tymczasowego za granicą … za całkowicie wystarczające dla wykonania mojego zadania. W przebiegu dwóch następnych miesięcy pełniłem funkcje kierownika Głównego Urzędu do Spraw Milicji (instytucja, organizowana przeze mnie na miejsce Departamentu Policji z czasów rządu carskiego) i poznałem dobrze zagadnienia państwowego i społecznego bezpieczeństwa, jak i sprawy likwidowanej państwowej i zewnętrznej policji.

Powinienem powiedzieć, że od pierwszych chwil po swoim ukonstytuowaniu się Rząd Tymczasowy ogłosił zasadę równości obywateli bez względu na ich narodowość i wyznanie i tym sposobem żydowski problem, jak takowy, przestał dla mnie istnieć.

Przez pierwsze trzy tygodnie rewolucji lutowej 1917 roku byłem pomocnikiem prezydenta miasta Piotrogród dla spraw obywatelskich … będąc wyznaczony na to stanowisko przez przewodniczącego Dumy Państwowej M.W. Rodzianko jeszcze przed powstaniem Rządu Tymczasowego. 1 marca 1917 roku już zająłem gabinet tak znanego mieszkańcom Piotrogrodu poprzednika mojego, szambelana Łysogorskiego. Kierujący kancelarią począł przedstawiać mi dokumenty, które napłynęły od chwili ucieczki z magistratu przedstawicieli starej władzy.

Pierwszym dokumentem, według kolejności, był telegram funkcjonariusza policji z jakiegoś zapadłego powiatu guberni połtawskiej z pytaniem: „czy wolno handlowcowi 2-ej gildii, Cypierowiczu, przyjechać na tydzień do Piotrogrodu?”.

- Przyłączyć do spraw o Żydach? – spytał na wpół twierdząco kierownik kancelarii.

- Nie, powinniśmy odpowiedzieć, chociaż gdzie teraz jest ów biedny „funkcjonariusz”! Piszcie: „Do funkcjonariusza tego tam. Na Wasz telegram. Handlowiec 2-ej gildie Cypierowicz może przybyć do Piotrogrodu kiedy on sam uzna to za wskazane. Termin pobytu nieograniczony. W ogóle Cypierowicz posiada teraz prawo swobody podróżowania i pobytu na terytorium imperium rosyjskiego, oprócz tych części pasa frontowego, gdzie z polecenia władz wojskowych zabroniony w ogóle jest pobyt osób z  prawem obywatelstwa. Za prezydenta miasta” (podpis).

Zaraz potem przywołałem jednego z studentów Wojenno Medycznej Akademii, których przywiódł z sobą do Urzędu Miasta profesor biologii Jurewicz, mianowany prezydentem miasta na pół godziny przed mianowaniem mnie na jego pomocnika.

- Proszę uprzejmie obywatela studenta, byście razem z obywatelem kierującym kancelarią, opieczętowali wszystkie papiery z nazwą „wydział żydowski” … Specjalna komisja rozpatrzy wszyscy te „specjalne” sprawy (dossier) o Żydach. „Biuro”  - zamknąć. Urzędników tego „biura” - przydzielić do innych wydziałów …

Następujące przypomnienie o istnieniu żydowskiego zagadnienia odbyło się tak. Za tydzień do gabinetu mojego wbiegł człowiek w stanie krańcowego szaleństwa. Nazwiska jego już nie pamiętam, został rozstrzelany przy bolszewikach. Jego długie włosy i długa broda były  rozczochrane, twarz, wychudła od bezsennych nocy, wyglądała na zmęczoną.

- I cóż wy to z człowiekiem robicie?! – zaczął krzyczeć – Oto on – ja! Bierzcie mnie! Wiążcie mnie! Tłuczcie mnie! Ja tyle nocy nie śpię oczekując was. Lepiej natychmiastowe więzienie, lepiej śmierć, niż to okropne oczekiwanie!!!..

- Za co zaś was aresztować? – spytałem. Jak! Nie wiecie?! Ale mnie wzywają …  i tu podał nazwisko jednego ze średnich reakcjonistów, nie z głównych, piszącego bez talentu w czarnosecinnych  gazetach artykuły, w których nie żałował wyzwisk i niecenzuralnych wyrazów.

- Tak – powiedziałem – a więc zatem?

- Jakie zatem? – zawołał – runęła Rosja! Wali się Królestwo Boże! Pada królestwo żydowskie. I dopija się czara  zemsty żydowskiej!..

Zadzwoniłem i kazałem przynieść szklankę wody.

- Podajcie mu – powiedziałem pracownikowi i dodałem w kierunku interesanta:

- Nie lepiej wypić czary zemsty żydowskiej? Proszę wypić do dna, a następnie idźcie do domu, uspokójcie żonę i kładźcie się spać.

- Jak? Ja wolny?

- Tak!

- Ale pisałem …

- Tak, czasem czytałem wasze artykuły. To wasze prawo – przedstawiać wasze myśli. À propos, czy zachowało się Wasza korespondencja z doktorem Dubrowinem, panią  Połubojarinową i innymi?

- Ja wszystkie papiery spaliłem dowiedziawszy się o abdykacji Monarchy.

- Tedy żegnajcie!..

Po raz trzeci w tej epoce z żydowskim zagadnieniem (który dla żartu nazywaliśmy już żydowską  „odpowiedzią”) usłyszałem dopiero w Paryżu, przesłuchując najstarszego agenta rosyjskiej tajnej policji Binta (Henri Bint). Dając mi biegle świadectwo o swojej działalności w ciągu 37 lat i opisując epokę kierowania tajnymi służbami przez Raczkowskiego, w szczególności zaś opisując jego prowokacyjną pracę i podrabiania dokumentów przez Raczkowskiego, Bint powiedział, że siedemnaście lat temu, ze wskazań szefa, to jest Raczkowskiego, została stworzona jeszcze i taka „fałszywka” jak „Protokóły mędrców Syjonu”.

- Co było w tych „Protokółach”? – spytałem nieswojo wspominając, że w 1905 roku czytałem jakąś tam książkę, w której kilka rozdziałów było poświęcone jakimś „Protokołom syjońskim”.

- Jest tam opis tego jak Żydzi sprawują rządy nad światem i naradzają się między sobą, jak to lepiej robić. W ogóle, fantazje w gatunku Driumona.

- Czy było to napisane w celu sprowokowania z pogromów?

- Nie wiem.

- No, tak w ogóle, żeby podburzyć Rosjan przeciwko Żydom?

- O tak!

- To zostało zrobione na rozkaz jego władz? Z rozkazu Departamentu Policji?

- Nie. „Ochrana”, Fontanka, 16 (tak Bint potocznie nazywał Departament Policji, znajdujący się w Piotrogrodzie, w domu Nr 16 przy nabrzeżu rzeki Fontanki) nie wiedziała o tym pomyśle Raczkowskiego. To było jego indywidualne przedsięwzięcie, jak i liczne tworzone przez niego listy.

- Czy sam Raczkowski pisał te „Protokoły”?

- Nie, napisał je nasz agent Gołowinski.

Bint mówił nazwisko i pisał je przez „K”, a nie przez „G” (Kolovincky).

- „Nasz agent” – to znaczy  – tajny pracownik Zagranicznej Agentury?

- Tak.

- Od którego roku Gołowinski rozpoczął pracę u Raczkowskiego?

- Przypominam sobie, że w roku 1892 ja jemu mu, jak i innym, płaciłem pieniądze z poleceniu  „szefa” z ręki do ręki.

- Dlaczego uważacie, że te „Protokóły” pisał właśnie Gołowinski?

- Raczkowski miał dwóch „literatów”: Kogana i Gołowinskiego. Ten ostatni pracował w Bibliotece Narodowej  i przynosił poszczególne rozdziały w brulionie Raczkowskiemu. Wiedziałem, o czym pisze Gołowinski.

- Czy może macie kopie tych „Protokółów? Przecież ze wszystkiego robiliście kopie dla siebie.

- Nie, na nieszczęście, nie mam. To była bardzo poufna praca.

- Czy macie jakiekolwiek dokumenty świadczące o udziale Raczkowskiego w tworzeniu  „Protokółów?

- Tak, mam rozkaz poszukiwania starych antyżydowskich książek w Niemczech.

- Dobrze, doręczcie mi wszystkie te listy, broszury, o których mówiliście, a także i dokument z tym rozkazem.

 

Na tym dobiegło końca przesłuchanie Binta w 1917 roku. Zwięźle zapisał swoje zeznania w tej sprawie, jak i o setkach ludzi i przedmiotów. Obiecanych książek i pism nie mógł dostarczyć, bowiem one znajdowały się w jego osobistym archiwum na prowincji. Zobaczyłem je dopiero w 1921 roku. A jego „Dokument syjoński” dostałem dopiero w 1929 roku, już po śmierci Binta.

Uczciwie mówiąc, zajęty byłem nie tylko zleconymi mi pracami, ale też oblegany byłem przez obywateli rosyjskich przebywających  za granicą i politycznymi emigrantami, którzy rwali się do domu i nie mogli w dużej liczbie i naraz przejechać przez Anglię i Norwegię, i dlatego nie mogłem zająć się badaniem zagadnienia literackiego antysemickiego apokryfu, o którym przelotnie wspomniał Bint.

A i same „Protokóły z posiedzeń mędrców Syjonu” wydawały mi się podobne do tej „czary zemsty żydowskiej”, o której wrzeszczał czarnoseciniec, widzący w upadku caratu koniec Rosji i całego świata.

Epoka wojny domowej przyniosła odrodzenie problemu żydowskiego. Spędzałem ten czas na południu Rosji. Nie będę tu poruszać antyżydowskiej propagandy, którą zajmował się tzw. „Oswag” (skrót z rosyjskiego  „Oświaditielnoje  agienctwo” czyli „Agencja uświadamiająca”). Ta instytucja została stworzona w Armii Ochotniczej przy generale Abramie Michajłowiczu Dragomirowie, który nadał tej agencji taki charakter,  że  na zawsze kojarzyła się z tą nazwą. Daremnie próbował gen. Denikin, nie aprobujący ani pogromów, ani ich propagandy, reformować tę instytucję przy pomocy    N.E. Paramonowa, który przemianował „Oswag” na „Oddział Propagandy Armii Ochotniczej” i próbował organizować go od nowa. Przyjaciele Paramonowa radzili mu zwolnić w całości dawny skład „Oswagu” z jej centralnym zarządem  i podległymi jednostkami. Ale Paramonow dostał po Dragomirowie ciężkie dziedzictwo. Obok sumiennych techników Dragomirow zatrudnił zatwardziałych czarnosecińców, sądzących, że Żydzi powinni odpowiadać za wszystko:  za rewolucję lutową i za rewolucję październikową, i za bolszewizm, i za chłopów, i za odebranie  gospodarstw ziemianom – słowem, za wszystko.

W czasie krótkotrwałego kierowania „Oddziałem Propagandy” przez Paramonowa pracownicy byłego „Oswagu”, zwolennicy stosowania pogromów, ucichli, ale w ślad za jego odejściem i objęcia dowództwa „Oddziałem Propagandy” przez K.N. Sokołowa, rozwinęli swą działalność z całej siły. Tu i tam i zaczęły się pojawiać wydania w rodzaju „przedruku” artykułu z charkowskiego, jakoby bolszewickiego, organu „Komunista” i nowe wydania Protokołów mędrców Syjonu” w prowincjonalnych oddziałach byłego „Oswagu” itp. W tej epoce miałem w rękach wydawanie „Protokołów” z Symferopolu, i z Błagowieszczeńska nad Amurem, i z wielu innych miejsc. Na Dalekim Wschodzie  też korzystano z wielu wydań „Protokółów”.

W 1920 roku przyjechałem do Paryża w charakterze prostego uchodźcy. W początku 1921 r. W.L.Burcew naprowadził mnie na myśl nawiązania stosunków z Bintem i w postaci  ankietera gazetowego kontynuować to, co w roku 1917 robiłem jako sędzia śledczy. Bint, stracił wszystkie swoje pieniądze zainwestowane w rosyjskich papierach i stracił rosyjską emeryturę wskutek bolszewickiej rewolucji, musiał pójść do pracy i służył, poza Paryżem, w resorcie odbudowy miejscowości, zburzonych podczas wojny.

Przyjeżdżając w niedziele do Paryża poświęcał  1,5 - 2 godziny na rozmowy ze mną.

Jego krótkie oświadczenia z 1917 roku zgadzały się z oświadczeniami opublikowanymi w gazecie „Times”, a także z oświadczeniami księżnej Radziwiłł i pani Herblet. Poprosiłem go by uzupełnił je, a także aby opowiedział bardziej  szczegółowo o Raczkowskim oraz o jego następcach: Ratajewie, Gartingu (Gekkelmanie), Andrejewie i Krasilnikowie.

Dostałem od niego egzemplarze fałszywych ulotek i broszur i jego autorstwa „Dokument  syjoński”, a także wiele materiałów tyczących Lenina, Trockiego i innych  wybitnych bolszewików, które to dokumenty przechowywał u siebie...

 

Bint i jego „Dokument syjoński”. Jego oświadczenie z 1931 roku.

Oświadczenia, dane mi przez Binta, odnoszące się „Protokółów mędrców Syjonu”, zasługują na pełne zaufanie. Nie miałem ani razu przypadku zaistnienia wątpliwości co do prawdziwości jego oświadczeń.. Od jednej strony, to był on najstarszym agentem Zagranicznej Agentury, której całe istnienie przeszło na jego oczach. Z drugiej strony, mając ścisłe wskazówki księcia Lwowa by  likwidować stosunki służbowe z obcymi pracownikami Agentury z maksymalną delikatnością, unikając sporów i złego traktowania, w stosunku Binta i jego kolegów z pracy – cudzoziemców jawiłem się  w roli wyjątkowo legalnego likwidatora tych służbowych stosunków. Żadne osobiste kary mu nie groziły. W stosunku do nowego trybu naszej współpracy wyrażał pełną lojalność i gotowość kontynuowania służby przy Rządzie Tymczasowym. Mówił swobodnie. Mógł nałgać o niektórych ludziach jeśli tylko by chciał i chociaż prawda by wyszła na jaw, to i tak na tych wszystkich obmawianych cień byłaby rzucony. Ale on tego nie zrobił. Oto przykład: w tym czasie jeden z tajnych współpracowników, obecnie już zmarły, gorąco pragnął ode mnie się dowiedzieć, czy był jeszcze inny tajny współpracownik, o wiele bardziej znany, związany z „Ochraną”. Powoływał się na pogłoski z 1906 roku, kiedy wskazywaną mi przez niego osobę posądzano o tajne związki z policją,  był on też przyjacielem i obrońcą Azefa (Ewno Azef urodził się w Rosji w rodzinie biednego krawca-Żyda w roku 1869, zagrożony sądem za sprzedaż kradzionego masła uciekł do Niemiec, tajnym współpracownikiem „Ochrany” został w roku 1892, w roku 1896 wstąpił do związku socjalistów rewolucjonistów (Eserzy), składał donosy na rewolucjonistów do Departamentu Policji i pobierał za to pieniądze zaś jako Eser organizował zamachy terrorystyczne. Eserzy w 1908 roku rozszyfrowali Azefa jako zdrajcę i skazali na śmierć. Zdążył uciec do Niemiec przed wykonaniem wyroku i tam ukrywał się jako Alexander Neumayer, mając dokumenty na to nazwisko wystawione przez Departament Policji. W roku 1912 w jednym w kurortów zetknął się z Burcewem i przekonywał go, iż więcej dobrego zrobił dla rewolucji niż dla policji. W 1915 roku policja niemiecka aresztowała go jako tajnego agenta policji carskiej, w wiezieniu zachorował i zmarł w roku 1918 – dodał tłumacz); a w czasie wojny wydawał w Szwajcarii defetystyczny organ przeznaczony do rozpowszechniania wśród Rosjan, przebywających w obozach w Niemczech jako jeńcy wojenni; wreszcie, prawdopodobnie prowadził jakoby pertraktacje o swoim przejeździe i jego grupy przez Niemcy na sposób w jaki przewieziono do Rosji Lenina, ale w porę spostrzegł się. Nalegania na mnie o ujawnienie nazwiska tej osoby były tak wytrwałe, że uznałem, iż nie mam prawa uchylić się od sprawdzania. Wezwałem Binta do konsulatu generalnego  i przesłuchałem go o różnych chwilach życia osoby, którą kiedyś towarzysze partyjni podejrzewali o zdradę.

Bint odpowiedział: „Defetystą on jest, to prawda, ale o stosunki z Niemcami nigdy nie został posądzony. Moralność jego jest wam znana jako niezbyt sympatyczna – od niego różami nie pachnie. Ale zawsze był uczciwym rewolucjonistą i wrogiem „Ochrany” … Tą opinią Bint mnie  kupił, tym bardziej, że ten sam Bint przekazał mi (już w 1921 roku) kopię swojego raportu o odwiedzinach Lenina w niemieckiej misji w Bernie (w grudniu 1916 roku) i listy jednego z agentów, oskarżające Trockiego o związki z austriackim sztabem generalnym.

Tenże sam Bint ujawnił mi setki szpiegowskich pseudonimów i opowiedział o ich czynach. Wiele z tych spraw już znałem z przywiezionych z sobą z Piotrogrodu informacji, ustalanych przez mnie samego i otrzymanych i od A.A. Owsiannikow i Tiutczewa, ale na wiele spraw otworzył mi oczy właśnie Bint, szczególnie zaś na te, które odbywały się bez świadków we wnętrzu paryskiego oddziału  „Ochrany”.

Bint wstąpił do rosyjskiej służby w 1881 roku mając 30 lat. Ciekawie będzie zaznaczyć, że  „pobłogosławił” go do tego kroku nie kto inny, jak Dantès-Heeckeren, zabójca Puszkina. Dantes, jako miejscowy ziemianin, był merem miasteczka Zulca w Alzacji, a ojciec Binta – w tym samym miejscu municypalnym doradcą. Hymny o wielkości i potędze carskiej Rosji usłyszał Bint w młodości z ust Dantesa. W latach 1870-1871 był uczestnikiem wojny francusko-pruskiej. 1 stycznia  1878 rojku został inspektorem policji w paryskiej prefekturze policji.

W 1881 roku, w maju, na prośbę K.P. Pobiedonoscewa sekretarz ambasady rosyjskiej M.N. Murawjew (przyszły uczestnik w obrzędzie chrztu świętego prowokatora Gekkelmana (Gartinga i przyszły minister spraw zagranicznych.) zaprosił Bint do pracy w paryskim biurze tajnej policji  „Świętej Drużyny”. Bint spytał o radę Dantesa, a ten gorąco zalecił mu zgodzić się na tę propozycję.

Przy Raczkowskim Bint został zaufaną osobą i szefem agentów – cudzoziemców.  Tę samą funkcję pełnił i przy późniejszych kierownikach Agentury, a w 1913 r. został dyrektorem jakoby niby prywatnego biura śledczego Binta i Sambona. (to biuro rozsyłało agentów do nadzoru nad  Rosjanami we Francji. Byli jemu podporządkowani agenci - cudzoziemcy w Niemczech, Anglii, Szwajcarii, Austrii, Włoszech itd. Ale raporty dla swych „szefów” Bint przedstawiał nie bezpośrednio w  konsulacie generalnym, a dostarczał je w konspiracyjnym mieszkaniu.)

Bint był zaufaną osobą u Raczkowskiego. Dla „szefa” posunął się on do przestępstwa (zniszczenie drukarni) i to jeszcze na terytorium Szwajcarii ryzykując poważnie na srogie kary. On pierwszy wprowadził kalkowanie listów pisanych w niezrozumiałych językach, udoskonalił przekupstwo dozorczyń domowych (les concierges) i listonoszy, co także było karalne w myśl   miejscowych praw. Pomagał Gekkelmanowi w sprawie z dynamitem, a następnie próbował urządzić kidnapping Burcewowi. „Tajnym pracownikom” płacił pieniądze z ręki do ręki (honorarium za ich pracę). Ochraniał wysokie figury (cara Aleksandra III, carycę Mariję, cara Mikołaja II, ministrów itp.) i był im znany.

Wśród innych tajnych czynów szefa wziął udział i w tworzeniu „Protokółów mędrców Syjonu”. Wspomniał o tym fakcie w roku 1917. przy okazji wyliczania mnóstwo innych „fałszywek”.

W 1921 r. Bint potwierdził swoje opowiadania o dokumencie, dowodząc, że w 1905 roku Raczkowski chciał kontynuować i pogłębić prace tworzenia „Protokółów”. Wtedy to i Departament Policji i Agentura Zagraniczna i inne osoby wzięły udział w sprawie.

Według słów Binta, w tym czasie Raczkowski już znajdował się w Petersburgu, podobnie jak i  Manasiewicz-Manujłow. Raczkowski był „głównym szefem na Fontance”. Przysłał do Paryża rozkaz dla miejscowego „szefa Ochrany”. Ten wezwał do siebie Binta i kazał jechać natychmiast do Niemiec, szczególnie zaś do Frankfurtu nad Menem, gdzie były sklepy i byli bukiniści handlujący  specjalnie materiałami z dziedziny Judaica. Miał tam odszukać, kopić i natychmiast dostarczyć  do Paryża poniżej wymienione wydawnictwa:

Starą książkę zawierającą   wiadomości o rytualnych zabójstwach u Żydów i nosząca ogólny nagłówek „Kaballa Babel”.

Ta książka jest w dwóch różnych częściach.

Pierwsza część - „Geffer Tchetserach” (potem Bint poprawił na „Gepher Ieteiera”), która  pochodzi z siódmego wieku, autorem jest Isaak Łurie, który napisał ją i opublikował (avait fait paraitre) w XVI wieku, a mianowicie:

  1. W pierwszym wydaniu w Salzburgu w 1577 roku i w w drugim wydaniu we Frankfurcie n/M w 1584 roku. To ostatnie wydanie nasi tytuł „Gaballa de nudata Rossen Roth‑a”.

Druga część – „Gocher” (potem Bint poprawił na „Goher”), jej treść (tu kilka słów przekreślono), jej autorem jest Mojżesz D … lio, z Włoch.

Pierwsza redakcja tej części pojawiła się w XIII wieku.

W 1880 r. w Przemyślu (Austria) – wypuszczono nowe wydanie tej ostatniej części …

 

Na tejże kartce, na jej odwrocie, najwidoczniej dopisano ołówkiem ręką Binta adresy bukinistów we Frankfurcie nad Menem:

„Strusszeil 78, - Zucher Hochst. 3. - Kaufmann bernerst. 33 (?) 66 - 70” i inną ręką dopisano  ściślejsze tytuły:

„Sepher Letsiera – Sohar”.

Chociaż rozkaz napisany był bez daty i nie przez rękę kogokolwiek z kierowników Agentury, niemniej jednak ten papier potwierdzał słowa Binta, że Departament Policji w czasie kierowania nim przez Raczkowskiego przygotowywał w tajemnicy jakieś tam antyżydowskie dzieło.

Z oświadczenia Binta wynikało, że książki te były niezmiernie potrzebne natychmiast. Pojechał więc niezwłocznie do Frankfurtu nad Menem do żydowskich bukinistów, którzy powiedzieli iż  książki te są niezmiernie rzadko dostępne na rynku  i trzeba ich szukać.

Wypadło mu wrócić do Frankfurtu z rozkazem nie żałowania wszelkich pieniędzy i zakupienia tych książek za wszelką cenę. Wytłumaczyli mu, że książki te nie „Kappelle” i nie „Kabella de nudata”, a „Gabbala denudata”, tj. „wyjaśnienie kabały”.

Tym razwem księgarnia Frantc zdobyła mu potrzebne książki: jedną za 2000-3000 złotych franków, a inną, małą książkę, za 800 złotych franków. Przeczytać książek nie mógł, bowiem  pisane były w łacinie i żydowskim języku. Nie zdążył w Paryżu z dworca przywieźć je do szefa, jak ten kazał zapakować i zalepić te ciężkie książki w koperty i posłać ich listami poleconymi do Petersburga dla Raczkowskiego, Fontanka Nr 16 (adres Departamentu Policji).

Bint przywykł, zgodnie ze swym zwyczajem, oddawać paczki w urzędzie pocztowym przy ul. Grenelle, niedaleko od ambasady rosyjskiej. Urzędnicy pocztowi śmiali się i odmawiali przyjmować paczki i namawiali Binta, by wysłał te paczki za banderolą, poprawnie tłumacząc, że to będzie taniej. Ale rozkaz władz był kategoryczny i zapłacił wiele franków za każdą paczkę. Wysłał tych książek dwie sztuki.

Wiele razy pytałem Binta i za każdym razem mówił, że Raczkowski już był w Petersburgu,  że to on przysłał „rozkaz” dla paryskiego szefa i że paczki zostały posłane Raczkowskiemu do Departamentu Policji.

Między tym Raczkowski, spędziwszy lata wygnania swojego z służby w Warszawie i w Brukseli (Jego wróg, minister spraw wewnętrznych Plewe, zabronił mu pokazywać się w Petersburgu albo w Paryżu pod groźbą wysyłania na Syberię), po śmierci Plewe znowu wrócił do pracy i znalazł się w Petersburgu.

Wezwał go do pracy towarzysz ministra spraw wewnętrznych i petersburski generał-gubernator D.F. Trenow. 27 lipca 1905 roku Raczkowski został mianowany na stanowisko wicedyrektora Departamentu Policji, naczelnika – na prawach dyrektora – politycznej części tego departamentu. W  czasie swojego dyrektorstwa wsławił się trzema sprawami. Wezwał z Paryża Gapona, tego dyspozycyjnego agenta-prowokatora, który po 9 stycznia 1905 r. był politycznym emigrantem, i polecił mu „wciągnąć do agentury” esera Rutenberga. Ta próba zawładnięcia jednym z wodzów ruchu rewolucyjnego skończyła się zabójstwem Gapona.

Po czym za pomocą oficera żandarmerii, Komissarowa, jesienią 1905 roku w budynku Departamentu Policji potajemnie, bez wiedzy władz i urzędników Departamentu, Raczkowski organizował drukowanie ulotek propagujących pogromy, które rozchodziły się w Petersburgu przez doktora Dubrowina, w Moskwie przez Gringmuta, w Wilnie przez Szkotta. (już w czas pierwszej Dumy Państwowej, 14 czerwca 1906 r., były dyrektor Departamentu Policji A.A. Łopuchin wysłał list do ministra spraw wewnętrznych, Stołypina, z wiadomością o tym fakcie, a 18 czerwca 1906 roku na posiedzeniu Dumy, jej członek, były towarzysz ministra spraw wewnętrznych książę  Urusow potwierdził te wiadomości i przywiódł słowa Komissarowa o tym, ze „Pogrom urządzimy jaki chcemy, zażyczymy sobie – na 10-ciu ludzi, ćzy na 10 000 ludzi taki i będzie” (tj. zabójstwo odpowiedniej liczby ludzi).

Sądzę, że podanie przez Raczkowskiego tytułów książek, wspomnianych w kartce Binta, odnosi się do epoki pobytu Raczkowskiego na czele Departamentu Policji (formalnie jego kierownikiem był dyrektor Departamentu Garin). Najwidoczniej zamyślał utworzyć dalszy ciąg „Protokółów”, które akurat na niedługo przed tym Niłus opublikował ich tekst w drugim wydaniu swojej książki p.t. „Wielkie w małym” (1905).

Według słów Binta, w tym czasie opowiadał mu jego stary kolega z pracy W. Miłowski, że „Manujłow wiele pisał w Petersburgu” (tj. dla Raczkowskiego „Protokóły) i że „przyjaciel Manujłowa” przetłumaczył (dla Raczkowskiego) cztery żydowskie książki.

Widoczne, stworzenie dalszego ciągu „Protokółów” Raczkowskiemu nie udało się.

Kiedy zająłem się (w 1921 roku) sprawdzaniem i rozplątywaniem wiadomości usłyszanych od Binta, otrzymałem od W.L. Burcewa nadzwyczaj ciekawą radę, pokazującą jakim on był błyskotliwym  i żywym dziennikarzem. Powiedział:

„Jeżeli Gołowinski pracował nad stworzeniem „Protokółów” w Bibliotece Narodowej, to czy nie można ustalić, które właśnie książki w sprawach żydowskich brał tam do czytania w ciągu znanego okresu. Jeżeli Gołowinski korzystał z bibliotecznego egzemplarza książki Joli, to czy nie pozostawił na niem (chociaż to i zabronione) uwag „odtąd dotąd”. Zbieżność szeregu sformułowań z egzemplarza w posiadaniu Biblioteki z cytatami z książki Joli, podanymi i teraz w sposób otwarty przez korespondenta „Timsa” i J.L. Dielewskiego, potwierdziłoby, że właśnie w Bibliotece Narodowej  dokonała się praca utworzenia tej fałszywki”.

 

 Niestety, nie udało mi się ustalić, co czytał Gołowinski około 1900 roku. (B.I. Nikołajewskiemu w Berlinie podobna praca o książkach, czytanych przez Lenina, udała się całkowicie). Przy sposobności ustaliłem, że Gołowinski pisał niezbyt wiele, ale że „piórem” władał dobrze.

Spod pióra tego Gołowinskiego wyszły, nawiasem mówiąc: „Historia narodu fińskiego” (Sankt Petersburg, 1901), napisana przez niego we współpracy z N.K. Jadryszewem i stanowiąca prostą kompilację książki Szubiergsona, wydano po szwedzku; artykuły w „Zwiastunie wszechświatowej historii” („Stulecie Rady Państwowej. 1801-1901” i inne).

Główną pracą Gołowinskiego, z której korzysta się dotychczas, był „Nowy rosyjsko-angielski  i angielsko-rosyjski słownik”, napisany przez niego we współpracy z P.M. Stadyrnowem w 1890-ych latach i wielokrotnie wznawiany przez firmę Garnier.

Co się tyczy drugiej rady Burcewa, to i w 1921, i w 1934 roku miałem możliwość przejrzenia wszystkich egzemplarzy książki Joli, oprócz jednego, i nie znalazłem na nich naniesionych uwag. Ale 13 lat wstecz natrafiłem na zajmujący fakt: jeden egzemplarz książki Żoli wstawiony jest w „Reserve” i nie wydaje się go dla publiczności. Najpierw myślałem że to stare, zrobione w 1864 roku, polecenie napoleońskiej cenzury (co wtedy byłoby zrozumiale, gdyż był to pamflet na cesarza  Napoleona III, wydany za granicą). Ale nie mogłem zrozumieć, dlaczego ten zakaz tak święcie jest dochowany przez administrację epoki III Republiki.

Urzędnik w sali czytelniczej, którego prosiłem tylko o pozwolenie przekartkowania tego egzemplarza, z niezwykłą zapalczywością odpowiedział mi, że ta książka nie zostanie wydana nawet dla oglądania, nie tylko dla jakichkolwiek zajęć przy jej korzystaniu.

Na moją obojętną uwagę, że moją prośbę skieruję do dyrektora biblioteki i ten zapewne pozwoli mi na obejrzenie książki, urzędnik zawołał: „Nie! I dyrektor na to nie może pozwolić bez zgody specjalnej komisji,  a ona takiego pozwolenia nie da” (?!) …

Ciekawie byłoby wiedzieć, co to jest za egzemplarz książki Joli, którą zarząd biblioteki z taką siłą ukrywa nie tylko przed publicznością, ale też przed badaczami historii?!

Co się tyczy „Syjońskiego dokumentu” Binta, to ja uzyskałem go od niego jeszcze w 1921 roku. Obiecywał dać mi wkrótce jego kopię, a jak znajdzie to i oryginał, bo przyznał się ze zmieszaniem po pewnym czasie, że tak ukrył dokument, iż go znaleźć nie może. Ale obiecywał, że dostarczy mi go, jak tylko go znajdzie.

W kwietniu 1929 roku Bint umarł, a ja dałem, wdowie po nim,  pieniądze na podróż do Alzacji, do miejscowości Zulc, w celu odszukania przez nią resztek archiwum Binta. Przeglądając  przywiezione przez wdowę papiery, przypadkowo natrafiłem na oprawę dużego rejestracyjnego pisma i z tej oprawy wypadła kartka, której byłem nominalnym posiadaczem w ciągu ośmiu lat.

W tym czasie, w 1926 roku, podjęto nawet próbę odebrania mi prawa własności tej tajemniczej kartki, której i ja sam do 1929 roku nie widziałem (z powodu tej jej nieobecności nie mogłem skończyć serii artykułów zaczętych w 1921 roku w „Ostatnich Nowinach” i w  „Trybunie Żydowskiej” poświęconych „fałszerstwom Raczkowskiego”).

Jesienią 1926 roku Bint zaproponował mi zakupienie od niego, za znikomą sumę, jego archiwum znajdujące się w Paryżu. Nie uważałem bym miał prawo uczynić to na swój własny rachunek, jako że od 1924 roku byłem w Paryżu przedstawicielem rosyjskiego zagranicznego archiwum historycznego w Pradze razem z O.S. Minorem. Temu ostatniemu wielokrotnie opowiadałem o  „Syjońskim dokumencie”, który od 1921 roku miał mi przekazać Bint. Uznawszy, że Bint proponuje mi zakup wszystkich dokumentów, kieruję go z jego propozycją do Archiwum. O.C.Minor doszedł do wniosku, że nie tylko kupimy od Binta jego papiery z przeznaczeniem ich  do Pragi, ale też „Syjoński dokument” wydostaniemy od niego, ale nie dla mnie, a dla Archiwum. O tej swojej decyzji jednak mnie nie poinformował, lecz napisał do Pragi, nader konfidencjonalnie o tym, przyjacielowi swojemu, dyrektorowi Archiwum W.J. Gurewiczowi.

Przed podpisaniem umowy sprzedaży Bint poprosił mnie by wnieść do niej jego zastrzeżenie, że w 1921 roku sprzedał część papierów Burcewowi, a mnie nie doda jednego dokumentu.

- No, co wy! – dobrodusznie powiedział mu O.S. Minor – kto będzie od Was żądał sprzedania już raz innym sprzedanego dokumentu.

Po podpisaniu dokumentu umowy sprzedaży przez nas trzech (O.S.Minor ja – za Archiwum, Bint – od siebie) stary pan (O.S. Minor) powiedział Bintowi:

- No, a teraz, monsieur Bint, poproszę tu o Wasz „Syjoński dokument”.

- Po co?

- A to, że  przed chwilą podpisaliście fakt sprzedaży dla Archiwum wszystkich papierów, które tyczą się Ochrany i które znajdują się w waszym paryskim mieszkaniu.

Tu starszy pan radośnie uśmiechnął się myśląc, że przeciwko wobec jego prawnego podejścia nie może być sprzeciwu.

Bint odpowiedział ostro.

- Zauważam, że to archiwum teraz my przejmujemy, a zagadnienie prawa własności na cudze mienie rozwiąże już samo praskie Archiwum.

I rzeczywiście, w dwa miesiące później Archiwum Historyczne zawiadomiło mnie, że oni nie mają żadnych praw do tego dokumentu i nie podtrzymują pretensji O.S. Minora. Moje prawo do „Syjońskiego dokumentu” było jeszcze raz uznane, ale Bint w żaden sposób nie mógł znaleźć go ani w Paryżu ani w Alzacji. I dopiero w 1929 roku oryginał trafił do mnie i mogłem napisać do Archiwum w Pradze, że natychmiast, po jego wykorzystaniu w prasie, oryginał „Syjońskiego dokumentu” podaruję Archiwum Historycznemu.

Jakie jest znaczenie tego dokumentu?

Znalazłem Narodowej Bibliotece w Paryżu książki, które  nakazano zakupić Bintowi. Znaczenie ich mogą ocenić tylko specjaliści. Wskazałem redakcji tego zbioru ścisłe ich szyfry i nazwy. Odszukanie ich było ułatwionym przez to, że w kartce Binta było wskazane nazwisko  komentatora ich w XVII wieku – Knorr von Rosenroth. Najwyraźniej z nich nic nie zostało wzięte  dla tekstu „Protokołów” w redakcji Niłusa i w redakcji Butmi. Ale, być może, w nich są zawarte materiały, które Raczkowski … dla ciągu dalszego „Protokołów” (co nie bądź o pretensjach Żydów do panowania nad światem albo o użyciu chrześcijańskiej krwi).

Jaka była rolą Manasiewicza-Manujłowa w zagadnieniu „Protokółów mędrców Syjonu” w 1905 roku? I jak rola jego „przyjaciela”, tłumaczącego w 1905 roku (Bint wypowiadał się kategorycznie w tej kwestii) dla Raczkowskiego stare hebrajskie teksty?

Tym, którzy oskarżają mnie, że ja w 1921 roku nie zbadałem problemu „Protokółów mędrców Syjonu” do końca, odpowiadam: Archiwum zagranicznej agentury zostało zapieczętowane w 1918 roku przez Makłakowa, który miał na to swoje podstawy. Według jego opinii, to archiwum powinno być zapieczętowane właśnie  w 1918 roku.

Kiedy rozmawiałem z Bintem, zainteresowanie „Protokółami mędrców Syjonu” poczęło zanikać. Wszystkim wydawało się, że ujawnienie przez „Tims`a” oświadczeń księżnej Radziwiłł, Herblet, du Chayla, a częściowo i mojego, skończyło oszczerstwo rzucane na Żydów. Ja zaś prowadziłem swoje czasopiśmiennicze dochodzenie na swój osobisty rachunek skupując dokumenty, bez żadnej pomocy ze strony jakiejś organizacji lub gazety.

Czy nie był autorem „Protokołów” sam Niłus? To był problem. Uważam za swój obowiązek wspomnieć o dwóch osobach, które mówiły mi o możliwości takiej sytuacji, przy której niezbędne byłoby albo sprowadzić do minimum, albo też całkiem odrzucić udział Raczkowskiego w stworzeniu „Protokołów mędrców Syjonu”.  Pierwszym był to znany rosyjski parlamentarzysta Fiedor Izmaiłowicz Rodiczew, zmarły w Lozannie w 1933 roku. [Mason Rodiczew był członkiem wszystkich czterech kolejnych Dum Państwowych (w latach 1906-1917) i członkiem Ogólnorosyjskiego Zgromadzenia Ustawodawczego (uwaga – Oleg Płatonow)].

W 1921 roku przelotnie spotkałem go w Paryżu i spytałem go, czy mu jest wiadomo, kto był autorem „Protokołów mędrców Syjonu”?

- Autorem tego grubiańskiego podrabiania – odpowiedział Rodiczew – był S.A. Niłus. On też i puścił „Protokoły” w obieg. Oprócz „Protokołów”, Niłus był także autorem i innego równie  grubiańskiego podrabiania, a mianowicie „Przepowiedni Serafima Sarowskiego”. Ten zakonnik, żyjący w pierwszej połowie XIX wieku, był przy Mikołaju II, w 1903 r., kanonizowany przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną. Imperator Mikołaj II ze swoją rodziną osobiście jeździł do Sarowskiej „samotni” na cerkiewne uroczystości z tego powodu. A.A Łopuchin,  bedący w tej epoce dyrektorem Departamentu Policji w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, opowiadał F.I. Rodiczewowi w 1906 roku, że kiedy Mikołaj II podjął zamiar pojechania w Sarowa, to od Plewe, ministra spraw wewnętrznych, Łopuchin dostał telegram z rozkazem przysłania do Moskwy, gdzie znajdował się car, przez specjalnego gońca przepowiedni Sierafima Sarowskiego, przechowywanych w archiwum Departamentu Policji. Okazało się, że w tym archiwum żadnych wiadomości o świętym nie było, o czym i telegrafowali do Moskwy. Stamtąd przyszedł nowy telegram z poleceniem przeprowadzenia poszukiwań tych przepowiedni nie w archiwum Departamentu Policji (założonym w 1880 roku), a w archiwum Trzeciego Oddziału Własnej Kancelarii Jego Wysokości.

Tam i znaleźli, pod datą 1844 roku, przepowiednię Sierafima Sarowskiego, jakoby zapisaną  przez simbirskiego ziemianina Motowiłowa. Tekst tego zapisu został wysłany przez gońca carowi. W tej  „przepowiedni” była jakoby mowa o zwycięskiej wojnie z Japonią i o podpisaniu pokoju w Tokio. Przeczytawszy te „przepowiednie” imperator Mikołaj II podpisał dekret o mianowaniu sekretarzem stanu Biezobrazowa (6/19 maja 1903 roku) i do reszty związał siebie z towarzystwem  „awanturników rzeki Jał”. (Jał - rzeka w Korei, nad którą od roku 1901 miała koncesję na wyrąb lasów  grupa ludzi mająca powiązania w Petersburgu z ministrem Plewe i kilkoma wielkimi książętami rosyjskimi i tworząc w Petersburgu swojego rodzaju lobby. Uzyskała wsparcie od rządu rosyjskiego (od cara) w wielu milionach rubli i przy ich pomocy (rubli i swoich protektorów) prowadziła na terenie Korei działania wymierzone w Japonię zamierzając wywołać wojnę z Japonią, która miała zmobilizować Rosję i wyciągnąć ją z kryzysu, a zakończyła się klęską Rosji – dodał tłumacz A.M.]      

Jakie podstawy mógł mieć F.I. Rodiczew, by twierdzić, że autorem obu podróbek był Niłus, tego nie wiem. Do tego dodawał wtedy też, że jednym z etapów przesyłania obu podróbek był Berlin. Kiedy rozmawiałem z Rodiczewem, zainteresowanie „Protokołami” już malało; z nim przez długi czas nie widziałem się i tak zostałem przy przedstawionych wyżej fragmentarycznych uwagach.

Drugą osobą, mówiąca mi w 1934 roku, że autorem „Protokołów mędrców Syjonu” był sam S.A. Niłus, był generał żandarmerii A.I. Spiridowicz. Jak i wszyscy, z którymikolwiek mówiłem o „Protokołach mędrców Syjonu”, gen. Spiridowicz uważał te „Protokoły” za grubiańskie podrabianie ale odrzucał myśl o udziale P.I. Raczkowskiego w ich stworzeniu. Uważał, że taką mistyczną bzdurę mógł wymyśleć tylko taki maniak i mistyk, jak Niłus, a nie Raczkowski, człowiek myślący nadzwyczaj realnie. Według słów gen. Spiridowicza, syn Raczkowskiego, Andriej Pietrowicz, w grudniu 1905 roku z niezwykłym zainteresowaniem czytał „Protokoły mędrców Syjonu”, wydane przez Niłusa. Ojciec jego (P.I. Raczkowski) wtedy zajrzał przez ramię syna i spytał jaką to książkę on czyta. Ten odpowiedział ojcu co czyta i P.I. Raczkowski wziął te  „Protokoły”, uważnie przeczytał kilka stron i zwrócił książkę, nie poczyniwszy żadnych uwag.

Samemu Spiridowiczowi Raczkowski mówił, że zdziwiony był treścią tej książki.

Co się tyczy antyżydowskich książek, znalezionych, z poleceniu Petersburga, przez Binta we Frankfurcie, to gen. Spiridowicz sądził, że te książki były wybrane przez Departament Policji w czasie procesu Bejlisa, kiedy kierującym Zagraniczną Agenturą Departamentu Policji był już A.A.Krasilnikow. Według słów gen. Spiridowicza, Departament Policji dokładał wszystkich wysiłków, żeby dowieść, iż zabójstwo chłopca Juszczinskiego w Kijowie zostało dokonane nie przez złodziejów, bojącymi się ich zdradzenia przez Juszczinskiego, a przez Żydów i to właśnie w rytualnym celu; Departament chciał zaopatrzyć i zaopatrzył prokuraturę w Kijowie w antyżydowskich ekspertów i w całą antyżydowską literaturę, którą tylko mógł znaleźć. Tym, zdaniem gen. Spiridowicza, tłumaczy się ten pośpiech i gotowość do wyłożenia dowolnych pieniędzy, byle tylko potrzebne oskarżeniu książki, wybrane przez Departament Policji, zostały dostarczone do Petersburga.

Uważam za ciekawe uznanie przez gen. Spiridowicza, że Departament Policji organizował sprawę Bejlisa i poprzez zakup za wielkie pieniądze i na rachunek narodu antyżydowskiej literatury dobierał dowody, że rytualne zabójstwa zawsze istniały. Te dobrane przez siebie dowody i dobranych przez siebie ekspertów dostarczał do prokuratury.

Ale powinienem zauważyć dwie okoliczności, przeczące przypuszczeniom gen. Spiridowicza. Po pierwsze, to sprawa Bejlisa była badana obecnie przez A.S. Tagera, który posługiwał się danymi z archiwów Departamentu Policji, Ministerstwa Sprawiedliwości i Kijowskiego Sądu Okręgowego. Wyniki badania opublikowano w 1933 roku. (A.S.Tagier – „Carska Rosja i sprawa Bejlisa”, Wydawnictwo Państwowe, 1933). Tagier wszędzie szukał, i z powodzeniem, dowodów na to, że  dziesiątki osób z administracyjnego i sądowego resortu wiedziały prawdę o sprawie Bejlisa i sprzyjali ukryciu jej. Widoczną rolę zagrał w ukryciu tej prawdy i Departament Policji. Niewątpliwie, że Tagier nie przemilczałby takiego ważnego faktu, jak pilny zakup za wielkie pieniądze książek przez Zagraniczną Agenturę Departamentu Policji. A o takim fakcie u Tagiera nie ma ani słowa.

Z drugiej strony, po śmierci Binta w 1929 roku, wdowa po nim doręczyła mi list A.A.Krasilnikowa, otrzymany przez jej męża w styczniu 1925 roku i pozostawiony przez Binta bez odpowiedzi. Oto co pisał ostatni kierownik Zagranicznej Agentury swojemu byłemu podwładnemu:

 

„Paryż, 3 stycznia 1925 roku.

Drogi panie Henri. Wasze dłuższe milczenie pozwala mi myśleć, że nie będę mógł  widzieć Was w tym czasie, więc zwracam się do Was z prośbą o niewielką  informację.

Moglibyście przypomnieć sobie i uprzejmie powiedzieć mi jaki tytuł nosiła ta stara żydowska książka, do której odszukania i jej zakupu zostaliście zobowiązani i którą udało się Wam znaleźć we Frankfurcie. W którym roku dokonaliście tego zakupu? 

Zawczasu składam Wam podziękowanie i mam nadzieję, że ten nowy rok, w którym życzę Wam szczęścia, nie minie bez tego, żebym miał możliwość zobaczenia się z Wami, co już zależy tylko od Was, jak i dzień spotkania, który uznacie za wskazany.

Wasz A. Krasilnikow”.

Jeżeliby zamówienie Departamentu Policji wydane byłoby przez samego Krasilnikowa, to pamiętałby on w jakim czasie zamówienie złożono i to, że zostały podane wtedy tytuły książek, a nie tytuł tylko jednej książki itd. Pytanie, zawarte w liście Krasilnikowa, tłumaczy się tym, że w 1924 roku wytrwale przypominałem Bintowi o potrzebie dostarczenia mi wreszcie obiecanego mi przez niego jeszcze w 1921 roku dokumentu polecającego mu pojechanie właśnie do Frankfurtu i zdobycie tam wyraźnie wyznaczonych książek. (Kartkę, z tym poleceniem i spisem tytułów książek naznaczonych do zakupu, Bint, jak powiedziano wyżej, włożył w oprawę zeszytową czasopism i nie mógł jej znaleźć sam do samej swojej śmierci). Bint opowiedział o tym dokumencie Krasilnikowi, żyjącemu to w Paryżu, to w Brukseli, a ten – gen. Spiridowiczowi. Według słów tego ostatniego, Krasilnikow prosił о powiadomienie go, co to za książki były potrzebne Departamentowi Policji i w jakim czasie. Generał Spiridowicz potwierdził mi, że Krasilnikow nie otrzymał od Binta interesującej go informacji.

Między tym Bint pokazał mi dokument z 1917 roku i potwierdził to w 1921 roku, że książki zostały zażądane przez Departament Policji w czasie, kiedy Raczkowski kierował tym departamentem, i że książki zostały wysłane do „Raczkowskiego do Petersburga”. Dlatego myślę, że Raczkowskij na rachunek Departamentu Policji kupował te książki, które uważał za antyżydowskie, w celu wykorzystania ich dla proklamacji pogromowych, albo jak mówił Bint, dla przygotowywania nowego, poszerzonego i uzupełnionego tekstu „Protokołów”.

Powracam na chwilę do pytania o Niłusie. Gen. Spiridowicz powiedział mi, że Niłus całkiem nie był pomyleńcem, ale szczerym i błądzącym mistykiem. Fałszerstwa jego miały ścisłe określony praktyczny cel. Wszystkim były (?) znane jego poczynania w stosunku do rodziny Gonczarowów, w której tak serdecznie został przyjęty. U nich w bibliotece Niłus znalazł i przywłaszczył sobie książki, które legły u podstaw jego „Protokołów”. Gen. Spiridowicz nie wytłumaczył mi, kto to byli ci Gonczarowowie. Najprawdopodobniej była to rodzina siostry jego żony, (jej nazwisko z domu – Ozierow), która była żoną Gonczarowa.

Na moje pytanie, czy chciałby i czy mógłby sam gen. Spiridowicz pojawić się w sądzie w czasie sprawy o „Protokołach” albo też, czy nie napisał by on artykułu o tym, co mu wiadomo o  „Protokołach”, odpowiedział, że ani pojawiać się w sądzie, ani pisać cośkolwiek na ich temat nie zamierza i nie chce; podsyła mi tylko fragmentaryczne wiadomości, do mojej decyzji pozostawiając wzięcie ich pod uwagę przy pisaniu mojego artykułu, bo on sam nie przewiduje pisać kiedykolwiek na ten temat. Jednocześnie gen. Spiridowicz uprzejmie obiecywał zawiadomić mnie o wszystkim, co tylko on znajdzie w archiwum P.I. Raczkowskiego na temat „Protokołów”, jeżeliby tam cokolwiek o nich tam zachowało się.

Uważam za stosowne powiedzieć, że na mnie wszystko, co słyszałem o Niłusie, i wszystko, co czytałem z jego dzieł, sprawiło wrażenie, że S.A.. Niłus był szczerym fanatykiem, stojącym na granicy obłędu, ale z pewnością nie był falsyfikatorem. Drukując w 1905 roku „Protokoły”, on dał im podtytuł: „Antychryst jako bliska polityczna możliwość”  i widział w nich „odgadnięcie wielkiej światowej tajemnicy”.

Osoby, które przeżyły wielką rosyjską rewolucję, nie mogą z obojętnością czytać to, co jeszcze w 1909 roku Niłus pisał w swoim dzienniku: „Następuje czas, przed którym blednie Pugaczewszczyzna i Razinszczyzna”. (Siergiej Niłus „Na brzegu Bożej rzeki. Notatki prawosławnego”.  Siergijewskie Podgrodzie. Drukarnia Świętej Trójcy Siergijewskiej Ławry, 1916. str. 109.) Niłus był, niewątpliwie, jednym z tych nielicznych współczesnych, w rodzaju A.A. Błoka, którzy czuli zbliżającą się burzę i krzyczeli o niej, kiedy większość niczego nie przewidywała i nie przeczuwała. W początku 1909 roku zapisywał: „Mój umysł i serce odmawiają innego patrzenia na wszystkie światowe współczesne naszemu wiekowi wydarzenia, jak tylko z punktu widzenia współczesnego wykonania proroctw Pisma Świętego, a w szczególności proroctw apokaliptycznych” (w tym samym miejscu, str. 9). W tym samym dzienniku Niłus z zaufaniem spisuje treść jawnie fałszywej i jakoby żydowskiej proklamacji, która miałaby być wypuszczona na   Syberii w roku 1909 (w tym samym miejscu, str. 272). Równie z pełną ufnością przyjał on i  „Protokoły”, które „tłumaczyły” mu wszystkie zachodzące wydarzenia jako wynik oddziaływania na świat złej i tajemniczej zespołowej woli.

Nie! Niłus nie mógł być twórcą wspaniałego zafałszowania. Raczkowski – a to inna sprawa!

Niemniej wszystko powiedziałem w tym artykule o faktycznym wykonawcy zadań Raczkowskiego – o M.W. Gołowinskim. Ten kompilator, z powodzeniem z grubsza sklejający fragmenty cytatów z francuskiego pamfletu wydanego w latach 1860-tych, nie jest tak ważny. O wiele ważniejszym od niego jest karygodny inspirator i prowokator, zdrajca i falsyfikator –Raczkowski.  Jego osobowość postarałem się oświetlić w ogólnych zarysach. (AGI. Fundusz B.I.Nikołajewskiego.)

 

Rozdział 42

 

Fałszywe świadectwa B.N. Nikołajewskiego. Oskarżenia pod adresem policji rosyjskiej.  Brak potwierdzających dokumentów i faktów.

 

Odpowiadając na pytania Sądu Berneńskiego o pochodzeniu „Protokołów mędrców Syjonu”, B.I. Nikołajewski oświadczył, że „o ile są różne warianty pochodzenia i utworzenia  „Protokołów“, to wszystkie zbiegają się w jedno – wszystkie one wskazują na rosyjską tajną policję i jej agentów”. (W.L.Burcew – Utwory wybrane,str. 308.)

Występując z takim oświadczeniem Nikołajewski dawał fałszywe świadectwo. Ani w jednej części ekspertyzy Nikołajewskiego, podanej na sprawie sądowi, nie ma ani jednego dokumentu albo faktu historycznego, potwierdzającego jego procesowe świadectwo. Jeszcze więcej, to jak zobaczymy poniżej z jego korespondencji z Wierą Kon, Nikołajewski nigdy nie wierzył w to, że
„Protokóły mędrców Syjonu” były wytworzone przez generała Raczkowskiego. Do takiego wniosku  doszedł on jeszcze w latach 1919-1921, kiedy stawał na czele Historyczno–Rewolucyjnego Archiwum w Moskwie i miał możliwość studiowania dowolnych dokumentów Departamentu Policji. Świadomie i za pieniądze poszedł na współpracę z żydowskimi organizatorami procesu berneńskiego i zgodził się popierać zafałszowaną przez nich wersję pochodzenia „Protokołów mędrców Syjonu”. Nikołajewski, jak i Burcew, dokonał prostego sfałszowania i tym samym poważnie  splamił swoje imię uczciwego historyka.

 

Świadectwa B.I. Nikołajewskiego  na procesie berneńskim.

W swoim oryginale „Protokoły mędrców Syjonu”, jak poświadczaja to ich wydawcy, zostały napisane w języku francuskim. Ale ten francuski tekst do nas nie doszedł. Wszystkie bez wyjątku wydania „Protokołów”, pojawiające się w Zachodniej Europie i w Ameryce, stanowią mniej lub bardziej ścisłe przekłady z języka rosyjskiego. Warianty, będące w tych przekładach, mogą nastręczyć znaczne zainteresowanie dla historyka najnowszego stadium antysemickiego ruchu, tak jak odcienie i dodawania, wniesione do „Protokołów” przy tych tłumaczeniach, mogą dać, że tak powiem, dobrą ilustrację dodatkowej nierzetelności przy wykorzystaniu „Protokołów”. Ale dla historii samych „Protokołów”, ich tekstu i ich pochodzenia wszystkie te przekłady zainteresowania nie przedstawiają. Jedynym dostępnym obecnie badaczowi pierwszym źródłem staje się rosyjski tekst „Protokołów”.

Ale ten tekst znany nam jest w kilku wariantach. Do tej pory znane były dwa takie warianty, nosiły one nazwy pochodzące od nazwisk osób je publikujących – „tekst Niłusa” i „tekst Butmi”. Obecnie do tym dwóch tekstów można dodać jeszcze trzeci, o którym szczegółowiej zostanie opowiedziane poniżej.

Najbardziej rozpowszechnionym jest tekst Niłusa. On stanowi podstawę wszystkich rosyjskich  zagranicznych wydań „Protokołów”; z niego zrobiono prawie wszystkie przekłady „Protokołów” na inne języki. Do tej pory sądzono, że Niłus w ogóle był pierwszym człowiekiem ujawniającym,  te  „Protokoły”. Ta opinia jednak jest błędna.

W literaturze rozpowszechnione jest twierdzenie, że „Protokoły” po raz pierwszy zostały wydrukowane przez Niłusa w 1902 roku. (patrz Delewski, str. 13). To twierdzenie oparte jest na błędzie. W 1902 roku rzeczywiście pojawiło się pierwsze wydanie książki Niłusa „Wielkie w małym”, ale to wydanie nie zawierało w sobie „Protokółów”. Po raz pierwszy Niłus wprowadził je tylko do drugiego wydania tej swojej książki, która ukazała się drukiem w samym końcu z 1905 roku (pozwolenie na ich wydrukowanie wydał Moskiewski Komitet Cenzuralny na swoim posiedzeniu w dniu 28 września 1905 roku). Pełny tytuł tego wydania brzmiał: „Wielkie w małym i antychryst jako bliska polityczna możliwość. Notatki prawosławnego”. Wydanie drugie, poprawione i uzupełnione. Carskie Sioło, drukarnia Komitetu Czerwonego Krzyża, 1905 rok.

Oba późniejsze wydania tej książki, wypuszczone przez autora w 1911 [(pod tytułem „Wielkie w małym. W pobliżu nadchodzący antychryst i królestwo diabła na ziemi” (tu i dalej do końca podawanie tegoż dokumentu uwagi zrobione zostały przez B.I. Nikołajewskiego. - Oleg Płatonow)]  i z wydania z roku 1917. (to wydanie pod tytułem „Wielkie w małym. W pobliżu jest przy drzwiach. O tym, czemu nie chcą wierzyć, a co jest tak bliskie. Poświęca się małej trzódce Chrystusowej”, jak też z 4-tego wydania tej książki o tytule „Bliski antychryst i królestwo diabła na ziemi”, przerobione i znacznie uzupełnione późniejszymi badaniami i obserwacjami), które także zawierają w sobie „Protokoły mędrców Syjonu”, obie wersje były wydrukowane w Siergijewskim Podgrodziu, w drukarni Świętej Trójcy w  Siergijewskiej Ławrze..

Jeszcze bardziej znaczące nieścisłości znane są w literaturze od czasu publikowania drugiego tekstu „Protokołów mędrców Syjonu”, znanego pod nazwą tekstu Butmi. Rzeczywista zaś historia publikowania tego tekstu jest taka.

Po raz pierwszy ten tekst z znacznymi, prawda, skróceniami był drukowany w gazecie „Sztandar” (Petersburg), poczynając od 28 sierpnia do 7 września 1903 roku, pod tytułem „Program zdobycia świata przez Żydów”.

Redaktorem tej gazety był dostatecznie znany P.A. Kruszewan – największy w te lata publicysta antysemickiego obozu i inspirator kiszyniowskiego pogromu 1903 roku.

Butmi z tą publikacją nie ma nic wspólnego. Do tego wniosku prowadzą następujące szczególy: „Protokoły” wydrukowane były w „Sztandarze” z niewielką redakcyjną przedmową i z kilkoma  „uwagami tłumacza”. Uwagi tej redakcyjnej przedmowy nie zgadzają się z uwagami, które potem napisał Butmi w swoim wydaniu „Proptokółów” w swoim imieniu. Tłumaczenia także nie robił Butmi, co bez wątpienia wynika z tego faktu, że później, przedrukowując „Protokoły” w tej wersji z  „uwagami tłumacza”, Butmi polemizował z tym ostatnim (w sprawie o udziale syjonistów ze spiskiem omawianym w „Protokółach mędrców Syjonu” - patrz: Butmi. - „Wrogowie rodu ludzkiego”, 1906 rok, str. 74 i 87). Wreszcie, sam Butmi, wzmiankując w jednej z swoich broszur (wyszła ona przed wydaniem jego „Protokołów” pod jego imieniem) o publikowanych „Protokołach” przez gazetę „Sztandar”, mówi o nim takim tonem, którym nie mówi się nigdy o swojej własnej publikacji:

„Żydzi w swoich tajnych protokołach, które były wydrukowane w gazecie „Sztandar” w 1903 roku, marzą o ustanowieniu silnej władzy w rękach cara z domu Dawida” (G. Butmi - „Rosja na rozdrożu. Zniewolenie albo wolność?”, Petersburg, 1906 rok, 8-me wydawanie, str. 34).

Po wszystkich tu przedstawionych szczegółach tzw. „tekstu Butmi”, które to nazwanie przyjęło się w literaturze, wypada uznać za nieprawidłowy; jako że rzeczywiste imię publikatora – tłumacza pozostaje nieznanym, a ten tekst „Protokołów” najpoprawniej będzie można nazwać od imienia redaktora gazety, w której po raz pierwszy „Protokóły” zostały opublikowane – tekstem Kruszewana.

Tekst „Protokołów” z gazety „Sztandar” z grudnia 1905 roku był przedrukowany bez jakichkolwiek zmian i uzupełnień w oddzielnej broszurze pod tytułem „Korzeń naszych nieszczęść”, 1905 rok, Petersburg. (dozwolono na druk przez cenzurę, Sankt-Petersburg, 13 grudnia 1905 roku. Drukarnia Sztabu Wojsk Gwardii i Okręgu Wojskowego Sankt-Petersburg). Podtytuł broszury głosi:  „Gdzie znajdują się korzenie współczesnego bałaganu w społecznej strukturze Europy w ogóle, a szczególnie w Rosji. Wypisy ze starych i współczesnych „Protokołów mędrców Syjonu” wydobyte ze Światowego Społeczeństwa Frankmasonów”. Ta broszura nie podaje nazwy ani autora ani wydawcy. Ale informację o tym udało się uzyskać w rezultacie poszukiwań w archiwum Petersburskiego Komitetu Cenzury, że z tym wydaniem miał związek Sztab Wojsk Gwardii. W aktach Komitetu Cenzuraly pod datą 9 grudnia 1905 roku figuruje zapis o przybyciu dla przejrzenia rękopisu broszury „Korzeń naszych nieszczęść” przedstawiciela Sztabu Wojsk Gwardii. Ta wskazówka jest w najwyższym stopniu ważną dla historii rozpowszechnienia „Protokołów”  i  do niej jeszcze wrócimy. Tu zaś zaznaczymy, że dowodzącym wojskami gwardii i petersburskiego okręgu wojennego w grudniu 1905 roku był wielki książę Nikołaj Nikołajewicz (później naczelny głównodowodzący), kierownikiem jego sztabu był gen.-lejt. Brilewicz, generalnym kwatermistrzem  sztabu był wtedy bardzo bliski wielkiemu księciu – generał-adm. G.A. Rauch.

W następnym, 1906 roku, ten tekst „Protokłów” został przedrukowany w broszurze G.W. Butmi pt. „Wrogowie rodu ludzkiego” (wydana w serii broszur tego ostatniego, pod zbiorczym tytułem  „Demaskatorskie mowy” poświęconej Związkowi Narodu Rosyjskiego).

Broszura ta wyszła w kilku wydaniach, ale jej pierwszego wydawania, mimo wszelkich  poszukiwań w bibliotekach Moskwy, nie udało się znaleźć. Najwcześniejsze z znalezionych wydań oznaczone jako wydanie drugie. Przedmowa do niego datowana jest „Petersburg, 5 grudnia 1905 r.”

Jak widać opublikowanie tekstu Kruszewana wyprzedza o więcej niż dwa lata opublikowanie „tekstu Niłusa”. Ale okazuje się, że i ono nie jest najwcześniejszą publikacją „Protokołów”. W zbiorze rzadkich książek Moskiewskiej Biblioteki Publicznej imienia Lenina (dawniej Biblioteka Rumiancewska) jest przechowywane jeszcze jedno wydanie „Protokołów”, odnoszące się, sądząc po wszystkim, do czasu jeszcze wcześniejszego. To wydanie dokonane jest  przy pomocy litografii i nosi nazwę „Stare i współczesne protokoły zebrań mędrców Syjonu”, to jest taka sam nazwa jaką w podtytule nosi  „Korzeń naszych nieszczęść”. Żadnych uwag ani o czasie, ani o miejscu wydania, ani o jej wydawcach na broszurze nie ma śladu. Te „Protokoły” wydrukowane są bez jakichkolwiek wstepnychy przedmów, komentarzy i posłowia. Zwłaszcza należy podkreślić, że na okładce tytuł napisany był słowiańskim liternictwem, która, jak wiadomo, była zwykle stosowana przy drukowaniu i przepisywaniu kościelnych książek. Tekst pisany jest   odręcznie - dwoma albo trzema charakterami pisma. Do Moskiewskiej Biblioteki książka ta trafiła z konfiskaty wszelkich materiałów z jednego konspiracyjnego zebrania w latach rewolucji – z zebrania u Paszukanisa.

Niestety, nie posiadamy pełnego tekstu tego ostatnio wymienionego wydania „Protokołów”. Ale i te oddzielne strony, które są do naszej dyspozycji, pozwalają twierdzić, że w tym wydaniu mamy do czynienia z trzecim tekstem, najbardziej doskonałym z wyliczonych wyżej dwóch pozostałych wersji i że to ten trzeci tekst okazuje się ze wszystkich tekstów najwcześniejszym. Wszystko, co jest w tym tekście, jest i w dwóch pozostałych, chociaż ze znacznymi stylistycznymi zmianami. I odwrotnie, tych wstawek, którymi odróżniają się od siebie nawzajem teksty Niłusa i Kruszewana, w tym ostatnio znalezionym tekście nie ma. Stylem literackim ten ostatni tekst bliższy tekstowi  Niłusa. Tekst Niłusa, niewątpliwie, opiera się na tym nowo znalezionym trzecim tekście, ale Niłus nie tylko stylistycznie go skorygował, ale też uzupełnił go w pewne dodatki. Tekst Kruszewana jeszcze bardziej odznacza się w stylu od litograficznego wydania. Skoro nie można powiedzieć, że on staje się nowym przekładem „Protokołów”, to w każdym razie stanowi on całkiem nową redakcję przekładu, a uzupełnienia w tekście Kruszewana są jeszcze znaczniejsze niż w tekście Niłusa.

Pomijając teraz zagadnienie o czasie wydania nowo znalezionego tekstu i o osobach, mających  związek z tym wydaniem, z całą pewnością można uznać to nowo znalezione wydanie (poniżej   będziemy to wydanie  nazywać litograficznym) za najwcześniejsze z wszyscy nam znanych.

Wtedy można ustalić chronologicznie listę pierwszych publikowań „Protokołów”:

  • Wydanie litograficzne.
  • pierwsza skrócona publikacja „tekstu Kruszewana” w gazecie „Sztandar” w czasie sierpień - wrzesień 1903 roku.
  • pierwsze opublikowanie tekstu Niłusa w 2-gim wydaniu jego książki „Wielkie w małym”, październik albo listopad 1905 roku.
  • przedruk tekstu Kruszewana w anonimowej broszurze „Korzeń naszych nieszczęść”, wypuszczonego w grudniu 1905 roku. w Petersburgu przy pomocy Sztabu Wojsk Gwardii.
  • przedruk tekstu Kruszewana w broszurze Butmi „Wrogowie rodu ludzkiego” w 1906 roku.

 

Wiadomości od wydawców „Protokołów” o ich pochodzeniu.

Wydawcy „Protokołów” niezmiernie są skąpi we wskazówkach o tym, jak te „Protokoły” dostały się w ich ręce i jakie jest ich pochodzenie w ogóle. Tym bardziej należy z powagą zebrać i porównać te wskazówki.

Litograficzne wydanie w ogóle nie ma ani przedmowy, ani komentarzy. Tylko na końcu znajdują się dwa wiersze wyjaśnień: „Podpisali syjońscy przedstawiciele 33 stopnia. Te zapisy  są wybrane z całej książki Protokołów”.

O jakich „przedstawicielach” idzie mowa, gdzie jest przechowywana książka „Protokołów” i jaka drogą wypisy z niej dostali się w ich ręce, to o tym te osoby, które wypuściły litograficzne wydawanie, milczą.

Nieco więcej wskazówek daje gazeta „Sztandar”. „Protokołom” zamieszczonym w niej towarzyszą komentarze anonimowego „tłumacza”, który zawiadamia, że passus „Przedstawione protokoły podpisane są przez syjońskich przedstawicieli (nie należy tych „przedstawicieli”  utożsamiać z przedstawicielami ruchu syjonistycznego) i są to wybrane fragmenty z całej księgi protokołów, gdyż całości książki przepisać nie udało się w związku ze zwięzłością czasu, danego na przeczytanie tych protokołów tłumaczowi. Do nich dołożono nieduży dodatek i plan zdobycia świata przez Żydów drogą pokojową. Ten rysunek i protokoły zdobyto z tajnych składów syjońskiej głównej kancelarii, teraz znajdującej się na francuskim terytorium” („Sztandar” z 7 wrzesień 1903 roku).

Z tych zdań wynika:

„Tłumacz” miał w swoim posiadaniu, prawda w krótkim wymiarze czasu, tajemniczą książkę „Protokołów”, z której zrobił wypisy i że ten „tłumacz” dokładnie wiedział, że demaskowanych przez niego  „przedstawicieli syjonistycznych” nie należy utożsamiać z przedstawicielami ruchu  syjonistycznego.

Oprócz komentarzy „tłumacza” „Sztandar”, drukując „Protokoły”, poprzedza je redakcyjną przedmową. W tej przedmowie zasługują na uwagi dwa fragmenty.

  1. Przed wszystkim redakcja usilnie podkreśla, że nie jest zorientowana w sprawie pochodzeniu tych „Protokołów”.

„Nam dostarczono – pisze w przedmowie – rękopis, będący przekładem protokołów z posiedzeń światowego związku frankmasonów i mędrców syjońskich. Taki też tytuł zostaje nadany rękopisowi przez tłumacza. Jak, gdzie, jakim sposobem mogły zostać zapisane protokoły z tych posiedzeń we Francji, kto zapisywał je, nie wiemy, ale mamy bezwarunkowe przekonane o ich autentyczności” („Sztandar” od 28 sierpnia 1903 roku).

Całe zagadnienie pochodzenia „Protokółów”, w ten sposób zostało w całości przeniesione na    płaszczyznę zaufania, przy czym tu jest potrzebne zaufanie całkowicie ślepe do ludzi, których sama redakcja nie zna.

  1. Słabości tej pozycji nie może nie czuć sama redakcja, a dlatego przy całym swoim „przekonaniu” o autentyczności „Protokołów” przygotowuje, na każdy przypadek, zapasową obronną linię:

Jeżeli nawet dopuścić – pisze ona – że Protokoły są apokryfem, to i w takim razie wzbudzają one  wyjątkowe zainteresowanie i mają ogromne znaczenie. Mimo niezupełnie poprawnego i miejscami niejasnego przekładu, one najwidoczniej są napisane przez bardzo mądrego człowieka, nie tylko dobrze obeznanego z żydowskim problemem, ale też będącego głębokim obserwatorem, potrafiącym we współczesnym ruchu i zaborczej polityce Żydów uchwycić podstawy programu, który oni tak nieugięcie wprowadzają w życie starając się zdobyć świat i stworzyć ponadrząd” („Sztandar” z 28 sierpnia 1903 roku). 

Co bez wątpienia znaczy  że Redakcja, drukując „Protokoły”, oświadcza, iż nawet jeżeli one są  fałszerstwem, to w każdym razie dobrze zrobionym.

Broszura „Korzeń naszych nieszczęść” przedrukowuje komentarze tłumacza ale nie zawiera redakcyjnej przedmowy jako, że Sztab Wojsk Gwardii, rozpowszechniając tę broszurę, nie miał zamiaru siania u czytelników wątpliwości w jej autentyczności.

Butmi, wznawiając tekst ze „Sztandaru” uzupełnił go „przedmową”, osobnym dodatkiem    „Informacja o izraelitach z zamykającym słowem końcowym”, a także przedrukiem „Mowy rabina do narodu żydowskiego”.

W tym jego wydaniu ciekawa jest przede wszystkim ta okoliczność, że w nim po raz pierwszy pojawia się data przekładu, której nie ma ani w „Sztandarze”, ani w broszurze „Korzeń naszych nieszczęść”, tj. w tekstach z których korzystał Butmi. Nie ma także podanej daty przekładu ani u Niłusa, ani w wydaniu litograficznym. Ta data w wydaniu Butmi powtórzona jest dwa razy. Przede wszystkim to na końcu tekstu „Protokołów” jego wydania znajduje się uwaga: Uwaga: „Przekład z francuskiego, 1901 roku, grudnia 9-tego”.

Datę tę powtarza Butmi i w swojej przedmowie pisząc: „Protokoły te, jako tajne, zostały zdobyte z dużym wysiłkiem, zapisane we fragmentach i przetłumaczone na język rosyjski w dniu 9 grudnia 1901 roku. Przy czym (?) niemożliwością jest powtórne dotarcie do tajnych składów, gdzie one były ukryte i to dlatego nie mogą one zostać potwierdzone przez ścisłe wskazówki miejsca, dnia, miesiąca i roku, gdzie i kiedy były one zapisane po raz pierwszy.

Od drugiej strony, przedrukowawszy w całości zastrzeżenie tłumacza o nie utożsamianiu „syjońskich działaczy” z „ruchem syjonistycznym”, Butmi już od siebie w „końcowym słowie” stanowczo kwestionuje to zastrzeżenie.

„Tłumacz – pisze on – niepotrzebnie w swojej uwadze prosi о nie utożsamienia syjońskich mędrców z przedstawicielami syjonistycznego ruchu, tj. syjonizmu, założonego przez doktora Hertzla w 1896 roku. Syjonizm Hertzla przyłączył się do masonerii w 1900 roku, rozprzestrzenił  się po Rosji i stał się najważniejszym narzędziem do rozpowszechniania wewnętrznych niesnasek, szarpiących teraz naszą Ojczyznę i rujnujących cały naród rosyjski zgodnie z planami syjońskich mędrców” (Butmi - „Wrogowie rodu ludzkiego”, wydanie drugie, Sankt Petersburg, 1906 r., str. 87).

Ten passus znajdujący się w końcowym słowie posiada duże znaczenie ponieważ Butmi był pierwszym, który utożsamił ”mędrców Syjonu” ze syjonistami. Do niego wszyscy wydawcy „Protokołów” (i Niłus w tej liczbie) albo nie dotykali tego zagadnienia, albo po prostu tę tożsamość kwestionowali.

Jak więc widzimy, wydawcy „Protokołów” o ich pochodzeniu nie dają żadnych konkretnych wskazówek, które pozwalałyby uzyskać możliwość uchwycenia jakiejkolwiek nici prowadzącej do dalszego dochodzenia. Jedynym wydawcą „Protokołów”, w komentarzach którego jest w rodzaju podobnych konkretnych wskazówek, był S.A. Niłus. W jego wydaniu o zagadnienie pochodzenia  „Protokołów” mówi się w dwóch miejscach – w końcowych uwagach po tekście „Protokołów” i w  wstępie napisanym przez samego Niłusa.

Końcowe uwagi w wydawaniu Niłusa są nie czym innym, jak tylko nieco zmienianymi przez Niłusa  uwagami „tłumacza” z gazety „Sztandar”

W sprawie zagadnienie pochodzenia „Protokołów” u Niłusa wzmiany są dwie. Przede wszystkim u Niłusa nie ma zastrzeżenia „tłumacza” o syjonistach. Zagadnienia stosunków wzajemnych między syjonistami a „mędrcami Syjonu” Niłus w pierwszych dwóch wydawaniach Protokołów (tj. w 1905 i w 1911 roku) całkowicie nie porusza.

Dalej, to w miejsce uwag „tłumacza”, gdzie mówiło się, że wypisywanie fragmentów, z pełnej książki „Protokołów”, robił on sam, w wydawaniu Niłusa zastąpione jest innym sformułowaniem : „Te protokoły potajemnie zostały wyciągnięte (albo porwane) z kompletnej książki protokołów. Wszystko to zostało zdobyte przez mojego korespondenta z tajnych składów Syjońskiej Głównej Kancelarii, znajdującej się teraz na francuskim terytorium” („Wielkie w małym”, 1905 r., str. 394).

„Tłumacza”, który w gazecie „Sztandar” występował jako, że tak powiem, samodziely przedsiębiorca, Niłus zamienił na swojego „korespondenta”.

Taki sam tekst uwag końcowych przedrukowany jest w wydaniu Niłusa z roku 1911. Całkowicie inaczej te uwagi końcowe są zredagowane w wydaniu 1917 roku, do którego wrócimy poniżej.

Najbardziej ciekawe są wskazówki podane przez Niłusa w jego uwagach wstępnych. W wydaniu z roku 1905 pisał:

„Udało się nam uzyskać, do swojej dyspozycji, od jednego bliskiego nam człowieka teraz już zmarłego, rękopis, w którym z nadzwyczajną wyrazistością jasnością przedstawione jest wprowadzenie i rozwój światowej śmiercionośnej tajemnicy, mającej sprowadzić odszczepieńczy świat do nieuchronnego dla niego rozwiązania. Został dostarczony nam ten rękopis cztery lata temu (w 1901 roku) z powiadomieniem, że ten rękopis stanowi dokładną kopię – przekład z dokumentów oryginalnych, wykradzionych przez pewną kobietę od jednego z najbardziej wpływowych i najbardziej zaangażowanych liderów frankmasoństwa, po jednym z tajnych posiedzeń „wtajemniczonych” na terenie Francji, w tym współczesnym gnieździe frankmasońskiego spisku” (str. 321-322).

W tych wierszach zasługuje na uwagę cały szereg miejsc:

  • Przede wszystkim dowiadujemy się z nich tego, że Niłus otrzymał nie francuski tekst wypisów z „Protokółów mędrców Syjonu”, a tylko ich „kopię – przekład” na język rosyjski .
  • Następnie dowiadujemy się, że „bliski” Niłusowi człowiek, który przekazał mu tę „kopię - przekład”, w chwili wydania „Protokółów” już umarł.
  • Dalej, to tu po raz pierwszy mówi się, że zdobycie protokołów dokonane zostało przez kobietę. O tej tajemniczej kobiecie, grającej ogromną rolę w historii „Protokołów mędrców Syjonu”, przyjdzie nam jeszcze wiele mówić później.
  • Wydostała ta kobieta „Protokóły” od „jednego z najbardziej wpływowych i najbardziej zaangażowanych liderów frankmasoństwa”.
  • Kobieta ta zdobyła „Protokóły” po posiedzeniu „wtajemniczonych”, które odbywał się we Francji.

 

Wreszcie, należy zwrócić uwagę i na tę różnicę w pisowni słów „frankmasoni”, która istnieje między tekstem „Niłusa”, a gazetą „Sztandar” i broszurą „Korzeń naszych nieszczęść”. Podczas gdy te ostatnie teksty  „franmasoni”, u Niłusa stoi „frankmasoni”.

W wydaniu z 1911 roku do wiersza o bliskim człowieku, od którego Niłus dostał „kopię – przekład” „Protokołów”, podajmy fragment:

 „wspomnij, bogobojny czytelniku, zmarłego bojara Aleksija” (Cyt. za: „Promień Światła”, tom 3, str. 212.).

Tajemnica tej osoby staje się zrozumiała tylko w wydaniu z roku 1917. Wydanie 1917 roku jest silnie zmienione, a przy tym w tych obu miejscach, gdzie jest mowa o pochodzeniu „Protokołów”, tj. w końcowych uwagach i we wstępnym zarysie.

W tym ostatnim przede wszystkim do reszty staje się zrozumiała tajemnica „bliskiego człowieka”. Tym człowiekiem okazuje się być „Czernski powiatowy przywódca ziemian, później Stawropolski wicegubernator Aleksiej Nikołajewicz Suchotin”. Przy sposobności padają i pewne wiadomości i o tajemniczej damie: „Wtedy już zacząłem pracować piórem swoim na sławę Bożą – pisze Niłus – a z Suchotinem byłem w pełni zaprzyjaźniony, bowiem był to człowiek o moich przekonaniach i moim spojrzeniu na świat, był człowiekiem  niezmiernie prawym, jak to takich teraz tytułują. Przekazując mi  rękopis Suchotin powiedział:

- Weź to do pełnej twojej dyspozycji, przeczytaj, zadumaj się i zrób z tego co tylko będziesz mógł na pożytek duszy chrześcijańskiej, bo inaczej ten tekst może przeleżeć u mnie jako pamiątka; w sprawach politycznych on jest bezużyteczny, gdyż zrobić coś przeciw niej jest już za późno, no, ale w sensie duchowym – sprawa jest inna, i on będąc w twoich rekach być może jeszcze jakiś owoc przyniesie.

Przy sposobności Suchotin zawiadomił mnie, że on, z kolei, rękopis ten otrzymał od jednej damy, stale mieszkającej za granicą, że dama ta to ziemianka spod Czernska (pamiętam, że podał jej nazwisko, ale już je zapomniałem) i że zdobyła go jakąś nader tajemniczą drogą (bodaj czy nie porwaniem)”  (str. 87).

Inne ważne uzupełnienie – zmiana, wniesione przez Niłusa w wydaniu z roku  1917, dotyka sprawy syjonizmu. W pierwszych wydaniach Niłus, jak zaznaczyliśmy wyżej, tego zagadnienia nie poruszał. W wydaniu z 1917 roku on uporczywie podkreśla, że syjoniści i „mędrcy Syjonu” to jedno i to samo. W zgodności z tym są „końcowe uwagi”, które w ogóle napisane są całkiem inaczej, niż w pierwszym wydaniu, zmienione w miejscach dotyczących sprawy pochodzenia  „Protokołów”.

„Te Protokoły – kategorycznie twierdzi Niłus – potajemnie są wypisanymi wyciągami z całej książki Protokołów, jak teraz już wiemy, z Pierwszego Kongresu Syjonistycznego, który odbył się  w Bazylei w sierpniu 1897 roku” (str. 161).

Ze wstępnego zarysu poznajemy, że Niłusu znane są nawet i szczegóły, a mianowicie „Te „Protokóły” są niczym innym, jak planem strategicznym zdobycia świata pod but bogoburczego  Izraela, stworzonym przez wodzów narodu żydowskiego w ciągu wielu wieków jego rozproszenia i przedstawionym konwentowi seniorów Kongresu przez  księciem wygnania Teodora Hertzla w dniach Pierwszego Kongresu Syjonistycznego w Bazylei” (str. 88-89). Tu, w ten sposób, po raz pierwszy pojawia się na scenie wersja o Pierwszym Kongresie Syjonistycznym – wersja, której sądzono było grać dużą rolę w późniejszym wykorzystaniu „Protokołów” w powojennych latach. W związku z tym niezbędne jest tu zaznaczyć, że ta tajemnica „z całą pewnością poczęła być znaną” Niłusowi na wiele lat, po tym jak umarł ten człowiek, który przekazał Niłusowi „kopię - przekład” „Protokołów”. Kto pomógł Niłusowi poznać tę „tajemnicę”, Niłus nie powiadamia, ale jasnym jest, że to nie mogła być tajemnicza „dama”, imię której Niłusowi do końca pozostało nieznanym.

Tak więc, oficjalne chronologiczne umiejscowienie podawane przez wydawców  „Protokołów” (mowa tu tylko o osobach, które mogą w tej albo innej mierze być uważane za pierwszego wydawcę) wersji o ich pochodzeniu przedstawia się następująco:

Z litograficznego wydania czytelnik dowiedział się tylko jedno – że „te wypisy wyrwane są z całej książki „Protokołów”.

W gazecie „Sztandar” tłumacz, oświadczając, że osobiście robił wypisy z tej książki protokołów, usilnie prosi czytelników о nie utożsamianie „mędrców Syjonu” z syjonistami. Redakcja zaś tej gazety jeszcze bardziej usilnie uprzedza czytelników, że ona nie dysponuje żadnymi danymi, potwierdzającymi autentyczność „Protokołów”.

Niłus w pierwszym wydaniu całkiem nie porusza sprawy związków między syjonizmem a  „mędrcami Syjonu”, a wysuwa zagadnienie tajemniczej damy.

Wydawcy broszury „Korzeń naszych nieszczęść”, związani ze Sztabem Wojsk Gwardii, powtarzają wszystkie zastrzeżenia tłumacza z gazety „Sztandar”.

Butmi, przedrukowujący w 1906 roku tekst ze „Sztandaru”, po raz pierwszy zaczyna wysuwać twierdzenie o istnieniu związku między syjonistami a mędrcami Syjonu”.

Niłus w 1911 roku w całości powtarza swoją wersję 1905 roku.

I tylko w 1917 roku Niłus po raz pierwszy puszcza w obieg wersję o Bazylejskim Kongresie Syjonistycznym z 1897 roku. (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego).

 

 

Rozdział 43

 

Korespondencje o „Protokołach mędrców Syjonu”. Opinie Rosjan.

„To literacka fikcja w rodzaju proroctw z <Biesów> Dostojewskiego”.

 W Bernie sądzili nie tyle Żydów, co Rosjan. „Protokoły mędrców Syjonu” genialnie oddały prawdę o Żydach”. Stworzenie jeszcze jednej zafałszowanej wersji.

 

Żydowscy organizatorzy procesu berneńskiego zapewnili swoim współpracownikom szerokie możliwości zbierania i studiowania materiałów, odnoszących się do „Protokółów mędrców Syjonu”. Wszyscy oni, szczególnie Nikołajewski i Burcew, prowadzili aktywną korespondencję z wieloma wybitnymi działaczami starej Rosji próbując otrzymać od nich dane i dokumenty, które mogłyby potwierdzić zafałszowaną wersję strony żydowskiej. Przez osoby trzecie, oszukując i intrygując starali się oni wyciągnąć informację od ludzi, którzy pozostawali wierni Ojczyźnie i  Carowi.

Nikołajewski, na przykład, podejmuje korespondencję z swoim dawnym znajomym, hrabią D.A.Ołsufiewem, zamierzając przez niego otrzymać wiadomości od N.F. Stiepanowa. Burcew wiąże się ze starymi rosyjskimi dziennikarzami, wcześniej zbliżonymi do kół monarchistycznych – Kołyszko (Bajanem) i Bierninym.

Korespondencja ta jest bardzo ciekawa, bo wyraża różne punkty widzenia Rosjan w stosunku do „Protokółów mędrców Syjonu”. Nawet wątpiący w ich autentyczność mówili, że one „genialnie oddają izraelickiego ducha”, że są samym sednem żydostwa.

 Przyprowadzam pewne listy z tej korespondencji. (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego)./

 

  1. Korespondencja B.I. Nikołajewskiego z hrabią D. A. Ołsufiewem

B.I. Nikołajewski  do  D.A.  Ołsufiewa

27 sierpnia 1934 r.

Szanowny Panie Dymitrze Adamowiczu,

Jestem bardzo wdzięczny Wam za wasz uprzejmy list, który przesłał mi AS.I. Guczkow, i za waszą gotowość dania mi dalszych informacji na interesujące mnie zagadnienia.

Główna sprawa, jaka zajmuje mnie obecnie, to sprawa pochodzenia osławionych „Protokołów mędrców Syjonu”. Wy, oczywiście, jesteście z nimi obeznani tak, jak i z literacką polemiką, która rozwinęła się wokół nich. Czy nie słyszeliście, w swoim czasie, jakichkolwiek opowiadań, które pomogłyby wyjaśnić ten skomplikowany problem? A szczególnie, czy może znaliście osobiście  S.A.Niłusa, którego imię jest związane z tymi „Protokołami”? Czy może słyszeliście, w swoim czasie, jakichś wspomnień o „Protokołach” i o Niłusie od L.A.Tichomirowa, z którym Wy, jak widoczne jest to z jego dzienników, byliście dobrymi  znajomymi?

Wiem, że nie należeliście do gron, które lansowały te „Protokoły”. Ale przy waszych szerokich znajomościach przedstawia mi się całkowicie prawdopodobnym, że jakieś tam rozmowy na ten temat do was dolatywały.

W szczególności, mnie bardzo interesuje figura F.P. Stiepanowa, o którym ciekawe wiadomości zgłaszaliście. Sprawa w tym, że już tu, na emigracji, opublikował on list, w którym opowiada, że on razem z Kielepowskim (później wicegubernatorem w Charkowie) około lat 1896-1897 wydrukował te „Protokoły” w drukarni moskiewskiego magistratu. Zawsze miałem to opowiadanie za  prosty błąd pamięci, ponieważ żadne wydanie „Protokołów” sprzed roku 1905-go dotychczas nie było znane, jako że w tym roku zostały opublikowane, prawie jednocześnie, wydania  Butmi i Niłusa,  Jednak w ostatnim czasie udało się ustalić, że rzeczywiście istnieje jeszcze jedno, wcześniejsze wydanie litograficzne i to umożliwia potraktować z dużym zaufaniem opowiadanie F.P.Stiepanowa. Będę Wam bardzo wdzięczny jeżeli sięgniecie po adres Stiepanowa i jeszcze wdzięczniejszy, jeżeli nawiążecie kontakt listowny z nim dla wyjaśnienia tego zagadnienia. Szczególnie z wielką powagą należy wyjaśnić, od której to właśnie damy dostał rękopis „Protokołów”? W swoim liście jej imienia on nie ujawnia. Moim przypuszczeniem jest, że może to być dostatecznie znana Justyna Glinka, bliska znajoma Juliety Adan. Czy znaliście w swoim czasie tę Justynę Glinkę? Byłbym bardzo wdzięczny za wszystkie szczegóły dotyczące jej życiorysu.

Nie będę już fatygować Was dalszymi pytaniami, chociaż mam ich niemało. Jeszcze raz bardzo dziękuję za dalsze Wasze informacje.

 

D.A. Ołsufiew do B.I. Nikołajewskiego

  1. Olsoufief, „Maison Russe”, Waterloo, Belgique. 31 sierpnia 1934 r.

Wielce Szanowny Borysie Iwanowiczu!

Bardzo zainteresowaliście mnie zagadnieniem, którym zajęliście się. Rzeczywiście jest pora dołożyć wszelkich starań, żeby bez wszelkiej tendencyjności i namiętności wyjaśnić, o ile być możliwe, pochodzenie „Protokołów mędrców Syjonu”, którymi wcześniej w Rosji nasze „postępowe” partie nawet nie uważały za potrzebne zajmować się, pogardliwie traktując broszurę Niłusa jako apokryf i podróbkę. Ale od czasu, gdy w ostatnie (emigracyjne) lata „Protokoły” przeniknęły za granicę, są tłumaczone na wszystkie języki i zdobyły, rzec można, światową sławę, to nawet jako apokryfem należy się nimi  zająć. I ja jestem gotowy z dużym zadowoleniem prowadzić z Wami korespondencję, odpowiadać na wszystkie Wasze dalsze pytania i będę Wam pomocny we  wszystkim, w czemu mogę  w tej sprawie być pożytecznym.

Zresztą, wiem bardzo niewiele takich spraw, o których nie wiedzą wszyscy. O jakiejś tam „damie”, która przywiozła te „Protokoły” z  zagranicy, ja wtedy jeszcze, tj. kiedy „Protokoły” po raz pierwszy ukazały się w Rosji (w 1905-1906 latach?), z całą pewnością słyszałem od najbardziej wiarygodnego w moich oczach świadka, od mojego kolegi z moskiewskiego uniwersytetu i … przyjaciela pana Siergieja Lwowiczas Tołstoja, starszego syna Lwa Nikołajewicza. Ze swoich przekonań, oczywiście, w sumie należał do zdecydowanych prawicowców. Doskonale pamiętam, jak mi z całkowitą pewnością mówił o tej „damie”. Ale czy widział ją osobiście i czy powiedział mi jej nazwisko, to tego już nie pamiętam. .

Filipp Pietrowicz Stiepanow, jak pamięć mnie nie myli (w liście do Guczkow), był rzeczywiście  kierownikiem Biura Moskiewskiego Synodu i był bratem generała Stiepanowa, będącego w służbie przy Wielkim Księciu Siergieju Aleksandrowiczu. Fiłipp Pietrowicz w moich wspomnieniach i z wiadomości … (po waszym liście) zebranym przeze mnie od ludzi znających go blisko, był to oczywiście dobry, bardzo dobry człowiek i chociaż oczywiście o prawicowych przekonaniach, ale niezwykle cierpliwy (tolerancyjny) wobec cudzych opinii. Myślę i nawet jestem tego pewny, że do jego świadectwa można mieć całkowite zaufanie. Wczoraj dostałem jego adres od jego kolegi z uniwersytetu (także moskiewskiego), żyjącego w Brukseli, pana Siergieja Leonidowicza Komarowskiego, syna, zmarłego już w 1912 roku zasłużonego profesora prawa międzynarodowego  Uniwersytetu Moskiewskiego, Adrieja Stiepanowa. Oto ten adres: Stary Futok, Baczka (to nazwa prowincji), Jugosławia. Poznawszy to wszystko, w tych dniach w związku z waszym listem o Stiepanowie, teraz doskonale przypomniałem sobie, że ja 12 lat temu, tj. już na uchodźstwie, bywałem wielokrotnie w okolicach Belgradu u Stiepanowa i jego zięcia księcia Wł. Wł. Golicyna, byłego przywódcy ziemian okręgu moskiewskiego. W ostatnich dniach napiszę do Stiepanowa, prosząc go о przysłanie mi  opublikowanego przez niego listu i wszystkich innych wiadomości o „Protokołach” i o „damie”. Myślę, że na razie lepiej nie wzmiankować, iż o te wiadomości proszę go, gdyż potrzebne one dla Was, bo inaczej to on może się nieco speszyć. Wskażę mu, nie powołując się na Was, na nazwisko Justina (?) Glinka, o której nawet ze słyszenia niczego nie wiem, a nawet z jej nazwiskiem po raz pierwszy spotkałem się dopiero w Waszym liście do mnie. No, a o madame Adan ja, oczywiście, jak i wszyscy, słyszałem. Ale jaki był jej polityczny stosunek do zagadnienia żydowskiego, to tego już  nie wiem.

Niłusa ja nigdy nie spotykałem. Ale z wiadomości, przeze mnie już tu zebranych, był to zamożny ziemianin, modniś, światowiec i krańcowy judofob.

Z L. Tichomirowem kilka razy spotykałem się i bywałem u niego, chociaż nie było to wiele razy, i w Moskwie, i ostatnim razem w Ławrze Świętej Trójcy, gdzie mieszkał z córką, cały otoczony  lampami i obrazami. To było już w dni rewolucji, być może już przy bolszewikach. Ale znałem Tichomirowa wyjątkowo „z prawosławia”, tj. z kościelnych kół Nowosiełowa, ojca Fłorienskiego („Filar i Potwierdzenie Prawdy”) i innych. O „Protokołach” Niłusa – teraz bardzo żałuję, ale z nim nie mówiłem. Przy okazji prosiłbym Was о zawiadomienie mnie, w jakim wydawnictwie były  drukowane dzienniki Tichomirowa i gdzie można by je uzyskać?

Moja własna opinia o „Protokołach” była dawniej, a zresztą i teraz pozostaje taka sama. To, oczywiście, nie są protokoły w tym znaczeniu, tj. w sensie zapisywania przemówień, wygłaszanych przez rożne osoby na jakimś zebraniu. To – dzieło literackie, bardzo mądre i zdumiewająco prorocze w stosunku do tego, co teraz przeżywamy. Ale czy był to rzeczywisty program, teraz wykonywany przez samych autorów tych „Protokołów”, czy też  polityczny pamflet przez ich przeciwników proroczo przewidziany – to stanowi dla mnie pytanie. Ja jestem skłonny dopuścić znaną hipotezę P.N. Milukowa, że „Protokoły” mogły zostać napisane i przez takiego znawcę rewolucyjnych planów, jakim był Raczkowski, albo przez inne osoby, podobnie jak Raczkowski wtajemniczone  w rewolucyjną sytuację. No, choćby tak, dla przykładu, bez żadnych podstaw, wymienię nazwisko Azefa. Nawet całkowicie zgodziłbym się na podstawie „sylab” tego dzieła, że jest ono napisane nie przez samych Żydów – rewolucjonistów, lecz przez jakiegoś literata, dobrze znającego rewolucjonistów. To literacka fikcja, w licznych fragmentach  współbrzmiąca z czymś  … w rodzaju proroczych „Biesów” Dostojewskiego. Ale doskonale wiem, że w Europie i Ameryce wszyscy przeciwnicy masonów i antyżydzi nie tak odnoszą się do „Protokółów” i interpretują je jako oryginalny program „żydomasonerii”.

Oto dlaczego przedsięwzięte przez Was studiowanie pochodzenia „Protokołów” nader mnie interesuje. Otrzymałem odpowiedź od Stiepanowa, ja o niej ponownie do Was napiszę.

Żałuję, że przewidując pozostanie w Belgii do lutego 1935 roku, jestem pozbawiony   możliwości osobistej  rozmowy z Wami.

Pozostaję z poważaniem gotowy do usług D. Ołsufiew.

 

B.I. Nikołajewski do D.A. Ołsufiewa.

Wrzesień 1934 r.

Wielce Szanowny Dmitriju Adamowiczu,

Wielce dziękuję za Wasz ciekawy i bogaty w treści list z 31 sierpnia (z odpowiedzią na niego spóźniam się, ponieważ dwa tygodnie przebywałem poza Paryżem) i za waszą uprzejmą gotowość niesienia mi pomocy w moich dalszych poszukiwaniach. Do wyjaśnienia prawdziwego pochodzenia „Protokołów” rzeczywiście należy podejść z należytą powagą. Z tym większym zainteresowaniem czekam na odpowiedź F.P. Stiepanowa.

Byłbym wam bardzo wdzięczny, gdybyście zawiadomili mnie o wszystkich wieściach o Niłusie, które wam wypadło usłyszeć od ludzi znających go osobiście. O Niłusie jest tak mało ścisłych wiadomości, że w moich poszukiwaniach będzie pożyteczny dla mnie każdy szczegół. Wypadło mi słyszeć o nim najbardziej sprzeczne wiadomości. Jedne, spośród przeciwników „Protokołów”, mówią o nim jako o szczerym fanatyku-idealiście. Inni, nawet z najbardziej prawicowego obozu, uważali go za zachłannego poszukiwacza, nie zatrzymującego się przed najbardziej niewybrednymi środkami. Przy jakiejś okazji, opowiadano mi, że tak właśnie oceniał go i tak o nim wypowiadał się metropolita Antoni, który w przeszłości był arcybiskupem Wołyńskim i przez pewien czas był spowiednikiem Niłusa. Wy, być może, słyszeliście, że w swoim czasie Niłusowi odmówiono przyznania kapłańskiej godności, a to z powodu trybu jego życia, nie odpowiadającego wymogom kanonicznym. Co zaś tyczy jego stanu materialnego, to on w młodości był wyjątkowo  wybitnym ziemianinem w Orłowskiej, czy też Tulskiej gubernii, ale przepuścił ten swój majątek za granicą  i już w roku 1905  żył z emerytury swej drugiej żony Jeleny Aleksandrownej, z domu  Ozierow (była to siostra M.A. Gonczarowej i Jekatieriny A. Szachowskiej, siostrzenicy F.P. Stiepanowa).

W pewnym okresie wpływowi opiekunowie Niłusa (w ich liczbie wymienia się wiełką księżnę Jelizawietę Fiedorowną) próbowali mianować go spowiednikim cara – właśnie wtedy Niłuis chciał przyjąć stan duchowny. Poddają, że wtedy nim opiekował się Niłusem biskup Fieofan, wtedy rektor akademii duchownej. To było w tym czasie, kiedy przy dworze zatrudniony był, jako spowiednik cara, ogólnie znany Filipp, w przeciwwagę któremu wysuwany był Niłus.

Specjalnością Niłusa były przepowiednie o zbliżaniu się królestwa antichrysta. Około 1910 roku  udało mu się nawrócić na swoją wiarę znaczną liczbę mnichów Optinej Pustyni.

Wtedy on zwrócił się do Synodu i do patriarchy wszechświatowego z prośbą o zwołanie soboru powszechnego dla omówienia kwestii walki z nadchodzącym antychrystem. To wywołało, ze strony Synodu, nakaz przeprowadzenia kontroli Optinej Pustyni (został posłany tam biskup Sierafim Cziczagow), która pociągnęła za sobą zmuszenie Niłusa do wyjazdu z Optinej Pustyni.

Sam Niłus zawiadamia, że rękopis „Protokołów” otrzymał od A.N. Suchotina, byłego  powiatowego przywódcy ziemian w powiecie Czernskim guberni Tulskiej. Ten Suchotin jest z tych Suchotinów, którzy byli spokrewnieni z Lwem N. Tołstojem. Ale żadnych biograficznych danych o nim, jak na razie, nie udało mi się zebrać.

W okresie 1916 roku i w następnych latach Niłus brał udział w próbach przeprowadzenia do dworu carskiego dostatecznie znanego głupkowatego Mitii Kozielskiego (Dmitryj Kalada), który później brał udział w walce Rasputina z biskupem Hermogenem (po stronie tego ostatniego).

Oprócz Niłusa „Protokoły” zostały opublikowane jeszcze i przez Butmi. Ostatni opublikował ich nawet wcześniej od Niłusa (w sierpniu 1903 roku w gazecie „Sztandar”, która wydawał znany Kruszewan). W związku z tym  pragnąłobym posiadać wiadomości także i o Butmi i grupie  P. Kruszewana w ogóle. Ciekawie, że tekst „Protokołów” w wydaniu Butmi jest bardziej pełny od  tekstu Niłusa. Butmi wprowadza do tekstu rozważania na tematy rosyjskie – o monopolu winnym, o  banku ziemiańskim  itp., których u Niłusa nie ma.

Bardzo proszę о wybaczenie mi tej obfitości drobiazgowych pytań. Ale wydaje się, że tylko takimi drobiazgowymi pytaniami można wyjaśnić krąg problemów, którymi jestem zaciekawiony.

W istocie „Protokóły” oczywiście są dla mnie, co nie ulega wątpliwości, zwykłym  sfałszowaniem, pytanie tylko dotyczy to osoby autora (albo autorów). Ale to pytanie okazuje się niezwykle złożonym, niż można było o tym myśleć. Niewątpliwie, że narodziły się w Paryżu w okresie rozkwitu francuskiego antysemityzmu w 1890 tych latach.  Antysemityzm „Protokołów” w ich pierwszej redakcji, tj. w redakcji Niłusa, – to nie rosyjski antysemityzm, a francusko-jezuicki antysemityzm. Właśnie dlatego pierwszemu z publikatorów ich w języku rosyjskim wypadło poczynić wstawki i uzupełnienia dla przystosowania ich do rosyjskiej sali wykładowej. Ale zamówienie na „Protokoły”, niewątpliwie, wyszło z Rosji i prawie jest rzeczą niewątpliwą, że ich inicjatorami byli przedstawiciele rosyjskiej policji w Paryżu. Wasze przypuszczenie w stosunku do Azef jest całkowicie bezpodstawnie, już nie mówiąc już o tym, że w okresie powstawania tych „Protokołów” Azefa w Paryżu nie było, i o tym, że on w ogóle nie był człowiekiem literatury. Trzeba też powiedzieć, że w Azefie żydowskie uczucia narodowe zawsze były obecne, bo przecież jest rzeczą prawie niewątpliwą, że zabił ministra Plewe w odwecie za pogrom Kiszyniowski … Raczkowski, to całkiem inna sprawa. Mógł on być sprawcą zamawiającym, a pewne wskazówki po prostu mówią, że on nim był. Dlatego bardzo mnie ciekawią wszelkie wiadomości i o Raczkowskim…

Dzienniki Tichomirowa, o który pytacie, zostały wydrukowane w „Czerwonym Archiwum”, tomy 38-42 i 61. W nich znajdziecie wiele wzmianek o znajomych osobach i wydarzeniach.

Jeszcze raz proszę о wybaczenie mi obfitości moich pytań. Jeżeli Wam będą potrzebne jakie bądź informacje historycznego charakteru, będę cieszyć się bardzo jeżeli będę mógł być wam w czymś pożyteczny.

 

  1. List Bernina (?) do W.L. Burcewa

8 listopada 1935 g.

Wielce Szanowny Władimirze Lwowiczu.

Rad byłbym i dawno zawiadomiłbym Was jeżeli dysponowałbym czymś nowym i dla Was ciekawym. Ale skąd mi to wziąć? Wszystko, co w tej sprawie można było zdobyć tu, zdobyłem i powiadomiłem Was o tym. Burdukowa nie ma, a on mi niczego nie da. O zamieszczeniu czegoś  ciekawego dla Was w „Nowy. Słowie” nie ma żadnej nadziei. Mój artykuł pojednawczy w sprawie żydowskiej mi odesłali mówiąc „nie pokój lecz miecz”. Oczekuję w najbliższym numerze tego pisma artykułu o przeciwnym kierunku. Ale nie rozumiem, po co wam te pogłoski, kiedy „Ostatnie Wiadomości” trąbią pełnymi głosem „Hosanna żydostwu”. Ich przecież nie przekrzyczysz. Nasze słabe skomlenie obok ich fanfar będzie śmieszne. I co jeszcze rzec można. Przecież o „Protokołach” jest zawarta sprawa o żydostwie w całokształcie, a na ten temat wiele tomów napisano. Kogo i o co przekonamy? No, raz oryginalne, no, to sfałszowane. A dalej? W tym i innym przypadku Żydzi są silni wszędzie, oprócz Niemiec, a carska rosyjska władza – opluta. Ja by nawet powiedział, że w Bernie sądzili nie tyle Żydów, co Rosjan. Już jedna gorliwość Milukowa o tym świadczy. Od gorliwości Milukowa (wszelkiej) mnie zawsze mdliło, a teraz – znowu i znowu. Wlec się w ogonie u Milukowa, to czynność niezbyt przyjemna. A zakasować go jest rzeczą niemożliwą. Wyobrażałem sobie, że w Bernie będziecie solo a znaleźliście się w orkiestrze (żydowskiej). Dla was gotowy byłem uśmierzyć swoje osobiste uczucia (Żydzi okaleczyli moje życie). Ale dla gloryfikacji Milukowa sił nie mam aby nawet palcem poruszyć. A przecież Berno – to uświęcenie Milukowa i „Ostatnich Wiadomości”. I wy, kochany Władimirze  Lwowiczu, wy – słynny Burcew, wy – najuczciwszy i niezawisły, wy – wybaczcie – niesiecie baldachim nad Milukowem, nad tym oszczercy, najemniku żydowskim, miłośniku bolszewików. To krzyk mego serca, ja Was kocham, cenię i całkiem, całkiem nie chcę mieć cokolwiek do ukrycia przed Wami. Za sprawą Protokołów –padłem. W innych sprawach,  w czym chcecie – ja jestem do Waszych usług. Czy przyjedziecie? Uściski.

Oddany …

 

III. List I. Kołyszko (Bajan) do W.L. Burcewa

7 września 1934 g. 74, Boulevard de Kiessol, Nicea

Wielce szanowny Władimirze Lwowiczu,

Pytacie, czy jest mi wiadomo cokolwiek, jako staremu dziennikarzowi i starszej osobie, bliskiej  źródeł władzy w byłej Rosji, o tak zwanych „Protokołach mędrców Syjonu”? Samo przez się jest zrozumiałe, że ich pojawienie się było wydarzeniem posiadającym bezpośredni związek i z dziedziną dziennikarstwa rosyjskiego, i z dziedziną polityki rosyjskiej, i nawet z dziedziną religijno - moralną, że ode mnie, jako od znanego w tym czasie dziennikarza, osoby bliskiej sferom  rządowym i uczestnikiem przedsięwzięć w zakresie religijnego i moralnego odrodzenia Rosji (byłem w tym czasie bardzo blisko, pod tym względem, Rozanowa, Mereżkowskiego, biskupa Antonina i innych znanych działaczy, z którymi założyliśmy wtedy „religijnie i filozoficzne towarzystwo”), – rozumie się samo przez się, owe „Protokoły”, dające materiał dla antysemityzmu, dla reakcyjnej tamtejszej polityki rosyjskiej i dla sądowych wyroków w dziedzinie religijnej filozofii, nie mogły nie pozostawić śladu w tych trzech bliskich mi sferach życia tamtej Rosji. I zrozumiale jest, że to nie może zatrzeć się z mojej pamięci. Daleki od aparatu administracyjnego i służb policyjnych i nie odgrywający żadnej roli w tych instytucjach, byłem jednak bliski w  swej społecznym i służbowym rodzaju działalności do dużych centrów myśli społecznej (jak gazety  „Nowy Czas”, Rosyjskie Słowo”, „Wiadomości Petersburskie”, „Obywatel” i inne.) i do osób z centrów życia politycznego, jak hrabia Witte, książę Mieszczerskij, obywatel Kokowcow i inni. Chcę więc powiedzieć, że, nie posiadając w danej sprawie żadnego materiału dokumentalnego  (który mnie i nie interesował), ja zapamiętałem mocno wrażenia, jakie wywołało w wyżej wymienionych trzech dziedzinach mojego działania, zjawisko „Protokołów”. Z mojej pamięci nie zatarły się też opinie i wypowiedzi jakie padały wtedy w związku z tym zjawiskiem. Z tymi moimi wspomnieniami ja chętnie podzielę się z Wami.

Dla poprawnej oceny tych moich wspomnień uważam za potrzebne powiadomić Was, że w tamtym czasie moje sympatie były bliższe do prawicowych niż do lewicowych kół rosyjskich, tj. do pism „Nowy Czas”, „Petersburskie Wiadomości” i  „Obywatel”, niż do pism „Rosyjskie Słowo” i „Wiadomości giełdowe”. Te moje sympatie były kierowane bardziej do osób skłonnych do antysemityzmu, niż do osób walczącym z nim. A więc, z dużą uwagą odnosiłem się do tego, co dochodziło do mnie z obozu antysemitów. Bez wątpienia, treści które były zawarte w „Protokołach” od pierwszej chwili ich pojawienia się, wywołały w tym obozie i na mnie wrażenie wprost  oszałamiające. Przecież wierzy się w to, w co chce się wierzyć. Kręgi, w których się obracałem, miały bezwarunkową wiarę w autentyczność tego dokumentu. I tylko powoli, pod wpływem prac społeczności lewicowej, w tej wierze poczęły budzić się wątpliwości i te poglądy stworzone przez te „Protokóły”, powoli, a potem coraz szybciej zaczęły  walić się pod wpływem przeżerającej je krytyki (i faktów). O ile pamiętam, zaczęły one walić się w czasie pierwszej rewolucji (1905 roku), potem znów wzmocniły się w czasie reakcji 1908-1910 lat i do reszty padły tuż przed wielką wojną. W czasie trwania wielkiej wojny o „Protokołach” w Rosji nie słyszałem, a rozmowy o nich zostały wznowione już po rewolucji 1917 roku, w epoce wrogich nam rządów. Tak więc te „Protokóły” przeżywały w Rosji jakby trzy okresy: bezwarunkowej w nie wiary, drążących je wątpliwości i głośnego niepowodzenia. A wszystko to zajęło odcinek czasu  prawie dwudziestu lat.

Zrozumiałe, że na takim odcinku czasu trudno ustalić dokładnie wszystkie perypetie wydarzenia. Nie posiadając żadnych danych dokumentalnych, mogę tylko zarysować ewolucję opinii i nastrojów towarzyszących hałaśliwemu wędrowaniu po antysemickich i nieantysemickich kołach dawnej Rosji tego poruszającego naszą społeczność i państwowość zjawiska. Przecież sprawa dotyczyła, nie więcej i nie mniej, jak tylko diabelskiej zmowy przeciwko samemu bytowi Rosji jako państwa i jako chrześcijańskiej społeczności, przeciwko podstawom naszego „samodzierżawia, Prawosławia i Narodu” – i nawet przeciwko całej aryjskiej ludzkości. I to było nie artystyczną fikcją jakiegoś tam Wellesa („Marsjanie”) albo Julesa Verne („Czterdzieści tysięcy mil podwodnej żeglugi”), a zmowa całego plemienia, od powodzenia której zależała dola całej zachodniej kultury i dola samego chrześcijaństwa. Ewolucja takiego zjawiska, i jeszcze w takim już chwiejącym się państwie, jak Rosja tej epoki, nie mogła dokonywać się bez burz i biegiem. Tak i ona przebiegała.

Autor „Protokołów”, to niewątpliwie był utalentowanym twórcą, i wyczuł najbardziej czułe miejsca tamtej Rosji. Kiedy obsesje ustąpiły i autora „Protokółów” wszędzie nazwali z imienia (Niłusem), wtedy w antysemickich rosyjskich kołach mówiono: „Niech „Protokoły“ będą apokryfem, ale genialnie uchwyciły prawdę o Żydach. Jeżeli nawet mędrców Syjonu nie ma, to oni mogli być i powinni być”. Na tym, właściwie dobiegła końca owa walka wewnątrz Rosji. Nie interesowałem się jak i kiedy przeszła ona na Zachód – we Francję, Anglię i Niemcy. Gdyż uważałem ten problem za rozwiązany raz na zawsze. 

„Protokoły-apokryf, stworzony przez grupę osób z centralną postacią niejakiego Niłusa” – mówili mi z przykrością w redakcji „Nowego Czasu”, „Wiadomości Petersburskich” i „Obywatela”, a z radością i powagą w redakcji „Wiadomości Giełdowych” i z godnością w redakcji „Rosyjskiego Słowa”.

„To złośliwa intryga czarnosecińców” – mówił mi hrabia Witte. „To próba z zastosowaniem niegodnych środków” – mówił mi książę Mieszczerski. „To bzdura” – mówił mi Suworin. „To niepowodzenie” – mówił mi książę Uchtomski. „To kompromitacja” – tryumfował Proppier. O tym, że te „Protokoły” znów odżyją i poruszą ludzkość, nie było mowy.

Ale ożyły. W 1924 roku Ford prowadził swoją antysemicką kampanię i była przygotowana do druku jego książka skierowana przeciwko światowemu żydostwu. Proszono mnie о napisanie do niej przedmowy. Napisałem. Centralną treścią mojej pracy były „Protokoły”. O ile pamiętam, wypowiedziałem w niej to, co wypowiadam i teraz – było to przekonywanie w apokryficzności  tego materiału, złośliwości polityczno-ekonomicznych i moralnych planów światowej reakcji i światowego antysemityzmu. Książka Forda, jak wiadomo, nie ukazała się, a sam Ford odstąpił od  swojego antysemickiego spojrzenia.

Oto wszyscy, co mogę was powiedzieć w danym zagadnieniu.

Odbierzcie zapewnienie o pełnym szacunku i oddaniu.

  1. Kołyszko (Bajan)

 

Dokonywając rozmaitych falsyfikacji i fałszując dokumenty żydowscy organizatorzy procesu berneńskiego  żyli w stałej obawie o niepowodzenie swojej afery. Rozumieli, że przy zachowaniu wszystkich norm prawa każdy sumienny ekspert natychmiast rozszyfruje tę fałszywkę i mit o stworzeniu „Protokółów mędrców Syjonu” przez policję rosyjską naraz nagle rozsypie się w proch. Właśnie dlatego tak śpieszyli się ze skończeniem procesu, potrafili osiągnąć (przekupstwem? groźbami?) od sędziów odmowę wezwania do stawienia się przed sądem świadków obrony. Jednocześnie na wszelki przypadek przygotowywali jeszcze jeden dodatkowy wariant zafałszowania, który najwyraźniej miał zastąpić grubiańskie zafałszowania Burcewa.

Żydowska gazeta, wychodząca pod nazwą „Nowe Rosyjskie Słowo” i będąca organem Żydów, tych którzy opuścili Rosję, na drugi dzień po publikowaniu artykułu Burcewa zatytułowanego „Prawda o Protokołach mędrców Syjonu”, umieszcza już inny artykuł w tej samej sprawie, całkiem inaczej interpretujący pochodzenie zagadkowego dokumentu.

Artykuł ten, według twierdzenia głównego redaktora M. Weinbauma, przyniósł mu unicki duchowny G. Werchowski, który jakoby podał, że „Protokoły” zostały sporządzone przez G.W. Butmi, jego żonę Nadieżdę i matkę Werchowskiego.

 

Nowe Rosyjskie Słowo. Środa, 2 stycznia 1935 r.

NOWE DANE O „PROTOKÓŁACH MĘDRCÓW SYJONU”

oświadczenie chicagowskiego duchownego  G. Werchowskiego

Chicago, 31 grudnia – Unicki duchowny Gleb Werchowski opowiada o swoich prywatnych spotkaniach w Petersburgu z osobami tworzącymi „Protokóły mędrców Syjonu”.

Obracał się tam w kole zwolenników znanej grupy „Zebrania Rosyjskiego” S.F. Szarapowa, które prowadziło walkę przeciwko wprowadzaniu do obiegu złotego pieniądza  i przeciwko ministrowi finansów Witte i głosiło idee antysemickie. Ojciec Werchowski – architekt – był przyjacielem Szarapowa. Przy ostatnim zajmował znaczące miejsce były oficer gwardyjskiego pułku Gieorgij W. Butmi de Kacman.

W 1895 roku Butmi pojechał do Paryża i nawiązał tam związek z antysemickimi kołami, zajmującymi się w tym czasie kończącym się procesem Drejfusa.

Przywiózł on do Petersburga manuskrypt, napisany w języku francuskim  z wypisów ze starej francuskiej pracy, z której piszący „Protokóły mędrców Syjonu” czerpali treści przy tworzeniu tych  „Protokółów”. Natychmiast dokonywano tłumaczenia na język rosyjski, w którym Butmi pomagała jego żona Nadieżda i matka Wierchowskiego. Praca posuwała się bardzo powoli. Wreszcie przekład ten był wydany pod nazwą „Wrogowie rodu ludzkiego”. Później doszły jeszcze cztery wydania tej podróbki, ostatnia w 1907 roku.

 

„Robota” Niłusa

Jednak tylko niejaki Niłus nadał „Protokołom mędrców Syjonu” międzynarodowy charakter, wstawiwszy do niego (tak w źródle) fałszywe „uchwały” Bazylejskiego Kongresu Syjonistycznego  z programem (składającym się z 22 punktów) zdobycia całego świata. Werchowski spotykał się z Butmi. Ostatnim razem widział go w 1913 roku przy moście Tuczkowa i ten mówił mu o tym, w jaki  sposób manuskrypt, który posłużył dla utworzenia „Protokółów”, został przywieziony do Rosji. Werchowski jednak nie dowiedział się kim był autor francuskiego manuskryptu.

Tej wersji pojawienia się „Protokółów” organizatorzy berneńskiego procesu nie dopuścili do rozpatrzenia w czasie przebiegu procesu. Wersja, którą podali,  całkowicie ich urządzała. Mit o stworzeniu „Protokołów mędrców Syjonu” przez policję rosyjską był dla nich bardziej pożądany. Chicagowska wersja tak i nie została wspomniana na procesie i o niej sąd nawet nie był zawiadomiony.

 

 

Rozdział 44

 

Prawnicze sfałszowanie dokonane przez sędziego Meyera. Nienapisany wyrok.

Skarga kasacyjna do Sądu Najwyższego. Faktyczne usprawiedliwienie obrońców „Protokółów mędrców Syjonu”. Szwajcarscy masoni przegrają sprawę.

Pozycja rosyjskiej  zagranicznej cerkwi.

 

Sędzia berneńskiego sądu Meyer w całości zgodził się z zafałszowaną wersją żydowskich organizacji. Wbrew ustalonym na procesie sądowym faktom, odmówiwszy wysłuchania świadków obrony, Meyer z naruszeniem wszelkich procesowych norm poweźmie prawny, niesformułowany na piśmie, wyrok, którym dwóch obrońców „Protokółów mędrców Syjonu” skazuje na zapłatę kary za rozszerzanie niemoralnej literatury. Prawa Szwajcarii, za niemoralną literaturę przyjmowały  pornografię i erotykę. Zrównawszy z nimi „Protokóły mędrców Syjonu”, sędzia Meyer dokonał świadomie prawnego zafałszowania i to dlatego jego wyrok można uważać tylko za własną opinię osoby prywatnej.

Sędzia wskazał ustnie, że przedstawiciele żydowskich organizacji utrzymywali, iż „Protokóły mędrców Syjonu” okazują się: 1) formalnym podrabianiem i 2) plagiatem. Meyer odmówił zapoznania się z problemem, w czyim obowiązku leży dowodzienie autentyczności albo kłamliwości dokumentu i niepoważnie oświadczył, że sam on uważa za dowiedzione, iż „Protokóły mędrców Syjonu” były wytworzone przez agentów policji rosyjskiej dla oddziaływania w określonym kierunku na cara Rosji.

Jednak te komentarze sędziego można uważać raczej za jego własną opinię, niż za oficjalną decyzję sądu, gdyż zostało to powiedziane ustnie i w tekst wyroku nie zostało wpisane.

Obrońcy „Protokółów medrców Syjonu” złożyli skargę kasacyjną do Sądu Najwyższy Berna, gdzie wskazali na bezsprzeczne naruszenia prawa ze strony sędziego Meyera i zażądali rewizji wyroku.

Skargę rozpatrywano 27 października 1937 roku pod przewodnictwem głównego sędziego Pitera, sądowych ławników – głównych sędziów Immera i Ludwiga.

Adwokat obrońców Rueff zwrócił główną uwagę na sfałszowanie dokonane przez Burcewa i opierając się na pisemnych świadectwach świadków przekonywująco dowiódł, że P.I. Raczkowski i rosyjska policja nie mają żadnego związku z powstaniem „Protokółów mędrców Syjonu”. Bez specjalnego nakładu pracy Rueff także przekonał sędziów, że pojęcie „niemoralna literatura” nie może być zastosowane do „Protokółów mędrców Syjonu”, bo w prawie takim pojęciem rozumiana jest pornografia i erotyka.

Na drugim posiedzeniu sądu inny adwokat obrońców „Protokółów mędrców Syjonu” – Urschprung – uzasadnił sądowi duże historyczne i literackie znaczenie tych „Protokółów”, wskazawszy także, że one nie mają niczego wspólnego z prawem o amoralności.

Prokurator Loder został zmuszony do zauważenia procesowych błędów sądu pierwszej instancji. Jeżeli uznać autentyczność „Protokółów mędrców Syjonu”, oświadczył, to oznacza to, że zostanie  tym wywołana przeciwko narodowi żydowskiemu ogólna nienawiść i pogarda. Dlatego „Protokóły” te należy uważać „dzieło oszczercze”. Jeżeli one z formalnych przyczyn i nie podpadają pod prawo o amoralności, to pomimo wszystko niezbędne jest zastosować przeciwko nim jakieś formy ochrony.

Taka niepełnowartościowa z punktu widzenia prawa logika nie mogła przekonać sędziów. W ostatecznym dokumencie Sąd Najwyższy Berna wypowiedział się w tym sensie, że zagadnienie autentyczności albo kłamliwości protokółów nie ma żadnego znaczenia dla decyzji sądu i rzeczowo tego zagadnienia nie wziął po uwagę wskazując w swoim wyroku, że „dowodów na to, że protokóły są autentyczne, czy tez podrobione, sędzia pierwszej instancji nie przedstawił”. (ASTM. Zasób N.F. Stiepanowa, BP.) Opinia Sądu Najwyższego stwierdziła, że zagadnienie autentyczności „Protokółów mędrców Syjonu” nie powinna być rozpatrywana w sądach, a naukowo, w naukowych dociekaniach przez naukowców. (Astm. Fundusz N.F. Stiepanow, BP.)

Razem z tym sąd zobowiązał obrońcę „Protokółów mędrców Syjonu” Fischera, dopuszczającego się niepoprawnych wypadów przeciwko Żydom, zapłacić część sądowych wydatków w symbolicznym rozmiarze – 100 franków.

Po rekomendacji Sądu Najwyższego izraelicka strona wpłaciła 2500 franków i dała pisemne poręczenie zapłacenia dalszych wydatków po procesie. („Nasza Droga” z 17.01.1938.). Ogólne  państwowe wydatki na prowadzenie procesu  berneńskiego (oprócz wydatków organizacji żydowskich) stanowiły 30 tysięcy franków. („Nasza Droga” z 17.1.1938.)

Żeby zastraszyć obrońców „Protokółów”, żydowscy aktywiści organizują następną kampanię oszczerstw. B. Tedli z fałszywego oszczerstwa był oskarżony o szpiegostwo, w jego mieszkaniu urządzili rewizję, bezprawnie skonfiskowali mu liczne materiały dokumentalne, odnoszące się do berneńskiego procesu. Żydowscy aktywiści oszczerczo twierdzili, że obrońcy „Protokółów”, a przede wszystkim Fleischgauer, otrzymywali pieniądze od „wysokich instytucji” Trzeciej Rzeszy Niemieckiej. Ekspert ze strony obrony Fleischgauer, chociaż był niemieckim obywatelem, do nazistowskiej partii nie należał. Wszystkie wydatki, które poniósł przy przygotowywaniu ekspertyzy, zostały wydane z jego własnej kieszeni. („Nasza Droga” z 17.1.1938.)

Natychmiast po wyroku sądu pierwszej instancji, 11 maja 1935 roku, szwajcarski fabrykant czekolady, Żyd Tobler, występując w charakterze przedstawiciela szwajcarskich masonów na berneńskim procesie, wniósł do sądu skargę na Fleischgauera, oskarżając go znowu w imieniu wszystkich masonów o oszczerstwa i dawanie fałszywych świadectw. W skardze swej Tobler podnosił jakoby fałszywe twierdzenia Fleischgauera, iż masoni propagują ateizm, że między masonami a Żydami istnieje tajny związek, że u masonów są tajne programy i regulaminy.

Skardze masonów nadano tryb natychmiastowy. Już 14 maja doszło do skutku pierwsze posiedzenie sądu w tej sprawie.

Fleischgauer przyjął wezwanie wolnomularzy, uznał (chociaż mógł i nie robić tego) swoją podsądność wobec szwajcarskiego sądu i wyraził zgodę na pojawienie się w sądzie na procesie. Razem z tym zażądał, żeby mu zapewniono możliwość powołania nie mniej niż trzech świadków - pojedynczo z Polski, Francji i Niemiec. Obiecywał przedstawić sądowi dokumenty, skonfiskowane  przez niemiecką policję przy zamknięciu lóż masońskich w Niemczech. Do przewozu dokumentów z Niemiec poprosił, żeby  władze szwajcarskie dały mu specjalnych urzędników do towarzyszenia w przewozie tych dokumentów od niemieckiej granicy do Berna.

Czekał więc duży proces o światowej roli masonerii. Pierwsze posiedzenie sądu wyznaczono na 28 sierpnia. Jednak Tobler nagle wycofał swoją skargę. (AGI. Zasob B.I. Nikołajewskiego, 20 - 6.)

Na zakończenie tego rozdziału przytoczę decyzję jeszcze jednego sądu nad „Protokółami mędrców Syjonu”, najwyższego sądu duchowego, cerkiewnego. Głównym sędzią tego sądu był metropolita Antoni (Chrapowicki), głowa rosyjskiej cerkwi zagranicznej. W początku 1935 roku sąd we Bernie  zwrócił się do niego z pytaniem, czy cerkiew rosyjska posiada jakiekolwiek dane o pochodzeniu „Protokółów mędrców Syjonu”. Odpowiedź metropolity Antoniego przytaczam w całości:

„W odpowiedzi na skierowane do mnie pytanie, jako głowa Prawosławnej Cerkwi Rosyjskiej poza granicami Związku Sowieckiego. oświadczam, że w archiwach naszego Synodu nie ma żadnych materiałów odnoszących się do pochodzenia tak zwanych „Protokółów mędrców Syjonu”.

Treść tych protokółów jest nam wiadoma. Wchodząc z pełnej świadomości o zawartości żydowskich religijnych książek i udziale światowego żydostwa w światowych wydarzeniach, uważamy za możliwe stwierdzenie, że sens i kierunek „Protokółów mędrców Syjonu” w wielu szczegółach odpowiada nauce i światopoglądom światowego żydostwa.

Uważamy za możliwe, że linia postępowania odpowiedniego kierunku ma miejsce w kierowniczych kołach światowego żydostwa i jak to szczególnie pokazała rosyjska rewolucja, działania i dążenia żydostwa często całkowicie odpowiada treści tak zwanych „Protokółów mędrców Syjonu”.

14 / 27 marca 1935 g. g. Srem. Karłowce (Jugosławia)

Metropolita Antoni”  (AGI. Zasób B.I. Nikołajewskiego, 20 - 12.)

 

Rozdział 45

 

Posłowie do Berneńskiego procesu. Uznania fałszywego świadka. 

Korespondencja B.I. Nikołajewskiego z W. Kon., A.J. Rappoportem, B.I. Liwszycem.  Usprawiedliwienie sfałszowania.

 

W 30 lat po procesie berneńskim jeden z niewielu pozostałych przy życiu jego uczestników, B.I.Nikołajewski, wtedy już sędziwy starzec, otrzymuje list od swojej starej przyjaciółki, żydowskiej dziennikarki Wiery Kon, która zawiadamia go, że jej mąż otrzymał zamówienie na napisanie książki o „Protokółach mędrców Syjonu”. W zawiązanej korespondencji Nikołajewski powiadamiał Kon o ważnych, wcześniej nieznanych faktach, powiązanych z przygotowywaniem i prowadzeniem procesu berneńskiego. Nikołajewski faktycznie przyznał się do swoich  fałszywych zeznań, ale próbował usprawiedliwić swoje zafałszowane świadectwa na procesie sądowym  „solidarnością sił demokratycznych w walce przeciwko Hitlerowi”.

Korespondencja między Nikołajewskim i Kon jest bardzo ważna dla zrozumienia technologii tworzenia i rozwoju żydowskiego mitu o pochodzeniu „Protokółów mędrców Syjonu”. Ich  twórców całkowicie nie interesowała prawda. Nimi kierowało błędnie rozumiane plemiennego interesu, dopuszczającego przemilczenia, zniekształcenia i fałszowanie faktów. Mąż Wiery Kon, zapoznawszy się z tajnikami procesu berneńskiego, dysponując materiałami jednego z organizatorów tego procesu – Wenera, nie miał zamiaru przywracania prawdy, a tylko kontynuował dalszy ciąg żydowskiego mitu o „Protokółach mędrców Syjonu”. Jego książka pt. „Usprawiedliwienie ludobójstwa” stała się następną żydowską agitką, usuwającej prawdę, dezinformującą czytelników i przede wszystkim samych Żydów.

Przytaczam korespondencję Nikołajewskiego z W. Kon bez skrótów z oryginałów tej korespondencji, przechowywanej w archiwum Instytutu Hoovera.

 

  1. Kon do B.I. Nikołajewskiego

61, New Eud, London NW3. 9 lipca 1964 g.

Miły Borisie Iwanowiczu,

Przypomnijcie sobie, że pisałam do Was, iż mój mąż (z moją pomocą) pisze książkę o „Protokółach mędrców Syjonu” dla Instytutu Serii Julliard'a w Paryżu? On już ją prawie skończył, ale jest jeszcze kilka niewyjaśnionych spraw, które, być może, moglibyście nam wyjaśnić:

1) w Bernie, na sądzie, pewien materiał został dostarczony przez rząd sowiecki – czy było w nich cośkolwiek oprócz faktów wspomnianych na sądzie (mamy zapis stenograficzny sądowego dochodzenia)?

2) jaka jest wasza własna opinia o du Chaylu? Czy można mu wierzyć? Czy umówił się z księżną Radziwił w 1921 r. (o atramentowej plamie na manuskrypcie i t. d.)? Czy można dać wiarę  księżnej Radziwił i Mrs Herblet?

3) James Parkes powiedział nam, że Rollin mówił mu o tym, iż u niego, u Rollina, są  dowody przeciwko De Cyon'owi, i że ten był pierwszym fałszerzem. W swojej książce Rollin takich dowodów nie daje, a przynajmniej są one bardzo nieprzekonujące. Czy wiecie coś o bardziej istotnych  dowodach winy De Cyon'a?

  1. Czy macie u siebie nieopublikowane materiały o „Protokółach” i zgodzilibyście się przysłać je do nas? Mąż mój ma takie ostateczne wrażenie: a) de Cyon sam napisał „Protokóły”; b) Ochrana w Paryżu je potem jeszcze „przetworzyła”. Jaka jest Wasza opinia?

À propos, mamy książki Rollina, Dielewskiego, Burcewa, wasz artykuł itd.

Całkowicie „de luxe” wydanie „Protokółów” dopiero co wyszło w Madrycie (!!!) z „uczonymi” komentarzami itd.

Kiedy będziecie pisać do mnie  dajcie znać o waszym zdrowiu, o operacji i t. d., bo mnie zaniepokoiliście krótką notatką w ostatnim liście.

Całuję – wasza Wiera

 

B.I.Nikołajewski do W. Kon

15 sierpnia 1964 g. (wariant ostateczny listu, posłany W. Kon).

Droga Wieroczko,

Wybacz zwłokę z moją odpowiedzią. Wina moja jest mniejsza niż myślisz. Twój list przyszedł dosłownie w dniu, kiedy leżałem niedocięty na stole operacyjnym i o niczym nie mogłem myśleć, a cóż dopiero pisać. Nie całkowicie jestem sprawny i teraz. Wróćmy do spraw z Twojego listu:

Moskwa wtedy przysłała w porównaniu mało materiałów, a przy tym wszystkie one miały pomocnicze, niepodstawowe znaczenie. Za główny dokument uważałem wczesne teksty „Protokółów” (litograficzne wydanie moskiewskie ze środkowych lat 1890 i tekst kiszyniowski z  „Zorzy” z końca lat 1890, udowadniające, że „Protokóły” były znane Niłusowi). To bardzo ważne, ale wszystko to ma tylko pomocnicze znaczenie. O uzyskanie tych materiałów były wielkie kłopoty, posyłano specjalnego człowieka mającego powiązania w Moskwie, mieli wpływową pomoc w kołach tamtejszych przeciwników antysemityzmu, ale potem stało się znanym, że Stalin, kiedy sprawa doszła do niego, złościł się i szalał, tak jakby walka z niemieckim antysemityzmem nie wchodziła w jego plany i w końcu położył on na tym swoją łapę. Mówili, że niektórzy na tym ucierpieli. Szczegółów nie mogę sobie przypomnieć.

Du Chayl, oczywiście, łajdak, ale rozważanie jego świadectwa posiada małe znaczenia. Jeśli nawet on należy do grupy szczerze żałujących łajdaków, to on zna nie pierwotne wydanie „Protokółów” (wydanie ze środkowych lat 1890), a tylko jeden z epizodów środka ich historii,  historii złożonej, skomplikowanej i często świadomie zafałszowanej. Ta historia, w związku z  bardzo złożoną i splątaną historią intryg na najwyższych szczytach rosyjskiej i francuskiej wojującej reakcji, utrudnia prawidłowe zrozumienie sprawy i dlatego z powagą należy rozważyć historię „Protokółów”, choć na niej i sam czort nogi połamie.

Henri Rołłen całkiem na tych stosunkach nie znał się. Wszystko, co napisał, przeważnie wzięte jest przez niego z moich opowiadań. Najpierw przede mną ukrywał, że ma zamiar napisania książki i prowadził rozmowy jakoby do „Tan”, gdzie on był redaktorem działu zagranicznego. Dostał jakąś  tam ogromną sumę, w rzeczywistości za nic. W książce niczego poważnego nie ma. O Cyonie wziął wszystko ode mnie.

Żałuję, że z powodu wojny nie doprowadziłem do końca dochodzenia o wdowie Cyona. Ją odnalazł młody francuski historyk, mój przyjaciel (zginął na wojnie). Żyła w Neuilly, w bardzo dobrym domu dla starych ludzi i zawsze miała pod łóżkiem skrzynkę z papierami jej zmarłego  męża, a były tam listy Juliety Adan, Katkowa i innych. Uważała męża za wielkiego uczonego, którego zmarnowały związki z polityką prawicowców, którą, według jej słów, sam przeklinał. Gdyby nie wojna, przekazałaby tę skrzyneczkę temu historykowi, który już miał dużą grupę materiałów z archiwum Juliety Adan  (być może, że część tego utknęła u mnie).

Mój artykuł – w SW i u Gilferdinga – żadnego pojęcia o moich ówczesnych odgrzebywaniach  nie daje. Bardziej interesujące są moje artykuły o procesie berneńskim, ale w nich mówiłem tylko o ostatnim. W całej tej historii głównym motywem było wytworzenie „Protokółów”. Francuska antysemicka kuchnia, sięgająca korzeniami do wielkiej polityki militarnego przewrotu we Francji i rewanżowej wojny przeciwko Niemcom, warunkiem czego był przewrót we Francji i rosyjsko -francuski związek, ale nie związek tamtej grupy sprawującej rządy we Francji, którą ci prawicowi  francuscy spiskowcy uważali za żydomasońską, ze zdecydowanie krańcowo prawicowym ugrupowaniem rosyjskiej emigracją – zwaną „prawobrzeżnej”, mającej centrum w Passi. W tym, rosyjskim ugrupowaniu dużą rolę grała T. Glinka (poprawniej Ju. Glinka. - dodał Oleg Płatownow), była dwórka imperatorowej Marii, żony Aleksandtra II, jedna z organizatorek „Świętej Drużyny” we Francji.

Raczkowski z nimi powiązań nie miał. Co więcej, to on był ich przeciwnikiem i majstrował koło francusko-rosyjskiego związku z panami Morengajmem i Witte, tj. związek z „żydomasonską frakcją” (w protokółach jest wiele śladów walki przeciwko pożyczkom Witta i przeciw kurtuazyjnemu podziałowi,  szczególnie przeciwko Rafałowiczowi i Efronowi).

Wybacz, ale to prowadzi mnie za bardzo daleko, a bez materiałów mogę teraz to poplątać (kiedyś jakże dobrze wiedziałem o wszystkich zworach intryg). Autorstwo Cyona, według mnie, jest niewątpliwe - i nazwa „Syjonu”, tj. w protokółach Cyona, przedstawia całkiem dobry humor cynika Cyona. Teraz pewnie oberwę. Kiedy dotrę do protokółów, napiszę. Pozdrowienia!

 

15 sierpień 1964 g. (Wstępny wariant, poprzedniego listu, pozostałty w archiwum autora)

Drogi Wieroczko,

Wybacz, że wstrzymałem się z odpowiedzią. Ale Twój list przyszedł akurat w pierwszych dniach po przebytej przez mnie,  z powodzeniem, poważnej operacji, z następstwami której dotychczas jeszcze nie całkowicie uporałem. Było mi nie do pisania listów.

W istocie: Moskwa przysłała na proces berneński, w porównaniu z innymi,  mało materiałów. Najwyraźniej nie chciała się wtrącać. Stalin wtedy już zaczynał swoją grę z Niemcami. Stenogramów procesu nie posiadam i powiedzieć dokładnie jak to było nie mogę. Najwartościowszy był pierwszy tekst (litograficzny) „Protokółów”. Od policji żadnych dokumentów nie było. Po procesie zorientowaliśmy się, że Stalin w ogóle był niezadowolony z tego, że Moskwa wtrąciła się w sprawę i nałożył zakaz.

Du Chayl – to łajdak, ale rozpatrywać jego roli, podobnie jak i roli księżnej Radziwiłł, ja nie podołam: najpierw byli w obozie antysemitów (Radziwiłł, najwyraźniej była szpiegiem niemieckim – jakby nie było, to kochanka Bülowa – patrz jego pamiętniki).

  1. Rołlen, myślę, niczym prawdziwym nie dysponował. Wdowę Cyona znalazłem przy pomocy młodego francuskiego uczonego (już zapomniałem jego nazwiska). Miała ona skrzynkę z tajnym archiwum jej męża – listami Katkowa, Juliety Adan i innych, ale to było przed samą wojną. Żyła w Neuilly. To bardzo długa historia. Ja do tego czasu nie interesowałem się „Protokółami”, ale materiałów o nich miałem wiele (listy hrabiego Ołsufiewa, świadectwa Stiepanowa i inne). Trzeba było to gdzieś  przechowywać. Epizod ten powiązany jest z historią dwórki Glinki. Ale aby zajać się tym, to trzeba mieć wiele czasu, a ja na to już nie mam sił. Mój artykuł – macie na myśli artykuł w SW? Ta sprawa zakulisowych intryg, wyjątkowo prawicowych grup przeciwko Mikołajowi i innym, całkowicie tego nie tyczy. Raczkowski z „Protokółami” żadnego związku nie ma . Był w całkiem innym obozie. Ale to także złożona policyjna historia walki z wielką zagraniczną i wewnętrzną polityką.

Wybacz, ale rzeczywiście teraz nie mam ani czasu, ani sił, by rozważać zachowane materiały. Boję się, że za wiele kosztowałoby mnie rozpoczynanie opowiadania.

Pozdrowienia dla ciebie i męża. Ściskam rękę.

 

  1. Kon do B.I. Nikołajewskiego

61, New Eucl, London NW3, 23 sierpnie 64 g.

Kochany Borisie Iwanowiczu,

Cieszę się bardzo, że już przeszedłeś tę twoją operację, i uczciwie mówiąc, martwiłam się bardzo – przecież ty mnie już jako najbardziej ostatni „wujaszek” pozostałeś, zrobiło się całkiem pustowato wokół nas.

No, kuruj się jak należy, odpoczywaj trochę więcej – często właśnie po operacji tak ważny jest  surowy reżim.

Dziękuję ci za wiadomości odnośnie „Protokółów” – trzeba powiedzieć, że nas silnie zaniepokoiły i wymyślam sobie, że nie zwróciłam się do ciebie dużo wcześniej. Sprawa w tym, że początkowo francuskie wydawnictwo Julliard, które wydaje serię „Archives”, chcąc wydać „Protokóły” poprosiło mego męża by napisał niedużą książeczką z krótkim komentarzem. Tę pracę skończył przeczytawszy wszystko, co tylko było nam tu dostępnie. Ale do tego wyjaśniło się, że „to nie jest to”, i nam zachciało się pogrzebać trochę głębiej. A tu akurat jedno angielskie wydawnictwo zainteresowało się sprawą i poprosiło już o napisanie bardziej obszernej książki; w Ameryce także tym już zainteresowali się. Dlatego trzeba poszerzyć i pogłębić pracę. I, oczywiście, już postarać się raz na zawsze rozważyć tę skomplikowaną historię, jeżeli to w ogóle jest możliwe!

Nie chcę cię przynaglać – twoje zdrowie jest najważniejsze, ale, kiedy z czasem przybędzie ci   energii, to proszę pogrzeb w twoich materiałach i napisz nam szczegółowo o tej sprawie. Samo przez się jest zrozumiałe, że mój mąż wysoko ceni twoją pomoc i wyrazi to w przedmowie do książki. Przy okazji spytam – Czy  zgodziłbyś się przeczytać manuskrypt przygotowany do druku? Bylibyśmy ci bardzo wdzięczni.

Oto nasze pytania do ciebie:

Czy zachowały się gdzieś moskiewskie materiały przysłane do Berna i czy można je przejrzeć? Czy może je sfotografowali czy też przedrukowali? À propos, czy pozwolisz by potwórzyć w książce twoje słowa jak to  Stalin „złościł się i szalał” ?

Co dotyczy daty pojawienia się „Protokółów” – czy zachowały się gdziekolwiek numery kiszyniowskiej „Zorzy” z końca 1890 roku, o których piszesz? Czy wzmiankujesz o tym w twoich artykułach o procesie berneńskim i gdzie te twoje artykuły były wydrukowane? Czy  można jeszcze do nich dotrzeć?

Jeszcze o „Zorzy” – wiemy, że „Sztandar” (wydanie antysemity Kruszewana, organizatora Kiszyniowskiego pogromu) wydrukował „Protokóły” w całości, ale to było od 26 sierpnia do 7 września 1903 roku!

Do tej pory, wydawałoby się, że najbardziej prawdopodobną datą może być mniej więcej rok 1897, albo nawet później. Na to jest kilka danych: a) w protokole N16 wspomina się o  „wprowadzenie metody enseignement visuel Bourgeois” – to jak gdyby wskazówka na książkę Leon Bourgeois „L'education de la democratic fraucaise”, która wyszła w 1897 roku; b) w protokole N10 mówi się o tym, że trzeba wybierać na prezydenta ludzi z jakąkolwiek plamą, „panamą” w przeszłości – to, wydaje się, odnosi się do Emile Loubet, którego uważano za  wplątanego w skandal panamski i który został wybrany na prezydenta Republiki Francuskiej w 1899 roku; c) Swatikow w Bernie według słów Henri Binta zeznał, że „Protokóły” zostały napisane albo przed samym początkiem, albo natychmiast po zakończeniu Paryskiej wystawy 1900 roku.

Czy ty uważasz, że „Protokóły” zostały sporządzone już wcześniej, w przybliżeniu w 1895 roku? Masz na to jakieś rzeczywiste dokumentalne, dowody?

Teraz jeśli chodzi o autorstwo: jeżeli u ciebie znajdują się jakieś istotne dowody autorstwa de Cyon'a, to błagam cię byś przysłał je nam, albo pomógł nam je znaleźć. Jakaż tragedia ta cała historia ze „skrzynką wdowy de Суоn” i jaki melodramat! Ale to na tyle jest poważne, że my jesteśmy gotowi pojechać do Paryża by to odszukać. Znasz ten adres w Neuilly? Czy Twój przyjaciel Francuz niczego nie opublikował? A może można gdzieś cokolwiek z jego prac znaleźć?

Jeszcze bardziej zaciekawia,  kto to wchodził w skład tej „prawobrzeżnej” reakcyjnej grupy w Paryżu i w ogóle czy można dowiedzieć się o niej trochę więcej? I kto był dla nich francuskim sojusznikiem – Drumont i towarzystwo? Czy pisał ktokolwiek o intrygach w sprawie „rosyjskich pożyczek”?

À propos, „Tajemnica żydostwa” przecież także była wymierzona przeciwko Witte (na przykład, w niej wspomina się o propagandzie monometalizmu itd.); czy być może, że de Cyon i to wymyślił?

I wreszcie o roli Raczkowskiego – przecież w Bernie przypisano mu rolę „zamawiającego”. Czy ty uważasz, że on był przeciwnikiem całego tego pomysłu. Czy może być, że chociaż on był przeciwko użyciu „Protokółów” jako broni przeciwko Witte, to on być może później z nich sam skorzystał podsyłając je Niłusowi w walce przeciwko łajdakowi Philippe'owi, ulubieńcu królowej?

Tak więc możliwa jest taka wersja: przede wszystkim „Protokóły” przywiozła do Rosji T. Glinka (ale wtedy nie zostały puszczone w obieg), a potem, po kilku latach, Raczkowski znowu podsyła je Niłusowi. Czy to tak ci się wydaje?

Jeszcze jedno pytanie: de Chayla, oczywiście, łajdak, jego opis wizyty u Niłusa bardzo jest malowniczy, żal opuścić – jak myślisz, on łże i tu?

No, dawno już pora kończyć. Jest mi aż wstyd tak ciebie obładowywać. Jeżeli by nie ten fakt, że mąż obiecywał oddać pracę 1 listopada, do ciebie teraz nie pisałabym. A to przecież całkiem za pasem! Jeżeli jeszcze przez długi czas nie znajdziesz czasu aby należycie zorientować się w tej plątaninie, to ty napisz nam chociażby krótko „czekajcie dzieci, mam wartościowe materiały, warto poczekać”  i my wtedy porozumiemy się wydawcą i odroczymy termin..

Jednym słowem, podejmij uchwałę.

Pozdrowienie od męża,

Obejmuję Wiera.

Oto lista książek, z których korzystaliśmy:

  1. Bernstein - The history of a lie. N. Y., 1921 i The truth about the Prot. of Zion. N. Y., 1935.
  2. Burcew - Protokóły … Paris, 1938.
  3. Charles - Les Protocoles … Paris, 1938.
  4. S. Curtis - An appraisal of the Protocols. N. Y., 1942.

Ju. Dielewski - Protokóły. Berlin, 1923.

  1. Gwyer - Portraits of Meau Men. London, 1938.
  2. Rollin - L'Apocalypse de … Paris, 1938.
  3. Stein - Adolf Hitler, Schulen den Weisen von Zion. Karlsbad 1936.
  4. Segel - Die Protokolle … Berlin, 1924

 

26 sierpnia 64 r.

Kochany Borisie Iwanowiczu,

Piszę przedłużeniu mojego poprzedniego obszernego listu. Wczoraj u nas był niejaki Abraham Ascher (on mówi, że zna ciebie), a dzień wcześniej spotkaliśmy Katkowa, który powiedział nam, że w Instytucie Hoovera wreszcie rozpracowali archiwum paryskiej Ochrany. Konieczne byłoby sprawdzenie, czy jest w tym archiwum wzmianka o udziale Raczkowskiego w wytworzeniu,  albo chociażby rozpowszechnianiu „Protokółów”. Ale jak to zrobić? Ciebie, oczywiście, niepokoić tym   nie można, a tak już jest wstyd, że posłałam takie zapytanie. Oto tu – ten Ascher powiedział nam, że do Stanford przyjeżdża w samym początku września niejaki Ladis Kristof, którego ty, jak on mówi,  także znasz, i on z pewnością zgodzi się przejrzeć i poszukać w archiwum tego co nam potrzeba . Napisaliśmy już do niego w tej sprawie. 

Ale oto mi przyszło w głowę, że ty, jeżeli rzeczywiście go znasz … (na tym list urywa się - Oleg Płatonow).

 

B.I. Nikołajewski do W. Kon

30 sierpnia 64 g.

Drogi Wieroczko,

List twój z 23 sierpnia otrzymałem, a wczoraj przyszedł dodatkowy z 26.VIII. Aszera nie przypominam sobie, Katkowa znam, podobnie jak i dobrze znam Christopha. Ostatniemu pomogę, ale uprzedzam, iż on w archiwum paryskiej Ochrany niczego nie znajdzie, bowiem w tym archiwum o Protokółach niczego nie ma i nigdy nie było. Powtarzam – Raczkowski w ogóle ze sprawą wytworzenia „Protokółów” żadnego związku nie miał i mieć nie mógł i to na żadnym etapie swej kariery. Właśnie w tym punkcie była podstawa mojego rozmijania się z pozostałymi rosyjskimi ekspertami na procesie berneńskim, którzy zaliczyli Raczkowskiego za zakulisowego inspiratora całej kampanii przeciwko „mędrcom Syjonu” i na tym budowali swoje wystąpienia. Zaczęło się moje rozmijanie się z Burcewem, Dielewskim, Swatikowym i innymi w sprawie o roli Raczkowskiego jeszcze w czasie pisania książki o Azefie, kiedy najstaranniejsze sprawdzanie oskarżeń, które oni wtedy wysuwali przeciwko Raczkowskiemu, wykazało ich bezzasadność. W czasie prac nad historią „Protokółów” ta ocena roli Raczkowskiego potwierdziła się. Oczywiście, ja ani w jakimkiolwiek stopniu nie idealizuję Raczkowskiego. On i łotr, i pogromca, może i jeszcze gorzej, ale był mądrym i zręcznym człowiekiem, który zrobił wielką karierę i zarabiał wielkie pieniądze w ramach świadczenia pomocy w wielkiej polityce Witte. Podstawową treścią całej walki w Paryżu, dla potrzeb której i były wytworzone „Protokóły”, była walka polityki Witte i pożyczek, które Francja wtedy zaczęła dawać Rosji na jej industrializację, z polityką starą, której głównym zadaniem miała być pomoc dla gospodarki rolnej, tj., oczywiście, gospodarki ziemiańskiej. Całkiem nie przypadkowo ta walka zetknęła się z walką, która toczyła się  we Francji na linii podstawowej jej polityki zagranicznej. Kręgi, sprawujące wtedy rządy we Francji, w całości stały za polityką rewanżu przeciwko Niemcom i to dlatego szukały zbliżenia z Rosją, ale zaznaczały się w tym dwa typy rewanżu: bliski rewanż wojenny i rewanż obliczony na dłuższy czas i wymagający przygotowywań. Polityka zagraniczna natychmiastowego rewanżu wojennego została powiązana z polityką zwiększenia roli partii wojskowych w sprawach wewnętrznych Francji – z planami tej albo innej formy wojennego przewrotu. Właśnie w tej ostatniej polityce dużą rolę grała Julieta Adan, związana na początku swojej kariery z liberalnymi i nawet radykalnymi elementami. W latach 80-tych wydawała bardzo ciekawy miesięcznik – Nuvełl Revue, jeździła do Rosji, gdzie próbowała dostać się na dwór carski, ustaliła długotrwałe związki z moskiewskimi późniejszymi  słowianofilami i z antyangielskimi rosyjskimi odwetowcami, marzącymi o czasach, kiedy rosyjskie bagnety zabłysną na południowych zboczach Pamiru wróżąc katastrofę brytyjskiego imperium. Aleksander III, po dużych wahaniach, stanął po stronie zbliżenia z Francją, ale nie dla natychmiastowej polityki zmierzającej do zagranicznej awantury, ale to dla industrializacji Rosji został wiernym sojusznikiem Witte, który opierał się we Francji na ugodowcach. Główną siłą ostatnich było oficjalna masoneria. Raczkowski odegrał w tej polityce Aleksandra III znaczącą rolę. Ganzien, pośredniczący w tej formie zbliżenia Rosji z Francją, w swoich wspomnieniach opowiada, że Morengaim (ówczesny rosyjski ambasador w Paryżu), zwolennik i inspirator Ganziena, nie mógł wysyłać raportów drogą oficjalną, bo rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych  było przeciwko polityce zbliżeniami z Francją i te raporty szły przez Raczkowskiego, który miał powiązania z osobą marszałka księcia Obolenskiego, który przedstawiał je carowi. W tych warunkach polityka Raczkowskogo musiała być związana z Witte i nie mogła nie być przeciwko i Juliety Adan i Cyonowi.

Mówisz o tej możliwości, iż w 1893 roku Raczkowski był przeciwko Cyonowi, a później, koło 1902 roku, pozycję swą zmienił. Na to nie ma żadnych danych. Wystąpienie Raczkowskiego  przeciwko Filippowi było obiektywnie wystąpieniem na korzyść Witte. Nie mówię już o tym, że Filipp był rzeczywiście ciemną osobistością (bezpośredni poprzednik Rasputina), ale jest rzeczą niewątpliwą, że był on za polityką awantur na Dalekim Wschodzie. Jest wiele podstaw by sądzić – a dokładnych danych nie ma, że Witte tak czy inaczej inspirował wystąpienie Raczkowskiego przeciwko Filippowi. Nie przypadkowo Witte, zaraz po swoim mianowaniu w grudniu 1905 roku postawił Raczkowskiego na czele Departamentu Policji i całkiem nie przypadkowo Plewe tak pośpieszył się z usuwaniem Raczkowskiego w 1903 roku.

Wszystkie te dokumenty, oczywiście, przechodziły poza paryskim biurem Ochrany. W archiwum ostatniej o nich nie ma żadnych wzmianek. Oczywiście, to archiwum znam bardzo powierzchownie, tym bardziej, że rozpracowywanie jego przeprowadzali ludzie, całkiem nie rozeznający się ani w archiwalnej technice, ani w rosyjskiej historii, a zorientować się w ocalałych  materiałach jest bardzo trudno nawet przy dobrej znajomości epoki. Ja dobrze znam ogólną archiwalną praktykę policyjną, ale miałem możliwość tylko powierzchownego obejrzenia osobistego archiwum Raczkowskiego, gdzie było przechowywane wiele jego prywatnej korespondencji (to archiwum zostało sprzedane niemieckim antysemitom z „Weltdinst“ i  okazuje się, że  zginęło).

Cała analiza ogólnej sytuacji stanowczo mówi o całkowitym bezsensie twierdzenia o Raczkowskim jako o autorze albo promotorze „Protokółów”. Takich autorów i protektorów „Protokółów” trzeba szukać całkiem w innym obozie – w obozie zwolenników francusko - rosyjskiego zbliżenia na drodze aktywnej antyniemieckiej polityki. Datę lat 1898-1899 wyprowadzasz z pośrednich danych: książka León Bourgeois, wybory Emile Loubet i inne. Te dane są nieprzekonujące. Książka Bourgeois rzeczywiście wyszła w 1897 roku, ale jego, w duchu  prawicowe, wystąpienia odnoszą się jeszcze do końca lat 80-tych, o konieczności wprowadzania na odpowiedzialne stanowiska ludzi zabrudzonych w skandal panamski, „Libr Parol” pisało jeszcze w 1893 roku i przez t … Protokóły w ogóle w obieg zostały wypuszczone kilka razy – pierwszy raz w latach 1893-1894, kiedy je do Rosji przywiozła Justina Dmitrewna Glinka, ziemianka z Czernskogo powiatu, guberni Tulskiej, córka byłego ambasadora w Brazylii. O niej danych jest mało – tyle tylko co pisała radykalna francuska prasa w 1882 r., kiedy została ujawniona jej rola w organizacji paryskiego oddziału Świętej Drużyny. Ale pełnego jej życiorysu do dziś nie znam. Jej pochodzenie z Czernskogo powiatu jest o tyle ważne, że w tym powiecie, w pobliżu, był majątek wielkiego księcia Siergieja, a przywódcą ziemian w tym powiecie był A.N. Suchotin, któremu  Glinka przekazała przywieziony przez nią „przekład Protokółów”.  Suchotin przekazał go Filipowi Pietrowiczowi Stiepanowowi, pochodzącemu  ze starej rodziny służącej przy dworze carskim rodziny Stiepanowów, związanych z Samarinem i innymi. Sam F.P. Stiepanow w latach 1890-tych. był prokuratorem moskiewskiego biura synodalnego. Jak pisał w swoim oświadczeniu złożonym pod przysięgą w Jugosławii 17 kwietnia 1921 roku (kopia leży przede mną), Stiepanow otrzymał ten rękopis od wskazanego Suchotina, sąsiada majątku Stiepanowa i najpierw wydał go na powielaczu w 1895 roku w ilości 100 egzemplarzy, a następnie za pomocą Ark. Ip. Kelepowskiego, jak się wydaje brata znanego czarnosecińca, wtedy urzędnika do osobistych poleceń przy wielkim księciu Siergieju, wydrukował w moskiewskiej gubernialnej  drukarni egzemplarz litograficznego wydania, które przechowywano w Rumiancewskiej Bibliotece, w zbiorze Paszukanisa – fotokopia tego wydania (wadliwa) została wysłana z Moskwy do Sądu w Bernie, powinna ona być gdzieś u mnie. U mnie powinien też być list prof. W. Strojewa, byłego  zastępcy dyrektora Państwowego Archiwum w Petersburgu, który mnie zawiadomił, iż czytał w tym archiwum korespondencję wielkiego księcia Siergieja z Plewe, którego Siergiej prosił o nowe wydanie Protokółów, ale Plewe, wtedy sekretarz stanu, uchylił się od tego.

To jest oczywisty i niewątpliwy fakt wydania Protokółów w roku 1895. Powtarzam, „Protokóły” były wypuszczane do obiegu wielokrotnie (wiem, że było wydanie Butmi i później  znane wydanie Niłusa). Trzeba byłoby je porównać z innymi ciekawymi wariantami (jest wariant o usuwaniu od tronu słabowitych władców – ten wariant był wymierzony przeciwko Mikołajowi II, którego chciała usunąć w latach 1893‑1894 partia wielkiego księcia Siergieja,  a i matka cara była za jego odsunięciem od władzy).

Powiedziany jest tylko nieduży skrawek obrazu walki naokoło „Protokółów”. Raczkowski na nim miejsca nie ma – ani przy wytworzeniu, ani przy rozpowszechnianiu Protokółów żadnej roli nie spełniał. Istnieją, nie pamiętam czy są u mnie, świadectwa syna Raczkowskiego, który opowiedział, jak koło lat 1907-1908. ojciec zastał go nad czytaniem „Protokółów” i radził mu nie tracić czasu na czytanie tej bzdury … uważam, że mówił prawdę.

Ty zrozum, że w tych warunkach moje wystąpienie, gdybym powiedział co myślę o Raczkowskim, byłoby uderzeniem w plecy „rosyjskim ekspertom” na procesie i obiektywnie patrząc dezorganizowałoby kampanię przeciwko Hitlerowi. Teraz Hitlera nie ma. Później odnalezione rzeczy potwierdzają w zupełności moje wywody. Budować ujawnienie powstania „Protokółów” na mocy oskarżenia Raczkowskiego jest sprawą nieprawidłową, walczyć przeciwko nim można tylko ujawniając pełny obraz wielce złożony … ze wszystkich wskazanych intryg. To wymaga dużego nakładu prac uzupełniających. Zebrałem u siebie wiele materiałów, ale ich jest jednak za mało, a poza tym nie wiem, kiedy do nich dotrę i nie wiem, czy jest to wszystko co ocalało. Przecież ja przywiozłem tutaj ponad 26 ton biblioteki i archiwów, połowa leży jeszcze nie rozpakowana. Christoph nie da rady z pomocą. Protokóły, myślę, znowu staną się aktualną rzeczą: w Hiszpanii powstało coś na podobieństwo międzynarodowego ośrodka antysemickiego, wychodzi szereg nowych wydań „Protokółów”, w historię ostatnich trzeba wpisać nowy ogromny rozdział o roli „Protokółów” w czasach  Hitlera. Zainteresowanie do tych ostatnich narasta. W Washingtonie komisja senatu uchwaliła szczególną uchwałę. Tutejszy „Żydowski Robotnik” prosi mnie о napisanie artykułu – ja przecież jestem ostatnim pozostałym przy życiu rosyjskim ekspertem (wydaje się im, że i nie Rosjaninem także). Do studiowania Protokółów ustawiają się w kolejce. Chętnie pomogę twojemu mężowi, ale do listopada w żaden sposób nie zdążę, a przede wszystkim, to całkowicie nie jestem pewny tego, że wszystko ocalało. I w ogóle przecież nie wiem, czy przyjmie  twój mąż te moje wywody, a dawać materiały dla uzasadnienia nieprawidłowych wyprowadzeń nie zdaje się mi za celowe … Taka to sytuacja, która jeszcze bardziej wzmacnia nieokreśloność. Nie wiem, co poradzić. 

Na razie wszystkiego dobrego. Pozdrowienia dla twojego męża. Uścisk ręki.

 

  1. Kon do B.I. Nikołajewskiego

61, New Eud, London, N.W. 3, England, 11 wrzesień 1964 r.

Kochany Borisie Iwanowiczu,

Dziękuję za szczegółowy list z 30 sierpnia. Było dla mnie bardzo zawstydzające to, że my ciebie tak szarpiemy, gdy ty jesteś po operacji i nie dajemy ci wykurować się jak należy. Mąż myśli, że będzie mógł namówić wydawcę na poczekanie do, powiedzmy, stycznia-lutego. W każdym przypadku książka nie można wyjść z zawartymi w sobie nieprawidłowymi danymi.

Nas przekonałeś o „braku związku” Raczkowskiego z wytwarzaniem i rozpowszechnianiem „Protokółów”. My i sami w żaden sposób nie mogliśmy zrozumieć jak go, jako zwolennika polityki Witte, można było w to wplątać.

Bardziej skomplikowanie sprawa z autorstwem de Cyon'a. My całkowicie gotowi jesteśmy zaakceptować twoją wersję – ona wydaje się nam nader prawdopodobna, ale jakby ją „udowodnić”? Przecież tobie nawet pomyśleć  nie wolno, aby te 26 ton papierów rozpakowywać. Czy może być, że moglibyśmy znaleźć cokolwiek z tego w Paryżu? Masz u siebie adresy, po których można byłoby wyśledzić skrzynkę wdowy de Cyon, na przykład w domu w Neuilly, gdzie umarła? Albo adres krewnych twojego przyjaciela – Francuza, u których, być może, zostały jego papiery?

W każdym przypadku, pozwól nam, proszę, na zastosowanie cytatów z twoich listów - przecież ty jesteś  najwybitniejszym specjalistą w dziedzinie sprawy „Protokółów” i twoje opinia w najwyższym stopniu najwięcej waży. Oczywiście, nie wspomnimy o twoim wystąpieniu w Bernie, a zresztą w ogóle przedstawimy ci te zastosowane cytaty, a zresztą i cały manuskrypt okażemy tobie przed oddaniem go do druku.

Jeżeli przypadkowo natknąłbyś się na jakiekolwiek ważne papiery, to, proszę, przyślij nam ich fotkę … oczywiście, na nasz rachunek. Szczególnie, jeżeli znajdziesz fotokopie tego litograficznego egzemplarza wydania protokółów (1895 rok) z Rumiancewskiej Biblioteki.

Co się tyczy Hiszpanii – czy u ciebie rzeczywiście są dane o stworzeniu tam tego centrum? Widzieliśmy jedno wydanie, po prostu „de luxe”, „Protokółów” z Madrytu, rok 1963, wydawnictwo   Nos, z komentarzami niejakiego Charles Borough. Co to jeszcze za jedna gęś?

Masz także „reference” i datę uchwały komisji senatu? Właśnie nad historią wykorzystania „Protokółów” mąż wiele popracował i napisał dobry rozdział o tym.

No, pora kończyć. Jakbym nie starała się tego robić, to i tak całą robotę znowu zwalam na ciebie. Jak mi przykro, że do Kalifornii tak daleko, bo inaczej bym bardzo chciała pomóc ci w rozpakowywaniu papierów. I, à propos, naprawdę nie mam nic przeciwko by zobaczyć się z tobą.

Na razie zaś wszystkiego najlepszego, poprawiaj swoje zdrowie. Mąż kłania się i bardzo dziękuje.

Z pozdrowieniem - Wiera

 

B.I. Nikołajewski do W. Kon

8 październik 1964 r.

Droga Wieroczko,

Sprawa była nie tylko w moich niedomaganiach, ale też w tym, że wtedy na mnie zwaliła się masa roboty: tu była urządzona konferencja na stulecie Pierwszej Międzynarodówki. Sama Pierwsza Międzynarodówka niewiele interesowała organizatorów – większa mowa szła o komunizmie, ale mnie wytrwale prosili о przyjęcie udziału i ponieważ ja więcej niż pół roku przechorowałem i straciłem wiele czasu, to odmawiać nie mógłem, a jeśli dawać coś od siebie, to trzeba dawać rzeczy  ciekawie i nowe. Krótko mówiąc, było niełatwo ale jakoś wyplątałem się, zdaje się, nieźle. Teraz to przeszłość. Odpowiadam na twoje pytania.

Jeżeli myślisz, że u mnie są dokumenty o Cyonie, w rodzaju jego przyznania się, to okrutnie mylisz się. Dokumentów nie ma. Są tylko „pośrednie poszlaki”. Młody historyk, z którym wspolnie grzebaliśmy w papierach, to Emil Pilias, który wtedy był sekretarzem Towarzystwa Historii III Republiki. W moim starym notesie zachował się jego adres i telefon, ale nie pamiętam, czy były to jego prywatne, czy służbowe adresy. Dysponował on dowolnie wieloma różnymi materiałami, ale też nie ścisłymi dowodami lecz pośrednimi poszlakami. Spróbujcie poszukać przez Towarzystwo Historii III Republiki.

Ale, właściwie mówiąc, zagadnienie tego, kto osobiście był „piórem” i napisał „Protokóły”, to do końca wyjaśnić trudno. Co można wyjaśnić, jak mi się wydaje bezapelacyjnie, to krąg ludzi, ze środowiska którego wyszły „Protokóły”. Na tym trzeba skupić centrum uwagi. A z tych kręgów  pośrednie dane podprowadzają do Cyona.

Z innej strony, to w żadnym razie nie należy przesadzać. Raczkowski był łajdakiem, antysemitą i fałszerzem różnych listów. Niewątpliwie, właśnie to on organizował podrabianie listów Plechanowa przeciwko Ławrowowi i innym. W październiku 1905 roku był wśród organizatorów pogromów. Jeżeli „Protokóły” nie są jego sprawką, to tylko dlatego, że dla niego było niekorzystne. Ostatni adres wdowy Cyona u mnie gdzieś jest, jak znajdę – przyślę.

Na razie kończę. Wszystkiego najlepszego.

 

  1. Kon do B.I. Nikołajewskiego

61, New Eud, London NW3, 5 listopada 1964 g.

Kochany Borisie Iwanowiczu,

Dziękuję ci za adresy w Paryżu itd., staramy się nawiązać tam związki; dziękuję także za przysyłanie dokumentów, które zwracamy.

Bardzo rada będę wiedzieć, że na tyle poprawił się stan twego zdrowia, żeby wygłaszać referaty, występować itd., – jesteś po prostu zuchem!

Jeżeli przy rozpakowywaniu twoich papierów natkniesz się na fotokopię wydawania litograficznego „Protokółów” z 1895 r.,. tego z Rumiancewskiej Biblioteki – nie odmawiaj przysłania tego do nas, albo sam daj to sfotografować na nowo (na nasz rachunek!) i przyślij do nas kopię. Wiemy o oświadczeniu pod przysięgą Stiepanowa z 1921 roku, ale dobre byłoby mieć i fotokopię tego oświadczenia.

Jeżeli nasze poszukiwania w Paryżu dadzą dobre wyniki,, oczywiście, damy ci o tym znać.

A jeszcze,  może być, że będziemy w Palo Alto wiosną 1966 roku i będziemy tam pół roku. Dobrze byłoby spotkać się!

No, na razie, wszystkiego dobrego!

Pozdrowienie od męża.

Wiera Kon.

  1. S. Mój syn, Nikołaj, został zawodowym dziennikarzem - przy Observer'werze, ma 18 lat!

 

B.I. Nikołajewski do W. Kon

25 listopada 1964 rok.

Droga Wieroczko,

Wstrzymałem się z odpowiedzią na twój list z 5. XI, ale mam pewne wyniki po przeglądaniu moich skrzynek. Znalazłem część materiałów związanych z „Protokółami”. Dokładam moje stare notatki – zaczęty zarys „O pochodzeniu Protokółów”, a także zapis opowiadań Kaszkinej. Zwróćcie je, kiedy już nie będą wam potrzebne. Są jeszcze kopie moich artykułów o „procesie berneńskim”, pisałem je dla nowojorskiego „Forwertsa”. Ale nie wszystkie. Kontynuuję poszukiwania.

Fotokopii litograficznego wydania „Protokółów”, jak na razie nie znalazłem i bardzo boję się, że ode mnie ktoś je wziął i nie zwrócił. Myślę, że trzeba zwrócić się do Moskwy, do Biblioteki im. Lenina. Dokładna nazwa jest podana w moim artykule na stronie 5. To o nim mówi się w zaprzysiężonym oświadczeniu Stiepanowa – o tym Stiepanowie jest u mnie duże opowiadanie kniazia Siergieja Wołkonskiego. A czy to zaprzysiężone oświadczenie Stiepanowa już macie?

Znalazłem też ogromną ilość wycinków z rozlicznych wydawnictw, będę przeglądał, żeby ustalić, co z nich będzie ciekawe.

Miałem dobór wszystkich wydań „Protokółów”, ale na razie ich nie znalazłem i też obawiam się, że ktoś mi je zabrał.

Na razie wszystkiego dobrego!

Jeżeli trzeba będzie nanieść jakieś informacje z Britan Muzeum ... pomożesz?

Czy macie współczesne wydania „Protokółów”? Ile ich jest? Czy posiadacie antysemicką literaturę współczesną? W szczególe, czy macie antysemicką „Iskrę”, którą wydają nierosyjscy antysemici w języku rosyjskim w New-Yorku? Czy autorzy tej nierosyjskiej „Iskry”, posługują się dobrze językiem rosyjskim.

 

  1. Kon do B.I. Nikołajewskiego

61, New Eud, London NW3, 20 deka. 64 g.

Kochany Borisie Iwanowiczu,

Dziękuję za przysłane dokumenty, zwrócę je oddzielnie po Bożym Narodzeniu, żeby nie zginęły w pocztowym chaosie. Pozwolisz nam przedrukować wyjątki z opowiadania Kaszkinej? I, proszę, wytłumacz jak one znalazły się u ciebie. Czy ona to przy tobie opowiedziała? Oświadczenie Stiepanowa już jest u nas. A czy możesz przysłać opowiadanie kniazia Z. Wołkonskiego?

U nas tu mamy wiele interesujących nowin. Ale najpierw opowiem o „niepowodzeniach”: w Paryżu papierów po wdowie de Cyon jeszcze nie udało się znaleźć, ale myśmy jeszcze nie złożyli broni; do Moskwy, do Bibl. Lenina, pisaliśmy (z prośbą o przysłanie nam odbitki fotograficznej litograficznego wydania „Protokółów”), ale odpowiedzi jeszcze nie ma. Tu, w bibliotece Wenera, są wszystkie dokumenty procesu berneńskiego wraz z włączonym w nie przekładem na język  niemiecki tego wydania litograficznego, ale ten w sumie składa się z dwóch stron, widoczne, nie jest pełny …

Nowa, znaleziona przez nas, wiadomość jest taka: przejrzeliśmy „Nowy czas” za lata 1901-1902  i znaleźliśmy w numerze z kwietnia 1902 roku artykuł M. Mieńszykowa, w którym on mówi, że  niedawno zaprosiła go do sobie jakiś to dama (eleganckie mieszkanie, doskonały język francuski), która powiadomiła go, że 1) ona jest w stałym kontakcie ze światem duchów i 2), ona ma dokumenty „światowego znaczenia”, bardzo gruby rękopis, który, jak pisze Mieńszykow, nie chciało się jej tego  przeczytać. Ale dama ta zaraz mu wytłumaczyła, że sprawa jest w tym, iż już w czasach króla Solomona, on sam i starszyzna żydowska ustalili plan ujarzmienia całego świata za pomocą Węża (która ma opleść cały świat … jego głowa już jest w pobliżu Petersburga itd.); że plan ten jest przekazywany z pokolenia na pokolenie i w najsurowszej tajemnicy jest przechowywany w ciągu ostatnich wieków w Nicei, wybranej na stolicę Żydów, skąd zapisane protokóły tego planu były niedawno wykradzione, dostały się w ręce jednego francuskiego dziennikarza i od niego wydobyła je ta dama, która natychmiast wypisała z nich wyjątki. Postanowiła ona przekazać je Mieńszykowowi w surowej tajemnicy, za której naruszenie grozi mu śmierć. Mieńszykow wyśmiewa całą tę sprawę i w końcu artykułu uprzedza swoich „zabójców”, że on przed chwilą się dowiedział, iż inny egzemplarz tych „Protokółów” jest u pewnego petersburskiego dziennikarza, a być może, chodzą z ręki do ręki i inne egzemplarze.

Żal, że Mieńszykow nie wspomniał nazwiska tej swojej damy. Niewątpliwie, ona w pełni   śmieszna figura i czy na pewno ona sama przetłumaczyła protokóły, czy też przypisała sobie to, co już ktoś wcześniej napisał i od kogo ona dostała. Sprawa, zapewne, idzie o to litograficzne  wydanie. Jeżeli chcesz, przyślę ci zdjęcie artykułu.

I jeszcze jedno pytanie: wnioskując z przekładu (w Bernie) decyzji Komitetu Cenzury w Moskwie o wydaniu „Protokółów” przez Niłusa w 1905 roku, cenzor wycofał z „epilogu” Niłusa wzmiankę o La belle Otero, Sarah Berhard i innych „żydowskich agentach”, a także słowa Niłusa,  o Jefronie: „das Haupt der russischen Agentur, der Jude Efron … „ . Skąd i od kogo on wziął te  te imiona? Kto to ten Jefron i czy był wrogiem Raczkowskiego? À propos, czy był Żydem Ratajew, ten który zastąpił Raczkowskiego w Paryżu?

Teraz powracam do twojego listu. Oczywiście i z dużym zadowoleniem naprowadzę na informacje z Brit. Muzeum dla ciebie – daj znać, co potrzebujesz.

U nas są różne współczesne wydania Protokółów, z nich najbardziej „eleganckie” wydanie, to:  Madryt, 1963 rok [to wedłu Jouin'y, z komentarzami niejakiego Charles Borough (?!)]; także:  Mexico, 1961 rok – niejakiego Romanescu (to już 3-cie wydanie, w 3000 egzemplarzy, a było wcześniejsze 1-sze z 1956 roku, i następne z 1959 i 2000 roku w 3000 egzemplarzy). Główne działanie „protokoliaruszy” ma miejsce, oczywiście, w Egipcie i Argentynie (gdzie jest ta zwana  „Nacion Arabe”) , a także w Belgii.

Nowojorskiej „Iskry” nie widzieliśmy.

No, skończę na dzisiaj. Jak twoje zdrowie – całkiem już poprawiło się? Wszystkiego dobra w Nowym Roku!

Pozdrowienie od męża i ode mnie, twoja Wiera K.

 

B.I. Nikołajewski do W. Kon

28 grudzień 1964 rok.

Droga Wieroczko,

Dnia dni temu wysłałem ci list: mnie zaniepokoiło nie otrzymywanie potwierdzenia przez ciebie otrzymywania dużej paczki ze świadectwami Kaszkinej i innymi. Dzisiaj otrzymałem twój list z 20 grudnia. Tu od trzech dni nie było poczty … Zwracanie nie pilne, ale, coby nie przepadło.

Z opowiadania Kaszkinej możecie korzystać jak chciecie. Oczywiście, zróbcie odesłanie. Zapisu dokonałem z jej słów. Bardzo wykształcona dama. Ja zapisywałem, to co ona czytała, a potem potwierdziła poprawność.

Zapis Wołkonskiego przyślę, ale do tych moich zeszytów, gdzie to było zapisane (ja to przepisywałem), jeszcze nie dotarłem. Trudno, tu nie ma miejsca. Nadchodzą rozliczne  przebudowy, budują drugi ogromny dom, a jak na razie, w związku z przebudowami, zagęścili. Prawie połowa skrzynek jeszcze jest nie rozpakowana.

Ale podstawowa skrzynka, gdzie były przechowywane dokumenty o „Protokółach”, wreszcie jest znaleziona i otwarta. Znalazłem teczkę, w której była fotokopia wydania litograficznego.  (razem z numerami „Sztandaru” z pierwszym tekstem „Protokółów”. „Sztandar” jest – litograficznego wydania nie ma). Muszę przyznać się – do tej grupy teczek nie zaglądałem prawie 30 lat (po opisie, to ten zbiór u mnie jest prawie 146!), i nie mogę przypomnieć sobie, czy nie  oddałem komuś tej kopii wydania litograficznego, czy też te dokumenty gdzieś się zapodziały i znajdą się przy dalszych poszukiwaniach.

W możliwość znalezienia dokumentów od obywatelki de Cyon od samego początku mało wierzyłem. Była szansa, by udało się ją namówić na oddanie tych dokumentów mojemu młodemu przyjacielowi, ale bez niego ona, oczywiście, ona je spaliła. Szczególnie, że działo się to pod okupacją.

Artykuł Mieńszykowa, oczywiście, ciekawy. Mowa w nim, niewątpliwie, o Justinie Glinka. Tym ciekawiej przedstawia się jej figura. Justina Dmitrewna Glinka, urodzona w 183 … (?) roku, córka Dmitra Gr. Glinka, żył w latach 1808-1883. W latach 1913-1914 Justyna Glinka jeszcze żyła w Petersburgu. Z słynnym Michaiłem Glinką pokrewieństwo było dalekie, ale dziadek jej, Gregy Andrejewicz, w latach 1776 ‑ 81 (?) , był pisarzem, żonaty z Justiną Küchelbecker, i to Justina Glinka jest krewną Küchelbecker – dekabrysty i przyjaciela Puszkina („Kiuchla”). Ojciec Dmitrij Gr. Glinka był dyplomatą, ambasadorem w Brazylii, później w Lizbonie. Babcia była córką Carla Burbońskiego itd. Justina Dmitrewna była dwórką imperatorowej Aleksandry, żony Aleksandr II. Była Bardzo bogata – ziemianka z powiatu Czernskiego guberni Orłowskiej, gdzie posiadała majątek ziemski w pobliżu majątku wielkiego kniazia Siergieja Aleksandrowicza (moskiewskiego  generalnego gubernatora zabitego przez Kalajewa w lutym 1905 roku), jak też majątku przywódcy  ziemian – Aleksieja Nikołajewicza Suchotina, brata generalnego gubernatora Kraju Stepowego, później,  w 1903 roku mianowanego wice-gubernatorem w Stawropolskiej guberni. (o tym było w „Wyzwolicielu”).

Justina Dmitrewnam była „damą polityczną” i po śmierci żony Aleksandra II zamieszkała w Paryżu, gdzie miała dużą willę, przepełniona obrazami i drogimi przedmiotami sztuki. W tym czasie była ona jedną z uduchowionych przywódczyń tzw. „Świętej Drużyny” (Woroncow-Daszkow, Demidow-San-Donato, Szuwałow i inni), którzy chcieli stosować terror przeciwko Rosjanom rewolucyjnych-terrorystów. Historia zamachu na Kropotkina, o którym wiadomo ze wspomnień Kropotkina z jednej strony i od Witte z drugiej – to sprawa Drużyny. Ujawniono tę historię w francuskiej prasie jednocześnie przyznając   Justynie rolę jednej z organizatorek zamachu  („Intran” z 26 czerwca 1882 r., „Radical” z 25 ‑ 26, 29 lipca 1882 i inne). W tym czasie ona zbliża się do Juliety Adan, która na tle rewanżu z lewego obozu przechodzi do prawego. Odgrywa rolę w „Nuweł Rewia”, które z socjalistycznego (z Benua Małonomem) przekształca się w antysemicki (w końcu lat 1880-tych jest to droga dla wielu). Miała jakiś tam stosunek z dużymi intrygami (związek z Orżejewskim, ze sprawą Katkowa i bulanżystow itd.) jak też miała związek z dużą walką naokoło pana Morengajma i pierwszych rosyjskich pożyczek. W wyniku tego wszystkiego, pod sam koniec życia Aleksandra III wzywają ją do Rosji. Właśnie to ona wtedy przywozi do Rosji pierwszy wariant „Protokółów”, który przekazuje Suchotinowi (nawiasem mówiąc, to on był krewnym tego Suchotina, za którego wyszła córka Lwa N. Tołstoja, Tatiana, mam jej list), a od Suchotina one dostają się do Stiepanowa, co zawiera jego oświadczenie złożone pod przysięgą.

Kto napisał „Protokóły”? Porównajcie „Nuwiel Rewia” i ”Libr Parol” z początku lat 1890-tych. Dwie linie splatają się: walka na górze petersburskiej wielkiej polityki (Orżejewski, Fiedosiej, Silwester) i walka naokoło kurtuazyjnych po formie pożyczek rosyjskich. Dokument Komitetu Cenzury z 1905 roku, o którym wspominasz (mam o tym obszerny rosyjski tekst). Wzmianka o imieniu Efrona jest bardzo ważna. To Joachim Aleksandrowicz Efron, zmarły 16 kwietnia 1909 roku w Paryżu (patrz „Rosyjska nekropolia za granicą”, wydanie wielkiego kniazia Nikołaja Michajłowicza, str. 32), przeciwko któremu „Libr Parol” Driumona prowadził całą kampanię w latach 1893-1894, jako przeciwko „pośrednikowi w sprzedaży win”, którego Rafałowicz postawił na czele francuskiej gazety, która kierowała kampanią z poparciem francusko-rosyjskiej pożyczki (Rafałowicz – handlowy agent Rosji, zastępujący Cyona). Patrz na przykład, „Libr Parol” z 3 sierpnia 1893 g. i inne).

Może to na dzisiaj dość? Już jest 12-ta w nocy, a mam jeszcze sprawy na dzisiaj. W sprawie „Iskry” i innych współczesnych antysemickich wydawnictw, napisz do Estrina Samuiła Jefimowicza, poprzez Żydowski Komitet Robotniczy. Adres napiszę poniżej. Najlepiej obserwuje te wydawnictwa Amerykański Komitet Żydowski i do niego niech on cię skieruje.. Napisz mu, że ty jesteś córką  E … i dla jakiejś prawowiernej sprawy potrzebne są ci materiały.

Efron i Rafałowicz to była jedna szajka z Raczkowskim. Ratajew był najbardziej, że nie prawosławnym (ale nie w prawie sławnym …). Ale czy naprawdę ty z mężem do takich spraw podchodzicie z nacjonalnym kryterium? Pora by zrozumieć, że nie ma „jednolitego żydowskiego frontu”. Doświadczenie w ogóle uczy, że nie ma ani jednego narodu, w którym trwałyby tak zażarte awantury jak w narodzie żydowskim.

Znalazłem u mnie dokument prof. Strojewa o wielkim kniaziu Siergieju, który domagał się  wydawania „Protokółów” na rachunek państwa w drukarni państwowej i Plewe ten pomysł odrzucił.

Czy posiadacie duży rękopis Swatikowa o pochodzeniu „Protokółów”? Memorandum Burcewa, artykuły Burcewa o procesie berneńskim, komunikat Czerikowera?

Wszystkiego dobrego. Ściskam rękę. Pozdrowienie dla męża (à propos, jak go wołają?) i syna wkraczającego na bolesną drogę dziennikarza.

 

  1. Kon do B.I. Nikołajewskiego

8 stycznia 1965 g.

Kochany Borisie Iwanowiczu,

Bardzo jestem rada, że list doszedł do ciebie, tu u nas także poczta w Nowy Rok całkowicie zawiodła. À propos – najlepsze życzenia w Nowym Roku ode mnie i od męża (on to Norman Kon, autor „The Pursuit of the Millenium”, w niemieckim przekładzie – „Das Riugenum das Tausendjahrige Reich”).

Dziękuję za wszystkie wiadomości od ciebie – o Justinie Glince szczególnie ciekawie. Odbitkę fotograficzną artykułu Mieńszykowa poślę z innymi rzeczami za tydzień. Mąż ci nieskończenie jest wdzięczny za pomoc i rady i, oczywiście, w swojej książce wykaże swój dług wdzięczności  wobec ciebie.

Tak, proszę, przyślij odbitkę fotograficzną „Sztandaru” z wydrukiem „Protokółów”. Co tyczy Swatikowa, to czy jest w jego rękopisie, o którym wspominasz, cośkolwiek innego, niż jego oświadczenia w Bernie o Henri Bint itp. i dopisywanie fałszywki Raczkowskiemu? Jeżeli niczego innego w nim nie ma, to nam ta praca Światikowa nie będzie potrzebna. Świadectwa Burcew z Berna znamy, a także i jego książkę „Protokóły…dowiedzione sfałszowanie”, wydaną…przez Zeluka w Paryżu w 1938 roku. Czerikowera także znamy. Kiedy znajdziesz zapiski Wołkońskiego, te je chcielibyśmy zobaczyć.

Nas całkowicie przekonałeś, że „Protokóły” zostały sporządzone przez kogoś z koła Julutte Adan – to już nie budzi wątpliwości. Jeżeli pytaliśmy o Efronie i innych, to tylko dla pełnego  uświadomienia sobie ról wszyscy tych złodziejaszków. Nas zrozumiałeś nieprawidłowo  –  oczywiście, nie podchodzimy do spraw tylko od „narodowej” strony.

Do Estrina napiszę – dziękuję za adres.

 

  1. Kon do B.I. Nikołajewskiego

9 lutego 1965 r.

Miły Borisie Iwanowiczu,

Dziękuję za listy Mosołow itd. – wszystko to jest w najwyższym stopniu ciekawe. Wczoraj posłałam ci odbitkę fotograficzną z artykułu Mieńszykowa w „Nowym Czasie” z 1902 roku, a także  opowiadanie Kaszkinej zapisane przez ciebie; pozostałe, jeżeli można, potrzymam jeszcze tu u siebie. My z dużą niecierpliwością oczekujemy odpowiedzi z Leninowskiej Biblioteki w Moskwie, która prosiliśmy o przysłanie nam odbitki fotograficznej albo mikrofilmu całego wydania litograficznego „Protokółów”, ale, niestety, odpowiedzi jeszcze nie ma. Za to w Paryżu odszukano dla nas brata twojego przyjaciela Pillias'a, u którego na strychu została kupa papierów i on nam obiecywał przejrzeć je i dać znać, jeżeli znajdzie cośkolwiek ciekawego.

Oczywiście, natychmiast zawiadomimy o tym ciebie. Ale tymczasem wszystko to powoduje zwłokę, co nam przeszkadza ukończyć książkę.

No, tymczasem wszystkiego dobrego – mąż kłania się, ściskam rękę – Wiera.

 

B.I. Nikołajewski do W. Kon

20 luty 1965 r.

Droga Wieroczko,

Otrzymałem twój list z 9 lutego. Artykuł Mieńszykowa i inne jeszcze nie doszły do mnie. Ciekawi mnie bardzo, co odpowie Moskwa, ale w przysyłanie dokumentów od nich nie wierzę. Z przysyłaniami, to oni w ogóle są bardzo skąpi. Jak wysłałaś zapytanie? Mam nadzieję, przez Muzeum Brytyjskie? Tak byłoby solidniej i  trudniej byłoby im odmówić.

U mnie wszystkie podlega zwłoce. Do tej pory ponad 200 skrzynek jest nierozpakowane, nie ma miejsca na ich rozpakowanie. Dlatego i nie rozpakowuję. Zapisek Wołkońskiego i innych  jeszcze nie ma. Znalazłem za to jeszcze różne inne rzeczy. Dołączam list Bajana-Kołyszko do Burcewa, a także artykuł Swatikowa.

Papiery Pileasa w ogóle należałoby przejrzeć. Pracował tylko nad ciekawymi punktami historii III Republiki i znał wielu starych ludzi, grzebał w ich archiwach.

W Brazylii wyszła książka Stiepanowa, syna tego, kto wydał wydanie litograficzne „Protokółów”.  Jest ona o tak zwanej „wewnętrznej linii”, to jest o prowokacyjnej akcji   bolszewików wśród białych. Ciekawie, ale o Protokółach niczego nie ma. Tylko odsyłacz do portretu ojca.

Najlepsze pozdrowienia dla męża. Ściskam rękę.

Będzie dobrze jeżeli przyjedziecie. Porozmawiamy.

 

B.I. Nikołajewski do W. Kon

Droga Wieroczko,

Zwracam się do was ze specjalnym pytaniem. Zawiadomiono mnie, że w okresie  „jeżowszczyzny” zostali rozstrzelani moskiewscy adwokaci Tagier, Czlenow i Paweł Nikołajewicz Maliantowicz. Rozstrzelani oni byli, najwidoczniej, jednocześnie i z tego samego obwinienia. Ale dwóch pierwszych miało związek z wydobyciem w Rosji materiałów dla procesu berneńskiego w sprawie o „Protokółach mędrców Syjonu”. Wiele danych pozwala sądzić, że z tym wydobyciem dokumentów miał związek i Maliantowicz – jeden z najbardziej utalentowanych moskiewskich adwokatów-obrońców w procesach politycznych, w dawniejszych czasach mający związek z bolszewikami, ale nie przyłączył się do nich w 1917 roku. Jeżeli tak, to istnieje wiele szans na to, że rozstrzeliwanie tej grupy zostało związane z ich pomocą dla procesu berneńskiego. Rozumiesz, jak z powagą należałoby podejść do tej sprawy. Jak ja już o tym tobie pisałem, to otrzymywanie materiałów z Moskwy urwało się w najbardziej ciekawej chwili i wtedy mówiono, iż  główną przyczyną  była osobista ingerencja Stalina. To odnosiło się właśnie bezpośrednio do Tagiera i Czlenowa (ostatni był radcą prawnym paryskiego poselstwa). Trzeba byłoby zasięgnąć informacji, ale ja już utraciłem powiązania. Czy macie jakiekolwiek związki z Bernem? Od kogo zdobywaliście materiały procesu?

Czy żyje berneński adwokat Lifszyc, który był w centrum zdarzeń? Jaki jest  jego adres?

Jak to się mówi – uruchomcie mózgi …

Najlepsze pozdrowienia!

 

B.I. Nikołajewski do – A.J. Rappoporta

Kochany Aleksandrze Juliewiczu,

Bardzo dziękuję za odpowiedzi na moje pytania, ale one mnie nie całkowicie zaspokajają. Pozwólcie, ze poproszę o uściślenia.

Przed wszystkim, to po pierwszym Waszym liście zrozumiałem, że rozstrzeliwanie tych pięciu moskiewskich adwokatów – Malantowicza, Tagiera, Czlenowa, Ordynskiego i Wilenkina – dokonano jednocześnie. Teraz widzę, że to nie tak. Wtedy kto z nich i kiedy, z Waszych informacji, został rozstrzelany? Wilenkin został rozstrzelany w 1918 roku po sprawie sawinkowskogo „Związku”. Historia jego rozstrzeliwania jest dobrze znana, myślałem, że mowa była o jakimś innym Wilenkinie.

Kiedy został rozstrzelany Ordyński? Kto on taki ten Ordyński? Co mogło zostać jemu zarzucone? Ale Tagier i Czlenow zostali rozstrzelani mniej więcej (albo dokładnie) w tym samym czasie. Czas rozstrzeliwania Maliantowicza nie jest mi dokładnie wiadomy – a co wiadomo Wam w tej sprawie? W 1920-tych latach on istniał chociaż już niezbyt dobrze, ale po sowiecku szczęśliwie. Zniknięcie jego odnosi się, najwidoczniej, do okresu „jeżowszczyzny”. I wiem, że był jakoś  związany z Tagierem i Czlenowem. A ci ostatni byli znów związani z jakimiś zagranicznymi organizacjami żydowskimi, właśnie przy ich pomocy organizatorzy procesu berneńskiego przeciwko „Protokółom mędrców Syjonu” zaczęli w 1935 roku otrzymywać materiały z moskiewskich archiwów … byłem blisko do tego procesu, a tak w ogóle został uruchomiony z mojej inicjatywy i teraz ja jestem jedynym, pozostały przy życiu, świadkiem-ekspertem występującym na tym procesie. W stosunku do otrzymywania moskiewskich materiałów byłem w kursie spraw, ponieważ to ja osobiście dawałem wskazówki, które właśnie punkty trzeba wyjaśnić. Ale szczegóły zakulisowych stosunków wtedy trzymano się w najsurowszej tajemnicy, wypytywać nie można było ze zrozumiałych przyczyn. Dlatego w tej grupie zagadnień  wiedziałem bynajmniej nie wszystko. W szczególe, nie znałem szczegółów zniknięcia tych wszystkich ludzi.

Dlatego to proszę was о napisanie mi o wszystkich szczegółach, które Wy znacie. A w szczególności, to w Waszym liście piszecie, iż Czlenow był „na stanowisku  radcy prawnego w ambasadzie w Paryżu i wiedział za wiele o działaniu komunistów i o Kobie”. Co właśnie Czlenow  mógł wiedzieć o Stalinie?

Książka Maliantowicza wyszła koło 1922 roku. Niczego szczególnego w niej być nie mogło. Książki tej w żaden sposób nie mogli przedstawić mu za winę przez całe 15 lat. Rozstrzelać go mogli z całkowicie innych przyczyn. Jakie to były przyczyny?

Powracam do zagadnienia masonerii. Niewątpliwie, masonem był Stiepanow-Skworcow. To wiem z masońskich kół. Opublikowano jego list do Lenina o spotkaniach z Konowałowem i o otrzymywaniu od Lenina 30 tysięcy rubli na bolszewicką robotę. To była pomoc masonów dla bolszewików. Masonem był, niewątpliwie, i Smirnow-Guriewicz. O innych, którzy podpisali list do Dumy wiadomości nie mam, ale posłali ten list przez Sokołowa, który był masonem. Masonami też byli Kuskow z Prokopowiczem. O masonach w ogóle wiem bardzo wiele, ale o grupie moskiewskiej moje wiadomości są skąpe. Tym nie mniej dla mnie jest rzeczą niewątpliwą, że wystąpienie kółka Maliantowicza, tak czy inaczej, było inspirowane właśnie przez masonów.

Wasze wspomnienia o pracy w przedstawicielstwie handlowym w swoim czasie czytałem, ale wtedy, zdaje się, było w niej nie 800 stron, a o wiele mniej. Były one bardzo ciekawe.

Z najlepszymi pozdrowieniami i życzeniami.

Jaką operację mieliście? Ja także niedawno przeszedłem przez operacyjny stół …

 

B.I. Nikołajewski do A.J. Rappoporta

9 marca 1965 rok.

Kochany Aleksandrze Juliewiczu,

Bardzo dziękuję za list. Tekst waszej ówczesnej notatki wydrukowany – jest u mnie. P.N.Maliantowicz, okazuje się, napisał książkę „Rewolucja i wymiar sprawiedliwości”, która ukazała się drukiem. W niej opowiedział historię dokumentu, w wytworzeniu którego brali udział następujące osoby: E.L.Guriewicz-Smirnow, J.P.Masłow, N.K.Murawiew, A.M.Nikitin, A.J.Rappoport i I.I.Skworcow-Stiepanów. Na ostatnim posiedzeniu był obecny i Żordanija. Podstawowy tekst napisany przez Maliantowiczem, ale były i poprawki.

Grupa rzeczywiście pstra – jak ona się utworzyła? Wybaczcie mi, ale czy jawi się ona lożą masońską? Skworcow - mason, przyjęty w 1910 roku przez Urusowa.

Jeżeli to prawda, to może być, że Wy opowiecie mi w ogóle szczegóły? Mam zebrane wiele materiałów o masonach, ale akurat o moskiewskich lożach wiem mało. A stwierdzić fakty dla historii niczemu nie przeszkadza. Będę nader wdzięczny.

Jeszcze bardziej mnie zasciekawia Wasza wiadomość o rozstrzeliwaniu Maliantowicza razem z Czlenowem, Tagierem, Ordynskim i Wilenkinem. Kiedy? Za co? Imiona Czlenowa i Tagiera naprowadzają na szereg pytań: wiedziałem, że to oni obaj pomagali otrzymać z Moskwy dokumenty, które zostały wykorzystane na procesie berneńskim „Protokółach mędrców Syjonu”. Ale ich pomoc dla organizatorów tego procesu nagle urwała się, i były wiadomości, że Stalin uznał tę pomoc radzieckich obywateli dla procesu jako wymierzoną przeciwko hitlerowcom i zabronił udzielania tej pomocy. Ten zakaz odnosił się do lat 1935-36, rozstrzelano ich, jak się wydaje, w okresie jeżowszczyzny … Myślę, że właśnie w tym przyczyna – że pomagali w walce z antysemityzmem… Prawda to?

Ustalenie tego jak najbardziej ściśle jest dla mnie niezmiernie ważne z powodu mej pracy nad historią epoki jeżowszczyzny, nad którą obecnie siedzę. Bardzo będę wdzięczny jeżeli możecie napisać wszystko, co tylko znacie. Czy uda się to wydrukować nie mogę powiedzieć, ale zostanie wykorzystane (oczywiście, z zesłaniem na Was) i mam możliwość opłacenia w pewnych rozmiarach (nie poniżej NRSł.) ("Nowe Rosyjskie Słowo" – dodał Oleg Płatonow).

Z dużym zainteresowaniem czekam na Wasze repliki na te uwagi. Byłem dostatecznie  silnie chory, operowany itd. Teraz już do poprawy zdrowia, chociaż jeszcze jestem słaby.

Z najlepszymi życzeniami.

 

B.I.Nikołajewski do B.I. Lifszyca

1 maj 1965 rok.

Drogi kolego!

Wybaczcie, ale zapomniałem Waszego imienia i imienia po ojcu i muszę zwracać się do Was niezupełnie po rosyjsku. Mam nadzieję, że mnie pamiętacie. Prośba moja odnosi się do tych dawnych czasów, o których nie można powiedzieć: „co minęło, to było miłe”. To nie miłe – trzyma za fałdy. W Londynie jeden młody historyk pisze o „Protokółach mędrców Syjonu”, a ponieważ ja jestem jedynym pozostałym przy życiu Rosjaninem ze „świadków-ekspertów”, to wypada mi zdobywać różne informacje. W związku z tym  pojawiło się zagadnienie o losie tych historyków, którzy pomagali zdobywać materiały z moskiewskich archiwów, przy czym wyjaśniło się, że  Tagier, i Czlenow zostali  rozstrzelani, a przy sposobności z nimi rozstrzelano i znanego adwokata Pawła Nika Maliantowicza. Wydaje się, że jeśli nie jedyną, to jedną z głównych przyczyn rozstrzeliwania była ich pomoc dla organizatorów procesu berneńskiego … w związku z tym wypada przeprowadzać poszukiwania. W żyjących nie ma nie tylko nikogo ze świadków rosyjskich, ale też już nie ma i głównych organizatorów procesu: ani Czerikowera, ani Wenera … lecz jest mi niezbędne znaleźć kogokolwiek wiedzącego o stosunkach z Moskwą. Opowiadali mi wtedy liczni, ale opowiadali mimochodem, bez szczegółów i naturalnie wiele uległo zapomnieniu

Pamiętam opowiadania Czerikowera (i on sam, i jego żona dawno umarli) o stosunkach z Czlenowem, radcą prawnym paryskiego poselstwa dyplomatycznego, który ustalił związek z Moskwą. Jeżeli nie mylę się, to Czerikower spotykał się z nim osobiście, był jego znajomym od czasu procesu Szwarcbarta. Wiadomo wam jest cokolwiek o tym? Jak wyjaśnić szczegóły? Co wiadomo Wam o Tagercie? Czy wiecie coś o Maliantowiczu? W przedrewolucyjne lata był on  sympatykiem bolszewików, ale po rewolucji do nich nie poszedł. Napisał wspomnienia, które zostały zamówione, ale czymś tam nie spodobały się i nie zostały wydane. Czy znacie tę historię?

W ogóle, to czy ktoś jeszcze żyje z osób, które poświęcały się tej sprawie ?

Bardzo będę wdzięczny za prędką odpowiedź. Mój adres - powyżej.

Z najlepszymi życzeniami.

Czy może wiecie, czy żyje jeszcze Kołaczewski?

 

B.I. Nikołajewski do B.I. Liwszyca

30 maja 1965 g.

Kochany Borisie Izrailewiczu

Byłem bardzo, bardzo rad, gdy  dostałem Wasz list i dowiedzieć się, że żyjecie i jesteście zdrowym. Boję się, że my z Wami teraz bodaj już czy nie jesteśmy jedynymi uczestnikami tych starych tarapatów, którymi byliśmy powiązani z procesem berneńskim. W każdym przypadku, z Rosjan „świadków-ekspertów” nikogo już, oprócz mnie, nie pozostało przy życiu. Tym niezbędniejszym wydaje mi się wypełnianie przez nas obowiązku przed tymi Rosjanami, którzy przypłacili głowami próbę pomocy sprawie walki przeciwko zwierzęcemu rasizmowi.

Bardzo proszę, postarajcie się przypomnieć sobie wszystkie szczegóły, odnoszące się do otrzymania dokumentów z Leningradu i z Moskwy. Przez kogo ułożyły się te stosunki?  Przypominam sobie, że były spotkania Czerikowera z Czlenowem, który był radcą prawnym paryskiego poselstwa dyplomatycznego. Później zapytania szły przez oficjalnych dyplomatycznych przedstawicieli Szwajcarii w Moskwie, ale były to stosunki nieoficjalne.

Kto ze Szwajcarów brał udział w tych stosunkach? Czy jeszcze żyje ktokolwiek z nich ?

Piszecie, że po procesie dokumenty zostały zwrócone do Moskwy i do Leningradu … Czyżby  stamtąd przysyłane były oryginały, a nie tylko fotokopie?

Maliantowicz w lata dorewolucyjne był bliski bolszewikom. W 1917 roku był ostatnim ministrem wymiaru sprawiedliwości w Rządzie Tymczasowym. W Moskwie stawał na czele grupy adwokatów-obrońców w procesach politycznych, która, jak okazuje się, istniała i przy bolszewikach, aż do „jeżowszczyzny”.

Czy można będzie oświadczyć w Londynie, że daliście formalną zgodę na przejrzenie wszystkich materiałów, przekazanych przez Was Wenerowi?

Postarajcie się przypomnieć sobie wszystkie szczegóły. One mogą być pożyteczne teraz nie mniej, jak były pożyteczne trzy dziesięciolecia temu!

Łączę pozdrowienia i życzenia.

Ściskam rękę.

 

  1. Kon do B.I. Nikołajewskiego.

28 stycznia 66 roku

Kochany Borisie Iwanowiczu

Tylko teraz już wiem, że byłeś chory. Mam nadzieję, że już zdrowie ci się całkiem poprawiło?

My za 3,5 tygodnia jedziemy do Ameryki, ale do Palo Alto dotrzemy dopiero na 1 kwietnia. Nasz adres tam będzie taki: 947, Lathrop Place, Stanford. Do ciebie natychmiast po przyjeździe zadzwonię.

Na dniach zbiorę i odeślę z powrotem do ciebie różne materiały, które nam przysłałeś. Mąż akurat kończy książkę, zostało jeszcze różnego przepisywania, sprawdzania itd. na pięć dni. Rozrosła się książka okropnie.

Z Leninowskiej Biblioteki wreszcie przyszła odpowiedź: „ … niestety interesującego was rękopisu nie ma. W spisach zbiorów taki rękopis nigdy nie figurował”. Oto jakie to proste. Okazuje się: nigdy żadnego litograficznego wydania (im dokładnie wytłumaczyliśmy, że to nie „rękopis” chodzi) nie było i że to nam przyśniło się!!!

No, niedługo już do zobaczenia się. Bardzo cieszę się z perspektywy widzenia się z tobą.

Tak, że wykuruj się!

Serdeczne pozdrowienie i od męża.

Twoja Wiera

 

*      *      *      *      *   

W 1966 roku B.I. Nikołajewski umarł w wieku 79 lat. Jak później zrozumiałem pracując z materiałami jego archiwum w Instytucie Hoovera, Nikołajewski zamierzał napisać książkę o „Potokółach mędrców Syjonu”. Wśród materiałów, które zebrał w tym temacie, było mnóstwo ciekawych dokumentów. On miał zamiar otwarcie tematu „Protokółów” w związku z rolą masonów i Żydów w rewolucji w Rosji. Dla tego przesłuchał dużą ilość żydowsko-masońskich działaczy, biorących udział w wywrotowych działaniach przeciwko Rosji w 1905,  1907 i 1917-1920 latach. Materiały te częściowo zostały opublikowane przez N. Berberową w książce „Ludzie i loże” (1986) i przez Ju. Felsztinskiego w książce B.I. Nikołajewskiego „Rosyjscy masoni i rewolucja” (1990).

 

 

 

„Protokóły mędrców Syjonu” mają prawdziwa podstawę … ich treści usprawiedliwiają się  faktami. Przewrót wstrząsnął … Rosję.

  1. A. Tichomirow

Rozdział 46

 

Rozpowszechnienie „Protokółów mędrców Syjonu” po całym świecie.  Nowe wydanie rosyjskie w Argentynie. Ogromne nakłady wydań w USA. Przesłuchania w amerykańskim senacie w sprawie „Protokółów mędrców Syjonu”. Oficjalne stanowisko rządu USA.

Odnowienie żydowskiego mitu. Opinia metropolity Sankt-Petersburskiego i Jana Ładoskiego.

 

Nie patrząc na wszystkie próby żydowskich kręgów ograniczenia i nawet zakazów rozpowszechniania „Protokółów mędrców Syjonu”, ich wydania i ponowne wydania w innych krajach świata dochodziły do skutku w bardzo szybkim tempie. W dwa dziesięciolecia po drugiej wojnie światowej „Protokóły mędrców Syjonu” rozpowszechniły się już praktycznie po całym świecie, zostały przetłumaczone na języki licznych azjatyckich i nawet afrykańskich krajów. Powstanie państwa Izrael i ludobójstwo arabskiego narodu Palestyny dały impuls do pojawienia się milionowych nakładów „Protokółów” w krajach muzułmańskich. Prawie każdy kraj Ameryki Łacińskiej wydrukował swoje własne wydanie tego straszliwego dokumentu, rozpowszechnianiem którego zajmowali się i uliczni handlowcy i największe księgarnie.

W 1955 roku w Buenos-Aires wychodzi jeszcze jedna książka o „Protokółach mędrców Syjonu” w języku rosyjskim, za podstawę której wykorzystano wydanie berlińskie z przedmową senatora A. Rogowicza. W 1997 roku w Argentynie udało mi się spotkać się z jednym z uczestników tego wydania, który zawiadomił mnie, że jego inicjatorem byli rosyjski pisarz i historyk Boris Baszyłow (prawdziwe nazwisko Michaił Aleksiejewicz Pomorcew, 19.08.1970). Chociaż początkowy nakład wynosił wszystkiego około 500 egzemplarzy, w rzeczywistości książka rozeszła się w dziesięć tysięcy egzemplarzy w wyniku licznych reprintów.

W podstawowych językach europejskich – angielskim, francuskim, niemieckim, włoskim, szwedzkim – „Protokóły mędrców Syjonu” wychodziły także w charakterze reprintów i przedruków  wydań z lat 20-tych.

Szczególnie szerokie rozpowszechnienie „Protokóły mędrców Syjonu” zdobyły w USA. Mimo  zakazu z 1927 roku, nakłady ich w różnych wydaniach posiadały masowy charakter. W jednym z  muzeów USA zapoznałem się z kolekcją „Protokółów” wydanych w tym kraju. Ilość ich i różnorodność wydań po prostu poraziły mnie!

Szerokie rozpowszechnienie „Protokółów mędrców Syjonu” w USA nie na żarty zaniepokoiło  koła żydowskie. W 1964 roku znowu oni wszczynają jeszcze jeden swojego rodzaju proces nad tym dokumentem.

W tym wypadku miejscem ich działania zostaje senat USA na posiedzeniach podkomitetu dla  problemów wewnętrznego bezpieczeństwa USA. Senatorzy z tego podkomitetu przygotowali referat pod nazwą „Protokóły mędrców Syjonu. Wytworzenie fałszywego <historyczny dokumentu> “.

W referacie komunikowało się o senackich przesłuchaniach w sprawie „Protokółów mędrców Syjonu” i przedstawiono „jednomyślną opinię” o ich sfałszowaniu. W przedmowie do referatu, podpisanego przez senatorów T. Doddoma i K. Kitingoma, wskazywano, że podkomitet, wielokrotnie zajmując się tym zagadnieniem uważa „Protokóły mędrców Syjonu” za jedną z form  „komunistycznej intrygi”. (88 th Congress. 2 d Session. Committee print. Protocols of the elders of Zion. A Fabricated „Historic” Document. A report prepared by the Subcommittee to investigate the administration of the internal security act and other internal security laws to the committee on the Judiciary United States senate. Washington, 1964. P. III.) „Protokóły” – pisali senatorzy – to jeden z fałszywych dokumentów, zawierający mit o „międzynarodowej żydowskiej zmowie”. Niedawno dokument, bardzo przypominający „Protokóły mędrców Syjonu”, został opublikowany w ZSRR jak część nieustającej kampanii przeciwko Żydom. Dokument, rozpowszechniany w ZSRR, utożsamia „międzynarodowe żydostwo“ z „międzynarodowym kapitalizmem“. (88 th Congress. 2 d Session. Committee print. Protocols of the elders of Zion. A Fabricated « Historic » Document. A report prepared by the Subcommittee to investigate the administration of the internal security act and other internal security laws to the committee on the Judiciary United States senate. Washington, 1964. P. III.)

Nie ma co i mówić, jak fałszywe i bezpodstawne było to twierdzenie amerykańskich senatorów. Jednak w takim samym duchu został wytworzony i cały senacki referat. Przypominając  stary żydowski mit o tym, że „Protokóły mędrców Syjonu” zostały stworzone przez rosyjską policję, senaccy falsyfikatorzy zmodernizowali go w tym sensie, że teraz ten dokument w Ameryce rozpowszechnia KGB.

W referacie przywodzone zostały opinie o „Protokółach mędrców Syjonu” dyrektora Federalnego Biura Dochodzenia (Federalne Biuro Śledcze) E. Hoovera i wicedyrektora Centralnej Agencji Wywiadowczej masona R. Helmsa, którzy bez mrugnięcia okiem związali je z komunistyczną Rosją i KGB.

Składając zeznanie w senackim podkomitecie dla spraw wewnętrznego bezpieczeństwia, R.Helms, oświadczył: „Rosjanie mają głębokie tradycje w sztuce fałszowania. Bardziej niż 60 lat wstecz carska zwiadowcza służba sfabrykowała dokument, nazwany „Protokółami mędrców Syjonu”. Później, w 1958 roku, został on wykorzystany przez organizatorów wojny psychologicznej dla rozpowszechnienia antysemityzmu. W latach 30-tych i 40-tych Hitler czerpał z „Protokółów medrców Syjonu” tezy do swojej propagandy. Na długo przed 1958 rokiem komuniści, tak samo jak i naziści, posiadali sztukę wytwarzania i wykorzystania zafałszowanych podróbek. (88 th Congress. 2 d Session. 1964. P. II.)

W tym samym duchu oszczerstwa i wręcz pełnego oszustwa zdarzały się i inne „świadectwa”, przywodzone w senackim referacie. Szczególnie, to w nim były wykorzystane materiały z książek profesora Uniwersytetu Kolumbijskiego Johna Kurtisa „Ocena Protokółów mędrców Syjonu”, w której autor przytaczał „wiedzę” o tym dokumencie, opartą na fałszywych oświadczeniach  świadków procesu berneńskiego – Burcewa, Nikołajewskiego i Swatikowa.

Na zakończeniu referatu senackiego podkomitetu mówiło się, że „wszyscy, którzy dezinformują Amerykanów rozpowszechniając „Protokóły mędrców Syjonu”, wyrządzają wielką szkodę walce amerykańskiego narodu przeciwko komunistycznej groźbie”. Senatorzy oświadczyli: „Szerzyciele „Protokółów mędrców Syjonu, to szerzyciele antyamerykańskich nastrojów … obrazoburcy amerykańskiego systemu”. (88 th Congress. 2 d Session. P. 3.)

Referat podkomitetu dla spraw wewnętrznego bezpieczeństwie został przekazany do komitetu spraw prawa sądowego i zaaprobowany przez jego członków. Tym sposobem, oparta na oszustwie i fałszywych świadectwach senacka ocena „Protokółów” stała się oficjalnym stanowiskiem rządu USA.

Izraelickie koła nigdy nie przestały odnawiać i rozwijać mitu o „Protokółach mędrców Syjonu”. Regularnie, co kilka lat, prawie w każdym kraju ukazują się nowe książki i artykuły, starające się  zafałszować prawdziwe pochodzenie „Protokółów”, przerzucić odpowiedzialność za ich stworzenie na rosyjski wywiad i szkodliwych antysemitów.

W naszych czasach jedną z takich publikacji była, wydana w 1993 roku w języku rosyjskim książka S. Dudakowa „Historia jednego mitu. Antysemicka literatura XIX-XX wieków w Rosji i `Protokóły Sionskich mędrców`“. Finansował wydawanie najwybitniejszy żydowski finansowy aferzysta, rusofob, mason D. Soros.

Dudakow jeszcze raz powtórzył wszystkie zmyślenia, domysły i fałszywe świadectwa swoich ideologicznych poprzedników o „Protokółach ,mędrców Syjonu”, dodawszy z siebie oskarżenia o chrześcijański antysemityzm najbardziej wielkich klasyków literatury rosyjskiej Puszkina i Gogola. Wynajdując antysemickie linijki w dziełach wielkich pisarzy, towarzysz broni Sorosa pożalił się na „nieobecność pozytywnego obrazu Żyda w twórczości wielkich pisarzy”.

Jednak płomiennemu Żydowi tego było za mało, i począł dowodzić antychrześcijańskiego i antyprawosławnego sedna „Protokółów mędrców Syjonu”. I w tym z nim zgodzi się każdy chrześcijanin, gdyż całkowicie jest widoczne, że te „Protokóły”, to pamflet, przedstawiający, w literacko-publicystycznej formie, program walki z  cywilizacją chrześcijańską.

Najlepiej o „Protokółach mędrców Syjonu”, jako o programie walki z chrześcijańską cywilizacją wypowiedzieli się rosyjscy święci i asceci pierwszej połowy XX wieku – Św. Jan Kronsztadzki, Św. Władimir, metropolita Kijowski i Galicki; arcybiskup Nikon (Rożdiestwienski), metropolita Antoni (Chrapowicki); ich drogocenne  słowa przyprowadzałem w poprzednich rozdziałach.

W końcu XX wieku swoje ważkie słowo o „Protokółach” powiedział jeszcze jeden wielki asceta kościoła rosyjskiego – metropolita Sankt‑Petersburski i Ładoski Jan (Snyczew).

Przytaczam jego opinię:

„ … i oto przyszedł na świat najciekawszy dokument. On szeroko znany jest światu pod nazwą  „Protokóły mędrców Syjonu”. Być może żaden inny dokument nie wywoływał w ciągu ostatnich osiemdziesięciu lat tak wściekłych sporów. Tak i nietrudno o spory – w nim szczegółowo i jednocześnie niezwykle treściwie przedstawiony jest plan zdobycia panowania nad światem, tak cyniczny i podły, z tak jawną pogardą dla ludzi i szczerym pokłonem dla  zła, tak zręcznie sformułowany, że aż nie można dać wiary w istnienie organizmu, w wnętrzu którego mogła znaleźć swoje uosobienie tak straszna idea.

Jedni historycy bezwarunkowo uznają autentyczność „Protokółów”. Inni natomiast  bezwarunkowo jej przeczą. Jestem daleki od tego, żeby zostać arbitrem w tym sporze. Historia pojawienia się „Protokółów” jest niezwykle splątana. <…> Nas, zresztą, zaciekawia coś innego: oryginalne są „Protokóły” albo i nieoryginalne, a już osiemdziesiąt lat przeszło od ich opublikowania, dają obfity materiał do rozmyślania, gdyż historia świata, jakby słuchając rozkazu niewidocznego dyktatora potulnie torowała swoje kapryśne ścieżki w zadziwiającej, drobiazgowej zgodności z planem, przedstawionym na stronach tych „Protokółów”. Nie ominęła tym razem  ogólna zła dola i Rosji.

Osądźcie samie.

Anonimowi autorzy dokumentu ogłaszają: „Nasze hasło, to siła i obłuda. Przemoc powinna być zasadą, chytrość i obłuda – zasadą … żeby szybciej osiągnąć cel, niezbędne jest nam udawać zwolenników i stronników problemów społecznych … szczególnie tych, które mają za zadanie poprawę doli biednych, ale w rzeczywistości nasze dążenie powinno ciążyć do opanowania i kierowania ruchem opinii publicznej … posługiwać się takim obrazem możemy, kiedy życzymy sobie wzburzyć masy. Użyjemy ich w charakterze narzędzia dla obalenia tronów (Rosja) i dla rewolucji, i każda z tych katastrof ogromnym krokiem będzie wzmagać naszą sprawę i zbliżać do celu – władzy nad całą ziemią”.

Najważniejszą podstawę swego powodzenia „mędrcy” widzą w tym, żeby zburzyć i sprofanować narodowe świątynie narodu. „Niezbędne jest dla nas zniszczyć całkowicie wiarę, wyrwać z umysłu ludzi zasadę Bóstwa i Ducha i wszystko to zastąpić matematycznymi rozparawami, materialnymi potrzebami i interesami … Zatroszczymy się, aby dyskredytować kapłaństwo … z każdym rokiem wpływ duchownych na narody upada – wszędzie ogłaszać będziemy wolności – a więc, tylko już niewiele lat oddziela nas od chwili pełnej katastrofy wiary chrześcijańskiej, najniebezpieczniejszej dla nas przeciwniczki …”

Tym, którym pamiętna jest straszna i stanowcza rola, odegrana przez środki masowego przekazu w naszej niedawnej przeszłości, dość ciekawie będzie zapoznać się z poniżej przytoczonymi wierszami, napisanymi przez „mędrców Syjonu” sto lat temu wstecz: „Jeżeli złoto jest pierwszą siłą na świecie, to prasa jest drugą. Osiągniemy nasz cel tylko wtedy, gdy prasa będzie w naszych rękach. Nasi ludzie powinni kierować codziennymi wydawnictwami. My jesteśmy chytrzy, zręczni i posiadamy pieniądze, z których umiemy korzystać dla osiągania naszych celów. Nam są potrzebne duże polityczne wydania gazet, które tworzą opinię publiczną, uliczną literaturę i scenę. Tą drogą, krok za krokiem, wyprzemy chrześcijaństwo i podyktujemy światu, to w co on powinien wierzyć, co szanować, co przeklinać. Z prasą w rękach możemy nieprawe zwrócić w prawe, hańbę – w uczciwość. Możemy nanieść pierwsze uderzenie na, do tego dnia jeszcze świętej instytucji,  systemowi rodzinnemu, który niezbędne jest doprowadzić do rozkładu. Wtedy będziemy w stanie wyrwać z korzeniem wiarę w to, co do tej pory było błogosławione … i w zamian tego wychować armię ogarniętą namiętnościami … możemy otwarcie wypowiedzieć wojnę temu  wszystkiemu, co teraz szanują i co jeszcze czczą nasi wrogowie. Stworzyliśmy szaloną, brudną, wstrętną literaturę, szczególnie w krajach, nazywanych przodującymi … nasza ręka dotknęła wykształcenia i wychowania,  kamieni węgielnych  społecznego życia. Ogłupiliśmy, odurzyli i zdeprawowali młodzież …”

Dla zwolenników konkretnych faktów powiemy, że „Protokóły” przepowiedziały wojny światowe, polityczną formę urządzenia państw na dziesięciolecia wprzód, przebieg rozwoju światowej ekonomiki, linie kredytowe polityki finansowej i mnóstwo innych szczegółów życia  „społeczności światowej” z wstrząsającą ścisłością. Oto obraz politycznej zagłady niezależnego narodowego państwa, opisany w „Protokółach” dla końca przeszłego wieku. Porównajcie to z tym, co odbywa się teraz w Rosji:

„Kiedy wprowadziliśmy w państwowy organizm truciznę liberalizmu, cały jego polityczny kompleks zmienił się: państwa zachorowały na śmiertelną chorobę – rozkładem krwi. Pozostaje  czekać na koniec ich agonii. Z liberalizmu rodziły się konstytucyjne państwa … lecz konstytucja, jak wam dobrze wiadomo, jest nie coś innego, jak szkoła rozdrażnień, niezgody, sporów, braku zgody, niepłodnych partyjnych agitacji – jednym słowem, szkoła wszystkiego, co pozbawia indywidualności w działaniu państwa. Parlamentarna trybuna nie gorzej od prasy przygotowała rządy do bezczynności i do niemocy … wtedy zastąpiliśmy rząd jego karykaturą – prezydentem, wziętym z tłumu, ze środowiska naszych kreatur …

Wszystkie państwa są zamęczone, one wzywają do spokoju, gotowe dla pokoju poświęcać wszystko; ale nie damy im pokoju, na razie one nie uznają naszego internacjonalnego ponadrządu otwarcie, z uległością”.

Każdy rozumny człowiek wyciągnie wniosek sam. Od swojej strony zaznaczę, że destrukcyjne zasady, wyrażone w cytowanych wyżej fragmentach z wzmiankowanego dokumentu, nie tylko nie przeżyły się, ale uzyskały uściślenie i rozwój w naszych dniach. Przy czym obecnie czasami to odbywa się całkowicie otwarcie, na najwyższym politycznym poziomie”.

„Wersję o sfałszowaniu „Protokółów“ przez carską Ochranę – zaznaczał metropolita Jan – teraz już można uważać praktycznie za nie wytrzymującą krytyki – w niej jest za wiele widocznych niedorzeczności. Co się zaś tyczy twierdzenia o tym, że jakoby „Protokóły” stały się  podstawą dla zniszczenia przez faszystów milionów niewinnych ludzi, to jest ono dla mnie nowe. Ten argument obliczony na emocjonalne, a nie racjonalne, postrzeganie i nie ma dla niego wystarczających podstaw. Czy można mówić, że masowe ludobójstwo, dokonane przez nazistów na ludziach Rosji, jest  jednym z elementów realizacji planu, opisanego w „Protokółach“? Tam przecież zapowiedziano destrukcyjne wojny światowe. Jeżeli zaś rzecz idzie o prześladowanie z powodów narodowych – Żydów, Cyganów, Rosjan albo Polaków – to zostały te prześladowania uwarunkowane nie „Protokółami“ lecz rasową i ideologiczną doktryną nazizmu. Przy tym nie trzeba upraszczać zagadnienia utrzymując, że na podstawę tej doktryny posłużyły najrozmaitsze elementy – od filozofii Fridricha Nietzsche do kulturologicznych badań Hustona Stewarta Chamberlaina. Jeżeli Alfred Rosenberg, główny ideolog niemieckiego faszyzmu, w swoich pracach powołuje się na „Protokóły“, to jeszcze nie powód do tego, aby z tego wyciągać jakiekolwiek wnioski.  On powołuje się też na Marksa i na Dostojewskiego … » [Jan (Snyczew), metropolita Sankt-Petersburski i Ładoski - „Bitwa za Rosję”. Saratów, 1993. str. 31-34; „Ja nie polityk, jam pasterz”, Radziecka Rosja. 11.6.1993.]

 

http://www.gazetawarszawska.com/index.php/historia-2/969-oleg-antonowicz-platonow-zagadka-protokolow-medrcow-syjonu-cierniowy-wieniec-rosji-wstep

http://www.gazetawarszawska.com/index.php/historia-2/970-oleg-antonowicz-platonow-zagadka-protokolow-medrcow-syjonu-cierniowy-wieniec-rosji-tom-6-czesc-i

http://www.gazetawarszawska.com/index.php/historia-2/971-oleg-platonow-zagadka-syjonskich-protokolow-rozdzial-2

 

http://www.gazetawarszawska.com/index.php/historia-2/972-oleg-antonowicz-platonow-zagadka-protokolow-medrcow-syjonu-cierniowy-wieniec-rosji-tom-6-czesc-iii-bernenski-proces-swiatowy-zydowski-falsz

http://www.gazetawarszawska.com/index.php/historia-2/973-zagadka-protokolow-medrcow-syjonu-cz-4-cierniowy-wieniec-rosji-tom-6-czesc-iv

http://www.gazetawarszawska.com/index.php/historia-2/974-oleg-platonow-zagadka-protokolow-medrcow-syjonu-czesc-v-imperium-swiatowych-dzialan-zakulisowych

 

http://www.gazetawarszawska.com/index.php/historia-2/975-oleg-platonow-zagadka-protokolow-medrcow-syjonu-czesc-v-imperium-swiatowych-dzialan-zakulisowych-2

 https://wolna-polska.pl/wiadomosci/oleg-platonow-zagadki-protokolow-medrcow-syjonu-calosc-2018-05

 

 


People in this conversation

Comments (2)

Rated 0 out of 5 based on 0 voters
This comment was minimized by the moderator on the site
Guest
This comment was minimized by the moderator on the site

? Po kiego to wkleiłeś, zabłądziłeś, czy myślisz, że wszyscy czytają "pa ruski"?

Guest
There are no comments posted here yet

Leave your comments

  1. Posting comment as a guest. Sign up or login to your account.
Rate this post:
0 Characters
Attachments (0 / 3)
Share Your Location